U Pospieszalskiego gadali o tym, że bandziory się panoszą, nawet policjantów się nie boją i co robić w tej przykrej sytuacji. Ano, mówili, trzeba żeby surowe sankcje były, żeby gliniarze byli dobrze wyszkoleni i nawet o klarownych ścieżkach awansu w karierze gliniarzy gadali. I na to Piekarska, ta od komunistów, wyjechała z tym, że fajnie, wszystko to potrzebne, o czym u Pospieszalskiego gadają, ale trzeba też postawić istotne pytania: o to, dlaczego ktoś stał się bandziorem, o to, z jakiego środowiska określony bandzior się wywodzi itd. - znana śpiewka.
Wydaje się, że Piekarska gada od czapy, bo co innego sankcje, skuteczna policja, zmotywowana policja, dobre prawo itd., a co innego rozważania psychologiczno - socjologiczno - demagogiczne na temat tego, czy przypadkiem społeczeństwo nie jest winne temu, że Kazik został bandziorem. Piekarska oczywiście gada od czapy, ale poruszyła ciekawą kwestię. Chodzi o surowość kary w kontekście okoliczności, że tak powiem - łagodzących. Albo inaczej - chodzi o kwestię tego, jak kogo karać, biorąc pod uwagę rozmaite konteksty.
O paradoksie związanym z tą kwestią pisze Saul Smilansky. Oto Smilansky wychodzi z założenia, że osoby nieuprzywilejowane zasługują na mniej surową karę, niż osoby uprzywilejowane. Nieuprzywilejowani to ci, którzy wywodzą się z bandziorskich środowisk, z dołów społecznych, ale to takich dołów, że dołów, którzy są biedni itd. Uprzywilejowani to ci, którzy mają dobrą robotę, wysoką pozycję społeczną, kasę itd.
Teza Smilanskiego opiera się na kilku istotnych założeniach. Po pierwsze, że w odniesieniu do jednego przestępstwa niektórych ludzi powinno się karać surowiej, a innych łagodniej. Z tym założeniem z pewnością nie zgodzą się ekstremalni zwolennicy sprawiedliwości wyrównawczej, ale wielu ludzi na to założenie przystanie. Po drugie, że kara ma odstraszać. Myślę, że wielu ludzi zgodzi się z tym, że kara ma odstraszać - ten system stosuje się nawet w stosunku do dzieciaków, które, być może nie wysadzą w powietrze chałupy, kiedy wiedzą, że dostaną w dupę jak się będą bawić kuchenką gazową. Po trzecie, że odstraszające własności kary są różne dla różnych ludzi. Idzie tu o to, że np. gościu zaprawiony w boju mniej się będzie krępował w procederze bandyterki, niż jakiś japiszon, który ma dobrą robotę w korporacji, trzydziestoletni kredyt na karku i bogatego teścia (taki gościu będzie się jeszcze bardziej cykał nagrandzić, kiedy jest u tego teścia zatrudniony).
Kiedy już przyjmie się te założenia, to sprawa przedstawia się tak, że - i to jest pierwsza wersja paradoksu - sprawiedliwość, ogólnie ujęta, będzie wymagać stosowania mniej surowych kar w stosunku do osób, które odstraszyć może tylko kara bardziej surowa.
Mówiąc inaczej - żeby odstraszyć bandziora, trzeba mu zagrozić surowszą karą niż ta, którą wystarczy zagrozić korporacyjnej, dobrze ożenionej mrówce.
Pamiętamy jednak, że w przypadku bandziora możemy znaleźć mnóstwo okoliczności łagodzących, no bo gościu od dziecka żyje między bandziorami, jest biedny itd., natomiast takich okoliczności nie znajdujemy odnośnie japiszona. To niesie za sobą następujące konsekwencje: sprawiedliwie społeczeństwo zapewni, w kontekście przestępczości, korzystniejszą perspektywę osobom, które potrzebują bardziej niekorzystnej perspektywy, jeśli mają być odstraszone od popełnienia przestępstwa.
W mocniejszej wersji teza ta brzmi tak: stopień, w jakim osoba zasłużyła na karę po popełnieniu przestępstwa byłby odwrotnością stopnia, w jakim należałoby ukarać daną osobę w celu odstraszenia jej od popełnienia tego przestępstwa.
