Wojciech Sadurski napadł na Roberta Gwiazdowskiego, między innymi przyczepiwszy się tej oto wypowiedzi, którą dał Gwiazdowski:
Kiedy w stanie wojennym śledzili mnie na uniwersytecie jacyś ubecy, musieli się porządnie nachodzić, by czegokolwiek się o mnie dowiedzieć. A teraz urzędnik wpisuje do systemu mój PESEL i dowiaduje się o mnie wszystkiego. Mało tego, dziś sam na siebie muszę składać donosy: każe mi się wypełniać PIT, a jeśli cokolwiek przeoczę, urząd skarbowy nałoży na mnie karę.
Sadurski tę wypowiedź przytoczył i już na Gwiazdowskiego naskoczył pisząc:
Przykłady niegodziwości socjalistycznego państwa Prezydent Gwiazdowski mógłby dalej przytaczać. Oto np. w socjalistycznym sklepie samoobsługowym musi przy kasie składać na siebie donos, dotyczący tego, co kupuje, a jeśli coś przeoczy i zamiast do koszyczka, włoży sobie smakołyk do kieszeni, sklep albo jakiś urząd gotów na niego nałożyć karę.
W akcie czwartym, scenie trzeciej Hamleta jest taki dialog:
KRÓL
Hamlecie, gdzie Poloniusz?
HAMLET
Na kolacji.
KRÓL
Na kolacji? Gdzie?
HAMLET
Nie tam, gdzie on je, ale tam, gdzie jego jedzą.
Po raz pierwszy czytałem Hamleta w podstawówce i moi kumple (niektórzy) też wtedy po raz pierwszy czytali Hamleta, i jakoś wszyscy rozumieli, że jest różnica między kolacją, podczas której ktoś coś je, a kolacją, w trakcie której tego kogoś jedzą. Wydaje się, że Sadurski powinien rozumieć, że jest różnica między sytuacją, w której ktoś musi oddać zarobione przez siebie pieniądze, a sytuacją, w której ktoś chce komuś innemu coś zabrać, na przykład poprzez kradzież towarów w sklepie. Tak się wydaje, ale Sadurski tego nie rozumie.
Sadurski nie rozumie podstawowych kwestii i już kiedyś o tym napisałem, cytując Wolniewicza:
W książce Bogusława Wolniewicza Filozofia i wartości, jest tekst zatytułowany W sprawie kary głównej, który zaczyna się tak:
Z powodu mojej wypowiedzi o karze śmierci ("Życie", 30 stycznia 2001) nieznany mi skądinąd p. Wojciech Sadurski próbuje mnie oczernić ("Rz", 1 lutego 2001). Uraziło go moje zdanie, że przeciwnicy tej kary niszczą ludzkie poczucie sprawiedliwości i stają się przez to współwinni narastającej fali zbrodni. (...) Sadurski pyta mnie retorycznie, czy "ci, którzy się sprzeciwiają cenzurze obyczajowej czasopism, są współwinni demoralizacji nieletnich" - jakby nie rozumiał, że oczywiście są. Może naprawdę nie rozumie, mniejsza z tym.
Moim zdaniem Sadurski naprawdę nie rozumie, ale zgadzam się z Wolniewiczem, że mniejsza z tym. Nas nie powinny obchodzić poziom intelektualny i poziom moralny całego tego lewactwa, bo raz na zawsze powinniśmy przyjąć za dogmat, że lewactwo to jest klasa ludzi niekumatych i szkodliwych (nie mówię o takich ludziach jak Mao, bo Mao był prawdziwym władcą, cholernie kumatym człowiekiem, który umiał tak zrobić, że nawet Kissinger co chwilę latał z USA do Chin i z powrotem, bo Mao sobie wymyślił, że zada szyku na arenie międzynarodowej i sprowadzi Nixona do Pekinu; no i sprowadził; a po tym, jak 25 października 1971 w Organizacji Narodów Zjednoczonych przegłosowano, że Pekin zastąpi Taipei w ONZ-cie, Mao przeglądał wyniki głosowania i żartując ze swoimi dyplomatami powiedział: - Wielka Brytania, Francja, Holandia, Belgia, Kanada, Włochy - oni wszyscy stali się hunwejbinami).
Nie mówię zatem o ludziach pokroju Mao, tylko o tych wszystkich lewackich biedach, które pośród innych osobliwości kultywują ideę utylitaryzmu. Każdy normalny człowiek wie, że utylitaryzm to jedna z największych głupot, jakie wymyślili ludzie i że jeśli człowiek chce rzetelnie stać na pozycjach utylitarnych, to musi zrezygnować z logiki i tego, co powszechnie określa się mianem doświadczenia życiowego.
