Jeszcze w trakcie wczorajszej audycji Warto rozmawiać, kiedy Pospieszalski za pomocą telewizji państwowej wzywał ludzi do tego, żeby wzięli sprawy w swoje ręce, spiknęliśmy się z Arturem Nicponiem i via gadu-gadu (jestem mocno zapóźniony w dziedzinie nowoczesnych technologii i ciągle używam gadu-gadu) nie mogliśmy uwierzyć, że takie rzeczy w telewizorze puszczają. Mnie się przypomniały wczesne lata dziewięćdziesiąte XX wieku, kiedy to w państwowej telewizji puszczali nocą takie programy, w których ludzie o rożnych sprawach gadali i to przez dwie albo trzy godziny.
Bardzo dobrze się stało, że we wczorajszej audycji Pospieszalskiego wystąpił Jan Hartman. Jan Hartman jest profesorem filozofii i ja go lubię. Z paru powodów go lubię. Właściwie to lubię go z dwóch powodów. Lubię Hartmana za ten oto tekst i lubię Hartmana za to, że on jest absolutny naturszczyk, ale to absolutny (coś jak Steve Niesiołowski) i, jak to naturszczyk, nie umie przed kamerami odegrać roli, jaką ma do odegrania, tylko go emocje ponoszą, co skutkuje tym, że szczerze, jak - nie przymierzając - na spowiedzi, gada to, co mu na sercu leży. Hartman również pisze to, co mu na sercu leży, a pisząc nie zawraca sobie dupy sprawami takimi jak logika czy konsekwentne trzymanie się raz zajętego stanowiska. Poczytajcie, co napisałem pod koniec 2008 roku:
Jan Hartman, ten filozof, opublikował tekst "Mój dziwny kraj i jego dziwna religia". Wcześniej tekst ten powiesił na liberte. Tekst zaczyna się tak:
"Spróbuję spojrzeć na Polskę i jej religię oczami kogoś zupełnie bezstronnego – nie będącego Polakiem, nie będącego katolikiem, ale nie uprzedzonego, choć i nie szczególnie życzliwego – ani Polsce, ani katolicyzmowi. Jeśli sprzeniewierzę się temu, czyli napiszę tu coś stronniczego – przegrałem."
No i dalej Hartman pisze:
"Katolicyzm nie jest lubiany. Prawdę mówiąc, poza buddystami, którzy na ogół o wszystkich mówią dobrze, nie spotkałem nikogo, kto darzyłby katolików sympatią."
Otóż wydaje mi się, że rzeczywiście przez wielu ludzi katolicyzm nie jest lubiany. Ale to nie jest teraz ważne. Teraz idzie o to, czy rzeczywiście Hartman nie spotkał nikogo poza buddystami, kto nie darzy katolików sympatią. W związku z tym, że Hartman nie zaznaczył, iż chodzi mu jedynie o niekatolików, trudno uwierzyć, że Hartman pisze prawdę. Mnie się wydaje, że na świecie pełno jest ludzi, którzy darzą sympatią katolików i mniejsza o to, czy źródłem tej sympatii jest katolicyzm jako taki, czy też ludzie ci darzą sympatią katolików bez związku z ich, darzonych sympatią katolików, katolicyzmem. Wydaje się, że papież Benedykt XVI darzy sympatią katolików, przynajmniej niektórych. Wydaje się również, że sympatią darzy katolików, przynajmniej niektórych, Lech Wałęsa. Poza tym mnóstwo ludzi wyszło za mąż za katolików lub ożeniło się z katoliczkami. Dzieci wielu z tych ludzi to katolicy i chyba można założyć, że ludzie ci darzą sympatią swoje katolickie dzieci. Albo zatem Hartman i ja żyjemy na osobnych planetach, albo Hartman napisał coś stronniczego, w konsekwencji czego przegrał.
