statsy

wtorek, 31 marca 2009

Kościół Katolicki widziany oczami ateisty

Fédération Internationale des Échecs (FIDE) to zacofana organizacja, zupełnie nie pasująca do dzisiejszych czasów. Przecież te stare pryki z FIDE stawiają szachistom wymagania wzięte z sufitu. Co prawda przyspieszyli nieco tempo klasyczne, nie ma już odkładania partii z zapisywaniem ruchu do koperty, ale za to wprowadzili te idiotyczne zegary Fischera z dodawaniem czasu po każdym posunięciu, w rezultacie czego szachiści często grają partię po sześć godzin albo dłużej. Do czego to podobne? Cały świat przyspiesza we wszystkich dziedzinach, a te dupki tkwią w mrokach zabobonów.

Albo te ich śmieszne reguły - że dotknięta idzie, że nie wolno gadać, że trzeba prowadzić zapis. Dlaczego dotknięta ma iść? Dlaczego wymagać od szachistów aż takiej odpowiedzialności za podejmowane decyzje? W dzisiejszych czasach? To przecież nawet banki nie odpowiadają za to, że narobią wałków na dziesiątki czy setki miliardów, a tu dotknięta idzie - czy my żyjemy w średniowieczu?

Albo weźmy kwestię tytułów arcymistrzowskich. Gdzie są czarnoskórzy arcymistrzowie? Jest jeden Maurice Ashley ale to Afroamerykanin. A gdzie są arcymistrzowie Afroafrykanie? Jak w dzisiejszym, racjonalnym i nowoczesnym świecie można trzymać się tych przedpotopowych reguł, w myśl których, aby uzyskać tytuł GM-a, trzeba zdobyć trzy wyśrubowane normy i do tego mieć odpowiednio wysoki ranking? To jest żenujące.

A całe to motto FIDE - Gens una sumus. Co to znaczy, że oni są jedną rodziną? Czyli co? Zamykają się w swoim środowisku? Nie są otwarci na innych? Może oni nie tolerują innych, co?

W dupie ich mam. Niech się kiszą w tym swoim obskuranckim środowisku, niech sobie kultywują te swoje śmieszne gusła. Świat szybko idzie naprzód i takie Matuzalemy jak ci szachiści z ich archaiczną organizacją szybko znikną z powierzchni ziemi.

-----------------------------------------------------------------------------------

*Coś mi się pochrzaniło z tytułem, ale niech już tak zostanie :-)

środa, 25 marca 2009

Wyrzekanie się - ścinki

W książce I człowiek stworzył bogów... Pascal Boyer stawia tezę, że moralność jest rezultatem ewolucji, podobnie zresztą jak religia. A zatem, powiada Boyer, nie było tak, że jakiś człowiek czy grupa ludzi, wymyślili zasady moralne i religię. Moralność i religia są efektem ucierania się ludzkości przez tysiące lat. Dużo wcześniej podobne stanowisko w kwestii moralności zajmował David Hume, który w Traktacie o naturze ludzkiej stwierdził, iż reguły moralności nie są konkluzjami wysnutymi przez nasz rozum.

Friedrich August von Hayek w Zgubnej pysze rozumu utrzymuje ponadto, że wytworami ludzkiego umysłu nie są instytucje takie jak język, pieniądz, wolność, własność i sprawiedliwość - wszystko to jest dla Hayeka odrębnym równoległym wyposażeniem przekazanym mu [ludzkiemu umysłowi] przez ewolucję kulturową.

Hayek w eseju Dlaczego nie jestem konserwatystą napisał o sobie, że jest zatwardziałym Starym Wigiem - z naciskiem na "starym", ale on, sytuując się bliżej admiratorów demokracji niż Mises, Nozick czy - nie daj Bóg - Rothbard, dla statystycznego czytacza gazet - oglądacza telewizji - blogera - zwolennika PiS-u, PO czy czegoś podobnego - wyborcy - entuzjasty wojenek wszczynanych przez Palikota, Kurskiego czy Leppera, tak czy siak jest diabłem wcielonym fundamentalnej prawicy. Dlaczego? Ano dlatego, że Hayek nie wierzy w boską moc ludzkiego umysłu, co w świetle faktu, iż Hayek nie wierzy również w Pana Boga, dla statystycznego czytacza gazet - oglądacza telewizji - blogera - zwolennika PiS-u, PO czy czegoś podobnego - wyborcy - entuzjasty wojenek wszczynanych przez Palikota, Kurskiego czy Leppera, jest rzeczą absolutnie niezrozumiałą. W Zgubnej pusze rozumu Hayek pisze tak:

Muszę wyznać, iż zawsze śmieszy mnie, że książki na temat ewolucji, nawet te napisane przez wybitnych uczonych, kończą się nader często apelem, który uznając, iż dotychczas wszystko rozwijało się dzięki procesowi spontanicznego tworzenia się ładu, w sytuacji, gdy wszystko stało się tak skomplikowane, wzywa rozum do przejęcia sterów i pokierowania przyszłym rozwojem wydarzeń.

