statsy

poniedziałek, 31 marca 2008

Gaduła pobożnych z niedowiarkami

U Nicponia kolejna gaduła o tym, czy lepiej wierzyć czy nie wierzyć w Pana Boga. Pełno jest takich dyskusji w necie i, pod pewnym względem, wszystkie one są takie same. Owszem, w jednej gadule biorą udział ludzie bardziej oczytani, w innej mniej oczytani, w jednej dyskutanci zadowalają się robieniem wypominków, takich, że Święta Inkwizycja zabiła mnóstwo ludzi i że ateista, piekłoszczyk Stalin zabił jeszcze więcej ludzi niż Święta Inkwizycja, a w innej zawodnicy zadają szyku w sposób bardziej wysublimowany i piszą, że memy, że rojenia, że doświadczenie boskiej obecności, że sens życia itd.

Natomiast tematem wszystkich tych debat jest to, że jedni ludzie zajmują się czymś takim jak Bóg, a drudzy czymś takim się nie zajmują. I tylko o tym są te dyskusje, bo przecież nie o istnieniu Boga. Jak wiadomo, nikt nikomu nie jest w stanie udowodnić istnienia, ani nieistnienia Boga, przy czym pobożni są, moim zdaniem, w nieco lepszej sytuacji, bo ich zadowoliłoby, gdyby tak Bóg przemówił do całego świata i raz na zawsze przekonał wszystkich o swoim istnieniu. Niedowiarki z kolei nie mogą nawet pomarzyć o tak spektakularnym dowodzie, no chyba, że Bóg przemówiłby do całego świata i raz na zawsze przekonał wszystkich, że on, Bóg, nie istnieje, wydaje się bowiem, że nawet niedowiarki nie przekonałyby się o nieistnieniu Boga li tylko na podstawie zapewnień ujętych w formę nawet najważniejszego z możliwych dokumentów Unii Europejskiej.

Take gaduły są bardzo fajne, bo stwarzają okazję do wygadania się i popisania swoją erudycją. Kiedy w 1948 roku w radiu BBC Russell spierał się z Coplestonem, to Copleston powiedział, że on uważa, iż twierdzenie, że "świat tak po prostu istnieje i jest niewyjaśnialny" jest twierdzeniem niemożliwym do utrzymania, na co Russell odparł: - Nie chciałbym uważać się za bardzo dumnego człowieka, ale jednak wydaje mi się, że jestem w stanie zrozumieć rzeczy, które pańskim zdaniem są niemożliwe do pojęcia dla ludzkiego umysłu.

Z kolei kiedy już załatwili metafizykę i przeszli do argumentów moralnych, Copleston starał się wykazać, że wszelkie dobro w jakiś tam sposób pochodzi od Boga, czyli obstawał za etyką heteronomiczną. I napadał Russella pytając, skąd Russell wywodzi swoją etykę. Rozmawiali tak:

Russell: - Widzi pan, ja czuję że pewne rzeczy są dobre a inne są złe. Kocham rzeczy, które są dobre. To ja uważam je za dobre i nienawidzę rzeczy które uważam za złe, ale nie mówię że te rzeczy są dobre z powodu istnienia jakiejś boskiej cnoty: "dobroci".
Copleston: - No tak, ale jakie ma pan podstawy do rozróżniania dobra i zła ? Gdzie pan widzi różnicę między nimi ?
Russell: - Mam takie same podstawy jak w wypadku kiedy rozróżniam kolor niebieski i żółty. Jakie mam podstawy do rozróżniania niebieskiego i żółtego ? Widzę że są różne.
Copleston: - Wspaniała podstawa. Zgadzam się. Pan rozróżnia kolor niebieski i żółty wzrokiem. A przy pomocy jakich zdolności pan rozróżnia dobro i zło ?
Russell: - Przy pomocy uczuć.

Bawi mnie ten kawałek, aczkolwiek absolutnie nie uważam, że Russell poległ wyjeżdżając z tymi uczuciami, bo on znakomicie sobie radził z uzasadnianiem swego stanowiska etycznego i świetnie pisał o etyce rozumianej jako próba nadania niektórym pragnieniom ludzkim wymiaru uniwersalnego (i uważał, że próba ta nigdy nie zakończy się sukcesem).

W związku z tym, że nikt nikomu nie udowodni istnienia, ani nieistnienia Pana Boga, dyskutanci zmuszeni są zajmować się innymi standardowymi tematami. Pobożni piszą o tym, że czują obecność Boga w swoim życiu i że wiara nadaje ich życiu sens, a czasami nazywają niedowiarków mięsem, które gada, natomiast niedowiarki twierdzą, iż pobożni żyją w świecie urojeń, że są debilami skłonnymi do dawania wiary zjawiskom takim jak krasnoludki, że w żadnym razie nie mogą być naukowcami, że krzywdzą swoje dzieci robiąc im sieczkę z mózgu i - to ulubione exemplum Quasiego - wyrzynają łechtaczki swoim córkom. Ja bardzo lubię ten argument niedowiarków, że wiara w Pana Boga nie spełnia wymogów metody naukowej, nie zauważyłem bowiem, żeby ktokolwiek argumentował, iż wymogów metody naukowej nie spełnia wiara w piękno muzyki Mozarta czy wiara w Liverpool Football Club.

Napisałem, że jedni ludzie zajmują się czymś takim jak Bóg, a drudzy czymś takim się nie zajmują, ale oczywiście żartobliwie żartowałem. Jakby bowiem nie kombinować, niedowiarki, dla których nie istnieje takie x, że x jest Bogiem, nie mogą wykpić się twierdzeniem, iż nie zajmują się takim x, że x jest Bogiem, tylko biorą na warsztat tych, którzy takim x, że x jest Bogiem się zajmują. Dopóki bowiem niedowiarki nie udowodnią nieistnienia takiego x, że x jest Bogiem, nie mogą zasadnie nalewać się z pobożnych. Oczywiście mogą zasadnie twierdzić, że pobożni zawracają sobie głowę czymś, czego człowiek nie może doświadczyć, czego istnienia nie można udowodnić metodą naukową, ale tylko tyle.

Kościół, ten instytucjonalny, miałby się znakomicie, gdyby wszystkie jego dzieci miały wiarę tak silną, jak silną jest wiara niedowiarków w nieistnienie takiego x, że x jest Bogiem.

piątek, 28 marca 2008

New Deal

Dwa razy cytowałem już ten fragment z książki Liberalismus Ludwiga von Misesa:

Niemiecki socjalista, Ferdynand Lasalle, próbował ośmieszyć koncepcję rządu ograniczonego wyłącznie do tej sfery, nazywając państwo ustanowione na zasadach liberalnych 'państwem-stróżem nocnym'. Ale trudno zrozumieć, dlaczego państwo-stróż nocny miałoby być w jakiś sposób śmieszniejsze lub gorsze niż państwo, które zajmuje się przygotowaniem kiszonej kapusty, produkcją guzików do spodni lub publikacją gazet.

Z kolei Albert Jay Nock w książce Państwo - nasz wróg (Our Enemy - The State) pisze:

Nagromadzenie władzy państwa w różnych krajach w ciągu ostatnich dwudziestu lat uległo takiemu przyspieszeniu i zróżnicowaniu, że dziś funkcjonuje ono jako telegrafista i telefonistka, handlarz zapałkami i operator radiowy, odlewnik armat, budowniczy i właściciel linii kolejowych, dyrektor kolei, hurtownik i sprzedawca tytoniu, budowniczy i właściciel statków, naczelny chemik, budowniczy portów i stoczni, budowniczy domów, naczelny nauczyciel, , właściciel gazet, dostawca żywności, agent ubezpieczeniowy i tak dalej.

