statsy

sobota, 30 kwietnia 2011

Przemienienie życia w tekst

Jak już pisałem w ostatniej notce, wczoraj w radiu Magdalena Środa znowu walczyła z beatyfikacją Jana Pawła II i powiedziała jakoś tędy, że to, iż powie się, że ktoś jest świętym, a on będzie robił cuda, to jakieś dziwne jest. Środa gada, co gada, bo jest takim swoistym owocem ewolucji, który musi walczyć z Panem Bogiem. No musi i już, zupełnie jak Richard Dawkins.

Prowadząc swoją walkę Środa wypowiada się w dziedzinie, o której nie ma zielonego pojęcia i moim zdaniem to dobrze, bo jakkolwiek gadając, co gada, może zepsuć paru studentów, ale jeśli ktoś da się zepsuć Środzie, to znaczy, że marny z niego zawodnik i że tak czy siak nie byłoby z niego żadnego pożytku; z drugiej strony ludzie kumaci mają trochę zabawy słuchając Środowego bełkotu.

Jak to jest z tymi cudami i w ogóle ze świętymi Kościoła Katolickiego? Otóż tego nie wiadomo na pewno. Wedle jednego stanowiska święci przede wszystkim są orędownikami u Boga, a sprawianie cudów, czy też pośredniczenie w cudach, to istotna część ich zadania. Stanowisko przeciwne jest znowu takie, że święci to głównie wzory cnót chrześcijańskich, w związku z czym wymóg cudu w procesie beatyfikacyjnym czy kanonizacyjnym spokojnie można uchylić.

W kwestii tego, czy cuda są, czy też ich nie ma, powołam się na pogląd Ambrose Eszera, jak najbardziej Niemca, a do tego dominikanina, który był relatorem w pierwszym po reformie z 1983 roku kolegium relatorów Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Eszer utrzymuje, że ci, którzy zaprzeczają istnieniu cudów, wyznają starodawne poglądy Newtona i Karola Marksa. I tyle, bo co tu więcej gadać?

Ciekawy problem jest taki: jeśli przyjąć, że istotną funkcją świętych jest orędowanie u Boga, to na czym to polega? Ludzie modlą się do świętych, święci przedstawiają sprawy ludzi Bogu, a Bóg albo te sprawy rozpatruje pozytywnie albo nie? Ja bym tę kwestię rozszerzył na modlitwę w ogóle. Po co jest modlitwa? Jak działa modlitwa? Czy Pan Bóg bez człowieczej modlitwy nie wie, czego trzeba człowiekowi? A może wie, ale złośliwie czeka na to, żeby człowiek się pomodlił, a kiedy już się pomodli, to Bóg i tak może człowieczej modlitwy wysłuchać lub nie wysłuchać?

Robert Wright, bardzo kumaty gość, w Ewolucji Boga pisze o rozmaitych lukach w różnych religiach i stwierdza, że te czary mary z modlitwą to jedna z takich luk:

Jeśli modlisz się, by ktoś wyzdrowiał, a on nie zdrowieje, to wydawałoby się, że modlitwa straciła swoją wiarygodność. Religie mają jednak zwykle sposoby na wyjaśnienie takiej porażki. Może ty, albo chory, zrobiliście coś bardzo złego, więc Bóg zsyła karę. Albo działania Boga są okryte tajemnicą.

Jakkolwiek wiedza Wrighta na temat religii jest miliony razy większa od wiedzy Magdaleny Środy na temat religii, to wiedza Wrighta ma luki. Bo to jest tak: jeżeli stwierdza się, że w danej dziedzinie odnośnie określonego problemu ludzie dopracowali się rozwiązań a, b i c, i nie wie się, że wpadli też na rozwiązanie d, to trochę to jest do dupy. Wright najwyraźniej nie zna stanowiska Józefa Bocheńskiego w kwestii modlitwy, które to stanowisko ów twardy rycerz Chrystusa (© Jacek Jarecki) opisał w liście do swojego ojca, Adolfa Bocheńskiego, datowanym na Wielkanoc 1933 roku. Bocheński pisze, że modlitwa nie ma na celu spowodowanie, żeby Bóg zrobił to czy tamto. Wyjaśnienie Bocheńskiego jest takie:

Modlitwa jest jednym z poprzedników określonej łaski, zdecydowanym: ab aeterno. Postanowiono, że łaska B przyjdzie jako skutek modlitwy A; a co więcej, postanowiono, że X wykona w danej chwili A i tylko dlatego, że modlący się (względem zapraszający księdza, aby zastosował modlitwę Kościoła) czyni tak pod presją determinacji Bożej, B przychodzi. Jak to się godzi z wolną wolą, to inna sprawa. Ale jeśli modlitwa ma mieć sens, to tylko tak: jest wtedy okazją postulowaną.

Wywód Bocheńskiego można trochę przerobić, tak, żeby łatwiej poszło z tą wolną wolą, ale mniejsza teraz o to. Chciałem pokazać, że Wright spłycił temat.

Dobra, wygląda na to, że jutro, o ile działania Magdaleny Środy okażą się bezskuteczne, Jan Paweł II zostanie beatyfikowany. A później zapewne kanonizowany. Kanonizacja to ogłoszenie kogoś świętym, czyli, jak pięknie napisał Kenneth L. Woodward, przemienienie życia w tekst.

Barbaria boi się. I bardzo dobrze, niech się boi. Zasadnie się boi, bo być może nie ma trudniejszej walki, niż walka z tekstem, w który zostało przemienione życie.

piątek, 29 kwietnia 2011

Co zrobi Watykan???

Jest coś takiego jak szachowy Oscar. Rzecz polega na tym, że ludzie z branży głosują, liczy się te głosy i ogłasza, że szachowego Oscara w tym roku zdobył gracz taki a taki.

