Przeczytałem Białą Księgę smoleńskiej tragedii. Wydrukowałem ją sobie, oprawiłem i przeczytałem. Są w Księdze rzeczy, o których nie wiedziałem, są takie, o których wiedziałem, ale bardzo niedokładnie i wreszcie są takie, o których wiedziałem dobrze. W sumie wiedziałem o większości z tego, co zostało napisane. A jednak mocno mnie trafiło, kiedy to wszystko przeczytałem po całości. Opowiem Wam o tym, co trafiło mnie najbardziej.
Najpierw jedna istotna sprawa - nie napiszę nic o tym, co - moim zdaniem - stało się pod Smoleńskiem; czy to był zamach na samolot, czy wypadek, czy maskirowka. Nie o to chodzi w tym tekście. Napiszę tylko o tym, co po przeczytaniu Białej Księgi trafiło mnie najbardziej. Jeśli ktoś nie zrozumie o czym piszę i o czym nie piszę, to będzie mi przykro, naprawdę bardzo przykro, ale nie mam sposobu żeby temu niezrozumieniu zaradzić.
Otóż ludzie z tego samolotu nie byli chronieni. Nikt ich nie ratował. W Białej Księdze czytamy - s. 119:
- obsada stanowiska kontroli lotów nie ogłosiła natychmiast alarmu dla całości jednostek ratowniczych znajdujących się na lotnisku Smoleńsk Siewiernyj oraz nie przekazała informacji o wypadku dla jednostek ratowniczych okręgu smoleńskiego,
- jednostki służb ratowniczych okręgu smoleńskiego wezwano na miejsce katastrofy dopiero po 10 minutach od katastrofy, - pierwsze jednostki straży pożarnej przybyły na miejsce 14 minut po wypadku, - pierwszy zespół ratownictwa medycznego przybył na miejsce 17 minut po wypadku, a siedem kolejnych zespołów dopiero 29 minut po wypadku.
Z kolei w Uwagach Rzeczypospolitej Polskiej jako państwa rejestracji i państwa operatora do projektu Raportu końcowego z badania wypadku samolotu Tu-154M nr boczny 101, który wydarzył się w dniu 10 kwietnia 2010 r., opracowanego przez Międzypaństwowy Komitet Lotniczy MAK znajdujemy taki fragment - ss. 57-58:
Brak jest informacji o alarmowaniu oddziału pożarniczego JW [jednostki wojskowej] 06755 o wypadku samolotu Tu-154M, bezpośrednio przez GKL [Grupę Kierowania Lotami] lotniska. Dowódca JW 06755 przekazał informację o utracie łączności ze statkiem powietrznym do Dyżurnego Regionalnej Bazy Poszukiwawczo –Ratowniczej o godz. 6:42 UTC [10.42 czasu lokalnego, 8.42 czasu polskiego], tj. w minutę po wypadku, brak jest jednak informacji, aby zaalarmował podległy mu oddział pożarniczy. Raport [MAK] nie zawiera informacji kto poinformował dowódcę JW 06755 o wypadku. O godz. 6:43 UTC Dyżurny Regionalnej Bazy Poszukiwawczo –Ratowniczej (2 minuty po wypadku) wydał rozkaz wyjazdu dla zmiany dyżurnej. Na miejsce wypadku udał się pojazd Kamaz 42108 oddziału pożarniczego JW 06755 (wyjazd 6:46 UTC, tj. 5 minut po wypadku) z lotniska Smoleńsk „Północny” oraz pojazd GAZ 4795 Regionalnej Bazy Poszukiwawczo –Ratowniczej z lotniska Smoleńsk „Południowy” (wyjazd 6:48 UTC, tj. 7 minut po wypadku). Alarmowanie jednostek ratowniczych okręgu smoleńskiego nastąpiło o godz. 6:50 UTC, a ich wyjazd o godz. 6:51 UTC (tj. odpowiednio dopiero 9 i 10 minut po wypadku). Z treści Raportu [MAK] nie wynika, dlaczego bezpośrednio po wypadku nie alarmowano jednostek [straży pożarnej] PCz-3, a dopiero o godz. 6:50 UTC. Zgodnie z raportem PCz-3 była w dyżurze na lotnisku Smoleńsk „Północny” w dniu 10 kwietnia 2010 r. od godz. 6:00 UTC. Dodatkowo z zapisu korespondencji wewnątrz SKL [Stanowiska Kierowania Lotami] na lotnisku Smoleńsk „Północny”) wynika, że o godz. 6:41:48 UTC [10:41:48 czasu lokalnego, 8: 41:48 czasu polskiego] płk Krasnokutski, zastępca dowódcy bazy lotniczej, zdał sobie sprawę z powagi sytuacji stwierdzając: „Kurwa, dawajcie straż tam, gdzie kurwa!”, na co o godz. 6:42:49 UTC [10:42:49 czasu lokalnego, 8:42:49 czasu polskiego] otrzymał odpowiedź: „Upadł po bliższej, z lewej strony drogi”.
