Magdalena Środa napisała kolejny tekst, w którym utrzymuje, że katolicyzm jest do dupy. Arek Balwierz (Jospin) zwrócił uwagę m.in. na jedną śmiesznostkę. Oto Środa pisze:
W czasie komunii chłopi porzucają prace, kobiety zapominają o zmęczeniu, wszyscy – narzekając - podporządkowują się proboszczowi: dzieci wożone są na wielogodzinne przygotowania (proboszcza koszty benzyny nie interesują), rodziny zapożyczają się (w końcu jest komunijny kredyt), sprzątają Kościół i okolice, zbierają pieniądze na rozliczne dary („ołtarza”, „grobu” etc), kwiaty (nie mogą być „byle jakie”, zwłaszcza gdy na uroczystościach pojawi się biskup) i prezenty (rower i komputer już nie wystarczą), marzną w i przed Kościołem (o ile bowiem przeciętnego proboszcza stać na rozliczne dobra konsumpcyjne, o tyle rzadko kiedy - na ogrzewanie świątyni).
Od siebie dodam, że w czasie komunii wierni raczej nie marzną przed kościołem (Środa niepotrzebnie pisze "Kościół" z wielkiej litery) ani w kościele, bo w maju w ogóle wierni raczej nie marzną.
Dalej Środa pisze tak:
Polacy są narodem nieufnym, podejrzliwym, zamkniętym w obrębie rodzin, o bardzo niskim kapitale społecznym, zerowej aktywności lokalnej, nikłym zaangażowaniu na rzecz bliźnich, wysokiej przestępczości i odwrotnym do niej poziomie kultury osobistej.
Arek Balwierz (Jospin) podsumowuje Środowe stwierdzenia w ten sposób:
Czyli mamy zamkniętych, nietolerancyjnych, o zerowej aktywności lokalnej chłopów, którzy porzucają prace, zapominają o zmęczeniu i sprzątają kościół i okolice.
W czasie komunii chłopi porzucają prace, kobiety zapominają o zmęczeniu, wszyscy – narzekając - podporządkowują się proboszczowi: dzieci wożone są na wielogodzinne przygotowania (proboszcza koszty benzyny nie interesują), rodziny zapożyczają się (w końcu jest komunijny kredyt), sprzątają Kościół i okolice, zbierają pieniądze na rozliczne dary („ołtarza”, „grobu” etc), kwiaty (nie mogą być „byle jakie”, zwłaszcza gdy na uroczystościach pojawi się biskup) i prezenty (rower i komputer już nie wystarczą), marzną w i przed Kościołem (o ile bowiem przeciętnego proboszcza stać na rozliczne dobra konsumpcyjne, o tyle rzadko kiedy - na ogrzewanie świątyni).
Od siebie dodam, że w czasie komunii wierni raczej nie marzną przed kościołem (Środa niepotrzebnie pisze "Kościół" z wielkiej litery) ani w kościele, bo w maju w ogóle wierni raczej nie marzną.
Dalej Środa pisze tak:
Polacy są narodem nieufnym, podejrzliwym, zamkniętym w obrębie rodzin, o bardzo niskim kapitale społecznym, zerowej aktywności lokalnej, nikłym zaangażowaniu na rzecz bliźnich, wysokiej przestępczości i odwrotnym do niej poziomie kultury osobistej.
Arek Balwierz (Jospin) podsumowuje Środowe stwierdzenia w ten sposób:
Czyli mamy zamkniętych, nietolerancyjnych, o zerowej aktywności lokalnej chłopów, którzy porzucają prace, zapominają o zmęczeniu i sprzątają kościół i okolice.
Dobra, to tylko taka ciekawostka śmieszna. Środa stawia dalej tezę, że katole to hipokryci. Dlaczego? Ano dlatego, że Moralne elementy wiary katolickiej nie mają żadnego przełożenia na postawy moralne. Katechizacja i nasycanie Polski różnymi rekolekcjami, mszami, krzyżami, modlitwami i sakramentami nie wpływa w ogóle na etyczność Polaków.