Wyobraźcie sobie, że świat szachowy przyznaje Oscara, dajmy na to, Władymirowi Kramnikowi i że uroczystość wręczenia trofeum ma się odbyć za trzy dni. No i Magdalena Środa trzy dni przed tą uroczystością zaczyna biegać od radia do radia, od telewizji do telewizji i opierdalać branżę szachistów za to, że Oscara Kramnikowi przyznano. Być może się mylę, ale tak mi się wydaje, że nawet większość ciotek Matyld uznałaby Środę za zupełną idiotkę; nie, że wszystkie ciotki Matyldy, ale zdecydowana większość.

Za dwa dni Kościół Katolicki przeprowadzi beatyfikację Jana Pawła II. W związku z tym, co zamierza zrobić Kościół Katolicki, Magdalena Środa biega po radiach i telewizjach (na przykład dopiero przed chwilą zakończyła występ u Kuźniara w TVN24, a ze trzy godziny temu nadawała w jakimś państwowym radyjku - w Jedynce albo Trójce, w aucie sobie słuchałem) i opowiada, że to do dupy jest robić tę beatyfikację, bo Jan Paweł II nie reagował na skandale seksualne, w których to skandalach uczestniczyli katoliccy księża, a poza tym nie ma żadnego pokolenia JP2 itd.

Wydawać by się mogło, że brzęczenie Środy w kwestii przyznawania szachowego Oscara jest tak samo idiotyczne, jak brzęczenie Środy w sprawie beatyfikacji przeprowadzanej przez Kościół Katolicki. I oczywiście jest tak samo idiotyczne. Ale pytanie jest takie: czy ci radiowi i telewizyjni funkcjonariusze tego nie wiedzą? Czy może wiedzą, ale wiedzą też, że paru milionom ciotek Matyld można już wcisnąć każdy kit, dosłownie: każdy?

Jest i drugie pytanie, fundamentalne: czy Watykan wytrzyma presję, czy też ugnie się przed Magdaleną Środą i beatyfikację Jana Pawła II odwoła?

piątek, 22 kwietnia 2011

Życzenia

No więc po mojemu to jest tak, że nie trzeba połamać się na tym, że nie wiadomo jaka to natura była w Jezusie - Boska, Bosko-ludzka czy ludzka. Grunt, że Jezus zmartwychwstał. Boże narodzenie to już jest fest, ale zmartwychwstanie też jest fest, a może jeszcze bardziej (ja już tak mam, że w tym momencie chętnie zacząłbym kombinować, czy rzeczywiście zmartwychwstanie jest jeszcze bardziej fest niż narodzenie itd., ale dzisiaj dam sobie spokój z takimi kombinacjami :-))

Kochani, z okazji Wielkiej Nocy życzę Wam DOBREGO :-)))

Wczoraj na piwie

Wczoraj wieczorem poszliśmy z kumplami na piwo. Wiecie, jak to jest - w Wielkim Tygodniu chłopy chętnie uciekają z chałupy, bo w chałupie ciągle jest coś do roboty przed świętami; sprzątanie, przynoszenie z piwnicy jakichś słoików, trzepanie dywanów, jak ktoś ma dywany itd. No i se tak siedzieliśmy, piliśmy piwo, albo gorzałkę (bo jedni woleli pić piwo, a znowu drudzy woleli pić gorzałkę) i gadaliśmy. I Wiesiek, co to Białej Gwieździe kibicuje, bo on z Krakowa jest, powiedział tak: - Kurwa, Śląsk Wisełce najebał dzisiaj. To nie, żebym specjalnie brzęczał, bo my ze Śląskiem zgodę mamy, wiecie: Trzej królowie wielkich miastŚląsk, Wisełka, Lechia Gdańsk  - i takie tam. A chuj tam, Jaga i tak nas nie dogoni, a może przynajmniej Ślązeczek w pucharach se zagra, co nie?

Powiedzieliśmy na to: - Pewnie.

A wtedy Józek powiedział, że on najbardziej lubi filmy Klinta Istłóda, bo to są najlepsze filmy. Na co Student powiedział, że to nie jest tak, że są jakieś najlepsze filmy, tak obiektywnie najlepsze, ale że filmy Istłóda rzeczywiście są świetne. No to wtedy Józek zapytał Studenta, że co obiektywnie, co obiektywnie, no jak nie ma najlepszych filmów, jak są - na przykład filmy Istłóda są najlepsze. A Student wtedy powiedział, że jasne, filmy Istłóda są super, ale dla jednego kogoś są to najlepsze filmy, a dla drugiego kogoś nie są to najlepsze filmy. Wtedy Józek zapytał Studenta, dla kogo filmy Istłóda nie są najlepsze, na co Student powiedział: - Kurwa, Józek, no daj spokój. Przecież pełno jest ludzi, dla których filmy Istłóda nie są najlepsze. - A Józek na to: - A, no tak, jasne.

I wtedy Damian, z którego chłopaki kiedyś się śmiały, czy by nie wpadł popedałować, powiedział, że rząd Tuska jest w porzo, że fajnie przycisnął Ruskich żeby to śledztwo w sprawie zamachu w Smoleńsku rzetelnie prowadzili, że super dba o interesy Polski, że pilnuje, żeby ludzie coraz więcej zarabiali, żeby płacili coraz mniejsze podatki i że tak robi, żeby na świecie się z nami liczyli, a nie mieli nas za pizdy. Jak Damian to powiedział, to żeśmy się fest uśmiali i każdy z nas postawił Damianowi piwo i uzbierało się tyle tych piw dla Damiana, że przecież Damian nie mógł ich wszystkich wypić z tego powodu, że nie dał rady. W tej sytuacji resztę piw, tych, co to Damian nie dał rady ich wypić, wypił Wiechu, bo Wiechu to tak ma, że jak w dzień wychyli sześć browarów, a wieczorem postawisz mu kolejnych sześć browarów, to on je wypije, a jakbyś nawet postawił mu osiem browarów, to też wypije. I nic mu się nie dzieje.