W Konstytucji wolności Hayek pokazuje, w jaki sposób ludzie wierzący w boską moc rozumu ludzkiego, realizują swoje idee. Hayek pisze:

Interesującym przejawem rosnącego wpływu tej racjonalistycznej koncepcji jest coraz częstsze zastępowanie we wszystkich znanych mi językach słowa "moralny" lub po prostu "dobry" - słowem "społeczny".

Dzisiaj mamy sumienie społeczne, solidarność społeczną, zasady społeczne no i przede wszystkim osławioną sprawiedliwość społeczną. Wydaje się, że admiratorom terminu społeczny idzie o to, że działania ludzi rodzą określone skutki dla innych ludzi, co jest oczywiste, ale admiratorom terminu społeczny idzie o coś więcej, mianowicie o to, że - jak pisze Hayek - Trzeba kierować się w postępowaniu nie tylko tradycyjnymi zasadami, lecz uwzględniać konkretne konsekwencje działań. Mówią więc w istocie, że naszym działaniem powinno kierować pełne zrozumienie mechanizmu procesu społecznego, a naszym celem powinno być osiągnięcie - na podstawie świadomej oceny konkretów sytuacji - przewidywalnego wyniku, który określają jako "dobro społeczne".

Mówiąc innymi słowy, admiratorom terminu społeczny chodzi o to, że ludzie powinni kierować się nie zasadami wypracowanymi przez społeczeństwo, czyli czymś, co jak najbardziej jest produktem bezosobowego procesu społecznego, tylko powinni opierać się na swej osobistej ocenie konkretnych przypadków. Oczywiście w praktyce wygląda to tak, że kierownicy kuli ziemskiej narzucają ludziom zasady sprzeczne z zasadami wypracowanymi sobie przez społeczeństwo składające się z ludzi realizujących swoje osobiste cele, a narzucają te zasady sprzeczne z zasadami wypracowanymi przez społeczeństwo po to, by ludzie działali dla dobra społeczeństwa. Mówiąc jeszcze inaczej - kierownicy kuli ziemskiej zabraniają ludziom realizowania ich, ludzi, osobistych celów, i nakazują realizowanie celów społecznych.

Dlaczego kierownicy kuli ziemskiej postępują tak, jak postępują? W literaturze znajdujemy dwie odpowiedzi na to pytanie. Pierwsza odpowiedź jest taka, że kierownicy kuli ziemskiej kręcą swoje prywatne lody, a po to, żeby móc je skutecznie kręcić, muszą przemieniać całe społeczeństwa w bydło hodowlane. To wyjaśnienie przekracza jednak możliwości pojmowania świata, którymi to możliwościami dysponuje statystyczny czytacz gazet - oglądacz telewizji - bloger - zwolennik PiS-u, PO czy czegoś podobnego - wyborca - entuzjasta wojenek wszczynanych przez Palikota, Kurskiego czy Leppera, zajmiemy się zatem wyjaśnieniem drugim, żeby ociężałe a szlachetne umysły też mogły sobie powiesić komentarze pod tą notką. To drugie wyjaśnienie da się zamknąć a jednym zdaniu: kierownicy kuli ziemskiej postępują, jak postępują, dla dobra społecznego. Zwolennik tego wyjaśnienia musi uznać dwie rzeczy: a) że centralne planowanie jest skuteczne, b) że kierownikami kuli ziemskiej są ludzie kompetentni w kierowaniu całymi społecznościami.

Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, iż trudno dzisiaj o zwolennika centralnego planowania, bowiem centralne planowanie zostało wystarczająco skompromitowane w III Rzeszy, w Związku Sowieckim, w Chinach, w Kambodży, w Korei Północnej czy na Kubie. A jednak zwolenników centralnego planowania jest mnóstwo, z tym, że dzisiaj nie nazywa się ich stalinistami czy narodowymi socjalistami - dzisiaj nazywa się ich miłośnikami państwa opiekuńczego. Niegdysiejsi stalinowcy, narodowi socjaliści czy maoiści, dzisiaj są zwolennikami przymusowych szczepień, przymusowej zunifikowanej edukacji czy przymusowych ubezpieczeń. Są ludźmi, którzy albo wierzą w boską moc państwa (ale nie dlatego, że się Hegla naczytali, tylko dlatego, że oglądają telewizję), albo wręcz unifikują się z państwem. Jedni i drudzy podpadają pod termin człowiek masowy, który to termin wymyślił Jose Ortega y Gasset. Gasset pisze w Buncie mas:

