statsy

wtorek, 29 czerwca 2010

Wakacje

Wakacje. Nie, że w ogóle dla mnie, tylko na blogu wakacje. Wyjeżdżam na Syberię, więc pisać nie będę i nie wiem jak długo. Jakbym miał z komóry klepać tekściory tak, jak Nicpoń klepie, to bym umarł, a jeszcze umierać nie mogę, więc z komóry tekściorów klepać nie będę.

Do następnego, Bracia i Siostry :-)))

poniedziałek, 28 czerwca 2010

Grunt, że ciotka Matylda dysponuje kartką wyborczą

We wczorajszej debacie JarKacz zacynił, że rząd Tuska łamie prawo, bo przeznacza na armię mniej kasy, niż musi. Po mojemu to tak z jedna dwunastotysięczna promila publiczności zakumała, o czym JarKacz mówi. A chodzi o to, że NIK stwierdził, iż rząd Tuska łamie prawo. Oto cytat z Rzepy:

Sytuacja finansowa naszej armii, szczególnie po antykryzysowych cięciach, jest fatalna – uznała Najwyższa Izba Kontroli w raporcie z realizacji budżetu resortu obrony narodowej za ubiegły rok.

W dokumencie, do którego dotarła "Rz", NIK stwierdza wręcz, że doszło do złamania prawa. Dlaczego? Ustawa budżetowa zakłada, że co roku do kasy MON powinno wpłynąć 1,95 proc. PKB. Tymczasem w ubiegłym roku budżet resortu był mniejszy od tej sumy o ok. 2 mld zł
.

Dobra, ale w czym ja widzę problem? Otóż widzę problem w tym, że w dzisiejszych czasach prawie nikt nie kuma, co to jest PRAWO, prawie nikt nie rozumie, co to jest PAŃSTWO PRAWA. Prawie nikt nie łapie, jakie niebezpieczeństwo tkwi w tym, że egzekutywa rządzi, jak chce.  Jak niedawno na takiej fajnej popijawie połączonej z oglądaniem mundialowych meczyków powiedziałem, że rządzi egzekutywa, która PRAWO ma głęboko w dupie, to jedna ciotka Matylda zapytała mnie: - A co to jest egzekutywa?

niedziela, 27 czerwca 2010

Kocham szachy

Miałem Wam tego nie pisać, ale chuj tam - napiszę. Otóż kocham szachy. Kocham szachy, bo w szachach człowiek pracowity wyśle w kosmos śmierdzącego lenia, nawet jeśli śmierdzący leń jest utalentowany jak Roman Polański, czy - wybaczcie żart - Donald Tusk. Kocham szachy, bo szachy wymagają erudycji - w szachach nie pomogą ani tricki, ani sondażownie, ani PR. Kocham szachy, bo w szachach wyniku nie jest w stanie wydrukować żaden sędzia, nawet taki chuj łobaty, jak ten Urugwajczyk, który sędziował meczyk Anglia - Niemcy w 1/8 finału piłkarskich mistrzostw świata 2010.  Kocham szachy, bo w szachach, żeby coś osiągnąć, trzeba być twórczym - w szachach nie wystarczy nie popełniać grubych błędów. Kocham szachy, bo szachy to dyskusja; właśnie tak - dyskusja. Kocham szachy, bo jeszcze nie zdarzyło się, żeby w szachach mistrzem świata został jakiś przygłup. Kocham szachy. Szachy, i tu powtórzę słowa Anatolija Karpowa - to moje życie, ale moje życie to nie tylko szachy.

piątek, 25 czerwca 2010

UWAGA - na końcu notki jest brzydki wyraz

Oto mamy religię w szkołach. Mniejsza teraz o to, że szkoły są przymusowe i finansowane z pieniędzy ludzi, którzy pracują; także tych, którzy nie mają dzieci w wieku szkolnym albo w ogóle dzieci nie mają. No więc jest ta religia w szkołach. Chodzenie na religię jest dobrowolne; to znaczy na razie państwo ani nie nakazuje, ani nie zabrania chodzić dzieciakom na religię, natomiast kazać dzieciom chodzić na religię mogą rodzice, podobnie jak mogą kazać dzieciom ubrać się ciepło, zjeść śniadanie, odrobić lekcje, posprzątać pokój itd. Na razie jeszcze mogą, ale trwają intensywne prace nad tym, żeby rodzice nie mogli rządzić dziećmi, które przecież są państwowe.

Dobra, bo się rozgadałem. Religia jest nieobowiązkowa i wydawałoby się, że to dobrze - jedni na religię chodzą, drudzy nie chodzą i chwatit. Ale nie - to nie jest dobrze. Nie jest dobrze dlatego, że mało dzieciaków na religię nie chodzi, a te które nie chodzą, wytykane są palcami przez te, które chodzą, a kiedy jedne dzieci są wytykane palcami przez drugie dzieci to jest bardzo źle.

Teraz weźmy chemię. Na chemię muszą chodzić wszystkie dzieci, w związku z czym nie ma dzieci, które wytykane są palcami przez inne dzieci za to, że nie chodzą na chemię. I to jest dobrze.  Ludzie wolą przymus od możliwości wyboru - z chemią TYLKO dlatego nie ma kłopotów, że chemia jest przymusowa, a z religią kłopoty są WŁAŚNIE dlatego, że jest dobrowolna. Noż kurwa mać!!!

I tylko krew się gotuje

Wczorajszo-dzisiejsza audycja Warto rozmawiać zaczęła się dość niemrawo ale później to już była fest jazda. Nie ma co gadać - program jest TUTAJ.

A TUTAJ jest zapis posiedzenia podkomisji do spraw transportu lotniczego, przed którą to komisją 6 maja 2010 wystąpił Edmund Klich. O tym wystąpieniu jest mowa w audycji Pospieszalskiego. Wyjaśnienie tytułu mojej notki jest w programie - to słowa Małgorzaty Wassermann, córki ś.p. Zbigniewa Wassermanna.

czwartek, 24 czerwca 2010

Jak to jest z wypowiadaniem wojny?

Wygląda na to, że Jamajka poleciał do tego Afganistanu tylko po to, żeby w sprytny sposób w Armenii spotkać się z Ruskimi. "Opiniotwórcze" media jakoś na ten temat nie szaleją, ale cóż wymagać od "opiniotwórczych" mediów.

Właśnie Petelicki w TVP INFO gada i napierdala w rząd, że aż furczy. Mówi np., że wojskowość to jest resort zabetonowany i dodaje, że Polska nie może być resortowa. Fajnie, tylko kto rozumie, co to jest Polska resortowa i dlaczego resortowa nie powinna być?

Przy tym wszystkim grozi nam, że Jamajka zostanie preziem. OK, niech zostanie. Będą fajne jaja, bo trudno przypuszczać, że Jamajka, jak już go na prezia wyświęcą, stanie się przytomnym człowiekiem. Zastanawiam się, co najgorszego może nas spotkać po tym, jak Jamajka będzie preziem. Niektórzy mówią, że najgorsze będzie to, że Ruscy się u nas zalęgną na dobre. Może i tak, ale pomyślałem sobie, że chuj tam z kopalniami odkrywkowymi, wydrukami z Wikipedii, kaszalotami, długiem publicznym, deficytem i Ruskimi. Ale co będzie, jak Jamajka, który już obwieścił, że Polskę z NATO wyprowadzi, po czym sprostował, że mu się NATO z Afganistanem pomyliło, co nie jest dziwne, bo przecież łatwo się pomylić, albowiem NATO rzeczywiście bardzo jest podobne do Afganistanu, tak jak szachy są podobne do orgazmu, koty do papierosów, Donald Policzmy Głosy Tusk do męża stanu, a Putin do Matki Teresy z Kalkuty - co zatem będzie, jak się Jamajce znowu coś pomyli i facet wypowie komuś wojnę? Nie mam zielonego pojęcia, jakie są u nas procedury wypowiadania wojny, ale wyobrażam sobie, że w ostatecznym rozrachunku tę wojnę wypowiada prezydent. Czy ktoś się orientuje, jak to jest? Czy są jakieś procedury zabezpieczające? Może decyzję o wypowiedzeniu komuś wojny trzeba skonsultować z episkopatem? Albo przeprowadzić w tej sprawie referendum? A może najpierw trzeba wnieść stosowne opłaty skarbowe? Byłbym wdzięczny za wyjaśnienia.