Oczywiście Hartman może pójść w zaparte i stanowczo twierdzić, że poza buddystami nie spotkał nikogo, kto darzyłby katolików sympatią, ale chcąc utrzymać swoje stanowisko musiałby udowodnić jedną rzecz. Oto Hartman pisze, że ks. Tischner po winku coś tam mawiał. OK. Pod tekstem opublikowanym na liberte.pl Mantheia napisał w komentarzu:
"Jedyne powołanie się na czyjąś wypowiedź - bez podania źródła - niesie treści, które można uznać za pomówienie "Jak mawiał (po winku) ks. Tischner, oni (Kościół) zawsze umieli się z nimi (komunistami) dogadać, bo i jedni, i drudzy lubili wypić'."
Na co Hartman odpisał:
"Cytat z Tischnera jest pomówieniem? Zarzuca mi Pan kłamstwo? Na jakiej podstawie? Bardzo lubiliśmy się z ks. Tischnerem i owo wspomniane winko sam z nim pijałem."
Zakładam, że skoro Hartman pijał winko z Tischnerem, to Tischnera znał. I teraz najważniejsze - aby utrzymać swoje stanowisko Hartman musiałby udowodnić, że ksiądz Tischner, którego Hartman znał i który przecież nie był buddystą, nie darzył sympatią katolików. Ciekawość, czy Hartman byłby w stanie przedstawić taki dowód.
Znowu wczoraj u Pospieszalskiego, po tym, jak puścili obrazki z filmu Solidarni 2010, Hartman zagaił tak:
To, co widzieliśmy, ta demonstracja, jest dowodem tego, że również narodowi katolicy, których nie jest dwie trzecie, tylko może dwie trzydzieste, również chcieliby brać udział w takim wspólnotowym przeżyciu demonstracji politycznej...
Narodowi katolicy :-)))
Zostawmy Hartmana, bo niekwestionowaną gwiazdą programu był Ludwik Dorn, który naopowiadał pełno ciekawostek dotyczących tego, jak się mają sprawy na poziomie kierowników naszego kawałka kuli ziemskiej. I powiedział też coś takiego, że po 10 kwietnia mnóstwo ludzi poczuło organiczną więź z państwem.
Napisałem Nicponiowi, że ja, pojebany libertarianin czyli anarchista, byłbym szczęśliwy, gdyby diagnoza Dorna była prawdziwa. Pytacie dlaczego? OK, już odpowiadam :-) Ano dlatego, że jak ktoś czuje organiczną więź z państwem, to znaczy, że jest świadomy pewnych rzeczy, że jest człowiekiem politycznym, a ja bardzo lubię, kiedy ludzie są polityczni. Poważnie - lubię, kiedy ludzie są polityczni. I zawsze bronię polityki. Nie walki o władzę, nie kręcenia lodów, tylko polityki - luknijcie tutaj, to załapiecie, o co mi idzie.
A teraz opowiem Wam o nich. Właśnie relację o nich dostałem od takiej jednej babki, która powoduje, że ja doznaję dziwności istnienia. Z dwóch powodów za przyczyną tej babki dziwności istnienia doznaję. Po pierwsze, doznaję dziwności istnienia, bo to jest taka babka, która czyta wszystko, co jest publikowane. No więcej czyta niż Maria Janion - albo docenicie ten fakt, albo jesteście lamerami :-) Po drugie, ta babka powoduje, że ja doznaję dziwności istnienia, bo ona (ta babka, nie dziwność istnienia) ma takie cycki, że jakbym ja, w końcu nie jakiś ułomek pisarski, chciał te cycki opisać, to tylko popsułbym sprawę. Od takiej właśnie kobity relację o nich dostałem.
One ciekawe są, bo się polityką w ogóle nie interesują i mimo tego mogą mieć szczęśliwe życie. Im zależy tylko na tym, żeby się najeść, żeby ciepło było i bezpiecznie. A także wygodnie, na ile się da. Jeśli powiecie im, że taki MAK jest w porządku, że prokurator Czajka to super fachowiec, to nie zaprzeczą. Takie one już są. Nie interesują się polityką, w dupie mają mechanizmy rządzące otaczającą je rzeczywistością. Problem jest jednak taki, że ta rzeczywistość prędzej czy później dotyka ich, czasami bardzo brutalnie. Do tego stopnia brutalnie, że one mogą zginąć, bo ci, którzy trzymają je w klatkach, zastanawiają się, czy ich nie zabić.
