statsy

piątek, 31 grudnia 2010

2011 - damy radę :-)))

Ludzie mówili mi, że premierem może zostać tylko chłop z jajami albo Margaret Thatcher - nie wierzyłem im.

***


Nie ma się co martwić w nowym, 2011 roku. Co prawda jest chujowo, bardzo chujowo, ale damy radę. Rzecz jasna Polski nie uratują Indusi, którzy prowadzą wszystkie sklepy żelazne. Ani Afroamerykanie pasjami jedzący toffi. Ani Holendrzy uwielbiający rozmawiać przez telefon z telemarketerami. Ani Irlandczycy mający wielkie sutki. Ani Portorykańczycy, którzy potrafią godzinami wisieć na stalowych belkach. Oni wszyscy nie uratują Polski, ale to nic, bo Polskę mogą uratować Peruwiańczycy!!!
 

***


Kto oglądał The Onion Movie, to z pewnością doceni mądrość naszego premiera :-)))

 fotka stąd

środa, 29 grudnia 2010

Sala ryczała ze śmiechu

W książce Łukasza Warzechy Lech Kaczyński. Ostatni wywiad. śp. prezydent mówiąc o miłych panach z WSI przytacza takie powiedzenie mądrych Żydów, że dużą sztuką jest zrobić cud, ale większą sztuką jest sprawić, aby publiczność w ten cud uwierzyła.

U nas tej większej sztuki dokonuje PO, natomiast nie dokonuje sztuki dużej. Jestem nawet zdania, że PO dokonuje sztuki największej, bo potrafi tak zrobić, żeby publiczność wierzyła w cud, którego nie widziała.

W telewizorze występują rozmaici ludzie z PO, podobnie jak rozmaici ludzie występują w telewizji reprezentując inne partie. Generalnie te wszystkie wystąpienia to obraz nędzy i rozpaczy. No bo kto mówi przytomnie, kogo warto posłuchać? Konrada Szymańskiego, o, tego warto posłuchać. Jacka Kurskiego. Bogdana Zdrojewskiego. Czasami Eugeniusza Kłopotka. Kiedyś myślałem, że warto słuchać Jarosława Gowina, ale już dość dawno temu kapnąłem się, że wszyscy czekają na to, żeby Gowin, bardzo mądry i uczony, a do tego w dobry sposób zasadniczy, w końcu powiedział coś jak na chłopa z jajami przystało, ale Gowin nic takiego nie mówi. Kogo jeszcze z tej ekipy utrzymywanej za pieniądze podatników warto posłuchać? Macie jakieś propozycje?

Dla mnie najjaskrawszym exemplum polityka, którego, na zdrowym rozum, telewizje powinny przestać zapraszać po pierwszym jego występie, jest Andrzej Halicki. Ten człowiek prezentuje się jak jakiś nakręcony mechanizm. Oczywiście taka sama jest Julia Pitera, ale o odkrywczyni afery dorszowej ostatnio pisałem, więc pozostanę przy Halickim. Halicki siedzi sobie w studio telewizyjnym i jak go redaktor do głosu dopuści, to Halicki puszcza tę swoją taśmę niezależnie od tego, o czym jest mowa. Kiedy redaktor Halickiego do głosu nie dopuszcza, na przykład dlatego, że wypowiadają się inni, Halicki również puszcza swoją taśmę. Ta taśma jest dobra na wszystkie okazje; nie ma najmniejszego znaczenia, co kto mówi, jaki jest temat rozmowy, o co pyta dziennikarz - Halicki ma taką taśmę, która jest akuratna zawsze.

Dzisiaj widziałem występ Halickiego u Rymanowskiego. Ten program jest tutaj. Na początku drugiej części nagrania możecie posłuchać, jak Halicki puszcza swoją taśmę wtedy, kiedy cokolwiek powiedzieć usiłuje Migalski. Później Rymanowski pyta, czy Tusk powinien pozwolić swoim urzędasom opublikować stenogramy z tego spotkania, na którym wdowa po Januszu Kochanowskim zadała Tuskowi pytanie, po usłyszeniu którego Tusk obwieścił, że to pytanie haniebne. Rzecz jasna Halicki puścił taką taśmę, że stenogramów publikować nie trzeba, bo na spotkaniu były emocje, a emocji nie trzeba podgrzewać, tylko należy je gasić. Rymanowski wtrącił przytomnie, że ktoś, albo Kochanowska, albo rzecznikujący prasowo u Tuska Graś, mówi nieprawdę, na co Halicki puścił taśmę z tym fragmentem, w którym mowa o tym, iż nikt nie ma wątpliwości, że na spotkaniu były emocje. Rymanowski, jak na profesjonalistę przystało, powstrzymał się od śmiechu i przyznał, że nikt nie przeczy temu, iż na spotkaniu były emocje, ale kwestią istotną jest to, kto mówi prawdę, na co Halicki odparł, że jak tam było na spotkaniu, to nie wiemy, w związku z czym jedyne, co możemy robić, to komentować komentarze, co przecież nie ma sensu. Wtedy Rymanowski stwierdził, że gdybyśmy mieli stenogramy, to nie musielibyśmy komentować komentarzy, a Halicki stwierdzenie Rymanowskiego skwitował w ten sposób, że puścił taśmę z tezą, iż należy wyciszyć emocje i szanować uczucia.

Halicki to jest PO w pigułce. Można nie wierzyć mojej notce, którą czytacie, ale przecież nie trzeba jej wierzyć - wystarczy posprawdzać liczby z ostatnich trzech lat, poczytać trochę książek, czasopism i tekstów w Necie oraz pooglądać występy Halickiego, a naprawdę można wyrobić sobie rzetelny obraz ekipy PO oraz Halickiego. Powtarzam - Halicki to PO w pigułce.