środa, 23 czerwca 2010

Żal

Wydawać by się mogło, że wybory prezydenckie powinny być wspaniałą okazją do przeprowadzenia rzetelnej publicznej debaty na tematy najważniejsze. No bo państwowa "służba zdrowia" się wali, państwowa szkoła jest w ruinie, za chwilę zdechnie ZUS, Ruscy w dobrym dla siebie tempie robią z Polski swoją republikę, Unia Europejska rozpada się i Żabojady oraz Niemiaszki kombinują, jak stworzyć strefę supereuro, co jest klasycznym przykładem ucieczki do przodu.

Wybory prezydenckie mamy. I co? Ano chujów sto. Gada się o tym, czy przemiana JarKacza jest prawdziwa, czy udawana. Gada się o tym, czy JarKacz mówiąc, że Jamajka jest za prywatyzacją "służby zdrowia" jest kłamcą, czy też nie jest. Gada się o in vitro, o parytetach i o tym, czy komuchy to komuchy, czy już tylko lewica. Tu nie idzie tylko o to, że jakieś wyborcze gazety i telewizorki pozakładane przez ojców założycieli kierują debatę w stronę rozmaitych pierdół - bo, że tak powiem - druga strona - też daje dupy po całości. Czy ktoś słyszał w mediach gadułę na temat tego, czy Polska przyjmie czy też nie kartę praw podstawowych, ten eurokołchozowy, komuszy wynalazek? Czy ktoś słyszał, żeby takie prawicowe asy, jak Wildstein czy Pospieszalski, zadały publicznie Jamajce jakieś pytania z listy Aleksandra Ściosa?

Żal.

wtorek, 22 czerwca 2010

Prosty sposób

Ludzie, żeby dowiedzieć się rzeczy, których są ciekawi, a których od wieków nijak dowiedzieć się nie mogą, powinni robić tak: jakiś Waldek umawia się z Wieśkiem, po czym ogłasza publicznie, że Wiesiek to kłamca, bo twierdzi, że istnieje Bóg (albo Yeti). Wiesiek podaje Waldka do sądu. Jakaś sędzina z sądu rejonowego sobie tylko znanym sposobem dowiaduje się, czy Bóg (albo Yeti) istnieje, po czym wydaje wyrok na korzyść Wieśka lub Waldka. I już wszyscy wiemy, czy jest Bóg (albo Yeti).

Żeby załatwiać trudne sprawy, rząd robi tak: wynajmuje jakiegoś Mietka, który publicznie i uporczywie twierdzi, że służba zdrowia jest do dupy, bo rząd jest do dupy. Rząd podaje Mietka do sądu, a tam już odpowiednio rozgrzana sędzina wydaje wyrok, że Mietek jest kłamcą, bo służba zdrowia nie jest do dupy i rząd nie jest do dupy.

Kurwa, że też tak późno wpadliśmy w Polsce na ten prosty, a skuteczny sposób!

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Rozumieć aż do śmierci

Ciotki Matyldy mają to do siebie, że jak się czegoś dowiedzą i jak uznają, że zrozumiały to, czego się dowiedziały, to będą się tego swojego rozumienia trzymać do śmierci, choćby nie wiem co. Weźmy taką brzytwę Ockhama. Jak ciotka Matylda dowie się o brzytwie Ockhama i uzna, że rozumie o co chodzi, to do śmierci będzie twierdzić, iż brzytwa Ockhama polega na tym, że nie ma Pana Boga. To, że Ockham napisał non sunt multiplicanda entia sine necessitate jest nieważne, bo ciotka Matylda nie wie, co napisał Ockham.

***

Stałem sobie w kolejce w sklepie mięsnym po wątróbkę drobiową i serca drobiowe dla kotów - było to w mieście mi obcym i prawie mi nieznanym. I wydarzyło się takie coś, że za mną w kolejce stały dwa młode, na oko wykształcone chłopaki - jeśli były miejscowe, to można powiedzieć, że jak na polskie warunki, były to chłopaki z wielkiego miasta. No i taka jedna babka przede mną chce kupić pół kury, a sklepowa trzyma w każdej ręce po połówce kury i pyta: - Większą czy mniejszą połówkę? - Na to jeden z tych chłopaków mówi do drugiego: - Większa połówka! Ale idiotka!

Chłopak dowiedział się kiedyś, że połówki nie mogą być większe czy mniejsze, bo połówki są sobie równe. No i uznał, że rozumie o co chodzi z tymi połówkami, w związku z czym ta sklepowa to dla niego idiotka. Babka jednak wiedziała co mówi - trzymała w rękach połówki z kur różnej wielkości. Gdyby tę notkę czytała jakaś ciotka Matylda, to wyjaśniam: idzie o to, że pół kury ważącej dwa kilogramy jest większe od połówki kury ważącej kilogram.

***

Na koniec kawał, co mi go kumpel podesłał:

Zapalony radziecki komunista wrócił z wycieczki do Hiszpanii i opowiada o corridzie: Arena cała taka śliczna... na trybunach hiszpańscy mężczyźni, wszyscy tacy eleganccy, spokojni... hiszpańskie kobiety - ładne, spokojne. W końcu wypuścili byka na arenę - wielki taki buhaj, ale też spokojny... I na to wszystko na arenę wyszedł torreador - bardzo elegancko ubrany, przystojny, spokojny... I wyobraźcie sobie - jak tylko toreador wyciągnął flagę Związku Radzieckiego, to wszystkim naraz jakby rozum odjęło!

sobota, 19 czerwca 2010

Co Freisler powiedział w filmie do Meyera

20 stycznia 1942 roku w willi przy Großer Wannsee w Berlinie zebrały się grube hitlerowskie ryby i pod przewodem generała Reinharda Heydricha ustaliły, że trzeba ostatecznie rozwiązać kwestię żydowską. W 2001 roku powstał kapitalny film traktujący o konferencji w Wansee - Ostateczne rozwiązanie [Conspiracy]. Na filmwebie oceniono ten film na 8,4 w skali 1-10. Heydricha gra tam Kenneth Branagh, którego ostatnio oglądam sobie w roli komisarza Wallandera, bohatera powieści Henninga Mankella, a Adolfem Eichmanem jest Stanley Tucci, ten dyrektor lotniska w filmie Terminal.



Akcja filmu toczy się właściwie tylko w willi, poza jedną sceną, w której Heydrich ląduje samolotem, który sam pilotuje. Grube hitlerowskie ryby siedzą przy stole konferencyjnym i kombinują, co zrobić z Żydami - zobaczcie, jak oni to sobie wszystko precyzyjnie planowali. Od czasu do czasu Heydrich robi przerwy - na jedzenie i takie tam, a tak naprawdę Heydrichowi przerwy potrzebne są po to, żeby odpowiednio ustawić tych ludków, którzy mu podczas dyskusji brzęczą nie w tę stronę, co trzeba. Kiedy Heydrich ustawia do pionu tych, którzy krzywo brzęczą, reszta gada sobie w grupach albo w parach. No i jest tam taka gaduła między doktorem Rolandem Freislerem z ministerstwa sprawiedliwości, a doktorem Alfredem Meyerem z ministerstwa okupowanych Ziem Wschodnich (ta scena zaczyna się w 1 godzinie 8 minucie i 16 sekundzie filmu). Freisler mówi do Meyera: - Rosjanie nie są komunistami, mój przyjacielu. Rosjan nie obchodzi, kto nimi rządzi. Mieszkałem pośród nich. Obchodzi ich tylko, czy wódka jest pod ręką i czy mają co pieprzyć. Wtedy mogą zadowoleni siedzieć w gównie przez całe życie. To ich polityka.

