Pasję według św. Jana autorstwa J. S. Bacha wykonano po raz pierwszy zdaje się w 1729 roku, później jeszcze dwa razy w roku 1736, a później o dziele tym zapomniano. Dopiero Mendelssohn dowiedział się od swojej ciotecznej babki, Sary Levy, że takie dzieło istnieje i znalazł je u Carla Friedricha Zeltera, który był szefem różnych ważnych instytucji muzycznych w Berlinie, bo Zelter miał całą partyturę. Mendelssohn razem z Edouardem Derrientem, aktorem i muzykologiem, wzięli się do roboty i w 1827 roku Pasję wykonano u Mendelssohna w chałupie, a dwa lata później w Singakademie berlińskiej. Po koncercie Zelter wydał u siebie kolację dla berlińskich VIP-ów. Paul Johnson pisze w Twórcach, że na tej kolacji pani Derrient zapytała szeptem Mendelssohna: - Kto to jest ten głupek obok mnie? - Na to Mendelssohn odrzekł: - Ten głupek koło pani to wielki filozof Friedrich Hegel.
statsy
czwartek, 23 października 2008
środa, 15 października 2008
Mogą
Przedwczoraj napisałem trochę o książce Czy sprawiedliwość jest możliwa?, która wyszła nakładem wydawnictwa Impuls. Zacytowałem fragment tekstu Bartuli, zacytowałem też Czerkawskiego, z którego nieco się nalewałem. No i wbił Ultrarecht i powiedział, że on na tej konferencji był (przy okazji - nie wiedziałem, że książka jest zbiorem referatów z jakiejś konferencji - nie znalazłem takiej wzmianki) i że co tam Czerkawski - najśmieszniejsze wystąpienie miał prof. Chmielewski, który domagał się realizacji koncepcji Petera Singera polegającej na opodatkowaniu bogatych po to, żeby biedni mieli lepiej; niektóre podatki miałyby sięgać 90%.
Przeczytałem tekst Adama Chmielwskiego i tam wzmianki o 90% podatkach nie ma (Ultratecht zapewnia, że w wystąpieniu Chmielewski o tych 90% mówił), natomiast rzeczywiście Chmielewski omawia pomysł Singera. Singer wymyślił mianowicie taki chytry plan (od razu zastrzegam, że referuję tekst Chmielewskiego), który opublikował w artykule What Should a Billionaire Give - and What Should You? zamieszczonym w New York Times Magazine 17 grudnia 2006 (skrócone tłumaczenie ukazało się w Gazecie Wyborczej z 30 grudnia 2006 pod tytułem Miliarderzy, podzielcie się! - proszę zwrócić uwagę na kapitalny przekład tytułu). Idea Singera polega na tym, że jakby tak najbogatszym ludziom dołożyć jeszcze podatku, to byłaby kasa dla ludzi najbiedniejszych. Jako człowiek wrażliwy na biedę, ale i na bogactwo innych, Singer wylicza jaki to procent Amerykanów ile zarabia i przedstawia propozycję dotyczącą tego, co należy z tą zarobioną przez ludzi kasą zrobić. Chmielewski przytacza część kalkulacji Singera zawężoną tylko do tzw. góry Pikketty'ego i Saeza (nie mam zielonego pojęcia, o co chodzi), czyli do 10% najbogatszych Amerykanów. Kiedy szczyt tej góry ograniczymy do 0,01% najbogatszych Amerykanów to okaże się, iż ci goście, w sile 14 400 ludzi, zarabiają rocznie średnio po ok. 12.800.000 dolców, przy czym nie mniej niż 5.000.000, co daje nam łącznie nieco ponad 184 miliardy dolarów (sprawdziłem na kalkulatorze i zgadza się). Singer wpadł na to, że jakby tak ludzi tych obłożyć podatkiem 33%, to rocznie możnaby im zabrać 61 miliardów dolców i wylicza, że każdemu z bogaczy po opodatkowaniu zostałoby średnio po 3.300.000 dolarów, a za to przecież idzie żyć. Jakby obłożyć podatkiem 25% 0,1% najbogatszych Amerykanów, to jest około 130.000 ludzi zarabiających rocznie średnio po ok. 2.000.000 dolców, to po roku byłoby z tego 65 miliardów. Singer liczy dalej i liczy, schodzi aż do tych nieudaczników, którzy wyciągają zaledwie po 132.000 baksów (ci podpadliby pod podatek w wysokości 10%) i wychodzi mu, że po roku dałoby radę skroić Amerykanów na około 400 miliardów. Do tego trzeba dodać kolejnych 400 miliardów, o których zdobycie zatroszczyłyby się rządy najbogatszych państw i po dokonaniu tej cholernie ciężkiej, ale jakże potrzebnej roboty, na pomoc ludziom najbiedniejszym można byłoby przekazać 800 miliardów amerykańskich dolarów.