W przypisku Nock dodaje:

W naszym kraju państwo obecnie wytwarza meble, miele mąkę, produkuje nawozy sztuczne, buduje domy; sprzedaje produkty rolne i mleczne, tekstylia, towary w puszkach i aparaturę elektryczną; zarządza biurami, agencjami zatrudnienia i kasami pożyczek mieszkaniowych; finansuje eksport i import; finansuje też rolnictwo. Kontroluje również emisję papierów wartościowych, łączność przewodową i radiową, stopy dyskontowe, produkcję ropy naftowej, produkcję energii elektrycznej, konkurencję handlową, produkcję i sprzedaż alkoholu oraz wykorzystanie wewnętrznych dróg wodnych i kolei.

Książka została wydana w roku 1935, a zatem Nock doświadczył już skutków dealu, który to deal, nazywany New Deal, zrobił Franklin Delano Roosevelt. Nock pisze:

Większość ludzi niezbyt dobrze rozumie, że tak jak państwo nie posiada własnych pieniędzy, tak samo nie ma własnej władzy. Wszelka posiadana przez państwo władza składa się z tych uprawnień, jakie dąło mu społeczeństwo, oraz z tych, jakie od czasu do czasu konfiskuje społeczeństwu pod takim czy innym pretekstem. Nie ma innego źródła, z którego można by czerpać władzę państwową. A zatem przejęcie każdej nowej władzy przez państwo, w drodze darowizny czy zagarnięcia, pozostawia społeczeństwo o tę władzę uboższe. Nigdy nie ma - i nie może być - żadnego wzmocnienia władzy państwa bez odpowiedniego, mniej więcej proporcjonalnego, uszczuplenia władzy społeczeństwa.

***

Rzepa opublikowała rozmowę z Wiesławem Podkańskim. Podkańskiego bulwersuje to, że EMPIK nie sprzedaje już pornoli. Podkański twierdzi, że praktyka EMPIK-u jest do dupy, gdyż działalność EMPIK-u, polegająca na ograniczaniu dostępu do rynku legalnym tytułom tylko ze względu na ich zawartość, godzi w konstytucyjnie zapewnioną wolność słowa. :-)))

Kamila Baranowska z Rzepy pyta Podkańskiego: - Czy zatem właściciel nie ma prawa dbać o swój biznes i sam decydować o tym, co będzie sprzedawał?

Na co Podkański powiada: - Empik nie wycofał się ze sprzedaży jednego czy kilku najmniej dochodowych tytułów, lecz całej grupy czasopism, co pozwala domniemywać, że powody tej decyzji nie były wyłącznie natury ekonomicznej, ale np. obyczajowej.

Zabawny gościu. Wychodzi na to, że jak ktoś prowadzi firmę, to może czegoś nie sprzedawać kiedy sprzedaż mu się nie opłaca, ale nie może nie sprzedawać np. z powodów natury obyczajowej.

Reszta do doczytania w Rzepie. No ale co ten Podkański? Otóż Podkański jest prezesem Izby Wydawców Prasy. Na stronie Izby podają, że Izba Wydawców Prasy jako organizacja samorządu gospodarczego reprezentuje interesy wydawców wobec władz państwowych.

Niestety, New Deal nie skończył się w 1939.

środa, 26 marca 2008

Poświąteczne jajka i apel do Kaczek




Po kilku dniach jedzenia świątecznych przysmaków zachciało mi się zwyczajnej jajecznicy. Wiecie, jak to jest. Kiedy człowiek tygodniami żywi się w najlepszych knajpach, to w końcu chce mu się pójść na mecz, przede wszystkim po to, żeby zjeść kiełbasę z grilla i popić piwem z plastikowego kubka. No i zrobiłem sobie jajecznicę z czterech jajek, do których wkroiłem kiełbasę. Kiedy rozbijałem czwarte, ostatnie jajko, zauważyłem, że na jajku jest pieczątka. Chciałem zachować to jajko po to, żeby przyjrzeć się tej pieczątce ale nie zdążyłem - rozbiłem je. Czasami tak się zdarza - człowiek chciałby powstrzymać się przed zrobieniem czegoś, ale jest już za późno. W Wielki Piątek bardzo chciałem powstrzymać się przed obstawieniem u buków zwycięstwa Poolu z MU na Old Trafford, ale nie zdążyłem - wyszedłem z domu, przeszedłem jakieś 250 metrów do punktu bukmacherskiego i postawiłem na Pool. Postawiłem jeszcze na to, że Chelsea stuknie u siebie Arsenal i ten wynik trafiłem, niestety, Pool wtopił 3:0.

Zjadłem jajecznicę i wyciągnąłem ostatnie trzy jajka z lodówki. W tym miejscu pragnę podkreślić, że są to jajka kupione w sklepie. Na pierwszym z owych trzech jajek była następująca pieczątka:

3/PL/24071304
K1

Na drugim jajku była taka pieczątka:
3-PL-14131301

Bardzo się ucieszyłem, bo gołym okiem widać, że każde jajko zostało potraktowane indywidualnie, co świadczy o poważnym podejściu do sprawy tych, którzy nakazują pieczętować jajka oraz tych, którzy jajka w myśl stosownego rozporządzenia pieczętują. Ale - UWAGA! - na trzecim i ostatnim jajku była znowu pieczątka taka:

3/PL/24071304
K1

Wychodzi zatem na to, że jajka pieczętowane są, że tak powiem, seryjnie. Nie wiem, na czym polega idea pieczętowania jajek, ale trochę zaniepokoiłem się, że dwa jajka mają tę samą pieczątkę. Poszperam w necie, zadzwonię do jakichś organizacji konsumenckich, może też do rzecznika praw obywatelskich i do Julii Pitery i kiedy wyjaśniś sprawę, to sporządzę na blogu stosowną notatkę.

Pieczętowane seryjnie czy nie, niemniej jednak jajka z mojego sklepu pieczętowane są. To sprawia, że czuję się bezpiecznie. Ale kiedy zorientowałem się, że jajka są pieczętowane, zaniepokoiłem się, bo przecież każdy wie, że pieczętowane są nie wszystkie jajka. Mam takiego znajomego, pana Michała, który prowadzi duże gospodarstwo rolne. Pan Michał mieszka daleko, ale nie tak dość, w każdym razie raz na jakiś czas jadę do pana Michała, pan Michał daje mi jajka, sery, konfitury i miód, ja to wszystko wkładam do torby i daję panu Michałowi gotówkę, którą pan Michał wkłada do kieszeni spodni. Jednym słowem kupuję u pana Michała różne produkty, które pan Michał mi sprzedaje. I teraz tak - pan Michał nie ma kasy fiskalnej. W ogóle nie ma żadnej kasy. Transakcja, której pan Michał dokonuje ze mną i kórej ja dokonuję z panem Michałem nigdzie nie jest notowana. Na jajkach, które sprzedaje mi pan Michał, nie ma pieczątek. I na miodzie nie ma pieczątek, i na serach nie ma i na konfiturach nie ma też. Jajka, które sprzedaje mi pan Michał są o wiele lepsze od jajek sklepowych, nie mówiąc już o serach, konfiturach czy miodzie. Ale zastanawiam się, czy to, iż produkty pana Michała są o niebo smaczniejsze od produktów, które mogę kupić w sklepach, jest wystarczającym usprawiedliwieniem dla tego, że pan Michał swoich produktów nie pieczętuje. Zdajecie sobie sprawę z wagi tego, co napisałem - pan Michał na swoich produktach nie stawia pieczątek!!!