Na koniec tych rozważań Smilansky pisze:
Perfekcja może okazać się nieosiągalna, lecz na ogół uważa się, że odstraszanie i zasługiwanie na karę da się pogodzić przynajmniej w pewnym stopniu. Pierwszy paradoks ukazuje, że tak nie jest. Konieczna jest o wiele mroczniejsza analogia. Wyobraźmy sobie świat, w którym, gdy tylko kogoś kochamy, ta osoba nie kocha nas, i vice versa. Lub bardziej dynamiczna wersję, w której im bardziej kogoś kochamy, tym mniej ta osoba kocha nas. Oczywiście, ideałowi wzajemnej miłości nie sposób wtedy sprostać. Sytuacja taka byłaby tragiczna i absurdalna.
Pytanie jest proste: czy można zrobić coś, aby zlikwidować paradoks, o którym pisze Smilansky?
:-)))
Wydaje się, że Piekarska gada od czapy, bo co innego sankcje, skuteczna policja, zmotywowana policja, dobre prawo itd., a co innego rozważania psychologiczno - socjologiczno - demagogiczne na temat tego, czy przypadkiem społeczeństwo nie jest winne temu, że Kazik został bandziorem. Piekarska oczywiście gada od czapy, ale poruszyła ciekawą kwestię. Chodzi o surowość kary w kontekście okoliczności, że tak powiem - łagodzących. Albo inaczej - chodzi o kwestię tego, jak kogo karać, biorąc pod uwagę rozmaite konteksty.
O paradoksie związanym z tą kwestią pisze Saul Smilansky. Oto Smilansky wychodzi z założenia, że osoby nieuprzywilejowane zasługują na mniej surową karę, niż osoby uprzywilejowane. Nieuprzywilejowani to ci, którzy wywodzą się z bandziorskich środowisk, z dołów społecznych, ale to takich dołów, że dołów, którzy są biedni itd. Uprzywilejowani to ci, którzy mają dobrą robotę, wysoką pozycję społeczną, kasę itd.
Teza Smilanskiego opiera się na kilku istotnych założeniach. Po pierwsze, że w odniesieniu do jednego przestępstwa niektórych ludzi powinno się karać surowiej, a innych łagodniej. Z tym założeniem z pewnością nie zgodzą się ekstremalni zwolennicy sprawiedliwości wyrównawczej, ale wielu ludzi na to założenie przystanie. Po drugie, że kara ma odstraszać. Myślę, że wielu ludzi zgodzi się z tym, że kara ma odstraszać - ten system stosuje się nawet w stosunku do dzieciaków, które, być może nie wysadzą w powietrze chałupy, kiedy wiedzą, że dostaną w dupę jak się będą bawić kuchenką gazową. Po trzecie, że odstraszające własności kary są różne dla różnych ludzi. Idzie tu o to, że np. gościu zaprawiony w boju mniej się będzie krępował w procederze bandyterki, niż jakiś japiszon, który ma dobrą robotę w korporacji, trzydziestoletni kredyt na karku i bogatego teścia (taki gościu będzie się jeszcze bardziej cykał nagrandzić, kiedy jest u tego teścia zatrudniony).
Kiedy już przyjmie się te założenia, to sprawa przedstawia się tak, że - i to jest pierwsza wersja paradoksu - sprawiedliwość, ogólnie ujęta, będzie wymagać stosowania mniej surowych kar w stosunku do osób, które odstraszyć może tylko kara bardziej surowa.
Mówiąc inaczej - żeby odstraszyć bandziora, trzeba mu zagrozić surowszą karą niż ta, którą wystarczy zagrozić korporacyjnej, dobrze ożenionej mrówce.
Pamiętamy jednak, że w przypadku bandziora możemy znaleźć mnóstwo okoliczności łagodzących, no bo gościu od dziecka żyje między bandziorami, jest biedny itd., natomiast takich okoliczności nie znajdujemy odnośnie japiszona. To niesie za sobą następujące konsekwencje: sprawiedliwie społeczeństwo zapewni, w kontekście przestępczości, korzystniejszą perspektywę osobom, które potrzebują bardziej niekorzystnej perspektywy, jeśli mają być odstraszone od popełnienia przestępstwa.
W mocniejszej wersji teza ta brzmi tak: stopień, w jakim osoba zasłużyła na karę po popełnieniu przestępstwa byłby odwrotnością stopnia, w jakim należałoby ukarać daną osobę w celu odstraszenia jej od popełnienia tego przestępstwa.