Współczesne państwo jest najbardziej rzucającym się w oczy i najszerzej znanym wytworem cywilizacji. Rzeczą nadzwyczaj interesującą jest obserwowanie postawy, jaka wobec państwa przyjmuje człowiek masowy. Widzi je, podziwia,. wie, że jest czymś zastanym, zapewniającym mu bezpieczne życie; ale nie zdaje sobie sprawy z tego, iż jest to twór ludzki; przez pewnych ludzi wymyślony i oparty na pewnych założeniach i cnotach, które niegdyś w ludziach tkwiły, a które jutro mogą z nich wyparować. Z drugiej strony człowiek masowy widzi w państwie anonimową władzę, a ponieważ sam czuje się istotą anonimową, pospolitą, wierzy, iż państwo jest czymś, co do niego należy. Przypuśćmy, że w życiu publicznym jakiego.ś kraju pojawiają się trudności czy konflikty; człowiek masowy domaga się natychmiast, by państwo się tym zajęło, by bezpośrednio, za pomocą będących w jego dyspozycji potrzebnych środków rozwiązywało wszelkie problemy. (...)

Masa powiada: "Państwo to ja", a to jest całkowitym błędem. Państwo jest masą jedynie w tym sensie, w jakim można powiedzieć o dwu ludziach, że są identyczni, ponieważ ani jeden, ani drugi nie ma na imię Jan. Współczesne państwo łączy z masami jedynie ich anonimowość.

Człowiek masowy, czyli statystyczny czytacz gazet - oglądacz telewizji - bloger - zwolennik PiS-u, PO czy czegoś podobnego - wyborca - entuzjasta wojenek wszczynanych przez Palikota, Kurskiego czy Leppera, wyrzeka się swojego życia, oddaje kompetencje w ręce państwa, czyli w ręce kierowników kuli ziemskiej będących państwa emanacją. Człowiek masowy nie realizuje swoich celów - on ufa, że cele mu wyznaczone są dla niego najlepszymi celami. To wyrzekanie się swojego życia, rezygnacja ze swoich celów, odbywają się na różnych poziomach. Popatrzcie na tem film i posłuchajcie, w jaki sposób polski minister tłumaczy młodemu człowiekowi, dlaczego on, młody człowiek, nie może założyć firmy dostarczającej listy - wypowiedź Grada mówi więcej, niż całe to moje pisanie (wskazany fragment zaczyna się od 23 min. 22 sek.).

wtorek, 24 marca 2009

Głęboka wiara intelektualistów

Intelektualistom bardzo podoba się, kiedy Kościół powiada, że trzeba zapewnić ludziom godziwą płacę, że trzeba skończyć z lustracją, że nie powinno być kary śmierci i że trzeba dążyć do zjednoczonej Europy. Natomiast bardzo nie podoba się intelektualistom, kiedy Kościół występuje przeciwko zabijaniu dzieci nienarodzonych, przeciwko eutanazji i przeciwko parzeniu się na prawo i lewo. Intelektualiści są oburzeni, kiedy Kościół zakazuje stosowania środków antykoncepcyjnych, a niektórzy intelektualiści utrzymują nawet, iż Kościół, zakazując stosowania gumek, bierze na siebie odpowiedzialność za śmierć tysięcy czy milionów ludzi.

To jest ciekawa sprawa, bo gdyby tak pewnego dnia ludziom coś się porobiło i zaczęli przestrzegać nauk Kościoła, to jakim cudem nabywaliby HIV-a? Chyba by nie nabywali, co? W każdym razie nie w drodze seksualizowania się.

Wydaje się jednak, że intelektualiści nie mogą po prostu stwierdzić, iż wystarczy stosować się do nauk Kościoła, czyli nie seksualizować się przed ślubem, a po ślubie seksualizować się jedynie z małżonkiem i problem z nabywaniem HIV-a zniknie. Intelektualiści muszą, i mniejsza teraz o to, z jakich powodów muszą, argumentować w tę stronę, że ludzie są jacy są i lubią parzyć się na prawo i lewo, wobec czego nauki Kościoła są o kant dupy potłuc. W tej sytuacji właściwie nie ma już co mędrkować - skoro ludzie lubią parzyć się na prawo i lewo, to będą nabywać HIV-a i tyle.

A, jeszcze jedno - są i tacy intelektualiści, którzy głęboko wierzą w to, że najlepszym rozwiązaniem jest obdzielanie parzących się na prawo i lewo ludzi kondomami.

poniedziałek, 16 marca 2009

Racjonaliści i utopiści

Szczęście dla wszystkich ze szkodą dla każdego.

Autorem tych słów jest André Gide. Nie mam pojęcia, w jakim kontekście Gide to powiedział, w każdym razie wyczytałem gdzieś, że sentencję tę zanotowała Maria van Rysselberghe.

***

Na początek pewne zastrzeżenie. Otóż nie jest to tekst dla tych szlachetnych umysłów, które czytając to, co ja piszę, odczuwają niepokój i jedyne, na co je stać, to stawianie pytań w rodzaju: a jak wyglądałaby edukacja, gdyby nie było państwa, a jak łapano by złodziei, a kto budowałby drogi, a czy byłby prąd elektryczny. Powtarzam, to nie jest tekst dla tych szlachetnych umysłów.

