statsy

sobota, 30 maja 2009

Dedykuję

Giovanni Sartori ma rację w tym, że „Ustroje celowe”, których przykładem są państwa komunistyczne, powierzają spełnienie wartości awangardzie – zamkniętej grupie sprawujących władzę, która określa i narzuca cel. Ma również rację kiedy pisze, że w pewnym sensie także demokracje są ustrojami celowymi, natomiast myli się twierdząc, iż demokracje są ustrojami bez awangardy; cele wyznaczane są w ramach procesów demokratycznych. [Wszystkie cytaty z Teorii demokracji].

Tu trzeba dodać, że jeśli Sartori rozumie demokrację właściwie, czyli jako system, w którym oligarchia trzyma za pysk lud, to owszem, cele wyznaczane są w ramach procesów demokratycznych, natomiast tezy o braku awangardy nijak nie da się obronić.

Demokracja to taki system, jak najbardziej celowy, w którym grupa rządząca ludem realizuje swoje cele (podkreślam, że mówię o demokracji, a nie np. o republice). Żeby ci kierownicy kuli ziemskiej mogli swoje cele realizować, muszą umieć wyegzekwować określone rzeczy od ludu (który w bardzo ważnych dokumentach nazywany jest suwerenem). Najpewniejszy sposób na to, żeby od kogoś cokolwiek wyegzekwować polega na uczynieniu z tego kogoś swojego niewolnika i grupa rządząca już dawno uczyniła z ludu niewolników. Przykładów na to, że ludzie są niewolnikami władzy jest mnóstwo; wystarczy np. przeczytać art. 3 p. 1 ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych:

Osoby fizyczne, jeżeli mają miejsce zamieszkania na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, podlegają obowiązkowi podatkowemu od całości swoich dochodów (przychodów) bez względu na miejsce położenia źródeł przychodów (nieograniczony obowiązek podatkowy).

Oczywiście można utrzymywać, że jeśli Jasio ma prawo do własności Stasia, to Stasiu nie jest niewolnikiem Jasia, ale utrzymywać można wszystko, np. to, że nie ma Pana Boga, że globalne ocieplenie przejawia się w postaci ochłodzenia i że podatek odprowadzany do ZUS-u jest składką emerytalną.

Pisząc ma prawo do czyjeś własności mam na myśli to, że istnieje prawo pozwalające jednym zabierać własność drugich, aczkolwiek w tym przypadku trudno już mówić o własności. Prawda jest taka, że rząd zalegalizował sobie prawo do własności ludzi, a ludzie skarleli do tego stopnia, że emocjonują się jedynie takimi pierdołami jak to, czy rząd okrada ich na 19%, 38% czy może w sposób liniowy.

Władza, która jest właścicielem ludzi, bardzo łatwo skłania ludzi do określonych zachowań; chociażby do tego, żeby ludzie dawali się numerować jak bydło lub jak więźniowie niemieckich obozów koncentracyjnych, czy żeby instalowali w sklepach kasy fiskalne. O tym jednak już u schyłku pierwszego wieku po Chrystusie pisał w Apokalipsie św. Jan Apostoł:

mali i wielcy,
bogaci i ubodzy,
wolni i niewolnicy
otrzymają znamię na prawej ręce albo na czole,
tak że nikt nie może kupić lub sprzedać, kto nie ma znamienia:
imienia Bestii
lub liczby jej imienia.
[Ap 13,16-17]

W skrócie mówiąc, system totalitarny polega na tym, że rząd, który tworzą przecież konkretne osoby, jest właścicielem ludzi, za pomocą których realizuje swoje cele. Miłośnicy państwa demokratycznego za Chiny Ludowe nie przyznają jednak, że są czyimiś niewolnikami, dlatego – nie mogąc znaleźć argumentów za tym, że nie są dymani przez swoich panów – szukają usprawiedliwień. Najbardziej znane tłumaczenie, jakie władza podrzuciła ludowi (o czym lud nie ma pojęcia) polega na tym, że ludzie chcą takiej władzy, jaką mają. Byłoby to znakomite tłumaczenie, gdyby je nieco zmodyfikować i przedstawić w tej formie: ludzie mają taką władzę, na jaką ich stać. Rozwinięciem tego tłumaczenia podrzuconego ludowi jest twierdzenie, iż dla dobra społeczeństwa trzeba wprowadzić przymus, któremu podlegają wszyscy. Na argument, że przymus jest niemoralny, że przecież niektórzy ludzie nie chcą żyć w stadzie i pożywiać się przy wspólnym korycie, miłośnicy państwa demokratycznego odpowiadają, że owszem, ale to nie ma znaczenia, bo system, aby działać skutecznie, musi obejmować wszystkich, a jak się to komuś nie podoba, to niech spierdala. Kiedy zapytać miłośnika państwa demokratycznego o to, jaka to różnica, czy ktoś wyjedzie i nie płaci, czy też zostanie i nie płaci, to miłośnik państwa demokratycznego odpowie, że taki anarchista nie płaci, a później trzeba mu leki fundować i emeryturę; no trzeba, bo przecież społeczeństwo nie może pozwolić na to, aby człowiek zdychał pod płotem. W ten oto sposób miłośnik państwa demokratycznego, zwolennik niewolnictwa (w tym sensie, że chce być niewolnikiem pod warunkiem, że i inni będą niewolnikami), odwołuje się do argumentu z moralności, co najdobitniej świadczy o tym, do jakiego stopnia ludzie mają wyprane mózgi.

Frank Chodorov w książce O szkodliwości podatku dochodowego napisał tak:

Płomienie wolności karmione są wolą bycia wolnym. Sama obietnica chleba nie wyzwoli w ludziach pragnienia zerwania więzów, uczyni to raczej nadzieja na to, że odzyskają godność szanujących się nawzajem obywateli. Bez idealizmu rewolucja jest niczym innym jak walką gangów. Niemniej, jak się później okazało, każdej walce o wolność przewodziła powodowana wyższymi ideałami grupa, mimo to miała ona na uwadze bezpośrednią korzyść ekonomiczną. Nie była to korzyść osobista, egoistyczna, lecz pragnienie poprawy warunków bytu ogółu. Tak czy inaczej motywacja gospodarcza nie była im obca.

Ten cytat z Chodorova dedykuję moim Przyjaciołom, którym zależy na wolności i których, chwalić Boga, jest wielu. I sobie dedykuję. Pamiętajmy, że nie samym chlebem, ale i nie samą ideą żyje człowiek.

piątek, 29 maja 2009

Internet - przedostatnia deska ratunku

Weźmy takiego gościa, który ma wszystkie te cechy, które wymienię. Gościa, który jest młody, wykształcony, z wielkiego miasta. W co taki gościu wierzy? On wierzy w to, że należy bać się wolnego rynku, bo wolny rynek oznacza monopole, które raz dwa wykończą konsumentów nieprzytomnie wysokimi cenami. Gościu nie zastanawia się nad tym, z czego żyłyby monopole, gdyby stosowały niebotyczne ceny, nie potrafi też podać historycznych przykładów monopoli, ale to wszystko nie jest ważne - ważne jest tylko to, że trzeba bać się wolnego rynku, gdyż ten skutkuje monopolami.

Ten gość wierzy w to, że ludzie są za głupi, żeby zorganizować się dobrowolnie, bez pańskiego bata nad sobą i dlatego - zdaniem gościa - konieczną instytucją są kierownicy kuli ziemskiej, którzy urządzą ludziom życie tak, jak trzeba. Gość nie bardzo wie, czy ci kierownicy kuli ziemskiej to jakaś specjalna rasa, predestynowana w szczególny sposób do organizowania życia wszystkim - ten problem nie zajmuje go za bardzo. Ważne jest tylko to, że kierownicy kuli ziemskiej to instytucja konieczna.

