statsy

czwartek, 26 kwietnia 2012

Słuchajcie o czym milczą

Wirtualna Polska dała info o tym, że wyniki badań sondażowych pokazują, iż coraz wedle coraz większej liczby Polaków sprawy w naszym kraju idą w złym kierunku, że sytuacja polityczna jest zła, że materialnie ludziom się pogarsza itd. Jednym słowem wyniki badań pokazują, że coraz bardziej Polakom nie podoba się to, co z Polska robi PO. Swoją notkę wp.pl reklamuje tak: Polacy już nie maja złudzeń. Zobacz najnowszy sondaż.

Kiedy ktoś twierdzi, że Polacy już nie mają złudzeń, to tym samym utrzymuje, że Polacy wcześniej złudzenia mieli. Wirtualna Polska stwierdza, że Polacy mieli złudzenia. Bardzo odważna jest Wirtualna Polska, duże dla Wirtualnej Polski brawa!

Wydaje się, że ostatnimi, którzy przyznają, że ostatnie lata to było budowanie złudzeń przez ekipę Tuska, będzie sama ekipa Tuska. No tak się wydaje, ale moim zdaniem są ludzie, którzy przyznają, że Tusk złudzenia budował, jeszcze później, niż sam Tusk, a może nawet nigdy tego nie przyznają. Pełno jest takich ludzi. Znacie ich z pracy, macie ich w rodzinie, czytacie ich na blogach. To są ci ludzie, którzy umieją mówić jedynie o oszalałym Kaczyńskim, oszalałym Macierewiczu i wszystkich innych szaleńcach zmierzających do wywołania wojny domowej, a jak się nie da wywołać wojny domowej, to zmierzających przynajmniej do wywołania wojny z Rosją.

Nie jest ważne co mówią ci ludzie, którzy nie wierzą, że Tusk złudzenia budował. Istotne jest tylko to, czego oni nie mówią. Wittgenstein stwierdził, że o czym się nie wie, o tym trzeba milczeć; można nieco uzupełnić to twierdzenie żeby wyglądało tak: o czym się nie wie albo o czym nie chce się wiedzieć, o tym trzeba milczeć; w tej trudnej sytuacji pozostaje jedynie mówienie o szaleńcach i wojnach.

Wyobraźcie sobie, że spotykacie klasyczną ciotkę Matyldę, taką, co to rozprawia tylko o Kaczyńskim, Macierewiczu, o wojnach i o tym, że trzeba tępić Kościół. Spotykacie ją i idziecie z nią na piwo. Zaczynacie gadać i ciotka Matylda mówi, że to bardzo fajnie jest, kiedy rząd bardzo powiększa dług, bo przecież dobrze jest mieć duży dług. Albo mówi Wam ta ciotka Matylda coś takiego, że najlepszym rozwiązaniem w dziedzinie budowania i oddawania do użytku autostrad jest rozwiązanie polegające na tym, że autostrad nie oddaje się w terminie, a już najlepiej jest wtedy, kiedy autostrady jeszcze przed oddaniem wymagają remontu. I jeszcze coś takiego mówi Wam ciotka Matylda, że znakomity był ten bałagan z lekami na przełomie roku, i że jeszcze znakomiciej jest teraz, kiedy nie ma leków onkologicznych. Wyobraźcie sobie, że ta ciotka Matylda przyznaje, iż do dzisiaj aż kwiczy z radości od momentu, kiedy się dowiedziała, że tylko Ruscy będą prowadzić śledztwo w sprawie Smoleńska, boć przecie Ruscy znani są z prowadzenia rzetelnych śledztw. Na koniec, już przy trzecim piwie, ciotka Matylda powiada, że cennymi osiągnięciami tuskowej ekipy są wysokie bezrobocie, rosnące ceny, burdel na kolei, najdroższe na świecie stadiony do grania w nogę, to, że pożyczamy na wieczne nieoddanie ponad 6 miliardów euro, to, że nikt już nawet nie wspomina o jakich 300 miliardach "od Unii Europejskiej" i to, że rząd każe ludziom dłużej pracować.

Przeczytajcie jeszcze raz, co napisałem i powiedzcie: czy ktoś z Was zna taką ciotkę Matyldę?

środa, 25 kwietnia 2012

Futbolowi utylitaryści

Wczoraj Barcelona w półfinale Ligi Misiów w nogę zremisowała u siebie z Chelsea i odpadła z rozgrywek. Po meczu ludzie napisali pełno tekstów o tym, jaka to ta Chelsea jest do dupy. Właśnie Chelsea, a nie Barca, którą londyńczycy wyeliminowali. Dlaczego, zdaniem autorów tych tekstów, Chelsea jest do dupy? Ano dlatego, że na Camp Nou postawiła autobus, a autobus zabija piękno futbolu. Oto HareM pisze:

To jest, moim skromnym zdaniem, największy dramat piłki. Stawia się na linii pola karnego dziesięcioosobowy autobus i broni bramki niczym ludzie Kordeckiego Częstochowy. Oczywiście nigdzie nie jest napisane, ze tak nie wolno. Tylko, kurwa mać, nie o take piłke śmy walczyli.

