statsy

piątek, 31 grudnia 2010

2011 - damy radę :-)))

Ludzie mówili mi, że premierem może zostać tylko chłop z jajami albo Margaret Thatcher - nie wierzyłem im.

***


Nie ma się co martwić w nowym, 2011 roku. Co prawda jest chujowo, bardzo chujowo, ale damy radę. Rzecz jasna Polski nie uratują Indusi, którzy prowadzą wszystkie sklepy żelazne. Ani Afroamerykanie pasjami jedzący toffi. Ani Holendrzy uwielbiający rozmawiać przez telefon z telemarketerami. Ani Irlandczycy mający wielkie sutki. Ani Portorykańczycy, którzy potrafią godzinami wisieć na stalowych belkach. Oni wszyscy nie uratują Polski, ale to nic, bo Polskę mogą uratować Peruwiańczycy!!!
 

***


Kto oglądał The Onion Movie, to z pewnością doceni mądrość naszego premiera :-)))

 fotka stąd

środa, 29 grudnia 2010

Sala ryczała ze śmiechu

W książce Łukasza Warzechy Lech Kaczyński. Ostatni wywiad. śp. prezydent mówiąc o miłych panach z WSI przytacza takie powiedzenie mądrych Żydów, że dużą sztuką jest zrobić cud, ale większą sztuką jest sprawić, aby publiczność w ten cud uwierzyła.

U nas tej większej sztuki dokonuje PO, natomiast nie dokonuje sztuki dużej. Jestem nawet zdania, że PO dokonuje sztuki największej, bo potrafi tak zrobić, żeby publiczność wierzyła w cud, którego nie widziała.

W telewizorze występują rozmaici ludzie z PO, podobnie jak rozmaici ludzie występują w telewizji reprezentując inne partie. Generalnie te wszystkie wystąpienia to obraz nędzy i rozpaczy. No bo kto mówi przytomnie, kogo warto posłuchać? Konrada Szymańskiego, o, tego warto posłuchać. Jacka Kurskiego. Bogdana Zdrojewskiego. Czasami Eugeniusza Kłopotka. Kiedyś myślałem, że warto słuchać Jarosława Gowina, ale już dość dawno temu kapnąłem się, że wszyscy czekają na to, żeby Gowin, bardzo mądry i uczony, a do tego w dobry sposób zasadniczy, w końcu powiedział coś jak na chłopa z jajami przystało, ale Gowin nic takiego nie mówi. Kogo jeszcze z tej ekipy utrzymywanej za pieniądze podatników warto posłuchać? Macie jakieś propozycje?

Dla mnie najjaskrawszym exemplum polityka, którego, na zdrowym rozum, telewizje powinny przestać zapraszać po pierwszym jego występie, jest Andrzej Halicki. Ten człowiek prezentuje się jak jakiś nakręcony mechanizm. Oczywiście taka sama jest Julia Pitera, ale o odkrywczyni afery dorszowej ostatnio pisałem, więc pozostanę przy Halickim. Halicki siedzi sobie w studio telewizyjnym i jak go redaktor do głosu dopuści, to Halicki puszcza tę swoją taśmę niezależnie od tego, o czym jest mowa. Kiedy redaktor Halickiego do głosu nie dopuszcza, na przykład dlatego, że wypowiadają się inni, Halicki również puszcza swoją taśmę. Ta taśma jest dobra na wszystkie okazje; nie ma najmniejszego znaczenia, co kto mówi, jaki jest temat rozmowy, o co pyta dziennikarz - Halicki ma taką taśmę, która jest akuratna zawsze.

