Mendel Najdorf, czyli Mieczysław Najdorf, a później Miquel Najdorf, w świecie szachowym znany jako Maestro, to był wielki człowiek i kawał gracza (luknijcie sobie do Wikipedii albo gdzie tam i poczytajcie trochę o tym, kto to był Maestro). W 1939 roku szachowa olimpiada odbywała się w Buenos Aires. W trakcie zawodów wybuchła wojna. Nie wiadomo było, co zrobić, no bo jak tu grać z Niemcami? Organizatorzy ustalili, że jak ktoś chce grać z Niemcami, to niech gra, a jak jakaś drużyna z Niemcami grać nie chce, to nie musi i wtedy do tabeli zapisuje się remis 2:2. Niektórzy z Niemcami grali, inni nie grali, dość, że Niemcy olimpiadę wygrały, a Polska zdobyła srebrny medal i Najdorf w tej drużynie grał.
Maestro do Polski nie wrócił, został w Argentynie, dostał obywatelstwo, wymiatał w szachy i wymiatał w biznesie - nasz mistrz został jednym z najbogatszych obywateli Argentyny.
Najdorf to człowiek bardzo mądry, co przejawiało się w tym, że słuchał innych mądrych ludzi. Na przykład jego babcia ciągle powtarzała, że jeśli idzie o szachy, to lepiej mieć pionka więcej, niż pionka mniej i Najdorf uznając autorytet swojej babci dążył do tego, aby mieć pionka więcej, a nie mniej, aczkolwiek, rzecz jasna, nie był prymitywnym materialistą, czyli materiałożercą - chodzi oczywiście o kontekst szachowy.
Maestro w Argentynie był instytucją - wszyscy go szanowali, a wielu kochało. No i kiedyś grają w Buenos wielki turniej. Najdorf siedzi na trybunach i obserwuje partię Miszy Tala. Tal, mistrz świata, to był taki gościu, co to potrafił poświęcić parę figur i wykończyć przeciwnika. Powiadano, że jak Tak oddaje ci hetmana, to spokojnie możesz poddać partię. Później, kiedy już były mocne kompy, policzono, że niektóre z ofiar Tala były niepoprawne, ale to policzyły najmocniejsze kompy i nie ma to żadnego znaczenia dla przebiegu partii granych przez Miszę i w niczym nie pomagało jego przeciwnikom. Weź tu człowieku graj z tym Talem, który ci figury podstawia, kiedy odpowiedź musisz wymyślić przy desce i cykającym zegarze. Poza tym, jak w swojej książce napisał Kasparow, wcale nie było tak, że Tal szarżował jak głupi, bo w zdecydowanej większości przypadków przed Talem obrony nie było.
Dobra, wracamy do Buenos. Grają sobie, grają i Tal robi jakiś taki ruch dziwaczny, którego nikt nie rozumie. Misza wciska zegar, przeciwnik zaczyna wpadać w panikę (lubię takie grepsy, jak "zaczyna wpadać w panikę", albo "hej, bo się nam zacyna końcyć butelcyna" - ten drugi greps bardziej lubię), publiczność nic nie rozumie i nie wiadomo, co będzie. Maestro gapi się na pozycję, jeszcze bardziej się gapi, i jeszcze trochę się gapi, po czym wstaje, idzie w kierunku sceny, na której grają, ochroniarz usuwa przed Mistrzem ten sznurek ładny, co to zagradza drogę do miejsca gry (w Buenos nie było takiego strażnika czy policjanta, który poszedłby wbrew Najdorfowi), Maestro podchodzi do Tala, całuje go w czoło, po czym wraca na swoje miejsce na trybunach. Jak przeciwnik Tala zobaczył, że Maestro Miszę w czoło pocałował, to zatrzymał zegar i poddał się, bo uznał, że nie ma sensu siedzieć przy desce i marnować czas. Kumaty to był gość, ten przeciwnik Tala.
***
Wczoraj przeczytałem książkę Daniela Tammeta "Urodziłem się pewnego błękitnego dnia" (właściwie to dzisiaj, bo skończyłem czytać koło czwartej nad ranem). Tammet to sawant, gościu z zespołem Aspergera i jakimiś tam objawami autyzmu. Genialny facet. Poczytajcie o nim w Wikipedii, czy gdzie tam, to się przekonacie. Tammet jest chyba pierwszym sawantem, który potrafi opowiedzieć naukowcom o tym, jak funkcjonuje jego umysł, potrafi opowiedzieć o swoim wewnętrznym świecie i to jest niezwykle cenne, bo na przykład Kim Peek, który był wzorem dla twórców filmu "Rain Man", nie potrafi tego wszystkiego opowiedzieć.