czwartek, 21 kwietnia 2011

Wyliczanki ale może nie tylko

Nicek, jak się domyślam, na niezłym wkurwie, napisał notkę, w której powyliczał trochę rzeczy, które rządząca menażeria dokumentnie spierdoliła. Długo można tak wyliczać: niepobudowane drogi, najdroższe na świecie drogi, źle wykonane drogi, rosnąca inflacja, podwyżki podatków, coraz większa inwigilacja, coraz większe zadłużenie, zapaść "szkolnictwa", pogrzebane śledztwo w sprawie Smoleńska itd. Tego całego syfu jest tyle, że ludzie już chyba przestają w jakikolwiek sposób reagować, kiedy znowu usłyszą, że coś tam zostało zjebane - no możesz ciotce Matyldzie robić takie wyliczanki, ale ciotka Matylda jest już na takie wyliczanki impregnowana. Pomyślałem sobie, że może trzeba podejść do sprawy od drugiej strony - może ma jeszcze jakiś sens zadawanie ciotkom Matyldom następującego pytania: a co jest dobrze? Po prostu: a co jest dobrze?

OK, wiadomo, że ciotka Matylda od razu odpowie, iż świetnie jest, że nie rządzi Kaczyński - to wiadomo. Ale co dalej?

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

A może tu o co innego idzie?

Szpak80 powiesił sondę, w której pytał o to, jak ludzie zareagowaliby na taki oto przekaz podany przez TVN24:

Stacja ustaliła że przyczyną, tego iż nie można doszukać się kokpitu jest to, iż nocą z 10 na 11 IV wyniosły go mrówki, dodając przy tym w charakterystycznym, jak sądzę, tonie , że nie jest to żadna sensacja.

Możliwe odpowiedzi były takie:


A wyniki lekko przed jedenastą wieczorem okazały się takie:




Świetny myk zrobił Szpak80, no bo jeśli chce się wybrać jedną z proponowanych odpowiedzi, to albo trzeba wyjść na idiotę albo powiedzieć, że nie ogląda się walterowni, bo walterownia łże. Super zabawa, tak przynajmniej sobie pomyślałem. I to jest super zabawa, niemniej jednak już się zleciały jakieś dziwolągi i napadają na Szpaka80, zarzucając mu, że sondę robił wśród moherowych babek, że próba niereprezentatywna (próba niereprezentatywna!) itd.

Oczywiście można się trochę ponabijać z dziwolągów i tyle, ale sprawa jest poważniejsza. Otóż wygląda na to, że poziom reprezentowany przez dziwolągi napadające Szpaka80 jest poziomem paru milionów ludzi zamieszkujących naszą piękną ojczyznę. Co by bowiem odpowiedziało parę tych milionów ludzi, których mam na myśli, na taką oto kwestię:

Jak tłumaczysz to, że z protokołu sekscji zwłok wynika, iż ciało człowieka po śmierci jest 15 cm dłuższe niż było za życia człowieka?

1. Ktoś sfałszował protokół sekcji zwłok.
2. Ciała po śmierci wydłużają się o około 15 cm.
3. Po śmierci nie można zmierzyć długości ciała.

No jakiej odpowiedzi udzieliłoby parę milionów ludzi? Albo co by powiedziało parę milionów tych ludzi, których mam na myśli, na taką kwestię:

Jak wytłumaczysz to, że prokurator generalny obwieszcza, iż prokuratura wyklucza wątek zamachu ze śledztwa prowadzonego w sprawie katastrofy samolotowej, w sytuacji, kiedy prokuratorzy nie przeprowadzili kompleksowych badań miejsca katastrofy, nie dysponują dokumantacją lotniska, na którym miała wydarzyć się katastrofa, nie wiedzą kto w czasie katastrofy pracował w wieży kontrolnej i jak był zadaniowany, nie zbadali ciał ofiar, nie mają czarnych skrzynek, nie mają wraku samolotu i nie przebadali wraku samolotu?

1. To, co obwieścił prokurator generalny to skandal.
2. Nie ma znaczenia przebieg i rezultat polskiego śledztwa, bo pojednanie z Rosją jest warte każdej ofiary.
3. W tego typu śledztwach nie ma potrzeby badania wymienionych dowodów. 

Przerażające jest to, że takie rzeczy dzieją się naprawdę, w nie tak przecież całkiem dzikim państwie (to powiedziałem wbrew tezie Drzewieckiego), w Europie, w XXI wieku, w dobie rozwoju techniki i nauki o jakim nie śniło się Einsteinowi, nie mówiąc już o Newtonie. To jest przerażające. I myślę, że trzeba postawić dość, że tak powiem - smutne pytanie: jak można bać się aż tak głupio?

Czy tu jednak o co innego, niż o strach, chodzi?

piątek, 15 kwietnia 2011

11%

W salonie24 gościu o nicku Premier powiesił notkę tej treści:

Dla Rosjan, którzy nadal są karmieni etosem Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i wujaszka Stalina, Katyń jest czymś niewyobrażalnym. Czyż nie jest paradoksem, że naród, który już w okresie przedwojennej Rosji sowieckiej tak wycierpiał ze strony aparatu terroru i związanych z tym następstw głodu oraz upadku gospodarczego nadal "gloryfikuje" swoich katów i ulega zbiorowej amnezji - czyżby to był syndrom sztokholmski (solidaryzacja  ofiary z katem). Pamiętajmy, że Rosjanie sami byli narażenie na represje i wielu z nich było ofiarami katów z NKWD.

Parę lat temu Lis z Michnikiem gadał, tę gadułę w telewizji puścili no i Lis zapytał wtedy Michnika, czy Michnik nie cierpi czasem na syndrom sztokholmski. Ale się wściekł Michnik wtedy :-) Zapis audycji jest tutaj, a o syndromie sztokholmskim panowie rozmawiają od 30 min. i 42 sek.