O kim ja piszę? No jasne, że piszę o zwierzętach z warszawskiego ZOO.
Bardzo dobrze się stało, że we wczorajszej audycji Pospieszalskiego wystąpił Jan Hartman. Jan Hartman jest profesorem filozofii i ja go lubię. Z paru powodów go lubię. Właściwie to lubię go z dwóch powodów. Lubię Hartmana za ten oto tekst i lubię Hartmana za to, że on jest absolutny naturszczyk, ale to absolutny (coś jak Steve Niesiołowski) i, jak to naturszczyk, nie umie przed kamerami odegrać roli, jaką ma do odegrania, tylko go emocje ponoszą, co skutkuje tym, że szczerze, jak - nie przymierzając - na spowiedzi, gada to, co mu na sercu leży. Hartman również pisze to, co mu na sercu leży, a pisząc nie zawraca sobie dupy sprawami takimi jak logika czy konsekwentne trzymanie się raz zajętego stanowiska. Poczytajcie, co napisałem pod koniec 2008 roku:
Jan Hartman, ten filozof, opublikował tekst "Mój dziwny kraj i jego dziwna religia". Wcześniej tekst ten powiesił na liberte. Tekst zaczyna się tak:
"Spróbuję spojrzeć na Polskę i jej religię oczami kogoś zupełnie bezstronnego – nie będącego Polakiem, nie będącego katolikiem, ale nie uprzedzonego, choć i nie szczególnie życzliwego – ani Polsce, ani katolicyzmowi. Jeśli sprzeniewierzę się temu, czyli napiszę tu coś stronniczego – przegrałem."
No i dalej Hartman pisze:
"Katolicyzm nie jest lubiany. Prawdę mówiąc, poza buddystami, którzy na ogół o wszystkich mówią dobrze, nie spotkałem nikogo, kto darzyłby katolików sympatią."
Otóż wydaje mi się, że rzeczywiście przez wielu ludzi katolicyzm nie jest lubiany. Ale to nie jest teraz ważne. Teraz idzie o to, czy rzeczywiście Hartman nie spotkał nikogo poza buddystami, kto nie darzy katolików sympatią. W związku z tym, że Hartman nie zaznaczył, iż chodzi mu jedynie o niekatolików, trudno uwierzyć, że Hartman pisze prawdę. Mnie się wydaje, że na świecie pełno jest ludzi, którzy darzą sympatią katolików i mniejsza o to, czy źródłem tej sympatii jest katolicyzm jako taki, czy też ludzie ci darzą sympatią katolików bez związku z ich, darzonych sympatią katolików, katolicyzmem. Wydaje się, że papież Benedykt XVI darzy sympatią katolików, przynajmniej niektórych. Wydaje się również, że sympatią darzy katolików, przynajmniej niektórych, Lech Wałęsa. Poza tym mnóstwo ludzi wyszło za mąż za katolików lub ożeniło się z katoliczkami. Dzieci wielu z tych ludzi to katolicy i chyba można założyć, że ludzie ci darzą sympatią swoje katolickie dzieci. Albo zatem Hartman i ja żyjemy na osobnych planetach, albo Hartman napisał coś stronniczego, w konsekwencji czego przegrał.
Oczywiście Hartman może pójść w zaparte i stanowczo twierdzić, że poza buddystami nie spotkał nikogo, kto darzyłby katolików sympatią, ale chcąc utrzymać swoje stanowisko musiałby udowodnić jedną rzecz. Oto Hartman pisze, że ks. Tischner po winku coś tam mawiał. OK. Pod tekstem opublikowanym na liberte.pl Mantheia napisał w komentarzu:
"Jedyne powołanie się na czyjąś wypowiedź - bez podania źródła - niesie treści, które można uznać za pomówienie "Jak mawiał (po winku) ks. Tischner, oni (Kościół) zawsze umieli się z nimi (komunistami) dogadać, bo i jedni, i drudzy lubili wypić'."