Józef Maria Bocheński w jednym z listów do swojego ojca [J. M. Bocheński OP. Listy do ojca. Prywatna korespondencja. Wydawnictwo SALWATOR. Kraków 2008. - książka-CUDO!!!] pisze o tym, jak to na jego wykładzie (Bocheński w rzymskim Angelicum logiki uczył) jednemu studentowi wszystko się pokiełbasiło i dowodził, że z dwóch przesłanek: "Jeśli Piotr pije, to Jakub pije" oraz "Jakub pije" wynika, że "Piotr nie pije". I dodaje Bocheński, że cała sala ryczała ze śmiechu.

Wychodzi na to, że ten student, któremu się pokiełbasiło, nie był w stanie dokonać sztuki największej i sprawić, żeby jego koledzy uwierzyli w cud. Zauważcie jednak, że tam cała sala ryczała ze śmiechu, a u nas ileś tam milionów ludzi idzie i wrzuca te kartki na Halickiego. Napisałem ileś tam milionów, bo dokładnej liczby nie znam - jak mogę znać, skoro ostatnio namnożyło się głosów nieważnych?

p.s. Jak się zbiorę, to napiszę o tym, że z tą oto słynną definicją prawdy: veritas est adaequatio rei et intellectus, to wcale nie taka prosta sprawa. Czy podworuję sobie przy tym z ciotek Matyld? No jasne, że podworuję, o ile zbiorę się do pisania :-)))

piątek, 24 grudnia 2010

Chińskie szachistki pracują zarobkowo w Wigilię



W tureckiej Antakyi (Hatay) kończą się szachowe indywidualne mistrzostwa świata kobiet. Do finału dotarły dwie Chinki - Lufei Ruan i Yifan Hou. Po czterech finałowych partiach granych tempem klasycznym mamy remis, więc wszystko rozstrzygnie się w tiebreaku - najpierw cztery partie rapidowe, później - jak trzeba - dwa blitze, a w razie konieczności armagedon. Tiebreak grany jest dzisiaj, czyli w Wigilię; podglądam sobie w Necie jak tam idzie chińskim szachistkom - w pierwszym rapidzie był remis.

Rzecz jasna nie tylko chińskie szachistki pracują zarobkowo w Antakyi - organizatorzy tych mistrzostw też pracują zarobkowo, no i dziennikarze piszący o mistrzostwach itd.

Mnóstwo ludzi pracuje w Wigilię, przy czym podkreślam, że mam na myśli pracę zarobkową, a nie na przykład taką, że kobiety i mężczyźni sprzątają mieszkania, albo przygotowują jedzenie na wigilijną wieczerzę, albo drwa rąbią na podpałkę, żeby już w Święta nie rąbać.

Chyba jest tak, że od kiedy jest Wigilia, mnóstwo ludzi pracuje zarobkowo w ten piękny dzień. Weźmy taki PRL - ilu to ubeków musiało zapierdalać na pasterkę z magnetofonami, żeby nagrać kazania księży. A dzisiaj? Nie znam się na tym, ale tak sobie po amatorsku myślę, że dzisiaj, mimo postęp techniki (można tak deklinować, tzn. zamiast "mimo postępu techniki" powiedzieć "mimo postęp techniki"; to jest staromodne, ale poprawne, np. Tatarkiewicz deklinował tak w swojej Historii filozofii - ot, choćby pisząc o Epikurze, napisał tak: Mimo ten wyłom, sądził, że wyjaśnia świat jako wynik mechanicznie działających materialnych sił - to cytat z tomu pierwszego; zresztą, widać to najlepiej na tym przykładzie - możemy powiedzieć "mimo tego" albo "mimo to"), współczesne ubeki muszą się jeszcze bardziej napracować, także w Wigilię, bo wskaźnik zapytań w Polsce, aż 35 razy większy niż wskaźnik zapytań w Niemczech (kurwa, ale to są jaja :-))) nie bierze się z niczego - żeby mieć taki wskaźnik ludzie muszą się fest narobić.

Ale nie tylko współcześni ubecy wykazują się pracowitością - myślicie, że dzisiejsi dziennikarze mainstreamowych gazet czy mainstreamowych mediów elektronicznych nie zapierdalają na pasterki z magnetofonami (osobiście jestem zdania, że bardziej z tymi magnetofonami zapierdalają dziennikarze mainstreamowych gazet, bo jak już oni nagrają, co trzeba, to o tym napiszą w swoich gazetach, a mainstreamowe media elektronicznie posieją temat tak, jak trzeba)?

Albo takie szpitale. W szpitalach są chorzy ludzie i niektórzy z nich umierają, także w Wigilię. I często jest tak, że jedynymi ludźmi towarzyszącymi tym, którzy umierają, są ludzie pracujący zarobkowo.

Ludzie pracujący zarobkowo w Wigilię nie są w stanie załatwić wszystkich ważnych spraw, także w Wigilię. Bo co mogą zrobić ludzie pracujący zarobkowo w Wigilię w sytuacji, kiedy w ten piękny, szczególny dzień, ktoś jest bardzo smutny z tego powodu, że, jak powiedział kiedyś jeden klecha, drugi ktoś, najważniejszy i umiłowany, jest daleko myślą i kochaniem?

Przy okazji - fraza: być daleko myślą i kochaniem, moim zdaniem, dupę urywa.

Dobra, powiem tak - ludzie pracujący zarobkowo w Wigilię nie załatwią wszystkich ważnych spraw, ale też nie liczymy na to, że załatwią. No bo nie liczymy - prawda?

środa, 22 grudnia 2010

Życzenia (trochę długie :-)))

Napisałem taki tekst:

Słuchajcie, chłopaki. Dobra to była gaduła. Pokazała, że nikt z Was nie jest w stanie unieść tematu. Ale fajnie, żeście w Biblii poszperali i powklejali trochę cytatów.