Utylitarne lewactwo bardzo ceni sobie życie, do tego stopnia je ceni, że jest za zakazem kary śmierci, nawet w przypadku ludzi, którzy zamordowali kilkudziesięciu innych ludzi. Utylitarne lewactwo do tego stopnia ceni sobie życie, że jest za tym, aby każdy mógł wybrać moment swojej śmierci i żeby miał prawo do tego, aby inni ludzie go zabili. Utylitarne lewactwo jest za eutanazją, a więc za tym, żeby jedni ludzie mogli zabijać innych ludzi, czyli za tym, żeby jedni ludzie mogli decydować o swoim życiu i swojej śmierci, a drudzy ludzie mogli tych pierwszych zabijać, jeśli ci pierwsi o to poproszą, a jednocześnie to samo utylitarne lewactwo utrzymuje, że człowiek nie powinien mieć prawa do decydowania o tym, co zrobi z całością zarobionych przez siebie pieniędzy. Utylitarne lewactwo nie widzi różnicy między kolacją, na której ktoś coś je, a kolacją, na której tego kogoś jedzą.
Utylitarne lewactwo jest przeciwko karze śmierci, a zatem przeciwko zabijaniu dorosłych ludzi za to, że ci zamordowali innych ludzi, a jednocześnie chce, aby ludzie mieli prawo zabijać malutkie dzieci w łonie matki.
W roku 1997 Ronald M. Green opublikował atrykuł zatytułowany Parental Autonomy and the Obligation Not to Harm One's Child Genetically (Journal of Law, Medicine & Ethics, 25, 5-15), który to artykuł został opublikowany po polsku pod tytułem Autonomia rodziców a obowiązek niewyrządzania genetycznej szkody swoim dzieciom w książce Początki ludzkiego życia wydanej w roku 2010 przez Universitas. W swoim tekście Green opisuje dwa, jak to nazywa, prowokujące przypadki, z których pierwszy jest przypadkiem hipotetycznym, klasycznym w literaturze przedmiotu (tekst Greena jest z roku 1997 i nie mam pojęcia, jak dzisiaj wygląda sytuacja w dziedzinie, do której można zakwalifikować pierwszy przypadek, ale to nie ma istotnego znaczenia).
Pierwszy przypadek jest taki, że mamy głuchych małżonków, którzy odziedziczyli głuchotę po swoich rodzicach. Kobieta zachodzi w ciążę i małżeństwo odwiedza konsultanta genetycznego, chcąc, aby ów konsultant poddał płód badaniom na obecność "genu głuchoty". Konsultant przeprowadza badania, których wyniki pokazują, że płód jest głuchy, w związku z czym konsultant stwierdza, że sprawa jest oczywista i że jak najbardziej głuche dziecko nadaje się do wyskrobania. A wtedy rodzice mówią, że nie, że jest na odwrót - oni chcą głuchego dziecka, bo przy głuchym dziecku, takim, jak oni sami, będą czuć się swobodniej, natomiast wyskrobaliby dziecko słyszące.
Drugi przypadek jest prawdziwy. Idzie o achondroplazję, czyli, mówiąc najogólniej, chorobę dziedziczoną autosomalnie dominująco i powodującą karłowatość. No i było małżeństwo, które zleciło badania swojego płodu. Ci ludzie od razu powiedzieli, że kobieta urodzi tylko dziecko karłowate, natomiast dziecko zdrowe wyskrobie.
Jeśli ktoś do dzisiaj myślał, że wszystkie te badania są po to, żeby, wedle ideologii utylitarystycznej, skrobać dzieci chore w celu zaoszczędzenia im cierpienia, niech wyłączy kompa, telewizor i komórę, niech otworzy butelkę wódki i pomyśli wieczorem nad tymi dwoma opisanymi przypadkami. I niech spróbuje rzetelnie znaleźć odpowiedź na pytanie o to, po co są te badania.
Na koniec powtórzę - nas nie powinny obchodzić poziom intelektualny i poziom moralny całego tego lewactwa, bo raz na zawsze powinniśmy przyjąć za dogmat, że lewactwo to jest klasa ludzi niekumatych i szkodliwych. Kto tego nie przyjmie za dogmat, ten przegra mecz zanim sędzia zagwiżdże po raz pierwszy.
Kiedy w stanie wojennym śledzili mnie na uniwersytecie jacyś ubecy, musieli się porządnie nachodzić, by czegokolwiek się o mnie dowiedzieć. A teraz urzędnik wpisuje do systemu mój PESEL i dowiaduje się o mnie wszystkiego. Mało tego, dziś sam na siebie muszę składać donosy: każe mi się wypełniać PIT, a jeśli cokolwiek przeoczę, urząd skarbowy nałoży na mnie karę.