Jazdadom jest podobnego zdania:

Cóż... rewanżowy półfinał Ligi Mistrzów w Barcelonie na Camp Nou opisać można w kilku słowach... pierwsze pół godziny Barca vs autobus w polu karnym Chelsea (...) Szkoda pięknej piłki.

Termin autobus robi w tym sezonie furorę, jak ktoś pisze cokolwiek o piłce, to musi napisać o autobusie żeby pokazać, że się na futbolu zna.

OK, każdy normalny człowiek wie, że tak Jazdadom jak i HareM są po prostu wściekli, że ich ulubiona Barca odpadła w półfinale i tylko o to tu idzie, ale i Jazdadom i HareM koniecznie muszą do tej swojej wściekłości dorobić jakąś ideologię, więc piszą o autobusie i o tym, że Chelsea zabija piękno futbolu, a przecież tym, na czym najbardziej powinno zależeć wszystkim ludziom dobrej woli jest właśnie piękno futbolu. Dla mnie Jazdadom, HareM i im podobni to futbolowi utylitaryści, czyli ludzie głoszący, że grunt to jak najwięcej dobra w postaci piękna futbolu dla wszystkich i jak najmniej zła w postaci autobusów.

W tym miejscu każdy przytomny człowiek może postawić pytanie takie: a co kibiców Chelsea obchodzi piękno futbolu, kiedy oni chcieli mieć swój zespół w finale Ligi Misiów? Wiadomo, że nic ich piękno futbolu nie obchodzi. Może być jeszcze inaczej, może być tak, że dla kibiców piękno futbolu polega na tym, że ich zespół wspaniale broni się w dziesiątkę, przegrywa już dwa do zera, odrabia straty i eliminuje Barcelonę. Tego jednak nie rozumieją utylitaryści, a może rozumieją, tylko za Chiny Ludowe nie chcą tego przyznać. Po meczyku rozegranym parę lat temu na Stamford Bridge, w którym sędzia do tego stopnia pilnował Barcelony, że nie przyznał Smerfom aż pięciu zasłużonych karniaków, jakoś nie widziałem na forum Barcelony komentarzy w tę stronę, że takie sędziowanie zabija piękno futbolu.

John Stuart Mill, który dla budowania idei utylitarystycznej położył wielkie zasługi, w dziele Utylitaryzm stwierdził był, że lepiej być niezadowolonym człowiekiem niż zadowoloną świnią; lepiej być niezadowolonym Sokratesem niż zadowolonym głupcem. Pozostaje zagadką skąd Mill to wie. O ile się nie mylę, to Andrew Linzey na przykład, autor Teologii zwierząt, zastanawia się nad tym, czy lepsze życie ma on, Linzey, czy też jego kotka. No bo Linzey ma już swoje lata, plecy go bolą, więc rano musi jakieś lekarstwa łykać, a i tak nie da rady skakać wzwyż czy pobiegać przez płotki, natomiast jego kociak zdrowy jest, plecy go nie bolą, lekarstw nie łyka, śpi sobie te swoje osiemnaście godzin dziennie, ma dobre jedzenie, codziennie dostaje swoją porcję głasków, no i po ogrodzie sobie hasa ganiając myszy, ptaszory czy za czym tam jeszcze koty ganiają. Kto tu ma zatem lepsze życie - Linzey czy jego kotka? I jak się tego dowiedzieć?

Dobra, czy futbolowi utylitaryści mówią nam coś ciekawego? Owszem, mówią, tylko bardzo się starają, żeby szydło nie wyszło z worka i żeby nikt nie pokapował, co mówią, bo to, co mówią, brzmi tak: cała rzecz polega na tym, i tylko na tym, że jedni lubią Barcelonę, a drudzy lubią Chelsea.

niedziela, 22 kwietnia 2012

Jan Suzin

Jan Suzin umarł w nocy z wczoraj na dzisiaj.

Powiadają, że są tacy ludzie, którzy jakby książkę telefoniczną czytali, to i tak chce się ich słuchać godzinami. Jan Suzin był jednym z tych ludzi.


piątek, 20 kwietnia 2012

ASZ Dziennik wymiata

Ci goście są rewelacyjni. Gdyby w jakiejś telewizji, czy to reżimowej, czy to w założonej przez Ojców Założycieli, znalazł się ktoś choćby w jednej trzeciej tak kumaty, jak goście z ASZ Dziennika, to dawno mielibyśmy posprzątany cały ten syf. No ale nikt taki w tych telewizjach znaleźć się nie może.