Scenariusz filmu napisał Loring Mandel, a reżyserem jest Frank Pierson i ja bym z tymi gośćmi chętnie pogadał na temat tego, skąd oni wzięli tę tezę o ludziach, których nie obchodzi, kto nimi rządzi i którzy mogą, zadowoleni, całe życie siedzieć w gównie.

piątek, 18 czerwca 2010

Napijmy się

Wirtualna Polska donosi:

To pachnie skandalem na skalę międzynarodową. Od tygodni nie możemy się doprosić Rosjan o przekazanie nam szczątków tupolewa, który rozbił się w Smoleńsku. Nie mogą ich zbadać nasi specjaliści, bo rosyjskie władze lekceważą nasze wnioski o zwrot resztek samolotu. Ale Rosjanie sami nie wiedzą, co zrobić z pozostałościami maszyny. I proponują, żeby je zezłomować i przetopić!

– Nie wolno tego robić! Fragmenty samolotu to dowody w śledztwie – oburza się prokurator Mateusz Martyniuk z Prokuratury Generalnej. – To zacieranie śladów – dodaje mecenas Rafał Rogalski, pełnomocnik rodzin ofiar smoleńskiej katastrofy. Czy Rosjanie rzeczywiście mają coś do ukrycia?!

– To absolutnie niebywałe – złości się mecenas Rafał Rogalski. – Wygląda na to, że Rosjanie chcą się po prostu pozbyć dowodów. Taka rzecz nie może mieć miejsca. Wszystkie części muszą zostać przekazane polskim władzom. Rosjanom nie wolno robić z nimi niczego na własną rękę – mówi pełnomocnik rodzin ofiar smoleńskiej katastrofy.

Fajny ten Rogalski. Jak to Rosjanom nie wolno robić z nimi niczego na własną rękę? Nie wolno, bo co? A jak se zrobią na własną rękę, to co? Kto im co zrobi? Czy ten Rogalski z choinki się urwał? Czy on Biblii nie czyta? Wszak św. Paweł Apostoł, występując przed królem Herodem Agryppą II, zacytował słowa Jezusa, które to słowa nie pozostawiają najmniejszej wątpliwości co do kondycji człowieczej: Trudno ci wierzgać przeciwko ościeniowi (Dz 26,14).

No, to napijmy się - pod te niedzielne wybory.

Zupełnie jak

W Lanckoronie była powódź, a później ziemia się osunęła no i sytuacja jest bardzo zła, w związku z czym do Lanckorony pojechał premier Tusk. Właśnie w TVP INFO pokazują lajf na żywo, jak premier Tusk ratuje Lanckoronę. Polega to na tym, że premier Tusk spotkał się w jakiejś klasie szkolnej czy innej salce z mieszkańcami Lanckorony. Premier jest w koszuli i krawacie, ale za to bez marynarki. Obok premiera stoi chyba pani wojewoda. Premier Tusk mówi o zasiłkach dla ludzi i zatroskany pyta, jak to jest z tymi osunięciami ziemi - czy prąd tam jest i woda itd. Przed chwilą premier zapytał jakiegoś profesora, który też jest w salce, co z prądem i z wodą. Profesor poinformował, że trzeba zrobić obejście prądu i wody i wyraził nadzieję, że pani wojewoda z tym problemem poradzi sobie raz dwa. Pani wojewoda powiedziała na to, że OK, oni tam, w województwie, zrobią co trzeba, ale chodzi o to, żeby ich państwo nie zostawiło tak samym sobie. Premier Tusk zapewnił, że państwo ich nie zostawi. O, teraz znowu powiedziała coś pani wojewoda, na co premier Tusk powiedział: - OK.

A teraz jakiś pan zapytał premiera Tuska o coś związanego z czymś, co rzeka może zrobić niebezpiecznego, na co premier Tusk zapytał: - O jakiej rzece mówimy - Cedron? - Wstrzymałem oddech, ale okazało się, że premier trafił - chodzi o Cedron.

Bardzo fajnie radzi sobie premier Tusk w Lanckoronie. Słuchajcie, to nie chodzi o to, że rząd premiera Tuska wywalił jakieś tam pomysły ś.p. Gęsickiej dotyczące inwestycji przeciwpowodziowych, nie o to chodzi, że rząd nic w sprawie zabezpieczenia ludzi przed powodzią nie zrobił, nie o to idzie, że jak już wiadomo było, że będzie powódź i to fest, to rząd premiera Tuska robił ludzi w bambuko wysyłając uspokajające komunikaty, wreszcie nie to jest ważne, że rząd premiera Tuska nie wprowadził jakiś tam dyrektyw przeciwpowodziowych, których to dyrektyw wymaga Komisja Europejska czy coś takiego. Tu nie o to chodzi. Tu chodzi o to, żeby premier jechał do Lanckorony, jak już się w tej Lanckoronie ziemia osunęła. No bo popatrzcie - premier do Lanckorony pojechał, z ludźmi gada, telweizja to pokazuje. Kapitalna sprawa, móc sobie popatrzeć, jak premier Tusk stoi z mikrofonem w ręku i na oczach publiczności zgromadzonej w lanckoronowej salce, a także przed telewizorami, na bieżąco rozwiązuje problemy i ratuje ciężką przecież sytuację. Zupełnie jak premier Putin, kiedy to 10 kwietnia premiera Tuska przytulił, z premierem Tuskiem do namiociku poszedł, z premierem Tuskiem przed monitorem zasiadł i pokazał urbi et orbi, jak się koordynuje niezwykle ważną i skomplikowaną logistycznie akcję.

czwartek, 17 czerwca 2010

Ciotki Matyldy 2

Kiedyś już pisałem o takim jednym fajnym doświadczeniu, ale nie pamiętam gdzie to pisałem :-) No cóż, nawet zdecydowanie młodsi ode mnie, jak choćby marszałek Komorowski, słabują na pamięci, to co dopiero my, dziadki z pokolenia Bertranda Russella :-)))

Doświadczenie było takie, że cwani naukowcy umieścili w pokoju pięć szympansów, pod sufitem powiesili soczystego banana, pod banana podstawili drabinkę. Szympansy od razu właziły na tę drabinkę, żeby sobie banana ściągnąć ze sznurka, a tu zonk - jak tylko który małpiszon (czy to nie jest mowa nienawiści - o szympansach mówić "małpiszony"??) wlazł na drabinę, to dostawał szprycę lodowatej wody, bo ci wredni naukowcy zainstalowali taki fikuśny system, który strzelał wodą do tego, kto na drabinę właził. Małpy szybko zakumały, że nie ma co wchodzić na drabinę. Jak już było widać, że zakumały, to naukowcy zabrali jednego szympansa i wstawili do pokoju nowego gościa, który jak zobaczył tego banana pod sufitem, to od razu wbił na drabinę, a tu niespodzianka - czterej weterani raz dwa spuścili nowemu wpierdol zanim jeszcze zadziałały te działka wodne. Jak już nowy załapał, że na drabinę się nie wchodzi, to naukowcy zabrali drugiego małpiszona z pierwszego składu i wpuścili do pokoju kolejnego nowego. No i wiadomo co się działo - nowy widzi banana, włazi na drabinę, dostaje wpierdol od reszty towarzystwa. Najciekawsze jest to, że kiedy już naukowcy zabrali z pokoju wszystkie szympansy z pierwszej piątki, to te małpy, które  nie miały zielonego pojęcia o wodnej szprycy, która grozi za wejście na drabinę, spuszczały wpierdol każdemu nowemu, który się po drabinie po tego banana wybierał - nie wiedziały dlaczego gościa trzeba obić, ale go obijały.

