statsy

środa, 3 października 2007

Czytając innych

Ze mnie żaden ekonomista, socjolog, psycholog, politolog, religioznawca czy historyk. Coś tam kumam w innych dziedzinach, ale specjalnie nie napinam się, aby o swoich dziedzinach pisać na blogu. Nie widzę powodu. W swoich tekścikach tutaj szarżuję, ale jest to szczere i dobrze napisane. W tej sytuacji ja, laik, bardzo cieszę się, kiedy w książkach czy artykułach znajduję potwierdzenie moich poglądów. Bo to działa właśnie tak: ja mam swoje poglądy i ewentualnie ktoś inny może mieć poglądy podobne do moich, natomiast nie jest tak, że idę za poglądami kogoś dlatego, że ten ktoś… no właśnie – pisze w Gazecie Wyborczej, dostał Nobla, czy jest zapraszany do telewizji. Sprawa jest jasna.

Ostatnio przeczytałem teksty, które podniosły mnie na duchu. Oto w „Przedmowie” do „Dobry ‘zły’ liberalizm” Stanisława Michalkiewicza Janusz Korwin-Mikke pisze:

„Książka Stanisława Michalkiewicza ma unaocznić grozę sytuacji. Czytałem ją, myśląc: ‘O, Staszek po raz kolejny będzie tłumaczył rzeczy oczywiste’. Tymczasem zawiera ona sporo nowych, nieznanych do tej pory nawet mnie, argumentów i konstatacyj. Na przykład w rodziale II uwaga, że konserwatyzm może bardziej sprzyjać zmianom, niż ‘postępowość’, a ‘państwo neutralne światopoglądowo’ to nonsens logiczny (to, że państwo powinno być neutralne światopoglądowo, to klasyczny światopogląd!).”

Chodzi mi właśnie o tę neutralność światopoglądową państwa. Napisałem taki kawałek zatytułowany „Państwo neutralne światpoglądowo”. No i pod tym moim kawałkiem wywiązała się dość duża gaduła. Szkoda, że wtedy nie wpadłem na to proste zdanie: „to, że państwo powinno być neutralne światopoglądowo, to klasyczny światopogląd”, ale cieszę się, że znalazłem je teraz.

Najczęściej pisałem chyba o szkole, walcząć z przymusem posyłania dzieci do szkoły. Nie walczę z edukacją, z pobieraniem wiedzy – walczę z przymusem posyłania dzieci do szkoły. Kładę nacisk na to, że przymusowa edukacja jest narzędziem indoktrynacji. Cytowałem już Leszka Kołakowskiego, który poddawał w wątpliwość wiarę w zbawienne skutki powszechnej edukacji. A teraz znalazłem cacuszko, z książki Ludwiga von Misesa „Wspomnienia” (Erinnerungen. – Fijorr Publishing. Warszawa 2007.):

„Mówiono nam, że problem leży w oświacie i oświeceniu ludowym. Jednakże wielkim złudzeniem jest wiara w to, że poprzez wiekszą liczbę szkół i wykładów oraz przez rozpowszechnianie książek i czasopism, można doprowadzić do zwycięstwa prawdy. Tą drogą zdobywają zwolenników także orędownicy fałszywych nauk.”

Skoro już jestem przy Misesie to ulżę sobie i zacytuję jeszcze dwa fragmenty z jego dzieł:

„Interwencjoniści nie podchodzą do studiów nad sprawami ekonomicznymi z naukową bezstronnością. Wiekszość z nich kieruje się zawistnym oburzeniem na tych, których dochody są większe niż ich własne.”
(Planowany chaos.)

„Ekonomiści mają niewątpliwie obowiązek uświadamiania swoich współobywateli. Co się jednak stanie, jeśli ekonomiści nie sprostają temu dialektycznemu zadaniu i zostaną zastąpieni w oczach mas przez demagogów? Lub gdy masy okażą się za mało inteligentne, by pojąć nauki ekonomistów? Czyż nie należy uznać próby sprowadzenia mas na właściwą drogę za nieudaną, skoro tacy ludzie jak John M. Keynes, Bertrand Russell, Harold Laski czy Albert Einstein nie potrafili pojąć kwestii ekonomicznych?”
(Wspomnienia)

Brak komentarzy: