W książce Media. Szkic z filozofii i pedagogiki dystansu. Tomasz Szkudlarek stawia takie oto pytanie:
Jak to się dzieje, że przy formalnej niezależności instytucji telewizji w państwie demokratycznym z taką łatwością możliwe jest narzucenie jej dominującej perspektywy politycznej - bez wyraźnego (a przynajmniej skutecznego) sprzeciwu kogokolwiek?
W innym miejscu książki Szkudlarek stwierdza, że istotną cechą systemu totalitarnego jest jednokierunkowy przekaz jawnie indoktrynujących informacji, narzucających określoną wersję rzeczywistości.
Zostawiam Szkudlarka i powiem, że do tego, aby te wszystkie telewizory i radyjka mogły być skuteczne na tyle, na ile są (a na ile są to widzi każdy, kto nie jest przygłupem i kto się dziedziną interesuje), nie wystarczy żeby zostały założone przez stosownych ojców założycieli i żeby zatrudniły Durczoków, Olejnikowe, Lisów, Kuźniarów i Ordyńskich. Telewizory i radyjka muszą skutecznie przekonać publiczność, że są mediami obiektywnymi, a w tym celu zapraszają do studia rozmaitych "ekspertów". Czasami wygląda to bardzo pociesznie, jak na przykład w walterowni, kiedy Meller robi śniadanie mistrzów, na którym to śniadaniu Wojciech Pszoniak czy inny artysta rozprawia o polityce międzynarodowej, psychologii czy socjologii, a czasami pociesznie nie wygląda. Nie wygląda pociesznie wtedy, gdy w studiu "ekspertami" są jacyś nieznani nikomu doktorzy czy profesorowie - w takich sytuacjach ta część publiczności, która nie ma na tyle zrytych beretów żeby uwierzyć w to, że na polityce najlepiej znają się aktorzy, reżyserzy i gwiazdy rocka, często uznaje, że jakiś profesor czy doktor orientuje się w tym, o czym mówi.
Dzisiaj w radiowej Trójce, około godziny szóstej wieczorem, jakaś babka prowadziła audycję, a gośćmi byli jeden doktor z Uniwersytetu Warszawskiego i jeden doktor z Collegium Civitas. Nie znam nazwiska dziennikarski i nie znam nazwisk zaproszonych doktorów, bo w kuchni barszcz robiłem, ale nazwiska nie są tu najważniejsze. Najważniejsze jest to, jakimi to psami Pawłowa w ogromnej większości są "eksperci" zapraszani do mediów. Babka zaczęła od pytania, co doktorzy na to, że po opublikowaniu raportu MAK-u, raz dwa jeden polityk powiedział, że to dla Polski uderzenie w twarz, na co któryś z dwóch doktorów uruchomił w sobie taśmę z nagraniem takim, że to było do przewidzenia, bo przecież wszyscy wiemy, jakim nienawistnym językiem posługują się posłowie PiS-u, że posłowie PiS-u nie mogli zareagować inaczej, ale że ludzie widzą, jacy są posłowie PiS-u i ten język, język nienawiści, nie pomoże PiS-owi. A wtedy dziennikarka powiedziała: - No tak, ale gwoli ścisłości, to o uderzeniu w twarz powiedział Eugeniusz Kłopotek, poseł PSL-u.
Bardzo dobrze, że dziennikarka w ten sposób zgasiła doktora, który jest "ekspertem". Dobrze, bo może chociaż parę osób wysłuchawszy tej audycji przemyśli sobie rzetelnie parę spraw. Kto przemyśli? Nie wiem. Być może ktoś. Bo trzeba dodać, że oprócz ojców założycieli, oprócz zatrudnionych w mediach funkcjonariuszy, oprócz zapraszanych do studia "ekspertów", aby media były skuteczne, muszą mieć odpowiednią publiczność. I co - wiecie już dlaczego rozpierdala się rodzinę i dlaczego jest przymus posyłania dzieci do szkoły?
Sorry za to ostanie pytanie - to taki żart skierowany do ciotek Matyld - he, he, he.
Jak to się dzieje, że przy formalnej niezależności instytucji telewizji w państwie demokratycznym z taką łatwością możliwe jest narzucenie jej dominującej perspektywy politycznej - bez wyraźnego (a przynajmniej skutecznego) sprzeciwu kogokolwiek?
W innym miejscu książki Szkudlarek stwierdza, że istotną cechą systemu totalitarnego jest jednokierunkowy przekaz jawnie indoktrynujących informacji, narzucających określoną wersję rzeczywistości.
