Janusz Korwin-Mikke swój tekst na blogu kończy tak:
Celem „klasy politycznej” jest, byśmy jak najwięcej gadali o „Smoleńsku”, homosiach, „parytecie” i „prezydencji w Unii” - zapominając o pieniądzach, które „Banda Czworga” rabuje, marnotrawi i kradnie.
Bardzo ładnie, natomiast moim zdaniem "Smoleńsk" nie pasuje do tego zestawienia, bo jak będziemy odpuszczać nawet takie rzeczy, to już po nas. Dobra, parę dni temu napadłem na Wiktora Osiatyńskiego, ale żeby nie było, że jak ktoś napisze coś przytomnie, to ja tego nie docenię tylko dlatego, że to akurat ten ktoś napisał, dam dwa cytaty z tego samego tekstu Osiatyńskiego, o którym to tekście parę dni temu pisałem:
Od narodzin współczesnej demokracji pod koniec XIX wieku głównym obszarem konfliktu była rola państwa w redystrybucji dochodu narodowego.
Oraz:
Przez setki lat polityczny dyskurs demokracji obracał się wokół kwestii alokacji i redystrybucji zasobów.
Po co te wypiski z Korwin-Mikkego i Osiatyńskiego? A tak sobie, bo mnie się wydaje, że mnóstwo ludzi (nie wiem, czy większość, czy nie większość) myśli, że w polityce, takiej, jaką mamy dzisiaj, chodzi przede wszystkim o jakieś prawa człowieków, o patriotyzm, o lepsze życie ludzi itd. Poważnie, tak mi się wydaje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz