statsy

środa, 31 sierpnia 2011

Istotna rola "radykalnych mediów" kaukaskich

Dwa tygodnie temu Janusz Korwin-Mikke napisał tak:

Zaobserwowałem ciekawe zjawisko. W PRL 90% „obywateli” obywało się bez prawdziwych wiadomości, wierząc reżymowej prasie i TVP. Natomiast pozostałe 10% z zapałem, mimo trzasków i zakłóceń. wysłuchiwało „Radio Wolna Europa”,„Głosu Ameryki”, „Radio Madryt” czy nawet „Radio Tirana”.

Dziś nikt – na razie przynajmniej –nie zagłusza internetu; ale nadal 90% „obywateli” obywa się bez prawdziwych wiadomości, ślepo wierząc reżymowym mediom
.

Ja stawiam tezę, że bez prawdziwych wiadomości obywa się 98% ludzi, ale tezy tej nie potrafię udowodnić, podobnie, jak swojej tezy nie potrafi udowodnić JKM. Wiadomo natomiast, że JKM ma rację utrzymując, iż horrendalna większość ludzi nie umie, albo nie chce czytać prawdziwych wiadomości.

Taki stan rzeczy jest na rękę reżimowym mediom, a także samym reżimom i chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego jest na rękę. Najnowszy przykład tego, jak funkcjonują reżimowe media mieliśmy wczoraj. Oto Gazeta Polska znowu napisała o tym, że, mówiąc w skrócie, ABW założyła teczkę Lechowi Kaczyńskiemu. Mogliśmy o tym poczytać w Necie, dzisiaj możemy poczytać w papierowym wydaniu GazPola, ale w telewizyjnych dziennikach i w telewizyjnych programach "publicystycznych" (mam na myśli te audycje, do których zapraszani są politycy - Minęła dwudziesta, Rozmowa bardzo polityczna itd.) usłyszeć o tym nie mogliśmy.

Dobra, jeszcze jest w miarę wolny Net (stopień wolności Netu jest różny w różnych miejscach na Ziemi), więc ABW jakoś musiała się odnieść do rewelacji zaserwowanych nam przez Gazetę Polską. Rzecz jasna ABW zaprzeczyła tezie, że inwigilowała Lecha Kaczyńskiego, a Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska, rzeczniczka prasowa ABW, o ile wierzyć Rzeczpospolitej, powiedziała tak:

W bazach centrum znajduje się katalog najważniejszych osób w państwie, podlegających ochronie w ramach systemu antyterrorystycznego RP. Podobne rekordy mają prezes Rady Ministrów, ministrowie i inni wysocy urzędnicy państwowi.

Rzepa pisze dzisiaj jeszcze coś takiego:

W rozmowie z "Rz" rzecznik ABW zaś wyjaśniła, że gdy w 2008 r. Agencja monitorowała "radykalne media" kaukaskie, natknęła się na nazwisko Lecha Kaczyńskiego. Dlatego wpisano je do rejestru.

To jest kapitalne stwierdzenie. Bo mamy dwie możliwości - albo założenie przez ABW teczki Lechowi Kaczyńskiemu jest dobre, albo jest złe. Jeżeli jest złe, to ABW leży i kwiczy. Jeżeli jednak jest dobre, to istotne pytanie jest takie: skoro ABW założyła Kaczyńskiemu teczkę w roku 2008, po tym, jak podczas monitorowania "radykalnych mediów" kaukaskich natknęła się w tychże mediach na nazwisko Kaczyńskiego, to co ABW myślała zanim w "radykalnych mediach" kaukaskich na nazwisko Lecha Kaczyńskiego się natknęła? No co myślała? Że Lech Kaczyński nie istnieje? A może ABW wiedziała, że Lech Kaczyński istnieje, ale nie wiedziała, kim on jest?

Dobra, jest też drugie pytanie, najważniejsze: skoro założenie teczki prezydentowi RP, Lechowi Kaczyńskiemu jest dobre, to czy z wypowiedzi rzeczniczki prasowej ABW wynika, że przed rokiem 2008 Lech Kaczyński, piastujący urząd prezydenta RP od roku 2005, nie miał teczki założonej przez ABW?

***

Pomyślałem sobie teraz takie pytanie, na które odpowiedź powinna raz na zawsze załatwić tę rządzącą ekipę: no i jak w końcu tego Lecha Kaczyńskiego ochroniono?

Przyznaję, że nie umiem zrozumieć tego, jakim cudem parę milionów Polaków nie jest w stanie wyciągnąć wniosków z odpowiedzi na to najprostsze pytanie.

sobota, 27 sierpnia 2011

A.


A Tusk za Kaczyńskim pojechał, do Wrocławia teraz pojechał, a eksperci mówią, że ach, jaki sprytny Tusk, jak on eventy pisiorskie zmyślnie przykrywa, jak inicjatywę w kampanii wyborczej dzierży i punkty zyskuje, punkty sondażowe zyskuje. Tusk sprytny. Tusk inicjatywę ma. Tusk, premier Polski.