Ludziom najczęściej wydaje się, że mieć syndrom sztokholmski to całkiem do dupy jest, że to wstyd, nie honor itd. Bo jakże to tak identyfikować się z agresorem? Dostawać od kogoś po dupie, a później trzymać stronę tego kogoś, popierać go i tłumaczyć?

Okazuje się, że sprawa nie jest taka prosta. Przeczytałem właśnie książkę Roberta Wrighta Ewolucja Boga.

Świetna rzecz. Wright to jeden z tych gości, co to wymiatają w wielu dyscyplinach. I dobrze robią, bo dzisiaj nie da się wiedzieć jedynie czegoś tam w jednej dziedzinie i mieć mocną pozycję (nie mówię o szachach czy jeżdżeniu na żużlu, ale tego nie muszę tłumaczyć :-) Wright pisze o syndromie sztokholmskim, a czyni to z pozycji psychologii ewolucyjnej. Psychologia ewolucyjna to taki wynalazek, w myśl którego ludzie od strony psychologicznej czy uczuciowej funkcjonują tak, jak ich ewolucje biologiczna i kulturowa ukształtowały i w wielu sprawach nie mogą podskoczyć wyżej dupy, bo geny coś tam coś tam itd.

Wright opisuje historię Patty Hearst, wnuczki magnata prasowego z San Francisco. W roku 1974 Patty została porwana przez ekipę z Symbionese Liberation Army, która to ekipa miała takie hasło: śmierć faszystowskiemu pasożytowi, który żeruje na innych ludziach (jakoś tak się dzieje, że wszelkie pojeby swoich wrogów wyzywają od faszystów, a proceder ten możemy obserwować w obfitości i u nas). Jak już SLA Patty Hearst porwała, to Patty Hearst polubiła pojebów z SLA i nawet wzięła z nimi udział w napadzie na bank, podczas którego, jak pisze Wright, wymachiwała karabinem maszynowym.

Hearst, kiedy już ją uwolniono, swoje doświadczenie opisywała tak: Przez dwa tygodnie po uwolnieniu praktycznie czułam się pozbawiona wolnej woli. Dopiero potem zaczęło mi świtać, że ich już nie ma. Wtedy mogłam mieć własne myśli.

Wright pisze, że Hearst przyjęła punkt widzenia porywaczy; kiedyś, gdy ja jeszcze więzili, mogła nawet swobodnie uciec, ale nie skorzystała z okazji. O jednym z porywaczy Hearst mówi: Nie chciał, żebym myślała o ratunku, ponieważ uważał, że ktoś może odczytać moje fale mózgowe albo że [policja] skorzysta z medium, które mnie odnajdzie. A ja nawet tego się bałam.

Historia Hearst jest typowym przykładem syndromu sztokholmskiego, ale Wright twierdzi, że określenie syndrom jest niewłaściwe, bowiem sugeruje, iż opisywane przez to określenie zjawisko nie jest zgodne z normą, a zdaniem Wrighta jak najbardziej jest zgodne. Wright pisze:

W rozumieniu darwinowskim posiadanie genów, które przynajmniej w pewnych okolicznościach "zachęcają" do bezgranicznej łatwowierności, jest sensowne. Jeśli jesteś otoczony małą grupą ludzi, od której zależy twoje przetrwanie, odrzucanie idei, które są dla nich najważniejsze, nie pomoże ci w przedłużeniu życia, a więc przekazaniu twoich genów następnemu pokoleniu.

Gdyby było tak, jak utrzymują psychologowie ewolucyjni, to trzeba by się dobrze zastanowić, zanim zacznie się śmiać z ludzi, których dotknął syndrom sztokholmski. A co niby ci ludzie w Rosji mają robić? A u nas co? Mało to lat żyliśmy pod ruskim butem? Z jednej strony można się wkurwiać patrząc chociażby na to, co Tusk i jego menażeria po Smoleńsku wyprawiają, ale z drugiej strony może należy się cieszyć przynajmniej tym, że jeszcze Ruskich nie przeprosili za to, że im ten nasz samolot brzozy połamał i w ogóle kłopot sprawił?

Dobra, syndrom sztokholmski czy nie syndrom sztokholmski, w każdym razie jak zobaczyłem te oto wyniki sondażu prowadzonego podczas dzisiejszego programu Forum:

to pomyślałem sobie, że jest nadziejnie, że ludzie jeszcze nie oczadzieli do reszty, bo 11% idiotów to i tak mało, to o niebo lepiej, niż chcieliby tego Wyborcza, TVN czy Nałęcz.

Rymanowski w bibliotece

Rymanowski z Małgorzatą Wassermann pogadał - tutaj jest zapis audycji. Kiedy w telewizjach pracownicy telewizyjni z Małgorzatą Wassermann gadają, to bardzo są grzeczni - zadają swoje pytania, kiwają głowami, na koniec dziękują i tyle. Nie podskakują, bo się Wassermann boją ze względu na jej wiedzę prawniczą i nie tylko.

Wczoraj Rymanowski zachowywał się kuriozalnie. Wassermann mówi, że chce ekshumować swojego ojca po to, by dowiedzieć się przyczyny śmierci, bo sekcji Ruscy najpewniej nie zrobili, a Rymanowski na to, że skoro Wassermann ma pewność, iż w grobie spoczywa jej ojciec, to po co ekshumacja. Wassermann pokazuje, jakie kwity Ruscy sfałszowali, a Rymanowski zdumiewa się, że Wassermann podejrzewa, że i inne kwity mogli sfałszować. Wassermann wykazuje, w jakich sprawach Kopacz nakłamała, a Rymanowski pyta o co Wassermann chodzi z tymi sekcjami niby robionymi przez Ruskich, skoro Kopacz zapewniła, że wszystko było w najlepszym porządku.