Kliknijcie w obrazki, to one się powiększą :-)))

Czekamy na stan wojenny

Od paru dni tuskowe utrzymują, że pisiory nic, tylko chcą wprowadzić wojnę domową. To już chyba ostatni argument tuskowych, zupełnie z czapy, no ale jest jeszcze chyba parę milionów ciotek Matyld, które boją się wojny domowej. Albo wojny z Rosją. Matka Kurka najlepiej o tym napisał:

Jest już jasne, że te babcie przypalane kiepami mają dywizję zdolną do zbrojnej ofensywy i przelewu polskiej krwi. Z drugiej strony przy współudziale ruskich kolaborantów z PiS, interwencja rosyjska jest niemal pewna, a żeby obronić Ojczyznę, przed zagrożeniem wewnętrznym i zewnętrznym, trzeba się zdecydować na ten bolesny krok – stan wojenny.

O tym, że tuskowe być może zamierzają ratować się poprzez wprowadzenie jakiegoś stanu wojennego gadałem sobie z paroma ludźmi. Bardzo chciałbym zobaczyć, jak tuskowe stan wojenny wprowadzają. Kto nie jest głupi, to wie, jak stan wojenny wprowadził Jaruzelski. Wedle Janusza Korwin-Mikkego to był majstersztyk i ja się z JKM-em zgadzam. A teraz co? Stadiony pobudowane, ale się do użytku nie nadają, gliniarze boją się kibiców Lecha, więc Kolejorzy nie wpuszczą na stadion Legii, kolej rozwalona do imentu, autostrady rozsypały się, zanim zostały wybudowane, w związku z czym trzeba było stworzyć pojęcie przejezdności, a firmy budujące autostrady zbankrutowały, prasa od razu wykryła, że młody Tusk robotę w lotnictwie dostał, dziadzia Klich podkapował, jak to było z tymi badaniami wraku naszego samolotu, Mucha se swojego fryzjera zatrudniła, co prasa też wykryła, jak sąd Tuskowi kazał ujawnić, w jaki sposób się z Ruskimi dogadał, to Tusk chce kasację wyroku robić, ludzie uciekają z ABW i z policji, leków onkologicznych nie ma, ale mają być dowiezione w jakimś ekstraordynaryjnym trybie...

Ciekawie byłoby zobaczyć, jak ta ekipa cyrku w budowie organizuje stan wojenny. Ja myślę, że oni wyłożą się nawet na godzinie milicyjnej, bo zapomną o tym, że na jesieni znowu zmiana czasu będzie.

czwartek, 19 kwietnia 2012

Co z wiarą we wskazania semaforów?

Maszynista zatrudniony w państwowej firmie jechał państwowym pociągiem po państwowych torach i nie spodobało mu się to, co zobaczył na państwowym semaforze. Jak mu się nie spodobało, co zobaczył, to zatrzymał pociąg i uparł się, że nie ruszy, aż mu jakieś fachury nie potwierdzą, że może jechać. W końcu ruszył, a później fachury potwierdziły, że maszynista miał rację, bo państwowy semafor pokazywał jakieś pojebane rzeczy. Państwowa firma, w której zatrudniony jest maszynista, ogłosiła, że da maszyniście nagrodę za to, że maszynista nie uwierzył w to, co mu państwowy semafor pokazywał. Kilka tysięcy zyli ma być tej nagrody. Brutto.

Te wszystkie państwowe byty, które wskazałem, bytują w państwie zarządzanym przez Donalda Tuska (Donald Tusk to oczywiście skrót myślowy). Doszło do tego, że jak ktoś zatrudniony w państwowej firmie nie wierzy w to, co mu państwowy semafor w państwie zarządzanym przez Donalda Tuska do wierzenia podaje, to ten ktoś dostaje nagrodę.

A najśmieszniejsze jest to, że wszyscy ci, którzy zagłosowali za tym, żeby naszym państwem zawiadywał Donald Tusk (przypominam: Donald Tusk to jest skrót myślowy), jak już mają jechać koleją, to wsiadają do tak od trzeciego wagonu za lokomotywą w tył.

środa, 18 kwietnia 2012

Stawianie wieży na h6

W dzisiejszej Gazecie Polskiej jest wywiad z JarKaczem. Gójska-Hejke i Sakiewicz pytają m.in. o to, z jakich to powodów coraz więcej Polaków nie wierzy rządowi w kwestii śledztwa smoleńskiego. JarKacz na to mówi, że jego zdaniem decydujące znaczenie mają ustalenia tych magików z Krakowa, co to zdeprecjonowali tezy fachowców z komisji Millera dotyczące odczytania zapisów z czarnych skrzynek, a także to, co zaprezentowali Binienda i Nowaczyk.

