statsy

wtorek, 25 stycznia 2011

O prawdzie

Krasnodębski pisze tak:

Tusk "przedraportowy" i Tusk "poraportowy" mówią o Rosji i prowadzonym przez nią śledztwie tak różne rzeczy, że kolejny raz pojawia się pytanie, czy nie mamy do czynienia z poważnym i chronicznym przypadkiem rozszczepienia jaźni.

Ma rację Krasnodębski, że to kolejny raz, a najbardziej spektakularny z tych razów był wtedy, kiedy Tusk zapowiedział, że Grada z roboty wywali za to, że Grad nie umie sprzedać stoczni "Katarczykom", po czym Grada z roboty nie wywalił i tłumaczył to tak:

- Korona mi z głowy nie spadnie, jeśli przyznam, że wycofuję się z wcześniejszej zapowiedzi. Powiedziałem, że minister Grad straci stanowisko, jeśli do końca sierpnia nie znajdzie inwestora dla Stoczni Szczecińskiej. Po długim zastanowieniu zmieniam zdanie.

O Tuska mniejsza, bo ciekawsi są ludzie, którzy Tuskowi albo wierzą albo mu nie wierzą. Oczywiście jedni Tuskowi wierzą, na przykład w to Tuskowe zastanawianie się w sprawie Grada, a inni nie wierzą, bo wierzą w to, że to nie Tusk decyduje o tym, żeby Grada z roboty wyrzucić; ludzie ci wychodzą z założenia, że ojcowie założyciele są ważniejsi nawet od tenorów.

Wydaje się, że w tych sprawach, podobnie zresztą jak we wszystkich innych, idzie o prawdę, tymczasem z prawdą jest taki kłopot, że nie całkiem wiadomo, co to jest, a mówiąc precyzyjniej - problem polega na tym, że różni ludzie różnie prawdę pojmują.

Parę razy wydawało się, że jakiś bardzo mądry człowiek raz na zawsze powiedział, co to jest prawda i że wszyscy raz na zawsze będą się mogli z tym powiedzeniem zgodzić, ale, jak to mówią, to nie jest takie proste. Arystoteles o prawdzie napisał tak:

Jest fałszem powiedzieć o tym, co jest, że nie jest, lub o tym, co nie jest, że jest; jest prawdą powiedzieć o tym, co jest, że jest lub o tym, co nie jest, że nie jest.

Jedni ucieszyli się z tego, że Arystoteles napisał, co napisał, a drudzy powiedzieli, że na cholerę komu taka definicja, skoro prawdziwość zdania potwierdza się tym samym zdaniem.

Od Arystotelesa minęło parę lat i oto Poncjusz Piłat zapytał o prawdę Jezusa. Autor Czwartej Ewangelii (niekoniecznie jest to Jan Apostoł, ale to osobny temat) opisuje tę scenę tak:

Powiedział Mu Piłat:
- Jesteś więc królem?
- Tak, jestem królem - odrzekł Jezus. - Jam się po to narodził i po to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mego głosu.
Mówi Mu Piłat:
- Co to jest prawda?
Po tych słowach wyszedł znowu do Judejczyków.

(J 18,37-38)

Jezus zatem nie odpowiedział Piłatowi, aczkolwiek w innym miejscu na pytanie Tomasza:

- Panie, nie wiemy dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?

powiada:

- Ja jestem drogą prawdziwą do życia. Każdy dochodzi do Ojca tylko przeze mnie.
(J 14,5-6)

Po Jezusie minęło trochę wieków i wreszcie pojawił się Alfred Tarski, który przedstawił swoją definicję prawdy, oznajmiając, że "śnieg jest biały" jest prawdziwe wtedy i tylko wtedy, gdy śnieg jest biały, albo inaczej: Zdanie "Grass is green" jest prawdziwe wtedy i tylko wtedy, gdy trawa jest zielona.

Niektórzy ludzie bardzo się ucieszyli na wieść o tym, że Tarski nareszcie porządną definicję prawdy wynalazł, ale szybko radość ich zgasła, bo okazało się, że Tarski stwierdził, iż w języku potocznym o prawdzie nie da się zasadnie mówić, bo tu potrzebny jest metajęzyk. Tarski pisze:

Aby podać poprawną i zgodną z naszymi intuicjami definicję prawdziwości zdania z pewnego systemu dedukcyjnego, odróżniamy przede wszystkim język, o którym mówimy i język, w którym mówimy.

