Wracam do Traktatu ateologicznego Michela Onfraya, o której to książce pisałem w poprzedniej notce.
Onfray ma pretensje do Kanta. O to, że Kant celował w powściągliwej śmiałości, był rewolucjonistą w granicach prawa. Onfrayowi chodzi o to, że Kant niby to dobrze kombinował w stronę racjonalizmu, że chociaż jego "Krytyka czystego rozumu" na swych sześciuset stronach zawiera dość materiału wybuchowego, aby wysadzić w powietrze zachodnią metafizykę, to filozof wzdragał się jednak przed podpaleniem lontu. A przecież należało jeszcze postawić kropkę nad "i": jeden z tych światów - rozum - winien był ogłosić supremację nad drugim - wiara. Kantowska analiza oszczędziła jednak wiarę. Rozum, uznając te dwa światy za rozdzielone, wyzbył się części swoich praw, a wiara i religia ocalały. Kant mógł więc postulować (tyle stron i tak marny rezultat: być nadal zmuszonym do postulowania jak byle suplikant!) Boga, nieśmiertelność duszy i wolną wolę - trzy filary każdej religii. (wszystkie wytłuszczenia moje).
Onfray jest o niebo radykalniejszy od Kanta: Z jakiej racji mielibyśmy się zatrzymać w pół drogi? Jeśli trzeba koniecznie coś postulować, postulujmy lepiej nieistnienie Boga, nieśmiertelnej duszy i wolnej woli!
I ostatni fragment dotyczący Kanta:
Jeszcze jeden wysiłek, aby Oświecenie zajaśniało pełnym blaskiem. Więcej Oświecenia, Oświecenia bardziej radykalnego i światłego! Bądźmy kantystami wbrew Kantowi, zdobądźmy się na odwagę, do której nas zagrzewa, choć sam pozwolił się onieśmielić: to zapewne matka Kanta, surowa pietystka, kierowała ręką syna, gdy spisywał konkluzję "Krytyki czystego rozumu", rozbrajając wybuchowy potencjał wielkiego dzieła.
Onfray ma rację i nie pisze niczego nowego (aczkolwiek dobrze napisane są te kawałki). Bocheński dawno mówił, że Kant zamiast filozofować, produkował kolejny system światopoglądowy, a Bryan Magee stwierdził: Kant stworzył jednak niewątpliwie (choć pozostało to niezauważone w stopniu, który nigdy nie przestał mnie zdumiewać) racjonalne uzasadnienie wierzeń religijnych, które otrzymał dorastając.
Podkreślam wszystkie wzmianki o wolnej woli, bo kwestia woli jest kwestią ważną, w miarę czytania książki coraz ważniejszą. Onfray uważa, że to, iż we francuskich sądach sędzia nie może wydać wyroku pod zawieszonym na ścianie krucyfiksem, wersetem Tory czy koraniczną surą oraz to, że kodeks cywilny i kodeks karny podkreślają niezależność prawa od religii i Kościoła to tylko pozory. We francuskim prawodawstwie nie znajdziemy ani jednej ustawy, zapisu czy prawa kolidującego w zasadniczy sposób z zaleceniami katolickiego, rzymskiego, apostolskiego Kościoła. Brak krzyża na sali rozpraw nie jest jeszcze dostatecznym gwarantem autonomii prawa wobec religii.
Co Onfrayowi przeszkadza w prawie zgodnym z zaleceniami katolickiego, rzymskiego, apostolskiego Kościoła? Czytamy dalej:
Fundamenty logiki prawnej wyrastają z pierwszych linijek Księgi Rodzaju. Stąd żydowska (Pentateuch) i chrześcijańska (Biblia) genealogia francuskiego kodeksu cywilnego. Aparat, technika, logika i metafizyka prawa pochodzą w prostej linii od urojonych wyobrażeń pierwotnego raju: człowiek jest wolny, czyli odpowiedzialny za swoje czyny, a więc potencjalnie winny. Jednostka, ponieważ jest obdarzona wolnością, może dokonywać świadomych wyborów. Każdy czyn stanowi przeto następstwo swobodnej decyzji wolnej, jawnej i dobrze poinformowanej woli.
I co takiego strasznego wynika z teorii o wolnej woli? Otóż przyjęcie istnienia wolnej woli legitymizuje działania represyjne.
OK, przechodzimy do przykładów, a Onfray nie obcyndala się i egzemplifikuje tak, że iskry lecą:
Trybunały obywają się bez symboli religijnych, ale kierują się religijną metafizyką. Gwałciciel dzieci jest wolną jednostką, może swobodnie wybierać między normalnym stosunkiem seksualnym z dorosłym partnerem, który wyraził na to zgodę, a zatrważającą przemocą niszczącą psychikę ofiary. Obdarzony sumieniem i wolną wolą, rozważywszy na zimno obie możliwości, świadomie decyduje się na przemoc i gwałt! Sąd, wysłuchawszy pobieżnie jego zeznań, wymierzy karę: pośle go do więzienia, gdzie przestępca zostanie prawdopodobnie zgwałcony na dzień dobry, gnić będzie długie lata w celi, aż w końcu odzyska wolność, nie uwolniwszy się jednak od choroby, która go trawi.
