Ptyś umarł
wczoraj nad ranem, nie dożywając roku. Miał
FeLV (Feline leukemia
virus), czyli kocią białaczkę. Po nazwie choróbska widać, że to
nie taka białaczka, jak u ludzi, tylko wirusowe ustrojstwo,
zaraźliwe, w związku z czym koty z białaczką nie mogą mieszkać
ze zdrowymi kotami, a konsekwencje są takie, że trudno znaleźć
dom dla białaczkowego kociołka.
Ptyś, po tym, jak mieszkał
schronie i w dwóch domkach tymczasowych, znalazł wreszcie swój
dom. Wzięły go człowieki, które mają już jednego kocika z FeLV;
ostatnie pół roku swojego życia Ptyś przeżył otoczony miłością;
miał dobre jedzenie, dużo miejsca, bawił się ze swoją nową
siostrzyczką i ze swoimi człowiekami, dostawał leki. Zgasł w
kilka dni, ale z białaczkowymi kotkami tak już jest – mogą
odejść w każdej chwili, o czym człowieków, którzy chcą wziąć
do siebie kociołka z białaczką, informuje każdy wet.
Znałem Ptysia, bo
znam człowieków, którzy wzięli go do siebie. Ptyś to kotek
radosny, chętny do zabawy; a to podbiegał do człowieków robiąc
na plecach łuk brwiowy wypukły, a to popisywał się paradując po
chałupie z podniesionym ogonem, czyli prezentując ulicę lemurów,
a to wymuszał na człowiekach, żeby mu piłeczkę rzucali, czy tam
kasztanka jakiegoś. No i wszystkiego był ciekaw. To bardzo dobrze,
że u Ptysia ciągle uruchomione były pozytywne systemy emocji,
czyli zabawa i szukanie; emocji negatywnych, czyli wściekłości,
strachu i paniki, Ptyś w swoim ostatnim domku nie przejawiał.
Kiedy Ptyś umarł,
to jego człowieki płakały. Pewnie ciągle jeszcze popłakują. I
dobrze, bo dlaczego nie płakać, kiedy umarł ktoś, kogo się
kochało? Dla mnie jest rzeczą normalną, że człowiek kocha
zwierzę, bo kochanie, to uczucie, a uczucia, jak napisał Marc
Bekoff, to dar od przodków. A znowu Temple Grandin stwierdziła, że
zwierzęta kochają inne zwierzęta i, jak to Temple Grandin, podała
na to dowody.
Cytując zdanie
Grandin o tym, że zwierzęta kochają inne zwierzęta, zapewne
zbieram punkty u pogan, którzy w Pana Boga nie wierzą i dla których
ludzie to zwierzęta (bo niby co innego?), a jednocześnie dostaję
punkty minusowe u niektórych teistów (panteistami się nie zajmuję,
bo się na nich nie znam, aczkolwiek rzetelnie przestudiowałem pana
Barucha Spinozę), wedle których człowiek to nie zwierzę. Wedle
niektórych teistów człowiek nie jest zwierzęciem, a istotna
różnica między człowiekiem a zwierzęciem polega na tym, że
człowiek ma duszę, a zwierzę duszy nie ma. Z duszą jest jednak
jeden poważny problem, na który wskazuje Richard Dawkins; idzie
mianowicie o kwestię paleontologicznego datowania powstania duszy.
Najogólniej (i
niezbyt precyzyjnie) mówiąc, problem ze zwierzętami jest problemem
poważnym i, moim zdaniem, dalekim od rozwiązania. Z jednej strony
bowiem ludzie kochają swoje zwierzęta, koty, psy itd., a z drugiej
strony jedzą nieswoje zwierzęta i mięso z zabitych nieswoich
zwierząt podają swoim zwierzętom (nie da się zapewnić kotu
dobrego życia karmiąc go wyłącznie marchewką i kaszą). Poza
tym, jeśli jest się teistą, a do tego chrześcijaninem, to trudno
lekceważyć tezę Eryka Mascalla, który utrzymuje, że błędem
jest myśleć, iż Jezus Chrystus ma olbrzymie znaczenie dla istot
ludzkich, lecz jest zupełnie bez znaczenia dla reszty stworzenia. A
św. Paweł Apostoł napisał był w Liście do Rzymian (Rz 8, 19):
Całe bowiem stworzenie z wielką tęsknotą wyczekuje objawienia się
synów Boga.