Rzecz jasna metajęzyk to jest ten język, w którym mówimy (a ja Tarskiego ukochałem za owo "zgodną z naszymi intuicjami").

Między Arystotelesem a Tarskim był św. Tomasz z Akwinu, który w Sumie teologii przywołał definicję prawdy przypisywaną Izaakowi Israelemu:

Prawda to zgodność rzeczy i umysłu (veritas est adaequatio rei et intellectus).

Tomasz zdaje się uważał, że tę definicję Izaak Israeli umieścił w swoim dziele De definitionibus, ale jak w książce Koniec prawdy absolutnej pisze Tadeusz Bartoś, w tym dziele Izaaka owej definicji nie ma. Ja Izaaka nie czytałem, a Bartosiowi w tej kwestii wierzę.

Nie jest istotne, czy Izaak Israeli napisał, co niektórzy myślą, że napisał, bo Tomasz nie zatrzymuje się na tej sławnej definicji, tylko ją uzupełnia i mówi, że prawda to nie jest zgodność rzeczy z intelektem, tylko jest to sąd tę zgodność stwierdzający. W Komentarzu do Metafizyki Arystotelesa Tomasz pisze (tłumaczenie jest Bartosia):

Intelekt ma w sobie podobiznę rzeczy poznanej intelektualnie dzięki temu, że uchwytuje treści tego, co niezłożone; jednak stwierdza to podobieństwo nie dzięki [temu aktowi uchwytywania tego, co niezłożone, ale w akcie łączenia i dzielenia. Jeśli bowiem intelekt uchwytuje to, czym jest śmiertelne zwierzę rozumne, [oznacza to], że posiada on w sobie podobiznę człowieka. Jednak nie z tego bierze się fakt, że poznaje on tę podobiznę, ponieważ nie stwierdza, że człowiek jest zwierzęciem rozumnym i śmiertelnym. I dlatego jedynie w owym drugim działaniu intelekt jest prawdziwy lub fałszywy, przez co posiada nie tylko podobieństwo rzeczy poznanej, lecz także dokonuje refleksji nad ową podobizną, stwierdzając ją i poznając. Wynika więc z powyższego, że prawda nie jest w rzeczach, lecz jedynie w umyśle, a także w składaniu i rozkładaniu.

Ho, ho, ho! - można by zawołać po przeczytaniu tego, że prawda nie jest w rzeczach, lecz jedynie w umyśle. To jak to, można zapytać, czyżby Tomasz nie wierzył, że istnieje jakaś prawdziwa prawda, taka, której nie da się podważyć? Uspokajam wszystkich tomistów, chrześcijan i ludzi dobrej woli, że Tomasz w prawdę wierzył, w prawdę niezmienną, odwieczną, boską, taką, która człowiekowi na tym łez padole nie jest dana; to osobny, bardzo ciekawy temat, na który dzisiaj nie mamy czasu. Wracajmy zatem do tej prawdy, którą ma człowiek. Tomaszowi idzie o to, że intelekt najpierw pojmuje, czyli tworzy pojęcie, później buduje sądy, a te mogą być prawdziwe lub fałszywe, wreszcie na koniec intelekt łączy sądy, czyli wnioskuje, rozumuje.

O Tomaszu napisałem, co napisałem, idąc za Bartosiem, bo raz, że Bartoś ciekawie napisał, a dwa, że na Akwinacie nie znam się aż tak bardzo, żeby o nim mądre mądrości wygłaszać.

Uwaga, podchodzę do lądowania i mam nadzieję, że jestem na ścieżce i na kursie!