I dodaje:
Wiara nie tylko nie przekłada się na moralność, lecz również na wiedzę.
Mnie się wydaje, że wiara jednak jakoś przekłada się na wiedzę, chociażby na wiedzę o tym, co dla Środy jest banialukami. Zresztą - na co przekłada się granie w szachy i studiowanie szachów? Oczywiście na wiedzę, tyle, że jedynie na wiedzę o szachach. Trudno mieć pretensję do Ananda, który jest szachowym majstrem świata, o to, że gościu wymiatając w szachy nie nabywa wiedzy np. z dziedziny fizyki. Nikt też do Ananda pretensji o to nie ma, ale wielu zarzuca katolom to, że wkuwając katolskie brednie nie poszerzają wiedzy właściwej, tej, którą poszerzać powinni. Środa należy do tych wielu i Bóg z nią.
Ciekawa sprawa jest z tym przekładaniem się lub nie, wiary na moralność. Kai Nielsen, filozof, ateista, w książce "Moralność i wiara" pisze:
Aby nakaz boski stał się znaczącą racją moralną dla dokonania zgodnego z nim czynu - nie mówiąc już o rozstrzygającej racji moralnej - musi być przynajmniej wiadomo, że Bóg jest dobry. Człowiek wierzący, rzecz jasna, przekonany jest, iż Bóg jest dobry, lecz jakie ma podstawy, aby w to wierzyć? Jeśli powołuje sie na świadectwa Biblii, budowę świata, postępowanie Jezusa ucieleśniającego dobroć bożą, ujawnia tym samym, iż posiada wcześniejsze logicznie kryterium moralności, dla którego fakt istnienia jakiegoś bóstwa nie jest żadnym uzasadnieniem.
Właśnie. Ciężka sprawa z tą moralnością. Ojciec Bocheński w książce "Między logiką a wiarą", która jest zapisem rozmowy Jana Parysa z Bocheńskim, stwierdza, że to źle, iż wielu ludzi uważa, że religia ma monopol na rozróżnianie dobra od zła. I dalej: Nie jestem moralistą, ale myślę, że istnieje etyka niezależna. Tylko człowiekowi jest nieraz trudno za nią podążać jeśli nie ma podpórki. Religia jest taką podpórką.
Bocheński, rzecz jasna, nie deprecjonuje znaczenia religii, pokazuje tylko, że religia to co innego niż moralność, że wiara to nie to samo co etyka. Brian Davies we "Wprowadzeniu do filozofii religii" pisze:
Przypuśćmy, że zapytamy, czy teista musi uważać Boga za moralnie dobrego. (...) Czy musimy uważać, że wiara w Boga jest wiarą w istnienie moralnie dobrego podmiotu sprawczego? Czy musimy zakładać, że dobroć Boga ma charakter moralny? Wydaje mi się, że istnieją podstawy, aby na te pytania odpowiedzieć przecząco.
Dodaje przy tym, że teologowie nauczając o tym, że Bóg jest dobry nie twierdzą, że dobroć ta ma charakter moralny. Niezły numer. Przydałby się teraz jakiś kumaty teolog, żeby szczegółowiej objaśnić, co Davies ma na myśli.
W każdym razie problem polega na tym, że ludzie stawiają wierze niewłaściwe zarzuty (np. że nie poszerza wiedzy, czy wręcz, że stoi w opozycji do wiedzy) albo mają w stosunku do wiary niewłaściwe oczekiwania (np. że skutkiem wiary powinno być krystaliczne pod względem etycznym życie wierzących).