A zegar długu napierdala jak dziki. A rekord zadłużenia pięknie jest śrubowany. A "służba zdrowia" rozjebana, "edukacja" rozjebana, drogi rozjebane, kolej rozjebana. A koszty pracy coraz większe. A kasa z OFE zrabowana. A Fundusz Rezerwy Demograficznej obrabowany. A Gosiewski leży w grobie piętnaście centymetrów dłuższy, niż był za życia.

A państwo zdaje egzamin.

piątek, 26 sierpnia 2011

Właśnie słucham

Właśnie słucham Tuska, który tłumaczy, dlaczego teraz debaty z PiS-em są niedobre. Ale to są jaja - wystarczyło, że się wczoraj Zyta Gilowska pokazała :-))) Czytajcie to dobrze - jedna babka pozamiatała wszystko :-)))

-----------------------------

DOPISEK

I znowu słucham. I oglądam. Debaty Tuska z Pawlakiem, prowadzonej przez Gugałę :-)  Ależ Gugała ostro jedzie! Na Pawlaka naskoczył, jemu zarzucił, że nie ma polskiego produktu, który podbijałby świat. Pawlak się broni, powiada, że meble robimy i milion samochodów rocznie, ale Gugała nie odpuszcza, jak już Pawlaka złapał, to go trzyma mocno. I dociska, dociska, po męsku dociska! Pawlak w desperacji obwieścił, że mamy jeszcze jakieś fajne montownie, ale nie wiem o jakie montownie chodzi, bo się trochę pogubiłem, kiedy Pawlak o montowniach mówił. Jak to w Necie powieszą, to sobie posłucham, o jakie montownie idzie.

Ale Gugała jest świetny, chyba jeszcze nigdy taki świetny nie był. Ale i Pawlak z Tuskiem nie wypadli sroce spod ogona! Oni dzielnie przeciwko Gugale stają, nie unikają odpowiedzi na najtrudniejsze pytania, może nawet Pawlak bardziej od Tuska nie unika, a może tylko takie odnoszę wrażenie. W każdym razie debata jest kapitalna, kapitalna! A jeszcze i to jest dobre, że jak tę debatę oglądam, to mnie wspomnienia dopadają, mnie się dawniejsza telewizja przypomina, dawniejsze czasy oraz dawniejsza epoka. Gierkowska.

***

Gdyby ktoś z Was oglądał tę debatę w towarzystwie ciotek Matyld, to niech napisze relację. Jak to było? Ciotki Matyldy usłyszały, że fajne meble robimy i co? Usłyszały, że produkujemy milion samochodów rocznie i co? Usłyszały, że mamy świetne montownie i co? Co na to ciotki Matyldy? Pokiwały głowami z aprobatą? Powiedziały: - O, właśnie, mamy świetne montownie!? Jeszcze coś innego zrobiły?

czwartek, 25 sierpnia 2011

Kim?

Wojciech Sadurski, o którym niektórzy myślą, że to jest kumaty profesor od prawa (a niektórzy utrzymują, że to jest profesor medialny :-))) powiesił w salonie24 kolejną notkę, która pokazuje, że Sadurski dostał sraczki, ale daje sobie radę, bo przecież są pampersy. No i do Internauta Sadurski napisał tak:

Bac sie to nie ja. To wy - anonimowe tchorze.
Ja sie nie boje - juz tak mam!
I jeszcze trzeba tlumaczyc, dlaczgo tak gardze panem i pa0nupodobmmi?
i dlaczego zalatwiam was smiechem?
Ws


Komentarz Sadurskiego skopiowałem i wkleiłem - nie robiłem żadnych poprawek. Sadurski pisze "wy" przez małe "w", "panem" przez małe "p" i stwierdza, że gardzi ludźmi. A najlepsze jest to: "pa0nupodobmmi" :-))) Tu jest fotka z komentarzem Sadurskiego:



***

Teraz powiem Wam coś, co nie ma żadnego związku z cytowanym komentarzem Sadurskiego. Ale to żadnego związku. Otóż ja od czasu do czasu piszę tekściora po pijaku. Ale zanim go powieszę na blogu, to tekściora sprawdzam dziesięć razy. I w 99 przypadkach na 100 nie znajdziecie u mnie ani jednej literówki. Da się? Pewnie, że się da.

***

Kim trzeba być, żeby gardzić ludźmi i jeszcze napisać, że się gardzi ludźmi? Odpowiadam - Sadurskim.

środa, 24 sierpnia 2011

Rechtsstaat czy nie Rechtsstaat?