Konsekwencją wiary w instytucję kierowników kuli ziemskiej jest wiara gościa w to, że ludzie nie powinni żyć po swojemu, bo raz, że lepiej dla nich żeby żyli według planu kierowników kuli ziemskiej, dwa, że żyjąc po swojemu działają na szkodę reszty ludzkości.

Taki jest ten nasz gość, młody, wykształcony, z wielkiego miasta. To obywatel, wyborca, demokrata i takie tam, jednym słowem - trudny przypadek, może nawet beznadziejny. Jest jednak jeden obszar, po wejściu na który nasz gościu zdrowieje. Ten obszar to Internet. Kiedy gościa osadzić w kontekście Internetu, gościu zapomina o wszystkich swoich wierzeniach dotyczących pozostałych dziedzin. Jeśli chodzi o Internet, to gościu nie wierzy w żadne monopole. Widzi zresztą, że Microsoft nie jest monopolistą ze swoim IE. Że w ogóle nie ma żadnych monopoli. Jeśli chodzi o Internet, to gościu jest przeciwny jakimkolwiek kierownikom kuli ziemskiej. Na chuj komu kierownicy kuli ziemskiej w kwestii Internetu - a co to, ludzie nie dają sobie znakomicie rady sami? Jasne, że sobie dają. I najlepiej, kiedy każdy funkcjonuje w internecie po swojemu - jeden bloguje, drugi nie, jeden jest anonimowy, inny nie, jeden zajmuje się w Sieci tym, drugi owym, a trzeci jeszcze czym innym. I tak powinno być, bo nie ma to jak wolność słowa, pluralizm, różnorodność itd. Sieć to projekt spontaniczny, w którym każdy może znaleźć swoje miejsce i tak powinno być. A potencjalnym kierownikom kuli ziemskiej wara od społeczności internetowej, bo społeczność internetowa bez pańskiego bata nad sobą jest społecznością silną i ciągle rośnie w siłę.

Pytanie jest takie: czy bardziej trzeba martwić się tym, że coraz więcej jest młodych, wykształconych matołów z wielkich miast, czy raczej należy cieszyć się z tego, iż pozostał Internet, ostatnia dziedzina, dzięki której te cudaki być może są w stanie zrozumieć, o co biega w całej tej zabawie?

czwartek, 28 maja 2009

Gaduła Cezarego Michalskiego z galopującym majorem

Na Onecie Cezary Michalski i galopujący major pogadali o katarynie i w ogóle o anonimowości w sieci. Dyskusja była dość dzieciowata w tym sensie, że Michalski i major niemal wrzeszczeli i parę razy sytuację musiała ratować ta przytomna babka, co gadułą zawiadywała, natomiast i Michalski i major powiedzieli kupę dobrych rzeczy. Zabrakło jednak decydującej akcji. Moim zdaniem zabrakło dlatego, że galopujący major przedstawiając swoją koncepcję nie uwzględnił w niej Michalskiego, a Michalski majora nie dobił, kiedy mógł.

Michalski zaczął beznadziejnie, bo upierał się, że Dziennik nie zdemaskował kataryny, ale później szło mu już lepiej. galopujący major oddał parę znakomitych strzałów. Najbardziej podobało mi się to, że stwierdził, iż w Sieci zawsze będzie jakaś plugawa sfera, co jednak nie oznacza, że cała Sieć jest plugawa. A kiedy Michalski żalił się, że anonimowi internauci wylewają na fachury z Dziennika kubły brudów, major wypalił najlepszym z możliwych argumentem: taka jest cena wolności.

W tekście Wolność słowa David Ramsay Steele pisze:

Wielu ludzi jest za wolnością słowa dla siebie samych i dla tych, którzy się z nimi zgadzają. Wolnościowcy orędują za wolnością słowa dla każdego.

"Wolność słowa” jest całkowicie pozbawiona sensu, o ile nie oznacza wolności wulgarnych, zepsutych, antyspołecznych monstrów do rzygania swoim brudem na każdego, kto ma ochotę ich słuchać. Testem wolności słowa jest wolność propagowania idei i wartości, które uznajemy za kompletnie błędne lub skrajnie zepsute.

Właściwie Steele i major mogliby podać sobie rękę, gdyby nie fakt, że major nie wpadł na to, iż jednym z tych ludzi, którzy powinni móc korzystać z wolności słowa jest... Cezary Michalski.

Popatrzmy bowiem, jak się sprawy mają. Oto kataryna pisze coś o jakimś gościu. Ten gościu wścieka się, bo chciałby, żeby kataryna (ani nikt inny) nie pisała o nim tych rzeczy. Co robi Michalski (a ściśle mówiąc Jego gazeta, Dziennik)? Otóż Michalski (Dziennik) pisze o katarynie takie rzeczy, których kataryna wolałaby, żeby gazeta o Niej nie pisała. Michalski (Dziennik) zatem nie robi niczego innego niż to, co robi kataryna.

Powtarzam - major mówiąc o wolności nie uwzględnił Michalskiego, a Michalski nie wykorzystał okazji do zadania decydującego ciosu i to są krytyczne punkty tej gaduły, bo reszta to ornamenty.

Różne zabijania i niezabijania

Jak jakiś gościu wytłucze pół wioski albo przez dziesięć lat zabije, powiedzmy, dwadzieścioro dzieci, to gościa można co najwyżej wsadzić do ciupy i tam żywić go i odziewać, póki nie umrze. Zabić gościa nie można. Chyba dlatego, że zabijanie ludzi jest złe. Natomiast jak jacyś goście z Iraku czy innego Afganistanu nikogo w naszych wioskach nie wytłukli, ani nie zabili żadnego naszego dzieciaka, to można posłać do Iraku czy Afganistanu nasze wojsko po to, żeby tamtych ludzi zabijało. Czy to się trzyma kupy?

wtorek, 26 maja 2009

Polscy prawnicy

- Na chwilę obecną (po polsku: teraz)
- Dokładnie tak (po polsku: tak)
- W dniu wczorajszym (po polsku: wczoraj)
- Na okres trzech miesięcy (po polsku: na trzy miesiące)
- Polega na prawdzie (po polsku: jest prawdą; jest prawdziwy)

O tempora!

Socjalizm na chwilę obecną

Bezrobocie spadło albo zwiększyło się... sprzedaż detaliczna wzrosła albo spadła... w analogicznym okresie roku ubiegłego... produkt krajowy brutto... deficyt budżetowy... przychody z VAT-u... stopy procentowe... nowelizacja budżetu...

Kurwa mać, przecież ten jebany samolot pod tytułem SOCJALIZM jest w korkociągu, z którego nie mam wyjścia. No bo jak nie, jak tak?

niedziela, 24 maja 2009

Proceder

Świętowanie piątej rocznicy wejścia Polski do nieistniejącej Unii Europejskiej trwa w najlepsze. Być może przy żadnej okazji ludzie nie wygadują aż tylu głupot, a co gorsza, w mało której sprawie (a mam na myśli Unię Europejską), o ile w ogóle w jakiejkolwiek, mnóstwo ludzi jest aż tak bardzo zamulonych (jakby ktoś pytał: jak bardzo - to odpowiadam: tak bardzo, jak jest).

Nie tylko przedstawiciele ludu przyłapani na ulicy i występujący w rozmaitych sondach telewizyjnych, ale też politycy występujący w telewizyjnych audycjach, cieszą się jak Murzyn blaszką z powodu dotacji unijnych. Ludzie ci są przekonani, że dotacje to kapitalna sprawa i że świetnie na tych dotacjach wychodzimy - my, Polska, Polacy, polski lud, polskie społeczeństwo. Załóżmy, że wychodzimy na tych dotacjach do przodu, że np. wpłacając do wspólnej kasy 100, dostajemy 120. Oczywiście żeby dostać 120, ktoś musi dać pewnie 160 albo i więcej, bo z czegoś muszą żyć urzędasy. A zatem dostajemy 120, czyli jesteśmy 20 do przodu. Tu od razu jawi się pytanie o to, po jaką cholerę, żeby dostać 120, musimy wpłacać 100? Czy nie prościej byłoby nie wpłacać niczego i dostawać te 20? Jasne jest, iż żebyśmy mogli wyjść na dotacjach do przodu, to ktoś musi wyjść na nich do tyłu, ale po co ten cały obrót?

