statsy

wtorek, 3 sierpnia 2010

Nie zawsze musi być kawior

Mendel Najdorf, czyli Mieczysław Najdorf, a później Miquel Najdorf, w świecie szachowym znany jako Maestro, to był wielki człowiek i kawał gracza (luknijcie sobie do Wikipedii albo gdzie tam i poczytajcie trochę o tym, kto to był Maestro). W 1939 roku szachowa olimpiada odbywała się w Buenos Aires. W trakcie zawodów wybuchła wojna. Nie wiadomo było, co zrobić, no bo jak tu grać z Niemcami? Organizatorzy ustalili, że jak ktoś chce grać z Niemcami, to niech gra, a jak jakaś drużyna z Niemcami grać nie chce, to nie musi i wtedy do tabeli zapisuje się remis 2:2. Niektórzy z Niemcami grali, inni nie grali, dość, że Niemcy olimpiadę wygrały, a Polska zdobyła srebrny medal i Najdorf w tej drużynie grał.

Maestro do Polski nie wrócił, został w Argentynie, dostał obywatelstwo, wymiatał w szachy i wymiatał w biznesie - nasz mistrz został jednym z najbogatszych obywateli Argentyny.

Najdorf to człowiek bardzo mądry, co przejawiało się w tym, że słuchał innych mądrych ludzi. Na przykład jego babcia ciągle powtarzała, że jeśli idzie o szachy, to lepiej mieć pionka więcej, niż pionka mniej i Najdorf uznając autorytet swojej babci dążył do tego, aby mieć pionka więcej, a nie mniej, aczkolwiek, rzecz jasna, nie był prymitywnym materialistą, czyli materiałożercą - chodzi oczywiście o kontekst szachowy.

Maestro w Argentynie był instytucją - wszyscy go szanowali, a wielu kochało. No i kiedyś grają w Buenos wielki turniej. Najdorf siedzi na trybunach i obserwuje partię Miszy Tala. Tal, mistrz świata, to był taki gościu, co to potrafił poświęcić parę figur i wykończyć przeciwnika. Powiadano, że jak Tak oddaje ci hetmana, to spokojnie możesz poddać partię. Później, kiedy już były mocne kompy, policzono, że niektóre z ofiar Tala były niepoprawne, ale to policzyły najmocniejsze kompy i nie ma to żadnego znaczenia dla przebiegu partii granych przez Miszę i w niczym nie pomagało jego przeciwnikom. Weź tu człowieku graj z tym Talem, który ci figury podstawia, kiedy odpowiedź musisz wymyślić przy desce i cykającym zegarze. Poza tym, jak w swojej książce napisał Kasparow, wcale nie było tak, że Tal szarżował jak głupi, bo w zdecydowanej większości przypadków przed Talem obrony nie było.

Dobra, wracamy do Buenos. Grają sobie, grają i Tal robi jakiś taki ruch dziwaczny, którego nikt nie rozumie. Misza wciska zegar, przeciwnik zaczyna wpadać w panikę (lubię takie grepsy, jak "zaczyna wpadać w panikę", albo "hej, bo się nam zacyna końcyć butelcyna" - ten drugi greps bardziej lubię), publiczność nic nie rozumie i nie wiadomo, co będzie. Maestro gapi się na pozycję, jeszcze bardziej się gapi, i jeszcze trochę się gapi, po czym wstaje, idzie w kierunku sceny, na której grają, ochroniarz usuwa przed Mistrzem ten sznurek ładny, co to zagradza drogę do miejsca gry (w Buenos nie było takiego strażnika czy policjanta, który poszedłby wbrew Najdorfowi), Maestro podchodzi do Tala, całuje go w czoło, po czym wraca na swoje miejsce na trybunach. Jak przeciwnik Tala zobaczył, że Maestro Miszę w czoło pocałował, to zatrzymał zegar i poddał się, bo uznał, że nie ma sensu siedzieć przy desce i marnować czas. Kumaty to był gość, ten przeciwnik Tala.

***

Wczoraj przeczytałem książkę Daniela Tammeta "Urodziłem się pewnego błękitnego dnia" (właściwie to dzisiaj, bo skończyłem czytać koło czwartej nad ranem). Tammet to sawant, gościu z zespołem Aspergera i jakimiś tam objawami autyzmu. Genialny facet. Poczytajcie o nim w Wikipedii, czy gdzie tam, to się przekonacie. Tammet jest chyba pierwszym sawantem, który potrafi opowiedzieć naukowcom o tym, jak funkcjonuje jego umysł, potrafi opowiedzieć o swoim wewnętrznym świecie i to jest niezwykle cenne, bo na przykład Kim Peek, który był wzorem dla twórców filmu "Rain Man", nie potrafi tego wszystkiego opowiedzieć.

Jest bardzo fajny film o Tammecie - "Brainman". Widziałem ten film i bardzo się ucieszyłem, że w zapamiętywaniu pozycji szachowych nie jestem gorszy od Tammeta - powtórzyłem  doświadczenie zaprezentowane w filmie przez Tammeta i uzyskałem stuprocentowy wynik, czyli gapiąc się przez trzy minuty albo pięć minut (już nie pamiętam ile to było) na ustawioną na desce pozycję, ustawiłem później tę pozycję bezbłędnie. Ale to tylko w tej dziedzinie dorównuję Tammetowi, bo powiedzieć bezbłędnie 22.514 cyfr liczby pi nie umiem, a Tammet zrobił to w Muzeum Historii Nauki w Oksfordzie - wyliczanka trwała pięć godzin i dziesięć minut.

Tammet jest w pewien sposób genialny, jak postać z "Rain Mana" grana przez Dustina Hoffmana. Ale są dziedziny, w których nie bardzo daje sobie radę. Luknijcie na te fotkę:





zdjęcie z: Daniel Tammet. Urodziłem się pewnego błękitnego dnia. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2010. s. 59.

Otóż Tammet na obrazku po lewej nie widzi litery "A" - widzi tylko litery "H", z których wielkie "A" się składa. Na obrazku po prawej widzi tylko litery "A", natomiast dużej litery "H" nie widzi. Albo ktoś Tammetowi mówi, że pisał w kompie esej ale nacisnął ten cholerny klawisz kasowania, no i klops. Otóż Tammet kuma, że ktoś pisał esej i że nadusił jakiś niedobry klawisz, ale nie kuma, że naduszenie tego cholernego klawisza spowodowało utratę tekstu. Mówiąc w skrócie - Tammet widzi drzewa, ale nie widzi lasu - sam pisze o tym w swojej książce.

Tammet, jakkolwiek genialny w jednych dziedzinach, w innych dziedzinach jest upośledzony. Mnie się wydaje, że wielu ludzi jest upośledzonych tak, jak Tammet, natomiast ludzie ci w żaden sposób, że tak powiem, nie nadrabiają swojego upośledzenia  na innych polach. Jak Maestro całuje Tala w czoło, to kumaty człowiek wie, że Tal partię wygrał. Jak Dukaczewski zapowiada w wywiadzie, że w razie wygranej Jamajki on, Dukaczewski, otworzy szampana, to człowiek kumaty wie, że się na Jamajkę nie głosuje. Jak się dostaje na rękę dwa króle, a flop, turn i river są takie, jak na obrazku poniżej



to człowiek kumaty wie, że wygrał, bo nikt nie może go przebić; nikt nie może mieć koloru innego niż piki, gdyż do koloru trzeba pięciu kart w tym samym kolorze i nikt nie może mieć pokera, bo pikowy król leży na stole - jedyne, co ktoś może mieć, to pikowy kolor (nie da się ułożyć sekwencji dającej pikowy straight flash), a kareta kolor bije. Kumaty człowiek w tej sytuacji wyciąga z przeciwników ile się da i z największą przyjemnością obwieszcza: - Ladies and gentelmen: I'm all in.

