statsy

poniedziałek, 31 października 2011

Dziwne rzeczy przed uroczystością Wszystkich Świętych

Dwa dni przed uroczystością Wszystkich Świętych Polskę napadły biedronki. Rozmaite biedronki, bo przecież nie tylko te poczciwe, dobrze nam znane Boże krówki mocno czerwone w mocno czarne kropki, ale też i takie więcej pomarańczowe w kropki mniej czarne i jeszcze jakieś najmniej do naszych biedronek podobne, ale trochę jednak podobne. Biedronki zrobiły skandal, bo na oknach człowieczych mieszkań siadały całymi stadami, a i do mieszkań wlatywały. A ludzie przerażeni napaścią biedronek. I już jedna z mainstreamowych telewizji do Stefana Niesiołowskiego bieży i jego pyta, czy te biedronki inne od naszych, te więcej pomarańczowe, co to naukowcy mówią, że one chińskie, nie mszczą się przypadkiem za to, że u nas Chińczykom żeśmy nie pozwolili tej autostrady dokończyć budować, ale Niesiołowski bzdury te obala, stanowczo stwierdza, że to nie zemsta chińskich biedronek, a Niesiołowskiemu wierzyć pewnie można, bo chłop się na owadach zna, może bardziej na muszkach niż na biedronkach, ale kto niby na biedronkach zna się bardziej niż Niesiołowski, bo chyba nie Ziobro, ani nie Graś, prawda? No i jeszcze jedna z mainstreamowych telewizji filmuje wypowiedź jednej kobiety, zwykłego człowieka, tę wypowiedź w dzienniku puszcza, a kobieta mówi, że biedronki w chałupie wytłukła, bo na dzieciach siadały i te dzieci gryzły czy coś, skutkiem czego dzieci na ciele miały wypryski. A już nie mainstreamowa telewizja tylko radio, co chyba jest liderem na rynku, filozofa pyta o biedronki, a filozof brodaty, jednak o biedronkach mówić nie chce, tylko stwierdza, że chorego, nieprzytomnego ojca pielęgnować kiedy on w szpitalu leży, to jak grób pobielany pielęgnować, ale czy temu filozofowi wierzyć należy, a jeśli tak, to niby dlaczego? Filozof brodę ma ale czy to wystarczy? Przecież Seneka, co filozofem był sławnym, aczkolwiek niektórzy powiadają, że eklektycznym, do przyjaciela swego, Lucyliusza, tak oto pisał: O dziecinne błazeństwa! Po toż z powagą ściągamy brwi? Po toż zapuszczamy brody? Czy to jest to, czego surowi i bladzi uczymy drugich? 

A! Kpiarz Seneka, z brody żartował, dla niego broda, ściąganie brwi i bladość lica nie świadczyły o tym, że właściciel brody i bladego lica, który brwi ściąga, od razu jest filozofem, a skoro broda, blade lico i ściągnięta brew nie jest żadnym kryterium w kwestii tego, kto jest filozofem, to co tym kryterium jest? No jakże to nam wiedzieć? Ko nam kryterium podpowie? A gazeta opiniotwórcza do filozofki poszła i dawaj pytać, czy jak jakiś człowiek wybiłby środkiem piorunująco skutecznym połowę światowej populacji biedronek, to czy byłby to człowiek etyczny, na co filozofka odparła, że wszystko zależy od kontekstu i  innej odpowiedzi już nie dała i znowu nie wiemy, jak wielce ważą słowa filozofki i czy w ogóle są to słowa filozofki, bo filozofka nawet brody nie miała, a lico jej było czerwone.