Są takie sprytne firmy, które przysyłają ludziom do domów listy, w których piszą jakoś tędy: wygrałeś 15.000 i to już jest twoja kasa, tylko najpierw przyślij nam 749 zyli. Jeśli napisać do takiej firmy, że bardzo się cieszymy, niestety nie mamy akurat wolnych 749 zyli, ale to nic nie szkodzi, bo zgadzamy się na to, aby firma przysłała nam tę wygraną w kwocie 14.251, czyli pomniejszoną o te 749, to kontakt z firmą się urywa. Z tymi firmami można robić interesy, ale nie ma przymusu. I to jest OK.

Rzecz jasna system z dotacjami nie polega na tym, że co roku wiadomo, iż np. Polska, Rumunia, Słowacja i Węgry wyjdą na dotacjach do przodu, a, dajmy na to, W. Brytania, Francja, Italia i Hiszpania do tyłu, bo będą te nasze do przodu finansować. System jest zupełnie inny. Każdy wpłaca kasę, po czym, kiedy już biurokracja się napasie, zaczyna się wyścig o resztę forsy, którą to resztę zdobędzie ten, kto zdecyduje się wystąpić o dotacje, umie wypełnić kwity, przedstawi odpowiedni projekt, dostanie pozytywną opinię itd. Jednym słowem, ludzie walczą o pieniądze, które zostały ludziom zabrane, przy czym oczywiście jedni wyjdą na tym lepiej, inni gorzej, a jeszcze inni w ogóle wyjdą na tym chujowo. To jest obrzydliwe. To, że ludzie muszą walczyć o swoje pieniądze.

Jeżeli przyjmie się perspektywę, nazwijmy ją narodową, to - jeśli w określonym roku wychodzimy na dotacjach do przodu - możemy cieszyć się, że udało nam się skroić podatników brytyjskich czy greckich. Bardzo możliwe, że są tacy patrioci, których państwo ostrzygło z forsy i którzy żadnych dotacji nie dostali, ale cieszą się, że jako Polska wyruchaliśmy Angoli, Portugalczyków czy Czechów. Z tego co pokazują w telewizji wynika, że pełno jest takich patriotów. Bardzo jest też możliwe, że gdyby tak we wszystkich państwach nieistniejącej Unii Europejskiej przeprowadzić stosowne ankiety, to społeczeństwa wszystkich państw stwierdziłyby, że jest możliwe, aby na dotacjach korzystali ludzie we wszystkich państwach członkowskich. Ciekawsza byłaby jednak inna ankieta, taka, w której ludzie wypowiedzieliby się na temat tego, które to społeczeństwa chcieliby wyciulać po to, żeby na unijnych dotacjach wyjść do przodu. Jednak aby taką ankietę rzetelnie wypełnić, ludzie musieliby rozumieć, co to jest redystrybucja.

piątek, 22 maja 2009

Polepszanie losu ludzkości

Ludgwig von Mises w książce Moralność antykapitalistyczna napisał:

Jedynym dostępnym środkiem na polepszanie materialnych warunków rodzaju ludzkiego jest przyspieszanie wzrostu stosunku gromadzonego kapitału do przyrostu ludzkości.

Mises napisał to w roku 1956 ale wszystko wskazuje na to, że dotąd twierdzenia tego nikt nie zakwestionował i że nikt nie wynalazł niczego lepszego, niż przyspieszanie wzrostu stosunku gromadzonego kapitału do przyrostu ludzkości. Tymczasem ludzie zorganizowani w państwa dają się wodzić za nos kierownikom kuli ziemskiej, których przyspieszanie wzrostu stosunku gromadzonego kapitału do przyrostu ludzkości niespecjalnie interesuje i którzy stosują następujące sposoby na polepszenie losu ludzkości:

- regulacje dotyczące pracy
- wysokie opodatkowanie, w tym podatek dochodowy, w tym progresywny podatek dochodowy
- redystrybucja
- Eryk Mistewicz
- sondaże opinii publicznej
- tworzenie Unii Europejskiej
- ściganie blogerki kataryny
- odpolitycznianie przez polityków telewizji
- przymus ubezpieczeń
- nadawanie praw gejom (którym to gejom już niedługo mocno przykręci się śrubę, gdyż geje nie produkują dzieci, co jest okolicznością fatalną w kontekście tego, że coraz bardziej brakuje tych, którzy zapierdalają na emerytury dla dziadków; no pomyślcie sami - co by sie stało, jakby tak wszyscy ludzie zostali gejami?)
- miliony innych pomysłów niemających nic wspólnego z przyspieszaniem wzrostu stosunku gromadzonego kapitału do przyrostu ludzkości

Na deser Procol Harum i Conquistador


Ciotkom Matyldom na rękę

Państwo polskie heroicznie walczy o to, żeby dzieciaki w szkołach w sposób właściwy zażywały kultury fizycznej. Oto czytam w Gazecie Wyborczej:

Zmienione zostaną zasady prowadzenia lekcji wychowania fizycznego. Uczniowie szkół podstawowych i gimnazjów w ramach czterech godzin WF w tygodniu będą mieli dwie wspólne lekcje z zajęciami takimi samymi dla wszystkich w klasie i dwie lekcje, podczas których będą mogli ćwiczyć zgodnie ze swoimi zainteresowaniami oraz możliwościami szkoły.

Chodzi np. o lekcje tańca, gry w tenisa, judo, koszykówki itp. W szkołach ponadgimnazjalnych zajęcia do wyboru odbywać się będą na dwóch godzinach WF z trzech obowiązkowych. Ministerstwo Edukacji Narodowej chce poprzez zmianę sposobu prowadzenia zajęć WF zachęcić uczniów do większej aktywności fizycznej i liczniejszego niż obecnie czynnego udziału w lekcjach.

W radiu dyrektor jakiejś szkoły powiedział, że już widzi, jak tabuny uczniów zamiast chodzić na w-f będą przynosić kwitki poświadczające, że dzieciaki uczestniczą w zajęciach aerobiku.

Śmieszne są te działania rządu, który zajmuje się już właściwie każdą dziedziną i w żadnej nie daje sobie rady. Rząd PO zapowiadał, że będzie poić uczniów mlekiem i rozdawać dzieciom laptopy. Nie wiadomo, czy poi i rozdaje, najważniejsze, że na konferencjach prasowych wyprodukowano odpowiednią porcję szumu. Rząd nabudował też pełno Orlików, takich fajnych boisk do grania w nogę, ale teraz minister od grania w nogę ogłasza, że rząd chce Orliki prywatyzować, bo trochę chujowo jest z finansowaniem tych boisk.

Wszystko to, co piszę, nie tylko w tej notce, ale w ogóle, to jest elementarz i zapewne ludzi myślących te moje teksty już od dawna nudzą, a z kolei ciotki Matyldy nie rozumieją tego, co piszę i tym sposobem piszę sobie a muzom :-)) Tym razem idę na rękę ciotkom Matyldom i myśl swoją postaram się wyłożyć tak, żeby i ciotki Matyldy mogły ją pokumać. kashmir na swoim blogu powiesił różne takie zabawne wypowiedzi ludzi wrażliwych społecznie i jest tam taka oto mądrość blogera elfrida:

Państwo zrezygnowało z pewnych swoich funkcji, przekazało je w ręce prywatne, dało ci możliwość prowadzenia działalności gospodarczej i możliwość osiągania zysków no i oczywiście konkurencji.

