U FYM-a potężna
gaduła na temat ateistów. Tak mówiąc najogólniej :-)) Mocno się z FYM-em pociąłem i w sumie wyszło na to, że ja FYM-a atakuję za to, że on atakuje ateistów. Bardzo ciekawy ten układ :-))
FYM napisał m.in., że
ateista już w punkcie wyjścia swojego światopoglądu jest NIEuczciwy - nie uznaje on prawdy o tym, że człowiek, oprócz tego, że jest istotą myślącą, jest też istotą religijną, że
Ateista, wbrew temu, co sobie uzurpuje, jest człowiekiem o ograniczonych zdolnościach intelektualnych oraz imaginatywnych, że
ateista ma zdeformowany obraz nauki (której usiłuje być wierny) – odrzuca bowiem te obszary nauki, które związane są z badaniami religijności człowieka oraz próbami rekonstrukcji tego, co nadprzyrodzone. Jednym słowem kupę bzdur napisał FYM.
Jedną z najlepszych książek o religii jest
I człowiek stworzył bogów... Pascala Boyera.
Boyer, ateista pełną gębą, pisze o religii opierając się na innym paradygmacie niż ten, którego trzymali się jego wielcy poprzednicy, choćby James czy Eliade. Boyer jest antropologiem, ale w książce kapitalnie popularyzuje badania prowadzone w zakresie kognitywizmu, neurologii, psychologii oraz antropologii. Boyer, przeciwnie do twierdzenia FYM-a, jak najbardziej uznaje, że człowiek jest istotą religijną i nigdy nie odważyłbym się zarzucić Boyerowi, iż ten jest człowiekiem o ograniczonych zdolnościach intelektualnych i że ma zdeformowany obraz nauki. Nie odważyłbym się, bo niby jak mógłbym uzasadnić, że ciemniakiem jest ten profesor Indywidualnej i Kolektywnej pamięci Uniwersytetu Waszyngtona w Saint Louis?
Pascal Boyer - fotka wzięta z jego
strony FYM pisząc, że ateiści są nieuczciwi i ograniczeni intelektualnie, robi to samo co Richard Dawkins, który w wywiadzie dla Przekroju stwierdził, iż wśród ludzi, którzy w jednakowym stopniu mają dostęp do nauki i wiary w Boga Stwórcę, ci którzy wybrali wiarę, są głupsi. Według Dawkinsa głupsi są teiści, według FYM-a ateiści. Dawkinsowi wydaje się, że teiści wierzą w Boga bo się jakichś złych memów najedli, z kolei FYM uważa, że ateiści w Boga nie wierzą, bo już w punkcie wyjścia swojego światopoglądu są NIEuczciwi no i na dodatek są umysłowymi tępakami. A oto, co na temat tych prostych wyobrażeń żywionych przez Dawkinsa, pisze Boyer - tekst Boyera można też, jeśli załapie się o co chodzi, odnieść do wyobrażeń żywionych przez FYM-a:
Religia jest wielka i podniosła, jest istotą życia wielu ludzi, rodzi silne doznania emocjonalne, potrafi pchnąć do zabójstwa lub skłonić do poświęcenia. Chcielibyśmy, aby wyjaśnienie tak spektakularnych praktyk również mogło być spektakularne. Z tych samych przyczyn ludzie, których religia szokuje albo w których wzbudza odrazę, chcieliby, aby istniała jedna jedyna przyczyna tego, co uważają za zbiorową pomyłkę, za skrzyżowanie, na którym tak wiele ludzkich umysłów obiera, że tak powiem, fałszywą drogę. Ale w rzeczywistości taka przyczyna, taki zakręt, nie istnieje. Istnieje natomiast wiele różnorodnych procesów poznawczych, które splatają się, by uczynić idee religijne przekonywającymi.
Napisałem u FYM-a:
Najciekawszym pytaniem jest to: jak to się dzieje, że niektórzy ludzie w Boga wierzą, a inni nie wierzą? I nie ma odpowiedzi na to pytanie.
Na co FYM odpisał:
Może to pytanie jest najciekawsze dla Ciebie, bo dla mnie nie.
To, że dla FYM-a nie jest to ciekawe pytanie, a przynajmniej jeśłi chodzi o dziedzinę, o której gadamy, nie najciekawsze, to widać po FYM-owym tekście. FYM, podobnie zresztą jak mnóstwo innych ludzi, nie rozumie, że jego argumentacja jest kolista. Oto bowiem FYM przyjmuje, że jest Bóg, w którego można wierzyć czy też któremu można zawierzyć i na tym założeniu buduje całą swoją konstrukcję. Żeby móc zaatakować ateistę za to, że ten w Boga nie wierzy, trzeba przyjąć, że Bóg jest, bo inaczej cała ta konstrukcja rozsypuje się w drobny mak. Mnóstwo ludzi nie rozumie, że Quinque viae św. Tomasza to nie żadne dowody na istnienie Boga, tylko swego rodzaju pomoc dla ludzi wierzących. Tomasz po prostu pokazuje, że wiara nie jest czymś głupim, stwierdza, że ludzie wierzący mogą swoją wiarę mocno osadzić na fundamencie, jakim jest doświadczenie.
Tekst FYM-a, atakujący ateistów, jest kapitalnym przykładem tego, o czym w książce Ateizm w sporze z religią napisał Michael J. Buckley.
Buckley, w przeciwieństwie do Boyera, jest teistą, a na dodatek jezuitą (aczkolwiek sam nie wiem i nie wiem, czy ktokolwiek wie, jakiego to rodzaju teistami są jezuici :-)). Buckley stawia tezę, że ateizm jest konieczną konsekwencją takiej religii, która opiera się na dedukcji i empirii, która w dedukcji i empirii szuka swojego uzasadnienia, która chce się "zracjonalizować". Buckley pisze o dziele Cottona Mahlera, który zdołał dokonać podziału "Dwoistej Księgi Boga" na "księgę Stworzeń" i "księgę Pism", utrzymując, że pierwsza pomaga nam w odczytywaniu drugiej.
Mnie się wydaje, że księga Stworzeń w jakiś sposób może pomóc w odczytywaniu księgi Pism, ale najpierw tę drugą księgę trzeba uznać właśnie za księgę Pism, bo z samej księgi Stworzeń do księgi Pism można dojść, ale może też i nie dojść.
Nie chaciałbym, żeby wyszło na to, że Buckley to taki gościu, który nie mogąc obronić religii w sporze z nauką (według Buckleya ten konflikt, o ile istnieje, jest idiotyczny), salwuje się ucieczką i dlatego robię to zastrzeżenie, zanim przytoczę cytat z Without God, Without Creed: The Origins of Unbelief in America Jamesa Turnera, który to cytat Buckley daje u siebie:
Chociaż zarówno nauka, jak i społeczne przeobrażenie wzbudziły duży niepokój, żadne nie spowodowało niedowiarstwa (...) Przeciwnie, to religia spowodowała niedowiarstwo. Próbując dostosować swoje wierzenia do społeczno-gospodarczej zmiany, do nowych moralnych wyzwań, do nowych problemów wiedzy, do zaostrzających się standardów nauki, obrońcy Boga zadusili Go powoli. Jeżeli ktoś może zostać oskarżony jako bogobójca, to nie Karol Darwin, lecz jego przeciwnik, biskup Samuel Wilberforce.
Kapitalne jest to ostatnie zdanie. Kłopot polega na tym, że mało kto rozumie, dlaczego to zdanie jest kapitalne.