Dzisiaj widziałem występ Halickiego u Rymanowskiego. Ten program jest tutaj. Na początku drugiej części nagrania możecie posłuchać, jak Halicki puszcza swoją taśmę wtedy, kiedy cokolwiek powiedzieć usiłuje Migalski. Później Rymanowski pyta, czy Tusk powinien pozwolić swoim urzędasom opublikować stenogramy z tego spotkania, na którym wdowa po Januszu Kochanowskim zadała Tuskowi pytanie, po usłyszeniu którego Tusk obwieścił, że to pytanie haniebne. Rzecz jasna Halicki puścił taką taśmę, że stenogramów publikować nie trzeba, bo na spotkaniu były emocje, a emocji nie trzeba podgrzewać, tylko należy je gasić. Rymanowski wtrącił przytomnie, że ktoś, albo Kochanowska, albo rzecznikujący prasowo u Tuska Graś, mówi nieprawdę, na co Halicki puścił taśmę z tym fragmentem, w którym mowa o tym, iż nikt nie ma wątpliwości, że na spotkaniu były emocje. Rymanowski, jak na profesjonalistę przystało, powstrzymał się od śmiechu i przyznał, że nikt nie przeczy temu, iż na spotkaniu były emocje, ale kwestią istotną jest to, kto mówi prawdę, na co Halicki odparł, że jak tam było na spotkaniu, to nie wiemy, w związku z czym jedyne, co możemy robić, to komentować komentarze, co przecież nie ma sensu. Wtedy Rymanowski stwierdził, że gdybyśmy mieli stenogramy, to nie musielibyśmy komentować komentarzy, a Halicki stwierdzenie Rymanowskiego skwitował w ten sposób, że puścił taśmę z tezą, iż należy wyciszyć emocje i szanować uczucia.

Halicki to jest PO w pigułce. Można nie wierzyć mojej notce, którą czytacie, ale przecież nie trzeba jej wierzyć - wystarczy posprawdzać liczby z ostatnich trzech lat, poczytać trochę książek, czasopism i tekstów w Necie oraz pooglądać występy Halickiego, a naprawdę można wyrobić sobie rzetelny obraz ekipy PO oraz Halickiego. Powtarzam - Halicki to PO w pigułce.

Józef Maria Bocheński w jednym z listów do swojego ojca [J. M. Bocheński OP. Listy do ojca. Prywatna korespondencja. Wydawnictwo SALWATOR. Kraków 2008. - książka-CUDO!!!] pisze o tym, jak to na jego wykładzie (Bocheński w rzymskim Angelicum logiki uczył) jednemu studentowi wszystko się pokiełbasiło i dowodził, że z dwóch przesłanek: "Jeśli Piotr pije, to Jakub pije" oraz "Jakub pije" wynika, że "Piotr nie pije". I dodaje Bocheński, że cała sala ryczała ze śmiechu.

Wychodzi na to, że ten student, któremu się pokiełbasiło, nie był w stanie dokonać sztuki największej i sprawić, żeby jego koledzy uwierzyli w cud. Zauważcie jednak, że tam cała sala ryczała ze śmiechu, a u nas ileś tam milionów ludzi idzie i wrzuca te kartki na Halickiego. Napisałem ileś tam milionów, bo dokładnej liczby nie znam - jak mogę znać, skoro ostatnio namnożyło się głosów nieważnych?

p.s. Jak się zbiorę, to napiszę o tym, że z tą oto słynną definicją prawdy: veritas est adaequatio rei et intellectus, to wcale nie taka prosta sprawa. Czy podworuję sobie przy tym z ciotek Matyld? No jasne, że podworuję, o ile zbiorę się do pisania :-)))

piątek, 24 grudnia 2010

Chińskie szachistki pracują zarobkowo w Wigilię



W tureckiej Antakyi (Hatay) kończą się szachowe indywidualne mistrzostwa świata kobiet. Do finału dotarły dwie Chinki - Lufei Ruan i Yifan Hou. Po czterech finałowych partiach granych tempem klasycznym mamy remis, więc wszystko rozstrzygnie się w tiebreaku - najpierw cztery partie rapidowe, później - jak trzeba - dwa blitze, a w razie konieczności armagedon. Tiebreak grany jest dzisiaj, czyli w Wigilię; podglądam sobie w Necie jak tam idzie chińskim szachistkom - w pierwszym rapidzie był remis.