Państwo zrezygnowało!! :-))) OK, powiem zatem tak: niech państwo zrezygnuje ze wszystkich swoich funkcji, niech funkcje te przekaże w prywatne ręce (jak te Orliki) i przestanie błaźnić się organizowaniem lekcji w-fu, pojeniem dzieci mlekiem, organizowaniem meczyków w piłkę nożną i sprzedawaniem szlugów oraz benzyny. Czy ciotki Matyldy zrozumiały?

Gadacz i Wierzbicki - cyna o spotkaniach



W Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie trwają 54. Międzynarodowe Targi Książki. To te same targi, z których dwa lata temu wyrzucili Davida Irvinga :-)) W tym roku na razie nikogo nie wyrzucili. A jutro, czyli w sobotę, będzie okazja spotkać się z Tadeuszem Gadaczem oraz z Piotrem Wierzbickim. Oczywiście tych mityngów z pisarzami będzie o wiele więcej, samo wydawnictwo Iskry zapowiada na jutro dziewięć spotkań, ale mnie interesują Gadacz i Wierzbicki. I tak o godz. 11.30 spotkania z Gadaczem jako autorem książki O ulotności życia (wydanej przez Iskry), a o godz. 13.00 spotkanie z Gadaczem jako autorem Historii filozofii XX wieku organizowane przez Znak. O godz. 17.00 będzie można pogadać z Wierzbickim, autorem Zapisu świata, książki wydanej przez Iskry.

wtorek, 19 maja 2009

Krwiożerczy profesor Winiecki

Prof. Jan Winiecki powiesił tekst, w którym wyłożył jak krowie na rowie, że kapitalizm jest najlepszym systemem. Winiecki zwrócił uwagę na to, że żaden inny system nie daje ludziom takiej wolności oraz szansy na zamożność, aczkolwiek z tego właśnie powodu wielu kapitalizmu nie lubi:

Bowiem wielu ludzi mogło znaleźć wygodną wymówkę dla postrzeganego przez nich faktu, iż nie odnieśli materialnego sukcesu. Niewolnik tłumaczył brak sukcesu swoim statusem niewolnika; chłop pańszczyźniany takoż. W komunizmie, systemie, w którym wszyscy wprawdzie formalnie byli równi, ale przedstawiciele rządzącej awangardy byli r ó w n i e j s i, również można było tłumaczyć brak sukcesu brakiem przynależności do „układu” (pardon, przodującej klasy – pomyliłem epoki!).

Mises pisał o tym samym we Wspomnieniach:

Zwolennicy interwencjonizmu to ludzie, którym się nie powiodło w świecie konkurencji wolnorynkowej, tak, jakby sobie tego życzyli. Uciekają więc do „zbawczego kłamstwa” interwencjonizmu, które pociesza ich za przeszłe niepowodzenia i tworzy iluzje przyszłych sukcesów. Dzięki niemu znajdują uzasadnienie swoich niepowodzeń, za które mogą obwinić niedoskonałe społeczeństwo.

Winiecki zresztą prawie Misesa cytuje, kiedy pod koniec tekstu pisze:

Kapitalizm musi więc bronić się przed nieudacznikami, którzy korzystając z jego dobrodziejstw (wypracowanych przez tych pracowitszych i zdolniejszych), winią kapitalistyczną gospodarkę rynkową za swoje niepowodzenia.

Dalej Winiecki pokazuje, że kapitalizmu nie lubi mnóstwo intelektualistów, którzy uważają, iż bynajmniej nie są równi tylko lepsi. Oni też mają pretensję do kapitalizmu, tylko innej natury. Kapitalistyczna gospodarka rynkowa funkcjonuje najsprawniej wówczas, jeśli – stworzywszy ramy prawne i aparat egzekucji tegoż prawa – państwo nie interweniuje zbytnio w gospodarkę.

O tych intelektualistach Hayek w Zgubnej pysze rozumu napisał tak:

Ludzie ci skłaniają się do wyjaśniania bardziej złożonych struktur na sposób animistyczny, jako rezultat planu. Podejrzewają przy tym istnienie jakiejś ukrytej i nieuczciwej manipulacji - konspiracji "klasy" panującej - kryjącej się za "planami", których projektodawców nigdzie nie można znaleźć. (...) Generalnie dla intelektualistów poczucie, że są oni jedynie narzędziami ukrytych, nawet jeśli bezosobowych, sił rynkowych, jawi się jako prawie osobiste poniżenie.

Tekst Winieckiego jest niezły, napisany na tyle prosto, że wydawało by się, iż zrozumieją go nawet ciotki Matyldy, ale nie zrozumiały, co widać po komentarzach. Dla ciotek Matyld Winiecki jest jakimś uosobieniem ideologa krwiożerczego kapitalizmu, a bloger Lizak 1 nazywa kapitalizm zwierzęcym i obarcza ten system odpowiedzialnością nawet za to, że zawalił się dach hali w Chorzowie, że w Kamieniu spalił się hotel robotniczy i że w katastrofie samolotowej zginęło ca 20 wysokich oficerów lotnictwa. I nikt nie zwraca uwagi na to, że Winiecki to taki admirator kapitalizmu, który pisze, że kapitalistyczna gospodarka rynkowa funkcjonuje najsprawniej wówczas, jeśli – stworzywszy ramy prawne i aparat egzekucji tegoż prawa – państwo nie interweniuje zbytnio w gospodarkę.

Świetne jest to zbytnio :-)))

Profesora Winieckiego przedstawiającego swoje kapitalistyczno-zwierzęce poglądy można posłuchać w gadule z Januszem Korwin-Mikke tutaj (jest 11 części tego nagrania, czy jakoś tędy) :

poniedziałek, 18 maja 2009

Debata - poszło na noże

Ostro było w debacie premiera ze związkowcami. Pierwsze pytanie - co będzie, jak KE nie zgodzi się na plan restrukturyzacji stoczni gdańskiej - padło już w 9. minucie. Premier odpowiedział, że nie chce przyjmować tego pesymistycznego scenariusza. Przedstawiciel związkowców wrócił do tego pytania po paru minutach, a premier stwierdził, iż nie chce koncentrować się na tym, co się stanie, kiedy KE pójdzie nam wbrew i ma nadzieję, że sprawy pójdą w dobrym kierunku. O godz. 20.44 związkowcy wrócili do pytania po raz trzeci, więc premier zapewnił, że kiedy KE nie zgodzi się na plan restrukturyzacji, to on - premier - nie zostawi stoczni gdańskiej w sytuacji gorszej, niż ta, w jakiej znalazły się stocznie szczecińska i gdyńska, że popracuje i coś wymyśli, żeby było dobrze.

Jeszcze jedno pytanie było ostre, a właściwie stwierdzenie, gdyż związkowiec stwierdził, że policja polewając manifestujących związkowców środkami chemicznymi potraktowała związkowców gorzej, niż traktuje kiboli, których polewa tylko wodą.

A na początku debaty, przedstawiciel związkowców powiedział tak: Widać, że pan premier rozumie, co to jest pluralizm związkowy i demokracja.

Cholernie dobra to była debata, ostra, związkowcy naciskali premiera niesamowicie, ale premier dał sobie radę.

***

Ja pierdolę, ostatni raz sprzedawano nam taki kit trzydzieści lat temu - z Edwardem Gierkiem w roli głównej.

