Kiedy indziej znowu zadał szyku w ten sposób, że jako dowód istnienia świata ukazał swoją rękę twierdząc, że ta ręka jest najlepszym dowodem, bo Moore rękę może unieść, może nią ruszać i może ją uszczypnąć. Ojciec Bocheński pisze, że po tym, jak Moore zaprezentował swój dowód, wielce uczeni i oświeceni mędrcy zgodnie zakrzyknęli: – Wulgarny! Wulgarny!
Na to Moore: – Może i wulgarny, ale ja tak definiuję istnienie. A wy?
A oni nie mieli odpowiedzi.
*
Mniejsza o to, jakie powody skłoniły go do wyrażenia takiej opinii, w każdym razie inny filozof, Bryan Magee, pisze o Moore’rze (jak to się prawidłowo deklinuje??) tak:
Cieszył się niezwykłą prostotą serca, naiwnością i brakiem samoświadomości – każdy, kto go znał, zdaje się z tym zgadzać – a wynikiem tego jest występujące w jego dziele samoobnażanie się aż do nagości. Przypomina on bystre dziecko, które nie wie jeszcze niczego o świecie i zupełnie nie rozumie, że mogą być inne punkty widzenia niż jego własny, a przepytuje dorosłych z niepokojącą inteligencją, lecz bez samoświadomości, nigdy nie myśląc o tym, by zastosować taką samą dociekliwość do zbadania własnych założeń. Powiedziałem kiedyś coś takiego Russellowi, który oczywiście znał blisko Moore’a, a odpowiedź Russella brzmiała: “Całe podejście Moore’a do filozofii opierało się na niezachwianym przekonaniu, że wszystko, co mu powiedziano, zanim skończył sześć lat, musi być prawdziwe”.
Do Moore’a jeszcze wrócę.
*
Ludzie się spierają. O różne rzeczy. Jeden gra w szachy gambit Smith-Morra, bo nie chce żeby przeciwnik ustawił mu dragona, inny Smith-Morra białymi nie zacznie nigdy, natomiast chętnie zagra to czarnymi (jak ja). Jedni, idąc za Gombrowiczem utrzymują, że albo pisać jak Poe, albo nie pisać w ogóle, a drudzy zaczytują się Gretkowską. I to jest dobre. Bo różnorodność jest dobra.
*
Jest jednak dziedzina, w której różnorodność poglądów bardzo mnie niepokoi. Chodzi mi o poglądy ludzi na temat tego, w jaki sposób powinno funkcjonować społeczeństwo. Lewak ma poglądy takie, a prawak owakie. Ale to nie jest tak, jak w szachach albo w literaturze. Bo lewak mówi do mnie: – Mam świetny pomysł. Ale żeby go zrealizować muszę zabrać Ci twoją kasę.
Nie wierzę w dobre pomysły, których realizacja wymaga tego, aby ktoś zabrał mi moją kasę. I myślę, że ci, którzy chcą zabrać mi kasę dzielą się na dwie grupy. Jedną grupę tworzą ci, którzy doskonale wiedzą o co biega i najzwyczajniej w świecie chcą zrobić świetny deal. Są to ludzie, o których tak pisał Magee relacjonując poglądy Moore’a:
Kiedy więc przychodzą filozofowie i mówią, że czas i przestrzeń to formy ludzkiej zmysłowości; że my sami dokonujemy nieświadomie w aktach percepcji syntezy treści postrzeżeń w przedmioty materialne; że w gruncie rzeczy nie możemy wiedzieć na pewno, iż istnieją umysły inne niż nasze – kiedy tak mówią, to jest to górnolotna blaga. Ludzie mówiący tego rodzaju rzeczy sami w rzeczywistości, w swym prawdziwym życiu, nie wierzą w nie. Filozof mówiący, że czas to złudzenie, niczego nie wie z większą pewnością niż to, że zjadł dziś rano śniadanie, a przedtem wstał z łóżka, potem zaś wyszedł z domu, a przeczenie temu byłoby wypowiadaniem zdań fałszywych. Filozof, który mówi, że nie możemy być pewni istnienia świata zewnętrznego, nie uznaje faktycznie istnienia swego domu czy samochodu za coś wątpliwego. Filozof, który mówi, że nie możemy być pewni istnienia innych umysłów, nie ma żadnych wątpliwości co do niezależnego istnienia swojej żony. Krótko mówiąc, filozofowie głoszą wszelkiego rodzaju rzeczy, o których sami wiedzą, że są nieprawdziwe.
Druga grupa to pożyteczni idioci. Ci, którzy dali się nabrać cwaniakom z pierwszej grupy. Ci , którym zawaliłby się świat, gdyby się dowiedzieli, że jakiś renomowany wyznawca solipsyzmu zostawił testament, po to, aby go przeczytali i zrealizowali inni ludzie, czyli inne realnie istniejące byty.