Empik wydaje taką gazetkę, co się nazywa tom's kultury. No i w numerze 20 z października/listopada dali krótki wywiad z Jeffreyem Archerem, tym gościem co napisał m.in. hiciora pod tytułem Kain i Abel. OK, na razie zostawiamy Archera w spokoju.
Co jakiś czas ludzie rozmaici pytają mnie, co jest najważniejsze w pisaniu, na co odpowiadam, że najważniejsze w pisaniu jest to, żeby umieć opowiadać ciekawe historie.
Wracamy do Archera, który w tym wywiadzie powiedział, że można nauczyć się dobrze pisać, ale nie można nauczyć się świetnie opowiadać historii.
Mówię Wam, od paru godzin, od kiedy to przeczytałem, szlag mnie trafia, że nie ja wymyśliłem tę pierwszą część Archerowego zdania :-)))
Se kliknijcie w fotkę, to ona się powiększy, ale zdjęcie i tak marne :-)
statsy
niedziela, 24 października 2010
czwartek, 21 października 2010
Co myślicie?
Każdy mógł sobie obejrzeć w Misji specjalnej, jak ruski mołodiec napierdala jakimś łomem w okno polskiego Tupolewa (dla potrzeb dyskusji zakładam, że to był polski Tupolew), a kilkanaście dni później Oleg Jermołow z MAK-u stwierdził, że nikt nie niszczył wraku samolotu. Wydaje się, że co najmniej osiem milionów Polaków wierzy w to, co mówi Jermołow.
Wygląda na to, że co najmniej osiem milionów Polaków wierzy w to, że za zamordowanie asystenta posła PiS-u i zranienie innego pracownika biura poselskiego PiS-u, które to morderstwo i próba morderstwa zostały dokonane przez gościa, który stwierdził, że nienawidzi PiS-u, że chciał zabić prezesa PiS-u i nie zabił, bo nie mógł, ale za to zabił kogoś innego z PiS-u, odpowiada prezes PiS-u.
Jest mnóstwo dziwnych rzeczy, w które wierzy te co najmniej osiem milionów Polaków, a w które nie wierzą admiratorzy SLD czy dziewczęta i chłopcy spod znaku Krytyki Politycznej, nie mówiąc już o cwaniakach z PSL-u. Niestety, te co najmniej osiem milionów ludzi to największa grupa, która może wrzucać kartki wyborcze, które to kartki są przykrywką dla niby demokracji.
Wyobraźmy sobie, że za tydzień Kaczyński ogłasza, iż rezygnuje z polityki, a dwa dni później rozwiązuje się PiS. Wyobraźmy sobie też, że pozostali "uczestnicy sceny politycznej" nie zdołali się zorganizować na tyle, żeby w telewizjach zacząć sączyć nową, obowiązującą "narrację", która ma namotać w głowach ciotek Matyld. No co by było? Otwiera taka ciotka Matylda telewizor, a tam nie ma Kaczyńskiego, nie ma moherowych babek, nie ma starych, durnych wieśniaków wierzących w Pana Boga i w coś takiego, jak Polska. Nie ma i już. Pamiętajcie przy tym, że nie ma także nowej "narracji". Co wtedy? Czym będzie się podniecać ciotka Matylda? Myślicie, że zacznie się zastanawiać nad upadkiem przymusowego systemu ubezpieczeń? Nad ruiną finansową państwa? Nad tym, jaką naprawdę politykę zagraniczną prowadzi polski "rząd"? Jak myślicie - czy jest możliwe, żeby ciotka Matylda zaczęła zastanawiać się nad tymi kwestiami? A jeżeli tak, jeżeli uważacie, że to możliwe, to jak długo musiałoby w telewizji nie być nowej "narracji", żeby ciotka Matylda wyjrzała przez okno, wyszła na dwór i zobaczyła prawdziwy świat? A gdyby zobaczyła, to czy Waszym zdaniem, miałoby to jakieś znaczenie? Jeżeli tak, to dla kogo?
Wygląda na to, że co najmniej osiem milionów Polaków wierzy w to, że za zamordowanie asystenta posła PiS-u i zranienie innego pracownika biura poselskiego PiS-u, które to morderstwo i próba morderstwa zostały dokonane przez gościa, który stwierdził, że nienawidzi PiS-u, że chciał zabić prezesa PiS-u i nie zabił, bo nie mógł, ale za to zabił kogoś innego z PiS-u, odpowiada prezes PiS-u.
