statsy

czwartek, 29 marca 2012

Wierzenie



Cohen na początek, żeby się czytało w miłej atmosferze :-)

Tak to już jest na tym Bożym świecie, że ludzie wierzą w różne śmieszne rzeczy. W nieśmieszne rzeczy ludzie również wierzą. To wierzenie w różne śmieszne i nieśmieszne rzeczy ma swoje konsekwencje, a konsekwencje te są czasami śmieszne, a czasami nieśmieszne. Śmiesznie jest, kiedy ludzie wierzą w to, że świata nie stworzył Pan Bóg, tylko, że świat powstał ot tak, z dupy. Np. Bertrand Russell w takie coś wierzył, że świat powstał z dupy. W 1948 toku w radiu BBC debatę przeprowadzili Frederic Copleston i Bertrand Russell, no i podczas tej debaty Russell stwierdził, że wszechświat po prostu istnieje i koniec. Cóż jednak wymagać od Russella, który już jako dorosły chłop wierzył w to, że Związek Radziecki jest fajny. Jakby kto chciał posłuchać tej debaty, to jest ona tutaj.

Pomimo tego, że Paul C. Vitz na podstawie badań wykazał (Faith of the Fatherless: The Psychology of Atheism. 1999.), że ateiści to są bardzo często ludzie, którzy odczuwają gniew czy wzgardę wobec swoich ojców i ten gniew oraz tę wzgardę przenoszą na Pana Boga, wielu ludzi daje wiarę Zygmuntowi Freudowi i tej jego teorii o tworzącym religię ojcobójstwie. Skoro już jesteśmy przy Freudzie, to anegdota - oto Karl Kraus stwierdził, że psychoanaliza jest chorobą, za której terapię sama się uważa.

Nieśmiesznie jest, kiedy ludzie wierzą w takie rzeczy, jak demokracja czy to, że Donald Tusk chce i potrafi zrobić coś dobrego dla Polski. Oglądam sobie czasami w telewizji reżimowej i w telewizjach założonych przez Ojców Założycieli, jak różne autorytety rozmawiają o reformie emerytalnej Tuska. Jeszcze nie słyszałem, żeby ktoś w tych telewizjach stwierdził, że jest czymś kuriozalnym, żeby największy leser kazał ludziom zapierdalać w robocie parę lat dłużej, ale wiele innych kuriozalnych rzeczy w telewizji powiedziano. I wystawcie sobie, że są ludzie, którzy wierzą w to, że Tusk, kiedy pierdoli o tym, jak to będzie w roku 2040, wie co mówi. Coraz mniej tych ludzi, ale ciągle jeszcze są. Są ludzie, którzy wierzą w to, że dzisiejszy system emerytalny utrzyma się do roku 2040. Co myślicie o wierze w Tuska i o wierze w dzisiejszy system emerytalny? Bo po mojemu to już mniejszy wstyd, kiedy wierzy się w to, że świat powstał ot tak, z dupy.

środa, 28 marca 2012

Na płaszczyźnie

To dobrze, że nasi powiedzieli dzisiaj w Brukseli, co powiedzieli. I nic to, że, już poza Brukselą, jedni nasi mówią tak, a drudzy nasi mówią inaczej. Powiadam - to nic. Bo przecież poza naszymi są jeszcze tamci.

Ojciec Bocheński w Autoprezentacji napisał:

Gdy Hegel powiada coś fałszywie, jest to wciąż jeszcze lepsze od prawdziwych wypowiedzi Kanta.

Nie będę tłumaczyć, jak to jest możliwe, że czasami fałszywe wypowiedzi jednych są lepsze od prawdziwych wypowiedzi drugich. Casus Hegla i Kanta Bocheński wyjaśnia tak:

Bo [Hegel] niemal nieustannie porusza się na wyższej płaszczyźnie.

I o to właśnie idzie - o poruszanie się na wyższej płaszczyźnie.

wtorek, 27 marca 2012

Rain



Ten kawałek to ażurowa konstrukcja. Wiecie, ażurowa konstrukcja - niby to ładne, niby czymś wypełnione, niby coś waży, ale przecież ładne nie jest, niczym nie jest wypełnione i nic nie waży. Błędów w tym mnóstwo. Idzie jedna fraza, fajnie idzie, ale następna leci w górę. Po co w górę? Jak bym poszedł w dół i to tak, jak Israel „Iz” Kamakawiwo'ole w Somwhere Over The Rainbow. A ten zakrętas żywcem wzięty z Johna Lennona po co? Aranżacja pocieszna; fortepian nieco drewniany, po amatorsku sztukowany, a te piszczałki u góry to jak w oazowych piosenkach wykonywanych przez młode katoliczki. Wokal miły, aczkolwiek zmanierowany. W sumie - jeszcze raz to powiem - ażurowa konstrukcja.