Czy JarKacz ma rację? Moim zdaniem w dużej mierze ma. OK, ale jak to działa? Czy ludzie wnikliwie studiują raporty naukowców, po czym dochodzą do wniosku, że rząd i jego agendy raz po raz dają dupy? Nie, to nie dzieje się w ten sposób. Ludzie niczego nie studiują. Kto w ogóle przeczytał raport MAK-u? Kto przeczytał raport komisji Millera? Kto przestudiował Białą Księgę smoleńskiej tragedii? Kto cokolwiek rozumie z tego, co obwieszczają Binienda i Nowaczyk? No przecież prawie nikt. Zawsze tak jest. Bertrand Russell i Alfred North Whitehead napisali Principia Mathematica, bardzo obszerne dzieło; we dwóch wieźli manuskrypt do wydawnictwa na takim wózku przemysłowym. No i kiedyś Russell stwierdził, że to wielkie dzieło przeczytało zaledwie sześciu ludzi, w tym trzech Polaków. A znowu Owen Gingerich, chyba najważniejszy na świecie badacz Koperników, czyli egzemplarzy De revolutionibus z pierwszego i drugiego wydania, monografii poświęconej dziełu kanonika Mikołaja nadał tytuł Książka, której nikt nie przeczytał. Powiedzcie sami - znacie kogoś, kto przeczytał De revolutionibus?  Rzecz jasna nikt tego nie przeczytał, ale wszyscy wiedzą, ot tak, z powietrza, że w tej książce Kopernik coś tam ważnego udowodnił o Słońcu i Ziemi albo na odwrót.

Dobra, suweren, czyli lud, nie czytał raportów MAK-u i komisji Millera, nie czytał Białej Księgi Zespołu Macierewicza, nic nie rozumie z tego, co mu do wierzenia podają Binienda i Nowaczyk. Jak to się zatem dzieje, że lud coraz bardziej dryfuje w stronę opinii, że działania tuskowych w kwestii Smoleńska to jeden wielki humbug? A tak się właśnie dzieje. Ostatnio trochę więcej mam do czynienia ze studentami i ci studenci mówią, że jak ktoś zapyta o to, czy, dajmy na to, ten Waldek to debil, czy raczej taki więcej kumaty, to się odpowiada tak: - Taki więcej kumaty; w każdym razie w pancerną brzozę nie wierzy. Super, ale jak to się dzieje, skoro lud nie ma wiedzy merytorycznej?

Rybka polega na tym, że są takie sytuacje, kiedy nie trzeba mieć wiedzy merytorycznej, bo wystarczy, że tejże wiedzy nie ma strona przeciwna. W tej notce napisałem:

To dobrze, że nasi powiedzieli dzisiaj w Brukseli, co powiedzieli. I nic to, że, już poza Brukselą, jedni nasi mówią tak, a drudzy nasi mówią inaczej. Powiadam - to nic. Bo przecież poza naszymi są jeszcze tamci.

Ojciec Bocheński w "Autoprezentacji" napisał:

"Gdy Hegel powiada coś fałszywie, jest to wciąż jeszcze lepsze od prawdziwych wypowiedzi Kanta."

Nie będę tłumaczyć, jak to jest możliwe, że czasami fałszywe wypowiedzi jednych są lepsze od prawdziwych wypowiedzi drugich. Casus Hegla i Kanta Bocheński wyjaśnia tak:

"Bo [Hegel] niemal nieustannie porusza się na wyższej płaszczyźnie."

I o to właśnie idzie - o poruszanie się na wyższej płaszczyźnie
.

Podtrzymuję co napisałem. Idzie o to, że wyższa płaszczyzna wcale nie musi być prawdziwszą płaszczyzną. Wiem, wiem, aż zęby bolą kiedy się czyta tę tezę, ale to jest teza prawdziwa. Super, ale co, gdyby tak tuskowe przedstawiły merytoryczne argumenty przeciwko tezom Biniendy, Nowaczyka i innych oszołomów? Wtedy... Słuchajcie: jeden miastowy, dobrze ustawiony gościu pojechał kiedyś na święta do swojego brata, na wioskę. Ten brat z wioski biedny był, więc ten miastowy nawiózł jedzenia, wódki i innych prezentów. Pojedli sobie, popili i wyszli na szlugę przed chałupę. I ten miastowy pyta: - Ale co, Mietek, powiadasz, że pszenica na tej twojej ziemi nie rośnie?
Na co Mietek: - No nie rośnie.
Ten z miasta: - A żyto?
Mietek: - Żyto też nie rośnie.
Miastowy: - A jakby tak zasiać kukurydzę?
Mietek: - A, jakby zasiać!