Jest bardzo fajny film o Tammecie - "Brainman". Widziałem ten film i bardzo się ucieszyłem, że w zapamiętywaniu pozycji szachowych nie jestem gorszy od Tammeta - powtórzyłem doświadczenie zaprezentowane w filmie przez Tammeta i uzyskałem stuprocentowy wynik, czyli gapiąc się przez trzy minuty albo pięć minut (już nie pamiętam ile to było) na ustawioną na desce pozycję, ustawiłem później tę pozycję bezbłędnie. Ale to tylko w tej dziedzinie dorównuję Tammetowi, bo powiedzieć bezbłędnie 22.514 cyfr liczby pi nie umiem, a Tammet zrobił to w Muzeum Historii Nauki w Oksfordzie - wyliczanka trwała pięć godzin i dziesięć minut.
Tammet jest w pewien sposób genialny, jak postać z "Rain Mana" grana przez Dustina Hoffmana. Ale są dziedziny, w których nie bardzo daje sobie radę. Luknijcie na te fotkę:
zdjęcie z: Daniel Tammet. Urodziłem się pewnego błękitnego dnia. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2010. s. 59.
Otóż Tammet na obrazku po lewej nie widzi litery "A" - widzi tylko litery "H", z których wielkie "A" się składa. Na obrazku po prawej widzi tylko litery "A", natomiast dużej litery "H" nie widzi. Albo ktoś Tammetowi mówi, że pisał w kompie esej ale nacisnął ten cholerny klawisz kasowania, no i klops. Otóż Tammet kuma, że ktoś pisał esej i że nadusił jakiś niedobry klawisz, ale nie kuma, że naduszenie tego cholernego klawisza spowodowało utratę tekstu. Mówiąc w skrócie - Tammet widzi drzewa, ale nie widzi lasu - sam pisze o tym w swojej książce.
Tammet, jakkolwiek genialny w jednych dziedzinach, w innych dziedzinach jest upośledzony. Mnie się wydaje, że wielu ludzi jest upośledzonych tak, jak Tammet, natomiast ludzie ci w żaden sposób, że tak powiem, nie nadrabiają swojego upośledzenia na innych polach. Jak Maestro całuje Tala w czoło, to kumaty człowiek wie, że Tal partię wygrał. Jak Dukaczewski zapowiada w wywiadzie, że w razie wygranej Jamajki on, Dukaczewski, otworzy szampana, to człowiek kumaty wie, że się na Jamajkę nie głosuje. Jak się dostaje na rękę dwa króle, a flop, turn i river są takie, jak na obrazku poniżej
to człowiek kumaty wie, że wygrał, bo nikt nie może go przebić; nikt nie może mieć koloru innego niż piki, gdyż do koloru trzeba pięciu kart w tym samym kolorze i nikt nie może mieć pokera, bo pikowy król leży na stole - jedyne, co ktoś może mieć, to pikowy kolor (nie da się ułożyć sekwencji dającej pikowy straight flash), a kareta kolor bije. Kumaty człowiek w tej sytuacji wyciąga z przeciwników ile się da i z największą przyjemnością obwieszcza: - Ladies and gentelmen: I'm all in.
OK, a jaki z tego mojego pisania wynika wniosek? Otóż nie wiadomo. Przecież nie w każdej powieści kryminalnej musi być jakiś suspens - ja lubię czytać takie książki, które mi się ładnie snują, które pięknie opisują jakąś ciekawą historię, dlatego czytam Jonathana Kellermana i Andrew'a Vachss'ea (Nicek, czytaj Vachss'ea - kiedy ja przeczytałem pierwszą jego książkę, to mnie płuca bolały, pomimo tego, że płuca chyba nie mogą boleć :-); czytaj Vachss'ea, a zobaczysz, o co biega :-)) Ludzie, no chyba się zgodzimy, że nie zawsze musi być kawior?
---------------------------------
DOPISEK
Oglądam sobie w tv, jak krzyż wywalają spod pałacu prezydenckiego. Kurwa mać, wszystko wszystkim, ale żeby katolickie klechy brały udział w tej akcji??!! Ja pierdolę - nie jest dobrze.
---------------------------------
DOPISEK DRUGI
Ale jaja - zostawiają krzyż, przynajmniej na razie. Widać kierownicy naszego kawałka kuli ziemskiej uznali, że jeszcze nie czas na to, aby można było nie cykać się bić ludzi z byle powodu. Skoro jeszcze nie czas na to, to znaczy, że - mówiąc najogólniej - jest jeszcze czas, że mamy jeszcze czas.