Dzisiaj politycy PO, a także "niezależne" media cieszą się z tego, że sąd uznał, iż PiS nakłamał w czterech przypadkach. Politycy PO oraz "niezależne" media cieszą się również z tego, że sąd nie uznał, iż PiS nie nakłamał w 95 przypadkach. Radość z tego, że sąd uznał, iż PiS nakłamał w 4 przypadkach na 99 dominuje dzisiaj w "niezależnych" mediach, ale parę razy poruszono i inną kwestię, mianowicie "niezależni" dziennikarze pytali polityków PiS-u o to, co miał na myśli JarKacz, kiedy stwierdził dzisiaj, bodaj w Radomiu, że Polska nie jest państwem prawa. Co miał na myśli Jarkacz dzisiaj, to nie wiem, natomiast znam treść wykładu, który JarKacz wygłosił na Uniwersytecie Jagiellońskim 1 lutego 2010 roku, czyli nieco ponad dwa miesiące przed tym, jak państwo polskie zdało egzamin. Wykład nosił tytuł Czy Polska jest państwem prawa? i jest do przeczytania w PRESSJACH - 2011, teka XXIV; to ten numer zatytułowany Zabiliśmy Proroka. W swoim wystąpieniu JarKacz mówi o tym, jakie to warunki istnienia państwa prawa nie są w Polsce spełnione - każdy może to sobie przeczytać.

Zaraz po tekście wykładu JarKacza PRESSJE zamieszczają komentarz do tegoż wykładu, komentarz autorstwa Jana Woleńskiego. Świetnie napisał Woleński, na wielu przykładach pokazał, jak to JarKacz ględzi, jak mętnie mówi, jak nie daje dobrych uzasadnień dla swoich tez, jak wreszcie, i to jest główny zarzut, nie podaje określenia państwa prawa. W jednym miejscu, gdy chodzi o media (czytajcie obydwa teksty, bo nie chce mi się ich szczegółowo omawiać :-)), Woleński wyraźnie słabuje, bardzo wyraźnie, ale tym się dzisiaj nie zajmuję - dzisiaj chcę pokazać jedną bardzo ważną rzecz, o której napisał Woleński. Otóż można kłócić się o to, czy Polska jest, czy nie jest państwem prawa (moim zdaniem nie jest, ale to teraz nieistotne), natomiast trzeba wiedzieć jedno: Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej nie mówi, że RP jest państwem prawa, Konstytucja mówi tak: Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej (Art. 2.).

Woleński bierze na tapetę sformułowanie państwo prawne i pokazuje dwie rzeczy. Po pierwsze stwierdza, że sformułowanie demokratyczne państwo prawne jest sformułowaniem pleonastycznym, bowiem nie-demokratyczne państwo prawa jest contradictio in adiecto (idzie o to, że to jest oksymoron :-)) Tu Woleński trochę się pogubił, bo nie wiedzieć czemu pisze, że contradictio in adiecto jest sformułowanie nie-demokratyczne państwo prawa, skoro w Konstytucji stoi jak byk państwo prawne, ale rozumiemy, co profesor Woleński chciał powiedzieć. Druga rzecz, na którą wskazuje Woleński jest taka, że zwrot państwo prawne jest zwrotem niewłaściwym, gdyż sugeruje, iż przeciwieństwem państwa prawnego jest państwo bezprawne, a nie, jak powinno być, państwo bezprawia.

Dziesiątki razy mówiłem po różnych gadułach w Necie i nie tylko w Necie o tym, co napisał Woleński i co jest istotne: nasza Konstytucja nie mówi, że Rzeczpospolita Polska jest państwem prawa!!!

Mniejsza o powody, dla których zapis w Konstytucji jest taki, jaki jest - teraz idzie mi o to, że dzisiaj w telewizorach (a pewnie i nigdy w telewizorach, no chyba, że Michalkiewicz :-)) żaden polityk PiS-u, ani żaden polityk innej partii, ani żaden dziennikarz, nie wpadł na to, na co w swoim tekście zwrócił uwagę Woleński. A ja wieszam ten tekst i mam nadzieję, że żaden mózg z PO tego nie przeczyta i jutro dowiemy się, że PO pozwała w trybie wyborczym JarKacza o to, że stwierdził, iż Polska nie jest państwem prawa :-))

wtorek, 23 sierpnia 2011

Co zrobi sąd?

PO nakablowała na PiS do sądu w trybie wyborczym i teraz być może sąd będzie musiał rozstrzygnąć kwestię tego, czy PiS kłamie czy nie kłamie. Agnieszka Pomaska, posłanka PO, na twitterze napisała tak:




Wychodzi na to, że ci, którzy w wyborach zagłosują na Pomaską, to są ludzie, którzy zgadzają się z tezą, że wyborcy nie są w stanie rozstrzygnąć, kto w debacie publicznej posługuje się kłamstwem, ale mniejsza o wyborców Pomaskiej (tym bardziej, że mogą istnieć i tacy wyborcy, którzy z tezą Pomaskiej się nie zgadzają, Pomaską mają na idiotkę, a i tak na Pomaską zagłosują), bo inny problem jest ciekawy: co zrobi sąd? Po mojemu sąd powinien powiedzieć coś takiego: - A wypierdalać mnie z tym pozwem! Pojebało was, ludzie???