Ja się na małpach nie znam, ja się tylko dość dobrze znam na kotach, więc nie umiem wytłumaczyć o co biega z tymi szympansami. Trzeba chyba zapytać jakiegoś fachowca od małp.

środa, 16 czerwca 2010

Czerwony jak cegła, rozgrzany jak piec

Onet.pl donosi:

- Sędzia jeszcze jest rozgrzany, załatwimy tę sprawę szybko – tymi słowami Bronisław Komorowski zwrócił się do swoich wyborców, aby zawiadomili go, gdy tylko usłyszą, że ktoś zarzuca mu plany prywatyzacji służby lasów. Kandydat PO przebywa na Krajowym Zjeździe Leśników w Jabłonnie.

Gdyby ktoś nie wierzył, że Komorowski coś takiego powiedział publicznie, to proszę bardzo, tutaj jest materiał TVN-u - wypowiedź Komorowskiego zaczyna się w 1 minucie i 40 sekundzie nagrania.

W sumie dobrze powiedział Komorowski, bo przecież o to chodzi żeby sędzie był rozgrzany i to rozgrzany w dobrą stronę.

Ciotki Matyldy - jak tam Wasza wiara w niezawisłe sądy? :-)))

Radio

Lubię słuchać radia. Radio ma dla mnie gadać, bo muzę to mogę sobie puszczać z płyt. Muza w radiu ma być tłem. Chyba, że to jest państwowa Dwójka - wtedy radio ma porządnie grać, ale i tak musi przy tym sensownie gadać.

Lubię słuchać radia rano, wieczór, we dnie, w nocy, bądź mi zawsze ku pomocy - albo jakoś tędy.  Lubię słuchać radia w samochodzie. Najlepiej słychać Radio Maryja - Rydzykowe radio słychać wszędzie; wybierzcie się na największe zadupie w Polsce, a jedyne radio, które będziecie odbierać, to będzie Radio Maryja. Radio Maryja, poza tym, że je najlepiej słychać, jest najbardziej profesjonalnie prowadzonym radiem w Polsce. Ludki, które mają etaty w różnych mniej lub bardziej śmiesznych radyjkach, typu PR I, PR III, Radio ZET, TOK FM, RFM FM itd., dałyby się pokrajać za to, żeby móc robić na antenie to, co robią w Radiu Maryja różne klechy - ojciec taki, ojciec owaki itd. Te ludki z mniej lub bardziej śmiesznych radyjek nie umieją w swoim zawodzie jednej dziesiątej tego, co umieją Rydzykowe redaktory w sutannach. Ludki z mniej lub bardziej śmiesznych radyjek bardzo wkurwiają się z tego powodu, że w porównaniu z Rydzykowymi klechami gówno umieją i gówno mogą.

Podobnie wygląda sytuacja z telewizorami. Pooglądajcie sobie przez jakiś czas Telewizję Trwam, a później luknijcie na audycję, w której Igor Janke w rozmowie z generałem Petelickim pobił rekord świata w dziedzinie trzęsienia portkami ze strachu przez dziennikarzy. Rozmowa Jankego z Petelickim jest tutaj - oglądajcie od 32 minuty i 25 sekundy.

Na koniec śmiesznostka. Oto słuchałem sobie dzisiaj państwowego Radia Olsztyn i tam gadali o powodzi. Jakiś gościu z jakiejś zalanej wioski opowiadał, że woda po powodzi ciągle stoi i w związku z tym gościu zamiast mieć 100 metrów dzielące jego chałupę od drogi, musi zapierdalać naokoło, co daje trasę długości 500 metrów. A na dodatek, jak mówi gościu, on sam jest rencistą, żona jest słabego zdrowia, a syn chodzi do szkoły.

Mój Boże - gościu jest rencistą, jego żona słabuje na zdrowiu, a ich syn chodzi do szkoły - to gorzej niż jakby ich dopadły wszystkie plagi egipskie naraz.

-----------------------------------------------

DOPISEK

Oczywiście i w innych radiach, poza Radiem Maryja, są asy. Jeśli chcecie posłuchać jak pracuje as, to odpalcie Trójkę kiedy audycję prowadzi Dariusz Bugalski.

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Co powie Wieśka B.?

Mieszkaniec jednego z miast województwa mazowieckiego, Waldek M., powiedział był publicznie, że jeśli chodzi o podejście do gry, to wyraźnie widać, że szachowy mistrz świata, Viswanathan Anand, nie ma instynktu zabójcy (killer instinct) i że kiedy Anand, grając białymi, nie osiągnie w debiucie wyraźnej przewagi, to zadowala się remisem. Waldek M. powołał się na przebieg 11. partii meczu o mistrzostwo świata, w którym to meczu Anand bronił tytułu, a challengerem był Weselin Topałow. Jedenasta partia szła tak:

1.c4 e5 2.Sc3 Sf6 3.Sf3 Sc6 4.g3 d5. Jeden z podstawowych ruchów. Topałow mógł oczywiście zagrać 4...Sd4, co trochę uprościłoby pozycję: 5.Gg2 S:f3 6.G:f3. Można też był grać: 4...Bb4 albo 4...Gc5. 

5.cxd5 Sxd5 6.Gg2 Sb6 7.O-O Ge7 8.a3 O-O 9.b4 Ge6 10.d3 f6. Inna główna opcja to: 10...a5 11.b5 Sd4 12.Sd2 - czarne stoją dobrze, z tym, że absolutnie nie mogą zagrać: 12...Sd5??, bo wtedy białe odpowiedzą: 13.G:d5! G:d5 14.e3 Se6 15.e4 - z wygraniem pionka.

11.Se4!? Nie jest to podstawowe posunięcie, jakkolwiek bardzo przytomne. Białe grają z planem Sc5. Tymczasem czarne odpowiadają niestandardowym: 11...He8!?

Hetman zwalnia pole e8 dla wieży i może pójść na f7 albo h5. Częściej gra się 11...Hd7 albo 11...a5 - interesujące posunięcie; nawet po 12.Sc5 czarne stoją dobrze: 12...G:c5 13.bc Sd5.

Waldek M. stwierdził, że partia ta pokazuje wyraźnie, iż Anand nie osiągnąwszy w debiucie zadowalającej przewagi, grał już na remis, co związane jest z tym, że nie ma instynktu zabójcy. Dalszy przebieg partii był następujący:

12.Sc5 Gxc5 13.bxc5 Sd5 14.Gb2 Wd8 15.Hc2 Sde7 16.Wab1 Ga2 17.Wbc1 Hf7 18.Gc3 Wd7 19.Hb2 Wb8 20.Wfd1 Ge6 21.Wd2 h6 22.Hb1 Sd5 23.Wb2 b6 24.cxb6 cxb6 25.Gd2 Wd6 26.Wbc2 Hd7 27.h4 Wd8 28.Hb5 Sde7 29.Hb2 Gd5 30.Gb4 Sxb4 31.axb4 Wc6 32.b5 Wxc2 33.Wxc2 Ge6 34.d4 e4 35.Sd2 Hxd4 36.Sxe4 Hxb2 37.Wxb2 Kf7 38.e3 g5 39.hxg5 hxg5 40.f4 gxf4 41.exf4 Wd4 42.Kf2 Sf5 43.Gf3 Gd5 44.Sd2 Gxf3 45.Sxf3 Wa4 46.g4 Sd6 47.Kg3 Se4+ 48.Kh4 Sd6 49.Rd2 Sxb5 50.f5 We4 51.Kh5 We3 52.Sh4 Sc3 53.Wd7+ We7 54.Wd3 Se4 55.Sg6 Sc5 56.Wa3 Wd7 57.We3 Kg7 58.g5 b5 59.Sf4 b4 60.g6 b3 61.Wc3 Wd4 62.Wxc5 Wxf4 63.Wc7+ Kg8 64.Wb7 Wf3 65.Wb8+ Kg7 1/2-1/2

Żona Ananda, Aruna, która jest menadżerem mistrza świata, złożyła w sądzie pozew przeciwko Waldkowi M. Aruna na konferencji prasowej zorganizowanej w Nowym Jorku stwierdziła, że Waldek M. jest kłamcą, gdyż Anand nawet gdy nie osiągnie w debiucie wyraźnej przewagi, i tak stara się grać na zwycięstwo. Aruna dobitnie podkreśliła, że jej mąż ma instynkt zabójcy, ale, rzecz jasna, nie w każdej partii odnosi zwycięstwo, gdyż taki jest sport.