Trochę wątpliwości, o których nie mówią w telewizji

Wydaje się, że na początek trzeba wykluczyć jakiekolwiek obiektywne dobro czy obiektywne d o b r z e, bo jak się nie wykluczy, to trzeba by szukać jakichś platońskich Idei, Boga czy czegoś równie imponderabilijnego. Trzeba przyjąć, że dobrze jest tak, jak chce większość, że wszystko to konwencja. A zatem - większość jest kompetentna w kwestii wyboru do rządzenia swoich przedstawicieli (żeby nie zawiesiły się mózgi ciotek Matyld, zostawmy na razie na boku przypadki takie, że większość głosuje na Kaczki, na libertasów itd.). Zdarza się jednak, że wybrani przedstawiciele, kiedy już się dorwą do żłobu, robią większości wbrew - tak się dzieje np. w kwestii kary śmierci. I co wtedy? Czy to oznacza, że większość, kompetentna w dokonywaniu wyboru swoich przedstawicieli, po dokonaniu wyboru straciła kompetencje? Czy może większość świadomie wybiera tych, którzy będą robić większości wbrew? A może jest tak, że wybrani przedstawiciele zostając wybranymi przedstawicielami, tracą kompetencje? Może wreszcie rzecz polega na tym, że większość ma kompetencje tylko, dajmy na to, raz na cztery lata i tylko w kwestii wyboru przedstawicieli?

Czy jest jakaś dyrektywa unjijna w tej sprawie?

Ognisko pod dupami urzędasów w Brukseli

Dziennik donosi:

Kłęby dymu unoszą się nad brukselskim budynkiem Komisji Europejskiej. W siedzibie KE wybuchł pożar. Trwa ewakuacja znajdujących się wciąż w budynku pracowników. Według strażników ogień pojawił się w sali prasowej. Nad budynkiem unoszą się ogromne kłęby dymu. Na miejsce przyjechały już wozy straży pożarnej. Strażacy rozpoczęli ewakuację pracowników.

Może już się zaczęło? :-)))

Przy okazji - moje znajome lewaki, które nie potrafią żyć bez instrukcji w dużej mierze produkowanych w Brukseli, nie wiedzą, co robić; oni nie wiedzą, jak żyć. Lewaki chętnie zapaliłyby gromnice, pomodliły się albo dały na mszę, ale nie wypada. Jeden mój znajomy lewak z tego całego stresu w osiedlowej kotłowni spalił swoją, odziedziczoną po ojcu, kolekcję znaczków pocztowych, a drugi, śpiewając szanty, zaczął malować sobie paznokcie u nóg.

niedziela, 17 maja 2009

Trujący dziennikarze

W dzisiejszej audycji Antysalon redaktorzy gadali między innymi o tym, że prokurator Jacek Krawczyk nagle a niespodzianie kapnął się, iż jego podpis został sfałszowany, a jest to jakiś ważny podpis w śledztwie w sprawie czy też przeciwko Barbarze Blidzie. No i Łukasz Warzecha powiedział, że jego zdaniem ta afera z fałszowaniem podpisu ma przykryć rezultaty śledztwa, które to śledztwo - z legalnym podpisem Krawczyka czy też z podpisem sfałszowanym - pewne rezultaty przyniosło. Na to oburzył się Andrzej Stankiewicz, który wypalił, że jak podpis Krawczyka jest sfałszowany, to całe to śledztwo można o kant dupy potłuc, gdyż w Polsce obowiązuje zasada, że nie wolno korzystać z owoców zatrutego drzewa i że on, Stankiewicz, dobrze to wie, albowiem ma jakieś osobiste pierepałki w sądach, więc wie jak jest (Stankiewicz zaczyna tę inkryminowaną przez mnie kwestię w 8 min. i 43 sek.).

Nikt nie wyprostował rewelacji Stankiewicza, dziennikarze rozmawiali sobie dalej i tak oto niejeden przedstawiciel ludu nabył przekonania, że w Polsce w kwestii korzystania z owoców zatrutego drzewa prawo jest takie, jak mówił Stankiewicz.

Reguła zakazu spożywania owoców z zatrutego drzewa (fruits of poisoned tree) obowiązuje np. w USA. Rzecz polega na tym, że w amerykańskim prawie uznaje się wszechzwiązek zjawisk, a konsekwencją tego stanu rzeczy jest koncepcja, iż jakaś określona czynność procesowa, jeśli jest wadliwa, pociąga za sobą wadliwość następnych czynności. W USA nie tylko nie można wykorzystać dowodu przeprowadzonego wadliwie (wbrew prawu), ale nie można również wykorzystać dowodu uzyskanego dzięki temu pierwszemu, wadliwemu dowodowi. Tak jest w USA. W Polsce natomiast reguła zakazu spożywania owoców z zatrutego drzewa nie obowiązuje, gdyż ustawodawca założył, że w prowadzonym procesie związek wielu czynności jest mniej lub bardziej luźny, a zatem błąd popełniony w jednym miejscu, może zostać naprawiony w innym miejscu.

Nie jestem prawnikiem i tak sobie tylko pitolę, a te mądrości wziąłem z książki Stanisława Waltosia Proces karny. Zarys systemu. wydanej przez LexisNexis w roku 2002. W necie znowu znalazłem takie jedno orzeczenie sądu, w którym sąd stwierdza: Koncepcja „owoców zatrutego drzewa”, na którą sąd I instancji się powołał, znajdująca oparcie w tzw. formalnej teorii dowodów, nie została przyjęta w polskim procesie karnym, gdzie obowiązuje zasada swobodnej oceny dowodów.

A Piotr Kruszyński, prof. prawa karnego z warszawskiego uniwerku, w wywiadzie gazetowym, na pytanie: - W amerykańskich filmach często są sceny, kiedy zdobyte nielegalnie w śledztwie dowody przestępstwa zostają odrzucone przez sąd. Czy podobna zasada obowiązuje w Polsce? Czy polski sąd może takie dowody przyjąć, czy musi jej odrzucić? - odpowiada tak: - W Polsce nie obowiązuje zasada zwana teorią owoców zatrutego drzewa, więc nawet jeśli dowód przestępstwa zostanie zdobyty nielegalnymi metodami, zostanie uznany za ważny.

Mniejsza już o to, czy dowód zostanie uznany za ważny, czy może zostać uznany - ważne jest to, że w Polsce zasada zwana teorią owoców zatrutego drzewa nie obowiązuje.

To tyle na temat tego, jaki poziom reprezentują niektórzy przedstawiciele czwartej władzy. Deo gratias, że przedstawiciele pierwszej, drugiej i trzeciej władzy są bezbłędni. W końcu to im lud, który jest suwerenem, powierza swój los.

sobota, 16 maja 2009

Postęp

Dariusz Rosati (fotka stąd)

Homoseksualiści (fotka stąd)

Dariusz Rosati, członek Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w latach 1966-1990, właśnie powiedział w telewizji, że ta jego partia, jak już się do europarlamentu dostanie, będzie walczyć o to, żeby każdy polski uczeń pojechał do jakiegoś innego państwa i tam w szkole dawał się indoktrynować przez miesiąc. Ma to być z korzyścią dla polskich uczniów.

Wcześniej mówili w telewizji, że marsz tolerancji jest w Krakowie, co jak zwykle polega na tym, że homoseksualiści maszerują, a łysi próbują im spuścić wpierdol, przy czym państwowa policja formalnie trzyma stronę homoseksualistów. Babka w studiu zapytała reporterkę, o co tym razem chodzi maszerującym homoseksualistom, na co reporterka odpowiedziała, że oni chcą wejść na Rynek i wypuścić baloniki, bo idzie tu o tolerancję.

Kurwa, dzieci mają jeździć na pranie mózgów do obcych landów, a homoseksualiści chcą wypuszczać baloniki. Oto jest postęp postępu!