Obawiam sie jednak, że sąd nie powie tak, jak powinien powiedzieć, tylko wyda jakieś orzeczenie na korzyść PO albo na korzyść PiS-u i w ten sposób się zbłaźni. Nie znam się na prawie wyborczym, czy jak się tam to prawo nazywa, ale chyba nie jest tak, że sąd musi zajmować sie każdym idiotyzmem tylko dlatego, że PO kogoś tam podpierdoliła? Gdyby jednak prawo kazało sądowi zajmować się każdym idiotyzmem tylko dlatego, że PO kogoś tam podpierdoliła, to mam taką propozycję, żeby pojutrze JarKacz na konferencji prasowej powiedział coś takiego:

- Jest rzecza pewną, że qualia, zgodnie z tym, co mówi John Searle, to to samo zjawisko, którym jest świadomość, wobec czego problem qualiów nie różni się od problemu świadomości. W tej sytuacji oczywiste jest, że człowiek świadomy nie może głosować na PO.

Byłoby bardzo ciekawe, gdyby PO nakablowała na Jarkacza do sądu za to stwierdzenie zarzucając prezesowi PiS kłamstwo. Co zrobiłby sąd? Kombinował, czy problem qualiów różni się od problemu świadomości? Rozstrzygał, czy w sytuacji, kiedy problem qualiów nie różni się od problemu świadomości, prawdą jest, że człowiek świadomy nie może głosować na PO? A może stwierdziłby, że problem qualiów i problem świadomości, to dwa odrębne problemy, z czego wynika, że JarKacz, idąc za Searlem, kłamie?

Takich ciekawych problemów można wynaleźć mnóstwo, na przykład można zmusić sąd do wydania orzeczenia na temat tego, czy teza mówiąca o tym, iż jest Bóg, jest prawdziwa.

Chyba znacie rozmaite orzeczenia polskich sądów, więc zdajecie sobie sprawę z tego, że pisząc, co napisałem, nie robię sobie jaj?

niedziela, 21 sierpnia 2011

Odzieżowo

Nie wiem jak tam jest teraz, ale jeszcze parę lat temu na salonach królowała dekonstrukcja, jedno z kluczowych pojęć dotyczących postmodernizmu. Nie jest istotne, czy Jacquesa Derridę, twórcę terminu dekonstrukcja, zaliczymy do modernistów czy postmodernistów, nie jest istotne, czy postmoderniści przypadkiem nie wyczytują u Derridy rzeczy, których ten mąż nie napisał - liczy się tylko to, że jak ludzie postmoderni słyszą postmodernizm, to mają takie qualia, że im się w głowach wyświetla dekonstrukcja, a jak słyszą dekonstrukcja, to im się wyświetla postmodernizm. Tu chcę podkreślić, że idzie mi o to, co Antonio Damsasio nazywa problemem qualiów I, bo problem qualiów II to rzecz bardziej skomplikowana.

Nie jestem za bardzo dobry w postmodernizmie i w dekonstrukcji, więc krótko, a nawet ekstremalnie krótko zreferuję, co o dekonstrukcji pisze Santiago Zabala, który w roku 2005 wydał książeczkę zatytułowaną Przyszłość religii, na którą to książeczkę składają się Wprowadzenie Zabali, po jednym tekście Richarda Rorty'ego i Gianniego Vattimo oraz zapis gaduły, w której uczestniczyli ci trzej myśliciele. Zabala stwierdza mianowicie, że dekonstrukcja, przede wszystkim w wykonaniu Nietzschego, Heideggera i Derridy to, mówiąc w największym skrócie, zamach na metafizykę.

Zamach na metafizykę jest w porządku, przy czym ja żywię, chyba jakieś katolskie, przekonanie o tym, iż z faktu, że dwóch robi tak samo nie wynika automatycznie, że robią to samo. Są np. tacy autorzy, choćby jak ten Rorty, którzy wiedzą więcej ode mnie, bo też i przeczytali więcej i w dziedzinie zawodowo wymiatają. Jeśli do tej erudycji i profesjonalnej rutyny dodać i tę okoliczność, że Rorty ma łeb nie od parady, to skutek jest taki, że ja sobie u Rorty'ego znajduję różne ciekawe rzeczy. Rorty oczywiście zamachnął się na metafizykę i zrobił taki wynalazek, że nam zamiast metafizyki ironii trzeba, ale mnie to nie przeszkadza, bo facet po drodze zakumał wszystko, co było do zakumania i teraz może się bawić (tak, wiem, że Rorty nie żyje). Weźmy sposób, w jaki Rorty kończy książkę Filozofia jako polityka kulturalna. Otóż Rorty plotkuje o filozofach moralnych, trochę z nich kpi, trochę mówi, że niech tam sobie ci filozofowie moralni będą, a na koniec o tych filozofach daje takie zdanie: Dopiero gdy wsiądą na swoje wysokie kantowskie konie, powinniśmy spojrzeć na nich nieufnie.