W tym miejscu przestaję pisać, bo mi się temat rozrasta, tekst coraz bardziej mi ucieka, a ja ani siły ani ochoty nie mam na to, żeby za tekstem gonić. Tyle jeszcze tylko powiem, że nic bym nie napisał, nawet o tej napaści biedronek na Polskę, ale Jarecki mi kazał napisać cokolwiek, no to napisałem, bo jak mogę pójść Jareckiemu na rękę, to czemu miałbym nie pójść, co nie?

poniedziałek, 17 października 2011

Nowy termin

Obejrzałem audycję Tomasz Lisa w TVP, w której to audycji gadali o tym, czy krzyż z sejmu usunąć. W programie wystąpili Magdalena Środa, Robert Biedroń, Robert Leszczyński, Stefan Niesiołowski, Tadeusz Cymański, John Abraham Godson oraz dominikanin Paweł Góżyński. Słuchałem, co mówią Środa, Biedroń oraz Leszczyński i zastanawiałem się, jak trzeba by było nazwać rządy tych i im podobnych ludzi, gdyby ci ludzie dorwali się do władzy. Pierwszy termin, który się narzuca, to pajdokracja, ale to chyba nie jest termin najlepszy, bo Środa, Biedroń i Leszczyński nie są już dziećmi. Znalazłem inny termin - neoteniokracja. Nie wiem, czy taki termin istniał do dziś, ale teraz już istnieje, bo go wymyśliłem, a wywiodłem go z terminu neotenia.

Oto jak wygląda aksolotl - chyba najpopularniejsze żyjątko neoteniczne:

fotka stąd

środa, 12 października 2011

Czy John Stuart Mill ma rację?

Temple Grandin, babka wymiatająca w naukach zajmujących się zachowaniami zwierząt, bohaterka filmu zatytułowanego Temple Grandin, autorka kilku książek, w tym książki zatytułowanej Zwierzęta czynią nas ludźmi wydanej przed chwilą przez wydawnictwo Media Rodzina, utrzymuje między innymi, po mojemu zgadzając się na przykład z Antonio Damasio, że zarówno u ludzi, jak i u zwierząt najważniejsze są emocje. Generalnie idzie o to, że nieważne, jak jest naprawdę, bo ważne jest jedynie to, jakie emocje odczuwają zwierzęta, w tym ludzie. Do emocji trzeba by dołożyć uczucia, a relacje między emocjami i uczuciami są takie, że (tu idę za Damasio) wszystkie emocje generują uczucia ale nie wszystkie uczucia wywodzą się z emocji; te uczucia, które nie mają źródła w emocjach Damasio nazywa uczuciami tła, co dla mojego tekstu, zupełnie amatorskiego w kontekście tego, o czym piszę, ma poślednie znaczenie.

Wracam do Grandin, która opierając się na klasyfikacji Jaaka Pankseppa, wyróżnia następujące cztery systemy najważniejszych emocji: SZUKANIE, WŚCIEKŁOŚĆ, STRACH, PANIKA (Panksepp zawsze pisze to wersalikami). Są jeszcze trzy mniej popularne systemy emocji, które nie muszą występować podczas całego życia zwierzęcia: POŻĄDANIE, OPIEKA, ZABAWA.

Grandin pisząc o tym, co należy robić, aby zapewnić zwierzętom jak najlepsze życie, stwierdza: Zasada jest prosta - jeśli to możliwe, nie wolno stymulować systemów WŚCIEKŁOŚCI, STRACHU czy PANIKI, a za to systemy SZUKANIA i ZABAWY.

Bardzo łatwa jest odpowiedzieć na pytanie o to, jakie to systemy były stymulowane podczas ostatniej kampanii wyborczej, ale to tylko taka sobie uwaga na marginesie :-))

Grandin pisze, że do dupy jest, kiedy zwierzęta nabywają stereotypii, a Grandin na stereotypiach się zna, bo raz, jest dobrym naukowcem, a dwa - jest wysokofunkcjonującą osobą z autyzmem i stereotypii miała w cholerę i trochę. Dawniej Grandin stała na stanowisku, że występowanie stereotypii świadczy o tym, iż zwierzęciu dzieje się jakaś krzywda, ale później pod wpływem badań zmieniła to stanowisko uznając, że sprawa nie jest taka prosta, albowiem czasami zwierzę, u którego występują stereotypie, mogło cierpieć w przeszłości, jednak to cierpienie już się skończyło, a poza tym życie tego zwierzęcia może być i tak lepsze niż życie innego zwierzęcia, u którego stereotypie nie występują i które żyje w tym samym środowisku co zwierzę ze stereotypiami.