Sadurski tę wypowiedź przytoczył i już na Gwiazdowskiego naskoczył pisząc:
Przykłady niegodziwości socjalistycznego państwa Prezydent Gwiazdowski mógłby dalej przytaczać. Oto np. w socjalistycznym sklepie samoobsługowym musi przy kasie składać na siebie donos, dotyczący tego, co kupuje, a jeśli coś przeoczy i zamiast do koszyczka, włoży sobie smakołyk do kieszeni, sklep albo jakiś urząd gotów na niego nałożyć karę.
W akcie czwartym, scenie trzeciej Hamleta jest taki dialog:
KRÓL
Hamlecie, gdzie Poloniusz?
HAMLET
Na kolacji.
KRÓL
Na kolacji? Gdzie?
HAMLET
Nie tam, gdzie on je, ale tam, gdzie jego jedzą.
Po raz pierwszy czytałem Hamleta w podstawówce i moi kumple (niektórzy) też wtedy po raz pierwszy czytali Hamleta, i jakoś wszyscy rozumieli, że jest różnica między kolacją, podczas której ktoś coś je, a kolacją, w trakcie której tego kogoś jedzą. Wydaje się, że Sadurski powinien rozumieć, że jest różnica między sytuacją, w której ktoś musi oddać zarobione przez siebie pieniądze, a sytuacją, w której ktoś chce komuś innemu coś zabrać, na przykład poprzez kradzież towarów w sklepie. Tak się wydaje, ale Sadurski tego nie rozumie.
Sadurski nie rozumie podstawowych kwestii i już kiedyś o tym napisałem, cytując Wolniewicza:
W książce Bogusława Wolniewicza Filozofia i wartości, jest tekst zatytułowany W sprawie kary głównej, który zaczyna się tak:
Z powodu mojej wypowiedzi o karze śmierci ("Życie", 30 stycznia 2001) nieznany mi skądinąd p. Wojciech Sadurski próbuje mnie oczernić ("Rz", 1 lutego 2001). Uraziło go moje zdanie, że przeciwnicy tej kary niszczą ludzkie poczucie sprawiedliwości i stają się przez to współwinni narastającej fali zbrodni. (...) Sadurski pyta mnie retorycznie, czy "ci, którzy się sprzeciwiają cenzurze obyczajowej czasopism, są współwinni demoralizacji nieletnich" - jakby nie rozumiał, że oczywiście są. Może naprawdę nie rozumie, mniejsza z tym.
Moim zdaniem Sadurski naprawdę nie rozumie, ale zgadzam się z Wolniewiczem, że mniejsza z tym. Nas nie powinny obchodzić poziom intelektualny i poziom moralny całego tego lewactwa, bo raz na zawsze powinniśmy przyjąć za dogmat, że lewactwo to jest klasa ludzi niekumatych i szkodliwych (nie mówię o takich ludziach jak Mao, bo Mao był prawdziwym władcą, cholernie kumatym człowiekiem, który umiał tak zrobić, że nawet Kissinger co chwilę latał z USA do Chin i z powrotem, bo Mao sobie wymyślił, że zada szyku na arenie międzynarodowej i sprowadzi Nixona do Pekinu; no i sprowadził; a po tym, jak 25 października 1971 w Organizacji Narodów Zjednoczonych przegłosowano, że Pekin zastąpi Taipei w ONZ-cie, Mao przeglądał wyniki głosowania i żartując ze swoimi dyplomatami powiedział: - Wielka Brytania, Francja, Holandia, Belgia, Kanada, Włochy - oni wszyscy stali się hunwejbinami).
Nie mówię zatem o ludziach pokroju Mao, tylko o tych wszystkich lewackich biedach, które pośród innych osobliwości kultywują ideę utylitaryzmu. Każdy normalny człowiek wie, że utylitaryzm to jedna z największych głupot, jakie wymyślili ludzie i że jeśli człowiek chce rzetelnie stać na pozycjach utylitarnych, to musi zrezygnować z logiki i tego, co powszechnie określa się mianem doświadczenia życiowego.