No, w ten sposób pytania przynależne dzieciom mamy z głowy.

Jeszcze mała uwaga - pisanie z pozycji ekstremalnych jest świetnym ćwiczeniem, bo trzeba trzymać formę, a przecież między innymi o trzymanie formy chodzi. Ponadto pisanie z pozycji ekstremalnych może być dobrym fundamentem dla rzetelnej gaduły. Wreszcie pisanie z pozycji pozycji ekstremalnych oraz gaduła pod tym pisaniem, obnażają. Kogo obnażają? Co obnażają? Tkaj, tkaczu wiatrów :-)

Dobra, idzie o to, że dyskusje w salonie24 (który zupełnie już pada na pysk, mówię o stronie technicznej) pokazują, iż ludzie, poza wszystkimi innymi podziałami, dzielą się na racjonalistów i utopistów. Oczywiście ludzie dzielą się na racjonalistów i utopistów także poza salonem24, ale w salonie24 podział ten jest bardzo widoczny, gdyż tutaj ludzie nie robią niczego innego, tylko piszą notki i komentarze, czyli wyrażają swoje opinie, a na mieście wiadomo, jak jest - na mieście ludzie mają żony, chodzą do roboty, remontują mieszkania, kłócą się z kochankami i uprawiają działki.

Gdyby chcieć zwulgaryzować temat, można by napisać jakoś tędy:

Jest grupa gości, którzy coś tam sobie czytają, coś tam móżdżą, coś tam piszą, a kiedy spotykają się na piwie, to mówią tak: - Kurwa (tak właśnie mówią - kurwa - bo to tacy ludzie są), żeby tak coraz mniej nas kroili i pozwalali dobrze, po swojemu żyć!

Jest też grupa takich gości, którzy coś tam sobie czytają, coś tam móżdżą, coś tam piszą, a kiedy spotykają się na piwie, to mówią tak: - O jeju, żeby tak jeszcze bardziej nas kroili, po to, żeby ludzkość mogła godnie żyć!

Tak można by napisać, gdyby chcieć zwulgaryzować temat. Można jednak napisać nieco inaczej, bez wulgaryzowania i bez tak ostrego, jak w pierwszym przypadku, ścinania zakrętów. Ten niewulgarny tekst mógłby pójść mniej więcej tędy:

Utopiści uważają, że nie ma sensu wymyślać jakichś kosmicznych celów i że wystarczy, jak głosi sentencja, którą Nicpoń trzymał na swoim blogu, że każdy pomyśli o sobie, a wtedy o każdym będzie pomyślane. Utopiści wiedzą, że ludzie bardzo różnią się od siebie wzajemnie i że nikt nie ma pełnej wiedzy o wszystkim, wobec czego ich zdaniem nie ma sensu istnienie instytucji takiej, jak kierownik kuli ziemskiej. Utopiści nie zwracają sobie dupy tym, jak powstaje ołówek. Utopiści nie mają zielonego pojęcia o tym, że aby wyprodukować ołówek, trzeba ściąć cedr rosnący w północnej Kalifornii lub w Oregonie, że do tego potrzebne są jakieś piły i liny, a później - do transportu - jakieś ciężarówki, a liny robi się z konopi, a ciężarówki z miliona innych rzeczy, a później trzeba pociąć cedr na deski, a robotnicy piją kawę uprawianą w Brazylii, a na Cejlonie trzeba wydobyć grafit, poddać go wielu skomplikowanym procesom po to, żeby powstał rdzeń do ołówka, a jeszcze cynku i miedzi trzeba nakopać, żeby z nich mosiądz zrobić i mieć mosiężną skuwkę, a do tego jeszcze gumka potrzebna, gumka z faktysu, czyli kauczuku olejnego, a żeby mieć ten faktys, to trzeba chlorkiem siarki potraktować dojrzałe ziarna oleiste z Indonezji. Utopiści tego wszystkiego nie wiedzą i nie interesują się tym. Im wystarcza, że ołówek można kupić w sklepie.

Racjonaliści z kolei zarzucają utopistom, że ci, domagając się wolnego rynku, błędnie zakładają, iż człowiek zawsze postępuje racjonalnie i że ma wszystkie informacje do racjonalnego działania niezbędne. Postawa racjonalistów jest oczywiście zwykłym waleniem w słomianego luda, tyle, że racjonaliści tego nie wiedzą, co jest skutkiem braku erudycji racjonalistów, powszechnie znanych jako miłośnicy państwowych przymusowych szkół.

Ci sami racjonaliści gotowi są nawet honorowo oddać krew w obronie instytucji kierownika kuli ziemskiej, gdyż, zdaniem racjonalistów, kierownicy kuli ziemskiej działają racjonalnie, w związku z czym powinni mieć prawo ustalać, jak ludzie mają żyć i prowadzić ludzi do szczęśliwości doczesnej (bo przecież nie do wiecznej).

Czy zatem z tego wszystkiego nie wynika, że racjonaliści, raz utrzymujący, że człowiek nie może działać racjonalnie, innym znowu razem obstający przy tym, że kierownicy kuli ziemskiej, opierając się na potrzebnych informacjach, jednak racjonalnie działają, nie są po prostu chorzy psychicznie? Otóż niekoniecznie. Jest prosty sposób na obronę stanowiska racjonalistów, sposób, który można streścić w jednym zdaniu: ludzie owszem, są w stanie działać racjonalnie, ale tylko niektórzy.

W ten sposób racjonaliści dzielą się na dwie grupy - psycholi oraz piewców nadczłowieka, czy, mówiąc inaczej, wyższej rasy. Najśmieszniejsze, że żaden racjonalista nie przyzna się, iż należy do którejkolwiek z tych grup. Gdyby jednak znalazł się jakiś odważny Nietzsche, to ciekawe kto jest dla niego tym nadczłowiekiem - Waldemar Pawlak? Donald Tusk? Eugeniusz Kłopotek? Przemysław Gosiewski? Julia Pitera? Jeszcze ktoś inny? I drugie pytanie: jaki jest najlepszy sposób na wyselekcjonowanie tych nadludzi - wybory powszechne?

sobota, 14 marca 2009

Referat z Hayeka*

Frank Plumpton Ramsey, zanim umarł w wieku 27 lat, napisał był, że nie ma poznania poza nauką. Gdyby żył dłużej, to być może wycofałby się z tego twierdzenia, ale nie możemy tego wiedzieć. W każdym razie Friedrich August Hayek, który żył o wiele dłużej niż Ramsey, upierał się, iż naukowa wiedza nie wyczerpuje nawet całej wyartykułowanej i świadomej wiedzy, z której społeczeństwo ciągle korzysta. I dodawał, że nie ma czegoś takiego, jak suma wiedzy, albowiem istnieje tylko wiedza poszczególnych ludzi. Idąc za Normanem Whiteheadem, Hayek stwierdza:

Można rzec, że cywilizacja zaczyna się, gdy człowiek w dążeniu do swoich celów może wykorzystać więcej wiedzy, niż sam zdobył i gdy przekracza granice swojej ignorancji, korzystając z wiedzy, której sam nie posiada.

O to właśnie chodzi - nikt nie wie wszystkiego, a mnóstwo utopii przyjmuje właśnie założenie, iż ludzie dysponują wiedzą doskonałą. Żeby było śmieszniej - wielu nowoczesnych erudytów, absolwentów i admiratorów państwowych szkół, zarzuca autorom szkoły austriackiej, iż ci budują utopijne modele oparte na założeniu, że ludzie zawsze postępują racjonalnie i że posiadają wszystkie potrzebne im do sprawnego funkcjonowania informacje.

Nie cała zatem wiedza jest wiedzą naukową i nie ma czegoś takiego, jak suma wiedzy. Są jednak ludzie, którzy wierzą w wiedzę, którzy są przekonani, że wiedza pozwoli ludzkości wszystko zrozumieć i, że tak powiem, poukładać sprawy tak, jak powinny być poukładane. Ludzie ci nie zdają sobie sprawy z tego, że im więcej ludzie wiedzą, tym większy obszar uzmysłowionej niewiedzy odsłania się przed nimi. Są to ludzie wierzący w to, że, jak pisze Hayek, obszar naszej niewiedzy stale się zmniejsza, możemy więc zmierzać do bardziej wszechstronnego i świadomego sterowania wszelką ludzką działalnością. I dodaje: To dlatego ludzie odurzeni postępem wiedzy tak często stają się wrogami wolności.

(wyróżnienie moje)

Hayek cytuje fragment z Freedom, Authority and Decentralization B. E. Kline'a i N. H. Martina:

Głównym atrybutem hierarchii kierowniczej czy dowolnej grupy w naszym społeczeństwie nie jest wiedza, lecz niewiedza. Weźmy pod uwagę, że każdy człowiek ma wiedzę tylko o ułamku tego, co się wokół niego dzieje. Wiele z tego, co człowiek wie lub w co wierzy, okaże się fałszywe raczej niż prawdziwe. (...) Zawsze o wiele więcej się nie wie, niż wie, i dotyczy to zarówno każdej pojedynczej osoby w łańcuchu władzy, jak całej organizacji. Możliwe więc, że organizując się w hierarchiczną strukturę władzy w celu zwiększenia skuteczności działania, w rzeczywistości instytucjonalizujemy niewiedzę.

Mówiąc o postępie cywilizacyjnym Hayek podkreśla, że rzecz nie polega na tym, iż paru mądrych gości układa świetne plany, które później są realizowane, bowiem najlepsze idee nie są rezultatem refleksji instytucji odpowiedzialnych za wymyślanie najlepszych idei - najlepsze idee tworzą pojedynczy ludzie. William Arthur Lewis pisze o tym tak:

Ci nowatorzy zawsze są w mniejszości. Nowe idee wprowadzane są do praktyki przez jedną, dwie, najwyżej parę osób, czy to będą nowe rozwiązania w technice, nowe formy organizacji, nowe produkty czy inne nowości. Idee te mogą szybko przejąć pozostali ludzie. Ale najczęściej spotykają się ze sceptycyzmem i niedowierzaniem i początkowo tylko bardzo powoli torują sobie drogę, jeśli w ogóle to im się udaje. Po pewnym czasie okazują się przydatne i zostają zaakceptowane przez coraz więcej ludzi. Dlatego często się mówi, że zmiana jest dziełem elity, a jej zasięg zależy od jakości przywództwa w społeczności. Pozostaje to prawdą, jeśli oznacza tylko tyle, że większość ludzi nie jest odkrywcza, a jedynie naśladuje to, co robią inni. Natomiast byłoby błędem, gdyby wnioskować stąd, że wszystkie nowe idee tworzy jakaś określona klasa czy grupa ludzi. (...) Zbiorowa ocena nowych idei jest tak często błędna, że można twierdzić, iż postęp zależy od tego, czy jednostki mają swobodę obrony własnych sądów wbrew zbiorowej dezaprobacie. (...) Przyznanie monopolu decyzji rządowemu komitetowi miałoby obie te wady.
(wyróżnienia moje)

***

Życie to między innymi hodowanie pszczół. Produkowanie sera, takiego i owego. Prowadzenie stacji radiowej i telewizyjnej. Posyłanie dzieci do szkoły i uczenie dzieci w szkołach. Życie to umawianie się człowieka z człowiekiem. To rozmaite związki człowieka z człowiekiem. Życie to miłość człowieka do zwierzęcia i zwierzęcia do człowieka. Życie to budowanie domu, prowadzenie interesów, praca, leczenie się i leczenie innych. Życie to patrzenie w przyszłość, tę bliższą i tę dalszą. Życie to umieranie.

***

W filmie K-Pax Kevin Spacey mówi do Jeffa Bridgesa:

Wiesz czego nauczyłem się o twojej planecie? Jest na niej tyle życia, że moglibyście obdzielić nim 50 planet. Rośliny, zwierzęta, ludzie, grzyby, wirusy. Wszystkie one próbują znaleźć swoje miejsce. Przekazują sobie energię, karmiąc się nawzajem, powiązane ze sobą.

Cholernie bogate jest życie.

***

W sejmie jest 460 posłów, a w senacie 100 senatorów. Oni wszyscy do kupy są parlamentarzystami. Parlamentarzyści ustanawiają prawo, które publiczność musi przestrzegać. Jeśli pod pojęcie prawo podciągnąć wszystkie ustawy i uchwały produkowane przez parlament i rozporządzenia pisane przez rząd, a także jeśli wziąć pod uwagę, że parlament mianuje szefów różnych ważnych sądów oraz szefów innych ważnych instytucji, to można uznać, iż tych kilkuset parlamentarzystów (przy czym trzeba jeszcze brać pod uwagę i to, że parlamenty mają coraz mniej do gadania, bowiem ciągle rośnie rola egzekutywy, a zatem grupa osób decydujących nieustannie się zawęża) reguluje życie ludu, który - rzecz jasna - jest suwerenem, i to reguluje w wielu (być może jeszcze nie wszystkich) aspektach.

Nie mogę wyjść ze zdumienia, że mnóstwo ludzi uważa, iż tych paruset gości z parlamentu jest w stanie podejmować właściwe decyzje dotyczące życia ludu, który - rzecz jasna - jest suwerenem.

---------------------------------------------------------------

*Napisane na podstawie drugiego rozdziału Konstytucji wolności Friedricha Augusta Hayeka.

czwartek, 12 marca 2009

Ludzie w pasiastych piżamach


Na zdjęciu Szmul, przyjaciel Bruna.

Mamy XXI wiek. Ludzkość osiągnęła stopień rozwoju niespotykany w dziejach - to jest po prostu top topów, jeśli chodzi o ten rozwój. Najlepiej wiedzą o tym Oswald Spengler i triarius :-) Jest jakiś dowód na to, że ludzkość nigdy dotąd nie była aż tak bardzo rozwinięta, jak jest dzisiaj? Oczywiście, że jest - proszę bardzo. Czy tacy, skądinąd znani, filozofowie, jak Platon, Arystoteles, Spinoza i Hegel, zapisywali swoje teksty w wordzie? Oczywiście, że nie zapisywali. A czy filozofka Magdalena Środa zapisuje swoje teksty w wordzie? Oczywiście, że zapisuje. A jeśli nawet nie zapisuje, to może zapisywać - pełno jest wordów w dzisiejszym świecie.

Ta ludzkość rozwinięta w stopniu dotąd niespotykanym, bardzo się cieszy, kiedy rząd coś ludzkości każe. Dzisiaj polska ludzkość bardzo się cieszy, że rząd każe iść do szkoły dzieciom sześcioletnim. Ale to jest radość! Skoro dzieci są rozwinięte tak, jak są rozwinięte, to najlepszym dla nich wiekiem, w którym powinny pójść do przymusowej szkoły, jest wiek lat sześciu. Boże, jak to dobrze, że rząd się kapnął w sprawie tego wieku!

Myślę, że ludzkość byłaby jeszcze bardziej szczęśliwa i jeszcze bardziej rozwinięta, gdyby rząd przestał się opierdalać i wziął się poważnie do roboty. Dla jasności - nie uważam, że rząd całkiem się opierdala, niemniej jednak moim zdaniem trochę się opierdala. Pomyślcie, jak byłaby szczęśliwa ludzkość, gdy rząd kazał jej postępować zgodnie z rządowymi wytycznymi, w każdej dziedzinie życia. Weźmy dziedzinę taką, jak małżeństwo. Pokażę to na przykładzie statystycznego przedstawiciela ludzkości, pana Waldka z Siemianowic. Otóż załóżmy, że rząd powiada tak:

- Słuchaj Waldek - najlepszym dla ciebie wiekiem na zawarcie małżeństwa jest wiek dwudziestu czterech lat.

Chyba jasne jest, że Waldek jest szczęśliwszy niż wtedy, kiedy nie wiedział, jaki wiek na zawarcie małżeństwa jest dla niego najlepszy. A także bardziej rozwinięty jest Waldek. Ale kwestia wieku to nie wszystko. Rząd przecież nie tylko określa najlepszy wiek na rozpoczęcie edukacji, ale też każe edukować dzieci według określonego programu. Wydaje się zatem, że byłoby dobrze, gdyby rząd powiedział Waldkowi tak:

- Waldek, mamy dla ciebie świetny program przygotowany przez ekspertów, program szeroko skonsultowany społecznie. Zgodnie z tym programem musisz zawrzeć małżeństwo w wieku dwudziestu czterech lat. Twoje małżeństwo ma wyglądać tak, że musisz uprawiać seks z żoną trzy razy w tygodniu, przy czym raz w tygodniu powinieneś uprawiać seks oralny. Aha, i żadnego seksu, że tak to ujmiemy, na własną rękę - walenie konia nie jest już dla ciebie, Waldek.

***

Obejrzałem wczoraj film, który - z paru powodów - strasznie mnie kopnął. To Boy in the Striped Pyjamas. Jednym z bohaterów filmu jest Bruno, ośmioletni syn komendanta niemieckiego obozu koncentracyjnego. Bruno, zanim mu nie zabili okna dechami, widział ze swojego pokoju kawałek obozu. I widział ludzi w pasiakach. Wydawało mu się, że tam, za oknem, jest jakaś farma. I jednego razu, przy posiłku, Bruno pyta:

- Ale to jest farma, prawda?
- Tak. - odpowiada mama Bruna.
- Czy to ma związek z twoją pracą? - pyta Bruno ojca.
- To, co powinieneś wiedzieć o mojej pracy, to to, że jest ona ważna dla naszego kraju i dla ciebie. - Odpowiada ojciec, komendant niemieckiego obozu koncentracyjnego. I dodaje: - Ciężko pracujemy, żeby stworzyć lepszy świat dla twojej przyszłości.

wtorek, 10 marca 2009

Ruskie rolnictwo

Doktryna utylitarystyczna zawiera w rzeczy samej założenia empiryczne. Zakłada mianowicie, że wszyscy ludzie rzeczywiście szukają i pragną tego samego i że jeżeli ich moralne opinie są nawzajem skłócone, to albo dlatego, że brak im wiedzy i stąd uciekają się do nieskutecznych środków, by osiągnąć właściwe cele, albo dlatego, że wiedza ludzka jest w ogólności zawodna i że dlatego często mylimy się przewidując wyniki naszych działań: nic w tym dziwnego, zważywszy złożoność spraw ludzkich. Defekty te są wszakże czasowe i okolicznościowe, a jedność moralna i harmonia wszystkich ludzkich aspiracji i pragnień może dojść do skutku stopniowo, w wyniku oświecenia publicznego i ogólnego przyrostu wiedzy. Przesłanka ta jest empiryczna, lecz niestety, prawie na pewno fałszywa. Skłócenia dotyczące celów, ostatecznych wartości i miar słuszności, są rzeczywiste, a ludzka skłonność do narzucania innym, środkami przemocy jeśli inaczej nie można, własnych systemów wartości jest tak potężna, że nadzieja na moralną harmonię ludzkości wynikłą z postępów edukacji ma nadzwyczaj wątłe podstawy.