Kto przystałby na to, aby zamykać w szpitalu mężczyznę lub kobietę z rozpoznanym rakiem mózgu - przypadłością, która w równie znikomym stopniu jest następstwem świadomego wyboru co skłonności pedofilskie? Kto zgodziłby się na to, by taką osobę wsadzić do celi, wydawać na pastwę represyjnej przemocy towarzyszy niedoli utrzymywanych w etologicznej dzikości przymusowego odosobnienia? Kto zaakceptowałby pozostawienie takiego człowieka bez opieki, terapii, pomocy medycznej, i to przez dziesiątki lat, czasem aż do śmierci? Kto? Odpowiedź jest bardzo prosta: wszyscy, którzy napędzają sądowniczą maszynę, nie zastanawiając się, czym jest, w jaki sposób działa i jaką rolę spełnia to urządzenie znalezione u bram rajskiego ogrodu.
I już na koniec:
Maszyna Kafkowskiej kolonii karnej pracuje codziennie w europejskich Pałacach Sprawiedliwości i przyległych zakładach karnych. Wolną wolę i swobodny wybór Zła przed Dobrem zakłada się, aby móc się posługiwać takimi pojęciami, jak odpowiedzialność, wina czy kara. Założenie to opiera się jednak na myśleniu magicznym, głuchym na ustalenia Freudowskiej psychoanalizy i pochrześcijańskiej filozofii, niedostrzegającym potęgi uwarunkowań nieświadomych, psychologicznych kulturowych, społecznych, rodzinnych, środowiskowych...
Tyle na temat tego, że Onfray i jemu podobni zwalczają religię powodowani miłością do bliźnich, którzy dali się uwieść teistycznym bajdurzeniom i, omamieni bajkami dla dzieci, w przeciwieństwie do ludzi dorosłych zatracają się w rojeniach zamiast starać się przeżyć życie w sposób najpiękniejszy i najpełniejszy z możliwych.
Nicpoń nic a nic nie przesadza - to rzeczywiście jest wojna. Ale w imię czego?
Onfray ma pretensje do Kanta. O to, że Kant celował w powściągliwej śmiałości, był rewolucjonistą w granicach prawa. Onfrayowi chodzi o to, że Kant niby to dobrze kombinował w stronę racjonalizmu, że chociaż jego "Krytyka czystego rozumu" na swych sześciuset stronach zawiera dość materiału wybuchowego, aby wysadzić w powietrze zachodnią metafizykę, to filozof wzdragał się jednak przed podpaleniem lontu. A przecież należało jeszcze postawić kropkę nad "i": jeden z tych światów - rozum - winien był ogłosić supremację nad drugim - wiara. Kantowska analiza oszczędziła jednak wiarę. Rozum, uznając te dwa światy za rozdzielone, wyzbył się części swoich praw, a wiara i religia ocalały. Kant mógł więc postulować (tyle stron i tak marny rezultat: być nadal zmuszonym do postulowania jak byle suplikant!) Boga, nieśmiertelność duszy i wolną wolę - trzy filary każdej religii. (wszystkie wytłuszczenia moje).
Onfray jest o niebo radykalniejszy od Kanta: Z jakiej racji mielibyśmy się zatrzymać w pół drogi? Jeśli trzeba koniecznie coś postulować, postulujmy lepiej nieistnienie Boga, nieśmiertelnej duszy i wolnej woli!
I ostatni fragment dotyczący Kanta:
Jeszcze jeden wysiłek, aby Oświecenie zajaśniało pełnym blaskiem. Więcej Oświecenia, Oświecenia bardziej radykalnego i światłego! Bądźmy kantystami wbrew Kantowi, zdobądźmy się na odwagę, do której nas zagrzewa, choć sam pozwolił się onieśmielić: to zapewne matka Kanta, surowa pietystka, kierowała ręką syna, gdy spisywał konkluzję "Krytyki czystego rozumu", rozbrajając wybuchowy potencjał wielkiego dzieła.
Onfray ma rację i nie pisze niczego nowego (aczkolwiek dobrze napisane są te kawałki). Bocheński dawno mówił, że Kant zamiast filozofować, produkował kolejny system światopoglądowy, a Bryan Magee stwierdził: Kant stworzył jednak niewątpliwie (choć pozostało to niezauważone w stopniu, który nigdy nie przestał mnie zdumiewać) racjonalne uzasadnienie wierzeń religijnych, które otrzymał dorastając.