Obie strony, czyli Viswanathan Anand oraz Waldek M., dostarczyły już do sądu zapisy partii rozgrywanych przez mistrza świata - zapisy te będą dowodami, na których oprze się sąd. Sprawę z powództwa Viswanathana Ananda przeciwko Waldkowi M. rozstrzygnie Wieśka B., sędzina sądu rejonowego w jednym z miast województwa mazowieckiego.

Debata

Ludzi, którzy plotą o darmowych studiach, poważnie może traktować tylko ten, kto sam wierzy w darmowe studia, albo ten, kto uważa, że ci, którzy plotą o darmowych studiach, stoją na stanowisku, że publiczności trzeba opowiadać takie właśnie dyrdymały, bo inaczej się nie da. Natomiast kto poważnie traktuje Komorowskiego, który zacynił, że Polska wymieni se złotówki na euro w roku 2015 albo 2016, to już nie wiem. Co myślicie - jest ktoś, kto wierzy, że za 5 lat będzie istniało jakieś euro?

Żenada do obejrzenia tutaj.

piątek, 11 czerwca 2010

Apokryf

Nicek opublikował kapitalny 1 List do Korwinian. Świetny ten List, tyle, że to apokryf :-)) Nie wiem, skąd Nicek wziął ten tekst, ale dobrze, że skądś wziął, natomiast powtarzam - jest to apokryf.

Janusz Korwin-Mikke opowiadał, że ś.p. Lech Kaczyński bardzo nie lubił, kiedy ktoś mówił, że on, Lech Kaczyński, jest większym lewicowcem niż jego brat Jarosław. W tej sytuacji Lech Kaczyński, który przecież doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak się sprawy mają, utrzymywał, że Jarosław jest większym od niego, Lecha, prawicowcem. Niby na jedno wychodzi, a jednak doskonale rozumiem, że Lech Kaczyński wolał to swoje określenie :-)

Autor Listu opublikowanego przez Nicka pisze:

Prawica winna być niepodzielną. A przeto upominam was, bracia, abyście byli zgodni i by nie było wśród nas rozłamów, byśmy byli jednego ducha i jednej myśli pamiętając o tem, że polityka jest sztuką osiągania tego, co w danej chwili możliwe, wszytko inne zaś, to przekupniów języki rozwiązłe, ku zgorszeniu wiodące i pętające resztki wolności naszych przez wroga, mocnego karnością szeregów własnych i możnością swych patronów.

Z pewnością byłoby dobrze, gdyby prawica stanowiła jedno - poza prawicą niech sobie będą rozmaite lewice i inne takie, ale jedność prawicy byłaby czymś wspaniałym. Żeby jednak prawica była jednego ducha i jednej myśli, musiałaby wyodrębnić tego jednego ducha i tę jedną myśl. Tymczasem wiadomo, że JarKacz, Jurek, Morawiecki czy JKM nie mają jednego ducha i nie mają jednej myśli. Istotne pytanie jest takie - czy któryś z wymienionych pielęgnuje właściwego ducha i właściwa myśl? Jeśli tak, to który z nich? Jeśli da się powiedzieć, który z tych mężów jest właściwego ducha i właściwej myśli, to pozostali powinni tego właśnie ducha i tę właśnie myśl podzielać. Podobnie jest w Kościele Katolickim - nie chodzi tylko o to, żeby katolicy byli jednego ducha i jednej myśli, ale przede wszystkim o to, żeby pielęgnowali właściwego ducha i właściwą myśl. Kościół nie ugiął się przed manicheizmem tylko dlatego, żeby być jednego ducha i jednej myśli z manichejczykami, a św. Augustyn, który myśl manichejską poznał doskonale, który nawet sam był manichejczykiem, co prawda jako słuchacz jedynie, albowiem nie był zobowiązany do apostolatu, w końcu zrozumiał, że albo się jest jednej myśli i jednego ducha z manichejczykami, albo jest się katolikiem. Od tego czasu napisał pełne pasji dzieła przeciwko manichejczykom, a w Wyznaniach stwierdził po męsku:

W okresie owych dziewięciu lat, od dziewiętnastego do dwudziestego ósmego roku życia, zarówno sam byłem uwodzony jak i innych wodziłem na manowce. Inni mnie oszukiwali i ja oszukiwałem innych pod wpływem różnych ambicji: publicznie tak zwanymi sztukami wyzwolonymi, w skrytości zaś tym, co bezprawnie nazywaliśmy religią.

Autor 1 Listu do Korwinian pyta i jest to istotne pytanie:

Czyż Jurek nosi znamię prawdy?

To pytanie pokazuje, że Autor Listu zdaje sobie sprawę z tego, że prawica to nie ci, którzy się prawicą nazwą, ale ci, którzy mają na względzie Prawdę i do Prawdy dążą - prawica wie, że Prawda nie może rodzić się w rozmowie. Skoro Auto Listu o tym wszystkim wie, to dlaczego nie pokazuje, kto z wielkich mężów - JarKacz, Jurek, JKM czy Morawiecki - ma na względzie Prawdę? Czy Autor Listu się boi?

Niestety, nie ratuje Autora Listu stwierdzenie, że polityka jest sztuką osiągania tego, co w danej chwili możliwe, wszytko inne zaś, to przekupniów języki rozwiązłe. Oczywiście mogłoby być tak, że czterech wielkich mężów tak samo pojmuje Prawdę, do tej samej Prawdy dąży, natomiast wszyscy ci mężowie różnie pojmują sposoby dojścia do Prawdy. Mogłoby tak być, ale tak nie jest. Nie jest dlatego, że mężom tym chodzi o różne cele - nie da się pogodzić celu, jakim jest odgórne zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim, z celem, jakim jest rozwój.  Nie da się pogodzić celu, jakim jest zostawienie ludziom szerokiego pola wolności, z celem, którym jest zaprojektowanie ludziom ich życia, do czego niezbędne jest narzędzie takie, jak redystrybucja. I nie chodzi tylko o to, że JKM rozrabia, a pozostali są pełni mądrości, bo fakty są takie, że każdy z tych czterech mężów występuje osobno i każdy ma jakiś powód, żeby w osobności od innych występować.

1 List do Korwinian jest apokryfem. Jest to tekst dość nowy, napisany w czasach, kiedy umysły ludzi mocno już były skażone lewackimi ideami. hrPonimirski napisał kiedyś jakoś tędy, że według triariusa świat funkcjonuje tak, iż jedni spuszczają wpierdol drugim, a drudzy wpierdol dostają, a bycie prawicą, jak uważa triarius, polega na tym, że się spuszcza drugim wpierdol. Jest to definicja ułomna, definicja, która w świetle doktryny nie wytrzymuje krytyki, no ale doktryna w ogóle coraz słabiej sobie radzi, bo ludzie idą na łatwiznę i stawiają na pragmatykę. Właśnie na pragmatykę postawił Autor Listu nie rozumiejąc, że taka postawa nie sprzyja zachowaniu właściwego ducha i właściwej myśli.