-----------------------------------------------------------------

Dopisek

A teraz w telewizorze powiedzieli, że 3/4 ludu polskiego, który jest suwerenem, uważa, iż rząd robi lud w chuja ukrywając prawdę o stanie gospodarki. Zdaje się, że jednocześnie partia rządząca ma coś koło 50% poparcia u ludu. Ot, demokracja.

piątek, 15 maja 2009

Czego trzeba

W Polsce drogi są wąskie, nierówne, dziurawe i w ogóle do dupy. Autostrad nie ma. Za to jest coraz więcej radarów, bo - zgodnie z tym, co powiedział premier Tusk - tylko jakiś gościu bez prawa jazdy może stawiać na drogach coraz więcej radarów. "Służba zdrowia" leży na łopatkach; co chwila albo do kogoś nie przyjedzie pogotowie, albo kogoś do szpitala nie przyjmą, albo trzeba łazić od Annasza do Kajfasza i zbierać kwitki po to, żeby dostać się do jakiegoś kumatego lekarza-specjalisty, na operację trzeba czekać miesiącami albo półtora roku, a specjaliści utrzymują, że w kraju brakuje różnorodnych form leczenia uzależnienia od narkotyków, wobec czego zaledwie trzy procent uzależnionych od opiatów dostaje matadon. "System emerytalny" zdechł, aczkolwiek dziadki dostają jeszcze zapomogę z tego, co wypracują wnuki. W "edukacji" syf. W szkołach dzieciaki zaopatrują się w dragi, wkładają kubły na łby nauczycieli albo odgrywają sceny gwałtu. Matury to jedno wielkie pośmiewisko, a "specjaliści" zastanawiają się, czy może wyrzucić ten cały klucz do polskiego, gdyż istnieje możliwość, iż matury bez klucza są jednak trochę lepsze od tych z kluczem. Stadionów nie ma, ale będą; zresztą - najważniejsze już zostało zrobione, a najważniejsze są przetargi. Przy okazji - w radiu jeden gościu powiedział, że Krakusy i tak wiedzą swoje, a wiedzą to, że w czerwcu 2012 związkowcy zapowiedzą zadymy w Gdańsku i meczyki Euro raz dwa przeniesie się z Gdańska do Krakowa. Stocznie upadły albo upadają. Telewizją rządzi Farfał, wobec czego telewizja jest upolityczniona i politycy pracują nad tym, żeby telewizję odpolitycznić. Łapiecie? Politycy chcą coś odpolitycznić. Geje i ateiści są prześladowani, a proces artystki Nieznalskiej ciągnie się bodaj siódmy rok. Jednym słowem - dramat. Może nie taki całkowity dramat, bo przecież można jeździć za niektóre granice bez paszportu no i rolnicy otrzymują dopłaty, a jeden gościu napisał na blogu, że dostał środki unijne i założył sobie firmę i już nie musi kurwić się pracując na umowę-zlecenie. A więc nie całkowity, ale jednak dramat.

Czy to oznacza, że cały ten pomysł na państwo opiekuńcze, nanny state, państwo dobrobytu, interwencjonizm państwowy, jednym słowem, na socjalizm, jest pomysłem poronionym? Nie, a dlaczegóż to miałby to być pomysł poroniony? To tylko oznacza, że pomysł jest dobry, znakomity nawet, tylko do jego realizacji trzeba WIĘCEJ KASY.

czwartek, 14 maja 2009

Art. 119 kk

Wirtualna Polska donosi:

Do 5 lat więzienia za przemoc lub groźby wobec osób homoseksualnych. Takie propozycje zmian w kodeksie karnym przewiduje projekt, który w Sejmie złożą posłowie SLD, SDPL, PD i Platformy Obywatelskiej.

Organizacje gejowsko-lesbijskie, które przygotowały projekt, postulują zmianę m.in. art. 119 kodeksu karnego.

Art. 119 kk idzie tak:

Kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną wobec grupy osób lub poszczególnej osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, wyznaniowej lub z powodu jej bezwyznaniowości, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

§ 2. Tej samej karze podlega, kto publicznie nawołuje do popełnienia przestępstwa określonego w § 1.

Dzisiaj kodeks karny wymienia zatem następujące podmioty: człowiek mający jakąś narodowość, należący do jakiejś grupy etnicznej, rasowej, politycznej, wyznaniowej oraz bezwyznaniowiec. Organizacje gejowsko-lesbijskie oraz posłowie SLD, SDPL, PD i PO chcą do tej wyliczanki dodać homoseksualistów. Jeśli dojdzie do zmian w kodeksie, karane będzie stosowanie gróźb bezprawnych oraz przemocy ze względu na przynależność człowieka do narodu, grupy etnicznej, rasowej, politycznej, wyznaniowej, a także ze względu na bezwyznaniowość człowieka i jego homoseksualizm.

Warto podkreślić, gdyż wielu ludzi tego nie zauważa, albo nie rozumie, że organizacje gejowsko-lesbijskie oraz posłowie SLD, SDPL, PD i PO chcą, aby w myśl art. 119 kk karani byli nie ci, którzy w ogóle grożą homoseksualistom i stosują wobec nich przemoc, tylko ci, którzy stosują przemoc wobec homoseksualistów i grożą im ze względu na to, że homoseksualiści są homoseksualistami.

Jeśli dobrze rozumiem, to intencja organizacji gejowsko-lesbijskich oraz posłów SLD, SDPL, PD i PO jest taka, żeby spenalizować określane zachowania podejmowane z powodu czyjegoś homoseksualizmu. Intencje organizacji gejowsko-lesbijskich oraz posłów SLD, SDPL, PD i PO objaśnia prof. Monika Płatek, specjalista prawa karnego z Uniwersytetu Warszawskiego:

Ujęcie tych grup w przepisach wskazuje kierunek, w jakim zmienia się w Polsce wrażliwość społeczna. Tej wrażliwości nie da się wyrobić od razu, dochodzimy do niej kilkanaście lat później niż inne kraje, ale to dobra tendencja.

Mówiąc prościej - idzie o to, żeby karać tych, którzy tłuką homoseksualistów oraz im grożą ze względu na to, że homoseksualiści są homoseksualistami. Moim zdaniem intencja organizacji gejowsko-lesbijskich oraz posłów SLD, SDPL, PD i PO jest bardzo dobra, uważam bowiem, że dobrze jest karać tych, którzy tłuką kogokolwiek i komukolwiek grożą i to bez względu na to, czym powodują się tłukący i bijący. Wydaje mi się jednak, że kodeks karny to jedno wielkie pomieszanie z poplątaniem i wprowadzenie zmian proponowanych przez organizacje gejowsko-lesbijskie oraz posłów SLD, SDPL, PD i PO przyczyni się do uczynienia z kodeksu jeszcze większego grochu z kapustą . Art. 119 figuruje w Rozdziale XIV - Przestępstwa przeciwko pokojowi, ludzkości oraz przestępstwa wojenne. Rozdział XIV mówi o przestępstwach takich jak wszczynanie wojny napastniczej, wyniszczanie całości grupy narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, wyznaniowej lub grupy o określonym poglądzie, stosowanie środków masowej zagłady, wytwarzanie, gromadzenie, przechowywanie itd. środków masowej zagłady, atakowanie w czasie działań zbrojnych miejscowości lub obiektów nie bronionych, stref sanitarnych itd., zmuszanie ludzi do służby w nieprzyjacielskich siłach zbrojnych itd. I do tego ten art. 119. Nie jestem pewien, ale art. 119 nie mówi o przestępstwach przeciwko pokojowi i nie o przestępstwach wojennych, tylko - bo jedynie ta możliwość pozostaje - o przestępstwach przeciwko ludzkości. O ile się orientuję, ze zdefiniowaniem przestępstw przeciwko ludzkości są niejakie kłopoty, ale OK - w końcu częścią ludzkości są ludzie przynależący do jakiegoś narodu, do jakiejś rasy itd. W kodeksie karnym są i inne miejsca, poza art. 119, w których mowa jest o stosowaniu przemocy i groźby bezprawnej, np. art. 191 § 1 idzie tak:

Kto stosuje przemoc wobec osoby lub groźbę bezprawną w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania, zaniechania lub znoszenia, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

Dlaczego jeśli ktoś zastosuje przemoc lub groźbę z powodów wymienionych w art. 119 może pójść siedzieć na 5 lat, a jeżeli dopuści się tego samego czynu z innych powodów może pójść siedzieć na 3 lata? Wychodzi na to, że kodeks karny jest jakąś dydaktyczną książeczką, która mówi, że przyłożenie komuś w łeb młotkiem z jednych powodów jest większym przestępstwem, niż takie samo przyłożenie komuś młotkiem z innych powodów. Dalej - jakim cudem sąd jest w stanie wiedzieć, z jakich to powodów ktoś wobec kogoś zastosował przemoc lub groźbę?