Tak kiedyś myślałem o tej piosence. Dawno temu tak właśnie myślałem. Dacie wiarę? :-)))

poniedziałek, 26 marca 2012

Przechodzę na jasną stronę mocy

MiddleFinger powiesił tekst zatytułowany Dlaczego katolicyzm trzeba zmieść z powierzchni ziemi? Teza w tekście jest taka, że katolicyzm trzeba zmieść z powierzchni ziemi, raz na zawsze i bez żadnej litości, dlatego, że papież Benedykt XVI goszcząc w Meksyku nie spotkał się z ofiarami Marciala Maciela Degollado. Degollado to ksiądz katolicki, zmarły w 2008 roku, założyciel zgromadzenia Legioniści Chrystusa. MiddleFinger dał link to notki na Wirtualnej Polsce, w której to notce czytamy:

Ks. Maciel przez kilkadziesiąt lat wykorzystywał dzieci, również swoje własne, oraz seminarzystów. Był to największy skandal seksualny w Kościele.

To, co wp.pl nazywa największym skandalem seksualnym w Kościele, równie dobrze można nazwać zbrodnią i mnie się nazywanie zbrodnią tego, co robił Degollado, bardzo podoba. Piszę to na wypadek, gdyby jakaś ciotka Matylda zrozumiała z  mojego tekstu tyle, że ja sobie dworuję z ofiar Marciala Maciela Degollado.

Mam teraz w czytaniu książkę Jasona Berry'ego i Geralda Rennera Śluby milczenia. Nadużywanie władzy za pontyfikatu Jana Pawła II (Wydawnictwo Czarna Owca. Warszawa 2012). Książka między innymi opisuje to, co Degollado robił dzieciom i jak na to reagował Watykan, ale z 402 stron tekstu przeczytałem zaledwie 54, więc jeśli coś o książce napiszę, to dopiero wtedy, kiedy ją skończę czytać, a łatwo się tego nie czyta.

Wracam do MiddleFingera, którego zapytałem, w jaki sposób, Jego zdaniem, da się zmieść katolicyzm z powierzchni ziemi - trzeba pozabijać wszystkich katolików, czy co? MiddleFinger odpowiedział, że nie pozabijać, bo nie starczyłoby miejsca na groby. Uświadamiać.

Bardzo mi ulżyło, kiedy przeczytałem odpowiedź Middlefingera, bo ja nie lubię zabijać ludzi, nawet katolików, natomiast uwielbiam ludzi uświadamiać - po to właśnie prowadzę bloga: żeby uświadamiać ludzi. No i zaproponowałem MiddleFingerowi, żebyśmy zrobili tak, że każdy z nas napisze tekst uświadamiający katolików i powiesimy te teksty na swoich blogach. Ze swej strony obiecałem, że dołożę katolom po całości, ale MiddleFinger, jak się zdaje, mocny jest tylko w pisaniu sloganów, ale już do porządnej, takiej wiecie - pozytywistycznej roboty, to się nie nadaje i tekstu uświadamiającego katolików pisać nie chce. Ale ja chcę, i właśnie ten tekst piszę, co jest o tyle śmieszne, że kiedy to czytacie, to ja już tego tekstu nie piszę, tylko go napisałem wcześniej w stosunku do momentu, w którym tekst czytacie.

OK, dosyć tego backgroundu, przechodzimy do sedna sprawy. Długo myślałem nad tym, jak napisać tekst uświadamiający katolików, co w tym tekście powiedzieć, jak do katolików trafić. W końcu wymyśliłem, że do katolików trafić się nie da. No bo niby jak trafić do ludzi, którzy wierzą w takie x, że x jest Bogiem, którzy słuchają stacji radiowej Ojca Inwestora, którzy chodzą do kościoła, którzy rzucają na tacę pieniądze, którzy są przekonani o tym, że kiedy zabija się dziecko w łonie matki, to mamy do czynienia z zabijaniem dziecka w łonie matki? Jak trafić do takich ludzi? Do ludzi ciemnych, do ludzi niewykształconych, do ludzi z małych miejscowości, do ludzi starych. Moim zdaniem nie da się do tych ludzi trafić, dlatego postanowiłem, że trafię do ziemskiego szefa tych ludzi, czyli do Jego Świątobliwości papieża Benedykta XVI, a kiedy już do Benedykta XVI trafię, to Benedykt XVI, przemyślawszy sprawę, ogłosi katolikom urbi et orbi, że on, papież, rezygnuje z katolicyzmu i jednocześnie zaleca, aby wszyscy katolicy z katolicyzmu zrezygnowali. Nie wiem, czy uświadomienie Benedykta XVI jest możliwe, ale w kwestii uświadamiania papieża nie mogę nie zrobić wszystkiego, co jestem w stanie zrobić, bo sprawa jest poważna, a nawet arcypoważna.

Kiedy już postanowiłem, że zadziałam punktowo, że napiszę tekst uświadamiający Benedykta XVI, to znowu popadłem w takie kłopoty, że nie wiedziałem, po jakie argumenty mam sięgnąć. Ratzinger to gościu fest kumaty, a wiem to, bo poczytałem trochę jego książek i innych tekstów, więc w tej sytuacji nie mogę powołać się na Richarda Dawkinsa i jego paradne wyliczanie prawdopodobieństwa tego, na ile Bóg istnieje, a na ile nie. Nie mogę powołać się na argumenty rozmaitych idiotek, argumenty sprowadzające się do tego, że jakby Bóg istniał to w świecie nie byłoby zła. Co robić? Na kogo się powołać? Na kogoś przecież powołać się musiałem, bo co innego mógłbym zrobić - przedstawić jakąś argumentację i powiedzieć, że autorem tej argumentacji jestem ja, wyrus, autor bloga tekstowisko.blogspot.com?