Kiedyś Magnus Carlsen, taki 22-letni dzieciak, który w światowym rankingu szachowym zajmuje pierwsze miejsce, grał z Aleksejsem Širovsem, czyli po naszemu Aleksiejem Szyrowem. Szyrow to też kawał gracza, dwa razy dostał się do finałowego meczu o mistrzostwo świata. W grze środkowej Carlsen wykonał zaskakujące posunięcie stawiając wieżę na h6. Analiza przeprowadzona po partii pokazała, że było to posunięcie przegrywające: gdyby Szyrow zabrał wieżę, wygrałby. Nie liczy się jednak analiza, tylko partia. Co w partii zrobił Szyrow? Ano długo myślał, po czym wieży nie wziął i przegrał. Później pytano Carlsena, jaki miał plan stawiając tę wieżę na h6, na co Carlsen powiedział, że żadnego planu nie miał, żadnej koncepcji, a pod dupą paliło mu się już nieliche ognisko, i dlatego zagrał na aferę licząc na to, że Szyrow nie znajdzie argumentów na obalenie tego wariackiego zagrania.

Zwolennicy teorii zamachu w Smoleńsku, ale też zwolennicy teorii maskirowki, ciągle jeszcze przedstawiani są w mainstreamie jako wariaci, którzy w tej określonej sytuacji błędnie stawiają wieżę na h6. Istotne pytanie jest takie: dlaczego Tusk et consortes tej wieży nie biją?

niedziela, 15 kwietnia 2012

Nicek do mnie gada jak Richard Rorty :-)))

Się dzisiaj z Nickiem kłóciłem za pośrednictwem komunikatora. Generalnie szło o to, że ja mówię, że trzeba argumentować, do ludzi docierać, a Nicek powiada, że to sensu nie ma, bo tu inne mechanizmy działają. No i się zaciąłem i chciałem paszkwil na Nicka napisać, ale w końcu muszę uznać, że - w określonym kontekście - Nicek ma rację, a ja w obłokach bujam.

W książce Filozofia jako polityka kulturalna Richard Rorty, którego pisarstwo uwielbiam pomimo tego, że nie zdziwiłbym się, gdyby Rorty do piekła trafił :-)), lekko się nalewa z Christine Korsgaard, takiej filozofki co się moralnością interesuje, pisząc:

Dla Korsgaard ludzki umysł ma strukturę, którą może odsłonić filozofia transcendentalna. Odsłaniając tę strukturę, filozofia może dostarczyć transcendentalnego argumentu na rzecz prawdziwości moralności oświeceniowej - argumentu, który przekona nawet nazistów i mafiosów, jeśli będą myśleć wystarczająco uparcie i długo.

Przekona nawet nazistów i mafiosów, jeśli będą myśleć wystarczająco uparcie i długo - no nie mówcie, że to nie jest pisarstwo najwyższej próby :-))

OK, to teraz filmik - obejrzyjcie i powiedzcie, czy tu się da znaleźć jakiś argument, który przekona nawet nazistów i mafiosów :-)))

sobota, 14 kwietnia 2012

Wolność

W książce Ewolucja Boga Richard Wright pisze tak:

Można by powiedzieć, że miłość i prawda to dwie podstawowe manifestacje boskości, w których możemy uczestniczyć, a uczestnicząc w nich, stajemy się prawdziwszą manifestacją boskości. Równie dobrze można by tak nie powiedzieć. Chodzi mi tylko o to, że nie trzeba być wariatem, by tak mówić.

A w książce Ateny i Jerozolima Lew Szestow stwierdza:

Pytania. Wydaje nam się, że pytania są zawsze na miejscu, że droga do prawdy wiedzie przez pytania. (...) Czyż można komuś lub czemuś odstąpić swoje prawo do Boga, duszy, wolności? A przecież pytając, odstępujemy komuś to prawo! Zatem komu? Kim jest ten, kto wyłudził albo wykradł naszą duszę i naszego Boga? I dlaczego on (albo ono), którego nic nie obchodzimy, którego w ogóle nic nie obchodzi, któremu wszystko jedno, przywłaszczył sobie prawo do decydowania o tym, co dla nas jest najcenniejsze na świecie?

Kobieta do mężczyzny:

Jesteś wolny jak ptak. Możesz frunąć gdzie chcesz, nawet ze mną "przytuloną" do ciebie.

I na koniec Barbara Fedyszak-Radziejowska dla portalu wpolityce.pl:

Myślę, że przemówienie D. Tuska trzeba umieścić w szerszym kontekście. Po pierwsze tego, co wydarzyło się 10 kwietnia, w drugą rocznicę tragedii smoleńskiej. W wielu miastach i miasteczkach Polski, ale przede wszystkim w Warszawie pojawili się już nie gniewni, oburzeni i postrzegający samych siebie jako wykluczonych, lecz  pewni siebie, opanowani, spokojni obywatele. Już wiedzę, że nie są wariatami i nie szukają w mediach potwierdzenia dla swojej normalności.

piątek, 13 kwietnia 2012

Jedni kradną robaki, a drudzy nie kradną

Posłuchajcie tego nagrania. To jest nagranie z dzisiaj, z sejmu. PiS chciał, żeby sejm zażądał od Ruskich, aby Ruscy oddali nam naszą własność i dowody w sprawie Smoleńska, ale tuskowe, pawlakowe i inne wolały, żeby Ruscy naszej własności nam nie oddawali i inicjatywę PiS-u uwaliły.