I ostatnia sprawa. Oto art. 119 nie mówi, że kara grozi za dokonanie przestępstwa z powodu tego, że ofiara jest Szkotem, Bułgarem czy Chińczykiem. Nie - kodeks po prostu ustanawia sankcję za przestępstwo popełnione z powodu narodowości ofiary. Kodeks nie roztrząsa, czy przestępstwo zostało popełnione z powodu tego, że ofiara jest żydem, katolikiem czy mormonem - kodeks ustanawia sankcję za przestępstwo popełnione z powodu wyznania ofiary. Itd. Natomiast organizacje gejowsko-lesbijskie oraz posłowie SLD, SDPL, PD i PO chcą, aby kodeks ustanawiał sankcję za przestępstwo popełnione nie z powodu orientacji seksualnej ofiary, tylko z powodu tego, że ofiara jest homoseksualistą. W całym kodeksie karnym nie ma słowa heteroseksualizm. Dlaczego?

środa, 13 maja 2009

Do r306

Wyzbyci lęku kibice na stadionie w Chorzowie (fotka stąd)

Kiedy dwa lata temu Polska dostała organizację Euro 2012, polski rząd wytypował cztery miasta, w których chciał żeby odbywały się mecze. Te miasta to Poznań, Warszawa, Wrocław i Gdańsk. Przez dwa lata wydano kupę kasy, mnóstwo ludzi zamiast pracować zajmowało się knuciem intryg, telewizory podniecały się tymi intrygami, a wszystko to po to, żeby dzisiaj UEFA ogłosiła, iż meczyki zostaną rozegrane w Poznaniu, Warszawie, Wrocławiu i Gdańsku.

Dużo już się nagadaliśmy z r306 i On często powiada, że to, iż ludzie funkcjonują w systemie takim, w jakim funkcjonują, z całym tym przymusem i z redystrybucją, jest nie tyle wynikiem tego, iż cwani kierownicy kuli ziemskiej wzięli publiczność za mordę w coraz większym stopniu czyniąc z niej niewolników, ile skutkiem tego, że ludzie się boją. A zatem, według r306, fundamentalnym motywem tego, że ludzie stosują przymus wobec innych ludzi jest strach. OK. Mam zatem pytanie: wyrazem strachu przed czym jest to, że państwo kroi pracujących ludzi z pieniędzy po to, żeby organizować meczyki w piłkę nożną?

sobota, 9 maja 2009

Klasyfikacja bytów

Oto klasyfikacjabytów (idzie od najdoskonalszych w dół) zaproponowana przez prof. Alfreda McDermotta i opublikowana w klasycznym dziele Klasyfikacja bytów wydanym przez McDermott Publishing w roku 2007:

- Richard Dawkins i gen. Czesław Kiszczak
- ludzie honoru
- ateiści-komuchy
- ateiści-demokraci
- Donald Tusk
- ateiści chodzący do kościoła
- Pan Bóg i Tomasz Lis
- Barack Hussein Obama II
- teiści-członkowie Platformy Obywatelskiej
- Wojciech Olejniczak
- szympansy
- teiści nie chodzący do kościoła i nie będący członkami Platformy Obywatelskiej
- teiści chodzący do kościoła
- pracownicy IPN-u
- delfiny
- Janusz Korwin-Mikke
- kuropatwy
- lefebryści
- libertarianie
- rzodkiewki
- wirus świńskiej grypy
- foton

czwartek, 7 maja 2009

Ateiści pod presją

Oddział katolickich zakonnic wyszkolony w wywieraniu presji na polskich ateistów

(fotka stąd)


Kościół Katolicki wywiera presję na współczesną polską ateistkę
(fotka stąd)



W dzisiejszym programie Pryzmat puszczonym przez program pierwszy reżimowej telewizji, jakaś chuda babka powiedziała, iż w Polsce katolicyzm nie jest religią tylko czymś takim, co taką presję wywiera na ateistów, że aż 30% ateistów ze strachu zapierdala do kościoła, śluby bierze w kościele i takie tam. Jeżeli wydaje Wam się, że babka nalewała się z tego, iż 30% ateistów to cipy, to jesteście w błędzie, gdyż ta chuda babka się żaliła. O ile dobrze ją zrozumiałem, żaliła się na katolicyzm.

poniedziałek, 4 maja 2009

Klucz do wydajnej hodowli bydła

Kiedy ja w kółko piszę o tym, że zawłaszczenie szkół przez państwo służy indoktrynacji, która to z kolei indoktrynacja prowadzi do produkowania wydajnego i posłusznego kierownikom kuli ziemskiej bydła, ciotki Matyldy mi nie wierzą. Ciotki Matyldy utrzymują, że mamy znakomity system "szkolnictwa", promujący ludzi twórczych, ambitnych, zdolnych i pracowitych. Wydaje się jednak, że ciotki Matyldy prędzej czy później będą musiały zmierzyć się z nie lada zadaniem intelektualnym. Oto bowiem kierownicy kuli ziemskiej zaczynają przemawiać coraz bardziej otwartym tekstem. Boni parę miesięcy temu przyznał, że przymusowy pobór coraz młodszych dzieci do szkoły ma na celu produkowanie roboli zapierdalających na emerytury dla starszego pokolenia. A teraz Krzysztof Konarzewski, szef jakiejś głównej komisji od matur czy czego tam, wali prosto w oczy takim oto tekstem:

Rzeczywiście, egzamin maturalny w obecnym kształcie bada przede wszystkim umiejętność samoograniczania się.

I, zwracając się do maturzystów, dodaje:

Nie silcie się na oryginalność. Najbardziej twórcze pomysły odłóżcie na inną okazję.

Pewnie, na chuj komu oryginalność - idzie o to, żeby pisać według klucza. Maturzyści powiadają:

Tłuczemy klucz tak długo, że w końcu wchodzi nam w krew i potrafimy pisać testy po ciemku.

Efekt? A jaki może być? Marcin Król pisze:

W tym roku matury z języka polskiego znów będą oceniane według z góry ustalanego klucza. Ręce opadają! Konsekwencje takiego systemu już widać na uczelniach. Doszło do tego, że studenci dostając pytanie opisowe, choćby o zarysowanie ewolucji nacjonalizmu, odpowiadają nam wprost: my nie umiemy bo jesteśmy po nowej maturze. Stosując tzw. klucze przy ocenie esejów na maturze licea produkują ludzi, którzy nie są w stanie poradzić sobie z żadnym zagadnieniem o charakterze przeglądowym.

I teraz tak - na tym etapie dziejowym młodzi ludzie jeszcze kumają, że się ich w szkołach krzywdzi. Kierownikom kuli ziemskiej chodzi natomiast o to, żeby na kolejnym etapie dziejowym nikt już nie zawracał sobie dupy rozważaniami na temat tego, czy system "szkolnictwa" jest dobry, czy nie - to ma być system jedynie słuszny.

W tym wszystkim najsmutniejsze jest to, że ciotki Matyldy cieszą się z tego, iż kierownicy kuli ziemskiej trzymają dzieci pod kluczem.

----------------------------------------------------------------

DOPISEK

Propozycja testu maturalnego na rok 2010. Chodzi o to, żeby był to jedyny test, żeby poza tym testem nie trzeba było zdawać niczego innego.