Na co Hartman odpisał:
"Cytat z Tischnera jest pomówieniem? Zarzuca mi Pan kłamstwo? Na jakiej podstawie? Bardzo lubiliśmy się z ks. Tischnerem i owo wspomniane winko sam z nim pijałem."
Zakładam, że skoro Hartman pijał winko z Tischnerem, to Tischnera znał. I teraz najważniejsze - aby utrzymać swoje stanowisko Hartman musiałby udowodnić, że ksiądz Tischner, którego Hartman znał i który przecież nie był buddystą, nie darzył sympatią katolików. Ciekawość, czy Hartman byłby w stanie przedstawić taki dowód.
Znowu wczoraj u Pospieszalskiego, po tym, jak puścili obrazki z filmu Solidarni 2010, Hartman zagaił tak:
To, co widzieliśmy, ta demonstracja, jest dowodem tego, że również narodowi katolicy, których nie jest dwie trzecie, tylko może dwie trzydzieste, również chcieliby brać udział w takim wspólnotowym przeżyciu demonstracji politycznej...
Narodowi katolicy :-)))
Zostawmy Hartmana, bo niekwestionowaną gwiazdą programu był Ludwik Dorn, który naopowiadał pełno ciekawostek dotyczących tego, jak się mają sprawy na poziomie kierowników naszego kawałka kuli ziemskiej. I powiedział też coś takiego, że po 10 kwietnia mnóstwo ludzi poczuło organiczną więź z państwem.
Napisałem Nicponiowi, że ja, pojebany libertarianin czyli anarchista, byłbym szczęśliwy, gdyby diagnoza Dorna była prawdziwa. Pytacie dlaczego? OK, już odpowiadam :-) Ano dlatego, że jak ktoś czuje organiczną więź z państwem, to znaczy, że jest świadomy pewnych rzeczy, że jest człowiekiem politycznym, a ja bardzo lubię, kiedy ludzie są polityczni. Poważnie - lubię, kiedy ludzie są polityczni. I zawsze bronię polityki. Nie walki o władzę, nie kręcenia lodów, tylko polityki - luknijcie tutaj, to załapiecie, o co mi idzie.
A teraz opowiem Wam o nich. Właśnie relację o nich dostałem od takiej jednej babki, która powoduje, że ja doznaję dziwności istnienia. Z dwóch powodów za przyczyną tej babki dziwności istnienia doznaję. Po pierwsze, doznaję dziwności istnienia, bo to jest taka babka, która czyta wszystko, co jest publikowane. No więcej czyta niż Maria Janion - albo docenicie ten fakt, albo jesteście lamerami :-) Po drugie, ta babka powoduje, że ja doznaję dziwności istnienia, bo ona (ta babka, nie dziwność istnienia) ma takie cycki, że jakbym ja, w końcu nie jakiś ułomek pisarski, chciał te cycki opisać, to tylko popsułbym sprawę. Od takiej właśnie kobity relację o nich dostałem.
One ciekawe są, bo się polityką w ogóle nie interesują i mimo tego mogą mieć szczęśliwe życie. Im zależy tylko na tym, żeby się najeść, żeby ciepło było i bezpiecznie. A także wygodnie, na ile się da. Jeśli powiecie im, że taki MAK jest w porządku, że prokurator Czajka to super fachowiec, to nie zaprzeczą. Takie one już są. Nie interesują się polityką, w dupie mają mechanizmy rządzące otaczającą je rzeczywistością. Problem jest jednak taki, że ta rzeczywistość prędzej czy później dotyka ich, czasami bardzo brutalnie. Do tego stopnia brutalnie, że one mogą zginąć, bo ci, którzy trzymają je w klatkach, zastanawiają się, czy ich nie zabić.
O kim ja piszę? No jasne, że piszę o zwierzętach z warszawskiego ZOO.
34 komentarze:
Wyrusie,
A ja się martwiłam ,że Cię zalało:)
Przeczytałam ,linki też , choć nie wszystkie dokładnie,bo zbyt długie.
Obejrzałam dzisiaj w necie Pospieszalskiego.
Hartmana widziałam kiedyś wcześniej(też u Pospieszalskiego ), kiedy razem z takim sflaczałym gościem o nazwisku Jastrun napadali na panią
Arciszewską ,gorliwą katoliczkę.
Nie jestem "gorliwa" specjalnie w niczym tam , jeśli chodzi o ideologie ale sprawiało to złe wrażenie.
Hartman sądzi,że dzięki takim jak on, - ateistom ludzie różnych wyznań nie wyrzynają się nawzajem. Jest to nowość dla mnie, bo nigdy dotąd nie wpadłam na taką pożyteczną rolę ateistów.
Chyba jednak sobie pochlebia.
Wspomniałeś Chwedeńczuka.
Kiedyś zaprosili go do telewizji.
Prowadzący redaktor obsadził go(nie wiedzieć czemu) w roli "prawicowca" i doznał srogiego rozczarowania.Dyżurny "lewicowiec"
nie zawiódł oczekiwań , natomiast
Chwedeńczuk siedział , patrząc z życzliwym zainteresowaniem i strzelał absolutnie nieprzewidywalnie:))
Nie wolno zapraszać filozofów. Są nieobliczalni:) Jedynie Wolniewicz trzyma się "konwencji".
Co do Pani , o której "walorach" wspominasz - trudno mi ocenić. Co chyba zrozumiałe:)
Zajrzałam dzisiaj do jednego takiego na Sal.24, studenta Hartmana zresztą, który przedstawił
"listę popierających" Komorowskiego.
Ci ,których "przedstawił "chcą się bawić" i z nieznanych mi przyczyn
uznją ,że Kaczyński bawić im się nie pozwoli.
Z jakiegoś powodu sądzą ,że wąsaty i dzieciaty hreczkosiej, zapewni im błogi żywot bez zobowiązań ,których nie znoszą.
Reasumując. Ani współcześni "filozofowie" , ani ich uczniowie , nie są osobami, na które warto tracić czas.
Anna wyraża swoje zdanie dosadniej,
ja niestety nie umiem. Jedynie co umiem to "motyla noga" albo "kurikoczka".
Pozdr
Wyrusie,
Jak zobaczyłem ten tytuł, to pomyślałem, że może chodzi Ci o Ciotki Matyldy. Całe szczęście, że na końcu tłumaczysz, że idzie wyłącznie o zwierzęta z zoo.
Ta druga część mocno jest. Natomiast w pierwszej, w tej historii o filozofie, którą biorę za retardację dla wzmożenia efektu końcowego, czepiasz się tego Hartmanna. W sensie, że to takie na siłę czepialstwo trochę. Bo skoro Hartmann pisze, że chce na katolików popatrzyć oczami osób nie będących katolikami, a nadto nie będących szczególnie życzliwymi w stosunku do katolików - to gdy potem pisze, że nie spotkał nikogo, kto lubi katolików, oczywistym mi się wydaje, że idzie mu tu o ten zawężony wcześniej zbiór ludzi.
pozdro
>klopin
Słuchaj, przecież zacytowałem Hartmana w swojej notce i dałem link do tekstu Hartmana, pod którym jest dyskusja. I masz cytat jak byk. Oto, co mówi Hartman:
"Cytat z Tischnera jest pomówieniem? Zarzuca mi Pan kłamstwo? Na jakiej podstawie? Bardzo lubiliśmy się z ks. Tischnerem i owo wspomniane winko sam z nim pijałem."
Skoro Hartman, ani katolik, ani buddysta, zapewnia, że lubił katolika Tischnera, to moim zdaniem to stwierdzenie załatwia sprawę od strony logicznej, nawet, jeśli przyjąć Twoją, korzystną dla Hartmana optykę. Co Ty na to?
Pozdro.
>marta.luter
A kto w salonie24 jest studentem Hartmana?