Powiem Wam, co myślę. Otóż myślę, że byłoby super, gdyby tak który z Was napisał mniej więcej tędy: - A co mnie, kurwa, obchodzą jakieś karpie i inne bydlęta? Jebać karpie! Chcę mieć świeżego karpia na Wigilię Bożego Narodzenia, to będę go mieć i przyniosę go sobie do domu w torebce foliowej. Bo co mi kto zrobi??? W ogóle pierdolę zajmowanie się bydlętami - Pan Bóg stworzył mnie na swój obraz i podobieństwo, w związku z czym jeżeli tylko jestem w stanie, to będę postępował z bydlętami tak, jak mi wygodnie.

Gdyby ktoś tak powiedział, to uznałbym go za pojeba ale i za mężczyznę. Niestety - zaprezentowaliście się jako niedoruchane cnotki. Najbliżej takiej rzetelnej, męskiej wypowiedzi był GPS.65, który stwierdził, że wierzy w realnie istniejące prawo do zabijania, z którego to prawa wynika prawo do torturowania - niestety, GPS.65 poważnie zjebał sprawę ontologicznie :-)))

No, trzymajcie się, dobrzy chrześcijanie, uczeni ludzie, panowie świata całego. Pielęgnujcie tę swoją śmieszną, karykaturalną, antropocentryczną wizję.I jeszcze jedno - jak ustawicie swoim dzieciom szopki, to nie zapomnijcie o figurkach zwierząt, tych wszystkich krówek, owieczek i osiołków, które Panu swemu oddawały cześć w betlejemskiej stajence. Bo taka jest Tradycja, czyż nie?

Dobrych Świąt Bożego Narodzenia życzę Wszystkim.


Ten tekst to mój ostatni komentarz pod notką Luki [dopisek z 23 grudnia - już u Luki mojego tekściku nie ma, ktoś go usunął]. W komentarzach parę razy zacytowałem fragment z Listu do Rzymian św. Pawła Apostoła. Fragment ten, nieco rozszerzony, wkleję i tutaj. Wybaczcie, że istotne dla mnie fragmenty napiszę na czerwono:

Sądzę wreszcie, że cierpienia obecnego czasu są nie do porównania z chwałą, jaka ma nas opromienić. Całe bowiem stworzenie z wielką tęsknotą wyczekuje objawienia się synów Boga. Bo całe stworzenie podlega marności - nie z własnej woli, lecz z woli tego, który to sprawił. Ma ono jednak nadzieję, że doczeka się uwolnienia z niewoli powodującej zagładę i otrzyma wolność, która darzy chwałą, jaką cieszą się dzieci Boga. Wszak wiemy, że całe stworzenie cierpi straszne udręki aż do tej pory.

Powiem tak: z teologią mam kłopot. O ile bowiem z filozofią jakoś sobie radzę, to z teologią radzę sobie słabo. Moim zdaniem cała teologia to taka argumentacja, jak to mówił ojciec Bocheński, kołowata (Bocheński nie mówił, że teologia jest kołowata, tylko tak w ogóle zamiast o argumentacji kolistej, co jest poprawnym wyrażeniem, mówił o argumentacji kołowatej). Nie mam kłopotu z poczuciem sacrum, nie mam kłopotu z tabu, nie mam kłopotu z religią, ale z teologią kłopot mam. Czytam wielu teologów, uznaję klasę wielu z nich, wiele z tego, co napisali teologowie wyzyskuję na rozmaite sposoby, niemniej jednak z teologią idzie mi jak po grudzie. Pewnie już tak zostanie.

Moim zdaniem z zacytowanego Pawłowego tekstu wynika przynajmniej to, zwierzęta cierpią i że na objawienie się synów Boga czeka całe stworzenie, a więc i zwierzęta. Komentatorzy Biblii Poznańskiej, a jest to znakomite wydanie, odnosząc się do cytowanego fragmentu Listu do Rzymian piszą tak:

Cierpienie nie dorównuje wielkości chwały, jaka stanie się udziałem nie tylko chrześcijan, lecz także całego stworzenia.

I dalej:

Całe stworzenie jest zainteresowane ostatecznym losem człowieka, gdyż los ten jest losem całej natury.

Pomyślałem sobie tak: skoro całe stworzenie jest zainteresowane ostatecznym losem człowieka, to czy człowiek nie powinien zainteresować się losem całego stworzenia?

Zdaję sobie sprawę z tego, o czym w książce Kultura jest ważna pisał Roger Scruton:

Wychowanie religijne od wieków w bardzo niewielkim stopniu zajmuje się doktryną. Jego zasadnicze przesłanie jest zawarte w rytuałach, maksymach i opowieściach, których cel stanowi wychowanie moralne - nauczenie wychowanków, co mają robić, a przede wszystkim, co mają czuć w codziennych okolicznościach ludzkiego życia.

O tym, co napisał Scruton, wiem. Wiem jednak i to, że ludzie zawsze idą za elitami; elity zawsze są z przodu. I niedobre jest popełnianie błędu anachronizmu - w obie strony, i do tyłu i do przodu. Z tego, że św. Tomasz z Akwinu zalecał zabijanie heretyków (a zalecał: Ze strony zaś Kościoła jest miłosierdzie troszczące się o nawrócenie błądzących: stosownie do nauki Apostoła, nie potępia ich od razu, lecz dopiero: „po pierwszym i drugim upomnieniu”; po tym zaś, skoro heretyk nadal trwa w uporze, straciwszy nadzieję w jego nawrócenie, mając na uwadze zbawienie innych, Kościół karą klątwy wyklucza go ze swojego łona i następnie zostawia go sądownictwu świeckiemu, by przezeń był usunięty ze świata karą śmierci.) nie wynika, że dzisiaj uznajemy za chwalebne zabijanie heretyków.