Ultrarecht w komentarzu napisał, iż Bartula podsumowując Chmielewskiego stwierdził, że Chmielewski chyba pomylił konferencję, bo tematem tej konferencji nie jest szukanie odpowiedzi na pytanie "czy można współczuć z całym światem".
Dobra. Singerowi, Chmielewskiemu i wielu innym wydaje się, iż cała rzecz polega na tym, że ludzie pracują sobie pracują, działają działają, a w efekcie tych działań powstaje jakieś dobro, które, powiedzmy po roku, można zmierzyć, sprawiedliwie podzielić i będzie super. Jednym słowem, ludzie ci wierzą w to, że tajemnica tkwi w podziale powstałego dobra i układają różne plany dotyczące tego, w jaki sposób owo dobro dzielić najsprawiedliwiej. Ja, który co prawda również w różne dziwne rzeczy wierzę, nie wierzę w to, w co wierzy Singer i dlatego ani Singerowi, ani Łukaszowi Foltynowi, ani polskiemu rządowi, ani nawet rynkom finansowym nie pomogę. Mnie się wydaje, że żeby ludziom żyło się coraz lepiej, żeby wzrastał ich dobrobyt, to gromadzony kapitał, powstające dobro, muszą wzrastać szybciej niż wzrasta liczba ludzi (czy nawet ilość ludzi, jak mówią w telewizji, obojętnie - państwowej czy założonej przez ojców założycieli). Jedyne co mogę, to przedstawić swój pomysł na polepszenie losu ludzi najbiedniejszych.
Wymyślając swój plan przyjąłem dwa założenia. Pierwsze polega na tym, że bogatymi ludźmi jesteśmy my, np. Europejczycy i Amerykanie, a biedni ludzie żyją na innych kontynentach. Założenie drugie polega na tym, że gdyby tak ludzie biedni żyli na poziomie, na jakim dzisiaj żyją ludzie w Europie i Ameryce, to byłoby super i nie wiadomo nawet, czy czegokolwiek więcej można wymagać - idzie o to, żeby nie kusić losu, gdyż co prawda nie ma takiego x, że x jest Bogiem, ale z losem to już co innego. Przyjąwszy te założenia szybko zrozumiałem, że nie umiem wymyślić niczego sensownego w kwestii podniesienia poziomu życia ludzi najbiedniejszych, albowiem nie znam się na tej dziedzinie zupełnie. Dlatego poprzestałem na skromnej propozycji, o tyle, być może, cennej, że to, co proponuję, było już ćwiczone.
Co powinni zrobić ludzie najbiedniejsi? Otóż ludzie najbiedniejsi powinni przejść drogę, którą przeszli ludzie najbogatsi. Najpierw powinni zrobić sobie Oświecenie, żeby przestać wierzyć w zabobony i zacząć myśleć racjonalnie. Później powinni zacząć ciężko pracować. Powinni zacząć wyzyskiwać siebie nawzajem, pomnażać kapitał, wprowadzać nowe technologie - jednym słowem robić to, co kiedyś zrobili Europejczycy i Amerykanie. Praca, praca, praca, wyzysk, wyzysk, wyzysk, oszczędzanie, oszczędzanie, oszczędzanie - tym powinni zająć się ludzie najbiedniejsi. Nie przyjmować żadnej pomocy od nikogo, nie słuchać ani Misesa, ani Keynesa, tylko pracować, wyzyskiwać się i oszczędzać. W pewnym momencie ludzie najbiedniejsi dojdą do poziomu, do którego doszli kiedyś ludzie w Europie i Ameryce, przy czym oczywiście cały czas będą dysponować rzeczami, których kiedyś nie było - samochodami, komputerami, itd., a zatem będzie im nieco lżej pracować, wyzyskiwać się i oszczędzać. Kiedy już ludzie najbiedniejsi dojdą do poziomu, na jakim dzisiaj żyją ludzie w Europie i w Ameryce, mają dwa wyjścia. Mogą pójść drogą, którą kiedyś poszli ludzie w Europie oraz w Ameryce, czyli mogą wynaleźć socjalizm, wprowadzić przymus ubezpieczeń, przymusowy pobór dzieci do szkoły, mogą wymyślać setki nowych praw, a także prawa te gwarantować w tysiącach dokumentów, a na koniec mogą zmontować Unię Afrykańską, Unię Azjatycką i Unię Latynoską.
Ale ludzie dzisiaj najbiedniejsi, kiedy już dojdą do poziomu, na jakim żyją dzisiaj ludzie w Europie i Ameryce, mogą zrobić co innego. Mogą przecież dalej pracować, ciężko pracować, rzetelnie pracować, efektywnie pracować, mogą wyzyskiwać się, bardzo się wyzyskiwać, mogą oszczędzać, roztropnie oszczędzać, mogą płacić za pracę, dobrze płacić za pracę... Jednym słowem ludzie ci mogą nie ustawać w biegu i raz dwa ludziom żyjącym w Europie i Ameryce zrobić dziurę w dupie.
Przeczytałem tekst Adama Chmielwskiego i tam wzmianki o 90% podatkach nie ma (Ultratecht zapewnia, że w wystąpieniu Chmielewski o tych 90% mówił), natomiast rzeczywiście Chmielewski omawia pomysł Singera. Singer wymyślił mianowicie taki chytry plan (od razu zastrzegam, że referuję tekst Chmielewskiego), który opublikował w artykule What Should a Billionaire Give - and What Should You? zamieszczonym w New York Times Magazine 17 grudnia 2006 (skrócone tłumaczenie ukazało się w Gazecie Wyborczej z 30 grudnia 2006 pod tytułem Miliarderzy, podzielcie się! - proszę zwrócić uwagę na kapitalny przekład tytułu). Idea Singera polega na tym, że jakby tak najbogatszym ludziom dołożyć jeszcze podatku, to byłaby kasa dla ludzi najbiedniejszych. Jako człowiek wrażliwy na biedę, ale i na bogactwo innych, Singer wylicza jaki to procent Amerykanów ile zarabia i przedstawia propozycję dotyczącą tego, co należy z tą zarobioną przez ludzi kasą zrobić. Chmielewski przytacza część kalkulacji Singera zawężoną tylko do tzw. góry Pikketty'ego i Saeza (nie mam zielonego pojęcia, o co chodzi), czyli do 10% najbogatszych Amerykanów. Kiedy szczyt tej góry ograniczymy do 0,01% najbogatszych Amerykanów to okaże się, iż ci goście, w sile 14 400 ludzi, zarabiają rocznie średnio po ok. 12.800.000 dolców, przy czym nie mniej niż 5.000.000, co daje nam łącznie nieco ponad 184 miliardy dolarów (sprawdziłem na kalkulatorze i zgadza się). Singer wpadł na to, że jakby tak ludzi tych obłożyć podatkiem 33%, to rocznie możnaby im zabrać 61 miliardów dolców i wylicza, że każdemu z bogaczy po opodatkowaniu zostałoby średnio po 3.300.000 dolarów, a za to przecież idzie żyć. Jakby obłożyć podatkiem 25% 0,1% najbogatszych Amerykanów, to jest około 130.000 ludzi zarabiających rocznie średnio po ok. 2.000.000 dolców, to po roku byłoby z tego 65 miliardów. Singer liczy dalej i liczy, schodzi aż do tych nieudaczników, którzy wyciągają zaledwie po 132.000 baksów (ci podpadliby pod podatek w wysokości 10%) i wychodzi mu, że po roku dałoby radę skroić Amerykanów na około 400 miliardów. Do tego trzeba dodać kolejnych 400 miliardów, o których zdobycie zatroszczyłyby się rządy najbogatszych państw i po dokonaniu tej cholernie ciężkiej, ale jakże potrzebnej roboty, na pomoc ludziom najbiedniejszym można byłoby przekazać 800 miliardów amerykańskich dolarów.