OK, a jaki z tego mojego pisania wynika wniosek? Otóż nie wiadomo. Przecież nie w każdej powieści kryminalnej musi być jakiś suspens - ja lubię czytać takie książki, które mi się ładnie snują, które pięknie opisują jakąś ciekawą historię, dlatego czytam Jonathana Kellermana i Andrew'a Vachss'ea (Nicek, czytaj Vachss'ea - kiedy ja przeczytałem pierwszą jego książkę, to mnie płuca bolały, pomimo tego, że płuca chyba nie mogą boleć :-); czytaj Vachss'ea, a zobaczysz, o co biega :-)) Ludzie, no chyba się zgodzimy, że nie zawsze musi być kawior?

---------------------------------

DOPISEK

Oglądam sobie w tv, jak krzyż wywalają spod pałacu prezydenckiego. Kurwa mać, wszystko wszystkim, ale żeby katolickie klechy brały udział w tej akcji??!! Ja pierdolę - nie jest dobrze.

---------------------------------

DOPISEK DRUGI


Ale jaja - zostawiają krzyż, przynajmniej na razie. Widać kierownicy naszego kawałka kuli ziemskiej uznali, że jeszcze nie czas na to, aby można było nie cykać się bić ludzi z byle powodu. Skoro jeszcze nie czas na to, to znaczy, że - mówiąc najogólniej - jest jeszcze czas, że mamy jeszcze czas. 

25 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Z krzyżem jaja totalne.
Jeśli mam być szczery, to na miejscu władzuchny tak bym tego nie zostawił, tylko krzyż usunął. Abstrahuję teraz od tego, czy to jest sensowne, żeby akurat iść w tą stronę, żeby skłócać społeczeństwo i wyrywać mu krzyż, bo to uważam za idiotyzm. Natomiast gdybym był władzą i jednak się na taki krok zdecydował, to bym to doptrowadził do końca. Bo to jest manifest słabości władzy.
No, ale dla mnie to akurat dobrze, że ta władza jest słaba.
I mam jeszcze jedną rzecz- otóż nikt nie wyszedł na ulice w obronie 22% stawki VAT, ale w obronie krzyża ludzie wychodzą i to potwierdza to, co pisałem już kiedyś, że to jest jedyna rzecz, wokół której ludzie mogą się skutecznie zorganizować przeciw Systemowi.
Taki wojujący, narodowo patriotyczny katolicyzm. W skrócie- Polska to krzyż.

A z tym tekstem twoim- ja lubię takie gawędy, które do niczego nie prowadzą na pozór, a jednak trochę prowadzą ;)
Z tym Maestro to już kiedyś pisałeś i to jest świetna historia.
Z jednej strony świetna, że ten ochroniarz sam ten sznureczek zdjął, co świadczy o nim jak najlepiej i pokazuje, że nie masz już dziś prawdziwych ochroniarzy. Wyobrażasz sobie któregoś z tych chujów pałujących ludzi pod KDT, że on tak tego Maestro wpuszcza? Przecież by mu jebnął pałą.
No ale to jest to, cośmy sobie gadali w nocy, że w Konstantynopolu na targu przekupki się o Filioque wykłócały. Noa niedawno jeszcze zwykły ochroniarz wiedział, kto jest szpeniem od szachów. A dziś? Dziś gówno.
Ale najfajniejsze w tej historyjce jest to, jak ten gośc zareagował. Bo taki pocałunek w czoło, publicznie, bez zważania na to, co się dzieje, to jest bardzo mocna sprawa i świadczy o jakiejś olbrzymiej pasji tego człowieka. Ale takiej pasji że pasji.

Lecę się zaraz rehabilitować. Mam takiego zawodnika, który składa do kupy naszych żużlowców z Wrocka, jak przydzwonią a muszą jechać zaraz dalej.
Cudotwórca.

Pozdro

marta.luter pisze...

Wyrusie,
Fajny , taki "Wyrusowy" tekst:)
Jak ja Ci zazdroszczę.
Nie talentu i rozumu , rozumu mam na tyle , by dostrzec i docenić zalety innych:)
Zazdroszczę Ci ,że bez przeszkód możesz czytać.
Słuchałam wczoraj Cejrowskiego w Trójce. Opowiadał zabawne kawałki na temat "Ona i On".
Jedna z nich : "Ona czyta .Gdy się czyta trzeba od czasu do czasu przewracać kartki. Ona przewraca kartkę , wtedy On uważa ,że to jest moment by opowiedzieć Jej o swojej pracy".
Nie opowiadałabym Ci takich "okropnych "rzeczy , gdybym nie była przekonana ,że Twoje poczucie humoru to wytrzyma:)
Pozdr

wyrus pisze...