Mówię Wam - elity są istotne. W książce Teologia zwierząt Andrew Linzey napisał mniej więcej to, że ci wszyscy lewaccy obrońcy "praw zwierząt" głupio robią nie wchodząc w przymierze z obrońcami "praw zwierząt" motywowanymi teologicznie, bo tracą szansę na posługiwanie się naprawdę przytomnymi argumentami. Ja myślę podobnie, tyle, że również na odwyrtkę - obrońcy "praw zwierząt" powodowani teologicznie robią głupio potępiając w czambuł wszystkie lewackie akcje w sprawie zwierząt. Przecież można wpływać na ludzi, próbować robić tak, żeby ludzie mieli coraz większą świadomość, żeby nie przyczyniali się w głupi sposób do cierpienia zwierząt. Zapytacie po co to robić? Już odpowiadam - ano chociażby po to, żeby zmniejszać jakiekolwiek cierpienie na świecie. I, tak sobie myślę, również po to, żeby ludzi uwrażliwiać w określonym kontekście, a jest to kontekst następujący: ci, którzy wzdragają się przed zadawaniem cierpienia zwierzętom są, przynajmniej tak uważam, mniej podatni na zadawanie cierpienia ludziom. Oczywiście pełno jest lewactwa, które będzie bronić każdej mrówki, gardłując jednocześnie za prawem do aborcji. To jest jasne, ale kto powiedział, że życie jest łatwe?

***

Za chwilę Boże Narodzenie. Życzę Wam zatem Dobrego.

Posłuchajmy kolędy. Zauważcie, że w tej kolędzie śpiewają, iż bydlęta klękają :-)))

wtorek, 21 grudnia 2010

Ciężka dola demokracji

Rynek Książki przysłał mi newslettera i już chciałem cytować Rynek Książki, ale się pokapowałem, że oni powołują się na wirtualnemedia.pl. No to zacytuję wirtualnemedia.pl:

Na pozycji lidera sprzedaży wśród tygodników opinii znalazł się w październiku br. “Gość Niedzielny”, który wyprzedził “Politykę”. Największy wzrost zanotowała “Gazeta Polska” - na przeciwnym biegunie “Tygodnik Powszechny”.

A to ci dopiero! Gość Niedzielny na pierwszym miejscu, Gazeta Polska notuje największy wzrost sprzedaży, a Tygodnik Powszechny najbardziej dołuje. Czytamy dalej:

Średnie rozpowszechnianie płatne razem tygodnika "Gość Niedzielny" (Wydawnictwo Kurii Metropolitalnej "Gość Niedzielny”) w październiku 2010 roku wyniosło 143 359 egz. i było wyższe o 4,2 proc. niż rok wcześniej, co dało temu tytułowi awans z miejsca drugiego na pierwsze - wynika z danych Związku Kontroli Dystrybucji Prasy opracowanych przez portal Wirtualnemedia.pl.

Tuż za "Gościem" uplasowała się “Polityka” (“Polityka Spółdzielnia Pracy), zajmująca pozycję lidera rok temu. W październiku br. rozeszła się ona w nakładzie wynoszącym 139 727 egz., czyli o 2,6 proc. niższym niż rok wcześniej.

Na trzeciej pozycji utrzymał się "Newsweek Polska" (Ringier Axel Springer Polska), którego średnie rozpowszechnianie płatne razem wyniosło 126 580 egz. (wzrost o 12,6 proc.).

Czwarty był tygodnik "Wprost" (AWR "Wprost") z wynikiem 117 936 egz. W październiku br. zwiększył on sprzedaż o 24,9 proc. w stosunku do analogicznego miesiąca 2009 r.

Największy wzrost w zestawieniu zanotowała “Gazeta Polska” (Niezależne Wydawnictwo Polskie), której rozpowszechnianie płatne poszło do góry aż o 142,4 proc. i wyniosło 64 298 egz.

Najwięcej stracił zajmujący ostatnie miejsce natomiast “Tygodnik Powszechny” (Tygodnik Powszechny). Jego wynik zmniejszył się o 10 proc. do 21 342 egz.


Pomyślałem sobie, że jak tak dalej pójdzie, to żeby najbliższe wybory parlamentarne przyniosły "demokratyczne rozstrzygnięcia", trzeba będzie tych nieważnych głosów zrobić tak z pięć milionów. Albo sześć milionów.

niedziela, 19 grudnia 2010

I co teraz?

Na 62. stronie książki Łukasza Warzechy Lech Kaczyński. Ostatni wywiad. wydanej niedawno przez Prószyński i S-ka Lech Kaczyński mówi:

Nie chciałbym nie doceniać Donalda Tuska. Uważam, że on bardzo przewyższa w sensie intelektualnym swoich kolegów z Platformy Obywatelskiej.

***

Pytanie jest takie: czy kiedy już marszałek sejmu RP uznał, że w Smoleńsku był zamach (od 11 minuty i 28 sekundy nagrania):


to czy prezydent RP przemyśli swoją chęć wychodzenia z NATO (od początku nagrania):

piątek, 17 grudnia 2010

Pytanie w dwóch punktach

Ciekawe, czy kiedy system finansowy pierdolnie, kiedy system przymusowych "ubezpieczeń" zawali się, kiedy państwo zadłuży się już na tyle, że zbankrutuje, to znaczy przestanie ludziom wypłacać "świadczenia", to:

1. Ciotki Matyldy dalej będą przekonywać się wzajemnie o tym, że za wszelkie zło na świecie odpowiadają kapitaliści, religie, brak praw dla homoseksualistów, brak parytetów na listach wyborczych, ciemniaki nie wierzące w światopogląd naukowy, Gazeta Polska, Jan Pospieszalski, globalne ocieplenie i Jarosław Kaczyński?

2. Ciotki Matyldy dalej będą szczęśliwe, bo co prawda komornik puka do drzwi, ale istotne jest tylko to, że nie rządzi Jarosław Kaczyński?

czwartek, 16 grudnia 2010

Szukajcie

Nicek napisał tekściora, z którego zacytuję ten oto fragment:

Straszono lemingi, że Kaczyński to mały Hitlerek, który dąży do faszyzmu, totalitaryzmu, montuje państwo podsłuchów, gdzie o 6 rano do niewinnych obywateli wpadają kominiarki. Po 3 latach usilnych poszukiwań zbrodni PiS, wybitna specjalistka od Bóg wie czego (ale za to za godziwą pensję), Julka „nie straszyć przestępców, żeby nie wywoływać histerii” Pitera, odnalazła dorsza z 7 zeta i bestialsko zamordowanego laptopa Ziobry.

Z moich informacji wynika, że tzw. afera dorszowa dotyczyła dorsza, który wcale nie kosztował 7 zeta, jak utrzymuje Nicek, tylko 8 zeta i 16 giera. Jeżeli moje informacje są prawdziwe, to Nicek skrzywdził Julkę „nie straszyć przestępców, żeby nie wywoływać histerii” Piterę, czym z pewnością nie przyczynił się do budowania zgody, która buduje, a to już jest, w mojej opinii, bardzo poważny zarzut, bowiem należy budować zgodę, która buduje. Przy okazji - może w końcu dowiemy się, co takiego ta zgoda buduje. A może się nie dowiemy.

Julka „nie straszyć przestępców, żeby nie wywoływać histerii” Pitera" to idealny symbol całego tego posranego lewackiego projektu, w którym żyjemy.  Nikt nie wie, za co ta baba bierze kasę, ale ona tę kasę bierze i już. Co ma nie brać kiedy może brać? Słyszałem i czytałem mnóstwo głupot wypowiadanych przez ciotki Matyldy modlące się do Tuska, ale nie słyszałem jeszcze nikogo (poza samą Piterą), kto powiedziałby w telewizji czy w radiu albo napisał w gazecie, że robota, którą wykonuje Pitera jest komukolwiek do czegokolwiek potrzebna. Być może Wy słyszeliście lub czytaliście taką wypowiedź - ja nie. Gdybyście mieli namiar na jakiś tekst gazetowy (ale gazetowy, a nie np. komentarz jakiegoś blogera albo, co gorsza, blogerki) lub wypowiedź telewizyjną lub radiową, w którym to tekście lub wypowiedzi ktoś pochwala działalność Pitery, to dajcie linkę - będę bardzo wdzięczny. Na razie trzymam się wersji, że nikt publicznie nie wziął Pitery w obronę.

Parę dni temu spotkaliśmy się w dość dużym gronie, baby tam były i chłopy, paru z nas w karty przycięło, popiliśmy nieco, ale nie tak znowu fest, no i trochę pogadaliśmy o polityce, jednak też nie za bardzo. Jeden gościu wpadł na świetny pomysł i zapytał wszystkich, co to w ogóle za robota jest, ta, co ją ma Pitera. Wszyscy powiedzieli, że Pitera jest od tego, żeby zwalczać korupcję (ja też to powiedziałem) i porechotaliśmy z afery dorszowej, bo to jedyny sukces Pitery, jaki znaliśmy. Ten gościu, co to zadał pytanie, był uparty i powiedział, że no dobra, zwalczać korupcję, ale jakie stanowisko Pitera piastuje? Nikt z nas nie wiedział i zapytaliśmy gościa, czy on wie, a on powiedział, że przecież nie wie. No to odpaliliśmy lapa i sprawdziliśmy w Wikipedii, a tam stoi, że Pitera jest sekretarzem stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz Pełnomocnikiem ds. Opracowania Programu Zapobiegania Nieprawidłowościom w Instytucjach Publicznych w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Wikipedia podaje link do strony prywatnej Julii Pitery - to jest taki adres: http://www.juliapitera.pl. Nie dopuszczając do siebie myśli o tym, że Wikipedia może kłamać, a choćby i rozmijać się z prawdą, próbowaliśmy wbić na tę stronę, ale nas nie wpuszczono - pokazał się nam taki oto obrazek (jak klikniecie, to się powiększy):




Sprawdziliśmy swoje połączenie sieciowe i ono było w porządku - otwierały się wszystkie inne strony, które załadowaliśmy, zarówno nieprzyzwoite, jak i przyzwoite, a zatem nasz Firefox był uprawniony do łączenia się z Internetem. W końcu uznaliśmy, że strona była tymczasowo niedostępna, najpewniej z powodu zbytniego obciążenia - po prostu kupa ludzi chciało wbić naraz na stronę Julii Pitery.

Dobra, to tyle mojego bałakania. Pamiętajcie o tych linkach, o które prosiłem. To bardzo ważne. Pomyślałem sobie oto, że jeśli nikt nie znajdzie jakiejkolwiek wypowiedzi popierającej istnienie urzędu piastowanego przez Piterę z Piterą piastującą ten urząd, to będzie to oznaka, że ludzie mają przynajmniej resztki rozsądku i że są takie rzeczy, które ludzie wstydzą się powiedzieć publicznie. Szukajcie zatem tych wypowiedzi, a ja proszę Boga, byście nie znaleźli, jakkolwiek słabą mam nadzieję, albowiem powiada Pismo: szukajcie, a znajdziecie (Łk 11,9).

wtorek, 14 grudnia 2010

Egalitaryzm

Kiedy byłem bardzo młody, tak młody, że jeszcze nie paliłem papierosów ani nie piłem wódki (ja prędzej zacząłem wódkę pić), to zastanawiałem się nad wieloma sprawami, nad którymi od dawna już się nie zastanawiam. Kiedy byłem bardzo młody zastanawiałem się na przykład nad tym, jak to jest, że jeden bardzo bogaty człowiek jeździ jakimś tam drogim samochodem, a drugi bardzo bogaty człowiek jeździ też drogim samochodem, ale wyraźnie tańszym od tego pierwszego samochodu.

Zastanawiałem się też nad tym, po co słuchać jakiejkolwiek innej muzyki, skoro można słuchać Mozarta. I to mnie też intrygowało, jak to się dzieje, że jeden człowiek gra zawodowo w tenisa, jeździ po całym świecie i zarabia porządne pieniądze, znowu inny zarabia wielokrotnie więcej od tamtego, ale po świecie mało jeździ, a jeszcze inny ani po świecie nie jeździ, ani żadnych pieniędzy nie zarabia, tylko nauczył się dużo o robakach, ciągle czyta o robakach i na dodatek na uniwersytecie wykłada o robakach studentom.

Są i takie sprawy, nad którymi zastanawiałem się wtedy, kiedy byłem bardzo młody i nad którymi zastanawiam się dzisiaj. Na przykład zastanawiałem się kiedyś i zastanawiam się teraz nad tym, czy to może tak jest, że do niczego nie mam dostępu, do niczego co jest, do żadnych ludzi też nie mam dostępu, że tylko jakieś obrazy mam w głowie ale przecież skąd mogę wiedzieć, jak się te obrazy mają do rzeczy, które obrazy przedstawiają. Kiedy przeczytałem u Bryana Magee, że on też, kiedy był bardzo młody, zastanawiał się nad tymi obrazami w głowie, to się ucieszyłem.

Dzisiaj myślę sobie, że wszystkie te moje zastanawiania się, i te dawniejsze i te dzisiejsze, są bardzo ciekawe i bardzo ważne, natomiast niektóre zastanawiania się nie przystojną człowiekowi dorosłemu. Dzisiaj myślę, że człowiek dorosły zdaje sobie sprawę z tego, że ludzie kierują się w życiu rozmaitymi powodami, mają różne motywacje, różne zdolności, rożne temperamenty itd.; jednym słowem człowiek dorosły rozumie, że ludzie są różni i że tak będzie zawsze.
***

Ezekiel napisał tekst, z którego ludzie przeważnie się wyśmiewają, ale przytomnie - piszą śmieszne komentarze (ostatni komentarz, który przeczytałem, to komentarz Almanzora z godz. 1.12) i w tym tekście stwierdza coś takiego:

Wydaje mi się, że istnieje napięcie między Historycznością Narodów, a powszechnym –  mam na myśli globalnym - egalitaryzmem, do którego chyba wszyscy dążymy.

Moim zdaniem nie wszyscy dążymy do egalitaryzmu. Jak myślicie? Czy Putin dąży do egalitaryzmu? Czy Kim Ir Sen dążył do egalitaryzmu? A Ben Shalom Bernanke, który zawiaduje FED-em - czy Ben Shalom Bernanke dąży do egalitaryzmu? Czy Ingvar Kamprad, ten od IKEI albo Stefan Persson, ten od H&M, dążą do egalitaryzmu (przy okazji - w pierwszej dwudziestce najbogatszych ludzi świata jest dwóch, wspomnianych tu, Szwedów - odpowiednio na pozycjach 11. i 13.; to bardzo zabawne w kontekście tego, że Szwecja, ten umiłowany przez lewaków przykład nanny state, kraj równości społecznych i innych tego typu bzdur, liczy sobie zaledwie niecałe 9,5 miliona mieszkańców)?

Moim zdaniem do egalitaryzmu dążą ci, którzy są poniżej średniej i jest to zrozumiałe. Wielu pośród dążących do egalitaryzmu to ludzie przytomni, którzy zdają sobie sprawę z tego, że ani prochu nie wymyśla, ani nie dostaną się na listę Forbesa, ani nie poprowadzą biznesu, ani nie będą cenionymi fachowcami, a skoro jest jak jest, to pewnie byłoby miło, jakby tak jakieś pojeby wprowadziły siłą egalitaryzm - w końcu kto lubi tkwić pod kreską?

Pośród dążących do egalitaryzmu są jednak i tacy, którzy w egalitaryzm wierzą, no normalnie wierzą w to, że egalitaryzm można wprowadzić i on sobie będzie z pożytkiem dla ludzkości. Oczywiście w żaden egalitaryzm nie wierzyli i nie wierzą piewcy egalitaryzmu - ani te francuskie rewolucyjne świry, ani Lenin, ani Stalin, ani Castro, ani twórcy polskiej konstytucji. Myślę, że nawet Sierakowski nie wierzy w egalitaryzm, ale Ezekiel wierzy.

Żadnego egalitaryzmu nie było, nie ma i nie będzie, ale jest tak, że tym łatwiej utrzymywać elitaryzm, im więcej Ezekieli chodzi po tym najlepszym ze światów.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Demagogiczna składanka

Czytam sobie książkę Paula Valadiera Nędza polityki i moc religii. Kiedy doczytałem do fragmentu zatytułowanego Nieufność wobec polityki, który zaczyna się tak:

Żaden czytelnik Ewangelii nie może przejść bez szczególnego zainteresowania pod tym portykiem, którym na pierwszych stronach każdego tekstu jest opis kuszenia na pustyni. (...) Postać kusiciela prezentuje wszystkie uroki świata polityki, które zostają odrzucone, a więc zaliczone do rzeczywistości szatańskiej, w każdym razie potraktowane jako niezgodne ze słowem Bożym.

to najpierw się uśmiechnąłem, a później napisałem tę oto demagogiczną składankę. Najpierw cytat z Valadiera, który tak podsumowuje postawę Jezusa wobec Diabła-kusiciela:

Wszystko streszcza się w niezgodzie na uwiedzenie tłumów.