Takie podejście, jakie prezentuje Autor Listu, nie jest niczym nowym. Oto na przełomie III i IV wieku po Chrystusie powstało czternaście listów - rzekoma korespondencja między św. Pawłem Apostołem a Seneką. Zbiór tych listów nosi tytuł Epistolae Senecae, magistri Neronis imperatoris, ad Paulum Apostolum et Pauli ad Senecam. Geneza powstania listów jest taka, że wielu chrześcijanom podobała się nauka Seneki, wielkiego myśliciela, mającego przy tym ogromne wpływy u cesarza (Seneka nawet pożyczał cesarzowi pieniądze) - wielu chrześcijan postawiło na pragmatyzm, no bo przecież chrześcijaństwo funkcjonowało nie w powietrzu, tylko w określonych warunkach politycznych. Niektórzy chrześcijanie fascynowali się myślą Seneki, wręcz utożsamiali tę myśl z myślą chrześcijańską. Długo nie kwestionowano autentyczności listów - jeszcze św. Hieronim i św. Augustyn uważali listy za autentyczne. W końcu wyszło szydło z worka i teraz już wszyscy wiedzą, że korespondencja Pawła i Seneki to apokryfy, a najpiękniej różnicę między duchem i myślą Apostoła Narodów i wielkiego stoika ukazał Concetto Marchiesi, jeden z najgłębszych badaczy myśli Seneki:

Naukę Seneki od religii św. Pawła oddziela przepaść: według Seneki, człowiek zbawia sam siebie dzięki rozumowi, według św. Pawła, zdając się na wiarę, pozwala, aby zbawił go Bóg; w chrześcijaństwie zbawicielem człowieka jest Bóg, w nauce Seneki człowiek jest zbawcą siebie samego; tam cud zstępuje z nieba ku ludzkości, tu wznosi się od duszy ludzkiej ku niebu.

środa, 9 czerwca 2010

Legalizacja dyskursu kobiecego

Popatrzcie na przekaz sączony przez mainstreamowe telewizorki, gazetki i radyjka. Kiedy Ziobro nagadał na doktora G. to raz na zawsze stał się PiS-owskim ministrem. Kiedy Kaczmarka sfilmowali już w tym Marriocie to od razu też stał się PiS-owskim ministrem. Kamiński cały czas był PiS-owskim szefem CBA. Wildstein był i jest PiS-owskim dziennikarzem i Pospieszalski był i jest PiS-owskim dziennikarzem. Natomiast PO-wskich dziennikarzy nie ma. Nie ma w ogóle nikogo PO-wskiego.

Popatrzcie na przekaz sączony przez mainstreamowe telewizorki, gazetki i radyjka. Piloci, którzy prowadzili 10 kwietnia samolot z polską delegacją, byli złymi pilotami. Mieli mało nalatanych godzin, mało trenowali, nie ćwiczyli na symulatorach, nie słuchali ruskich zawiadowców lotniska w Smoleńsku, uparli się, żeby lądować wbrew rozsądkowi, a zapewne ulegali też naciskom. Tacy to byli piloci z tego wojskowego pułku. To wszystko nie sprawia jednak, że szefem obrony narodowej jest Po-owski minister ani że szefem rządu jest PO-wski premier. No nie ma Po-wskich ministrów i nie ma PO-wskiego premiera.



Tomasz Szkudlarek w książce Media. Szkic z filozofii i pedagogiki dystansu powołuje się na Ien Ang, która utrzymuje, że oddziaływanie programu telewizyjnego jest możliwe tylko wtedy, gdy odwołuje się do określonych przyjemności odbiorcy. Ang twierdzi na przykład, że jedną z przyjemności płynących z oglądania seriali jest legalizacja dyskursu kobiecego. O co chodzi z tym dyskursem? Szkudlarek wyjaśnia to tak:

Ten typ narracji jest bowiem w istocie opozycyjny w stosunku do dominującego typu mowy strzegącej dogmatu. Dość powiedzieć, że w narracji kobiecej prawda rodzi się w rozmowie, że nie ma żadnych ustalonych znaczeń, które poprzedzałyby mówienie i że żadna prawda nie jest ostateczna.

Do kaduka, Korwin-Mikke w kółko powtarza, że mężczyźni w przerażającym tempie niewieścieją i wychodzi na to, że ma rację. Bo przecież nie ma PO-wskich ministrów i nie ma PO-wskiego premiera. Nikogo PO-wskiego nie ma.

niedziela, 6 czerwca 2010

Bardziej kumate

Na prawie 600 notek w salonie24 i parę setek tutaj, bodaj raz przytoczyłem swoją konkretną rozmowę z człowiekiem. Zanim tę rozmowę powiesiłem, zapytałem człowieka, czy mogę. Powiedział, że mogę, w końcu nie napisałem tam z kim gadam. W związku z tym, że nie napisałem, z kim gadam, notka nie ma znaczenia, bo każdy może sobie napisać co chce; każdy może napisać coś, czego nie można zweryfikować.

Dzisiaj drugi raz piszę o swoich doświadczeniach z rozmów z ludźmi i będzie jeszcze bardziej ogólnie, bo to nawet nie jest streszczenie jednej, konkretnej rozmowy, tylko takie ogólne bałakanie (albo besidułanie, jak kto woli).

Otóż pytam ja młodych, wykształconych, z wielkich miast, kto rządzi Polską. Oni myślą chwilę i odpowiadają, że Tusk, że chyba Tusk, bo jak nie Tusk, kto niby kto? Raczej nie zdarzają się aż tacy idioci, żeby twierdzić, iż Polską rządzi lud, bo skoro mamy demokrację, to znaczy, że rządzi lud, który jest suwerenem itd.

Kiedy pytam, dlaczego Tusk najpierw powiedział, że jak Grad da dupy z tym dealem ze stoczniami, to Grada wyrzuci z roboty, po czym, jak Grad w sprawie stoczni dał dupy, Tusk Grada z roboty nie wyrzucił, to młodzi, wykształceni, z wielkich miast odpowiadają, że nie wiedzą dlaczego nie odwołał, no ale jakie to ma znaczenie.

Kiedy pytam, kto to jest generał Dukaczewski, to młodzi, wykształceni, z wielkich miast odpowiadają, że nie bardzo wiedzą kto to jest, ale jakie znaczenie ma to, kim jest Dukaczewski.

Kiedy pytam, kto to jest Jamajka Komorowski, to młodzi, wykształceni, z wielkich miast odpowiadają, że co prawda niewiele wiedzą na temat tego, kim Jamajka Komorowski jest, ale ich zdaniem jest to polityk, który łączy a nie dzieli. Rzecz jasna, nie wszyscy młodzi, wykształceni, z wielkich miast są aż takimi idiotami, żeby używać sformułowania łączy a nie dzieli - pośród młodych, wykształconych, z wielkich miast są prawdziwe twardziele i te twardziele mówią, że Jamajka Komorowski to taki facet, który położy kres temu całemu rozpierdolowi - wiecie, że teraz jest rozpierdol, a jak Jamajka Komorowski weźmie się to roboty, to tego rozpierdolu już nie będzie.

Myślę sobie, że te moherowe babki, co to nic innego nie robią, tylko chodzą do sklepów, jedzą, śpią, hodują koty, plotkują, obrabiają dupę sąsiadkom, zapierdalają do kościoła, modlą się i słuchają Rydzykowego radia, są bardziej kumate od młodych, wykształconych, z wielkich miast. 

czwartek, 3 czerwca 2010

Nad tą drogą nad Smoleńsk tak wiele zgasło gwiazd


Czemu ciepły rzuciłeś swój kąt, czemu tak
może nigdy w daleki nie ruszyłbyś marsz
gdyby prawdę o gwiazdach w tym lesie
znał świat



Jaka jest Rosja, carska, sowiecka czy Putinowska, to normalny człowiek wie. Oprócz ludzi normalnych są jeszcze ciotki Matyldy, które faktów nie przyjmują do wiadomości, ale na to nie ma rady: nie ma rady na to, że ciotki Matyldy istnieją i nie ma rady na to, że ciotki Matyldy faktów nie przyjmują do wiadomości. Jakkolwiek trudno uwierzyć w to, że wystarczą jedna gazeta i dwie telewizje założone przez ojców założycieli, aby mnóstwo ludzi przestało przyjmować do wiadomości fakty, to jednak tak właśnie jest - wystarczą jedna gazeta i dwie telewizje założone przez ojców założycieli.