Cierpiałem. Nie miałem pomysłu, nie umiałem znaleźć rybki, żadne czary nie działały, modlitwa do świętego Judy Tadeusza, patrona spraw beznadziejnych, nie pomogła. Wreszcie na balkon wyszedłem szlugę zajarać. I tam, na balkonie, szlugę jarając, a było to w piękną, aczkolwiek nie tak znowu ciepłą noc, na pomysł wpadłem, wobec czego zasadnie mogłem, niczym Archimedes, zakrzyknąć: - Znalazłem!- ale nie zakrzyknąłem, bo to się działo pół do trzeciej w nocy, a przecież sąsiedzi rano do roboty wstają i niegrzecznie byłoby ich budzić, nawet okrzykiem: - Znalazłem!

Oto, co znalazłem. John Niemeyer Findlay, Południowo-Afrykański filozof, w artykule Can God's Existence Be Disproved sformułował tzw. antydowód ontologiczny, który to antydowód udowadnia, że nie może istnieć takie x, że x jest Bogiem. Findlay argumentuje w tę stronę, że jeśli Bóg jest bytem koniecznym (a katolicy utrzymują, że jest - to moja uwaga), czyli takim, że choćby nawet Magdalena Środa w Kropce nad i u Moniki Olejnik powiedziała, że Bóg nie istnieje, to Bóg i tak musi istnieć, to zdanie Bóg istnieje musi być zdaniem analitycznym, a zatem prawdziwym na mocy znaczenia. Kłopot polega na tym, że żadne zdanie egzystencjalne nie jest zdaniem analitycznym, choćby nawet Jan Pospieszalski w swojej czwartkowej audycji (TVP INFO, godz. 22.30) powiedział, że jakieś jest. Z tego, że żadne zdanie egzystencjalne nie jest zdaniem analitycznym wynika, że pojęcie Boga rozumianego jako byt konieczny, jest sprzeczne, bo to jest pojęcie wykluczające możliwość istnienia swojego desygnatu. Mówiąc w skrócie - Findlay twierdził, że Bóg pojmowany jako byt konieczny nie może istnieć.

Co Benedykt XVI może uczynić po takim dictum? Rzecz jasna nie mogę mieć pewności, ale mam nadzieję, nadzieję na to, że papież zrozumie jak się rzeczy mają, po czym zrezygnuje z katolicyzmu i namówi katolików, aby poszli w jego ślady. Mam nadzieję, że właśnie tak się stanie, tylko nie wiem kiedy - czy w kwietniu katolicy będą jeszcze raz, ostatni raz, świętować Wielkanoc, czy może ostatnia w historii ludzkości Wielkanoc była obchodzona przez katolików rok temu?

*****

DOPISEK

Podlinkowanego przeze mnie tekstu MiddleFingera już nie ma w salonie24. Albo Autor sam usunął tekst, albo go usunęli Admini. Ale zabawa :-)

piątek, 23 marca 2012

Krzywa modlitwa

Smutno mi od kiedy poczytałem o tym ś.p. Gosiewskim. Co ci Azjaci mu zrobili.

Wywiad Piaseckiego z mecenasem Rogalskim do przeczytania i do posłuchania tutaj.

A ci nasi Azjaci? Nie tylko ci, którzy "rządzą", ale miliony tych, którym te azjatyckie standardy pasują. No przecież nie będę pisał szczegółowo o tych wszystkich Katarczykach, Chińczykach, cmentarnych spotkaniach, potajemnym podpisywaniu w "Europie" rozmaitych zobowiązań, rozpierdolonych drogach... Kurwa mać, jeszcze trzeba, żeby ludziom zakazali mieszkać w czymkolwiek innym, niż bungalowy, bo jak wszyscy będą mieszkać w bungalowach to się psiarnia pewnie i tak będzie mylić przy adresach, ale im się przynajmniej piętra nie popierdolą.

Pamiętacie, że jakaś szwedzka ministerka coś se tam kiedyś kupiła płacąc służbową kartą i jak sprawa wyszła na jaw, to kobita raz dwa wyleciała z roboty? A w książce  Tilmanna Bünza Kraina zimnolubów przeczytałem, że w roku 2006 już tydzień po wyborach ministerka od handlu wyleciała za to, że nie zgłosiła jakichś tam dochodów z akcji, a ministerka od kultury straciła robotę za to, że chwaliła się, iż od szesnastu lat nie płaci abonamentu radiowego. Jedna nie zgłosiła dochodów z akcji, a druga nie płaciła abonamentu - no w pale się nie mieści!

Tutaj powiesiłem wystąpienie Zybertowicza i Zybertowicz tam mówi, że korupcja jest wszędzie, tyle, że wszędzie inaczej wygląda, bo standardy są różne. U Niemców przetarg na budowę mostu wygrywa ten, kto da najwięcej kasy tym, co trzeba, po czym most jest rzetelnie zbudowany i to w terminie. W Polsce wygrywa przetarg ten, kto da najwięcej kasy tym, co trzeba, po czym most jest zjebany i oddany po terminie. U Ruskich przetarg wygrywa ten, kto da najwięcej kasy tym, co trzeba, po czym most w ogóle nie powstaje. Idzie o to, powiada Zybertowicz, że albo możemy dążyć do standardów niemieckich, albo do Ruskich, a to jest istotna różnica. To, co powiedział Zybertowicz, można sobie przenieść na wszystkie inne obszary, nie robiąc odniesienia tylko do korupcji.

