MiddleFinger powiesił tekst zatytułowany
Dlaczego katolicyzm trzeba zmieść z powierzchni ziemi? Teza w tekście jest taka, że katolicyzm trzeba zmieść z powierzchni ziemi, raz na zawsze i bez żadnej litości, dlatego, że papież Benedykt XVI goszcząc w Meksyku nie spotkał się z ofiarami Marciala Maciela Degollado. Degollado to ksiądz katolicki, zmarły w 2008 roku, założyciel zgromadzenia Legioniści Chrystusa. MiddleFinger dał link to
notki na Wirtualnej Polsce, w której to notce czytamy:
Ks. Maciel przez kilkadziesiąt lat wykorzystywał dzieci, również swoje własne, oraz seminarzystów. Był to największy skandal seksualny w Kościele.
To, co wp.pl nazywa największym skandalem seksualnym w Kościele, równie dobrze można nazwać zbrodnią i mnie się nazywanie zbrodnią tego, co robił Degollado, bardzo podoba. Piszę to na wypadek, gdyby jakaś ciotka Matylda zrozumiała z mojego tekstu tyle, że ja sobie dworuję z ofiar Marciala Maciela Degollado.
Mam teraz w czytaniu książkę Jasona Berry'ego i Geralda Rennera
Śluby milczenia. Nadużywanie władzy za pontyfikatu Jana Pawła II (Wydawnictwo Czarna Owca. Warszawa 2012). Książka między innymi opisuje to, co Degollado robił dzieciom i jak na to reagował Watykan, ale z 402 stron tekstu przeczytałem zaledwie 54, więc jeśli coś o książce napiszę, to dopiero wtedy, kiedy ją skończę czytać, a łatwo się tego nie czyta.
Wracam do MiddleFingera, którego zapytałem, w jaki sposób, Jego zdaniem, da się zmieść katolicyzm z powierzchni ziemi - trzeba pozabijać wszystkich katolików, czy co? MiddleFinger odpowiedział, że nie pozabijać, bo
nie starczyłoby miejsca na groby. Uświadamiać.
Bardzo mi ulżyło, kiedy przeczytałem odpowiedź Middlefingera, bo ja nie lubię zabijać ludzi, nawet katolików, natomiast uwielbiam ludzi uświadamiać - po to właśnie prowadzę bloga: żeby uświadamiać ludzi. No i zaproponowałem MiddleFingerowi, żebyśmy zrobili tak, że każdy z nas napisze tekst uświadamiający katolików i powiesimy te teksty na swoich blogach. Ze swej strony obiecałem, że dołożę katolom po całości, ale MiddleFinger, jak się zdaje, mocny jest tylko w pisaniu sloganów, ale już do porządnej, takiej wiecie - pozytywistycznej roboty, to się nie nadaje i tekstu uświadamiającego katolików pisać nie chce. Ale ja chcę, i właśnie ten tekst piszę, co jest o tyle śmieszne, że kiedy to czytacie, to ja już tego tekstu nie piszę, tylko go napisałem wcześniej w stosunku do momentu, w którym tekst czytacie.
OK, dosyć tego backgroundu, przechodzimy do sedna sprawy. Długo myślałem nad tym, jak napisać tekst uświadamiający katolików, co w tym tekście powiedzieć, jak do katolików trafić. W końcu wymyśliłem, że do katolików trafić się nie da. No bo niby jak trafić do ludzi, którzy wierzą w takie x, że x jest Bogiem, którzy słuchają stacji radiowej Ojca Inwestora, którzy chodzą do kościoła, którzy rzucają na tacę pieniądze, którzy są przekonani o tym, że kiedy zabija się dziecko w łonie matki, to mamy do czynienia z zabijaniem dziecka w łonie matki? Jak trafić do takich ludzi? Do ludzi ciemnych, do ludzi niewykształconych, do ludzi z małych miejscowości, do ludzi starych. Moim zdaniem nie da się do tych ludzi trafić, dlatego postanowiłem, że trafię do ziemskiego szefa tych ludzi, czyli do Jego Świątobliwości papieża Benedykta XVI, a kiedy już do Benedykta XVI trafię, to Benedykt XVI, przemyślawszy sprawę, ogłosi katolikom urbi et orbi, że on, papież, rezygnuje z katolicyzmu i jednocześnie zaleca, aby wszyscy katolicy z katolicyzmu zrezygnowali. Nie wiem, czy uświadomienie Benedykta XVI jest możliwe, ale w kwestii uświadamiania papieża nie mogę nie zrobić wszystkiego, co jestem w stanie zrobić, bo sprawa jest poważna, a nawet arcypoważna.
Kiedy już postanowiłem, że zadziałam punktowo, że napiszę tekst uświadamiający Benedykta XVI, to znowu popadłem w takie kłopoty, że nie wiedziałem, po jakie argumenty mam sięgnąć. Ratzinger to gościu fest kumaty, a wiem to, bo poczytałem trochę jego książek i innych tekstów, więc w tej sytuacji nie mogę powołać się na Richarda Dawkinsa i jego paradne wyliczanie prawdopodobieństwa tego, na ile Bóg istnieje, a na ile nie. Nie mogę powołać się na argumenty rozmaitych idiotek, argumenty sprowadzające się do tego, że jakby Bóg istniał to w świecie nie byłoby zła. Co robić? Na kogo się powołać? Na kogoś przecież powołać się musiałem, bo co innego mógłbym zrobić - przedstawić jakąś argumentację i powiedzieć, że autorem tej argumentacji jestem ja, wyrus, autor bloga tekstowisko.blogspot.com?
Cierpiałem. Nie miałem pomysłu, nie umiałem znaleźć rybki, żadne czary nie działały, modlitwa do świętego Judy Tadeusza, patrona spraw beznadziejnych, nie pomogła. Wreszcie na balkon wyszedłem szlugę zajarać. I tam, na balkonie, szlugę jarając, a było to w piękną, aczkolwiek nie tak znowu ciepłą noc, na pomysł wpadłem, wobec czego zasadnie mogłem, niczym Archimedes, zakrzyknąć: -
Znalazłem!- ale nie zakrzyknąłem, bo to się działo pół do trzeciej w nocy, a przecież sąsiedzi rano do roboty wstają i niegrzecznie byłoby ich budzić, nawet okrzykiem: -
Znalazłem!
Oto, co znalazłem. John Niemeyer Findlay, Południowo-Afrykański filozof, w artykule
Can God's Existence Be Disproved sformułował tzw. antydowód ontologiczny, który to antydowód udowadnia, że nie może istnieć takie x, że x jest Bogiem. Findlay argumentuje w tę stronę, że jeśli Bóg jest bytem koniecznym (a katolicy utrzymują, że jest - to moja uwaga), czyli takim, że choćby nawet Magdalena Środa w
Kropce nad i u Moniki Olejnik powiedziała, że Bóg nie istnieje, to Bóg i tak musi istnieć, to zdanie
Bóg istnieje musi być zdaniem analitycznym, a zatem prawdziwym na mocy znaczenia. Kłopot polega na tym, że żadne zdanie egzystencjalne nie jest zdaniem analitycznym, choćby nawet Jan Pospieszalski w swojej czwartkowej audycji (TVP INFO, godz. 22.30) powiedział, że jakieś jest. Z tego, że żadne zdanie egzystencjalne nie jest zdaniem analitycznym wynika, że pojęcie Boga rozumianego jako byt konieczny, jest sprzeczne, bo to jest pojęcie wykluczające możliwość istnienia swojego desygnatu. Mówiąc w skrócie - Findlay twierdził, że Bóg pojmowany jako byt konieczny nie może istnieć.
Co Benedykt XVI może uczynić po takim dictum? Rzecz jasna nie mogę mieć pewności, ale mam nadzieję, nadzieję na to, że papież zrozumie jak się rzeczy mają, po czym zrezygnuje z katolicyzmu i namówi katolików, aby poszli w jego ślady. Mam nadzieję, że właśnie tak się stanie, tylko nie wiem kiedy - czy w kwietniu katolicy będą jeszcze raz, ostatni raz, świętować Wielkanoc, czy może ostatnia w historii ludzkości Wielkanoc była obchodzona przez katolików rok temu?
*****
DOPISEK
Podlinkowanego przeze mnie tekstu MiddleFingera już nie ma w salonie24. Albo Autor sam usunął tekst, albo go usunęli Admini. Ale zabawa :-)