>marta.luter

"Zazdroszczę Ci ,że bez przeszkód możesz czytać."

Z przeszkodami czy bez przeszkód - to nie ma znaczenia. Ja muszę czytać. Mogę nie pić wódki, choć to wydaje się niemożliwe, ale czytać muszę. Taka karma. No to czytam :-))

Pozdro.

smootnyclown pisze...

cacucho:)
i od razu mnie ochota na texas hold'em naszła:D

wyrus pisze...

>Nicek

Ci goście, co reperują żużlistów, muszą być cudotwórcami. Muszą i już. No i są.

Pozdro :-)

wyrus pisze...

>smootny

"cacucho:)"

Czyli co?

:-))

smootnyclown pisze...

no wszystko, a co innego?:))

marta.luter pisze...

Wyrusie,
Mówisz ,że "siłom i godnościom"? :)
"To się nie przyjmie..." - jak powiedział pewien kierownik sali , gdy mu zaproponowano , by kelnerzy mieli czyste paznokcie:)
Zaczęłam tego Johna Rawhlsa.
Fajny gość. Bierze sitko , odcedza z różnych takich , to co mu nie pasuje a resztę rozwija.
Dobrze się czyta.
Próbowałam Rorty'ego , którego kiedyś polecałeś.
Za trudne dla mnie. Człowiek polemizuje z ludźmi , których nie znam.Nie wiem co powiedzieli i z czym on polemizuje. Zostawiłam w spokoju.
Rawls to co innego.To są wykłady.
Czyli mowa do profanów:)
Pozdr

smootnyclown pisze...

marto,
a to czytasz "wykłady z historii filozofii polityki"?

marta.luter pisze...

Smootny,
No.....:)

Jacek Jarecki pisze...

Ech, gdyby Nicek miał namiary na cudotwórcę, który reperuje nie tylko żużlistów ale i żurnalistów!

jerzyki pisze...

Wyrus napisał,że:
"Nie zawsze musi być kawior"

Własnie ,poprawiłbym na: " i nie tylko musi być kawior."
W tym wpisie na warstwę kawioru położono guano w postaci dwóch dopisków.

Chyba ,że te dopiski ktoś Ci dorzucił,są nie Twego autorstwa,wtedy odpuszczam.

wyrus pisze...

>jerzyki

"W tym wpisie na warstwę kawioru położono guano w postaci dwóch dopisków."

Musisz zrozumieć (oczywiście nie musisz, ale byłoby lepiej dla wszystkich, gdybyś zrozumiał :-)), że tutaj rządzę ja i kiedy chcę robić dopiski, to robię dopiski. Dopiski robię takie, jakie mi się podobają. Mogę np. napisać tekściora o aretologii w ujęciu św. Tomasza z Akwinu, a w dopisku zacynić, że Liverpool właśnie stuknął, np. Muły (Anno - sorry, ale potrzebowałem drastycznego przykładu :-))

Pozdro :-)

wyrus pisze...

>Jarecki

Żurnalistów to by trzeba było reperować nie tak mechanicznie/fizycznie, tylko tak jakoś duchowo/mentalnie, a takich magików nie ma. Żurnaliści raz popsuci, popsutymi pozostaną na wieki. Tak myślę.

Pozdro :-)

Anonimowy pisze...

JJ,

niestety, mój pan Józio zmarł i nie masz ratunku dla żurnalistów. On jedyny by dał radę stosując starodawną metodę czyli:

"Panie, na takich, to przewód od przyczepy, taki z żelazną koncówką i wąskie drzwi, żeby za szybko nie spierdolili"

I to działało!

jerzyki pisze...

Wyrusie,
npisałeś do mnie łobrażony na moją krytykę Twoich horendalnie kulawych dopisków tak:
"że tutaj rządzę ja"

Łoczywiście ,że Ty i tylko Ty.No i już wiem jak mam pisać o Twojej pisaninie w rodzaju tych dopisków dwóch: klaskając w dłonie.
A łudziłem się ,że Tobie zależy na czytelnikach i rozmowie o wszystkim.Nawet o Twoich dopiskach.

wyrus pisze...