P. Valadier. Nędza polityki i moc religii. PAX. Warszawa 2010. s. 143.

I dalej już składak:

Kusiciel powiedział do Niego:
- Jeżeli jesteś Synem Bożym, powiedz, aby te kamienie stały się chlebem.
On zaś odpowiedział:
- Napisano:
"Nie samym chlebem będzie żył człowiek,
ale każdym słowem,
które wychodzi z ust Boga".

Mt 4,3-4

Odrzucenie obietnic pomyślności ekonomicznej.
P. Valadier. s. 143.

*

I obiecał im, że uczyni ich kraj mlekiem i miodem płynący, na podobieństwo kraju na Północy, którego mieszkańcy dobrze się mieli i którym zazdrościły inne narody. A oni uwierzyli mu i zagłosowali na niego, tak, że został wybrany spośród innych. I uczynił ich kraj na podobieństwo kraju na Północy, lecz dopiero wtedy, kiedy kraj na Północy prostą droga kroczył do bankructwa.

***

Wtedy diabeł bierze Go do świętego miasta i stawia na ganku świątyni, i mówi Mu:
- Jeżeli jesteś Synem Bożym, rzuć się na dół. Napisano bowiem:
"Rozkazał aniołom swoim"
i: "Będą Cię nosili
na rękach,
abyś nie uraził swej nogi o kamień".
Rzekł mu Jezus:
- Napisano też: "Nie będziesz kusił Pana, Boga Twego"
.
Mt 4,5-7

Odmowa dokonania niezwykłych czynów.
P. Valadier. s. 143.

*

I zapewniał ich, że sprawi, iż staną się wolnymi, jak nigdy dotąd nie byli. A oni płakali ze szczęścia i śpiewali pieśni pochwalne na jego cześć, po czym zagłosowali na niego, aby został wybrany spośród innych, gdyż wolność kochali ponad życie. A on kazał służbom podsłuchiwać ich i kontrolować i w żadnym innym kraju lud nie był tak kontrolowany, jak oni.

***

Znowu bierze Go diabeł na bardzo wysoką górę i pokazuje Mu wszystkie królestwa świata z całym ich przepychem, i mówi Mu:
- To wszystko dam Tobie, jeżeli upadniesz na twarz i złożysz mi hołd.
Wtedy mówi mu Jezus:
- Idź precz szatanie, napisano bowiem:
"Panu, Bogu Twojemu, hołd składać będziesz
i tylko Jemu będziesz służył".

Mt 4,8-19

Odmowa zawładnięcia królestwami ziemi.
P. Valadier. s. 143.

*

Główną motywacją mojej aktywności publicznej była potrzeba władzy i żądza popularności. Ta druga była nawet silniejsza od pierwszej, bo chyba jestem bardziej próżny, niż spragniony władzy.

Podaję za: Rafał Kalukin. Donald Tusk: kariera brata łaty. Gazeta Wyborcza 15-16.10.2005.

czwartek, 9 grudnia 2010

Doświadczanie wyzysku ekonomicznego

W gadule pod tekstem Aleksandra Ściosa znalazłem świetną rzecz. Oto Interesariusz wypalił tak:

Problem w tym, że my chcemy zniszczyć Rosję, dzięki której dwa pokolenia Polaków wzrastały w pokoju.

Na co Ścios odpowiedział:

Nie próbuję nawet domyślać się, co też miał Pan na myśli pisząc tak horrendalną brednię: "Problem w tym, że my chcemy zniszczyć Rosję, dzięki której dwa pokolenia Polaków wzrastały w pokoju".

Po czym Interesariusz wyjaśnił:

Tym niemniej informuję Pana, że w moim przekonaniu, to są fakty:

Ja nie doświadczyłem w czasie swojego życia militarnej wojny w Polsce, a w okresie PRL wyzysku ekonomicznego.


Ubawiłem się setnie czytając, że Interesariusz nie doświadczył w PRL-u wyzysku ekonomicznego, ale zaraz pomyślałem sobie, że gościu może i w całym tym PRL-u rzeczywiście wyzysku ekonomicznego nie doświadczył. Mógł na przykład nigdy w PRL-u nie mieszkać i doświadczać wyzysku ekonomicznego poza PRL-em. Mógł też należeć do ekipy, która żyła w PRL-u i PRL-em z nadania Moskwy zawiadywała - wydaje się, że w tej sytuacji można zasadnie stwierdzić, iż ci kierownicy naszego kawałka kuli ziemskiej nie doświadczali wyzysku ekonomicznego. Wreszcie mogło i tak być, że Interesariusz żył w PRL-u, pracował w PRL-u, zarabiał w PRL-u tyle, że za pensję mógł sobie kupić, no nie wiem - trzy dolary, dziesięć dolarów, siedemnaście dolarów? Mogło tak być i przy tym Interesariusz uczciwie stwierdza, że za PRL-u nie doświadczał wyzysku ekonomicznego. Nie chodzi mi teraz o to, że Interesariusz jest zielony w kwestiach ekonomicznych i nie jest świadomy tego, jak Go w tym PRL-u wyzyskiwali ekonomicznie (aczkolwiek oczywiście Interesariusz jest zupełnie zielony, skoro napisał, co napisał - przypuszczam, jakkolwiek nie mam dowodów, że Interesariuszowi wydawało się, że ekonomicznie wyzyskiwani to byli robotnicy w USA i Wielkiej Brytanii, sprzedawczynie we Francji, tramwajarze w Hiszpanii itd.), tylko o to, że Interesariusz nie odczuwał, żeby go ktokolwiek ekonomicznie wyzyskiwał.