Teraz będzie ciekawa historyjka. Grandin opisuje tygrysa, który urodził się w niewoli, ale żadnych stereotypii nie miał. Ludzie go wzięli do chałupy kiedy miał osiem tygodni. To byli farmerzy z Teksasu. Poza tygrysem trzymali dwa psy, które raz dwa zdominowały młodego kociaka. Kiedy tygrys miał półtora roku ludzie przenieśli go do klatki o wymiarach piętnaście na pięć metrów, z której to klatki zwierzę nie wychodzi, natomiast może sobie stamtąd obserwować krowy na łące i dzieciaki odwiedzające farmę. Tygrys jest w dobrej formie - nie łazi po klatce tam i z powrotem, jak wielkie koty w ZOO, nie wyrywa sobie futra, nie gryzie łap itd., jednym słowem nie ma żadnych stereotypii. Grandin przypuszcza, że tygrys ma się dobrze, a jego poziom kortyzolu, hormonu odpowiadającego za stres, jest w porządku.

Mamy zatem tygrysa, który, że tak powiem w skrócie, nie żyje naturalnym tygrysim życiem, a mimo to ma się dobrze. I co z tym zrobić? Jak to ocenić? Nie wiem. Wiem natomiast, że w badaniach profesora Czapińskiego zatytułowanych Diagnoza społeczna 2011 (poczytajcie sobie, o co biega, bo raport będzie chyba w grudniu dopiero) wyszło na jaw, że Polacy są fest zadowoleni ze swojego życia no i co im kto zrobi? Osobną kwestią jest to, kto za te badania płaci, ale to, znowu, tylko taka sobie uwaga na marginesie :-))

Pytanie jest takie: czy ci zadowoleni Polacy żyją, że tak powiem w skrócie, naturalnym człowieczym życiem? Czy w ogóle ma jakiekolwiek znaczenie, jakim życiem żyją Polacy, skoro są zadowoleni?

John Stuart Mill w tekście Utylitaryzm stwierdził:

Lepiej być niezadowolonym człowiekiem niż zadowoloną świnią.

Nie mam zielonego pojęcia czy Mill ma rację. A nie mam pojęcia dlatego, że o ile wiem, jak to jest być niezadowolonym człowiekiem, to nie wiem jak to jest być zadowoloną świnią.

czwartek, 6 października 2011

No i co z tego, że wszystko zostało już powiedziane?

Ludzie czekają na pociąg, który nie wiadomo z którego peronu odjedzie. Pociąg spóźnia się ponad godzinę. Pani kolejarka ogłasza przez megafon, że pociąg zajedzie na peron drugi, więc ludzie gonią na peron drugi. Wsiadają do pociągu, niektórzy przez okna. W pociągu tłoczą się na korytarzu, ale jadą. Po dwóch godzinach jazdy przestają jechać, bo pociąg półtorej godziny stoi w polu. Po półtoragodzinnym postoju znowu jadą i albo tym pociągiem dojadą tam, gdzie chcieli dojechać, albo ich z pociągu kolejarze wyproszą mówiąc, że pociąg zmienia trasę, więc jak ktoś chce dojechać do miejsca, które nie leży na zmienionej trasie, to musi się przesiąść do innego pociągu, który będzie za 50 minut. W końcu ludzie dojeżdżają do celu, do dworca, który istnieje w postaci dziury w ziemi, wysiadają z pociągu, już przez drzwi, nie przez okna i jadą do chałupy cali wkurwieni, spoceni i brudni.