Ultrarecht w komentarzu napisał, iż Bartula podsumowując Chmielewskiego stwierdził, że Chmielewski chyba pomylił konferencję, bo tematem tej konferencji nie jest szukanie odpowiedzi na pytanie "czy można współczuć z całym światem".
Dobra. Singerowi, Chmielewskiemu i wielu innym wydaje się, iż cała rzecz polega na tym, że ludzie pracują sobie pracują, działają działają, a w efekcie tych działań powstaje jakieś dobro, które, powiedzmy po roku, można zmierzyć, sprawiedliwie podzielić i będzie super. Jednym słowem, ludzie ci wierzą w to, że tajemnica tkwi w podziale powstałego dobra i układają różne plany dotyczące tego, w jaki sposób owo dobro dzielić najsprawiedliwiej. Ja, który co prawda również w różne dziwne rzeczy wierzę, nie wierzę w to, w co wierzy Singer i dlatego ani Singerowi, ani Łukaszowi Foltynowi, ani polskiemu rządowi, ani nawet rynkom finansowym nie pomogę. Mnie się wydaje, że żeby ludziom żyło się coraz lepiej, żeby wzrastał ich dobrobyt, to gromadzony kapitał, powstające dobro, muszą wzrastać szybciej niż wzrasta liczba ludzi (czy nawet ilość ludzi, jak mówią w telewizji, obojętnie - państwowej czy założonej przez ojców założycieli). Jedyne co mogę, to przedstawić swój pomysł na polepszenie losu ludzi najbiedniejszych.
Wymyślając swój plan przyjąłem dwa założenia. Pierwsze polega na tym, że bogatymi ludźmi jesteśmy my, np. Europejczycy i Amerykanie, a biedni ludzie żyją na innych kontynentach. Założenie drugie polega na tym, że gdyby tak ludzie biedni żyli na poziomie, na jakim dzisiaj żyją ludzie w Europie i Ameryce, to byłoby super i nie wiadomo nawet, czy czegokolwiek więcej można wymagać - idzie o to, żeby nie kusić losu, gdyż co prawda nie ma takiego x, że x jest Bogiem, ale z losem to już co innego. Przyjąwszy te założenia szybko zrozumiałem, że nie umiem wymyślić niczego sensownego w kwestii podniesienia poziomu życia ludzi najbiedniejszych, albowiem nie znam się na tej dziedzinie zupełnie. Dlatego poprzestałem na skromnej propozycji, o tyle, być może, cennej, że to, co proponuję, było już ćwiczone.
Co powinni zrobić ludzie najbiedniejsi? Otóż ludzie najbiedniejsi powinni przejść drogę, którą przeszli ludzie najbogatsi. Najpierw powinni zrobić sobie Oświecenie, żeby przestać wierzyć w zabobony i zacząć myśleć racjonalnie. Później powinni zacząć ciężko pracować. Powinni zacząć wyzyskiwać siebie nawzajem, pomnażać kapitał, wprowadzać nowe technologie - jednym słowem robić to, co kiedyś zrobili Europejczycy i Amerykanie. Praca, praca, praca, wyzysk, wyzysk, wyzysk, oszczędzanie, oszczędzanie, oszczędzanie - tym powinni zająć się ludzie najbiedniejsi. Nie przyjmować żadnej pomocy od nikogo, nie słuchać ani Misesa, ani Keynesa, tylko pracować, wyzyskiwać się i oszczędzać. W pewnym momencie ludzie najbiedniejsi dojdą do poziomu, do którego doszli kiedyś ludzie w Europie i Ameryce, przy czym oczywiście cały czas będą dysponować rzeczami, których kiedyś nie było - samochodami, komputerami, itd., a zatem będzie im nieco lżej pracować, wyzyskiwać się i oszczędzać. Kiedy już ludzie najbiedniejsi dojdą do poziomu, na jakim dzisiaj żyją ludzie w Europie i w Ameryce, mają dwa wyjścia. Mogą pójść drogą, którą kiedyś poszli ludzie w Europie oraz w Ameryce, czyli mogą wynaleźć socjalizm, wprowadzić przymus ubezpieczeń, przymusowy pobór dzieci do szkoły, mogą wymyślać setki nowych praw, a także prawa te gwarantować w tysiącach dokumentów, a na koniec mogą zmontować Unię Afrykańską, Unię Azjatycką i Unię Latynoską.