Ciężko to wszystko połapać, bo na pierwszy rzut oka wygląda na to, że człowiek wierzący powinien być dobrym człowiekiem, a wielu twierdzi, że w religii o to przede wszystkim chodzi. W gadule z Bartkiem (ex-DB) w salonie 24 napisałem:
Poza tym jeszcze to jest krzywe, że zawsze zaczynamy od tego, iż Bóg jest doskonały, dobry, wszechmocny itd. No pewnie jest, bo jak inaczej, ale mnie się to nie podoba, to nazywanie tego, jaki jest Bóg. Skąd wiemy jaki jest Bóg? Przecież możemy Boga ponazywać tylko tak, jak umiemy, i możemy Go ponazywać tylko nazwami, które znamy, które stworzyliśmy, które rozumiemy. I teraz - cała ta zabawa może nie mieć niczego wspólnego z tym, jaki jest Bóg.
To są moje krzywo napisane przemyślenia, natomiast fachowiec, św. Jan od Krzyża ujął to tak:
W tym życiu śmiertelnym żadne poznanie, ani pojęcie nadprzyrodzone, nie może być bezpośrednim środkiem do wzniosłego, miłosnego zjednoczenia z Bogiem.
I dalej:
Musi się więc dusza opróżnić z wszystkiego, co jest w jej mocy. Nawet pod względem rzeczy nadprzyrodzonych, choćby ich wiele otrzymała, musi być oderwana i w ciemnościach. Musi iść jak ślepiec trzymając się ciemnej wiary jako przewodniczki i światła, nie opierając się na żądnej rzeczy, którą poznaje, smakuje, czuje czy wyobraża sobie.
Czy to jest propozycja dla wszystkich? Albo przynajmniej dla wszystkich wierzących? A gdzie tam. Czy to jest w ogóle propozycja? Jasne, że nie. To jest tylko uwaga techniczna. Przerażająca uwaga techniczna. No bo jak zastosować się do tego, co przeraża najbardziej: musi być oderwana i w ciemnościach?
6 komentarzy:
No tak, ale ten św. Jan od Krzyża to miał o tyle łatwiej, że złapał bezpośredni kontakt z Bogiem.
Z jednej strony horror, bo co innego jest sobie "wierzyć" i jakoś tam zyc po swojemu, a co innego jest WIEDZIEĆ i wtedy żyć można już tylko tak, jak trzeba albo się świadomie skazać na potępienie.
Ale z drugiej strony- jednak łatwiej takiemu.
Serwus.
Zabawna ta uwaga o mrozie w maju:-)
"W każdym razie problem polega na tym, że ludzie stawiają wierze niewłaściwe zarzuty".
Przypomina się gadanie o dzieciach, które można by wykarmić za kasę, która poszła na jakiś Licheń czy coś. To tak na mniej wyrafinowanym poziomie.
"religia to co innego niż moralność, że wiara to nie to samo co etyka"
Z tym wielu ludzi ma kłopot. Bierze się to, niestety z samego nauczania Kościoła, który nazbyt często upraszcza Dobrą Nowinę li tylko do postępowania zgodnie z jakimś tam kodeksem zachowań. Chrześcijaństwo oczywiście nie jest systemem etycznym aczkolwiek etykę zawiera, niemniej jest ona wtórna do zasadniczej w chrześcijaństwie sprawy. Moje skromne obserwacje mówią, że sporo niestety tu robi zwykłe, hmm, niedouczenie wielu kapłanów.
Wyobraź sobie wyrus, taką sytuację. Zatrudniam pomoc domową. Przychodzi jakaś babka, siada do pianina zamiast do ścierki i zaczyna grać najpiekniejszego Szopena jakiego słyszałem. Po paru godzinach słuchania pozostaje mi tylko wywalić babkę za drzwi bez pieniędzy. Cóż, nie chodziło mi o to aby grała pięknie jak nikt dotąd.
W tej opowiastce widać jakie to miejsce zajmuje etyka w chrześcijaństwie - nigdy nie będzie jego punktem centralnym; z kolei dla ateuszy:-) etyka punktem centralnym jest, stąd nieporozumienia, stąd fałszywe wobec chrześcijaństwa oczekiwania.