Skoro całe
stworzenie, to całe stworzenie, a nie tylko człowieki. Jestem
zdania, że kto nie chce uczciwie rozważać słów Pawła i lekce
sobie waży to, co napisał Mascall, ten ucieka od problemu.
Jakob von Uexküll, taki jeden ważny biolog, stosował
termin Umwelt w takim znaczeniu, że każdy gatunek ma swój Umwelt,
że każdy gatunek postrzega świat zgodnie ze swoim Umwelt. Dla
człowieka telewizor to sprzęt, dzięki któremu można obejrzeć
np. film czy mecz, ale dla mojego kota telewizor to miejsce, na
którym można wygodnie spać, tym bardziej, że, o ile człowieki
telewizor włączą, to jest to miejsce cieplutkie. Pies żyje zgodnie
ze swoim Umwelt, kot zgodnie ze swoim, człowiek zgodnie ze swoim.
Leibniz nauczał o monadach i twierdził, że w konsekwencji tego, iż
harmonia wszechświata (harmonia praestabilita - przedustawna)
została ustanowiona przez Boga, monady rozwijają się niezależnie
od pozostałych monad ale równolegle i zgodnie z rozwojem każdej
innej monady. Dodawał, że monady nie mają okien, przez które
cokolwiek mogłoby do nich się dostać czy też z nich wydostać,
które to twierdzenie, w pewnych okolicznościach, można uznać za
bardzo pesymistyczne. Monada Leibniza to substancja prosta,
pozbawiona części i wchodząca w skład rzeczy złożonych. A
gdyby, analogicznie, uznać, że Umwelt to taka bańka, w której
zamknięty jest nie tylko każdy gatunek, ale też każdy osobnik
każdego gatunku (no bo chyba jasne jest, że inny jest Umwelt Tuska,
inny JarKacza, a jeszcze inny Titusa z Acid Drinkers)? Co wtedy? Czy
też zrobi się pesymistycznie?
Tego
nie wiem. Być może tak, być może nie, to zależy od tego, co kto
chce i co uznaje za pesymistyczne. No a czy mamy jakiekolwiek
porozumienie z drugim człowiekiem, skoro jego Umwelt jest osobny od
naszego Umwelt? A z kotem takie porozumienie mamy? Czy dobrze jest
kochać Ptysia i płakać, kiedy Ptyś umarł?
Po
mojemu mamy porozumienie i z drugim człowiekiem i z kotem i dobrze
jest kochać Ptysia i płakać, kiedy Ptyś umarł. O tym, dlaczego
to dobrze, napiszę innym razem. A na razie obejrzyjcie i
posłuchajcie tego:
Bibliografia:
M. Bekoff. O zakochanych psach i zazdrosnych małpach. Znak. Kraków 2010.
R. Dawkins. Najwspanialsze widowisko świata. Wydawnictwo CIS. Stare Groszki 2010.
T. Grandin. Zrozumieć zwierzęta. Media Rodzina. Poznań 2011.
G. W. Leibnitz. Zasady filozofii, czyli monadologia. w: G. W. Leibniz. Wyznanie wiary filozofa. Rozprawa metafizyczna. Monadologia. Zasady natury i łaski oraz inne pisma filozoficzne. PWN. Warszawa 1969.
E. L. Mascall. The Christian Universe. Darton, Longman and Todd 1971. Podaję za: A. Linzey. Teologia zwierząt. WAM. Kraków 2010.
Św.Paweł. List do Rzymian. Biblia. Święty Wojciech Wydawnictwo. Poznań 2009.