>jerzyki

Nie, nie łobrażony. Ja się nie obrażam. Na nikogo. Z żadnego powodu. Nie obrażam się od jakichś dwudziestu lat. I bardzo dobrze umiem wyjaśnić to, że się nie obrażam.

***

"A łudziłem się ,że Tobie zależy na czytelnikach i rozmowie o wszystkim."

W pewien sposób zależy, owszem, natomiast to nie jest priorytet. Powiem tak: ja proponuję coś tam i komuś może się to podobać albo nie. Nie mam wpływu na to, czy moje pisanie komuś się podoba. Z całą pewnością jednak próby ustawiania mnie w kwestii tego, jak powinienem pisać, nie mają żadnego sensu. W szachach spokojnie można mnie poprawiać, w najogólniej rozumianej erudycji też, również w wielu innych dziedzinach, ale nie w pisaniu :-)) Długo by mówić, dlaczego tak jest, zbyt długo, dość, że tak właśnie jest :-))

Podrzucę taki trop - im bardziej się zacinam, im bardziej jestem impregnowany na wszelkie uwagi dotyczące mojego pisania, tym większe, że tak powiem, mam sukcesy :-)) Przeczytaj, jak chcesz, powieść Jamesa Michenera pt. "Powieść" [The Novel] - chodzi o tę scenę na trzeciej albo drugiej stronie od końca, kiedy ten pisarz gada z tym krytykiem. Michener pieknie napisał, o co chodzi :-))

***

"No i już wiem jak mam pisać o Twojej pisaninie w rodzaju tych dopisków dwóch: klaskając w dłonie."

Bez obrazy, ale mam w dupie to, czy mi ktoś klaszcze, czy też mnie krytykuje. Powtarzam - w kwestii mojego pisania jestem impregnowany, do spodu, do dna, jestem zakuty łeb, beton, talib, śmierdząca konserwa, ekstrema, wiocha. I dobrze mi z tym.

Co teraz? Chcesz pogadać o "obiektywnej rzeczywistości"? :-)))

Pozdro.

jerzyki pisze...

Wyrusie,
Napisałem poprzednio że dopiski dwa zepsuły -cały wpis. Bez tych dopisków tekst o Najdorfie i Tammecie to smakowity kąsek dla przygodnego czytelnika jakim jestem.
Oczekiwałem ,że zapytasz dlaczego nazywam je guanem paskudzącym kawior. A Ty trzask mnie - w pysk.
Teraz piszesz:
„Bez obrazy, ale mam w dupie to, czy mi ktoś klaszcze, czy też mnie krytykuje. Powtarzam - w kwestii mojego pisania jestem impregnowany,
i w tym momencie breszysz, bowiem gdybyś miał w dupie krytykę, to byś mnie zapytał, o co mi chodzi z tymi dopiskami.

Następnie wyjeżdżasz z czymś takim:
„ Powtarzam - w kwestii mojego pisania jestem impregnowany, Z całą pewnością jednak próby ustawiania mnie w kwestii tego, jak powinienem pisać, nie mają żadnego sensu.”

Tutaj Cię mam i trzymam za zwis : klakierzy Twoi już Cię ustawili ,a Ty tego nie widzisz. Ty piszesz pod nich, łechoczesz ich mile swoją klawiaturą, a oni Ci to łechotanie zwracają wzmocnione i gdy nagle ktoś, to łechotanie i wzajemne głaskanie przerwie, to wpadasz w furię i dorabiasz psychologiczne bajdurzenie.

NIE MIAŁEM I NIE MAM ZAMIARU USTAWIANIA CIEBIE JAK POWINIENEŚ PISAĆ.

Ale to nie autor najlepiej rozumie i ocenia swoje pisanie, tylko czytelnicy ! I jeśli próbujesz odebrać czytelnikowi [a próbowałeś !] prawa do oceny twojego pisania, to kiepsko z Tobą.

wyrus pisze...