Co ja i miliony konsumentów możemy zrobić w tej dramatycznej sytuacji? Chyba tylko pozostaje nam zwrócić się do Kaczyńskich z następującym apelem: Chłopaki, do kurwy nędzy, przestańcie iść w zaparte i ratyfikujcie ten traktat, choćby i dziś!

wtorek, 25 marca 2008

Ostatni sędzia i pierwszy król



Samuel błogosławi Saula

źródło


Samuel był ostatnim sędzią Izraela. Dobrze sprawował sądy nad swoim ludem. A kiedy postarzał się, sędziami ustanowił swoich synów, Joela i Abiasza. Ci dwaj jednak nie chodzili drogą Samuela, gdyż szukali własnych korzyści, przyjmowali podarki, wypaczali prawo.

Zupełnie jak politycy.

W tej przykrej sytuacji starszyzna Izraela udała się do Samuela i poprosiła go, aby ustanowił króla. Uparli się, że chcą mieć króla. Mówili:

Król będzie nad nami, abyśmy byli jak wszystkie narody, aby nas sądził nasz król, aby nam przewodził i prowadził nasze wojny!

Chcieli mieć nad sobą władzę, bo już im się nie podobało funkcjonować jedynie w oparciu o przymierze z Bogiem. Chcieli upodobnić się do innych narodów.

Zupełnie jak politycy, którzy nie spoczną, póki nie zaprowadzą swojego bydła na wspólne europejskie pastwiska.

Samuel zmartwił się z powodu pomysłu starszyzny i modlił się do Pana, a Pan powiedział mu:

Wysłuchaj głosu ludu we wszystkim, co mówi do ciebie, bo nie ciebie odrzucają, lecz Mnie odrzucają jako króla nad sobą. Podobnie jak postępowali od dnia, w którym ich wyprowadziłem z Egiptu, aż do dnia dzisiejszego, porzucając Mnie i służąc innym bogom, tak postępują i z tobą. Teraz jednak wysłuchaj ich głosu, tylko wyraźnie ich ostrzeż i oznajmij im prawo króla, który ma nad nimi panować.

A zatem Pan nie zachował się jak politycy przed referendum na temat integracji europejskiej i podczas debaty o ratyfikacji traktatu reformującego. Również Samuel, będąc posłusznym Panu, nie postąpił jak polityk, lecz powiedział Izraelowi co będzie, kiedy Izrael ustanowi sobie króla. Mówił Samuel do Izraela:

Oto jest prawo króla mającego nad wami panować: Synów waszych będzie on brał do swego rydwanu i swych koni, aby biegali przed jego rydwanem. I uczyni ich tysiącznikami, pięćdziesiątnikami, robotnikami na roli swojej i żniwiarzami. Przygotowywać też będą broń wojenną i zaprzęgi do rydwanów. Córki wasze zabierze do przyrządzania wonności oraz na kucharki i piekarki. Zabierze również najlepsze wasze ziemie uprawne, winnice i sady oliwkowe, a podaruje je swoim sługom. Zasiewy wasze i winnice obciąży dziesięciną i odda ją swoim dworzanom i sługom. Weźmie wam również waszych niewolników, niewolnice, waszych najlepszych młodzieńców i osły wasze i zatrudni pracą dla siebie. Nałoży dziesięcinę na trzodę waszą, wy zaś będziecie jego sługami.

Ale Izrael chciał króla, więc Samuel namaścił Saula. Samuel postąpił zgodnie z wolą starszyzny Izraela, chociaż ostrzegał swój lud tymi słowy:

Będziecie sami narzekali na króla, którego sobie wybierzecie, ale Pan was wtedy nie wysłucha.

------------------------------------------

*cytaty za Biblią Tysiąclecia z ósmego rozdziału Pierwszej Księgi Samuela.

sobota, 22 marca 2008

Signum temporis




Signum temporis polega na tym, że takie oto pisanki funkcjonują.

Kramnik - Anand, Amber 2008






















Parę notek temu pisałem o turnieju szachowym Amber, który rozgrywany jest w Nicei. W pierwszej rundzie zmierzyli się Władimir Kramnik i Visvanathan Anand. Ci dwaj goście jesienią rozegrają mecz o mistrzostwo świata; tytułu broni Anand. W Nicei pierwsza partia, grana na ślepo, zakończyła się remisem. W drugiej wygrał Anand (czarne). Na diagramie końcowa pozycja, ciekawa, bo białe mają figurę więcej, dwa piony więcej, czarnego hetmana pod biciem i jedno posunięcie do promocji piona. W tej, zdawałoby się, wymarzonej sytuacji, Kramnik partię poddał. Szło tak:

Amber, Rapid, 1. runda, 15.03.2008. P'25

W. Kramnik - V. Anand E15

1. d4 Nf6 2. c4 e6 3. Nf3 b6 4. g3 Ba6 5. b3 Bb4+ 6. Bd2 Be7 7. Bg2 c6 8.Bc3 d5 9. Ne5 Nfd7 10. Nxd7 Nxd7 11. Nd2 O-O 12. O-O f5 13. Rc1 Nf6 14. Bb2 Bd6 15. Nf3 Qe7 16. Ne5 Rac8 17. Nd3 Rfd8 18. Re1 Qe8 19. e3 g5 20. Rc2 g4 21. Qc1 Qe7 22. Rd1 Ne4 23. c5 bxc5 24. dxc5 Bb8 25. Ne5 Ng5 26. Qa1 Nf7 27. Nxf7 Kxf7 28. a4 h5 29. b4 h4 30. b5 Bb7 31. Rdc1 Kg6 32. Be5 Bxe5 33. Qxe5 Qf6 34. Qd4 e5 35. Qb4 hxg3 36. hxg3 Rd7 37. Qa5 Rh8 38. Qxa7 f4 39. exf4 exf4 40. gxf4 Rdh7 41. Qb6 Qxf4 42. bxc6 Qf3 43. cxb7+ Kf5 0-1

diagram ze strony www.chessgames.com

piątek, 21 marca 2008

Jajcarz Mendelski



W bibliotece znalazłem książkę Tadeusza Mendelskiego Karl R. Popper: metodolog czy ideolog? Książka została wydana w roku 1978 przez Wydawnictwo Książka i Wiedza w serii Krytyka burżuazyjnej ideologii i rewizjonizmu. :-) We Wstępie Mendelski w ten sposób pisze o książce Poppera The Open Society nad its Enemies:

Przeprowadzony w tej książce atak na teorię marksizmu-leninizmu jako naukę i ideologię ruchu robotniczego i na sam ruch robotniczy stał się, szczególnie w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, modelowym niemal sposobem „obalania” marksizmu i nadal jest ważnym elementem kampanii antykomunistycznej na Zachodzie.

W rozdziale drugim Mendelski pisze:

Całkowita porażka Poppera w jego kampanii krytykowania naukowości marksizmu, a także fiasko prób stworzenia metodologii pozwalającej na uchwycenie najistotniejszych problemów procesu tworzenia się wiedzy zarówno w naukach przyrodniczych, jak i społecznych, nie wykluczają tego, że pewne aspekty tej metodologii zasługują na uwagę.

Fajny kawałek – super, że mimo całkowitej porażki Popperowskiej kampanii krytykowania naukowości marksizmu, Popper ma u Mendelskiego nie całkiem przejebane. :-)

Książka kończy się tak:

Popperowska filozofia radosnej niewiedzy jest nie tylko smutnym ukoronowaniem jego własnej „filozofii pomyłek”, ale jest przede wszystkim dramatem świata współczesnej burżuazji, która nie będąc w stanie przeciwstawić nic pozytywnego światu socjalistycznemu szuka ucieczki w jakiejś nowej formie filozofii jako docta ignorantia.

Poprzeglądam sobie jeszcze książkę Mendelskiego i być może znajdę kawałki lepsze od tych, które zacytowałem. A na razie wynalazłem w necie, że Tadeusz Mendelski napisał książkę Prawda i kłamstwo w filozofii i polityce, którą to książkę w roku 2007 wydało Wydawnictwo Naukowe Grado. Jasny gwint, może to ten sam Tadeusz Mendelski? Jeśli ten sam, to ciekawość, o jakich to kłamstwach w filozofii i polityce koleś pisze dzisiaj? :-) Jak trafię na tę ostatnią książkę Mendelskiego to dam cynę.

środa, 19 marca 2008

Moja wizja

W całej Europie siądzie net. Nie tak całkiem, ale prawie całkiem. Tak siądzie, że będą otwierać się tylko strony z tekstami Free Your Minda i Nicponia, ale strony z tekstami ludzi rozumnych już otwierać się nie będą. Niemcy nie zdobędą żadnego tytułu mistrzowskiego w rozgrywkach piłki nożnej, a piłkarskimi potęgami zostaną Szwajcaria i Norwegia, państwa pozostające poza Unią Europejską. Na trzeciej pozycji w piłce nożnej będzie plasować się Polska. Najstraszniejsi przestępcy, np. ci, którzy twierdzą, że pedalstwo jest grzechem albo podają nieprawdziwe liczby w kontekście holocaustu, opuszczą więzienia, które z kolei zapełnią się ludźmi niewinnymi jak Julia Pitera albo jeszcze bardziej. Wszystkie kobiety z państw unijnych będą brzydsze od Niemek i od posłanki Senyszyn. Jak papież powie, żeby babki przestały już skrobać swoje dzieci, to wszystkie babki przestaną skrobać swoje dzieci. Wyznawczynie islamu będą mogły ubierać się jak chcą i nawet islamskie dziewczynki będą mogły we Francji chodzić do szkoły ubrane tak, jak chcą. Stewardesy zatrudnione w British Airways będą mogły nosić krzyżyki na łańcuszkach, a bankomaty przestaną wypłacać gotówkę. Euro spadnie na łeb na szyję w stosunku do dolara, za to umocnią się szwajcarski Franek i ta waluta, którą mają w Norwegii. Doda Elektroda wstąpi do zakonu trapistów, Le Pen zostanie merem Paryża, a Bronisław Geremek samo się zlustruje. Zepsują się wszystkie kasy fiskalne i odtąd państwo nie będzie wiedzieć, że 13 czerwca o godz. 14.57 w sklepie pana Janka ktoś kupił 52 deko mintaja.

Taką mam wizję tego, co stać się może. Wizja ta dopadła mnie po tym, jak przeczytałem artykuł w Gazecie Wyborczej, a osobliwie ten oto fragment:

Niemiecka "Berliner Zeitung" napisała, że "Jarosław Kaczyński, mistrz politycznego teatru absurdu, znów jest na scenie". Zdaniem gazety stanowisko Kaczyńskiego jest "groteskowe", lecz zablokowanie przez Polskę ratyfikacji "mogłoby zachwiać funkcjonowaniem całej Europy".

Boję się. Bardzo się boję. Dopadła mnie bojaźń. A chuj wie, może nawet i drżenie.

Śmieszny producent telewizyjny

blueslover ciekawie pisze o Pasji wg św. Mateusza autorstwa J. S. Bacha. Pod notką wywiązała się gaduła na temat tego i innych utworów, a wreszcie Eine i blueslover napisali, że jest źle, bo w telewizji nie dają koncertów. Zapytałem, o jaką telewizję im chodzi, bo podejrzewam, że o tę państwową. Ciekawe, co odpowiedzą.


Ludzie bardzo często mówią, że telewizja państwowa powinno dawać koncerty, albo takie a nie inne filmy, albo sport, albo programy przyrodnicze, albo dyskusje o polityce, albo programy religijne, albo programy antyreligijne, albo... właściwie można napisać wszystko. Bo jedni ludzie chcą w telewizji tego, inni tamtego, a jeszcze inni jeszcze czegoś innego. Ludzie bardzo często różnią się między sobą w poglądach na temat tego, co powinna dawać państwowa telewizja. Mówiąc żartem - ludzie bardzo często mają różne opinie na temat tego, czym powinna być i jak powinna być realizowana misja telewizji państwowej. W jednym natomiast ci wszyscy ludzie zgadzają się, mianowicie w tym, że telewizja państwowa powinna istnieć i realizować jakąś misję - rzecz jasna dla dobra społeczeństwa.


Kiedy zejdziemy z poziomu niedostępnego dla maluczkich, czyli kiedy przestaniemy gadać głupoty, to okazuje się, że ludzie ględzący o tym, jak powinna wyglądać telewizja państwowa najzwyczajniej w świecie chcą, żeby państwo zapewniało im usługę, której oni potrzebują. W tym przypadku chodzi o to, że ludzie łaknący państwowej telewizji chcą, aby państwo zabrało im co miesiąc parę zyli i zajmowało się produkowaniem programów telewizyjnych.


Niestety, nie znam jakichkolwiek badań na ten temat, ale przypuszczam, że gdyby zapytać ludzi co sądzą o pomyśle polegającym na tym, żeby państwo zabierało im co miesiąc po, dajmy na to, pięć zyli i w zamian za to przysyłało, dwa razy na miesiąc, paczkę z dziesięcioma płytami DVD, na których to płytach byłyby nagrane koncerty, teleturnieje czy filmy, to większość ludzi uznałaby ten pomysł za idiotyczny. Ci sami ludzie jednak nie widzą niczego idiotycznego w istnieniu państwowej telewizji. Zresztą, ludzie najprawdopodobniej pukaliby się w głowę gdyby zapytać ich co sądzą o tym, żeby tak państwo zabierało każdemu co miesiąc jakąś kasę i za tę kasę ustalało obowiązujące obywateli menu, przygotowywało posiłki i nakazywało ludziom żywienie się w wyznaczonych przez państwo jadłodajniach. Ci sami ludzie w większości nic nie mają przeciwko temu, że państwo zabiera im pieniądze, ustala program nauczania i nakazuje posyłać dzieci do wyznaczonych szkół po to, aby dzieciaki dawały sobie wkładać do głów to, co państwo ustaliło, że dzieciom do głów włożyć należy.


Cytowałem już na tym blogu (w komentarzu) Ludwiga von Misesa, który napisał tak:


Niemiecki socjalista, Ferdynand Lasalle, próbował ośmieszyć koncepcję rządu ograniczonego wyłącznie do tej sfery, nazywając państwo ustanowione na zasadach liberalnych "państwem-stróżem nocnym". Ale trudno zrozumieć, dlaczego państwo-stróż nocny miałoby być w jakiś sposób śmieszniejsze lub gorsze niż państwo, które zajmuje się przygotowaniem kiszonej kapusty, produkcją guzików do spodni lub publikacją gazet.


Wystarczy dodać: oraz produkcją programów telewizyjnych i sprawa jest jasna.


Czy jeszcze nie?

wtorek, 18 marca 2008

Szachowe dziwności















fotka ze
strony turnieju

W Nicei rozgrywany jest bardzo silny Amber Blindfold and Rapid Chess Tournament. Dwunastu zawodników gra turniej dwukołowy, czyli każdy z każdym po dwa razy, ze zmianą kolorów, z tym, że jedną partię grają na ślepo, a drugą na desce. Czas - 25 minut na łebka.
Granie na ślepo wygląda tak, jak na fotce (po lewej Anand, po prawej Kramnik). Gracze mają przed sobą pustą szachownicę na ekranie lapa, gapią się w tę pustą dechę i klikają ruchy. Nie jest to całkiem klasyczne granie na ślepo, bo jednak widzą szachownicę, a to bardzo ułatwia sprawę, no ale niech im będzie, że grają na ślepo.

Na razie w turnieju prowadzi Anand, 4 pkt. z 6, ma między innymi wygraną z Kramnikiem i żadnej porażki. Jesienią Anand i Kramnik zmierzą się w meczu o mistrzostwo świata, tytułu broni Anand i ja mu kibicuję.

Dzisiaj w partii na desce z figurami Mamedyarow stuknął czarnymi Kramnika. Grali A 52, gambit budapesztański i szło to tak:

1. d4 Nf6 2. c4 e5 3. dxe5 Ng4 4. Nc3 Nc6 5. e3 Ngxe5 6. a3 a5 7. f4 Ng6 8.Bd3 Bc5 9. Qh5 d6 10. Nf3 a4 11. Bd2 O-O 12. Ne4 Qe8 13. O-O-O f5 14. Nxc5 dxc5 15. Kb1 Nge7 16. Qh4 h6 17. Bc3 Be6 18. Rhg1 Rd8 19. Ka1 Rxd3 20. Rxd3 Bxc4 21. Bxg7 Kxg7 22. g4 Ng6 23. gxf5 Rxf5 24. Rc3 Bf7 25. Qf2 Qe6 26. b3 axb3 27. Nh4 Rh5 28. Kb2 Qf6 29. Nxg6 Bxg6 30. e4 c4 31. Qd2 Qd4 32. Qxd4+ Nxd4 33. Rcg3 Rxh2+ 34. Kb1 Kf7 35. Rxg6 c3 36. Rg7+ Ke8 37. R7g2 Rxg2 38.Rxg2 Nf3 39. Kc1 Nd2 0-1

***

Ten gambit jest ciekawy, rzadko gra się go w najmocniejszych turniejach. W nocy zgadałem się w necie z dwoma kumplami i pogrzebaliśmy trochę w tym budapesztańskim. Jak już się z kumplami pożegnałem, zagrałem parę partii. Gram w dobrych miejscach, ale wszędzie trafi się czasami jakiś matoł i mnie się właśnie taki dzisiaj trafił. Gramy sobie gramy, tempo po 30 minut na łebka, mam dobrą pozycję i jakość przewagi. Gra jest już właściwie forsowna i wtedy gościu ucieka od stołu zostawiając mi na pożegnanie taki tekst (pisownia oryginalna, łącznie z wersalikami): FUK U UR TO SLOW FUK U BYE.

Zdziwiłem się z powodu dwóch rzeczy, bo że FUK to oczywiste. Ale po pierwsze: dlaczego TO SLOW, skoro mnie zostało 9 min. 12 sek., a jemu 10 min. 9 sek.? Czy to aż taka różnica żeby pisać TO SLOW? :-) Po drugie: co Amerykanin, to Amerykanin - spierdolił z gry, nawrzucał mi fucków (dosłownie: fuków), ale na koniec napisał BYE!

Pozdro :-)

niedziela, 16 marca 2008

Jeszcze o gadule w TVN24

Podczas rozmowy Saryusza-Wolskiego z Korwin-Mikkem, o której pisałem w poprzedniej notce, Korwin-Mikke stwierdził, że w Europie panuje faszyzm, na które to stwierdzenie Saryusz-Wolski wielce się oburzył i powiedział, że jak Korwin-Mikke już takie głupoty gada, to on, Saryusz-Wolski, z Korwin-Mikkem dyskutować nie będzie. A Korwin-Mikke gada głupoty, bo przecież, jak utrzymuje Satyusz-Wolski, w Europie żaden faszyzm nie panuje. Korwin-Mikke zgodził się z Saryusz-Wolskim w tym, że to nie faszyzm, bo np. za Hitlera podatki były trzy razy niższe niż teraz, a zatem w Europie panuje coś gorszego niż faszyzm, a mianowicie socjalizm. Saryusz-Wolski na takie dictum nie wiedział, co odpowiedzieć (zresztą, przez całą gadułę nie wiedział, co powiedzieć) i poprosił redaktorkę żeby program skończyła.

Saryusz-Wolski jest typowym exemplum ćwierćinteligenta, który nie umie poradzić sobie w sytuacji, kiedy ktoś powie faszyzm, albo coś takiego. Saryusz-Wolski nie umie znaleźć argumentów, on, w tej przykrej sytuacji, po prostu się oburza.

Bryan Magge, który dziewięć lat zasiadał w Izbie Gmin jako poseł Labour Party, stwierdził z bólem, ale uczciwie, że lewica jest słaba intelektualnie, zwłaszcza kiedy porównać lewicowców do takich postaci przeciwnej strony jak chociażby Friedrich August von Hayek (Magee przywołał jako przykład postać tego wielkiego męża). Taki Saryusz-Wolski potwierdza tezę Magee'ego - wystarczy popatrzeć, jak gościu upadł w tej gadule telewizyjnej.

Jest jeszcze jedna rzecz. Kiedy Korwin-Mikke pierwszy raz powiedział, że podatki za Hitlera były trzy razy niższe od tych, które są dzisiaj, to podniósł się ogólnopolski kwik, a Frasyniuk nawet przekonywał, że Korwin-Mikke propaguje faszyzm (czy narodowy socjalizm - nie pamiętam; nie jestem biegły w dziedzinie Frasyniuka). W związku z tym, że Korwin-Mikke stwierdza np. to, że podatki za Hitlera były trzy razy niższe niż są teraz, mnóstwo ludzi powiada, że Korwin-Mikke propaguje narodowy socjalizm (czy faszyzm). Pod tekstem Mikołaja Wójcika matrioszka25 pisze tak:

Moim zdaniem - JKM nadaje się do obwożenia po okolicznych jarmarkach, jako np. kobieta z brodą. Należy się dziwić, ze Wolski zgodził się na jakąkolwiek debatę z faciem, któremu najwidoczniej mylą sie w alzheimerze czasy. Zaiste porównywanie warunków życia w wysoko rozwiniętych krajach Unii do epoki Hitlera - wygląda to niewątpliwie na gloryfikacje hitleryzmu. Szkoda że mu właśnie tego Wolski nie powiedział.

matrioszka25 jest typowym przykładem tumana, który nie kuma rzeczy podstawowych; w tym przypadku chociażby tego, że Korwin-Mikke nie wypowiada się na temat warunków życia w wysoko rozwiniętych krajach Unii, tylko stwierdza ten prosty fakt, że za Hitlera podatki były trzy razy mniejsze od tych, które są teraz (nie mam pojęcia, czy tylko trzy razy mniejsze, nigdy tego nie sprawdzałem, ale nie to jest istotą rzeczy) i tylko ten prosty fakt stwierdza.