Jest mnóstwo dziwnych rzeczy, w które wierzy te co najmniej osiem milionów Polaków, a w które nie wierzą admiratorzy SLD czy dziewczęta i chłopcy spod znaku Krytyki Politycznej, nie mówiąc już o cwaniakach z PSL-u. Niestety, te co najmniej osiem milionów ludzi to największa grupa, która może wrzucać kartki wyborcze, które to kartki są przykrywką dla niby demokracji.
Wyobraźmy sobie, że za tydzień Kaczyński ogłasza, iż rezygnuje z polityki, a dwa dni później rozwiązuje się PiS. Wyobraźmy sobie też, że pozostali "uczestnicy sceny politycznej" nie zdołali się zorganizować na tyle, żeby w telewizjach zacząć sączyć nową, obowiązującą "narrację", która ma namotać w głowach ciotek Matyld. No co by było? Otwiera taka ciotka Matylda telewizor, a tam nie ma Kaczyńskiego, nie ma moherowych babek, nie ma starych, durnych wieśniaków wierzących w Pana Boga i w coś takiego, jak Polska. Nie ma i już. Pamiętajcie przy tym, że nie ma także nowej "narracji". Co wtedy? Czym będzie się podniecać ciotka Matylda? Myślicie, że zacznie się zastanawiać nad upadkiem przymusowego systemu ubezpieczeń? Nad ruiną finansową państwa? Nad tym, jaką naprawdę politykę zagraniczną prowadzi polski "rząd"? Jak myślicie - czy jest możliwe, żeby ciotka Matylda zaczęła zastanawiać się nad tymi kwestiami? A jeżeli tak, jeżeli uważacie, że to możliwe, to jak długo musiałoby w telewizji nie być nowej "narracji", żeby ciotka Matylda wyjrzała przez okno, wyszła na dwór i zobaczyła prawdziwy świat? A gdyby zobaczyła, to czy Waszym zdaniem, miałoby to jakieś znaczenie? Jeżeli tak, to dla kogo?
wtorek, 19 października 2010
Bankructwa i bagnety
Niedawno gadałem w Necie z jakimś gościem, który już nie tylko twierdził, że socjalizm, w którym żyjemy, jest dobry - ten gościu jasno napisał, że on się cieszy z tego, że mu urzędasy organizują życie, bo jak oni mu życie organizują, to on się czuje bezpieczny. Super. Nie mam pojęcia, czy ludzi myślących tak, jak ten gościu, jest coraz więcej, czy coraz mniej, natomiast z pewnością jest ich wielu. Pełno jest takich ciotek Matyld, które cieszą się, że lewactwo ma się dobrze i odnosi coraz to wspanialsze zwycięstwa. Te ciotki Matyldy nie rozumieją jednak, że lewactwo ma się dobrze tylko w telewizji, a już w takiej Grecji to nawet w telewizji nie ma się dobrze. O ile jeszcze w roku 2008 eksperci telewizyjni oraz znakomici blogerzy próbowali kombinować w tę stronę, że "kryzys rynków finansowych" to porażka wolnego rynku, o tyle takich jazd nie ma w kontekście Grecji, bo na takie jazdy za późno.
Nie ma znaczenia to, jak socjalizm wygląda w telewizji i nie ma znaczenia to, co myślą ciotki Matyldy. Zdaje się, że to Cyril Northcote Parkinson stwierdził, iż ustroje polityczne padają nie dlatego, że są złe, okrutne czy niesprawiedliwe, tylko dlatego, że bankrutują. I o to właśnie chodzi - system, którego ciotki Matyldy są admiratorami, upada. Ja się z Nickiem od lat kłócę o to, co będzie. Nicek upiera się, że system nie może zbankrutować, bo nie ma sytuacji, w której "demokratycznie" wybrana władza nie może wziąć ludzi za mordy jeszcze bardziej, w związku z czym cały ten syf, a nawet jeszcze większy, można podtrzymywać w nieskończoność. Ja z kolei twierdzę, że tak się nie da, bo, jak powiedział Talleyrand, bagnetami można zdobyć tron, ale na bagnetach nie można siedzieć. I tak się kłócimy z Nickiem o to, czy można siedzieć na tych bagnetach, czy nie można. Jakiś czas z pewnością można, w Sowieckim Sojuzie było można, w Północnej Korei do dzisiaj można... Ciekawa to jest kwestia.