Ale ludzie dzisiaj najbiedniejsi, kiedy już dojdą do poziomu, na jakim żyją dzisiaj ludzie w Europie i Ameryce, mogą zrobić co innego. Mogą przecież dalej pracować, ciężko pracować, rzetelnie pracować, efektywnie pracować, mogą wyzyskiwać się, bardzo się wyzyskiwać, mogą oszczędzać, roztropnie oszczędzać, mogą płacić za pracę, dobrze płacić za pracę... Jednym słowem ludzie ci mogą nie ustawać w biegu i raz dwa ludziom żyjącym w Europie i Ameryce zrobić dziurę w dupie.
niedziela, 12 października 2008
Gorzej i lepiej
Dawniej było gorzej, a teraz jest lepiej. Trudno nie zgodzić się z tą ogólną tezą, aczkolwiek wiadomo, że dawniej, kiedy było gorzej, w niektórych dziedzinach było dużo gorzej, a w innych tylko trochę gorzej. W takim polis na przykład, obowiązywała demokracja i prawie wszyscy byli gejami, ale z drugiej strony istniało niewolnictwo, no i chyba nie było wolnej prasy, więc jasne jest, że w polis było gorzej niż jest teraz.
Są i takie dziedziny, w których dawniej po całości było gorzej, niż jest dzisiaj. Weźmy taką dziedzinę dziewczyńską. Dawniej dziewczęta były zmuszane do ślubu z mężczyznami dziewczętom niemiłymi, a teraz nie muszą wychodzić za mąż. Co więcej, mogą dawać dupy komu tylko chcą, a do tego, o ile są nieletnie, należy im się aborcja, jakby tak już doszło do takiego horrendum, że dziewczyna zaciąży.
Dlaczego dawniej było gorzej, a teraz jest lepiej? Otóż cała tajemnica leży w systemie. Dotychczasowe systemy, różne systemy, społeczne, polityczne i gospodarcze, były złe, a system dzisiejszy jest dobry. Złe były monarchia, feudalizm, państwo wyznaniowe. Narodowy socjalizm był zły, faszyzm był zły i, trzeba o tym mówić otwarcie, komunizm też był trochę zły. No i przede wszystkim zły był kapitalizm. Natomiast dobry jest socjalizm, system obowiązujący dzisiaj. Podkreślam przy tym, że trzeba bardzo uważać, aby nie popełniać pomyłki i nie mylić narodowego socjalizmu z socjalizmem. Dlatego wytłuszczę twierdzenie, które jest istotne: narodowy socjalizm był zły, ale socjalizm jest dobry. Podpowiem od razu, że jest prosty sposób na to, aby nie mylić narodowego socjalizmu z socjalizmem. Sposób ten polega na wyeliminowaniu z dyskursu publicznego terminu narodowy socjalizm i zastąpienie go pojęciem faszyzm.
Dzisiaj chciałbym skupić się na pokazaniu tego, że kapitalizm był - i ciągle jeszcze jest! - zły. Oto czytamy w Dzienniku:
Gołym okiem widać, że kłopot jest. Dziennik niepotrzebnie jednak robi tę oto insynuację, wspominając jak to było trzydzieści lat temu i mieszając do tego Partię Pracy:
ale później już rzetelnie wyjaśnia, na czym kłopot z trupami polega:
Co prawda na koniec Dziennik znowu przypierdala się do Labour Party:
jednak nie musimy wierzyć we wszystko, o czym pisze prasa - w końcu oglądamy telewizję i swój rozum mamy. Z tekstu w Dzienniku wyciągamy jedynie to, co jest ważne i co jest prawdziwe. A co w tym przypadku jest ważne i co jest prawdziwe? Ano to, że kredytów odmawiają zakładom pogrzebowym banki. A kto jest właścicielem banków? Właścicielami banków są kapitaliści. Nie koniec na tym, pytajmy dalej, w imię prawdy: czy właściciele zakładów pogrzebowych są bez winy? Oczywiście, że oni nie są bez winy. Przecież mogliby chować trupy i jednocześnie poczekać na wynagrodzenie te pięć tygodni, ale oni ani nie chowają trupów, ani nie czekają na wynagrodzenie. Dlaczego nie chowają i nie czekają? Odpowiedź na to pytanie jest prosta, wystarczy uświadomić sobie, że właścicielami zakładów pogrzebowych są kapitaliści.
Na koniec powiem, że łatwo jest zbłądzić i stwierdzić, iż skoro w rozwiniętym państwie demokratycznym, państwie opiekuńczym, państwie dobrobytu, państwie należącym do Unii Europejskiej, są takie kłopoty z grzebaniem nieboszczyków, to chyba, mówiąc najogólniej, coś poszło nie tak. Oczywiście można tak stwierdzić, ale stwierdzić tak może jedynie ktoś obdarzony miałkim rozumem, ktoś, kto nie jest w stanie pojąć rzeczy oczywistych, na przykład tego, że świat nie jest taki prosty. Ludzie o miałkich rozumach, ludzie postrzegający świat w czarno-białych barwach, nigdy nie pojmą tego, że i tak teraz jest lepiej niż było dawniej, a to, że są przejściowe kłopoty z grzebaniem trupów wynika z tego, iż mamy postęp. Postęp ten polega na tym, że co prawda nie wiadomo co zrobić z trupami, ale za to nie ma już Świętej Inkwizycji.
Są i takie dziedziny, w których dawniej po całości było gorzej, niż jest dzisiaj. Weźmy taką dziedzinę dziewczyńską. Dawniej dziewczęta były zmuszane do ślubu z mężczyznami dziewczętom niemiłymi, a teraz nie muszą wychodzić za mąż. Co więcej, mogą dawać dupy komu tylko chcą, a do tego, o ile są nieletnie, należy im się aborcja, jakby tak już doszło do takiego horrendum, że dziewczyna zaciąży.
Dlaczego dawniej było gorzej, a teraz jest lepiej? Otóż cała tajemnica leży w systemie. Dotychczasowe systemy, różne systemy, społeczne, polityczne i gospodarcze, były złe, a system dzisiejszy jest dobry. Złe były monarchia, feudalizm, państwo wyznaniowe. Narodowy socjalizm był zły, faszyzm był zły i, trzeba o tym mówić otwarcie, komunizm też był trochę zły. No i przede wszystkim zły był kapitalizm. Natomiast dobry jest socjalizm, system obowiązujący dzisiaj. Podkreślam przy tym, że trzeba bardzo uważać, aby nie popełniać pomyłki i nie mylić narodowego socjalizmu z socjalizmem. Dlatego wytłuszczę twierdzenie, które jest istotne: narodowy socjalizm był zły, ale socjalizm jest dobry. Podpowiem od razu, że jest prosty sposób na to, aby nie mylić narodowego socjalizmu z socjalizmem. Sposób ten polega na wyeliminowaniu z dyskursu publicznego terminu narodowy socjalizm i zastąpienie go pojęciem faszyzm.
Dzisiaj chciałbym skupić się na pokazaniu tego, że kapitalizm był - i ciągle jeszcze jest! - zły. Oto czytamy w Dzienniku:
Widmo przechowywania rozkładających się ciał w zastępczych magazynach zagląda w oczy Brytyjczykom. Zakłady pogrzebowe odwołują zaplanowane pochówki, bo ubogie rodziny nie dostają rządowych pieniędzy na pogrzeby bliskich. To zamknięte koło, bo banki odmawiają przyznawania kredytów na pochówki zarówno rodzinom, jak i zakładom pogrzebowym.
Gołym okiem widać, że kłopot jest. Dziennik niepotrzebnie jednak robi tę oto insynuację, wspominając jak to było trzydzieści lat temu i mieszając do tego Partię Pracy:
"Zima Rozgoryczenia" z przełomu 1978 i 1979 to jeden z bardziej ponurych okresów XX-wiecznej Wielkiej Brytanii. Szalejąca inflacja i przepisy Partii Pracy, ograniczające dopuszczalny wzrost zarobków, doprowadziły do protestów wielu grup zawodowych. Gdy dołączyli do nich grabarze, rada miasta Liverpool musiała wynająć halę fabryczną, w której magazynowano ciała zmarłych. Rozważano nawet chowanie ludzi w morzu.
ale później już rzetelnie wyjaśnia, na czym kłopot z trupami polega:
W niektórych kostnicach ciała leżą już od sierpnia, bo nie ma komu zapłacić za ich pogrzeb. Jeszcze niedawno zakład pogrzebowy mógł wziąć z banku kredyt, pochować zmarłego, a pieniądze od rodziny ściągnąć później. Teraz już nie - banki odmawiają kolejnych pożyczek.
Jak wylicza "Daily Mail", każdego roku o dofinansowanie do pogrzebu ubiega się 27 tysięcy rodzin, co daje łączną sumę około 46 milionów funtów. "Są już setki ludzi w tej sytuacji" - mówi John Weir, przedstawiciel branży pogrzebowej. "Zwykle na rządowe pieniądze czekało się dziesięć dni, teraz co najmniej pięć tygodni" - dodaje.
Co prawda na koniec Dziennik znowu przypierdala się do Labour Party:
Winą za zaistniałą sytuację obarczono rządzącą (podobnie jak w latach 1978-1979) Partię Pracy z premierem Gordonem Brownem na czele. "Tutaj nie ma zwycięzców, tylko przegrani" - mówi Daniel Kawczynski, z pochodzenia Polak, parlamentarzysta z opozycyjnej Partii Konserwatywnej. "Oto stan finansów publicznych pod rządami laburzystów - nie ma za co chować zmarłych. Brak reakcji ze strony rządu jest niewybaczalny" - dodaje.
jednak nie musimy wierzyć we wszystko, o czym pisze prasa - w końcu oglądamy telewizję i swój rozum mamy. Z tekstu w Dzienniku wyciągamy jedynie to, co jest ważne i co jest prawdziwe. A co w tym przypadku jest ważne i co jest prawdziwe? Ano to, że kredytów odmawiają zakładom pogrzebowym banki. A kto jest właścicielem banków? Właścicielami banków są kapitaliści. Nie koniec na tym, pytajmy dalej, w imię prawdy: czy właściciele zakładów pogrzebowych są bez winy? Oczywiście, że oni nie są bez winy. Przecież mogliby chować trupy i jednocześnie poczekać na wynagrodzenie te pięć tygodni, ale oni ani nie chowają trupów, ani nie czekają na wynagrodzenie. Dlaczego nie chowają i nie czekają? Odpowiedź na to pytanie jest prosta, wystarczy uświadomić sobie, że właścicielami zakładów pogrzebowych są kapitaliści.
Na koniec powiem, że łatwo jest zbłądzić i stwierdzić, iż skoro w rozwiniętym państwie demokratycznym, państwie opiekuńczym, państwie dobrobytu, państwie należącym do Unii Europejskiej, są takie kłopoty z grzebaniem nieboszczyków, to chyba, mówiąc najogólniej, coś poszło nie tak. Oczywiście można tak stwierdzić, ale stwierdzić tak może jedynie ktoś obdarzony miałkim rozumem, ktoś, kto nie jest w stanie pojąć rzeczy oczywistych, na przykład tego, że świat nie jest taki prosty. Ludzie o miałkich rozumach, ludzie postrzegający świat w czarno-białych barwach, nigdy nie pojmą tego, że i tak teraz jest lepiej niż było dawniej, a to, że są przejściowe kłopoty z grzebaniem trupów wynika z tego, iż mamy postęp. Postęp ten polega na tym, że co prawda nie wiadomo co zrobić z trupami, ale za to nie ma już Świętej Inkwizycji.
Subskrybuj:
Posty (Atom)