To wszystko dzieje się w dwudziestym pierwszym wieku, w Europie, a rybka polega na tym, że miejsce, w którym dzieje się to wszystko, jest w budowie. I ludzie biorą za dobrą monetę argument, że miejsce, w którym żyją, jest w budowie. Wieczorem, kiedy im już przejdzie wkurw związany z podróżą pociągiem, ludzie włączają telewizory i raz dwa znowu się wkurwiają kiedy tylko usłyszą, jak ktoś mówi, że to i tamto jest do dupy, a nie powinno być do dupy i mogłoby nie być do dupy. Wkurwiają się, kiedy usłyszą coś takiego, bo nie po to dają się przekonać jednym, że jest świetnie, żeby im drudzy mówili, że coś jest do dupy.

Jean Baudrillard wymyślił taką tezę, że zamiast żyć w rzeczywistości żyjemy w hiperrzeczywistości i rozpropagował pojęcie simulacrum. Łacińskie słowo simulacrum oznacza obraz, portret, widziadło senne, cień umarłego, obraz charakteru, charakter, a także zjawisko, marę, pozór, cień. Simulacrum w rozumieniu Baudrillarda to kopia zdjęta z oryginału, która to kopia postrzegana jest jako coś rzeczywistego, oryginalnego. Istotne jest też to, że ludzie chętniej niż oryginał akceptują tak właśnie rozumiane simulacrum.

Czytałem o kobiecie, która mieszkała w Nowym Jorku i 11 września 2001 z okien swojego mieszkania mogła patrzeć na te dwie wieże, które się zawaliły. Babka zrobiła jednak tak, że włączyła sobie telewizor i w telewizorze oglądała to wszystko, co działo się za jej oknami - nie dała rady zmierzyć się z prawdziwym światem, więc weszła do telewizora, schowała się do rzeczywistości symulakrycznej.

W jakiejś niedawno prowadzonej gadule Nicek napisał, że po Smoleńsku wielu ludzi nie chce pogodzić się z tym, że świat jest naprawdę. I ma rację Nicek, bo mnóstwo ludzi, rzecz jasna nie tylko w związku ze Smoleńskiem, nie chce albo nie może pogodzić się z faktem, że świat jest naprawdę. Napisałem kiedyś, trochę dla śmiechu, że wielu ludzi ubezpieczenie na życie rozumie w ten sposób, że jak ktoś się na życie ubezpieczy to nie umrze. Trochę to było napisane dla śmiechu, ale też trochę nie. A co myślicie, że mało to takich, którzy biorą na poważnie Gugałę, Olejnik czy Lisa?

Karl Valentin, taki bawarski komik, stwierdził był: Wszystko zostało już powiedziane, ale nie przez wszystkich.

Moim zdaniem, nawet jeśli przyjąć założenie, że to, co zostało powiedziane nie przez wszystkich, zostało  przez wszystkich usłyszane (a jest to bardzo wątpliwe założenie), to i tak sedno sprawy leży w tym, co stwierdził był Valentin.

wtorek, 4 października 2011

Pamflet na Jareckiego

Jarecki tekst napisał, jego zatytułował PO. Bieg głupków, po czym w salonie24 powiesił. Tekst Jareckiego, jak to tekst Jareckiego. Głupi tekst. No weźcie choćby to zdanie, które w tym miejscu jest, że gościu utrzymuje, iż jemu Witkacy nogę podłożył, ale oni gościa pytają (bo nie są w ciemię bici), jak niby ten Witkacy wygląda. No i gościu mówi: - Normalnie! Głowa, ręce, brzuch…tu i tam noga.

Jarecki myśli, że  to śmieszne zdanie, ale ono nie śmieszne, tylko głupie. Bo co tu i tam noga? Jakie tu i tam?

Jarecki pisze takie głupie teksty dlatego, że on mądrych tekstów pisać nie umie. Z kilku powodów nie umie, z których wyliczę najważniejsze dwa. Raz, że Jarecki nie ma talentu do pisania. Nie ma talentu i już. To już galopujący major ma do pisania większy talent, niż talent Jareckiego, a mówiąc precyzyjniej, to galopujący major w ogóle ma talent do pisania, a Jarecki talentu do pisania nie ma za grosz. Kiedyś kapitalną frazę znalazłem u galopującego majora, frazę świadczącą o tym, że autor tej frazy, ba - całego akapitu, ma wielki talent do pisania. Później okazało się, że to mój akapit, który galopujący major do swojego tekstu wkleił nie dając cyny, że to nie jego tekst, ale co tam - tak czy siak galopujący major jakiś tam talent do pisania ma, a Jarecki takiego talentu nie ma w ogóle.