Rzecz jasna nie tylko chińskie szachistki pracują zarobkowo w Antakyi - organizatorzy tych mistrzostw też pracują zarobkowo, no i dziennikarze piszący o mistrzostwach itd.

Mnóstwo ludzi pracuje w Wigilię, przy czym podkreślam, że mam na myśli pracę zarobkową, a nie na przykład taką, że kobiety i mężczyźni sprzątają mieszkania, albo przygotowują jedzenie na wigilijną wieczerzę, albo drwa rąbią na podpałkę, żeby już w Święta nie rąbać.

Chyba jest tak, że od kiedy jest Wigilia, mnóstwo ludzi pracuje zarobkowo w ten piękny dzień. Weźmy taki PRL - ilu to ubeków musiało zapierdalać na pasterkę z magnetofonami, żeby nagrać kazania księży. A dzisiaj? Nie znam się na tym, ale tak sobie po amatorsku myślę, że dzisiaj, mimo postęp techniki (można tak deklinować, tzn. zamiast "mimo postępu techniki" powiedzieć "mimo postęp techniki"; to jest staromodne, ale poprawne, np. Tatarkiewicz deklinował tak w swojej Historii filozofii - ot, choćby pisząc o Epikurze, napisał tak: Mimo ten wyłom, sądził, że wyjaśnia świat jako wynik mechanicznie działających materialnych sił - to cytat z tomu pierwszego; zresztą, widać to najlepiej na tym przykładzie - możemy powiedzieć "mimo tego" albo "mimo to"), współczesne ubeki muszą się jeszcze bardziej napracować, także w Wigilię, bo wskaźnik zapytań w Polsce, aż 35 razy większy niż wskaźnik zapytań w Niemczech (kurwa, ale to są jaja :-))) nie bierze się z niczego - żeby mieć taki wskaźnik ludzie muszą się fest narobić.

Ale nie tylko współcześni ubecy wykazują się pracowitością - myślicie, że dzisiejsi dziennikarze mainstreamowych gazet czy mainstreamowych mediów elektronicznych nie zapierdalają na pasterki z magnetofonami (osobiście jestem zdania, że bardziej z tymi magnetofonami zapierdalają dziennikarze mainstreamowych gazet, bo jak już oni nagrają, co trzeba, to o tym napiszą w swoich gazetach, a mainstreamowe media elektronicznie posieją temat tak, jak trzeba)?

Albo takie szpitale. W szpitalach są chorzy ludzie i niektórzy z nich umierają, także w Wigilię. I często jest tak, że jedynymi ludźmi towarzyszącymi tym, którzy umierają, są ludzie pracujący zarobkowo.

Ludzie pracujący zarobkowo w Wigilię nie są w stanie załatwić wszystkich ważnych spraw, także w Wigilię. Bo co mogą zrobić ludzie pracujący zarobkowo w Wigilię w sytuacji, kiedy w ten piękny, szczególny dzień, ktoś jest bardzo smutny z tego powodu, że, jak powiedział kiedyś jeden klecha, drugi ktoś, najważniejszy i umiłowany, jest daleko myślą i kochaniem?

Przy okazji - fraza: być daleko myślą i kochaniem, moim zdaniem, dupę urywa.

Dobra, powiem tak - ludzie pracujący zarobkowo w Wigilię nie załatwią wszystkich ważnych spraw, ale też nie liczymy na to, że załatwią. No bo nie liczymy - prawda?

środa, 22 grudnia 2010

Życzenia (trochę długie :-)))

Napisałem taki tekst:

Słuchajcie, chłopaki. Dobra to była gaduła. Pokazała, że nikt z Was nie jest w stanie unieść tematu. Ale fajnie, żeście w Biblii poszperali i powklejali trochę cytatów.

Powiem Wam, co myślę. Otóż myślę, że byłoby super, gdyby tak który z Was napisał mniej więcej tędy: - A co mnie, kurwa, obchodzą jakieś karpie i inne bydlęta? Jebać karpie! Chcę mieć świeżego karpia na Wigilię Bożego Narodzenia, to będę go mieć i przyniosę go sobie do domu w torebce foliowej. Bo co mi kto zrobi??? W ogóle pierdolę zajmowanie się bydlętami - Pan Bóg stworzył mnie na swój obraz i podobieństwo, w związku z czym jeżeli tylko jestem w stanie, to będę postępował z bydlętami tak, jak mi wygodnie.

Gdyby ktoś tak powiedział, to uznałbym go za pojeba ale i za mężczyznę. Niestety - zaprezentowaliście się jako niedoruchane cnotki. Najbliżej takiej rzetelnej, męskiej wypowiedzi był GPS.65, który stwierdził, że wierzy w realnie istniejące prawo do zabijania, z którego to prawa wynika prawo do torturowania - niestety, GPS.65 poważnie zjebał sprawę ontologicznie :-)))

No, trzymajcie się, dobrzy chrześcijanie, uczeni ludzie, panowie świata całego. Pielęgnujcie tę swoją śmieszną, karykaturalną, antropocentryczną wizję.I jeszcze jedno - jak ustawicie swoim dzieciom szopki, to nie zapomnijcie o figurkach zwierząt, tych wszystkich krówek, owieczek i osiołków, które Panu swemu oddawały cześć w betlejemskiej stajence. Bo taka jest Tradycja, czyż nie?

Dobrych Świąt Bożego Narodzenia życzę Wszystkim.


Ten tekst to mój ostatni komentarz pod notką Luki [dopisek z 23 grudnia - już u Luki mojego tekściku nie ma, ktoś go usunął]. W komentarzach parę razy zacytowałem fragment z Listu do Rzymian św. Pawła Apostoła. Fragment ten, nieco rozszerzony, wkleję i tutaj. Wybaczcie, że istotne dla mnie fragmenty napiszę na czerwono:

Sądzę wreszcie, że cierpienia obecnego czasu są nie do porównania z chwałą, jaka ma nas opromienić. Całe bowiem stworzenie z wielką tęsknotą wyczekuje objawienia się synów Boga. Bo całe stworzenie podlega marności - nie z własnej woli, lecz z woli tego, który to sprawił. Ma ono jednak nadzieję, że doczeka się uwolnienia z niewoli powodującej zagładę i otrzyma wolność, która darzy chwałą, jaką cieszą się dzieci Boga. Wszak wiemy, że całe stworzenie cierpi straszne udręki aż do tej pory.

Powiem tak: z teologią mam kłopot. O ile bowiem z filozofią jakoś sobie radzę, to z teologią radzę sobie słabo. Moim zdaniem cała teologia to taka argumentacja, jak to mówił ojciec Bocheński, kołowata (Bocheński nie mówił, że teologia jest kołowata, tylko tak w ogóle zamiast o argumentacji kolistej, co jest poprawnym wyrażeniem, mówił o argumentacji kołowatej). Nie mam kłopotu z poczuciem sacrum, nie mam kłopotu z tabu, nie mam kłopotu z religią, ale z teologią kłopot mam. Czytam wielu teologów, uznaję klasę wielu z nich, wiele z tego, co napisali teologowie wyzyskuję na rozmaite sposoby, niemniej jednak z teologią idzie mi jak po grudzie. Pewnie już tak zostanie.

Moim zdaniem z zacytowanego Pawłowego tekstu wynika przynajmniej to, zwierzęta cierpią i że na objawienie się synów Boga czeka całe stworzenie, a więc i zwierzęta. Komentatorzy Biblii Poznańskiej, a jest to znakomite wydanie, odnosząc się do cytowanego fragmentu Listu do Rzymian piszą tak:

Cierpienie nie dorównuje wielkości chwały, jaka stanie się udziałem nie tylko chrześcijan, lecz także całego stworzenia.

I dalej:

Całe stworzenie jest zainteresowane ostatecznym losem człowieka, gdyż los ten jest losem całej natury.

Pomyślałem sobie tak: skoro całe stworzenie jest zainteresowane ostatecznym losem człowieka, to czy człowiek nie powinien zainteresować się losem całego stworzenia?

Zdaję sobie sprawę z tego, o czym w książce Kultura jest ważna pisał Roger Scruton:

Wychowanie religijne od wieków w bardzo niewielkim stopniu zajmuje się doktryną. Jego zasadnicze przesłanie jest zawarte w rytuałach, maksymach i opowieściach, których cel stanowi wychowanie moralne - nauczenie wychowanków, co mają robić, a przede wszystkim, co mają czuć w codziennych okolicznościach ludzkiego życia.

O tym, co napisał Scruton, wiem. Wiem jednak i to, że ludzie zawsze idą za elitami; elity zawsze są z przodu. I niedobre jest popełnianie błędu anachronizmu - w obie strony, i do tyłu i do przodu. Z tego, że św. Tomasz z Akwinu zalecał zabijanie heretyków (a zalecał: Ze strony zaś Kościoła jest miłosierdzie troszczące się o nawrócenie błądzących: stosownie do nauki Apostoła, nie potępia ich od razu, lecz dopiero: „po pierwszym i drugim upomnieniu”; po tym zaś, skoro heretyk nadal trwa w uporze, straciwszy nadzieję w jego nawrócenie, mając na uwadze zbawienie innych, Kościół karą klątwy wyklucza go ze swojego łona i następnie zostawia go sądownictwu świeckiemu, by przezeń był usunięty ze świata karą śmierci.) nie wynika, że dzisiaj uznajemy za chwalebne zabijanie heretyków.

Mówię Wam - elity są istotne. W książce Teologia zwierząt Andrew Linzey napisał mniej więcej to, że ci wszyscy lewaccy obrońcy "praw zwierząt" głupio robią nie wchodząc w przymierze z obrońcami "praw zwierząt" motywowanymi teologicznie, bo tracą szansę na posługiwanie się naprawdę przytomnymi argumentami. Ja myślę podobnie, tyle, że również na odwyrtkę - obrońcy "praw zwierząt" powodowani teologicznie robią głupio potępiając w czambuł wszystkie lewackie akcje w sprawie zwierząt. Przecież można wpływać na ludzi, próbować robić tak, żeby ludzie mieli coraz większą świadomość, żeby nie przyczyniali się w głupi sposób do cierpienia zwierząt. Zapytacie po co to robić? Już odpowiadam - ano chociażby po to, żeby zmniejszać jakiekolwiek cierpienie na świecie. I, tak sobie myślę, również po to, żeby ludzi uwrażliwiać w określonym kontekście, a jest to kontekst następujący: ci, którzy wzdragają się przed zadawaniem cierpienia zwierzętom są, przynajmniej tak uważam, mniej podatni na zadawanie cierpienia ludziom. Oczywiście pełno jest lewactwa, które będzie bronić każdej mrówki, gardłując jednocześnie za prawem do aborcji. To jest jasne, ale kto powiedział, że życie jest łatwe?

***

Za chwilę Boże Narodzenie. Życzę Wam zatem Dobrego.

Posłuchajmy kolędy. Zauważcie, że w tej kolędzie śpiewają, iż bydlęta klękają :-)))

wtorek, 21 grudnia 2010

Ciężka dola demokracji

Rynek Książki przysłał mi newslettera i już chciałem cytować Rynek Książki, ale się pokapowałem, że oni powołują się na wirtualnemedia.pl. No to zacytuję wirtualnemedia.pl:

Na pozycji lidera sprzedaży wśród tygodników opinii znalazł się w październiku br. “Gość Niedzielny”, który wyprzedził “Politykę”. Największy wzrost zanotowała “Gazeta Polska” - na przeciwnym biegunie “Tygodnik Powszechny”.

