W książce Łukasza Warzechy
Lech Kaczyński. Ostatni wywiad. śp. prezydent mówiąc o miłych panach z WSI przytacza takie powiedzenie mądrych Żydów, że dużą sztuką jest zrobić cud, ale większą sztuką jest sprawić, aby publiczność w ten cud uwierzyła.
U nas tej większej sztuki dokonuje PO, natomiast nie dokonuje sztuki dużej. Jestem nawet zdania, że PO dokonuje sztuki największej, bo potrafi tak zrobić, żeby publiczność wierzyła w cud, którego nie widziała.
W telewizorze występują rozmaici ludzie z PO, podobnie jak rozmaici ludzie występują w telewizji reprezentując inne partie. Generalnie te wszystkie wystąpienia to obraz nędzy i rozpaczy. No bo kto mówi przytomnie, kogo warto posłuchać? Konrada Szymańskiego, o, tego warto posłuchać. Jacka Kurskiego. Bogdana Zdrojewskiego. Czasami Eugeniusza Kłopotka. Kiedyś myślałem, że warto słuchać Jarosława Gowina, ale już dość dawno temu kapnąłem się, że wszyscy czekają na to, żeby Gowin, bardzo mądry i uczony, a do tego w dobry sposób zasadniczy, w końcu powiedział coś jak na chłopa z jajami przystało, ale Gowin nic takiego nie mówi. Kogo jeszcze z tej ekipy utrzymywanej za pieniądze podatników warto posłuchać? Macie jakieś propozycje?
Dla mnie najjaskrawszym exemplum polityka, którego, na zdrowym rozum, telewizje powinny przestać zapraszać po pierwszym jego występie, jest Andrzej Halicki. Ten człowiek prezentuje się jak jakiś nakręcony mechanizm. Oczywiście taka sama jest Julia Pitera, ale o odkrywczyni afery dorszowej ostatnio pisałem, więc pozostanę przy Halickim. Halicki siedzi sobie w studio telewizyjnym i jak go redaktor do głosu dopuści, to Halicki puszcza tę swoją taśmę niezależnie od tego, o czym jest mowa. Kiedy redaktor Halickiego do głosu nie dopuszcza, na przykład dlatego, że wypowiadają się inni, Halicki również puszcza swoją taśmę. Ta taśma jest dobra na wszystkie okazje; nie ma najmniejszego znaczenia, co kto mówi, jaki jest temat rozmowy, o co pyta dziennikarz - Halicki ma taką taśmę, która jest akuratna zawsze.
Dzisiaj widziałem występ Halickiego u Rymanowskiego. Ten program jest
tutaj. Na początku drugiej części nagrania możecie posłuchać, jak Halicki puszcza swoją taśmę wtedy, kiedy cokolwiek powiedzieć usiłuje Migalski. Później Rymanowski pyta, czy Tusk powinien pozwolić swoim urzędasom opublikować stenogramy z tego spotkania, na którym wdowa po Januszu Kochanowskim zadała Tuskowi pytanie, po usłyszeniu którego Tusk obwieścił, że to pytanie haniebne. Rzecz jasna Halicki puścił taką taśmę, że stenogramów publikować nie trzeba, bo na spotkaniu były emocje, a emocji nie trzeba podgrzewać, tylko należy je gasić. Rymanowski wtrącił przytomnie, że ktoś, albo Kochanowska, albo rzecznikujący prasowo u Tuska Graś, mówi nieprawdę, na co Halicki puścił taśmę z tym fragmentem, w którym mowa o tym, iż nikt nie ma wątpliwości, że na spotkaniu były emocje. Rymanowski, jak na profesjonalistę przystało, powstrzymał się od śmiechu i przyznał, że nikt nie przeczy temu, iż na spotkaniu były emocje, ale kwestią istotną jest to, kto mówi prawdę, na co Halicki odparł, że jak tam było na spotkaniu, to nie wiemy, w związku z czym jedyne, co możemy robić, to komentować komentarze, co przecież nie ma sensu. Wtedy Rymanowski stwierdził, że gdybyśmy mieli stenogramy, to nie musielibyśmy komentować komentarzy, a Halicki stwierdzenie Rymanowskiego skwitował w ten sposób, że puścił taśmę z tezą, iż należy wyciszyć emocje i szanować uczucia.
Halicki to jest PO w pigułce. Można nie wierzyć mojej notce, którą czytacie, ale przecież nie trzeba jej wierzyć - wystarczy posprawdzać liczby z ostatnich trzech lat, poczytać trochę książek, czasopism i tekstów w Necie oraz pooglądać występy Halickiego, a naprawdę można wyrobić sobie rzetelny obraz ekipy PO oraz Halickiego. Powtarzam - Halicki to PO w pigułce.
Józef Maria Bocheński w jednym z listów do swojego ojca [J. M. Bocheński OP. Listy do ojca. Prywatna korespondencja. Wydawnictwo SALWATOR. Kraków 2008. - książka-CUDO!!!] pisze o tym, jak to na jego wykładzie (Bocheński w rzymskim Angelicum logiki uczył) jednemu studentowi wszystko się pokiełbasiło i dowodził, że z dwóch przesłanek: "Jeśli Piotr pije, to Jakub pije" oraz "Jakub pije" wynika, że "Piotr nie pije". I dodaje Bocheński, że cała sala ryczała ze śmiechu.
Wychodzi na to, że ten student, któremu się pokiełbasiło, nie był w stanie dokonać sztuki największej i sprawić, żeby jego koledzy uwierzyli w cud. Zauważcie jednak, że tam cała sala ryczała ze śmiechu, a u nas ileś tam milionów ludzi idzie i wrzuca te kartki na Halickiego. Napisałem ileś tam milionów, bo dokładnej liczby nie znam - jak mogę znać, skoro ostatnio namnożyło się głosów nieważnych?
p.s. Jak się zbiorę, to napiszę o tym, że z tą oto słynną definicją prawdy:
veritas est adaequatio rei et intellectus, to wcale nie taka prosta sprawa. Czy podworuję sobie przy tym z ciotek Matyld? No jasne, że podworuję, o ile zbiorę się do pisania :-)))