Tusk powiedział do PiS-owców, że ich usta pełne są okrzyków hańba. I dodał: Tak, nie ma nic bardziej haniebnego, niż wywoływanie takiej zimnej wojny domowej z marzeniem o gorącej wojnie domowej, z wykorzystaniem śmierci swoich bliskich (od 15 min. 57 sek. nagrania)

***

Esther Woolfson w książce Corvus. Życie pośród ptaków i Temple Grandin oraz Catherine Johnson w książce Zrozumieć zwierzęta. Wykorzystanie tajemnic autyzmu do rozszyfrowania zachowań zwierząt opisały ten sam eksperyment. Oto naukowcy obserwowali jakieś ptaszory, chyba sroki, no i dali jednej sroce jakiegoś robala albo inny przysmak. Sroka sobie tego robala gdzieś tam schowała i poszła (albo ją naukowcy zabrali, to nie jest istotne). Inne ptaszory widziały, gdzie sroka schowała robala i było tak, że jedne ptaszory tego robala kradły, a inne nie kradły (eksperyment powtarzano wiele razy, więc jasne było, który ptaszor jest złodziejem, a który nie). Eksperyment pokazał, że te ptaszory, które nie kradły innym robaków, kiedy schowały swojego robaka to po prostu coś tam sobie robiły, ale te, które kradły robaki, i widziały, że inne ptaki widzą gdzie one robala chowają, po tym, jak schowały swojego robaka i po tym, jak naukowcy zabrali wszystkie inne ptaki, przekładały tego robaka w inne miejsce; widocznie zakładały, że jak one kradną robaki, to i inne ptaki będą kraść. Moim zdaniem to jest bardzo ciekawy eksperyment.

czwartek, 12 kwietnia 2012

Podważanie oczekiwań ontologicznych

Janusz40 napisał O wraku - niemodnie. Tekst kończy się tak:

"Pragmatyzm" obecnych władz Polski (przy czym słowo pragmatyzm, to zwykły eufemizm) nie uwzględnia charakteru Polaków, nie uwzględnia godności narodu. Ci wyborcy, którzy głosowali na PO widzą już chyba dokładnie w jakie ręce powierzyli sprawę swojej narodowej godności.

Moim zdaniem niektórzy wiedzą, ale wielu nie wie. Gdyby wszyscy wyborcy PO wiedzieli, w ręce jakiej władzy powierzyli sprawę swojej godności narodowej, to tej władzy już by nie było. I nie pytajcie mnie, w jaki sposób dokonałoby się to, że tej władzy by nie było, rewolucję ludzie musieliby zrobić czy jak, bo od pewnego czasu na takie pytania już nie odpowiadam, podobnie jak od pewnego czasu nie odpowiadam na pytania o to, skąd ludzie mieliby prąd, gdyby nie było państwa.

Sypie się oficjalna wersja przebiegu wydarzeń w Smoleńsku. Sypie się coraz bardziej, mylą się jednak ci, którzy uważają, że posypała się zupełnie. A może jest inaczej, może jest tak, że ta wersja zupełnie się posypała, ale wielu ludzi nie potrafi znaleźć innej wersji, więc w tej niewygodnej sytuacji ludzie ci koncentrują się tylko na deprecjonowaniu innych wersji. Oto xiazeluka powiesił wczoraj kolejny tekst o Smoleńsku. Tekst miałki, nudny, przewidywalny, ale wszystkie teksty xiazeluki o Smoleńsku są takie, więc to żadna nowina. Pod tym tekstem pogadałem sobie trochę z ludźmi, a xiazeluce wypomniałem, że już 11 kwietnia 2010 pisał o tym, że niemal na pewno zawiniła załoga samolotu i że piloci cztery razy próbowali lądować. xiazeluka odpowiedział mi tak: 11 kwietnia Mła pisał to, co podawały publikatory, na co odpisałem: trywialne stwierdzenie, z którym się nie spieram przecież.

Wiadomo, że xiazeluka pisał to, co podawały publikatory; w końcu publikatory są od tego, żeby rozmaitym xiazelukom dostarczać odpowiednich treści, a rozmaite xiazeluki są od tego, żeby te treści powielać. Tutaj możecie wysłuchać gaduły, w której w Radiu Wnet brali udział Jan Filip Staniłko i Paweł Soloch (na samym dole strony jest ten odtwarzacz z zapisem audycji - beznadziejny pomysł). No i tam Staniłko mówi tak:

Rosjanie kontrolują warunki prawdziwości narracji smoleńskiej. Oni [tę narrację] określają poprzez dostępność dowodów, poprzez bardzo sprawną dezinformację, której są mistrzami.