:-))
wyrusie,
przy przedostatnim akapicie, zanim nie przeczytałem, że to o zwierzetach w ZOO, to myślałem, że to o cyckach dalej:)
>smootny
To super! Ty myślałeś, że to o cyckach, a klopin myślał, że to o ciotkach Matyldach. Wychodzi na to, że tekścior jest jeszcze bardziej zakręcony, niż myślałem :-))
ej, to gwoli sprawiedliwości dodam, że zanim doszedłem do cycków, to nie wiedziałem o czym ten tekst jest. później myślałem, że o cyckach, a później się dowiedziałem, że jednak o zwierzętach.
Wyrusie,
Zapomniałam pochwalić tekst:)Uczniem Hartmana w Salonie jest
niejaki Slaughterhouse5.
Wyjątkowy osobnik:))
Pozdr
Ten program, to było "studio otwarte"
Tam jednym z prowadzących (pacyfikatorów) był Siwiec, ten Siwiec:), a gośćmi byli np z jednej strony Korwin ,a z drugiej Ikonowicz-rąbanka na całego.
Zabawa była przednia, bo wszyscy się rwali do głosu, no i w (dosłownie) wolne media ludziska wtedy uwierzyli(sam bez grzechu też nie jestem;), w demokracje i inne takie cuda-wianki.
Z tych rozmówek , nic praktycznie nie pamiętam, poza tym ,że straszny dym był momentami , jak naraz 20 ludziów się przekrzykiwało, no i że przez te Studio niejedną noc zarwałem-bo co by nie gadać-to pachniało świeżym mięsem.
Hartmana, aż wstyd(albo i zaszczyt) się przyznać, ja pierwszy raz na oczy wczoraj widziałem/słyszałem(praktycznie dopiero od katastrofy wróciłem do konsumpcji mediów(zwłaszcza tych zorientowanych politycznie)po kilku latach abstynencji.
Wracając do tego Hartmana, to faktycznie, on taki bardziej śmieszek-nerwusek jest.
Podejrzewam, że dlatego chytrusek Pospieszalski go zaprasza.
Wygląda na to, że on(znaczy się Hartmann) jest święcie przekonany ,że świetnie Sobie radzi i fechmistrz słowa z niego nie lada(z tymi "narodowymi katolikami" to go pięknie zgasił Dorn, który rzeczywiście był w dobrej, luzackiej formie).
Z jego tekstu , który przedstawiłeś, przebojem jest ten z buddystami:)
Pojechałby Hartmann do Birmy/Myanmar na występy gościnne i zaczął głosić swoje glossy do tamtejszej
rzeczywistości, to by taki wpierdol dostał od "buddyjskich" generałów, że od razu by pokochał katolików miłością bezwarunkową i dozgonną.
A co do "Onych"-no tak to już jest, że zwierzęta niepolityczne, zawsze i wszędzie dostają w tyłek od tych politycznych.
Bo gdyby np takie psy,koty,świnie,krowy i kurczaki utworzyły Wielką Wyzwoleńczą Koalicję to mielibyśmy chyba przerąbane.
A tak, to je czeka niewola i rzeź.
Niepolityczne sapiensy też niewiele lepszy czeka los.
Przykre to, ale prawdziwe.
>Mimochodem
Tak, to było Studio otwarte i rzeczywiście byłą to rąbanka na całego :-)
***
"Podejrzewam, że dlatego chytrusek Pospieszalski go zaprasza."
No jasne, że dlatego.
***
"Niepolityczne sapiensy też niewiele lepszy czeka los."
Zobaczymy, co się będzie działo.
Pozdro.
a jest gdzieś ten Pospieszalski do oglądnięcia?
aaaale złośliwiec:)
pozdr.
>smootny
No weź se kliknij w link, który podałem. Najeżdżasz na pierwszy wers i naduszasz słowa "WARTO ROZMAWIAĆ"
:-)))
>Andrzej-Łódź
Wiwat Anand!!!