Gdyby przyjąć, że Tomaszowa teoria o tym, iż prawda nie jest określonym stanem rzeczy, tylko działaniem intelektu, czyli czynnością polegającą na stwierdzeniu zgodności własnych sądów z tymże stanem rzeczy, to wydaje się, że cała sprawa jest bardzo prosta - wystarczy tylko poznać stan rzeczy i prawidłowo wnioskować, a na bank dojdzie się do prawdy. Owszem, tak się wydaje, ale znowu mamy kłopot i to podwójny - po pierwsze z poznawaniem stanu rzeczy, a po drugie z wnioskowaniem. Już Leibniz powiedział, że nie da się prowadzić debat parlamentarnych w formie sylogizmów, bo to by za długo trwało; nie jestem pewien, czy Leibniz mówił cokolwiek na temat tego, że wielu parlamentarzystów nie byłoby w stanie prowadzić takich debat ze względu na uszczerbki swojego intelektu. Te uszczerbki intelektu nie dotyczą zresztą tylko parlamentarzystów. Parę tygodni temu wziąłem udział w gadule w salonie24. Jakiś chłopak, jak najbardziej racjonalista, napisał, żebyśmy przyjęli hipotezę roboczą, w myśl której w Smoleńsku dokonano zamachu, a Ruscy zamiast prowadzić porządne śledztwo kręcą w tej sprawie jak szaleni. Po czym napisał, że hipotezy o zamachu i tak nie da się obronić, bo przecież  ze stenogramów wynika, że coś tam, coś tam. Kiedy ja napisałem, że kiedy przyjmiemy, iż Ruscy kręcą, to idiotyzmem jest powoływać się na stenogramy podane do wierzenie właśnie przez Ruskich, chłopak już nie odpowiedział.

OK, nie udało się wylądować, ale to nic - odejdę na drugi krąg, pokołuję trochę i podejdę drugi raz. Wracam do teorii Tomasza. Pytaniem istotnym jest pytanie o to, jak to się dzieje, że ludzie widząc stan rzeczy, czyli widząc, jak jest, nie są w stanie stwierdzić istnienia zgodności rzeczy z intelektem, niejako zgodzić się na tę zgodność. Jak to jest, że ludzie nie umieją wykonać tego ostatniego, zdawałoby się, najłatwiejszego kroku? Czy jest to tylko kwestia, że tak powiem, jakości umysłu, jego sprawności? Chyba nie, bo przecież jest mnóstwo ludzi o potężnych umysłach, którzy jednak tego ostatniego kroku wykonać nie potrafią, ba, są nawet świetni logicy, którzy głosują na PO! O co zatem chodzi?

Tego Wam nie powiem, jeśli chcecie się dowiedzieć to pytajcie specjalistów :-)))

14 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Wałęsa był za, a nawet przeciw.

PO zwalcza radary i zwiększa ich liczbę.

Jak widać, tradycję mamy bogatą, czyli na świętego Marcina jest śnieg, albo go ni ma.

pozdr.

Unknown pisze...

" jak to się dzieje, że ludzie widząc stan rzeczy,... " -

- jezeli dwie osoby patrza na to samo to czy widza to samo ?

Czy to co widzimy nie jest czasami funkcja naszej swiadomosci ( bo przeciez oprocz tego czysto fizycznego postrzegania jest jeszcze to 'cos') ?

wyrus pisze...

>Andrzej-ŁÓdź; bob

Wszystko być może, dlatego taki jest kłopot :-)

Unknown pisze...

> wyrus.
Zonglerow ( prawda) jest ci pod dostatkiem ( vide 10.04 )!

... pojmowanie prawdy odwrocilo moje jej postrzeganie obejrzenie filmu Kurosawy o zbrodni na rozstaju drog, widzianej oczami trzech swiadkow.
Dla mnie, mlodego wtedy czlowieka byl to poznawczy szok - ... i tak mi zostalo do dzisiaj.

Anonimowy pisze...

Tak przy okazji, co sądzisz o tym, co powiedział Piłat?

Celowo nie piszę: "co sądzisz o pytaniu Piłata", przecież nie do końca wiemy, czy było to pytanie.

Jeden niekiepski facet powiedział mi kiedyś, że wg niego Piłat nie pytał, a jedynie prychnął sobie lub westchnął z politowaniem - "cóż to niby jest ta prawda".

Przeczy temu co prawda Mateuszowy pytajnik, ale z drugiej strony Jezus Piłatowi nie odpowiedział. Czy zachowałby się tak, gdyby Piłat autentycznie prawdy szukał? Lekceważące prychnięcie nie zasługuje na więcej niż milczenie.

pozdr.

marta.luter pisze...