Modliłem się dzisiaj za tego Gosiewskiego i Jego Bliskich, ale krzywa to była modlitwa. No bo czy może być prostą modlitwa człowieka wkurwionego?

czwartek, 22 marca 2012

Trzeba

W szachach jest tak, że aby osiągać sukcesy i kosić szmal, nie wystarczy nauczyć się zasad gry, mieć 190 IQ i zapisywać się na turnieje. Szachy są za duże na to, żeby pozwolić jakiemuś cwaniakowi na robienie dobrych wyników ot, tak, z dupy, tylko dlatego, że cwaniak nauczył się reguł. Szachy wymagają studiowania, ustawicznego badania. Teoria szachowych debiutów jest bardzo szeroka i głęboka - niektóre otwarcia zostały rozpracowane do trzydziestego posunięcia, w efekcie czego pewnych debiutów na poziomie arcymistrzowskim już się nie gra.

Najsławniejszą publikacją zawierającą teorię debiutów jest jugolska encyklopedia. Zobaczcie jak ta encyklopedia wygląda od środka - to jest fotka mojego egzemplarza wydanego w Belgradzie w roku 1987:



Tom, którego dwie karty sfotografowałem, liczy sobie 489 stron zapisanych takim maczkiem, jak na zdjęciu. To jest tom drugi, traktujący o debiutach oznaczanych literą D, a takich tomów jest pięć, bo debiuty oznaczane są literami od A do E.

Poniżej macie przykłady dość prostych :-) analiz konkretnych partii:


fotka stąd

fotka stąd

OK, czy ktokolwiek z ludzi zna tę całą teorię? Rzecz jasna nie, bo nie da się znać wszystkiego. Jak sobie zatem, w tej przykrej sytuacji, radzą szachiści? Ano tak, że dobierają sobie swój repertuar debiutowy i grają tylko to, na czym się dobrze znają. A co, jak jakiś szachista nie zna, powiedzmy, partii szkockiej, a jego przeciwnik chciałby tę partię zagrać? Rozwiązanie jest bardzo proste: ktoś, kto nie zna szkockiej, nie zaczyna białymi od 1.e4, a jeśli gra czarnymi to unika grania: 1.e4 e5 2.Sf3 Sc6 itd. To jest tak, jak ze śpiewakami - nie porywają się na śpiewanie w tonacjach, w których nie dają sobie rady.

W kwietniu w meczu o mistrzostwo świata Viswanathan Anand będzie bronić tytułu, a challengerem jest Borys Gelfand. Obydwaj ci szachiści mają swój sztab analityków, którzy przygotowują teorię na mecz. W sztabie Ananda jest Radosław Wojtaszek, gracz o najwyższym rankingu w Polsce. Radek pracował z Vishim podczas mistrzowskich meczów Ananda z Kramnikiem i Topałowem; pracował efektywnie, bo Anand obydwa te mecze wygrał :-) Kiedy już trwa mecz o tytuł, to wiecie kiedy ci analitycy, w tym nasz Radek, śpią? Ano tylko wtedy, kiedy Anand przez parę godzin gra. Jak partia się skończy, to asystenci zabierają się do jej analizy, a później przygotowują Vishiego do kolejnej rozgrywki. Jedyny czas, kiedy nie są w stanie pomóc Anandowi to ten, kiedy Anand gra, no więc wtedy i tylko wtedy śpią :-)


Wojtaszek pierwszy z prawej, Anand na górze w niebieskiej koszuli. Fotka stąd


Wojtaszek pierwszy z prawej, trochę zasłonięty kieliszkiem, Anand pierwszy z lewej. Fotka stąd

Chyba nie chcecie wiedzieć, jaką robotę muszą wykonać szachiści po to, żeby podczas partii nie dać się zjeść na polu teorii; sama wiedza o tym, co ci goście muszą zrobić, okrutnie męczy :-) Owszem, teoria to nie wszystko, bo w grze środkowej jest miejsce dla cudownej twórczości, ale teoria to podstawa. Żeby dobrze grać, trzeba rzeźbić teorię, no trzeba i już, bo nie osiągniesz wyników, kiedy nie zrobisz wszystkiego, co należało i co mogłeś zrobić. Podkreślam - wszystkiego.

Powyższe napisałem po to, żeby wytłumaczyć idiotom, dlaczego trzeba było, a w związku z tym, że tego nie zrobiono,  ciągle trzeba, otworzyć wszystkie trumny ofiar smoleńskich i zbadać wszystkie ciała. Trzeba.

Wrócę jeszcze do szachów, gdyby ktoś  nie zrozumiał. Czy każdy szachista musi tak ciężko pracować i zrobić wszystko, co można, żeby opanować teorię? Oczywiście nie każdy; przecież nie będzie rzetelnie pracować ten, który dobrych wyników osiągnąć NIE CHCE.

poniedziałek, 19 marca 2012

Z Wirtualnej Polski

Wirtualna Polska daje taki oto tytuł (zakreślony na czerwono - kliknijcie w obrazek, to on się powiększy):



po czym w materiale pisze:

W ubiegłym roku liczba osób zwracających się o pomoc do portugalskiej Caritas wzrosła aż o 91% - wynika z danych tej kościelnej instytucji charytatywnej. Codziennie po wsparcie zgłasza się ponad 250 osób, w tym nawet adwokaci i architekci.