Leszek Kołakowski. Mała etyka.

***

Nie tylko normalny człowiek, ale nawet normalny (w sensie, że nie pożyteczny idiota) lewak, czyli typ o mentalności kierownika kuli ziemskiej, kuma, iż feminizm ma na celu:

a) zagonienie do roboty babek po to, aby można było drzeć podatki z niewolników jeszcze nieopodatkowanych
b) osłabienie więzi między dziećmi i rodzicami, po to, aby łatwiej było indoktrynować dzieciaki w przymusowych szkołach

A propos przymusowych szkół, czy, jak wolą mówić przesiąknięci wrażliwością społeczną chłopcy helleńscy, powszechnej edukacji - oto IAR donosi:

Dla tysięcy brytyjskich uczniów w wieku od 11 do 16 lat - Auschwitz kojarzy się z marką piwa lub krajem graniczącym z Niemcami. Jedna czwarta nie wie co się działo w obozach zagłady - wynika z najnowszych badań. (...) Okazuje się, że 60 procent brytyjskich uczniów nie wie, co to było „ostateczne rozwiązanie”. Co piąty uczeń uważa, że były to negocjacje pokojowe prowadzące do zakończenia działań wojennych. Co dziesiąty nie potrafi skojarzyć terminu Auschwitz z obozem zagłady. Część uważa, że to państwo graniczące z Niemcami, inni, że marka piwa, a jeszcze inni kojarzą z festiwalem religijnym lub rodzajem chleba. Ankieta wykazała, że znajomość współczesnej historii Europy jest wśród brytyjskich uczniów bardzo słaba, chociaż kwestie związane z holocaustem są częścią obowiązkowego programu nauczania.

I o to chodzi! W tym miejscu można by zapytać przesiąkniętych wrażliwością społeczną chłopców helleńskich, co lepsze: nie wiedzieć o Auschwitz niczego, czy wiedzieć, że Auschwitz to marka piwa, jednak należy liczyć się z tym, że się chłopakom mózgi pozawieszają.

I jeszcze kawałek z Miltona Friedmana Polityki i tyranii:

Zrozumienie, dlaczego nasz system edukacji nie potrafi uczyć nie jest ani trochę trudniejsze od zrozumienia, dlaczego rosyjskie rolnictwo nie może wyżywić Rosjan. W obu przypadkach mamy do czynienia z socjalistycznymi instytucjami, a socjalistyczne instytucje działają w interesie producentów, a nie konsumentów.

Nie dogoniłem

Widziałem na youtube taki fajny film, w którym jakiś gościu mówił, że wszystko to co jest, to hologram, który to hologram gościu nazywał superhologramem, a jedną z najlepszych charakterystyk tego superhologramu jest to, że każda część holograficznego obrazu tworzy miniaturową wersję całości. Zaraz potem poszedł w filmie taki napis: Patrząc na jedną cząstkę jesteś w stanie dowiedzieć się rzeczy na temat pozostałych, jakby całość bytu mieściła się w jednym okruchu.

Nic z tego nie rozumiem, to znaczy z tego, że wszystko co jest, jest hologramem, natomiast w związku z tym napisem przypomniałem sobie, że Leibniz nauczając o monadach, które, w przeciwieństwie do np. atomów Demokryta, nie mają ani rozciągłości, ani kształtu i nie są podzielne, stwierdził, iż monady są zarazem indywiduami jak i ogólnością i że w każdej monadzie odbija się cały świat.

Może więc Leibniz wiedział to, co ci goście od filmu, a może ja zwyczajnie niczego nie rozumiem, co jest bardzo prawdopodobne, bo ja nawet wzorów na pola jakichś wielokątów nie umiem, poza wzorem na pole prostokąta.

Mówili też w tym filmie, że w sumie to jest tak, iż za to, jak świat wygląda odpowiedzialne są strumienie świadomości i że sam fakt, iż obserwujemy świat jest odpowiedzialny za świata współtworzenie. Tego też nie kumam, ale Szestow pisał jakoś tędy, że walić zasady sprzeczności i tożsamości, bo trzeba tak zrobić, żeby zasady te przestały być zasadami i przekształciły się w organa wykonawcze, a w ogóle to przede wszystkim walić ananke, czyli Konieczność, bo człowiek powinien być bezczelny i wolny i być twórcą i powinien uczynić tak, żeby prawda o tym, że otruto wściekłego psa nie była tak samo ważna jak prawda o tym, że otruto Sokratesa, który przecież chodził wszędzie i nie brzydził się niczym.

Właściwie to chciałem napisać w żartobliwej formie o tym, że spór kreacjonistów z ewolucjonistami jest bardzo ważnym sporem, ale wyszło jak wyszło, bo to był jeden z tych razów, kiedy tekst mi ucieka i ja, zamiast tekst pisać, muszę go gonić. Tym razem nie dogoniłem.