Wspomniany już Bryan Magee, filozof, dziennikarz, pisarz, przyjaciel Karla Poppera, znajomy Bertranda Russella itd., w Wyznaniach filozofa napisał tak:

Ilekroć, jako student historii, a także filozofii, usiłowałem przeprowadzić jakieś porównanie, gromił mnie wykładowca, który wyszczególniał różnice, z których doskonale zdawałem sobie sprawę, tak jakby istnienie tych różnic usuwało wszelkie podobieństwa. W reakcji tej tkwiło absurdalne założenie, że każdy, kto porównuje dwie rzeczy pod jakimś względem, daje tym samym do zrozumienia, że są one podobne pod wszystkimi względami.

Magee powołał się na Platona, który stwierdził, iż rozumny sąd polega w równej mierze na dostrzeganiu różnic między rzeczami podobnymi oraz podobieństw między rzeczami różnymi.

Kiedyś w jakimś komentarzu na blogu zacytowałem tę opinię Platona, na co hrPonimirski odpisał, że jest to najlepsza definicja inteligencji, jaką czytał. Zaiste, mocne jest to stwierdzenie hrPonimirskiego.

***

Na koniec, spróbujcie sobie wyobrazić, jakby to wyglądało, gdyby Marek Saryusz-Wolski (czy ktokolkwiek inny) zgodził się w telewizji z Januszem Korwin-Mikkem w tym, że - poza wszystkim innym - podatki za Hitlera były trzy razy niższe od podatków w wolnej Polsce.

:-)

Cudy: Korwin-Mikke w TVN24 :-)

Obejrzałem sobie gadułę, którą w TVN24 przeprowadzili Janusz Korwnin-Mikke i Marek Saryusz-Wolski. Zanim zobaczyłem tę rozmowę trochę poczytałem o niej w necie, m.in. u Mikołaja Wójcika, który napisał, że Saryusz-Wolski nie potrafił Korwin-Mikkemu odpowiedzieć żadnym, ale to żadnym argumentem. Rzeczywiście, Saryusz-Wolski odpowiedzieć nie potrafił, zagubił się zupełnie, do tego stopnia, że prosił redaktorkę o to, żeby skończyła program :-)

W pewnym momencie Korwin-Mikke powiedział, że w sondzie przeprowadzonej na stronach TVN24 51% publiczności głosowało przeciwko ratyfikacji traktatu reformującego, na co babka z telewizji raz dwa przywołała wyniki sondy prowadzonej podczas trwania programu, w której to sondzie 80% głosujących jest za traktatem. Później Saryusz-Wolski stwierdził, że Korwin-Mikke mógłby sobie w TVN24 gadać 24 godziny na dobę, a i tak nie byłby w stanie zarazić swoimi głupotami mądrego narodu polskiego, który zdecydowanie popiera integrację europejską. Po jakichś 6 minutach babka z TVN24 ogłosiła wyniki sondy prowadzonej podczas programu i wyszło na to, że z 80% zwolenników ratyfikowania traktatu zrobiło się 59% przeciwników. A zatem wystarczył kwadrans Korwin-Mikkego w tv, żeby sondaże stanęły na głowie :-)

Jakby ktoś chciał obejrzeć tę zabawną gadułę to może luknąć tutaj (w każdym razie 16 marca 2008 tutaj te filmiki są): część pierwsza oraz część druga.

Jest jeszcze jedna rzecz, o której pomyślałem przy okazji rozmowy Saryusz-Wolskiego z Korwin-Mikkem, ale o tym w następnej notce.

piątek, 14 marca 2008

Państwo polskie

Wiadomą jest rzeczą, że 1 stycznia 2009 Polska przestanie być państwem suwerennym w tym sensie, że jej prawo nie będzie prawem na terytorium Polski najważniejszym. A zatem państwo polskie zostanie mocno osłabione. Czy to dobrze, czy źle? Nie wiadomo. Zależy na czym komu zależy. Paul Johnson napisał w Odzyskaniu wolności tak:

Niegdyś traktowałem państwo jako środek, dzięki któremu mniej fortunni z nas mogą osiągnąć autoekspresję i moralne spełnienie, które jest ich prawem jako istot stworzonych na obraz Boga. Chociaż dalej uważam ten cel za pożądany, nie pokładam już najmniejszego zaufania w państwie jako środkowi do jego realizacji. Przeciwnie, zacząłem w nim widzieć największą przeszkodę na drodze do indywidualnej autoekspresji i moralnego dojrzewania każdego z nas, a w największym stopniu ludzi ubogich, słabych, pokornego serca i biernych.

Nigdy nie podzielałem nadziei, o których Johnson pisze w tekście zaznaczonym na niebiesko, natomiast jak najbardziej zgadzam się z nim w tym, co napisał we fragmencie czerwonym.

A zatem 1 stycznia 2009 roku państwo polskie osłabnie i może się wydawać, że to dobrze, ale zanim stwierdzi się, że to rzeczywiście dobrze, trzeba popatrzeć na to, w którą stronę osłabnie, kosztem czego osłabnie.

No właśnie. 



środa, 12 marca 2008

Z radia




Pracowałem sobie przy stole pracowym pokazanym na fotce, popijając Deutsche Bier Grafen Walder z Lidla (1,69 zł puszka) i słuchałem radia. W radiu gadali. Lubię, kiedy radio gada. Radio powinno gadać.

Redaktor rozmawiał z jakąś babką, która jest cwana w obliczaniu emerytur. Kobieta mówiła o kwotach bazowych, podstawach, współczynikach i mnóstwie innego gówna, które jest konieczne do tego, aby ograbiany przez kilkadziesiąt lat człowiek dostał na stare lata zapomogę od państwa zwaną emeryturą. Bardzo dobrze ta pani wyznawała się na całym tym gównie.

Później radio zagrało piosełkę.

Później tem sam redaktor rozmawiał z jakąś babką, która walczy o to, żeby baby i chłopy miały równo. Pani powiedziała, że na kuli ziemskiej mamy 191 państw i tylko w siedmiu z nich głową państwa jest kobieta i tylko w ośmiu państwach kobiety są premierkami. Według tej pani taki stan rzeczy jest do dupy i trzeba walczyć, żeby tę sytuację zmienić=polepszyć. Trzeba walczyć. Walczyć. Walczyć. Walczyć trzeba.

Pomyślałem sobie, że ciekawe, czy prędzej ci co walczą, wywalczą to, żeby co drugie państwo miało premierkę, czy też sprawią, że w NHL co drugim hokeistą będzie hokeistka. Na razie to zdaje się jedynie Manon Rhéaume trochę pograła w NHL występując na bramce w barwach Tampa Bay Lightning.

Bardzo mnie przygnębiło to, co usłyszałem w radiu. Jakaś babka wymiata w dziedzinie kwot bazowych i współczynników potrzebnych do tego, żeby dziadki dostawały zapomogę. Inna babka walczy o to, żeby baby i chłopy miały równo (olewając, jak się zdaje, sytuację kobiet w The National Hockey League!). Redaktor, najprawdopodobniej, nie jest jakimś niezłym jajcarzem, który wpuszcza te kobity w maliny, tylko serio zajmuje się poważnymi problemami.

Kurwa, ale to jest szkoda! No szkoda, że mnóstwo ludzi, zamiast popychać sprawy do przodu najlepiej jak się da, zamiast cieszyć się życiem, dziećmi, rodziną, przyjaciółmi, sztuką, seksem, książkami, pracą i tym wszystkim, co składa się na dobre człowiecze życie, zajmuje się kwotami bazowymi, walczy o chuj wie co, propaguje syf, jednym słowem buduje astronomię na kółkach. Mówię Wam - to jest cholerna szkoda.

poniedziałek, 10 marca 2008

Nietzsche

Z Nietzschem można kłocić się o jego wizję historii, o znaczenie wartości propagowanych przez chrześcijaństwo i w ogóle o wartość moralności w istotny sposób wynikającej z wiary w istnienie Boga czy bogów. Do Nietzschego można mieć pretensje o to, że wyprodukował tę swoją ideę nadczłowieka. Wreszcie można wkurwiać się na tego ekscentrycznego męża o to, że oznajmił, iż Bóg umarł.