>jerzyki

"w tym momencie breszysz, bowiem gdybyś miał w dupie krytykę, to byś mnie zapytał, o co mi chodzi z tymi dopiskami."

No daj spokój - pomyliło Ci sie coś, czy jak? Gdybym Cię pytał o co chodzi w tej Twojej krytyce, to znaczyłoby, że się przejmuję, ale ja Cię nie pytam. Dlaczego Cię nie pytam? No bo mam to w dupie :-))

***

"klakierzy Twoi już Cię ustawili ,a Ty tego nie widzisz."

Sorry, ale nic nie rozumiesz, a nie rozumiejąc, odwracasz porządek. Jak dziecko jakieś albo ciotka Matylda.

***

"Ale to nie autor najlepiej rozumie i ocenia swoje pisanie, tylko czytelnicy "

No to pokazałeś, że nic nie kumasz w dziedzinie, absolutnie nic :-))

"I jeśli próbujesz odebrać czytelnikowi [a próbowałeś !] prawa do oceny twojego pisania"

Niczego nikomu nie próbuję odebrać, powtarzam jedynie, że mnie krytyka mojego pisania nie obchodzi. Możesz mieć uznać za chuja łobatego, ale jest, jak napisałem - mnie to nie obchodzi.

Słuchaj, mnie ta gadułą nieco śmieszy i uważam, że marnuję na nią czas, więc powiem tak: gdybyś był moim redaktorem lub właścicielem gazety/wydawnictwa, w którym piszę, to albo bym się Twoimi uwagami przejmował albo się nie przejmował i u Ciebie nie pisał. Na razie jednak moim redaktorem nie jesteś, co sprawia, że nie mam żadnego powodu, aby się z Twoimi uwagami liczyć.

I jeszcze jedno - to jest blog, łapiesz? Blog. Ja ambicji bycia popularnym blogerem nie mam, ani cenionym blogerem. Swoje ambicje związane z pisaniem dawno, bardzo dawno temu, zanim jeszcze Net powstał, ulokowałem zupełnie gdzie indziej, dobrze sobie radzę, więc weź poprawkę na to, że próbujesz arcymistrzowi tłumaczyć, żeby roszady nie robił, bo według Ciebie w tej pozycji roszady robić nie należy :-)

Pozdro :-)))

jerzyki pisze...

Wyrusie,
Ja napisałem:

"Ale to nie autor najlepiej rozumie i ocenia swoje pisanie, tylko czytelnicy "

a Ty w odpowiedzi:

„No to pokazałeś, że nic nie kumasz w dziedzinie, absolutnie nic :-))”

Kurcze, taki gościu nabuzowany papierowymi plikami jak Ty , nigdy nie czytał o hermeneutyce? Muszę się uszczypnąć w tyłek.
Już Arystoteles w swej Poetyce napisał był, że rozumienie przez autora własnej narracji jest zawsze kulawe wobec rozumienia czytelnika tej narracji.
Nie wymieniając żadnych dzisiejszych gadamerów.
A toś mną zakręcił ,ho, ho !

U Ciebie dalej taka nutka:

„Słuchaj, mnie ta gaduła nieco śmieszy i uważam, że marnuję na nią czas, „

A ja to nie marnuję czasu?
Nic tylko w kółko mi powtarzasz, że nie musisz się liczyć,nie musisz się przejmować, że nie masz ambicji, tak że sprawiasz wrażenie jakbyś nie mógł wyzbyć się strachu na pamięć tego ,że nasikałeś do talerza z rosołem ,gdy miałeś 5 latek.
Nie bój się rozmawiać z nieznajomymi, do cholery !

Dlaczego wykrzykujesz zza płotu:

„I jeszcze jedno - to jest blog, łapiesz? Blog. Ja ambicji bycia popularnym blogerem nie mam, ani cenionym blogerem.

I o z tego ,że to jest blog??
Piszesz dla siebie ,niby Andzia mała?
Albo założysz filtr przepuszczający tylko Twoje lustrzane odbicie, albo ktoś przygodny coś zagadnie do Ciebie ,i pójdzie dalej, nawet nie zastanawiając się, czy Ty bloger, lub inny okaz, i czy Tobie zależy na sławie blogerskiej ,czy przeciwnie - masz ją w dupie.