Na koniec tych rozważań Smilansky pisze:
Perfekcja może okazać się nieosiągalna, lecz na ogół uważa się, że odstraszanie i zasługiwanie na karę da się pogodzić przynajmniej w pewnym stopniu. Pierwszy paradoks ukazuje, że tak nie jest. Konieczna jest o wiele mroczniejsza analogia. Wyobraźmy sobie świat, w którym, gdy tylko kogoś kochamy, ta osoba nie kocha nas, i vice versa. Lub bardziej dynamiczna wersję, w której im bardziej kogoś kochamy, tym mniej ta osoba kocha nas. Oczywiście, ideałowi wzajemnej miłości nie sposób wtedy sprostać. Sytuacja taka byłaby tragiczna i absurdalna.
Pytanie jest proste: czy można zrobić coś, aby zlikwidować paradoks, o którym pisze Smilansky?
:-)))
7 komentarzy:
Jeśli zakładając coś dochodzi się do paradoksu to znaczy, że założenie jest niesłuszne. Co tu więcej kombinować?
>GPS
Dobry strzał :-) A teraz: które założenia Smilansky'ego są niesłuszne?
Pozdro.
Wyrusie,
Oba założenia Smilansky’ego tyczące celów kary są sensowne, a to o celowości różnych środków odstraszających w stosunku do różnych ludzi dosyć oczywiste.
Brakuje jednak jeszcze kilku założeń, mianowicie funkcji odpłaty i przywrócenia naruszonego porządku moralnego (za staruszkiem z Królewca).
I teraz może być tak, że w przypadku konkretnego zakapiora te ostanie funkcje przesądzą, czy lepiej iść w sprawiedliwość indywidualną (stopnie winy, zarzucalności etc. – trochę jak zabawa w Pana Boga), czy w odstraszanie. Tzn. oczywiście nie przesądzą wprost, ale jeżeli z nich będzie płynął wniosek dotyczący surowości ukarania, do tej surowości dopasuje się cel prewencyjny vs. „sprawiedliwościowy”.
A Piekarska? Cóż, kilkanaście lat temu przynajmniej ładna była z niej babka ;)
pozdro
>Imhotep
Czyli jak trzeba zrobić? Bo wydaje mi się, że nie całkiem kumam, co piszesz. :-)
Jak czytam, co napisalem, to po prawdzie i ja nie bardzo kumam :)
Zbyt wczesną porą się za komentowanie zabrałem.
A chodziło mi o to, że jest szansa może nie tyle na uniknięcie, co rozmiękczenie paradoksu przez dołożenie do puli innych elementów.
Mamy Janka Nożownika, który zadźgał kobietę i dziecko. I bierzemy pod uwagę:
1. Odpłatę (wniosek: czapa),
2. Przywrócenie porządku moralnego zakłóconego przez morderstwo (wniosek: czapa),
3. odstraszenie Janka na przyszłość (wniosek: czapa, bo kogo, jak kogo, ale Janka się nie da odstraszyć) i wreszcie
4. Janek zasłużył na mniej, bo biedny, miał ojca pijaka i matkę niecnotliwą. (wniosek: dożywocie, przez różnych prawnoczłowieczych oszołomów sprowadzone w praktyce do 8-12 lat).
Wychodzi, że w tym przypadku wnioski płynące z pkt 4. muszą ustąpić przed tymi z pkt 1-3.
Czyli paradoks pozostaje, ale mamy sposób na przezwyciężenie go w praktyce karnej.
Tylko teraz pojawia się pytanie, że skoro zawsze wnioski z pkt. 3 i 4 będą szły w przeciwne strony, to po cholerę w ogóle je brać pod uwagę ;)
Wystarczy stosować to samo prawo za te same postępki do wszystkich.
Ale to za trudne dla lewicowego ętelektualisty.
Dlaczego coś miałoby być proste i zrozumiałe, skoro może być trudne i pokręcone?
Gdzie tu miejsce na wymądrzanie się dla lewicowego ętelektualisty, gdy wszystko jest proste i zrozumiałe?
Skąd brać pieniądze na spłacenie kredytu za plazmę?
Wyrusie,
Artur ma rację. Prawo powinno być
równe dla wszystkich.
Żadnych paradoksów.
Wina -pargraf-kara.
Ślepa Temida.
Niektórzy usiłują zdjąć jej w szczególnych przypadkach opaskę z oczu i jeszcze założyć okulary.
Najlepiej różowe:)
Pozdr
Prześlij komentarz