Jakże nie lubić gościa, który pisze coś takiego? :-))

Są znowu i tacy autorzy, którzy niezależnie od tego, co przeczytali, niezależnie od tego, jaki mają tytuł naukowy i niezależnie od tego, jak często zapraszają ich do telewizji i do gazet, nie mają nic do powiedzenia. No co ma do powiedzenia Magdalena Środa? Przykład drastyczny, owszem, ale nie mam dzisiaj czasu na subtelne pisanie.

Zasada, że kiedy dwóch robi tak samo, to jeszcze nie dowód, iż robią to samo, obowiązuje w każdej dziedzinie życia. Viswanathan Anand i ja, kiedy gramy w szachy, to nie robimy tego samego i nawet nie wiecie, jak bardzo tego samego nie robimy :-) Kiedy politykę robią Reagan, Thatcher, Churchill, Merkel, Orbán i ich ekipy, to nie jest to samo, kiedy politykę robi Tusk i jego ekipa. Dekonstruowanie wszystkiego jest fajne w wydaniu Rorty'ego i paru innych autorów piszących książki, ale w wydaniu Tuskowej ekipy fajne nie jest. No patrzcie na Tuska - przecież chłop zakłada szorty i idzie sobie haratnąć w gałę, a później na youtube, czy gdzie tam, widać premiera, co w szortach gania. A Hallowa portki spuszcza i do zdjęć pozuje. A Piesiewicz w sukience? Coś z tymi ludźmi chyba jest nie tak i to nie tylko w kwestii odzieżowej.

Przy okazji - chyba lepsza jest ministerka bez spodni od senatora w sukience? Co myślicie?

piątek, 19 sierpnia 2011

Lewacy i prawacy

Powiem Wam, co ja myślę na temat tego, jaka jest istotna różnica między prawakami a lewakami. Moim zdaniem nie idzie o taki goły fakt, że lewacy popierają homoseksualistów (bo to popieranie z czegoś wynika), a prawacy sprzeciwiają się propagowaniu homoseksualizmu. No bo zadajcie sobie takie pytanie: w sytuacji, kiedy lewacki projekt polega na tym, że ci, którzy pracują, zapierdalają na emerytury dziadków, ile procent społeczeństwa muszą stanowić homoseksualiści, żeby "demokratyczne rządy", które przecież potrzebują nowych niewolników do pracy, czyli potrzebują dzieci, zaczęły ścigać paraden-marsze i wszelkie inne formy propagowania homoseksualizmu? Różnica między lewakami a prawakami nie polega na tym, że lewacy chcą dawać kasę nierobom, kasę, którą zabierają ludziom, którzy pracują, a prawacy nie widzą powodu, dla którego mieliby finansować nierobów. To wszystko owszem, pokazuje różnicę między lewakami a prawakami, ale ja Wam tę różnicę opiszę lepiej.

Szachy są grą o pełnej informacji. Nie chodzi o to, że wiemy wszystko o szachach, tak jak wiemy wszystko o grze w kółko i krzyżyk, bo gówno o szachach wiemy. Parę lat temu przeczytałem, że ludzie ciągle nie wiedzą, czy białe, mające przewagę tempa (białe robią pierwszy ruch), przy najlepszej grze obydwu stron mają pewne zwycięstwo, czy tylko pewny remis. W tym artykule, który czytałem, napisali, że aby to policzyć, trzeba by zaprząc do roboty wszystkie kompy świata na jakieś dwieście lat. Twierdzenie, że szachy są grą o pełnej informacji oznacza, że białe robią pierwszy ruch i obie strony widzą wszystko, co trzeba widzieć. Po czym czarne robią ruch i znowu obie strony widzą wszystko, co trzeba widzieć. I tak to się toczy w szachach - ruch za ruch, a po każdym ruchu obie strony widzą wszystko, co trzeba widzieć - mają pełną informację.

Przy okazji - miliony razy kłóciłem się z debilami, którzy wmawiali mi, że w życiu, w każdej dziedzinie życia, wystarczy WIEDZIEĆ. I parę razy zaryzykowałem, przedstawiając taką oto propozycję: - Zagrajmy w szachy. O duże pieniądze. Znasz reguły gry, wiesz, że cię nie oszukam. Co ty na to?