No jakbym oglądał ten film:

wtorek, 12 kwietnia 2011

Kawał

Gdyby Pyrrhus nie padł z ręki staruchy w Argos albo Cezar nie został zakłuty. Nie wolno pozbywać się myśli o nich. Czas napiętnował ich i spętał, złożeni są w komnacie nieograniczonych możliwości, które odrzucili. Lecz czy możliwe było to, co nigdy nie zaistniało ? Czy też możliwe było tylko to, co się stało? Tkaj, tkaczu wiatrów.

James Joyce

***

Trzeba żyć po swojemu, mimo tego, że te kurwy coraz bardziej nachalne są. A kawał jest taki i moim zdaniem jest to kawał optymistyczny:

Nad rzeką jeden gościu łowił ryby i drugi gościu łowił ryby. Pierwszy gościu przez kilka godzin złowił pełno ryb, a drugi gościu nie złowił ani jednej ryby. Na drugi dzień to samo. Na trzeci dzień to samo. No i ten gościu, co przez trzy dni nie złowił ani jednej ryby, strasznie się wkurwił, że nie złowił ani jednej ryby, a tamten gościu złowił pełno ryb. Ten gościu, co nie złowił ani jednej ryby nie rozumiał, dlaczego nie złowił ani jednej ryby, bo przecież rzeka ta sama, w której łowił gościu, co złowił pełno ryb, sprzęt podobny, miejsce, w którym łowili właściwie to samo. Ten gościu, co przez trzy dni nie złowił ani jednej ryby bardzo chciał pójść jutro nad rzekę i złowić pełno ryb, ale nie miał pewności, że złowi pełno ryb. I siedział w nocy, bardzo wkurwiony i myślał nad tym, w jaki sposób narobić koło dupy tamtemu gościowi, co przez trzy dni złowił pełno ryb. I wymyślił, że rano przyjdzie nad rzekę i zapyta gościa, który przez trzy złowił pełno ryb: - Jak tam? Ryby biorą?

Plan polegał na tym, że jak gościu, który złowił pełno ryb odpowie, że biorą, to gościu, który nie złowił żadnej ryby powie: - Jasne, takim chujom to ryby biorą. - A jak gościu, który złowił pełno ryb odpowie, że nie biorą, to gościu, który nie złowił żadnej ryby powie: - Jasne, takim chujom to ryby nie biorą. - Doskonały plan, który musiał przynieść spodziewany efekt niezależnie od tego, co odpowiedziałby ten gościu, który złowił pełno ryb, bo przecież tertium non datur i takie tam.

Kiedy już gościu, który przez trzy dni nie złowił żadnej ryby wymyślił swój plan, to usnął w spokoju. Rano wstał, poszedł nad rzekę i zapytał gościa, który przez trzy dni złowił pełno ryb: - Jak tam? Ryby biorą?

Na co gościu, który przez trzy dni złowił pełno ryb powiedział: - Spierdalaj.

niedziela, 10 kwietnia 2011

Rocznica w telewizjach

Tomasz Szkudlarek w książce Media. Szkic z filozofii pedagogiki dystansu pyta żartobliwie: - Jak to się dzieje, że przy formalnej niezależności instytucji telewizji w państwie demokratycznym z taką łatwością możliwe jest narzucenie jej dominującej perspektywy politycznej - bez wyraźnego (a przynajmniej skutecznego) sprzeciwu kogokolwiek?

Napisałem, że Szkudlarek pyta żartobliwie, bo przecież wiem, że Szkudlarek wie to, co powiedział George Gerbner, taki węgiersko-amerykański guru od mediów (autor m.in. Toward A General Theory of Communication). Zdaniem Gerbnera pytanie o to, czy istnieją media niezależne jest głupie, natomiast dobrym pytaniem jest pytanie o to, od kogo media są zależne. Szkudlarek dobrze to wszystko wie; wie, że u nas telewizje zostały założone przez ojców założycieli, a tylko jedna przez Ojca Inwestora.

***

Od paru dni zdycham dość mocno, do tego stopnia, że nawet jaranie szlugów nie bardzo mi idzie. Oprócz jarania szlugów nie bardzo mi idą również inne rzeczy, takie jak czytanie czy pisanie, ale dwie rzeczy idą mi dobrze - picie wódki i patrzenie na telewizor, no więc funkcjonuję w ten sposób, że piję wódkę i patrzę na telewizor, a kiedy już dość wódki wypiję to śpię, po czym piję wódkę i patrzę na telewizor... Taki stan ma te dobre strony, że obejrzałem sobie kilka filmów, jak choćby Papieżyca Joanna, Ludzie Boga i Darwin. Miłość i ewolucja (Creation). No i jeszcze tę dobrą stronę ma ów stan, że wczoraj i dzisiaj obejrzałem dość dużo audycji i relacji dotyczących obchodów rocznicy Smoleńska.

W związku z relacjonowaniem przez telewizje obchodów rocznicy Smoleńska mam kilka uwag. Pierwsza jest taka, że dziennikarze są marni fachowcy, oj, bardzo marni i najwięcej, na co ich stać, to robienie odpytywanek. Nagonią do studia paru gości, po czym dziennikarz, czy to będzie Rymanowski, czy zupełnie kuriozalna Sulikowa, czy ta ruda babka w Polsacie, czy ktokolwiek inny, umieją tylko jedno - pytać zaproszonych do studia gości, co sądzą o podmienionej przez Ruskich tablicy, czy Polacy są podzieleni i czy to dobrze, że są podzieleni (wygląda na to, że dziennikarze nie wiedzą, że ludzie zawsze są podzieleni, już na poziomie, że tak powiem, fundamentalnym - ot, weźmy choćby taką okoliczność, że jedni ludzie pójdą do nieba, a drudzy do piekła; gorzej, że tego zdają się nie wiedzieć także liczne klechy postawione w hierarchii dość wysoko).