Test maturalny 2010

Zakreśl prawidłową odpowiedź:

1. Która z wymienionych instytucji dopuściła się największych zbrodni na ludzkości:

A. Państwowe Gospodarstwo Rolne
B. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji
C. Greenpeace
D. Kościół Katolicki

2. Która z wymienionych osób jest autorem największych dzieł:

A. Św. Tomasz z Akwinu
B. Józef Maria Bocheński
C. Hans Urs von Balthasar
D. Magdalena Środa

3. Które golarki do pizdy są prawidłowe:

A. Niebieskie
B. Zielone
C. Żółte
D. Różowe

4. Tylko jedna z wymienionych osób była/jest mężem stanu. Wskaż tę osobę:

A. Ronald Reagan
B. Margaret Thatcher
C. Augusto Pinochet
D. Donald Tusk

5. Jak robi kotek:

A. hau hau
B. muu
C. ko ko
D. miau


Forza Silvio!


Silvio Berslusconi (fotka stąd)

Parę dni temu pisałem, że z Silviem Berlusconim jest masa kłopotów i nigdy nie wiadomo, co Silvio wywinie. A dzisiaj czytam:

Po blisko 20 latach małżeństwa żona Silvio Berlusconiego Veronica Lario wystąpiła o rozwód. Zarzuca ona premierowi Włoch, że w 73. roku życia zachowuje się jak fircyk, zalecając się publicznie do znacznie od siebie młodszych kobiet.

Kroplą, która przepełniła czarę, była decyzja premiera o umieszczeniu na liście kandydatów swej partii do Parlamentu Europejskiego kilku młodych aktoreczek i prezenterek telewizyjnych, z którymi widywano go w miejscach publicznych.

Aktoreczki oraz prezenterki telewizyjne - i bardzo dobrze. Jaki parlament, tacy posłowie. Gdyby ktoś jednak pomyślał, że aktoreczki i prezenterki telewizyjne są gorsze od, dajmy na to, europosła Jacka Saryusz-Wolskiego czy europosła Marka Siwca, to się myli. Rybka tkwi nie w posłach, tylko w samym wędrującym cyrku.

niedziela, 3 maja 2009

Taki podział

Prawak
Wierzy w to, że kiedyś było lepiej i że przyczyną zmian na gorsze są nowinki. Dlatego jest przeciw nowinkom. Można również powiedzieć, że prawak lubi nowinki ale tylko te, które nowinkami były bardzo dawno temu, po czym sprawdziły się i już nowinkami nie są. Gdyby go zapytać o to, w jaki sposób ma dokonywać się postęp, skoro nowinki są złe, to odpowie, że założenie o konieczności postępu jest kulawe, gdyż lepsze jest wrogiem dobrego.

Lubi kiedy inni ludzie układają mu życie w niektórych dziedzinach z tym, że muszą to być ludzie podzielający jego poglądy, a poglądy ma sprecyzowane i bardzo jest do nich przywiązany. Często nie ma nic przeciwko temu, żeby w jego kraju obowiązywało prawo wyznaniowe o ile, jego zdaniem, jest to dobre prawo. Lewaków ma za ludzi niedojrzałych, zdemoralizowanych i niebezpiecznych.

Lewak
Wierzy w to, że kiedyś było gorzej i wierzy w postęp. Jest przekonany, że ludzie nie są w stanie odpowiedzialnie kierować swoim życiem, a jednocześnie pragnie, aby z tych nieodpowiedzialnych ludzi w sposób demokratyczny wybierać reprezentację, która będzie układała życie wszystkim. Ma takie poglądy jakie wmówią mu mainstreamowe gazety i politycy występujący w telewizji. Absolutnie wierzy tym politykm, którzy obiecują nieustanną walkę i obalanie tego, co jest. Bardzo lubi, kiedy kierownicy kuli ziemskiej układają mu życie, przy czym nienawidzi tych, którzy nie poddają się urawniłowce; jeśli jest nieco mądrzejszy to rozumie, że urawniłowka tylko wtedy działa, kiedy objęci są nią wszyscy, a jeśli jest nieco głupszy to nienawidzi indwidualistów bo tak.

Bardzo nie lubi religii i oficjalnie tłumaczy swoje stanowisko tym, że religia jest systemem zniewalającym ludzi, a jednocześnie cieszy się niezmiernie, kiedy rząd zniewala go coraz bardziej na każdym kroku. Jest gotów nawet zostać niewolnikiem, byle tylko i inni zostali niewolnikami.

Anarchista
Nie lubi kiedy ktokolwiek organizuje mu życie pod przymusem i nie chce organizować życia nikomu.

Kierownik kuli ziemskiej
Układa życie wszystkim. Ma poparcie lewaków, którym pozwoli na marsze homoseksualistów, którym obieca płace minimalne i którym da ułudę bezpieczeństwa, po czym kroi wszystkich coraz bardziej. Żeby nie mieć kłopotów w przyszłości, hoduje sobie kolejne pokolenia lewaków, między innymi przez przymusową indoktrynację dzieci w szkołach. Przy tym wszystkim urządził się tak sprytnie, że za nic nie odpowiada - kiedy już ludzie zaczynają się orientować, że coś jest nie tak, wmawia publiczności, że winę za zły stan rzeczy ponoszą światowy terroryzm, kapitalizm czy cokolwiek innego. Jest najnowszą wersją władcy.

sobota, 2 maja 2009

Balthasar o tym, co jest bardzo smutne


Hans Urs von Balthasar (fotka stąd)

W książce Hansa Urs von Balthasara O moim dziele pomiesczono teksty, w których Balthasar wypowiada się na temat swojego dorobku pisarskiego. Do tego dołączono ostatni wykład Balthasara z 1988 roku i wywiad z autorem z roku 1975. W wywiadzie, który dla Herder Korrespondenz (30.02.1976. zeszyt 2) przeprowadza Michael Albus, Balthasar na pytanie o to, dlaczego "opłaca się" być nie buddystą, nie żydem, nie wyznawcą islamu, tylko chrześcijaninem, odpowiada tak:

Chrześcijaństwo nie potrzebuje apologetyki. Jest ono swoją własną apologetyką. Na ile to możliwe wyraża się ono w życiu, a postawione pytania same z siebie tu właśnie znajdują odpowiedź. Otóż jeśli pytamy o sens bytu w ogóle, to poza chrześcijaństwem istnieją ostatecznie tylko dwie odpowiedzi. Jedną z nich jest odpowiedź religii - wymieńmy konkretnie buddyzm, ponieważ jest on dziś u nas modny - a druga to odpowiedź marksizmu. Obie są ucieczką od zdającego się bezsensownym "teraz": ucieczką albo w kierunku pionowym "góra - dół" poprzez wzniesienie się ku boskości, lub pogrążenie się w niej, albo do przodu, do przyszłego królestwa mesjańskiego. Marksizm jest zsekularyzowanym judaizmem. (...)

W miejscu przecinania się ucieczki w górę i ucieczki do przodu stoi krzyż Jezusa Chrystusa. Tylko w tym punkcie afirmowane jest - i to przez samego Boga - bezsensowne w innych wypadkach "tu i teraz" powszedniości. W krzyżu Jezusa Chrystusa tkwi "wyłączne tak", jak mówi Paweł. Tylko Bóg może powiedzieć "tak", obdarowując krzyż tkwiącym już w nim zmartwychwstaniem. Chrześcijaństwo jest dlatego jedynym światopoglądem rzeczywiście afirmującym świat. (...) Kochać świat, który sam Bóg ukochał aż do śmierci, to może się opłacać.

W innym miejsu wywiadu Balthasar pyta, gdzie jest Kościół i odpowiada, że jeżeli Kościół miałby być dopiero w przyszłym życiu, to byłoby bardzo smutne, ponieważ wówczas bylibyśmy właściwie jeszcze w synagodze.

Wydaje mi się, że mało kto rozumie, dlaczego pozostawanie w synagodze jest bardzo smutne, abstrahując już od tego, że mało kto zastanawia się nad tym, co w ogóle jest smutne. I to dopiero jest smutne.