Nie spotkałem jednak nikogo, kto wściekałby się na Nietzschego, w końcu Niemca, za to, że Nietzsche nalewał się z Niemców mając ich za niekulturalnych tumanów.

Dlaczego nikt nie broni Niemców przed Nietzschem? Czyżby dlatego, że apologeta Niemców musiałby, czy tego chce, czy nie, bronić zwyczaju bekania i pierdzenia, w tym przy jedzeniu?

Ach, te stereotypy.

czwartek, 6 marca 2008

Szczęśliwy gościu i kierownicy kuli ziemskiej. UWAGA! są brzydkie wyrazy

Pod poprzednią notką o szachach :-) Jarecki wkleił tekst eumenesa, który tego tekściora powiesił na tekstowisku tutaj. eumenes odniósł się z kolei do tekstu Zetora. Skomentowałem komentarz Jareckiego tak: Poczytałem tego eumenesa. Jego teza taka: jak trzeba za coś płacić, to mnóstwo ludzi na to coś nie stać, więc trzeba tak zrobić, żeby nie trzeba było płacić, czyli pewne rzeczy uczynić bezpłatnymi :-) No i co można z tym zrobić? :-))

Paul Johnson w książce Odzyskanie wolności (The Recovery of Freedom) pisze tak:

Koncepcja, zgodnie z którą państwo powinno być nie tylko najważniejszym, ale wręcz jedynym narzędziem poprawy ludzkiego bytu - koncepcja zawarta na przykład w idei monopolu państwa na usługi zdrowotne i edukacyjne - opiera się na jednowymiarowej teorii polityki. Na przestrzeni dziejów stale pojawiali się exalté, którzy uważali, że odkryli, we własnym umyśle, klucz do wszechświata, i zbudowali na tym gigantyczne, zunifikowane systemy transformacji ludzkości. Ludzi tych Isaiah Berlin nazywa "strasznymi upraszczaczami (...), wielkimi despotycznymi organizatorami (...), jednotorowymi monistami, bezwzględnymi fanatykami, ludźmi opętanymi wszechobejmującą, spójną wizją". Mogą przeżyć życie jako nieszkodliwi ekscentrycy, ale mogą też, oni sami bądź ich następcy, stać się zagrożeniem dla ludzkości, jeśli wykorzystają maszynerię państwa do realizacji swych mrzonek.

Ja tych ludzi nazywam kierownikami kuli ziemskiej.

Kierownicy kuli ziemskiej wiedzą jak trzeba zrobić orgazm wszystkim, a osobliwie najbiedniejszym. Potrzebują do tego jedynie KASY, KASY, KASY. Od wszystkich. Kiedy kierownicy kuli ziemskiej organizują świat po swojemu, wszyscy są szczęśliwi. Przede wszystkim najbiedniejsi. Taki najbiedniejszy gościu, który chodzi do roboty i którego kierownicy kuli ziemskiej oskubią z zarobionej przez gościa kasy, jest bardzo szczęśliwy. Chuj z kasą, kiedy gościu za tę kasę ma mnóstwo darmowych usług. Może posłać za darmo swoje dziecko do szkoły. Przecież nie w każdej szkole i nie każdą dziewczynkę jakieś palanty z ADHD rozbiorą i sfilmują. Najczęściej dziewczynki w szkołach nie są rozbierane i filmowane. Gościu może też za darmo pójść do lekarza. Najczęściej dostanie się do lekarza, przynajmniej takiego, który wypisze receptę (a leki są refundowane!) albo da skierowanie do innego lekarza. I może pójść za darmo do lekarza ze swoim dzieckiem. Nie każdy przecież jeździ ze swoim dzieckiem od przychodni do szpitala i od szpitala do przychodni, i tak jeździ i jeździ, aż dziecko umrze. Najczęściej od tego jeżdżenia i chodzenia dzieci nie umierają.

Szkoła dla dzieciaka i lekarze to już jest ogromnie dużo, a to dopiero początek atrakcji, które zapierdalającemu w robocie gościowi zapewniają (za gościa kasę) kierownicy kuli ziemskiej. Otóż taki gościu może sobie wiedzieć, że za jego kasę film nakręci reżyser Kutz. Albo inny reżyser. Że za tę gościa kasę parę tysięcy ludzi ma fajną robotę w telewizji państwowej i że w tej państwowej telewizji kręci się fajne programy (Rybitzky pisał, że za milion zyli jeden odcinek) o tym, że ktoś z kimś tańczy na wodzie, pod lodem, czy jeszcze gdzie indziej. Że za tę kasę wystawia się śliczne opery, nawet być może Czarodziejsaki flet, w którym w Arii Kólowej Nocy babki łapią f trzykreślne! Że za tę kasę jakieś muzeum kupiło na aukcji listy z Powstania. Że za tę kasę utrzymuje się rzecznik praw dziecka i cholera wie ilu jeszcze rzeczników. Że za tę kasę piłkarze mogą grać w piłkę nożną. O tym wszystkim oskubany gościu może wiedzieć, a jak kupi bilet to może nawet pójść do kina na film, do muzeum zobaczyć listy albo obrazy, na stadion obejrzeć meczyk.

Ktoś może jednak zapytać tak: - A co, jeśli ten gościu ma w dupie meczyki, tańce pod lodem, operę i obrazy?

Oczywiście szanuję każdego, kto by tak zapytał, natomiast w tym przypadku trzeba na pytanie odpowiedzieć pytaniem następującym: - A co, kurwa, kierowników kuli ziemskiej obchodzi, co ten gościu ma, a czego nie ma w dupie?


-----------------------------

dopisane w nocy:

26 października 2006 roku w związku z samobójczą śmiercią dziewczyny zgwałconej w gdańskiej szkole pisałem tak:

Państwo, będące pośrednikiem w przymusowym procesie pobierania wiedzy rozmywa wszelkie naturalne relacje na linii rodzic – dziecko – właściciel szkoły – zarządca szkoły – nauczyciel. Ojciec, który – nie będąc przymuszonym przez państwo – chciałby oddać dziecko do szkoły, wybrałby szkołę dobrą na tyle, na ile to możliwe i taką, na którą byłoby go stać. I wiedziałby przede wszystkim, że kupuje usługę, za którą płaci. I wymagałby. Dzisiaj rodzic oddając dziecko do szkoły spełnia wymóg przepisu.

I jeszcze gorsze rzeczy tam napisałem. O wiele gorsze rzeczy.

Timmy napisał ten komentarz:

O ile ludzie jakoś przełkną szkolnictwo, za które trzeba będzie płacić ( tj. extra płacić, bo i tak już płacimy ) o tyle postulat braku przymusu ( obowiązku ) szkolnego budzi nieprawdopodobny sprzeciw.

I jeszcze:

Jedno socjalistom trzeba oddać - udało im się przekonać znakomitą większość społeczeństwa, że jeśli dziecka nie zmusi się, aby chodziło do szkoły, jeśli nie odbębni 30 godzin tygodniowo w szkolnej ławce, to owo dziecko będzie wyglądać tak, jak te zaszczute, niedorozwinięte ofiary trzymane przez 15 lat w ciemnej komórce przez psychopatycznych rodziców i uratowane w ostatniej chwili przez reporterów TVN.