OK, nic nowego z tymi Rosjanami, ale dalej Staniłko mówi, że najbardziej fascynująca i nieuchwycona jeszcze do końca historia, to historia tego, jak szybko media polskie przejęły narrację rosyjską, właściwie w ciągu dwudziestu, trzydziestu minut.

Bardzo dobrze jest to powiedziane, bo to są dwie osobne sprawy. Jedna sprawa to Ruscy i ich polityka, a druga sprawa to polskie media i to, w jaki sposób wszystkie xiazeluki wchłaniają to, co im media do wierzenia podają.

Można postawić takie pytanie: jak to się dzieje, że mnóstwo ludzi, wydawałoby się rozsądnych, o dużym potencjale intelektualnym, bierze za dobrą monetę brednie o tym, że da się przeprowadzić rzetelne śledztwo w sprawie wypadku samolotowego bez dostępu do dowodów? Takie pytanie można postawić, ale jak na to pytanie odpowiedzieć? Ja odpowiedzi nie znam i nie zadowalają mnie odpowiedzi w stylu: lemingi wszystko łykną, lemingi to przygłupy itd. Nie podoba mi się również to, co mówi Andrzej Zybertowicz, który lemingów nie nazywa lemingami tylko ludźmi zagubionymi. Moim zdaniem to nie są proste sprawy i tu widzę analogię do religii. W tekście Wiara (Dzieła zebrane. Tom 6.) ojciec Bocheński stwierdza, że wiara polega na tym, iż człowiek aktem wiary uznaje pewne zdania za prawdziwe. Bocheński dzieli uznawane przez człowieka zdania na trzy klasy:

1) zdania oczywiste, czyli takie, których prawdę od razu widzimy bądź zmysłami (że słońce świeci) bądź umysłem (że 2 dodać 2 jest cztery)
2) zdania, których prawdy nie widzimy, ale jak się naprężymy, to możemy tę prawdę zobaczyć (np. takie zdanie: 2798 x 1385 = 3.875.230)
3) zdania nieoczywiste, takie, których udowodnić się nie da.

Aktem wiary uznajemy właśnie zdania nieoczywiste. Czy aktem wiary możemy uznać wszystkie zdania? Wedle takich geniuszy jak Richard Dawkins, Barbara Stanosz czy Bertrand Russell owszem, możemy, i dlatego wiara w Pana Boga to jest taka sama wiara jak wiara w krasnoludki czy w Potwora Spaghetti. Są jednak i tacy ludzie, zapewne pozbawieni geniuszu, jak choćby Pascal Boyer, profesor od nauk kognitywnych, którzy z wymienionymi geniuszami się nie zgadzają. Boyer w książce I człowiek stworzył bogów... pokazuje, że są takie zdania, które nadają się na zdania, wokół których można budować religię i są takie, które do budowania religii się nie nadają. Oto przykłady takich "złych" zdań:

1) Ludzie się starzeją; pewnego dnia każdy przestaje oddychać i umiera; to koniec.
2) Jeżeli ten przedmiot obrzędowy zostanie upuszczony, to poleci w dół i w końcu dotknie ziemi.
3) Dusza zmarłego nie może przejść przez ścianę, ponieważ ściana jest solidna.
4) Bogowie obserwują nas i widzą każdy nasz uczynek! Ale natychmiast o wszystkim zapominają.
5) Istnieje tylko jeden bóg! Jest wszechmogący. Ale istnieje wyłącznie w środy.

A teraz przykłady zdań "dobrych":

1) Ta rzeka nas pilnuje. Jeśli zauważy, że dopuściliśmy się występku, odwróci bieg i popłynie ku swym źródłom.
2) Ten zegar jest niezwykły, bije, kiedy wrogowie spiskują przeciwko tobie.
3) Niektóre drzewa pamiętają rozmowy, jakie toczono w ich cieniu.
4) Las na ochrania. Daje nam zwierzynę, jeśli mu śpiewamy.


Robert Wright w książce Ewolucja Boga również podkreśla, że nie każda idea może stać się fundamentem religii: Podczas gdy mem na Andamanach, zapewniający, iż burze z piorunami okazują się karą boską za topienie pszczelego wosku, nie mógł liczyć na to, że znajdzie swoje miejsce w wierzeniach religijnych społeczności, to i tak miał wielka przewagę nad memem, który głosił: "Burze się zdarzają i nic nie można na to poradzić".

Jak to się dzieje, że są "dobre" i "złe" zdania religijne? Boyer tłumaczy to tak, że każde zdanie religijne w jakiś sposób podważa nasze oczekiwania ontologiczne. Co to są te oczekiwania ontologiczne? U Boyera jest taki przykład, że poznajemy nowe hasło - ZYGON. Dowiadujemy się, że zygon to zwierzę. Jakie mamy oczekiwania ontologiczne względem ZYGONA? Ano takie, że zygony nie są produkowane, tylko są rodzone przez inne zygony, że jakby tak przeciąć zygona na pół, to on prawdopodobnie nie przeżyje, że zygon musi jeść żeby przeżyć. Inny przykład, już nie Boyera, tylko mój: jak w telewizji pojawi się Stefan Niesiołowski, to normalny człowiek oczekuje, że niezależnie od zadanego pytania, Niesiołowski powie o tym, że PiS-owcy są oderwani od rzeczywistości, że są szkodnikami, że plują jadem itd.