Zostawiam Szkudlarka i powiem, że do tego, aby te wszystkie telewizory i radyjka mogły być skuteczne na tyle, na ile są (a na ile są to widzi każdy, kto nie jest przygłupem i kto się dziedziną interesuje), nie wystarczy żeby zostały założone przez stosownych ojców założycieli i żeby zatrudniły Durczoków, Olejnikowe, Lisów, Kuźniarów i Ordyńskich. Telewizory i radyjka muszą skutecznie przekonać publiczność, że są mediami obiektywnymi, a w tym celu zapraszają do studia rozmaitych "ekspertów". Czasami wygląda to bardzo pociesznie, jak na przykład w walterowni, kiedy Meller robi śniadanie mistrzów, na którym to śniadaniu Wojciech Pszoniak czy inny artysta rozprawia o polityce międzynarodowej, psychologii czy socjologii, a czasami pociesznie nie wygląda. Nie wygląda pociesznie wtedy, gdy w studiu "ekspertami" są jacyś nieznani nikomu doktorzy czy profesorowie - w takich sytuacjach ta część publiczności, która nie ma na tyle zrytych beretów żeby uwierzyć w to, że na polityce najlepiej znają się aktorzy, reżyserzy i gwiazdy rocka, często uznaje, że jakiś profesor czy doktor orientuje się w tym, o czym mówi.
Dzisiaj w radiowej Trójce, około godziny szóstej wieczorem, jakaś babka prowadziła audycję, a gośćmi byli jeden doktor z Uniwersytetu Warszawskiego i jeden doktor z Collegium Civitas. Nie znam nazwiska dziennikarski i nie znam nazwisk zaproszonych doktorów, bo w kuchni barszcz robiłem, ale nazwiska nie są tu najważniejsze. Najważniejsze jest to, jakimi to psami Pawłowa w ogromnej większości są "eksperci" zapraszani do mediów. Babka zaczęła od pytania, co doktorzy na to, że po opublikowaniu raportu MAK-u, raz dwa jeden polityk powiedział, że to dla Polski uderzenie w twarz, na co któryś z dwóch doktorów uruchomił w sobie taśmę z nagraniem takim, że to było do przewidzenia, bo przecież wszyscy wiemy, jakim nienawistnym językiem posługują się posłowie PiS-u, że posłowie PiS-u nie mogli zareagować inaczej, ale że ludzie widzą, jacy są posłowie PiS-u i ten język, język nienawiści, nie pomoże PiS-owi. A wtedy dziennikarka powiedziała: - No tak, ale gwoli ścisłości, to o uderzeniu w twarz powiedział Eugeniusz Kłopotek, poseł PSL-u.
Bardzo dobrze, że dziennikarka w ten sposób zgasiła doktora, który jest "ekspertem". Dobrze, bo może chociaż parę osób wysłuchawszy tej audycji przemyśli sobie rzetelnie parę spraw. Kto przemyśli? Nie wiem. Być może ktoś. Bo trzeba dodać, że oprócz ojców założycieli, oprócz zatrudnionych w mediach funkcjonariuszy, oprócz zapraszanych do studia "ekspertów", aby media były skuteczne, muszą mieć odpowiednią publiczność. I co - wiecie już dlaczego rozpierdala się rodzinę i dlaczego jest przymus posyłania dzieci do szkoły?
Sorry za to ostanie pytanie - to taki żart skierowany do ciotek Matyld - he, he, he.
7 komentarzy:
Napisałeś bardzo serio, ale przecież to było również dość zabawne.
Uśmiałem się:)
pozdr.
>Andrzej-Łódź
Też się uśmiałem kiedy przeczytałem, co napisałem :-) Szkoda, że nie usłyszałem, co ten koleś odpowiedział na to, że to Kłopotek powiedział, a nie jakiś PiS-owiec. Chyba tego nie da rady znaleźć na stronie, bo to było w programie "Zapraszamy do Trójki".
Pozdro.
Wyrusie, a co to był za barszcz?
>Jajcenty
Zwykły taki z torebki, na szybko robiony. Natomiast uszka były domowej roboty, dobre, ale nie napiszę, jak się robi, bo nie ja robiłem :-)
Aha.
Pytałem, bo jestem absolutnym fanem wszelkich barszczy(ów? - bo nie wiem), żurków, polewek i innych tego typu posiłków.
A co do tekstu - spiskowiec z Ciebie, jak malowanie :-).
pzdr
O, i jeszcze takie OT, ale w jakiś sposób pasujące do kontekstu.
W dzisiejszej Rzepie pisze redaktor, że od lipca będą wchodzić nowe dowody osobiste, z czipem. Na tym czipie mają być różne informacje zapisane, dużo informacji, np. pełen obraz stanu zdrowia.
Różni ludzie ponoć cieszą się, że te dowody takie fajne i że tyle różnych informacji na nich będzie.
Ale czytając sobie o tym uśmiechałem się, a o ten uśmiech przyprawiło mnie już pierwsze zdanie tekstu w Rzepie. Bo tam było napisane, że te nowe dowody będą DARMOWE ;-))))
pzdr
I jak Cię nie lubić Wyrusie!:)
Czytam i dochodzę do - "w kuchni barszcz robiłem".
O ,żesz! Pomyślałam ,że siekasz buraczki i inne , wrzucasz ze znawstwem listek laurowy, grzybki i różne takie. Potem okazało się ,że zalałeś wrzątkiem Knorra:)
Co do ekspertów.
Fredro pisał: "Nie brak świadków na tym świecie".
Ekspertów też nie brak.
Pozdr:)
Prześlij komentarz