Druga uwaga jest taka, że mamy słabiutkie państwo i kiepskich ludków tym państwem zarządzających, co widać w telewizji. Najpierw najważniejsza była sprawa podmiany tablicy przez Ruskich. Parę godzin później pokazało się, że Jamajka lęka się bocznych wiatrów na lotnisku w Balicach i zamiast siebie na Wawel Nowaka posłał. Nie wiem, czy Nowak do Krakowa jakoś wcześniej przybył, czy też Jamajka wysłał go dopiero wtedy, kiedy się bocznych wiatrów przestraszył, co by oznaczało, że Jamajka życie Nowaka waży sobie lekce. W każdym razie ciekawie byłoby popatrzeć, jak Jamajka rozmaite swoje wystąpienia odwołuje, bo się lęka, że boczne wiatry powieją tam, gdzie są Polacy i gdzie HGW nie może barierek postawić.

Uwaga trzecia. Nawet dzisiaj, w czasach ogłupiających telewizji, ciągle jeszcze w pewnych kwestiach kierownicy kuli ziemskiej nie mogą nie brać pod uwagę ludzi. Zobaczcie, co się działo wczoraj i dzisiaj. Obchody rocznicy Smoleńska. Różne obchody. W Smoleńsku, w Warszawie, w innych miastach. I kto jest główną postacią w przekazach telewizyjnych? O kim dziennikarze ze swoimi gośćmi tokują dwa dni? Czyje słowa cytują błagając zaproszonych do studia gości o tychże słów egzegezę? Czyje wystąpienia relacjonują, czekając na nie czasami bardzo długo? Pod kogo program jest ustawiony?

:-)))

sobota, 9 kwietnia 2011

Selekcja

Ruscy w Smoleńsku polską tablicę zwinęli i zamontowali swoją, a Jamajka się przestraszył (oficjalnie przestraszył się bocznych wiatrów wiejących na lotnisku w Balicach) i na Wawel nie pojechał (że nie jedzie na Wawel to wersja z godz. 16.27, kiedy to piszę, zobaczymy, co będzie). A Paweł Deresz, mąż ś.p. Jolanty Szymanek-Deresz po tym, jak zobaczył wrak naszej tutki, w telewizji powiedział, że to skandal, żeby wrak był w takim stanie, w jakim jest. I jeszcze powiedział, że ta podmiana tablic to też skandal.

Nie atakuję Deresza, tylko wykorzystuję jego wypowiedzi - tak już jest, że jak się ktoś publicznie wypowiada, to musi liczyć się z tym, że jego wypowiedzi mogą być oceniane przez publiczność. Idzie mi o to, że są tacy ludzie, którzy umieją dodać dwa do dwóch - że tak powiem - w pamięci, i są tacy, którzy, jak apostoł Tomasz, nie zakumają o co chodzi, póki nie włożą ręki do rany Jezusa.

Selekcja zwolenników rządzącej menażerii postępuje szybko, coraz szybciej. Ludzie przestają popierać rządzącą menażerię, bo z dnia na dzień mają coraz większe trudności z tłumaczeniem sobie faktów. Rzecz jasna jest jeszcze parę milionów tych, co umierają ze strachu przed Kaczyńskim, ale jest im coraz trudniej. No bo jak tu przypiąć Kaczyńskiego do tej podmiany tablic? 

piątek, 8 kwietnia 2011

Ludzie średniowiecza

Obejrzałem sobie film Papieżyca Joanna, ten z 2009 roku w reżyserii Sönkego Wortmanna. Wedle legendy papieżyca Joanna żyła w IX wieku, a zatem w ciemnym średniowieczu, bo, jak wiadomo, średniowiecze było ciemne. Wiek IX być może nie był aż tak ciemny jak poprzednie wieki, w końcu to było już po renesansie karolińskim, ale też nie był tak jasny jak chociażby wiek XIII, kiedy już istniały uniwersytety. Co prawda Edward Grant w swojej książce Średniowieczne podstawy nauki nowożytnej podstępnie pisze: Zadałem sobie pytanie, czy rewolucja naukowa mogłaby nastąpić w XVII wieku, gdyby poziom nauki w Europie Zachodniej pozostał taki, jaki był w pierwszej połowie XII wieku, niemniej jednak wydaje się, że Grant nie uratuje średniowiecza, które, jak wiadomo każdemu oświeconemu, było ciemne. W związku z tym, że średniowiecze było ciemne, to w średniowieczu żyli ciemni ludzie.

Tezę o tym, że w średniowieczu ludzie byli ciemni doskonale ilustruje scena z filmu, który dzisiaj obejrzałem. Oto Joanna od jakiegoś czasu jest świetnie urządzona na dworze papieskim i wtedy cesarz nadciąga do Rzymu stojąc na czele pięciotysięcznej armii. Papież wojska nie ma, na dworze papieskim trwoga, ale Joanna  to zmyślna dziewczyna, która znalazła sposób na cesarza. Kiedy cesarz na dwór papieski wchodzi, papież każe mu uklęknąć, cesarz odmawia, na co papież unosi ręce (w gazetach by napisali, a w telewizji powiedzieli: unosi ręce do góry) i do Pana Boga się zwracając prosi o jakiś znak, bo już sam nie wie, co ma zrobić z tym cesarzem. Jak papież Pana Boga o znak poprosił, to się wielkie wrota za papieżem same zamknęły, na widok czego armia, w większości złożona z chłopów, broń na ziemię rzuciła i dawaj modlitwy odmawiać. Cesarz nieco się wkurwił, ale że był kumaty, to załapał, że całe wojsko w sekundę stracił, więc Rzymu nie podbił poprzestając na tkaniu intryg.