A Radek Wojtaszek już drugi meczyk z rzędu był w sztabie analityków Vishiego :-)))
No weź se kliknij w link, który podałem. Najeżdżasz na pierwszy wers i naduszasz słowa "WARTO ROZMAWIAĆ"
... jak to mogłem przegapić?:)
"a jest gdzieś ten Pospieszalski do oglądnięcia?"
http://www.tvp.pl/publicystyka/tematyka-spoleczna/warto-rozmawiac/wideo/20052010-2300/1724908
Cieniutki jest toyah(czemu mnie to nie dziwi?:)- po cholerę kolo się pcha na wizję, skoro kamera go zżera bez popitki...
No i ten Mistowicz z tym ustawicznym pitu-pitu o "narracji".
ups, strony nie odświeżyłem, sorki
a jest tam Toyah? Na razie oglądam i widziałem jednego znajomego, Przemka Wiplera. No i Pospieszalskiego:P
>Mimochodem
"po cholerę kolo się pcha na wizję, skoro kamera go zżera bez popitki..."
Właśnie o to chodzi, że ci, których kamera zżera bez popitki, nie wiedzą o tym :-)) Jak by chłop to wiedział, to by do tv nie poszedł.
>smootny
Jest Toyah. smootny, weź obejrzyj do końca a potem będziesz ględził :-)))
oglądam, oglądam:)
Może nawet zacznę go (program w sensie) sobie oglądać "live", tj. w telewizji:)
Obejrzałem:)
Rzeczywiście fajny program. Hartman, który kiedyś przyznawał się do "twardogłowych konserwatystów" zrobił się debilem (nie, żeby bycie "twardogłowym konserwatystą" wykluczało debilizm, ale u Hartmana pozostał tylko ten drugi). Ciekawe rzeczy mówił Mistewicz. Fajnie gadał Dorn o sprawach zakulisowych, a w ogóle najlepiej to przygadywał Hartmanowi Karnowski..:)
>smootny
No, program cacany :-)))
Wyrus
Od strony logicznej to wg mnie przeoczyłeś jedno: Hartman pisze, że nie SPOTKAŁ nigdy nikogo, kto lubi katolików. A można spotkać samego siebie? Tak na jawie i w zdrowiu psychicznym będąc?
>klopin
1. Tak, można spotkać samego siebie. Można samego siebie spotkać mniej lub bardziej świadomie - ludzie mają różną autorefleksję.
2. Słuchaj, ja Ci mogę wymienić w cholerę ludzi, których Hartman spotkał i którzy lubią katolików, przynajmniej niektórych. I mogę to zawęzić tylko do ludzi z Hartmanowej branży. Podrzucam trop - Hartman skończył KUL, z pierepałkami, ale skończył, jakkolwiek w życiorysie zamieszczonym na swojej stronie zdaje się o tym nie wspomniał. Jak myślisz - dlaczego? :-)))
Zresztą - tu masz strone Hartmana:
http://www.iphils.uj.edu.pl/~j.hartman/
sprawdź, czy wspomniał o KUL-u :-))
A tu masz link do Wikipedii (bo mojej prywatnej wiedzy i moich prywatnych doświadczeń nie musisz uznawać):
http://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Hartman
gdzie o KUL-u piszą.
Jak chcesz, to sobie poczytaj o Janie Woleńskim, tym filozofie, którego Hartman na pewno spotkał :-) Przeczytaj np. przedmowę czy wstęp Woleńskiego do jego książki "Granice niewiary" i zastanów się nad tym, czy Woleński nie lubi żadnego katolika :-)))
Jak to wszystko sprawdzisz, to wróć tutaj i pogadamy dalej. OK?
Pozdro :-)
>Wyrus
1. To dochodzimy do sytuacji, w której gdyby istniał wyimaginowany, istniejący tylko w umyśle Hartmana człowieczek, co to nie jest katolikiem a lubi katolików, to wg Ciebie tyle wystarczy, żeby Hartman powiedział: spotkałem niekatolika, co lubi katolika.
2. Przecież w ogóle nie idzie mi o to, że to zdanie Hartmana, gdzie mówi, że nikogo spotkał, jest prawdziwe. :-)))
>klopin
"Przecież w ogóle nie idzie mi o to, że to zdanie Hartmana, gdzie mówi, że nikogo spotkał, jest prawdziwe. :-)))"
No to o co robisz dym???
