Teiści, w pewien sposób, mają lepiej od ateistów. Teiści np. wiedzą, skąd się wziął świat. Otóż według teistów świat został stworzony przez Boga. I już. Bardzo mądry ateista, prof. Jan Woleński, w swoich
Granicach niewiary przywołuje tekst Johannesa Benedieka [J. Benediek. Logiczna struktura dowodów na istnienie Boga (I), (II). w: W kierunku formalizacji tomistycznej teodycei. Red. I. M. Bocheński, E. Nieznański. ATK. Warszawa 1980], w którym Benediek przedstawia swego rodzaju dowód, ułożony na podobieństwo Tomaszowych Quinque viae. Woleński pisze:
W istocie rzeczy głosi on [dowód Benedieka], że nie jest tak, iż dla każdego x istnieje takie y, że x jest poruszane przez y - a więc [głosi on], że istnieje coś, co nie jest poruszane.Dowód Benedieka jest formalnie poprawny. Dokładnie mówiąc, wykazuje on istnienie nieruchomego poruszyciela, od którego sekwencja poruszeń się zaczęła. O ile przyjąć, że relacja poruszania jest przechodnia, to otrzymany wniosek stwierdza, że pierwszy poruszyciel jest zarazem poruszycielem wszystkiego. Nie ma żadnej trudności w przeformułowaniu tej argumentacji tak, by stosowała się do drogi z przyczynowości sprawczej.Zaraz potem prof. Woleński pyta:
Niemniej jednak stajemy przed pytaniem, dlaczego mamy przyjąć, że świat jest polem relacji P tak określonej, że ma ona element pierwszy, minimalny i taki, że nie porusza sam siebie.Oczywiście pytanie Woleńskiego jest zasadne, bo co innego formalny dowód, a co innego przyjęcie, że jest tak, jak dowód pokazuje, że może być.
Niezależnie od tego, jak jest, dobre wieści dla teistów polegają na tym, że jeden mądry człowiek udowodnił, że jakiś pierwszy poruszyciel może istnieć, a drugi mądry człowiek, i do tego ateista, stwierdza, iż dowód jest formalnie poprawny. A zatem teiści spokojnie mogą utrzymywać, że świat został stworzony przez Boga. Ateiści mają gorzej, niż teiści, bo ateiści nie wiedzą, skąd się świat wziął i dlatego kombinują w tę stronę, że był wieki wybuch (ale skąd się wziął ten wybuch, to już nie wiedzą), że są jakieś różne światy, pulsujące czy inne takie, że kwestia ta nie ma dla nas żadnego znaczenia, a wreszcie, że pytanie o początek świata jest pytaniem bzdurnym i niedozwolonym. Oczywiście w konkurencji polegającej na podaniu odpowiedzi na pytanie, skąd się wziął, czy jak powstał świat, ateiści przegrywają z teistami wyraźnie.
Moim zdaniem podobnie jest i w innych kwestiach, co wynika z tego, że teiści mogą się powołać na Pana Boga, natomiast ateiści nie wiedzą, na co się powołać. Weźmy takie prawa człowieka. W książce
Czy Pan Bóg jest szczęśliwy i inne pytania Leszek Kołakowski pisze:
Prawa wyrażone w amerykańskiej Deklaracji Niepodległości - a jest ich tylko trzy - mają ważność, ponieważ dał nam je Stwórca, jesteśmy więc, każdy z nas, nosicielami tych praw do życia, do wolności, do zabiegania o szczęście na mocy boskiego dekretu, którego kwestionować niepodobna.Po czym przechodzi do praw zapisanych w ONZ-owskiej Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka z 1948 roku:
Deklaracja ONZ nie mówi jednak nic o tym, że Bóg dał nam prawa, które on wylicza, ani że natura je dała (...) Możemy przypuszczać, że jest to tekst normatywny, wyrażający opinię autorów, wedle której byłoby lepiej, gdybyśmy ja i inni dostawali godziwe wynagrodzenie za swoją pracę, albo że świat w ogólności byłby lepszy, gdyby ludzie nigdzie nie podlegali arbitralnym aresztom lub torturom. Jeśli tak, to Deklaracja jest po prostu spisem życzeń jej autorów i jeśli ja nawet dzielę te życzenia, jeśli wolałbym, aby świat był raczej lepszy niż gorszy w sensie, jaki Deklaracja sugeruje, to nie mogę się upierać przy tym, że moje lub innych ludzi życzenia są prawdami, a tym mniej prawdami wiecznymi, jak podpowiada interpretacja "praw" jako wypowiedzi metafizycznych.Kołakowski postrzega zatem wypowiedzi o tym, że człowiek ma prawa nadane przez Boga, za wypowiedzi o charakterze metafizycznym, a stwierdzeń takich, jak ONZ-owska Deklaracja, za stwierdzenia metafizyczne nie uważa. Ale czy Kołakowski nie myli się? Cóż to bowiem za twierdzenie: Człowiek ma prawo do urlopu? Albo: Trzeba zabierać pieniądze ludziom, którzy pracują i dawać zasiłki biednym? Albo: Trzeba pod przymusem zagonić dzieci do szkoły? Albo: Nie wolno wykonywać wyroków śmierci na wielokrotnych mordercach? Albo: Trzeba wysyłać naszych żołnierzy do innych krajów po to, żeby zabijali tamtych ludzi?