To, że się wielkie i ciężkie odrzwia zamknęły, to był efekt sprytnie zamontowanego mechanizmu, który Joanna wiedziała jak zbudować i jak zamontować. Ciemniactwo cesarskich żołnierzy polegało na tym, że oni wierzyli, iż wrota zamknęły się za przyczyną cudu. Czy ludzie dzisiejsi widząc zamykające się wrota uwierzyliby, że wrota zamykają się w sposób cudowny? A gdzie tam, w życiu by nie uwierzyli. Dzisiejsi ludzie nawet kiedy widzą jak David Copperfield lewituje, to nie wierzą, że to cud, tylko wiedzą, że to sztuczka.

Robert Fossier w Ludziach średniowiecza napisał, że "ludzie średniowiecza" to my. Czy ten Fossier zwariował? Jak to ludzie średniowiecza to my? Przecież ludzie średniowieczni byli ciemni, a ludzie dzisiejsi są jaśni, przynajmniej wielu z nich, jak więc można pisać, że ludzie średniowiecza to my? Pomyślałem sobie jednak, że jakby tak przyjrzeć się uważnie i ludziom średnowiecznym i ludziom dzisiejszym, to trochę argumentów za tezą Frossiera dałoby się znaleźć. No bo popatrzcie, ludzie średniowieczni wierzyli w cuda, na przykład w to, że jak ksiądz nad chlebem zaklęcie odmówi, to chleb przemienia się w ciało Chrystusa. Nie mówię, że ludzie w średniowieczu wiedzieli co to jest transsubstancjacja, o której bardzo uczenie Leibniz w liście do Bartholomew Des Bossesa pisał, mówię tylko, że wierzyli, iż chleb się w ciało Chrystusa przemienia. A dzisiaj kto w transsubstancjację wierzy? W Europie dość liczna grupa Polaków, ale przecież już coraz mniejsza, poza tym trochę Włochów i Hiszpanów i pewnie paru Irlandczyków, ale już nie Czesi; o nie, Czesi w transsubstancjację nie wierzą. Do tego dochodzą Amerykanie Południowi oraz Filipińczycy i to chyba wszystko.

W średniowieczu ludzie wierzyli też w zaklęcia, no i przeważnie nie umieli czytać ani nie mieli co czytać, bo nawet druku nie znali, nie mówiąc już o tym, że nikt ze średniowiecznych ludzi, łącznie ze św. Tomaszem z Akwinu, ani słowa nie napisał w wordzie. Z drugiej strony ludzie dzisiejsi wierzą w demokrację, w którą wiara nawet nie przyszłaby do głowy ludziom średniowiecznym.

Fossier pięknie napisał o nocy w  średniowieczu:

Ale najpierw należy przebyć noc. Tę część doby, gdy praca jest zabroniona, a ludzie i zwierzęta są prawie całkiem pozbawieni oświetlenia, zdani na pastwę ciemności, tego, co nieznane i niebezpieczne. Rzadko malowana, lecz często opisywana, noc jest nieuniknionym momentem, kiedy życie wymyka się spod kontroli.

Życie wymyka się spod kontroli! Czy ludziom dzisiejszym w nocy życie wymyka się spod kontroli? A gdzieżby tam, w nocy to nawet można uprawiać clubbing albo spotykać się z przyjaciółmi na cmentarzach; dzisiejsi ludzie nie boją się nocy i życie w nocy nie wymyka się im spod kontroli. Ale znowu inna jest sprawa, bo weźmy taki Smoleńsk. Czy jakby tak ludziom średniowiecznym pokazać samolot, wpuścić ich do środka, żeby sobie wszystko obejrzeli i pomacali, po czym powiedzieć, że jak ten samolot z ludźmi w środku spadnie w błoto, to tak się rozwali, że aż część tego samolotu zniknie na wieki, a z niektórych ludzi to nic nie pozostanie, chyba że trochę DNA - gdyby zatem taki eksperyment zrobić, to jak myślicie, uwierzyliby ludzie ze średniowiecza w tę opowieść? Albo jakby tak z tydzień popuszczać ludziom średniowiecza TVN i powiedzieć, że ludzie dzisiejsi TVN-owi wierzą tak, jak ludzie średniowieczni wierzyli Biblii, to co by było? Uwierzyliby ludzie średniowieczni w takie zapewnienie?

Pod koniec swojej ksiązki Fossier pisze:

Uważne przeczytanie jakiegokolwiek dziennika stawia przed oczyma to, co jest najistotniejsze - tak jak w tamtych odległych czasach, o których mówię, życie to nie zawirowania na giełdzie, scena polityczna czy zmieniający się sposób uczesania; w gruncie rzeczy w prasie mówi się po prostu o kłopotach z pracą, pieniędzmi, kwestiach związanych z jedzeniem i domem, grą, przemocą i miłością, a także pociesza się tych, którzy tego potrzebują. Gadatliwi ignoranci, którzy królują w naszych mediach, mogą od czasu do czasu określić jakąś decyzję czy wydarzenie jako "średniowieczne", nie spostrzegając, że wciąż żyją "w średniowieczu".

Brawo Robert Fossier? Brawo ten pan?

czwartek, 7 kwietnia 2011

Wprowadzenie

Napisałem dość długi tekst, a to, co wklejam poniżej, było do tego tekstu wprowadzeniem. Jak przeczytałem, co napisałem, to wyjebałem wszystko poza wprowadzeniem. Oto ono:

Prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie afery hazardowej czy jak se tam prokuratura tę aferę nazywała. Kilka dni wcześniej prokuratura wykluczyła wątek zamachu w śledztwie w sprawie Smoleńska. Właściwie to można zapytać, na jaki chuj nam taka prokuratura, ale jeżeli ktoś postawi takie pytanie to pokaże, iż nie rozumie tej podstawowej rzeczy, że prokuratura nie jest dla nas, tylko dla nich.

niedziela, 3 kwietnia 2011

Czy Pan Bóg?