Od dzieciństwa mam skłonność do zaczepiania obcych sobie ludzi i słuchania co mówią. Większość nie gryzie, ani nie kopie ze strachu, bo właściwe jest w ludzkim bytowaniu – zapytywanie, zagadywanie, gawędzenie o tym, czy o tamtym.

Czepiłem się tych nieszczęsnych dopisków ,gdyż ten Twój zwrot „katolicki klecha” zatrząsł obrazem Ciebie u mnie[jaki mam po kilku luknięciach na Twoje gumno].

Czy dajmy na to, nie jesteś przypadkiem zapyziałym i anachronicznym polskim luterkiem, albo jechowitą?Zaraz przypuszczalnie rykniesz :a co ci do tego kim jestem?

Tyczasem gdyby ,to znak ,że trafiła mi się sztuka już dawno wymarłego gatunku, w tym moim łażeniu po sieci. Pzdr.

Anonimowy pisze...

chuj z kawiorem, wbij do mnie i zobacz co się dzieje

i mam prośbę o rozpropagowanie tego jak najszerzej

wyrus pisze...

>jerzyki

"taki gościu nabuzowany papierowymi plikami jak Ty , nigdy nie czytał o hermeneutyce? "

O hermeneutyce trochę czytałem, prawie całą książkę taką jedną o hermeneutyce przeczytałem kiedyś :-))

***

"Już Arystoteles..."

Co to ma być - argument z autorytetu? :-))

***

"A toś mną zakręcił ,ho, ho !"

I brawo wyrus! O to chodzi, żeby być w stanie kimś zakręcić. Przynajmniej od czasu do czasu :-))

***

"A ja to nie marnuję czasu? "

Nie wiem, ale to mnie nie obchodzi, mnie obchodzi tylko to, że ja czas marnuję.

***

"Nic tylko w kółko mi powtarzasz, że nie musisz się liczyć,nie musisz się przejmować..."

No powtarzam, bo nie rozumiesz, o czym ja do Ciebie rozmawiam. W ten właśnie sposób marnuję czas :-))

***

"Piszesz dla siebie ,niby Andzia mała?"

Dla siebie, a jak inaczej. A do tego dla tych, którzy to chcą czytać. Sprzedaje lody waniliowe, tylko waniliowe. Sprzedaję je dla siebie, bo lubię sprzedawać lidy waniliowe. Komu smakują, ten u mnie kupuje, komu nie smakują, ten nie kupuje. I tyle, nie ma sensu ględzić, że może powinienem sprzedawać lody truskawkowe.

***

"ten Twój zwrot „katolicki klecha” zatrząsł obrazem Ciebie u mnie[jaki mam po kilku luknięciach na Twoje gumno]."

W około 700 notkach, jakie na blogu powiesiłem (tu i w salonie24) o katolickich klechach pisałem wiele razy. ja nawet o Bocheńskim pisąłem, że to klecha, albo o Tomaszu z Akwinu :-)

***

"Czy dajmy na to, nie jesteś przypadkiem zapyziałym i anachronicznym polskim luterkiem, albo jechowitą? Zaraz przypuszczalnie rykniesz :a co ci do tego kim jestem?'"

Wcale nie ryknę, dlaczego miałbym? Odpowiem po prostu - nie, nie jestem ani luterkiem, ani jehowitą. Jestem zapyziałym katolem, jak większość.

Pozdro :-))

jerzyki pisze...

"o katolickich klechach pisałem wiele razy. ja nawet o Bocheńskim pisąłem, że to klecha, albo o Tomaszu z Akwinu :-)"

Tymś mnie usadził na jakiś czas.
Masz mnie z głowy.Bo ja lody jadam tylko czekoladowe,a na inne nawet nie zerkam.Pzdr.

wyrus pisze...

>WSZYSCY

mam prośbę - nie komentujcie ostatniego komentarza jerzyków, nie wyprowadzajcie Gościa z błędu. No bo się może trochę głupio zrobić, a tak każdy uda, że nic nie wie :-)))

smootnyclown pisze...

:))