To jest ciekawa kwestia, bo trzeba by znaleźć odpowiedź na pytanie o to, czy jeśli Interesariuszowi podobało się pracować w PRL-u za kilka czy kilkanaście dolarów miesięcznie, podczas gdy jakiś Amerykanin, który robił w pracy to samo, co Interesariusz, dostawał miesięcznie pięćset, tysiąc lub dwa tysiące dolców, a na dodatek miał w sklepach papier toaletowy, auto zmieniał co parę lat i jakoś tam dawał radę fundować dzieciakowi niezłe studia - jeżeli zatem Interesariuszowi podobała się taka sytuacja, to czy Interesariusz był czy nie był w PRL-u wyzyskiwany ekonomicznie?

Kto, poza Interesariuszem, który z pewnością w swojej sprawie jest autorytetem epistemicznym, może zasadnie odpowiedzieć na to pytanie? I czy ktokolwiek może?

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Przemienienie życia w tekst

Breżniew przyjechał do Jaruzelskiego... wróć - Miedwiediew  przyjechał do Komorowskiego i powiedział, między innymi, że wszystkie dane z czarnych skrzynek zostały przekazane  stronie polskiej. Łapiecie? Wszystkie dane, nie czarne  skrzynki. A Seremet i Czajka podpisali jakiś kwit, wedle  którego polscy prokuratorzy będą współpracować z ruskimi  prokuratorami. Jurij Czajka to ten prokurator, który  znakomicie potrafi nie wykrywać sprawców rozmaitych zbrodni,  na przykład sprawców zabójstwa Litwinienki czy  Politkowskiej, a teraz nadzoruje śledztwo smoleńskie.

***

Robieniem świętych Kościoła Katolickiego zajmuje się  Congregatio de Causis Sanactorum (Kongregacja Spraw  Kanonizacyjnych). Przy okazji - Kenneth L. Woodward w  książce Fabryka świętych napisał, że zrobienie z kogoś  świętego to po prostu przemiana życia w tekst. Pięknie  powiedziane. I jeszcze przy okazji (a co, w końcu to mój  tekst, nikt mnie nie pogania, więc mogę sobie pisać, co chcę) - ojciec Ambroglio Eszer, dominikanin i Relator  Generalny (co to jest relator, to jeszcze napiszę)  stwierdził był tak: - Święci są dla ludzi skromnych. Nie dla  głupich, ale dla pobożnych. Aroganci odrzucają świętych, bo  musieliby przyznać, że istnieją ludzie doskonalsi niż oni  sami. Celnie powiedziane.

Wracam do Congregatio de Causis Sanctorum. Działalność tej  ekipy regulowana jest konstytucją apostolską Divinus  perfectionis Magister, którą papież Jan Paweł II wydał 25 stycznia 1983 roku. Najbardziej spektakularna zmiana w  funkcjonowaniu Kongregacji polega na tym, że po niemal  sześciu wiekach została zniesiona funkcja "adwokata diabła",  którego zadania przejął relator. Nie ma już zatem prawnej  wymiany zdań w procesie kanonizacyjnym - relator zajmuje  się wszystkim, czym wcześniej zajmowały się dwie strony tego  swego rodzaju sporu. Skutki tej zmiany są dwojakie - po  pierwsze zmienił się paradygmat, w rezultacie czego robotę stracili prawnicy, a po drugie, gorzej mają twórcy filmów  fabularnych, bo "adwokat diabła" to przecież barwna postać.

Żeby ktoś mógł zostać świętym, Kongregacja musi stwierdzić,  że za sprawą kandydata na świętego dobry Bóg dokonał cudu. Najwięcej stwierdzonych cudów to cuda medyczne; właściwie wszystkie cuda akceptowane w dzisiejszych czasach to cuda  medyczne - z cudami moralnymi jest spory kłopot.

Stwierdzeniem, czy coś jest, czy nie jest cudem medycznym,  zajmuje się Consulta Medica - zespół działający w ramach  Kongregacji. W skład Consulta Medica wchodzą medycy  wszystkich specjalności. Wszyscy oni są mężczyznami, Włochami i rzymskimi katolikami. Łapiecie? Żadnych kobiet, Szwedek i buddystek.

Dobra, tyle o ruskiej prokuraturze i Kongregacji od  świętych, w tym o zespole od cudów. Pytanie jest takie: czy  ktoś, kto wierzy ruskim prokuratorom i Anodinie, nie  ośmiesza się, kiedy kwestionuje stwierdzenia cudów przez  Consulta Medica? Drugie pytanie jest takie: czy ktoś, kto  wierzy medykom z Consulta Medica nie ośmiesza się  kwestionując ustalenia ruskich prokuratorów i Anodiny?

Zanim poszukacie odpowiedzi na te pytania, pozwólcie, że  przypomnę: zrobienie z kogoś świętego to przemienienie życia  w tekst.

sobota, 4 grudnia 2010

Skandaliczny król

Wczoraj na Poker After Dark dali ten odcinek, w którym Phill Hellmuth wyleciał ze stołu po tej oto rozgrywce z Howardem Ledererem (Lederer to ten gościu w marynarce):





Jak już Hellmuth wyleciał ze stołu, to dał zwyczajowy krótki wywiad, w którym powiedział, że ci goście (Lederer, a pewnie i inni, a najpewniej wszyscy, w tym Gus Hansen, który śmieje się tak, że aż wali ręką w stół), nie rozumieją pokera. Tak stwierdził Hellmuth. Dodał, że on sobie układa grę po swojemu, doprowadza do sytuacji, w której może grać tak, jak mu się podoba, w której jest faworytem, w której w ogóle wszystko wygląda pięknie, a tu na koniec taki Lederer dostaje króla no i Diabli biorą wspaniałe plany Hellmutha, który przecież rozumie pokera jak nikt na świecie.

Kapitalny przykład lewackiej mentalności, ta filozofia Hellmutha - no trudno znaleźć przykład lepszy :-)))