Zapewne większość z tych, którzy 10 kwietnia polecieli do Smoleńska, wiedziała, co to jest Rosja. Mimo to ludzie ci do Smoleńska polecieli. Moim zdaniem ludzie ci popełnili błąd. A nawet dwa błędy. Pierwszy błąd polega na tym, że polecieli. Drugi błąd jest taki - i tu mi się chce wyć i płakać - że zaufali państwu polskiemu.





ROLEX

A niech Bóg błogosławi tego ROLEXA! I Bogu dzięki za tego ROLEXA! A niech szlag trafi tego ROLEXA, gadzinę, za to, że on tak napisać umie!

Ze wszystkich sztuk to wiem tylko, kto zaśpiewać i napisać umie, ale bardziej wiem kto umie napisać, a już kto namalować albo wyrzeźbić umie to nie wiem. No a ten ROLEX, palcem Bożym dotknięty, gadzina jedna, umie napisać. No idźcie Wy na ROLEXOWY blog, co jest tutaj i czytajcie sami. Nie tylko ostatni tekst, o termitach, ale i przedostatni, o Bolku i ROLEXIE, ale i jeszcze poprzedni, ale też i jeszcze poprzednie.

A niech Bóg błogosławi tego ROLEXA! I Bogu dzięki za tego ROLEXA! A niech szlag trafi tego ROLEXA, gadzinę, za to, że on tak napisać umie!

środa, 2 czerwca 2010

Magia

Niektórzy pisarze powiadają, że magia to taka namiastka techniki, a religia to namiastka nauki. Chodzi o to, że dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami, ludzie tłumaczyli sobie działanie różnych rzeczy za pomocą magii, a mechanizmy rządzące światem objaśniali przy pomocy religii. To jest bardzo fajna teza. Ja w magię wierzę, i nie mam nic przeciwko temu, żeby magię kojarzyć z techniką, bo to jest technika, natomiast uważam, że błędem jest niedocenianie magii.

Wielu ludzi nie wierzy w magię, ale ludzie nie wierzą w rozmaite rzeczy. Jest wielu takich, którzy wierzą w Anioły, ale uważają, że Anioły są jakieś takie starodawne, w związku z czym na pewno nie znają się na najnowszych technologiach, np. z pewnością nie znają php czy innych rzeczy, które znają dzisiejsi programiści. Moim zdaniem takie myślenie o Aniołach jest błędne, ale nie umiem udowodnić, że Anioły poradziłyby sobie z php.

Magia to technika i rozumiem to tak, że w magii trzeba być bardzo precyzyjnym. Jeśli magia ma działać, to trzeba ją robić porządnie - jak do sporządzenia jakiejś tam tajemnej mikstury konieczny jest pazur koguta, to musi to być pazur koguta, a nie łabędzia; jak sytuacja wymaga wypowiedzenia jakiejś formuły magicznej, to trzeba wypowiedzieć tę formułę, a nie jakieś głupie parafrazy.

Technika, jak wiadomo, rozwija się. Kiedy ja czytałem takie ruskie pismo dla młodzieży pod tytułem Tiechnika Mołodioży, to była inna technika od tej, która jest dzisiaj. Dzisiejsza technika jest lepsza od tamtej, dawniejszej. Myślę sobie nawet, że dla ludzi, którzy nie mają solidnych podstaw w dziedzinie techniki, to, co wyprawia dzisiejsza technika, może zakrawać na cuda. Weźmy takie czarne skrzynki w samolocie Tu-154, którym to samolotem latał, do czasu, ś.p. Lech Kaczyński,  i weźmy te narządka, za pomocą których rosyjscy specjaliści odczytują zapisy czarnych skrzynek. Wiadomo, że sam samolot był stary i czarne skrzynki były stare. Nie wiadomo, czy mikrofony w samolocie były stare czy nowe. W każdym razie były to takie mikrofony, które podczas feralnego lotu 10 kwietnia co chwilę nie potrafiły zarejestrować tego, co w kabinie pilotów gadali, ale te wszystkie "pierdolę", "pizdy" i "kurwy" zarejestrować potrafiły. Stąd mamy stenogramy takie, jakie mamy. A może to nie o mikrofony chodzi? Może było tak, że mikrofony świetnie ściągały dźwięk, tylko te skrzynki słabo dźwięk zapisywały? Nie wiadomo jeszcze, jak było, ale chyba MAK niedługo rozwieje wszelkie nasze wątpliwości.

Jak było, tak było, ale mnie o co innego idzie. Idzie mi mianowicie o to, że jakkolwiek czarne skrzynki nie zarejestrowały wszystkiego, to jednak zarejestrowały mnóstwo istotnych rzeczy, takich, że tylko gębę rozdziawić i podziwiać. Czarne skrzynki zarejestrowały chociażby to, że o godz. 10:40:59,3 czasu moskiewskiego (8:40:59,3 czasu polskiego) zaczęło być słychać odgłos zderzenia z drzewami. Ten odgłos zderzenia z drzewami było słychać aż do godz. 10:41:04,6 czasu moskiewskiego (8:41:04,6 czasu polskiego). A zatem odgłos zderzenia z drzewami słychać przez 5,3 sekundy (trochę długo, ale nie o tym piszę). Co mamy tu podziwiać? Ano mamy podziwiać to, że czarne skrzynki nie tylko potrafiły zarejestrować odgłos zderzenia z drzewami, ale też to, że narządka odczytujące zapisy z czarnych skrzynek wiedzą, że był to odgłos zderzenia z drzewami. Nie ze skałami, nie ze słoniami, nie z przekupnymi urzędnikami, tylko z drzewami. Nie wiadomo, czy zasługę trzeba przypisać mikrofonom, czarnym skrzynkom, czy tym narządkom, dzięki którym można odczytać zapisy z czarnych skrzynek. Tak czy siak, osiągnięcie jest niesamowite i mam nadzieję, że już niedługo, może nawet jeszcze przed wyborami prezydenckimi w Polsce, strona rosyjska będzie dysponować takimi narzędziami odczytu zapisów z czarnych skrzynek, które pozwolą na stwierdzenie, że od godz. tej a tej, do godz. tej i tej, słychać odgłos zderzenia z brzozą.

Ach, ta magia...

No łazi chłopu po głowie

Myślę, że wielu rozumie, że chłopu łazi po głowie, ale pewnie są też i tacy, którzy nie rozumieją. Nie jest przecież tak, że wszyscy wszystko rozumieją. Teraz nie wiem, co będzie - jakieś fachury od psychologii wezmą się za to, czy jak? Gazety pociągną temat, tak, jak cięgnęły inny temat, ten, że nikt nam nie wmówi, iż białe jest białe, a czarne jest czarne? Tak samo teraz będzie, czy może jakoś inaczej?

Szkoda chłopa, ale z drugiej strony nikt nikomu nie każe pracować w telewizji. Czy może każe?