Wczoraj przeczytaliśmy to:

W Sierakowicach, w Ośrodku Zdrowia, z nieustalonych dotąd przyczyn zmarło 6-miesięczne dziecko. Do zdarzenia doszło około południa. Kartuska Prokuratura Rejonowa prowadzi już postępowanie w tej sprawie. Jak się dowiedzieliśmy rodzice maleństwa próbowali dostać się z nim do szpitala w Kartuzach, ale tam nie przyjęto go bez skierowania, więc pojechali do lekarza w Sierakowicach. Dla dziecka było już jednak za późno.

środa, 5 marca 2008

Mistrzowie w pracy

W hiszpańskim Linares trwa najmocniejszy szachowy turniej na świecie. Jest to turniej dwukołowy, w którym ośmiu zawodników gra systemem każdy z każdym po dwa razy, ze zmianą kolorów. Dzisiaj mistrz świata, Hindus Visvanathan Anand (2799 ELO, najwyższy, ex aequo z Władimirem Kramnikiem, ranking na świecie), który prowadzi w zawodach, zremisował z Węgrem Peterem Leko, mającym ósmy ranking świata (2753 ELO). Grali tak (C88, partia hiszpańska, Anand białymi):

1.e4 e5 2.Nf3 Nc6 3.Bb5 a6 4.Ba4 Nf6 5.O-O Be7 6.Re1 b5 7.Bb3 O-O 8.h3 Bb7 9.d3 Re8 10.Nc3 h6 11.a3 Bc5 12.Nd5 Nd4 13.Nxd4 Bxd4 14.c3 Bc5 15.Nxf6+ Qxf6 16.Be3 d6 17.Bxc5 dxc5 18.Re3 Re7 19.Qh5 Qg5 20.Qxg5 hxg5 21.c4 c6 22.Rg3 Rd8 23.Rc1 b4 24.axb4 cxb4 25.c5 a5 26.Ra1 Ba6 27.Rxa5 Bxd3 28.Rxg5 Kh7 29.Rg4 Be2 30.Rg3 Rd2 31.Ba4 Rc7 32.Rb3 Rd1+ 33.Kh2 Rd4 34.Re3 Rd2 35.b3 Ra2 36.Ra8 Bb5 37.Rb8 1/2-1/2

(zapis angielski - nie chciało mi się przerabiać: K-król, Q-hetman, R-wieża, B-goniec, N-skoczek)

Po partii gracze idą gdzieś na boku przeprowadzić analizę tego, co stworzyli podczas gry. A koryfeusze szachów przy robocie analitycznej pracują tak (Anand w kurtce, po lewej):

film

wtorek, 4 marca 2008

Sranie w banię na temat państwowej TV

Trzeciego grudnia 2007 w tekście Ale kicha! Czy jeszcze warto rozmawiać? napisałem:

Telewizorom publicznym pali się pod dupą małe ognisko, bo im Tusk kasę chce zabrać, wobec czego Pospieszalski do studia gości zaprosił aby ognisko gasić. (...) W programie wystąpili Śledzińska-Katarasińska i Zdrojewski (tych dwoje posłów PO obstawało za tym, żeby zabrać kasę TVP i zrobić z KRRiT takie jakieś ciało marionetkowe) oraz Czabański (prezes Polskiego Radia), Pawlak (szef TVP2), Sellin (teraz w jakiejś sejmowej komisji od przekaziorów) i Kołodziejski (szef KRRiT). A zatem - dwoje tych, którzy teraz są przy władzy i podoba im się trzymać TVP za mordę bezpośrednio, bez jakiejś tam rady i czwórka tych, którzy żyją z tego, że istnieją media finansowane z podatków celowych dla niepoznaki zwanych abonamentem. Oczywiście Pospieszalski nie dał rady utrzymać standardów rzetelności i zaprosić choćby jednego gościa, który posiałby trochę wątpliwości co do samej zasadności istnienia mediów państwowych.

Wczoraj w programie u Tomasza Lisa znowu gadali o telewizji państwowej: Lis, Iwona Śledzińska-Katarasińska, Jacek Kurski i Bronisław Wildstein. Program był właściwie powtórką audycji Pospieszalskiego.

Wczoraj w Rzepie Igor Janke opublikował tekst Platformo, nie idź tą drogą!, w którym zaklina Platformę aby ta nie szła tą drogą. Na tekst Jankego Janusz Korwin-Mikke odpowiedział tekstem Kłamstwa p. Igora Jankego, w kt.órym pisze m.in.:

P. Igor Janke - założyciel "Salonu24" - na łamach "Rzeczypospolitej" wygłosił opinię, że "Platforma Obywatelska" nie powinna ruszać reżymowej telewizji, ponieważ ta jest obecnie pluralistyczna - i w ogóle ewoluuje w dobrym kierunku.

Jest to bezczelne kłamstwo. Jedyny kierunek, w jakim ewoluuje TVP, to dopuszczanie obok działaczy PiS-u również przedstawicieli rozmaitych "salonów" - nie tylko zapewne "Salonu24". Poza "różowymi" - również "czerwonych".

Dzisiaj Janke powiesił tekst Donaldzie Tusku, wycofaj ten projekt! Rozpocznijmy debatę o mediach publicznych. Niektórzy komentatorzy podpuszczali Jankego, żeby ten dał odpór Korwin-Mikkemu. W końcu Janke napisał tak:

Do tych, którzy chcą bym odpowiedział JKM. Nie ucieszę Was. Nie odpowiem mu. Chyba, że zmieni maniery.

Myk w wykonaniu Jankego dość słaby. Ale co miał zrobić Janke? Odpowiedzieć, że pluralizm mediów państwowych oraz ich wysoka jakość polegają na tym, że w państwowych mediach nie mam miejsca dla tych, którzy twierdzą, iż istnienie mediów państwowych jest aberracją?

poniedziałek, 3 marca 2008

Co komu wolno

Wiadomo, że Stanisław Remuszko ma kosę z Adamem Michnikiem. Tutaj Rymuszko przytacza fragment uzasadnienia wyroku, jakie 26 września 2005 roku napisała sędzina (dlaczego wszyscy piszą o kobiecie sprawującej funkcję sędziowską "sędzia"?) Agnieszka Matlak (sygn. III C 1225):

Negatywne treści na temat Adama Michnika redaktora naczelnego Gazety Wyborczej oraz wydawcy tej gazety Agory S.A. są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego.

Wychodzi zatem na to, że nie należy atakować Adama Michnika.

Dzisiaj kriskul pisze tutaj, że Podczas swoich wystąpień Nowak atakuje przede wszystkim Grossa. Ale podczas ostatniego występu dostało się także Jackowi Kuroniowi.

Kiedyś Newton zaatakował Arystotelesa. Później Schopenhauer zaatakował Schellinga, Fichtego i Hegla. Jeszcze później Einstein zaatakował Newtona. A jeszcze później Popper zaatakował Wittgensteina. I jakoś tym wszystkim wielkim mężom wolno było atakować innych wielkich mężów. Natomiast sędzina Agnieszka Matlak utrzymuje, że negatywne treści na temat Adama Michnika redaktora naczelnego Gazety Wyborczej oraz wydawcy tej gazety Agory S.A. są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, a kriskulowi nie podoba się, że profesor Nowak atakuje Grossa i Kuronia. Coś się chyba dzisiejszym ludziom fest popierdoliło.