I zaraz po tym idzie to zdanie - ciotkom Matyldom przypominam, że cytuję dokument rządu polskiego:
Dla strony polskiej jest niedopuszczalne aby obsada SKL, mając świadomość, że samolot Tu-154M „upadł” nie ogłosiła natychmiast alarmu dla całości jednostek ratowniczych znajdujących się na lotnisku Smoleńsk „Północny” oraz nie przekazała informacji o wypadku dla jednostek ratowniczych okręgu smoleńskiego.
W polskich Uwagach do projektu raportu MAK-u jest o wiele więcej informacji na temat tego, co się na tym lotnisku działo, a raczej co się nie działo. Teraz będzie mocne stwierdzenie - cały czas jesteśmy przy polskich Uwagach do projektu raportu MAK-u:
W oparciu o Raport [MAK], w części dotyczącej działania służb ratunkowych i przeciwpożarowych, strona polska stwierdza, że lotnisko Smoleńsk „Północny” nie zapewniało bezpieczeństwa w zakresie ratownictwa i ochrony przeciwpożarowej przy wykonywaniu operacji lotniczej statku powietrznego wielkości Tu-154 z 96 osobami na pokładzie.
Lotnisko nie zapewniało bezpieczeństwa! Polski dokument rządowy stwierdza, że lotnisko nie zapewniało bezpieczeństwa! OK. Ale jakim cudem polskie służby odpowiedzialne za ochronę prezydenta nie widziały tego, że lotnisko nie zapewnia bezpieczeństwa? Ten cud polega na tym, że polskich służb na lotnisku nie było. Wracamy do Białej Księgi - załącznik nr 54, s. 109, C. K., funkcjonariusz BOR:
Na lotnisku nie planowano obecności żadnego funkcjonariusza BOR.
Boże, zmiłuj się! Na lotnisku nie planowano obecności żadnego funkcjonariusza BOR! Czytajmy dalej:
W przypadku gdyby delegacja prezydencka wylądowała na innym lotnisku, za zabezpieczenie – to jest zapewnienie ochrony przy lądowaniu i przyjeździe na miejsce wizyty odpowiadałyby służby rosyjskie. Jest to zwyczajowo przyjęta modelowa procedura działania służb ochrony w każdym kraju.
Zakładam, że chłopak jest pełen dobrej woli i mówi to, co wiedział, zresztą, mówi też coś takiego:
Byłem po raz pierwszy na przygotowaniu pobytu zagranicznego osoby ochranianej, nie zetknąłem się nigdy z sytuacją zmiany miejsca lądowania samolotu.
Pewnie ten BOR-owiec wie, jak wyglądało zorganizowanie na Okęciu ochrony przez służby amerykańskie, kiedy do Warszawy przylatywał Barack Obama. Pewnie ten BOR-owiec teraz już nie wierzy, że jest to zwyczajowo przyjęta modelowa procedura działania służb ochrony w każdym kraju.