Utylitarne lewactwo bardzo ceni sobie życie, do tego stopnia je ceni, że jest za zakazem kary śmierci, nawet w przypadku ludzi, którzy zamordowali kilkudziesięciu innych ludzi. Utylitarne lewactwo do tego stopnia ceni sobie życie, że jest za tym, aby każdy mógł wybrać moment swojej śmierci i żeby miał prawo do tego, aby inni ludzie go zabili. Utylitarne lewactwo jest za eutanazją, a więc za tym, żeby jedni ludzie mogli zabijać innych ludzi, czyli za tym, żeby jedni ludzie mogli decydować o swoim życiu i swojej śmierci, a drudzy ludzie mogli tych pierwszych zabijać, jeśli ci pierwsi o to poproszą, a jednocześnie to samo utylitarne lewactwo utrzymuje, że człowiek nie powinien mieć prawa do decydowania o tym, co zrobi z całością zarobionych przez siebie pieniędzy. Utylitarne lewactwo nie widzi różnicy między kolacją, na której ktoś coś je, a kolacją, na której tego kogoś jedzą.
Utylitarne lewactwo jest przeciwko karze śmierci, a zatem przeciwko zabijaniu dorosłych ludzi za to, że ci zamordowali innych ludzi, a jednocześnie chce, aby ludzie mieli prawo zabijać malutkie dzieci w łonie matki.
W roku 1997 Ronald M. Green opublikował atrykuł zatytułowany Parental Autonomy and the Obligation Not to Harm One's Child Genetically (Journal of Law, Medicine & Ethics, 25, 5-15), który to artykuł został opublikowany po polsku pod tytułem Autonomia rodziców a obowiązek niewyrządzania genetycznej szkody swoim dzieciom w książce Początki ludzkiego życia wydanej w roku 2010 przez Universitas. W swoim tekście Green opisuje dwa, jak to nazywa, prowokujące przypadki, z których pierwszy jest przypadkiem hipotetycznym, klasycznym w literaturze przedmiotu (tekst Greena jest z roku 1997 i nie mam pojęcia, jak dzisiaj wygląda sytuacja w dziedzinie, do której można zakwalifikować pierwszy przypadek, ale to nie ma istotnego znaczenia).
Pierwszy przypadek jest taki, że mamy głuchych małżonków, którzy odziedziczyli głuchotę po swoich rodzicach. Kobieta zachodzi w ciążę i małżeństwo odwiedza konsultanta genetycznego, chcąc, aby ów konsultant poddał płód badaniom na obecność "genu głuchoty". Konsultant przeprowadza badania, których wyniki pokazują, że płód jest głuchy, w związku z czym konsultant stwierdza, że sprawa jest oczywista i że jak najbardziej głuche dziecko nadaje się do wyskrobania. A wtedy rodzice mówią, że nie, że jest na odwrót - oni chcą głuchego dziecka, bo przy głuchym dziecku, takim, jak oni sami, będą czuć się swobodniej, natomiast wyskrobaliby dziecko słyszące.
Drugi przypadek jest prawdziwy. Idzie o achondroplazję, czyli, mówiąc najogólniej, chorobę dziedziczoną autosomalnie dominująco i powodującą karłowatość. No i było małżeństwo, które zleciło badania swojego płodu. Ci ludzie od razu powiedzieli, że kobieta urodzi tylko dziecko karłowate, natomiast dziecko zdrowe wyskrobie.
Jeśli ktoś do dzisiaj myślał, że wszystkie te badania są po to, żeby, wedle ideologii utylitarystycznej, skrobać dzieci chore w celu zaoszczędzenia im cierpienia, niech wyłączy kompa, telewizor i komórę, niech otworzy butelkę wódki i pomyśli wieczorem nad tymi dwoma opisanymi przypadkami. I niech spróbuje rzetelnie znaleźć odpowiedź na pytanie o to, po co są te badania.
Na koniec powtórzę - nas nie powinny obchodzić poziom intelektualny i poziom moralny całego tego lewactwa, bo raz na zawsze powinniśmy przyjąć za dogmat, że lewactwo to jest klasa ludzi niekumatych i szkodliwych. Kto tego nie przyjmie za dogmat, ten przegra mecz zanim sędzia zagwiżdże po raz pierwszy.
3 komentarze:
Wyrusie,
Nareszcie! Czekałam jak ta "kania
dżdżu":)
Chciałoby się powiedzieć : "Lewak , jaki jest , każdy widzi".
Kłopot w tym ,że nie każdy:)
Pozdr
Sadurski, Sadurski... wciąż Sadurski. Już lepiej jak pisałeś o krowach. I oczywiście o kotach.
Sadurski wie, że wolność to świadomość konieczności. A właściwie to nie wie. W ludzkim sensie nie wie.
Sadurski wie w takim sensie, w jakim koń wie, że "wio" znaczy "naprzód".
>Artur Urowski
W tekście jest o Sadurskim, Gwiazdowskim, Hamlecie, Królu, Poloniuszu, Mao, Kissingerze, Nixonie, Wolniewiczu oraz Greenie. Jaka to różnica, które nazwisko w tekście jest pierwsze?
:-))
Prześlij komentarz