Zgadnijcie ile razy lewacki palant przyjął zakład? :-))) A najśmieszniej było, jak taki zakład chciałem zrobić w Sopocie, w lecie, wieczorem, w takiej jednej knajpie, gdzie mnóstwo ludzi w szachy łoiło, niedaleko molo (niektórzy domyślają się, gdzie to było :-)) Lewak zakładu nie przyjął, po czym ja, strosząc pióra przed zgromadzonymi przy naszym stoliku (to były trzy zestawione stoliki) pięknymi kobietami, zagrałem blitza o duże pieniądze z holenderskim arcymistrzem i zremisowałem. Piękne kobiety zapiszczały z zachwytu, raz dwa zaoferowały mi numery swoich telefonów komórkowych, a mężczyźni tych kobiet znienawidzili mnie do imentu. Rybka polegała na tym, że ten Holender to jest mój kumpel i myśmy tak zagrali, żeby on mi krzywdy nie zrobił :-)) Oszustwo? Jak najbardziej, ale jakie literackie!

Poker, a mówię o Texas Holdem No Limit, bo tylko w tego pokera gram, jest grą o niepełnej informacji. Każdy z graczy dostaje na rękę dwie karty i nikt nie zna kart przeciwników. Jakie znaczenie ma wartość ręki? Otóż różną, w zależności od kontekstu. W poszczególnym rozdaniu ręka na bardzo duże znaczenie - trudno pokonać gościa, który dostał na łapę rakiety, czyli dwa asy. W kontekście całej gry cashowej czy turnieju (np. gra turniejowa na stole dziewięcioosobowym, zwycięzca bierze wszystko) wartość poszczególnych rąk maleje drastycznie w stosunku do wartości ręki w jednym rozdaniu. A co, jeśli chodzi o całą karierę? Jaką wartość mają poszczególne ręce w kontekście całej kariery graczy? Odpowiedź jest prosta - zerową. Czy to oznacza, że jak się umówimy na długi pojedynek z Gusem Hansenem, Howardem Ledererem czy Doyle'm Brunsonem to dostaniemy w dupę niezależnie od tego, jakie ręce dostaniemy my i ci wielcy gracze? Tak, to właśnie to oznacza - nie ma znaczenia, jakie ręce dostaniemy my i Hansen, Lederer czy Brunson; stając przeciwko tym graczom, na długim dystansie zawsze dostaniemy w dupę.

Istotna różnica między lewakami a prawakami polega na tym, że lewacy uważają, iż życie to szachy pojmowane na lewacki, debilny sposób, a prawacy wiedzą, że życie to poker, ale też szachy, wobec których trzeba zachować pokorę, bo z jednej strony szachy to gra o pełnej informacji, ale z drugiej strony gówno wiemy o szachach.

środa, 17 sierpnia 2011

Świetlana przyszłość filozofii techniki

Taśmy w CVR wydłużają się zapisując 8 minut więcej, niż mogą zapisać. Drzewo przecina metal. Kamery przemysłowe zacinają się, podobnie jak rejestratory mające zapisać obraz w wieży kontrolnej na lotnisku i jak dekoder cyfrowy zatrzymujący obraz w telewizorze. Tekst będący tłumaczeniem innego tekstu powstaje dwadzieścia pięć dni wcześniej niż tekst, który jest tłumaczony. Takie oto rzeczy dzieją się w wieku XXI. Nie wiem, czy te rzeczy mają jakikolwiek związek z religią, ale myślę, że spokojnie można te wszystkie przypadki nazwać cudami. Bo wiecie, cuda to nie tylko takie coś, że ktoś był śmiertelnie chory i nagle zupełnie ozdrowiał; cuda to również takie coś, że zwykła rzecz wydarza się akurat wtedy, kiedy trzeba. Nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej jakieś taśmy w CVR wydłużyły się o 8 minut, nie wiem czy wcześniej drzewo przecięło metal, nie wiem czy wcześniej nawalił dekoder i zatrzymał obraz telewizyjny na obrazku z premierem itd. Tego wszystkiego nie wiem, wiem natomiast, że ostatnio takich koincydencji/niekoincydencji jest coraz więcej. I to są właśnie cuda, cuda techniki. Jak sobie z nimi radzić, z tymi cudami techniki?

Z cudami to jest ciężka sprawa, bo można w nie wierzyć albo nie. Na razie rzecz wydaje się łatwa, bo co to niby za problem uwierzyć w cud albo nie uwierzyć? Trudności pojawiają się wtedy, kiedy wiara bądź niewiara w cuda ma istotne znaczenie dla światopoglądu człowieka, dla sposobu, w jaki człowiek konceptualizuje sobie świat. Weźmy takiego katola - katol, żeby być porządnym katolem, musi wierzyć w te cuda, które mu Biblia do wierzenia podaje, na przykład musi wierzyć w zmartwychwstanie Jezusa. W prywatne objawienia świętych wierzyć nie musi, ale w zmartwychwstanie Jezusa musi wierzyć; co prawda Bogusław Wolniewicz mówi o sobie: rzymski katolik, niewierzący, ale poważny naukowy spór odnośnie tego, czy istnieje takie coś jak niewierzący katolik, nie został jeszcze rozstrzygnięty. Albo weźmy takiego leminga (leming to pojęcie węższe od pojęcia ciotka Matylda) - otóż leming, żeby być porządnym lemingiem, musi wierzyć w drzewo przecinające metal oraz w to, że tłumaczenie powstaje dwadzieścia pięć dni wcześniej od tekstu, którego jest tłumaczeniem. Chyba pokazałem jasno, że wierzenie w cuda to sprawa poważna?