W każdym razie "demokratycznie" wybrana władza z pewnością wolałaby nie siedzieć na bagnetach, ale żeby tego uniknąć musiałaby mieć, że tak powiem, jakieś osiągi i nie idzie mi o osiągi w postaci zadłużania ludzi na ponad sto miliardów w jeden rok. Ciotki Matyldy jeszcze się cieszą, jeszcze rozprawiają w telewizorach o homoseksualnych małżeństwach, o strasznym Kościele Katolickim, o pojednaniu z Rosją, o neutralności światopoglądowej państwa, o prawach człowieka itd. Długo to jednak nie potrwa - czy ktoś słyszał żeby ostatnio jakieś paraden marsze odbywały się w Atenach czy innych greckich miastach? Czy ciotki Matyldy nie widzą, co się dzieje? Ciotkom Matyldom zdaje się, że na te ponad 100 miliardów w tym roku to kto został zadłużony? Jedynie Kaczyński, Kurski i paru katolickich biskupów? Ciotki Matyldy co zrobią za chwilę - poproszą Chińczyków, Brazylijczyków czy Indusów, żeby ci grali fair play i spowolnili swój rozwój gospodarczy oraz powprowadzali sobie karty praw podstawowych i parytety na listach wyborczych? Do jakiego stopnia trzeba mieć poprzestawiane we łbach, żeby cieszyć się z bankructwa systemu i z tego, że niebawem "demokratycznie" wybrana władza będzie musiała usiąść na bagnetach?
Nie ma znaczenia to, jak socjalizm wygląda w telewizji i nie ma znaczenia to, co myślą ciotki Matyldy. Zdaje się, że to Cyril Northcote Parkinson stwierdził, iż ustroje polityczne padają nie dlatego, że są złe, okrutne czy niesprawiedliwe, tylko dlatego, że bankrutują. I o to właśnie chodzi - system, którego ciotki Matyldy są admiratorami, upada. Ja się z Nickiem od lat kłócę o to, co będzie. Nicek upiera się, że system nie może zbankrutować, bo nie ma sytuacji, w której "demokratycznie" wybrana władza nie może wziąć ludzi za mordy jeszcze bardziej, w związku z czym cały ten syf, a nawet jeszcze większy, można podtrzymywać w nieskończoność. Ja z kolei twierdzę, że tak się nie da, bo, jak powiedział Talleyrand, bagnetami można zdobyć tron, ale na bagnetach nie można siedzieć. I tak się kłócimy z Nickiem o to, czy można siedzieć na tych bagnetach, czy nie można. Jakiś czas z pewnością można, w Sowieckim Sojuzie było można, w Północnej Korei do dzisiaj można... Ciekawa to jest kwestia.
W każdym razie "demokratycznie" wybrana władza z pewnością wolałaby nie siedzieć na bagnetach, ale żeby tego uniknąć musiałaby mieć, że tak powiem, jakieś osiągi i nie idzie mi o osiągi w postaci zadłużania ludzi na ponad sto miliardów w jeden rok. Ciotki Matyldy jeszcze się cieszą, jeszcze rozprawiają w telewizorach o homoseksualnych małżeństwach, o strasznym Kościele Katolickim, o pojednaniu z Rosją, o neutralności światopoglądowej państwa, o prawach człowieka itd. Długo to jednak nie potrwa - czy ktoś słyszał żeby ostatnio jakieś paraden marsze odbywały się w Atenach czy innych greckich miastach? Czy ciotki Matyldy nie widzą, co się dzieje? Ciotkom Matyldom zdaje się, że na te ponad 100 miliardów w tym roku to kto został zadłużony? Jedynie Kaczyński, Kurski i paru katolickich biskupów? Ciotki Matyldy co zrobią za chwilę - poproszą Chińczyków, Brazylijczyków czy Indusów, żeby ci grali fair play i spowolnili swój rozwój gospodarczy oraz powprowadzali sobie karty praw podstawowych i parytety na listach wyborczych? Do jakiego stopnia trzeba mieć poprzestawiane we łbach, żeby cieszyć się z bankructwa systemu i z tego, że niebawem "demokratycznie" wybrana władza będzie musiała usiąść na bagnetach?
Subskrybuj:
Posty (Atom)