Jak wskazują przedstawiciele Caritas, od kilku miesięcy wyraźnie rośnie liczba potrzebujących z grup zawodowych, które dotychczas uważane były za dobrze sytuowane. - Odnotowaliśmy gwałtowne zwiększenie się liczby ubogich wśród adwokatów, architektów, nauczycieli, przedszkolanek, a nawet doradców finansowych - poinformowała Daniela Guimaraes z portugalskiej Caritas
.

Moim zdaniem Wirtualna Polska powinna doprecyzować w tytule, że w podane w materiale fakty trudno jest uwierzyć ciotkom Matyldom i tylko ciotkom Matyldom.

W kontekście tego, co pisze wp.pl fajnie wygląda Tusk, który klechom wojnę wypowiedział :-)) I druga rzecz - oni tam, w tym episkopacie, mają pewnie niezły ubaw z Tuska :-)) Już widzę, jak Głódź, Pieronek i Gocłowski wysyłają siostry zakonne do supermarketów po zapas konserw :-))))


***

Również z wp.pl:

69% ankietowanych źle ocenia pracę rządu, dobrze - 26%; 62% ma złe zdanie o działaniach premiera, dobrze ocenia je 32% - wynika z sondażu TNS OBOP.

To już są fajne jaja, ale jeszcze fajniejsze będą wtedy, kiedy naszym kawałkiem kuli ziemskiej będzie zawiadywać "rząd" źle oceniany przez, dajmy na to, 98% ludków; rząd, na czele którego będzie stać Tusk źle oceniany przez, powiedzmy, 96,6% tzw. ludu :-)))

sobota, 17 marca 2012

Nauka vs religia

W 1978 roku na zjeździe Amerykańskiego Stowarzyszenia Rozwoju nauki jeden gościu z Międzynarodowego Komitetu Przeciw Rasizmowi krzyknął: - Bredzi pan, panie Wilson!, po czym wylał dzban wody na łeb Edwardowi O. Wilsonowi. Edward O. Wilson to wielki ekspert od socjobiologii, a przy tym największy na świecie spec od mrówek; bardzo dużo wie też o pozostałych zwierzętach społecznych.

Richard Dawkins najwięcej w swoim życiu kłócił się nie z Panem Bogiem, biskupami czy pozostałymi teistami, ale ze Stephenem Jay Gouldem, dopóki Gould żył rzecz jasna. I Dawkins i Gould to ikony ewolucjonizmu, ale ci dwaj mężowie byli w nieustannym sporze. Na przykład Dawkins teorie Goulda dotyczące punktualizmu nazwał niczym ważnym, li tylko interesującą zmarszczką na teorii neodarwinowskiej.

Ciągle nie wiadomo, jak to jest z ludzką świadomością. Co prawda gdzieś tak w połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku Marvin Minsky, jeden z twórców teorii sztucznej inteligencji, w rozmowie z Johnem Horganem stwierdził, że świadomość jest zagadnieniem trywialnym, które on, Minsky, dawno już rozwiązał (no przecież świadomość to nic innego niż rodzaj pamięci krótkotrwałej, taki system niskiego szczebla dla tworzenia zapisów!) i nijak nie może zrozumieć, że ludzie jego, Minsky'ego w tej sprawie nie słuchają, to jednak ciągle nie bardzo wiadomo jak z tą świadomością naprawdę jest.

Kartezjusz ustalił, że ośrodek świadomości znajduje się w szyszynce, z której po torach nerwowych rozchodzą się wszelkie siły życiowe. Dzisiaj naukowcy za bardzo Kartezjuszowi w tej kwestii nie wierzą i kombinują nowe teorie. Generalnie jest tak, że jedni preferują badawczą strategię obiektywistyczną, czyli trzecioosobową, a inni subiektywistyczną, czyli pierwszoosobową. Pośród tych pierwszych jedni szukają tzw. neuronalnych korelatów świadomości, czyli chcą ustalić, które to obszary mózgu odpowiadają za świadomość i jak ten cały neuronalny proces powstawania świadomości wygląda, a drudzy idą w kierunku tzw. obliczeniowych korelatów świadomości chcąc objaśnić świadomość za pomocą wyróżnienia określonych typów procesów obliczeniowych. Koncepcje obiektywistyczne szukające materialnego substratu świadomości są bardzo ciekawe. Oto Francis Crick i Christof Koch utrzymują, że neuronalny korelat świadomości jest w sposób istotny powiązany z oscylacjami aktywności neuronów w korze mózgowej o częstotliwości 40 Hz. Gerald Edelman celuje w pętle zwrotne w systemie wzgórzowo-korowym, Rodolfo Riascos Llinas obstaje przy rytmicznej aktywności w systemie wzgórzowo-korowym o częstotliwości 40 Hz, Rodney Michael John Cotterill przy systemie przedniej części zakrętu obręczy, a już Hans Flohr kapitalnie szarżuje forsując zespoły neuronów związanych z receptorami NMDA.