Wyrusie,
Bardzo ciekawie piszesz.
Też mnie zastanawia jak to jest ,że ludzie mając te same informacje (przesłanki) dochodzą do tak różnych wniosków.
Ciekawe jak wyglądałyby wnioski dotyczące katastrofy smoleńskiej poprzedzone klasycznym rozumowaniem zgodnie z zasadami logiki . Z wyłączeniem intuicji , obserwacji i doświadczenia - gdy ważna jest jedynie forma rozumowania a nie jego treść.
Teraz wszystkie opinie , jak sądzę , obarczone są różnymi innymi prawdami. To one również mniej lub bardziej brane są za przesłanki.
Stąd różnice wnioskowania.
Pomijam osobników z zaburzeniami myślenia jak urojenia, idee nadwartościowe , natręctwa i tych z nadmierną lub osłabioną dynamiką
"kumania".
Potrafiłbyś ? :)
Pozdr

wyrus pisze...

>Andrzej-Łódź

"Tak przy okazji, co sądzisz o tym, co powiedział Piłat?"

Nie wiem. Różnie może być. Nie znalazłem porządnych komentarzy na temat tego fragmentu Ewangelii. Jakbym musiał, to napisałbym o tym jakiś tekst, przedstawił swoją wersję, ale cieszę się, że na razie nie muszę :-)) Kiedyś pewnie w końcu napiszę :-)

wyrus pisze...

>marta.luter

"Potrafiłbyś ? :)"

Nie. W sprawie Smoleńska nie, bo to się nie da. Gówno wiemy co tam było, bo przecież nie możemy opierać się na tym, co nam Ruscy podrzucają.

Rzecz jasna są ludzie, którzy wiedzą jak było, ale jak zrobić, żeby powiedzieli? Przecież nie wiadomo nawet, czy Tusk wie, o co chodzi, a to, że taki Putin wie nie ma dla nas najmniejszego znaczenia. Jednym słowem - sytuacja jest do dupy.

Pozdro.

marta.luter pisze...

Wyrusie,
"Sytuacja jest do dupy"
Właśnie.
Se możemy:)
Dlatego tak jedni jak i drudzy wodzimy się za łby , bo wszyscy możemy opierać się na przesłankach nijak nie predystynowanych do jakiegokolwiek logicznego wywodu.
Zostaje "węch" a tu - każdy ma inny.
Pozdr

Amin pisze...

@wyrus

"Rzecz jasna są ludzie, którzy wiedzą jak było, ale jak zrobić, żeby powiedzieli?"

Czekać.

No bo kto to jest ten kto wie? Amerykanie? No pewnie, że Amerykanie. Chińczycy? Stawiam dolary przeciw orzechom, że Chińczycy też wiedzą. Może wiedzą też Francuzi lub Anglicy lub Hindusi, ale przyjmijmy że nie wiedzą.

Stare przysłowie pszczół mówi, że trzech ludzi potrafi dochować wspólnej tajemnicy pod warunkiem, że dwaj z nich są martwi.

Między tymi potęgami zachodzi bardzo poważna sprzeczność interesów w skali globalnej. Prędzej czy później komuś będzie się opłacało dołożyć Putinowi do pieca i wtedy zaczną się pojawiać przecieki - o ile coś poważnego jest na rzeczy.

Pozdrawiam

PS. Postawiłeś publicznie poważny zarzut Kashmirowi. Napisałeś mianowicie, że ujawnił publicznie prywatną korespondencję. Po mojemu to bardzo poważne przestępstwo. Mam nadzieję, że nie weźmiesz za zniewagę moja prośbę o jakieś fakty potwierdzające Twój zarzut.

wyrus pisze...

>Amin

Pewnie, że nie wezmę za zniewagę :-) Napisałem maila, to czytaj.

Pozdro.

Jajcenty pisze...

> Wyrus,

"O co zatem chodzi?"

Faktycznie - o jakość umysłu chyba nie.
Może zatem chodzi o uczciwość. Taką uczciwość względem siebie samego i innych, która w wielu wypadkach (choć nie zawsze) da się utożsamić z odwagą cywilną.
A tego jest dzisiaj cholerny deficyt.
Tak sobie po swojemu myślę.

pzdr

Amin pisze...

@Wyrus

Dzięki.

Mam już wyrobiony pogląd w tej sprawie.

Pozdrawiam

marta.luter pisze...

Wyrusie,
Jest taka dziewczyna na Salonie - paczula.
Dała zdjęcia. Przytkało mnie.
Zajrzyj.