Możecie powiedzieć, że ja nienawistnik jestem i umyślnie twierdzę, że Jarecki talentu do pisania nie ma, kiedy prawda jest taka, że Jarecki talent do pisania ma. Jasne, że możecie tak powiedzieć, ale gdybyście tak powiedzieli, to byłaby to błędna teza. Powiedzcie bowiem sami - a zadumał się ktoś kiedyś przy jakimś tekście Jareckiego? Wzruszył się? Dał się ponieść emocjom przez tekst wywołanym? Czy czytając tekst Jareckiego śmiał się kto kiedy od ucha do ucha? Albo czy ktoś, po przeczytaniu tekstu Jareckiego, do przyjaciela zadzwonił i najzwyczajniej w świecie powiedział: - Musisz przeczytać najnowszy tekst Jareckiego?

No właśnie, nigdy i nikt, a to dlatego, że Jarecki talentu pisarskiego nie ma.

Jest i drugi istotny powód, dla którego Jarecki nie umie dobrego tekstu napisać. Idzie o to, że w Jareckim nie ma żadnej głębi, żadnej refleksji, i, prawdopodobnie, żadnej autorefleksji. Nie ma też w Jareckim jakiegokolwiek stojącego na przyzwoitym poziomie rozumienia rzeczywistości. I tu ktoś może zapytać, czy jeśli ktoś nie ma za grosz talentu pisarskiego, ale za to jest u niego przyzwoita refleksja, przyzwoita autorefleksja, przyzwoite rozumienie świata itd., to ten ktoś może napisać niezły tekst. Odpowiadam - może. Może na przykład rzetelnie rymować. Sprawa z rymowaniem wygląda tak, że trzeba znać zasady i jeśli jest się człowiekiem racjonalnym, to da się radę pisać dobre rymy. Weźmy zasadę podstawową: - rym polega na tym, że w jednym wyrazie i drugim wyrazie, czyli w wyrazach, które mają się rymować, na końcu musi być ta sama litera. Jeden mój kumpel daje taki oto przykład najpiękniejszego rymu: Maria - Czaszka. Proste?

Jarecki nie jest człowiekiem racjonalnym i przykładów potwierdzających tę tezę jest mnóstwo. Oto wieki temu, kiedy Jarecki pierwszy raz zostawił komentarz pod moim tekstem w salonie24, to pisał tam o ojcu Bocheńskim per twardy rycerz Chrystusa. Jakim cudem o Jareckim można powiedzieć, że On jest racjonalny, kiedy Jarecki pisze, że Bocheński to twardy rycerz takiego nieistniejącego x, że x jest Chrystusem? Albo co chwila Jarecki o Polsce pisze i utrzymuje, że Polska jest ważna i że On, Jarecki, Polskę kocha. Patriotą jest Jarecki! To ci dopiero - dzisiaj być patriotą! To już Jarecki nic nie rozumie z mądrych wykładów profesora Sadurskiego? A znowu niektórych Jarecki od komuchów wyzywa, jakby nie wiedział, że nie ma już komuchów, tylko wrażliwi lewicowcy i socjaldemokraci.

Dobra, jedno jest pewne: Jarecki pisać nie umie, bo ani talentu do pisania nie ma, ani nie jest człowiekiem racjonalnym. Mimo tych okoliczności Jarecki uparcie pisze coraz to nowe teksty, je na blogu wiesza i w głowach ludziom mąci. W tej przykrej sytuacji chcę Wam powiedzieć jedno - musicie zrozumieć, że taki Jarecki to pewnie na wybory pójdzie. Wielu takich Jareckich pójdzie na wybory. A Wy? Czy Wy też pójdziecie na wybory żeby dać odpór wszystkim Jareckim?