Nie uciekaj w anegdoty, tylko sprawdź, czy Hartman przyznaje się do ukończenia KUL-u i napisz, co sądzisz o człowieku, który robi takie rzeczy, jak Hartman. I poczytaj o Woleńskim.
Ja Ci już więcej nie powiem, bo nie jest moją intencją deprecjonowanie Hartmana.
Pozdro.
Dym? Jaki dym? :-)
Wbiłem tu, żeby napisać, że fajny tekścior, a do Hartmana się przyczepiłem, bo drugi raz wrzucasz tą pokrętną wg mnie argumentację przeciwko niemu. O samym profesorze zdania specjalnie nie mam, tyle go znam co z Pospieszalskiego i jakiegoś wywiadu czy artykułu z gazety. Wygląda mi na gościa dosyć ciętego na katolików, a generalnie takich nie lubię. Do KUL-u się przyznaje na swojej stronie.
>klopin
To prawda - do KUL-u się przyznaje. Opiekunem Hartmana był ojciec Krąpiec, katolik, katolicki duchowny,katolicki zakonnik :-)))
***
"do Hartmana się przyczepiłem, bo drugi raz wrzucasz tą pokrętną wg mnie argumentację przeciwko niemu."
To może napisz, co takiego pokrętnego jest w mojej argumentacji.
Co teraz zrobisz? Napiszesz, czy nie?
No słuchaj, przecież sprawa jest prosta - mogłeś napisać w tekście to, co napisałeś do mnie, czyli że Hartman znał Woleńskiego, a nie, że znał Tischnera.
>klopin
W swoim tekście mogłem napisać wszystko, ale napisałem, CO CHCIAŁEM. Wiesz dlaczego? Ano dlatego, że to jest MÓJ TEKST. I wybacz - ale Twoje uwagi odnośnie tego, co ja w swoim tekście mogłem albo i nie mogłem, tylko mnie rozbawiają. Polecam powieść Michenera pt. "Powieść" [The Novel]. Jak przeczytasz, to BYĆ MOŻE załapiesz, o co mi chodzi.
***
Kwestię Hartmana zamykam. Widzę wyraźnie, że nie znasz faktów, a bardzo chciałbyś je poznać :-))), ja się jednak podpuścić nie dam, bo - powtarzam to - nie jest moja intencja deprecjonowanie Hartmana.
Umrzyj sobie z przekonaniem, że filozof Hartman to fajny gościu, który w życiu nie spotkał nikogo, poza buddystami oczywiście, kto lubi katolików.
Byłbym wdzięczny, gdybyś przestał już zawracać mi dupę.
Bez odbioru.
>Wyrus
Ta Twoja odpowiedź słaba jest, jakbyś się zagotował, a przecież powodu nie ma.
1. Ja Ci nie piszę, czego nie możesz w Twoich tekstach, piszę, co jest do dupy. No i ta anegdotka z Hartmanem i Tischnerem jest do dupy, bo Tischner źle w niej nie siedzi.
2. Pojęcia nie wiem o jakich faktach, których rzekomo chciałbym od Ciebie się dowiedzieć, piszesz.
3. "Umrzyj sobie z przekonaniem, że filozof Hartman to fajny gościu, który w życiu nie spotkał nikogo, poza buddystami oczywiście, kto lubi katolików."
Totalnie bez sensu.
"Byłbym wdzięczny, gdybyś przestał już zawracać mi dupę."
Nie ma sprawy.
Pozdro
>klopin
"Nie ma sprawy."
Jak nie ma sprawy, to po chuj piszesz, że nie ma sprawy? Nie rozumiesz, co znaczy: "bez odbioru"?
Viva!
W ostatnim NCzasie jest analiza ostatniej partii z Topałowem. Za parę dni wolny weekend - siadam z gazetą w jednej, a Twoją notką sprzed paru dni w drugiej. I multos vinos. Oj!:)
pozdr.
Prześlij komentarz