Chociaż tak naprawdę to nie są żadne tam oczekiwania. Ta Środa przecież na nic nie czeka:-) Czepianie się zwykłe, ot co.
pozdr. Andrzej-Łódź
>nicpoń
No miał ten Jan łatwiej (chyba :-) i dlatego napisałem, że jego doświadczenia to nie jest propozycja dla innych ludzi. Pokręcona sprawa to jest :-)
Pozdro.
>Andrzej-Łódź
"Z tym wielu ludzi ma kłopot."
To prawda. Patrz, np. ludzie idą do spowiedzi głównie po to (tak sobie wyobrażam) żeby się dobrze poczuć, jak po wizycie u psychoterapeuty. Mało kto łapie, że spowiedź to jest sakrament.
To prawda, że Kościół przyczynia się do takiego stanu rzeczy, bo często sam traktuje religię przede wszystkim jako jakiś ważny, może nawet najważniejszy fenomen społeczny. Russell i wielu innych mówili, że chrześcijaństwo ma fajne idee, że mogłoby dać wiele dobra społeczeństwu itd. A Kościół przytakuje. I dobrze, tylko Kościół często poprzestaje na tych przytakiwaniach, na tym, że za komuny religia odegrała ważną rolę itd. To wszystko pewnie prawda, ale mnie się takie coś za bardzo nie podoba. Nie mówię, że mam rację, ale że mi się to nie bardzo podoba. Z drugiej strony nie mam pojęcia jak coś, w czym uczestniczy tak wielu ludzi zorganizować w taki sposób, aby ludzie koncentrowali się na istocie sprawy. Takie rzeczy zawsze muszą być jakoś tam rozwodnione.
Pozdro.
Wyrusie,
"Russell i wielu innych mówili, że chrześcijaństwo ma fajne idee, że mogłoby dać wiele dobra społeczeństwu itd. A Kościół przytakuje. I dobrze, tylko Kościół często poprzestaje na tych przytakiwaniach,"
Tu jest własnie pies pogrzebany. Religię, Kościół, mistyczne cialo Chrystusa traktuje sie jako dostawcę usług. Co jest dosyc popierdolonym pomysłem. Wysiłek uzasadniania potrzeby funkcjonowania religii zmierza do wskazania na jakies realne konkrety. Ze to czy tamto jest dzięki temu. Że bez tego czy tamtego byłoby gorzej. I sami sie wpędzamy przez to w pułapki zastawiane przez róznych kieszonkowych Dawkonsów pokroju Quasiego.
A tu sie rzecz zasadza na SACRUM. Bo niby jak, gdyby nagle rozwarły sie niebiosa i pokazałby sie jakis avatar samego Boga i powiedział np. "chuj w dupę wszystkim rudym Niemcom", co, umówmy się, niespecjalnie siedzi w naszych kategoriach etycznomoralnych i wszystkich innych jakoś tam uracjonalnionych, to co, Bóg sie od tego stanie mniej Bogiem? Mistyczna więź zostaje zerwana? Obrazamy się i udajemy, że mieliśmy zbiorową halucynację? Twierdzimy, że byt doskonały sie pomylił?
Wszystko to z załozeniem, że mamy 100% niezachwiana pewność, że słowa "chuj w dupe wszystkim rudym Niemcom" pochodzą od Boga. Tego Boga.
KK i wierni dali sie ateuszom wpuścić w kanal racjonalizmu. Udowadniania swojej pozytywnej misji i takich tam spraw. Waznych, ale w perspektywie sacrum, kwestii drugorzędnych.
I nie będzie żadnej kontrrewolucji dopóki, dopóty nie będzie powrotu do sedna. Do ofiary. Poswięcenia. Do miłości wypływającej z powyzszych a nie z zaspokajania własnych pragnień.
>nicpoń
"KK i wierni dali sie ateuszom wpuścić w kanał racjonalizmu."
Jak najbardziej. Dodałbym - dali się wpuścić w kanał źle pojmowanego racjonalizmu.
Pozdro.
Prześlij komentarz