Podkreślam wszystkie wzmianki o wolnej woli, bo kwestia woli jest kwestią ważną, w miarę czytania książki coraz ważniejszą. Onfray uważa, że to, iż we francuskich sądach sędzia nie może wydać wyroku pod zawieszonym na ścianie krucyfiksem, wersetem Tory czy koraniczną surą oraz to, że kodeks cywilny i kodeks karny podkreślają niezależność prawa od religii i Kościoła to tylko pozory. We francuskim prawodawstwie nie znajdziemy ani jednej ustawy, zapisu czy prawa kolidującego w zasadniczy sposób z zaleceniami katolickiego, rzymskiego, apostolskiego Kościoła. Brak krzyża na sali rozpraw nie jest jeszcze dostatecznym gwarantem autonomii prawa wobec religii.
Co Onfrayowi przeszkadza w prawie zgodnym z zaleceniami katolickiego, rzymskiego, apostolskiego Kościoła? Czytamy dalej:
Fundamenty logiki prawnej wyrastają z pierwszych linijek Księgi Rodzaju. Stąd żydowska (Pentateuch) i chrześcijańska (Biblia) genealogia francuskiego kodeksu cywilnego. Aparat, technika, logika i metafizyka prawa pochodzą w prostej linii od urojonych wyobrażeń pierwotnego raju: człowiek jest wolny, czyli odpowiedzialny za swoje czyny, a więc potencjalnie winny. Jednostka, ponieważ jest obdarzona wolnością, może dokonywać świadomych wyborów. Każdy czyn stanowi przeto następstwo swobodnej decyzji wolnej, jawnej i dobrze poinformowanej woli.
I co takiego strasznego wynika z teorii o wolnej woli? Otóż przyjęcie istnienia wolnej woli legitymizuje działania represyjne.
OK, przechodzimy do przykładów, a Onfray nie obcyndala się i egzemplifikuje tak, że iskry lecą:
Trybunały obywają się bez symboli religijnych, ale kierują się religijną metafizyką. Gwałciciel dzieci jest wolną jednostką, może swobodnie wybierać między normalnym stosunkiem seksualnym z dorosłym partnerem, który wyraził na to zgodę, a zatrważającą przemocą niszczącą psychikę ofiary. Obdarzony sumieniem i wolną wolą, rozważywszy na zimno obie możliwości, świadomie decyduje się na przemoc i gwałt! Sąd, wysłuchawszy pobieżnie jego zeznań, wymierzy karę: pośle go do więzienia, gdzie przestępca zostanie prawdopodobnie zgwałcony na dzień dobry, gnić będzie długie lata w celi, aż w końcu odzyska wolność, nie uwolniwszy się jednak od choroby, która go trawi.
Kto przystałby na to, aby zamykać w szpitalu mężczyznę lub kobietę z rozpoznanym rakiem mózgu - przypadłością, która w równie znikomym stopniu jest następstwem świadomego wyboru co skłonności pedofilskie? Kto zgodziłby się na to, by taką osobę wsadzić do celi, wydawać na pastwę represyjnej przemocy towarzyszy niedoli utrzymywanych w etologicznej dzikości przymusowego odosobnienia? Kto zaakceptowałby pozostawienie takiego człowieka bez opieki, terapii, pomocy medycznej, i to przez dziesiątki lat, czasem aż do śmierci? Kto? Odpowiedź jest bardzo prosta: wszyscy, którzy napędzają sądowniczą maszynę, nie zastanawiając się, czym jest, w jaki sposób działa i jaką rolę spełnia to urządzenie znalezione u bram rajskiego ogrodu.
I już na koniec:
Maszyna Kafkowskiej kolonii karnej pracuje codziennie w europejskich Pałacach Sprawiedliwości i przyległych zakładach karnych. Wolną wolę i swobodny wybór Zła przed Dobrem zakłada się, aby móc się posługiwać takimi pojęciami, jak odpowiedzialność, wina czy kara. Założenie to opiera się jednak na myśleniu magicznym, głuchym na ustalenia Freudowskiej psychoanalizy i pochrześcijańskiej filozofii, niedostrzegającym potęgi uwarunkowań nieświadomych, psychologicznych kulturowych, społecznych, rodzinnych, środowiskowych...
Tyle na temat tego, że Onfray i jemu podobni zwalczają religię powodowani miłością do bliźnich, którzy dali się uwieść teistycznym bajdurzeniom i, omamieni bajkami dla dzieci, w przeciwieństwie do ludzi dorosłych zatracają się w rojeniach zamiast starać się przeżyć życie w sposób najpiękniejszy i najpełniejszy z możliwych.
Nicpoń nic a nic nie przesadza - to rzeczywiście jest wojna. Ale w imię czego?