I jeszcze jeden fragment Białej Księgi - załącznik nr 46, s. 98, J. U., funkcjonariusz BOR:
W dniu 10 kwietnia 2010 r. objąłem służbę zastępcy oficera operacyjnego BOR w centrum kierowania BOR. (…) Kolejną informacją dotyczącą tego lotu był telefon z Centrum Operacji Powietrznych, było to ok. godz. 8.30, może kilka minut później. Oficer, który pełnił tam służbę powiadomił nas o złych warunkach atmosferycznych nad Smoleńskiem i zapytał, czy jest nam coś wiadomo w tej sprawie. Spytał też, czy istnieje możliwość lądowania na lotnisku zapasowym. Dla nas to było zaskakujące, nie mieliśmy wcześniej sygnałów o złej pogodzie. Próbowaliśmy ustalić szczegóły dzwoniąc do dyżurnego BOR w porcie lotniczym z poleceniem zebrania informacji ws. lotniska, ws. ewentualnego lądowania samolotu prezydenckiego na innym lotnisku. Przekazał nam, że maszynę przejął nadzór rosyjski i nasza kontrola lotów nie ma z nią łączności.
To ostatnie zdanie trafiło mnie najbardziej: Maszynę przejął nadzór rosyjski i nasza kontrola lotów nie ma z nią łączności.
To jest strasznie smutne zdanie, strasznie smutne. Wyobraźcie to sobie - w pewnym momencie stało się coś takiego: maszynę przejął nadzór rosyjski i nasza kontrola lotów nie ma z nią łączności.
Po przeczytaniu tego zdania - umiecie nie zapłakać?
***
Dawid był królem Izraela, kiedy ujrzał Batszebę i zakochał się w niej. Sprawił, że Batszeba zaszła w ciążę. A Batszeba była żoną Uriasza Hetyty, dzielnego wojownika, jednego z Bohaterów Dawida. I wezwał Dawid Uriasza do siebie i ugościł go i wypytywał o wojnę z Ammonitami, w której Uriasz walczył. A później Dawid znowu ugościł Uriasza. A potem Dawid napisał list do Joaba, dowódcy swoich wojsk i dał ten list Uriaszowi i kazał mu oddać list Joabowi. A w liście było napisane:
Postawcie Uriasza tam, gdzie walka będzie najbardziej zażarta, potem odstąpcie go, aby został ugodzony i zginął.
I dalej czytamy w Biblii:
Joab obejrzawszy miasto, postawił Uriasza w miejscu, o którym wiedział, że walczyli tam najsilniejsi wojownicy. Ludzie z miasta wypadli i natarli na Joaba. Byli zabici wśród ludu i sług Dawida; zginął też Uriasz Hetyta.
Czy kiedy pierwszy raz przeczytaliście tę historię albo kiedy pierwszy raz opowiedziała Wam ją babcia - umieliście nie zapłakać?
4 komentarze:
weź mnie nie wkurwiaj
W tej historii z Uriaszem najbardziej poruszało mnie to co opuściłeś - zabiegi króla Dawida by ukryć ojcostwo i wierność Uriasza, przez którą zawiódł plan załatwienia sprawy małym kosztem.
Białą księgę sobie ściągnąłem i przejrzałem. Pewnie dziś zabiorę się za czytanie. Ale już podczas pierwszej konferencji prasowej podkurwiło mnie to, że rząd od początku wiedział, że nasi nie zginęli w czasie lądowania tylko w czasie odchodzenia na drugi krąg. Za to jedno - za ukrywanie tej informacji przed narodem - urwałbym Tuskowi jaja.
Pozdrawiam
Wyrusie,
Staram się. Staram się zachować zdrowy osąd , poczucie proporcji i wolę przetrwania.
Staram sie znaleźć wyjście z każdej sytuacji. Na zasadzie - jak nie drzwiami to oknem:))
Ojciec mnie tego nauczył:)
Jednak , gdy dowiedziałam się,że Hajdarowicz razem ze swoim kolo z WSI kupił Rzepę i Urze, zrobiło mi się smutno.
Trzeba bedzie znaleźć "okno" - "drzwi" są już chyba zamknięte.
Coraz trudniej.
Pozdr
+
pozdr.
Prześlij komentarz