Val Dusek, taki profesor filozofii, napisał książkę Wprowadzenie do filozofii techniki [Philosophy of Technology. An Introduction].



Dusek pisze, że filozofia techniki to zupełnie młoda dziedzina, bo o ile rozmaici myśliciele dość rzetelnie zajmowali się filozofią nauki, to filozofia techniki nie cieszyła się zbytnim powodzeniem. Wydaje się, że w świetle cudów techniki, które przywołałem, świetlana przyszłość przed filozofią techniki, jak mówi mój kumpel, otwiera się szerokim otworem.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Brawo Świerczu!!!

Na szybko: Dariusz Świercz, chłopak urodzony w Tarnowskich Górach, zdobył w indyjskim Chennai tytuł szachowego majstra świata do lat 20. Darek ma dopiero 17 lat i widać, że będzie w tych szachach fest wymiatać. Popatrzcie, jaką mu Indusi fajną czapkę zafundowali :-))


Oficjalna strona mistrzostw jest TUTAJ.

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Dlaczego Wałbrzych?

Jedno z najśmieszniejszych pytań na świecie jest takie: dlaczego Wałbrzych? Nie ma żadnego kontekstu, żadnych okoliczności niejako usprawiedliwiających zadanie tego pytania - po prostu jest samo pytanie. Jedno z najśmieszniejszych pytań na świecie. I to jest sprawa bardzo poważna.

***

Wygląda na to, że prezydentem Wałbrzycha będzie Roman Szełemej. Są ludzie, którzy cieszą się z tego, że Szełemej będzie prezydentem Wałbrzycha. Ginger pisze na przykład tak:

Nie znam się na Wałbrzychu, ale w tytule notki zwracam uwagę na to, co moim zdaniem istotne. Mieszkańcy tego miasta pokazali Kaczyńskiemu gest Kozakiewicza. Jeszcze jaśniej mam?

Tytuł notki (autorstwa Ginger) jest taki: Wyniki w Wałbrzychu to sygnał odrzucenia polityki PiS?

Ginger, jakkolwiek nie zna się na Wałbrzychu, cieszy się, że mieszkańcy Wałbrzycha pokazali Kaczyńskiemu gest Kozakiewicza. Nie tylko Ginger cieszy się ze zwycięstwa Szełemeja. Dobra, kwestia jest taka: co ci, którzy cieszą się ze zwycięstwa Szełemeja, odpowiedzieliby na pytanie o to, dlaczego za Chiny Ludowe nie chcą mieszkać w Wałbrzychu?

piątek, 5 sierpnia 2011

Szibbolet

Znak wydał Biblię. I co myślicie - że Znak wydał Biblię po to, żeby odkupić swoje winy? Myślicie, że w Znaku uznali, że jak wydadzą Biblię to zmażą grzech, jakim było wydanie Złotych żniw Grossa? Ha! W ogóle nie o to chodzi! Ta Biblia, co ją Znak w tamtym roku wydał, to jest Biblia dziennikarstwa.

Na tom składają się teksty wielu dziennikarzy oraz wielu nie-dziennikarzy (to moja ocena). Możemy poczytać co napisali Ludwik Stomma, Andrzej Stankiewicz, Bogdan Wróblewski, ale też Justyna Pochanke, Bartosz Węglarczyk, Jerzy Pilch czy Kuba Wojewódzki (tak jest napisane: Kuba). Pośród wszystkich tekstów jest i tekst Katarzyny Kolendy-Zaleskiej, który to tekst kończy się w ten oto sposób:

Tak, życie sprawozdawcy telewizyjnego może nie być wygodne, zwłaszcza gdy tak jak mnie brakuje ci cierpliwości. Nagrodą jest zdjęcie, którego nie ma nikt. News, na który pracowałaś miesiącami. I zaufanie oraz szacunek ludzi, na których naprawdę ci zależy.

Super? Pewnie, że super :-)) Katarzyna Kolenda-Zaleska to ta pracownica TVN-u, która nakłamała ludziom, że JarKacz mówił o prawdziwych Polakach, podczas gdy JarKacz o prawdziwych Polakach nie mówił. Po tym, jak Katarzyna Kolenda-Zaleska nakłamała, że JarKacz mówił o prawdziwych Polakach, ciotki Matyldy oburzyły się z tego powodu, że JarKacz o prawdziwych Polakach mówił.

Gdybyście zapytali mnie tak: - wyrus, a co złego jest w mówieniu o prawdziwych Polakach? - to odpowiedziałbym tak: - Nie mam zielonego pojęcia.

Kwestię mówienia o prawdziwych Polakach pięknie opisał Rolex. Bardzo lubię pisarstwo Rolexa, bo Rolex jest mądry, dowcipny, ma wielką erudycję i dysponuje rewelacyjnym warsztatem. Jeżeli ufacie mi w kwestii pisarstwa, a powinniście, bo sam mam niezły warsztat, a do tego, jeśli chodzi o pisanie, zostałem obdarzony słuchem absolutnym (to określenie Jerzego Pilcha, ten słuch absolutny w kwestii pisarstwa), to możecie powtarzać za mną jak za panią matką: Rolex ma warsztat rewelacyjny.

Idźcie zatem przeczytać podlinkowany tekst Rolexa i wróćcie do mnie, bo chcę Wam powiedzieć jedną rzecz.

Przeczytaliście Rolexa? OK, to czytajcie dalej, co napisałem. Otóż jest taki naród, który nie bawi się w żadne multi-kulti i nikt u nas nie śmie z tego powodu uczynić temu narodowi zarzutu. Ten naród to Żydzi (różnie ich nazywano - Żydzi, Hebrajczycy, Izraelici - pisze o tym Paul Johnson w Historii Żydów). Żydzi to naród, który podziwiam. Żydem był Jezus z Nazaretu i Jego Matka, Maria, była Żydówką. Ja jestem teista, do tego chrześcijanin, do tego katol, więc Jezus jest dla mnie ważny i Jego Matka jest dla mnie ważna (gdybyście zapytali tak: - wyrus, ale ty naprawdę jesteś teista, naprawdę w Pana Boga wierzysz? - to odpowiedziałbym tak: - Myślę, że nikt na świecie bardziej ode mnie nie wierzy w Pana Boga, bo bardziej się nie da). Wielu Żydów jest dla mnie ważnych, nie tylko z powodu mojego teizmu. Nie wiem jak dzisiaj, bo dawno nie byłem w Izraelu, ale kiedyś na pewno Żydzi bardzo pilnowali tego, kto jest prawdziwym Żydem, a kto nie jest.

Otwórzcie sobie Biblię, ale nie tę Biblię dziennikarstwa, co ją Znak wydał, tylko prawdziwą Biblię. W Księdze Sędziów (12,5-6) jest opisane, jak to synowie Izraela czynili różne złe rzeczy, w efekcie czego Jahwe zapłonął gniewem przeciw Izraelowi i wydał swój naród w ręce Filistynów oraz Ammonitów. A jeszcze i z Efraimitami musiał walczyć Izrael. Wtedy sędzią był Jiftach, co prawda syn nierządnicy, ale za to dzielny wojownik. I, jak czytamy w Biblii, zebrał Jiftach wszystkich mężczyzn Gilead, i walczył z Efraimitami. A ludzie ziemi Gilead obsadzili brody Jordanu i kiedy tylko złapali jakiegoś człowieka, który chciał się przeprawić przez bród, pytali go: - Czy jesteś Efraimitą? - A kiedy ten człowiek mówił, że nie, to oni mówili do niego: - Wymówże tedy szibbolet! - A kiedy on powiedział sibbolet, to go zabijali u brodów Jordanu.

Nie chodzi o to, co znaczy hebrajskie słowo szibbolet, bo ono znaczy kłos, przypływ - nie ma tu żadnej magii. Idzie natomiast o to, że jak ktoś nie był Izraelitą, to nie umiał wymówić poprawnie tego słowa. Szibbolet to test.  Umiałeś wymówić poprawnie słowo szibbolet, to znaczy, że byłeś Izraelitą; nie umiałeś - nie byłeś Izraelitą.

Izraelici mieli szibbolet. A my, Polacy - czy mamy swój test? Czy jest nam w ogóle potrzebny? Jeżeli tak - to po co? Jeżeli nie - to dlaczego?

wtorek, 2 sierpnia 2011

Bajka i bajka. Bez różnicy.

Najpierw duzi przedstawią swoją bajkę. W tej bajce zakpią sobie z małych wiedząc, że mali nic im nie mogą zrobić. Później mali obwieszczą swojemu narodowi, że bajka dużych jest OK, aczkolwiek nie opowiada całej historii. Wtedy duzi zaśmieją się z małych. Po jakimś czasie mali opowiedzą swoją bajkę, po czym duzi wyśmieją małych po całości. Tak czy owak obowiązywać będzie bajka dużych, chociaż wielu w narodzie zawiadywanym przez małych trzymać się będzie bajki opowiedzianej przez swoich zawiadowców; będą trzymać się tej bajki, gdyż to pozwoli im poczuć, że nie są zupełnymi szmatami. W efekcie tego wszystkiego naród zawiadywany przez małych pójdzie na wybory i znowu wybierze małych na kierowników naszego kawałka kuli ziemskiej.

Jeśli taki był scenariusz, to możliwe, że zostanie zrealizowany.