Wesoło i kolorowo jest także na polu strategii obiektywistycznej opierającej się na obliczeniowych korelatach świadomości. Tutaj mamy koncepcje, które wiążą obliczeniowy korelat świadomości z reprezentacyjną treścią zmagazynowaną w pamięci krótkotrwałej, z globalną przestrzenią roboczą, z systemem świadomościowo-przytomnościowym, z reprezentacją wyższego rzędu, czy z koneksjonistyczną teorią świadomości fenomenalnej.

Wróćmy do Minsky'ego, bo wystawcie sobie, że ten wielki uczony, Rogera Penrose'a, tego samego, który ze Stephenem Hawkingiem kłócił się o czarne dziury i nawet zakład zrobili (jak ktoś potwierdzi, że czarne dziury istnieją, to Penrose miał opłacić Hawkingowi roczną prenumeratę National Geographic, a jak się okaże, że czarnych dziur nie ma, Hawking miał opłacać Penrose'owi roczną prenumeratę Pentouse'a), w ramach dyskusji o świadomości nazwał tchórzem, który nie umie zaakceptować swojej fizyczności, a znowu hipotezę Edelmana o tych pętlach ponownego sprzężenia wyśmiał, bo ją uważa za najzwyklejszą w świecie odgrzewaną teorię sprzężenia zwrotnego.

Skoro już piszę tak drastyczny tekst, to jeszcze i to dopiszę, że niektórzy ludzie z branży podejrzewają, iż Penrose - ach, trudno w to uwierzyć! - to zwykły witalista jest, który po cichu, bo przecież nie głośno, wierzy w to, że do rozwiązania tajemnicy umysłu nie trzeba żadnego podłoża naukowego.

Dobra, teraz wyjawię, po co to wszystko napisałem. Otóż to wszystko napisałem po to, żebyście, jak już zaczniecie jakąś gadułę w Necie na popularny temat : nauka vs religia, mieli świadomość tego, że nauka jest w porządku, a religia jest do dupy, bo przecież musi być do dupy coś takiego, że jedni myślą, że Bóg jest taki, inni, że owaki, a następni, że jeszcze inny.

Rżnąłem z, czyli bibliografia:

1. Józef Bremer. Wprowadzenie do filozofii umysłu. Wydawnictwo WAM. Kraków 2010.
2. Steve Fuller. Nauka vs religia? Zysk i S-ka. Poznań 2009.
3. Wioletta Dziarnowska. Subiektywna natura świadomości. O funkcjach qualiów. w: Funkcje umysłu. Poznańskie Studia z Filozofii Humanistyki 8 (21). Red. M. Urbański, P. Przybysz. Zysk i S-ka. Poznań 2009.
4. John Horgan. Koniec nauki, czyli o ograniczeniach wiedzy u schyłku ery nowożytnej. Prószyński i S-ka. Warszawa 1999.

piątek, 16 marca 2012

Ekipa na dzisiejsze czasy. Co nie jest trywialne.

Tutaj możecie obejrzeć audycję Pospieszalskiego na temat książki Pawła Zyzaka Lech Wałęsa. Idea i historia. W pierwszej części programu gościem jest Zyzak, a w drugiej części występują Wojciech Mazowiecki, Andrzej Friszke, Michał Karnowski oraz Andrzej Nowak. Wszyscy ci czterej mężowie dyskutują o książce Zyzaka, aczkolwiek, jeśli wierzyć deklaracjom mężów, książkę przeczytał tylko jeden z nich - Andrzej Nowak. To jest dopiero standard :-))

Zostajemy przy książce Zyzaka, o której Robert Mazurek gadał z Jackiem Żakowskim, a wywiad opublikowała Rzepa z 9 kwietnia 2011. Podaję fragment za książką Zyzaka Gorszy niż faszysta:

Robert Mazurek: - Książka Zyzaka była brutalna?
Jacek Żakowski: - Była.
RM: - Obawiam się, że pan jej nie czytał.
JŻ: - Nie całą. Istotą sporu w tej sprawie była rola IPN, bo gdyby to było całkiem prywatne przedsięwzięcie, a nie organizowane i sponsorowane przez państwo...
RM: - Ależ było!
JŻ: - I Zyzak nie pracował w IPN?
RM: - Kiedy książkę pisał i wydawał – nie. Potem przez kilka miesięcy, zdaje się, że pakował w IPN książki.
JŻ: - I może jego opiekunem i promotorem nie był profesor z IPN?
RM: - Nie był. Andrzej Nowak nie pracował w IPN.

Wychodzi na to, że Żakowski:

a) książki nie przeczytał
b) nie wie, że książki nie sponsorowało państwo, bo wydało ją wydawnictwo prywatne
c) nie wie, że Zyzak, kiedy książkę pisał, nie pracował w IPN-ie
d) nie wie, że w IPN-ie nie pracował profesor Andrzej Nowak.

Jak już Mazurek to wszystko Żakowskiemu uświadomił, to Żakowski mówi:

- No dobrze, i zaraz mi pan wytłumaczy, że to wszystko nie miało nic wspólnego z IPN i z nagonką na Wałęsę, którą prowadzili Kaczyńscy. Ja w to nie wierzę.