Zdania religijne zawsze podważają jakieś oczekiwania ontologiczne. Zdanie: Bóg jest wszechwiedzący mówi nam o tym, że Bóg to taka osoba, która ma niezwykłą moc poznawczą; ze zdania Matka Boska jest dziewicą wynika, że matka Jezusa jest kobietą obdarzoną wyjątkowymi cechami biologicznymi itd. Mówiąc inaczej - zdanie religijne to takie zdanie, w którym do zwykłej kategorii dodajemy jakąś niezwykłą cechę.

Ciągle to jednak nie tłumaczy, dlaczego jedne zdania są "dobrymi" zdaniami religijnymi, a inne "złymi". Boyer uważa, że istota sprawy leży w tym, że aby zdanie było "dobrym" zdaniem religijnym, owe oczekiwania ontologiczne mogą być podważone tylko do pewnych granic; z tego wynika, że ludzie jak najbardziej mogą wierzyć w Jezusa czy Jahwe, ale nie będą wierzyć w Potwora Spaghetti czy Dzieciojada - właśnie tego nie rozumieją Czterej Jeźdźcy - Dawkins, Dennett, Harris i Hitchens, czyli sztandarowe postacie Nowego Ateizmu, właśnie tego nie rozumieją Michael Schmidt-Salomon i inni humaniści ewolucyjni, no i właśnie tego nie rozumieją Jan Hartman, Magdalena Środa i bloger Quasi.

Dobra, religia to religia, ale co z tymi, którzy, jak xiazeluka, uwierzyli w to, co im w kwestii Smoleńska do wierzenia podały media? Czy w tym przypadku mamy do czynienia z mechanizmem polegającym na tym, że są "dobre" i "złe" zdania "religii smoleńskiej"? Spróbuję napisać "dobre" i "złe" zdania w kontekście "religii smoleńskiej". Zdania "złe" są takie:

1) Nie można zasadnie powiedzieć niczego na temat wypadku samolotowego, jeśli nie przebada się wszystkich dowodów.
2) Nie można przyjąć wersji wydarzeń na podstawie tego, co mówią Ruscy.
3) Nie wolno ufać ludziom, którzy sfałszowali protokoły sekcji zwłok.

A teraz zdania "dobre":

1) Do ustalenia prawdziwej wersji wydarzeń nie jest potrzebne badanie dowodów.
2) Rosjanie zawsze przeprowadzają rzetelne śledztwa i należy im ufać.
3) Nawet jeśli nie udowodniono obecności generała Błasika w kabinie pilotów, to i tak istotne jest tylko to, że nie udowodniono jego nieobecności.
4) Nie ma znaczenia prawdziwy przebieg wydarzeń, bo tak czy siak nie wypowiemy Rosji wojny.

Boyer utrzymuje, że jeśli chodzi o zdania religijne, to zdania te mogą podważać oczekiwania ontologiczne jedynie w określonych granicach. Moje pytanie jest takie: czy oczekiwania ontologiczne wszystkich xiazeluków można podważać ad libitum?

sobota, 7 kwietnia 2012

Życzenia

No, ludzie, miejcie dobre Święta Wielkiej Nocy. Se tam róbcie, co lubicie i takie tam. Jednym słowem, jak zwykle - DOBREGO :-)))

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

2 kwietnia 2005 godzina 21.37 (istotny jest DOPISEK)

(O tym dniu każdy może napisać inaczej i to jest dobre. Najpierw pomyślałem sobie, że dam duży tekst, a miałbym o czym napisać. Ale nie dam dużego tekstu. Dam tylko filmik. Zobaczcie, jak to było wtedy.




---------------------

DOPISEK


Mam takiego kumpla, który o graniu w nogę w kontekście statystyk wie chyba więcej, niż wie cała ekipa rsssf.com. No i ten kumpel dał mi cynę, że mecz Lecha z Pogonią, ten, który jest na filmiku, był grany 1 kwietnia, a wiadomość o śmierci papieża była fałszywa. Wtedy, na tym stadionie, nikt nie wiedział , że wiadomość była fałszywa, ale muszę napisać o tym, o czym powiadomił mnie kumpel, bo tu jest tekstowisko.blogspot.com, a nie jakieś telewizje reżimowe czy pozakładane przez ojców założycieli. Info o tym meczyku macie tutaj.

Tytuł notki zmieniłem o tyle, że dopisałem to, co jest w nawiasie.