Moim zdaniem są to twierdzenia jak najbardziej metafizyczne, bo zanim się te twierdzenia wypowie, trzeba najpierw odpowiedzieć na pytanie
cui bono, wiadomo bowiem, że wszystko, co w praktyce idzie za tymi twierdzeniami ma służyć czyjemuś dobru, ale jeszcze bardziej trzeba odpowiedzieć na pytanie
quid est bonum, gdyż aby zrobić coś dobrego, trzeba wiedzieć, co jest dobre.
Z pojęciem dobra, z powiedzeniem, co jest dobre, teiści mają mały kłopot, bo twierdzą, że dobre jest to, o czym Bóg powiedział, że jest dobre. Jedni teiści są zdania, że Bóg powiedział o tym i o tym, że to jest dobre dlatego, że to po prostu jest dobre, a drudzy idąc za Szestowem twierdzą, że to i to jest dobre, bo Bóg ustalił, że to jest dobre. Na ile różnica między tymi dwiema eksplikacjami jest istotna, nie wiem. To znaczy, trochę wiem, ale mniejsza teraz o to, bo to temat duży i osobny, a nie chcę, żeby tekst się rozlazł na boki. Ateiści z kolei nie mogą powołać się na Boga, a już ci ateiści, którzy nie wierzą w jakieś dobro naturalne, nie od Boga pochodzące, są w zupełnej kropce. Jeżeli bowiem jest tak, że zabiera się ludziom pieniądze, jeżeli zakazuje się im rozmaitych działań, jeżeli przymusza się ich do określonych zachowań, to chyba byłoby dobrze jakoś to wszystko wytłumaczyć, natomiast ateiście, który na dodatek nie wierzy w dobro naturalne, trudno jest dać jakieś dobre tłumaczenie, podobnie jak trudno mu jakiekolwiek tłumaczenie uznać. Uważam, że jak dotąd nikt dobrego tłumaczenia nie dał, bo utylitaryzm czy powiastki o tym, że trzeba olać takie rzeczy i jedynie tworzyć nowe narracje sprawy nie załatwiają. A co załatwia sprawę?
---------------------------------------------------------
DOPISEKJak się zdaje, kłopotów z ustaleniem tego, co jest dobre, nie ma mister Balls. Oto wp.pl, powołując się na
Daily Express,
pisze:
Tysiące Brytyjczyków zostanie objętych rządowym projektem, który ma na celu ścisłe monitorowanie najbardziej patologicznych rodzin w kraju. W domostwach obywateli zainstalowane zostaną kamery przemysłowe śledzące ich każdy ruch.Edward Michael Balls, brytyjski minister ds. dzieci, szkół i rodzin, oznajmił, że rząd przeznaczy ponad 400 mln funtów na zakup i instalację kamer przemysłowych (CCTV), które będą 24 godziny na dobę śledzić 20 tys. najbardziej patologicznych rodzin w kraju.Kamery przemysłowe mają monitorować każdy aspekt życia wytypowanych rodzin - w tym sprawdzać czy dzieci odrabiają prace domowe i chodzą do szkoły, o której idą spać, co jedzą oraz generalnie - jak zachowują się domownicy. W razie stwierdzenia jakichkolwiek nieprawidłowości, do monitorowanego domu zostanie wysłany specjalny patrol ochrony. Pomysłodawcy szacują, że dzięki temu zmniejszy się również poziom alkoholizmu czy narkomanii we wskazanych rodzinach.Nie mam zielonego pojęcia, czy mister Balls jest teistą, czy ateistą, i nie wiem, czy wierzy on w dobro naturalne.