Ordyński wypalił w 4 minucie 26 sekundzie, ale najlepiej obejrzeć jego wypowiedź od początku - 4 minuta 5 sekunda. Wczorajsza audycja Minęła dwudziesta w TVP INFO - tutaj.

wtorek, 1 czerwca 2010

Do kosza

Właśnie zacynili w TVP INFO, że w 36. Pułku prośby o rozwiązanie kontraktów złożyło 20 ludzi, w tym 11 pilotów. Już obowiązuje wersja, że pilotom chodzi o emerytury. Jedni tę wersję łykają jak pelikan rybę, inni nie łykają. Zobaczymy, co będzie.

Wiadomo natomiast, że mainstreamowe media, podpuszczane przez kogo trzeba, pełną parą pracują nad tym, żeby przekonać publiczność, iż winni katastrofy pod Smoleńskiem są piloci. OK. Winni są piloci. Bo szarżowali, bo nie byli dość dobrze wyszkoleni, bo nie ćwiczyli na symulatorach, bo mieli za mało wylatanych godzin itd. Nikt przy tym nie zauważa, że za to wszystko odpowiada rząd Tuska, a osobliwie ministerstwo Klicha, czyli odpowiadają Tusk i Klich. Choćby ktoś nie wiem jak nienawidził pisiorów, choćby nie wiem jak był do pisiorów zrażony, bo go np. pisowski lekarz nie wyleczył, choćby ktoś nie wiem jak bał się tego, co może stać się z Polską, gdyby prezydentem został Kaczyński, to ten ktoś i tak nie może zaprzeczyć faktom. A fakty są takie, że za PiS-u samoloty się nie rozwalały. Za PiS-u nie zginęło dowództwo lotnictwa. Za PiS-u nie zginęło dwóch prezydentów Polski. Za PiS-u nie zginęli prezes IPN-u, szef BBN-u, prezes NBP, szef kancelarii prezydenta, Rzecznik Praw Obywatelskich, senatorowie, posłowie, dowódcy sił zbrojnych i inni ważni z punktu widzenia państwa ludzie. Oni wszyscy zginęli w katastrofach lotniczych za rządów Tuska i Klicha.

Im bardziej winą za katastrofę pod Smoleńskiem zostaną obarczeni piloci, tym większa wina zaciąży na ich szefach. Czy to tak trudno zrozumieć?

***

Jest taki kawał, jak to właściciel wielkiej firmy kazał swoim ludziom przeprowadzić nabór i wybrać 80 kandydatów do pracy w firmie. Ludzie szefa ciężko popracowali, przeprowadzili ponad 700 rozmów z kandydatami i w końcu wyselekcjonowali tych najlepszych 80. Przychodzą do szefa i kładą mu na biurko aplikacje tej osiemdziesiątki. Szef bierze gdzieś tak połowę tych aplikacji, drze je i wyrzuca do kosza. Jego pracownicy pytają, dlaczego tak zrobił, na co gościu odpowiada: - A po cholerę mi w firmie ludzie, którzy mają pecha?

---------------------------------

DOPISEK

Kaczyński nie poszedł na posiedzenie RBN-u i już wystartowali dyżurni, m.in. Skalski, żeby powiedzieć publiczności, jak to Kaczyński pokazał wreszcie swoje swoje prawdziwe oblicze. Wystartowali, a tu ZONK, bo za chwilę z posiedzenia RBN-u wyszedł Napieralski i teraz trzeba nową wersję układać. Skalski to się tak zapędził, że mu się Rada Bezpieczeństwa Narodowego popierdoliła z Biurem Bezpieczeństwa Narodowego, co jest pokazane na skrinie:


Klikajcie na obrazek to on się powiększy.

Płytki CD

Jedną z podstawowych zasad prawnych jest zasada domniemania niewinności - praesumptio boni viri. Mówiąc po naszemu, praesumptio boni viri to domniemanie przyzwoitości człowieka, domniemanie tego, że człowiek jest dobry. Zasada domniemania niewinności obowiązuje w procesie kontradyktoryjnym, a proces kontradyktoryjny to taki, w którym przed sądem spierają się strony. Inną formą procesu jest proces inkwizycyjny, który polega na tym, że jeden gościu jest jednocześnie prowadzącym dochodzenie, oskarżycielem i wyrokującym. Nie jest tak, że w procesie inkwizycyjnym zasada domniemania niewinności nie może obowiązywać, aczkolwiek inkwizycyjna forma procesu ułatwia stosowanie zasady domniemania winy, co oczywiście jest dla oskarżonego rozwiązaniem gorszym.

Jednym z argumentów za stosowaniem zasady domniemania niewinności jest to, że zasada ta wyrażą pewną prawidłowość statystyczną, przy czym jest to prawidłowość korzystna dla oskarżonego. Na pozór argument ten wydaje się od czapy, bo przecież statystyki pokazują, że większość oskarżonych zostaje uznanych za winnych, to jednak nie o tę prawidłowość chodzi. W tym przypadku idzie to to, że ogromna większość ludzi nie popełnia przestępstw (co w dzisiejszych czasach nie jest to już takie pewne, bo przestępstwami są np. niepłacenie podatku dochodowego czy sprzedawanie bez kasy fiskalnej kartofli i mrożonego mintaja). Dla precyzji twierdzenia można powiedzieć, że nie ma dowodów na to, że większość ludzi popełnia przestępstwa.

Myślę sobie, że i proces kontradyktoryjny i proces inkwizycyjny, mają swoje zalety. W procesie kontradyktoryjnym dobre jest to, że oskarżony jest pełnoprawną stroną i może korzystać z usług prawnika. Taki prawnik, o ile jest dobry, zmusza organa ścigania do pracy na najwyższych obrotach, pilnuje, żeby gliniarze i prokurator nie robili żadnych wałków. To jest bardzo dobre i nie ma co mieć pretensji do adwokatów o to, że bronią nawet zbrodniarzy - bronią, bo taką mają robotę, a robota ta jest bardzo ważna dla systemu prawnego. Z kolei proces inkwizycyjny jest fajny chociażby dlatego, że, tak przynajmniej sobie wyobrażam, nie dopuszcza do sytuacji, kiedy wszyscy wiedzą jak cholera, że jakiś Waldek popełnił przestępstwo, ale sędzia Waldka skazać nie może, bo po drodze ktoś tam nawalił w kwestii formalnej i np. zdobył dowody nielegalnie - przypadek tzw. owoców z zatrutego drzewa (zasada fruit of the poisonous tree w polskim systemie nie obowiązuje).

Myślę sobie, że z tymi procesami i z przyjmowaniem zasady domniemania niewinności to nie jest prosta sprawa. No bo każdy się zgodzi, że rzetelny proces wymaga wysłuchania wszystkich stron i lepiej jest, kiedy sędzia nie zakłada z góry winy oskarżonego. Z drugiej strony, sędzia ma tylko dwie możliwości - albo zakłada winę oskarżonego, albo nie. Moim zdaniem nie da się obronić twierdzenia, że zawsze, w każdym przypadku, "lepiej" jest, kiedy sędzia nie zakłada winy. Czasami są takie sytuacje, że człowiek przyjmując zasadę domniemania niewinności wychodzi na idiotę. Artur Nicpoń napisał kiedyś, że jakby mu dzieciak wrócił ze szkoły do chałupy ze złamanym nosem i podbitym okiem, to on, Nicpoń, za bajki uznałby wyjaśnienia, że dzieciak przewrócił się na wuefie. Zapewne Nicpoń tym mniej wierzyłby w wypadek na wuefie, gdyby wcześniej dzieciak dostał już parę razy bęcki od tych konkretnych gówniarzy, którzy są ze złego nasienia.

Tak więc z tymi domniemaniami winy lub nie winy, sprawa jest dość skomplikowana.

***

Bardzo fajnie, że minister Miller przywiózł płytki CD z zapisami nagrań czarnych skrzynek. No kapitalnie po prostu. Ledwo 51 dni minęło od chwili, kiedy samolot się rozbił, a już mamy w kraju płytki CD. Kto wie, może nawet kiedyś puszczą nam te płytki w telewizji?