W XV tomie Przeglądu Tomistycznego Piotr Lichacz, cholernie kumaty dominikanin, który od tego roku wykłada teologię moralną w szwajcarskim Fryburgu, tym samym, w którym ojciec Bocheński mieszkał i nauczał, opisał naukę św. Tomasza z Akwinu o zmysłach wewnętrznych i o władzy osądu zmysłowego. Z tymi zmysłami wewnętrznymi idzie o to, że Tomasz uważa, iż one są. No bo tak: władzą wzroku odróżniamy biel od czerni, a władzą smaku słodycz od goryczy. Ale jaką władzą odróżniamy biel od słodyczy? Według Tomasza jakąś władzą poznawczą inną od zmysłów smaku i wzroku. A znowu władza osądu zmysłowego (vis aestimativa) to taka władza, za pomocą której człowiek ujmuje coś, co zawarte jest we wrażeniu zmysłowym, ale nie jest odczuwane ani przez zmysły zewnętrzne ani przez zmysły wewnętrzne. Tym, co ujmuje władza osądu zmysłowego, są intentiones, czyli pojedyncze czy zmysłowe intencje albo instynktowne odniesienia. Władz poznawczych jest cztery - zmysł wspólny, wyobraźnia, władza osądu zmysłowego oraz pamięć. Wszystkie te władze, zdaniem Tomasza, są efektem funkcjonowania określonych części mózgu, a o władzy osądu zmysłowego (odpowiadającej między innymi za funkcjonowanie roztropności) Tomasz pisze, że, zdaniem medyków, jej źródłem jest konkretny organ w środkowej części mózgu.

Niejako przy okazji referatu na temat Tomaszowej nauki, Lichacz przywołuje książkę Marca D. Hausera zatytułowaną Moral Minds: How Nature Designed Our Universal Sense of Right and Wrong. Hauser to profesor Uniwersytetu Harvarda, psycholog ewolucyjny, biolog i antropolog. W swojej książce wydanej w roku 2006 Hauser napisał coś takiego, że za moralność człowieka odpowiada jakiś organ w mózgu. W skrócie mówiąc to jest tak, że Noam Chomsky wymyślił teorię języka, w myśl której otrzymaliśmy od Matki Natury władzę mowy (a language faculty), a John Rawls wykombinował, że tak, jak mamy władzę mowy, tak też mamy władzę moralną (a moral faculty). Hauser poszedł za Rawlsem i napisał, że coś w ludzkim mózgu pozwala nam nabywać system norm moralnych.

Tytuł tekstu Lichacza jest taki: Czy „organ moralny” Marca Hausera jest plagiatem z Akwinaty? Bardzo ciekawe pytanie. Swoje nauczanie o zmysłach wewnętrznych Tomasz przejął od wcześniejszych autorów: Arystotelesa, Galena, św. Augustyna, Al.-Farabiego, Awicenny czy Algazela. Oczywiście rozwijał intuicje swoich poprzedników ale wyraźnie o tym napisał. Tymczasem Hauser, jak twierdzi Lichacz (ja książki Hausera nie znam), na Tomasza nie powołuje się w ogóle. Zdaniem Lichacza świadczy to o tym, że Hauser świadomego, bezpośredniego plagiatu z Tomasza nie popełnił, bo najzwyczajniej w świecie… nauki Tomasza nie zna. Jak to jest możliwe w XXI wieku to inna sprawa - nie wiem co gorsze: popełnić plagiat czy być nieukiem ale mniejsza z tym.

Teza o tym, że za moralność odpowiada coś tam w mózgu, jest bardzo wygodna dla pogan, którzy tym wynalazkiem cieszą się jak Murzyn blaszką, bo mogą powiedzieć, że moralność w żaden sposób nie jest powiązana z religią, z czego wynika, że Pana Boga nie ma. To tylko taka moja dygresja i od razu mówię, że mnie ta teza w ogóle nie przeszkadza, tak, jak nie przeszkadzała Tomaszowi. Jak parę dni temu piliśmy wódkę w doborowym towarzystwie, to zreferowałem ludziom tekst Lichacza po czym jeden poganin, człowiek absolutnie zacny, dowiedziawszy się, że katol, którym był Tomasz z Akwinu, bez krępacji pisze o jakimś ośrodku w mózgu, co to za moralność odpowiada,  teatralnie zapytał: - No to, kurwa, jak?

***

Polscy prokuratorzy obwieścili, że w Smoleńsku nie było zamachu. Chuj tam, że nie zbadali dowodów - ciał, terenu, wraku, czarnych skrzynek; chuj tam, że nie dostali jakiejś tam istotnej dokumentacji lotniska. To wszystko chuj - według prokuratorów zamachu nie było. I teraz weźcie przeszukajcie Net i gazety. Poszukajcie tekstów tych wszystkich pojebów wyznających światopogląd naukowy. Jacy oni naukowo rzetelni, ci wyznawcy światopoglądu naukowego! Jacy precyzyjni! Jak oni potrzebują wszystkie dowody zbadać, kiedy chodzi na przykład o ogłoszenie przez Kościół Katolicki jakiegoś cudu medycznego niezbędnego do beatyfikacji czy kanonizacji. Albo te egzorcyzmy - mój Boże, jak ci wyznawcy światopoglądu naukowego potrzebują rozłożyć cały ten proceder na czynniki pierwsze i zobaczyć, czy tu czasem jakiejś machlojki nie ma! Przeszukajcie Net i gazety i spróbujcie znaleźć teksty tych samych pojebów, w których to tekstach pojeby dają wyraz swojemu oburzeniu na to, że prokuratura bez zbadania istotnych dowodów wyklucza jakąkolwiek wersję wydarzeń. Jeśli znajdziecie takie teksty, to proszę - podajcie linki.

Jak myślicie - czy Pan Bóg aż tak szczegółowo poustawiał pewne sprawy, że w mózgach ludzkich stworzył takie organy, które powodują, iż niektórzy Polacy organicznie muszą łykać wszystko to, co im Ruscy do wierzenia podadzą?