Kapitalny facet, ten Żakowski. Kiedyś obejrzałem kilka odcinków takiej audycji, która polegała na tym, że ksiądz Józef Tischner opowiadał te swoje banialuki o katechizmie Kościoła Katolickiego, a Żakowski Tischnera słuchał jak świnia grzmotu - jak chcecie, to sobie to zobaczcie - cykl nazywa się Tischner czyta katechizm; luknijcie np. tutaj.

A znowu Seweryn Blumsztajn z kumplami zakłada Towarzystwo Dziennikarskie, a w tym towarzystwie znajdą się, wedle Blumsztajna, ludki z wyższej półki, m.in. Mazowiecki i Żakowski. Sam Blumsztajn ostatnio zadał szyku w ten sposób, że na manifie babskiej wystąpił z takim oto transparentem:


Wielu ludzi stwierdziło (w mowie i w piśmie), że napis, który niesie Blumsztajn głosi treści trywialne, bo przecież żaden mężczyzna nie rodzi, więc po cholerę to ogłaszać. Ja się z tymi opiniami nie zgadzam, albowiem i taka jest okoliczność w przyrodzie, że przecież nie każdy mężczyzna pierdoli, a zatem stwierdzenie, że któryś mężczyzna pierdoli nie jest znowu takie trywialne.

niedziela, 11 marca 2012

Zybertowicz



Wieszam ten filmik w nawiązaniu do poprzedniej notki, a zwłaszcza w nawiązaniu do mini-gaduły, którą sobie ucięliśmy z djansem. Wieszam, bo moim zdaniem poza czytaniem Staniszkis, która pisze o epistemologii porządku, o przestarzałym tomistycznym realizmie i innych takich, trzeba słuchać niby przaśnej, zwyczajnej mowy Zybertowicza. Jak ktoś nie da rady słuchać oraz czytać i Staniszkis i Zybertowicza, to niech zrezygnuje ze Staniszkis :-))

Zbudujemy!

Nicek jest prawicowiec i uważa, że z pojebanymi lewakami nie ma co gadać, bo to i tak żadnego dobrego skutku nie przynosi. Ja się z Nickiem zgadzam. Jednocześnie Nicek wiesza u siebie teksty coryllusa. Z coryllusem przeprowadziłem dialog tutaj. Dialog zakończył się tak, jak pokazuje obrazek:



Kliknijcie w obrazek, to on się powiększy.

Każdy może sobie wejść do coryllusa i poczytać, co napisałem ja, i co napisał coryllus. Nikt jednak nie może zaprzeczyć, że fakt jest taki, iż coryllus mnie zbanował. Napisał odpowiedź na mój komentarz i nie dał mi szansy na napisanie mojej odpowiedzi, tylko mnie zbanował. Nie powiadomił mnie, że mnie banuje, tylko po prostu mnie zbanował.

Rozważam hipotezę taką, że coryllus napisał tekst, pod którym mnie zbanował, po to, żeby zrobić ludziom wodę z mózgu i wmówić im, że kultura wysoka nie istnieje, w związku z czym teksty coryllusa są tak samo (albo i bardziej) ważne, jak teksty Szekspira, św. Pawła Apostoła, Marka Aureliusza, Chaucera, Poe'go... A po co coryllusowi wmówić ludziom, że Jego, coryllusa teksty, są tak samo (albo i bardziej) ważne, jak teksty Szekspira, św. Pawła Apostoła, Marka Aureliusza, Chaucera, Poe'go? Ano po to, żeby ludzie kupowali corrylusowe książki, które to książki coryllus stręczy ludziom na salonie24 i u Nicka. Może jeszcze gdzie indziej stręczy, ale tego nie wiem.

Po chuju fest silne środowisko prawicowe zbudujemy, jak będziemy forować żywiołki, które nie są w stanie ustać w gadule prowadzonej na poziomie dostępnym średnio rozgarniętym licealistom. 

wtorek, 6 marca 2012

Za Tęczowym Mostem

Wiadomo, że człowiek jak umrze, to idzie albo do Nieba, albo do Czyśćca, albo do Piekła, a w ostatecznym rozrachunku albo do Nieba albo do Piekła. Zwierzę jak umrze to idzie za Tęczowy Most.

Niebo i to, co jest za Tęczowym Mostem, to jest jedno i to samo. No dobrze, a czy mrówki też idą za Tęczowy Most, czyli do Nieba? A skorpiony? Co ze skorpionami? Czy skorpiony idą za Tęczowy Most?

Nie wiem, jak to jest z mrówkami i skorpionami, bo mrówki i skorpiony nikogo z ludzi nie interesują, więc ludzie nie zajmują się mrówkami i skorpionami w kontekście eschatologicznym i na ten temat książek nie piszą. Moim zdaniem mrówki i skorpiony idą za Tęczowy Most, ale to jest opinia laika i nie trzeba się do niej przywiązywać.

Ojciec Bocheński powiedział był w jakimś wywiadzie, że jeśli jest jakaś dusza w człowieku, to trochę podobnej duszy jest i w piesku, i w delfinie.  Zgadzam się z ojcem Bocheńskim, ale ja w tej kwestii jestem amator, a zatem mojej zgody nie trzeba podzielać.

Eric Lionel Mascall, anglikański duchowny i teolog, w książce The Christian Universe napisał, że błędnym jest mniemanie, że Jezus Chrystus ma olbrzymie znaczenie dla istot ludzkich, lecz jest zupełnie bez znaczenia dla reszty stworzenia.

Mascall nie napisał sobie tego ot, tak, z dupy. W końcu w Pawłowym Liście do Rzymian czytamy:

Sądzę wreszcie, że cierpienia obecnego czasu są nie do porównania z chwałą, jaka ma nas opromienić. Całe bowiem stworzenie z wielką tęsknotą wyczekuje objawienia się synów Boga. Bo całe stworzenie podlega marności – nie z własnej woli, lecz z woli tego, który to sprawił. Ma ono jednak nadzieję, że doczeka się uwolnienia z niewoli powodującej zagładę i otrzyma wolność, która darzy chwałą, jaką cieszą się dzieci Boga. Wszak wiemy, że całe stworzenie cierpi straszne udręki aż do tej pory. (Rz 8,18-22)

Tu jest gwóźdź programu: całe stworzenie. Komentatorzy Biblii Poznańskiej, zaopatrzonej w kapitalne przypisy, słowa Pawła skomentowali tak: Cierpienie nie dorównuje wielkości chwały, jaka stanie się udziałem nie tylko chrześcijan, lecz także całego stworzenia. Moim zdaniem takie podejście, które reprezentuje św. Paweł, ma swoje określone konsekwencje i są to bardzo realne konsekwencje, które mało kto pojmuje; to jednak temat na osobny tekst. W wielkim skrócie i chyba trochę obok głównego problemu, ale to nic: może być tak, że człowiekowi nawkładają do głowy pełno tez czy dogmatów i później człowiek, po prostu żyjąc, męczy się, bo nijak mu nic nie pasuje. Ale może i tak być, że człowiek żyjąc, obserwując świat, dochodzi do wniosku, że ktoś już wcześniej opisał rzeczywistość tak, jak człowiekowi wydaje się, że ona wygląda. Mówiąc inaczej – niektórzy grający w szachy będą kombinować całą teorię samemu, od początku i prawie wszyscy niczego w szachach nie osiągną, ale znowu inni w pokorze sięgną do jugolskiej encyklopedii debiutów i do analiz zrobionych przez koryfeuszy królewskiej gry.

Jeszcze przy okazji powiem, że jedno zdanie z cytowanego Pawłowego fragmentu streszcza całą teodyceę, taką, że już innej nie potrzeba, mnie w każdym razie nie potrzeba, ale to także temat na osobny tekst.

***

Wracałem ze sklepu. Idę sobie, idę, patrzę, a tu na ulicy, prawie w centrum miasta, kotek leży. Drgawki miał, widać przed chwilą auto go przejechało. Zabrałem zwierzaka na chodnik, raz dwa do kompetentnej dziewuchy ze schroniska zadzwoniłem po poradę, co robić. Ale kotek żył może jeszcze tylko minutę; drgnął na tym chodniku jeszcze kilka razy i poszedł za Tęczowy Most. Pięknie wyglądał kiedy tak leżał i kiedy był już bardzo spokojny; martwiłem się tylko, po głupiemu, że mu zimno.

Kompetentna dziewucha podała mi numer kierowcy ze schroniska, zadzwoniłem i powiedziałem, gdzie zostawiam kotka. Facet zapewnił, że w pół godziny przyjedzie i zabierze zwierzaka. Kotka owinąłem reklamówką i ułożyłem przy ogrodzeniu okalającym ogród takiej kamienicy, co to migiem można by z niej zrobić piękną willę.

A niedaleko chłopak, może dziesięcioletni, na spacerze z dwoma małymi pieskami był. Widział, że się kotkiem zajmuję, ale odszedł trochę dalej, pod dom. Podszedłem do niego w nadziei, że dowiem się, czyj to kot, ale chłopak nie wiedział, natomiast zapytał, czy przynieść coś do ogrzania kotka, może koc. Ja na to, że kociak umarł. Chłopak zapłakał, bardzo cichutko, pociekło mu parę łez.

Jest taka teoria, że kiedyś spotkam tego kociaka, który umierał, kiedy głaskałem go po główce. Czy ta teoria trzyma się kupy? A niby dlaczego nie? Tak czy siak, jak napisał Platon w Fedonie, ryzyko bardzo piękne i trzeba sobie samemu takie słowa wiecznie niby do snu śpiewać.

piątek, 2 marca 2012

Czy się trzyma

Peter Ackroyd napisał książkę London. The Biography. U nas w roku 2011 książkę wydało wydawnictwo Zysk i S-ka pod tytułem Londoyn. Biografia :-) Tom liczy sobie prawie 800 stron. To jest jedna z tych książek, po którą sięgam od czasu do czasu i zawsze będę sięgał. Takich książek na zawsze mam mnóstwo. Książką na zawsze jest też Psychologia religii [The Psychology of Religion. Classic and Contemporary] Davida M. Wulffa (WSiP 1999). No i ten Wulff w Zakończeniu pisze tak:

Zastanawiając się nad materiałami, które omawialiśmy w rozdziałach tej książki, dochodzimy do nieuniknionego wniosku: religia to od początku do końca sprawa ludzka. Nie znaczy to, że transcendentne odniesienia religii są nierealne, jednak sąd taki nie należy do psychologii.

Czy to, co napisał Wulff, Waszym zdaniem trzyma się kupy?