A to ci dopiero! Gość Niedzielny na pierwszym miejscu, Gazeta Polska notuje największy wzrost sprzedaży, a Tygodnik Powszechny najbardziej dołuje. Czytamy dalej:

Średnie rozpowszechnianie płatne razem tygodnika "Gość Niedzielny" (Wydawnictwo Kurii Metropolitalnej "Gość Niedzielny”) w październiku 2010 roku wyniosło 143 359 egz. i było wyższe o 4,2 proc. niż rok wcześniej, co dało temu tytułowi awans z miejsca drugiego na pierwsze - wynika z danych Związku Kontroli Dystrybucji Prasy opracowanych przez portal Wirtualnemedia.pl.

Tuż za "Gościem" uplasowała się “Polityka” (“Polityka Spółdzielnia Pracy), zajmująca pozycję lidera rok temu. W październiku br. rozeszła się ona w nakładzie wynoszącym 139 727 egz., czyli o 2,6 proc. niższym niż rok wcześniej.

Na trzeciej pozycji utrzymał się "Newsweek Polska" (Ringier Axel Springer Polska), którego średnie rozpowszechnianie płatne razem wyniosło 126 580 egz. (wzrost o 12,6 proc.).

Czwarty był tygodnik "Wprost" (AWR "Wprost") z wynikiem 117 936 egz. W październiku br. zwiększył on sprzedaż o 24,9 proc. w stosunku do analogicznego miesiąca 2009 r.

Największy wzrost w zestawieniu zanotowała “Gazeta Polska” (Niezależne Wydawnictwo Polskie), której rozpowszechnianie płatne poszło do góry aż o 142,4 proc. i wyniosło 64 298 egz.

Najwięcej stracił zajmujący ostatnie miejsce natomiast “Tygodnik Powszechny” (Tygodnik Powszechny). Jego wynik zmniejszył się o 10 proc. do 21 342 egz.


Pomyślałem sobie, że jak tak dalej pójdzie, to żeby najbliższe wybory parlamentarne przyniosły "demokratyczne rozstrzygnięcia", trzeba będzie tych nieważnych głosów zrobić tak z pięć milionów. Albo sześć milionów.

niedziela, 19 grudnia 2010

I co teraz?

Na 62. stronie książki Łukasza Warzechy Lech Kaczyński. Ostatni wywiad. wydanej niedawno przez Prószyński i S-ka Lech Kaczyński mówi:

Nie chciałbym nie doceniać Donalda Tuska. Uważam, że on bardzo przewyższa w sensie intelektualnym swoich kolegów z Platformy Obywatelskiej.

***

Pytanie jest takie: czy kiedy już marszałek sejmu RP uznał, że w Smoleńsku był zamach (od 11 minuty i 28 sekundy nagrania):


to czy prezydent RP przemyśli swoją chęć wychodzenia z NATO (od początku nagrania):

piątek, 17 grudnia 2010

Pytanie w dwóch punktach

Ciekawe, czy kiedy system finansowy pierdolnie, kiedy system przymusowych "ubezpieczeń" zawali się, kiedy państwo zadłuży się już na tyle, że zbankrutuje, to znaczy przestanie ludziom wypłacać "świadczenia", to:

1. Ciotki Matyldy dalej będą przekonywać się wzajemnie o tym, że za wszelkie zło na świecie odpowiadają kapitaliści, religie, brak praw dla homoseksualistów, brak parytetów na listach wyborczych, ciemniaki nie wierzące w światopogląd naukowy, Gazeta Polska, Jan Pospieszalski, globalne ocieplenie i Jarosław Kaczyński?

2. Ciotki Matyldy dalej będą szczęśliwe, bo co prawda komornik puka do drzwi, ale istotne jest tylko to, że nie rządzi Jarosław Kaczyński?

czwartek, 16 grudnia 2010

Szukajcie

Nicek napisał tekściora, z którego zacytuję ten oto fragment:

Straszono lemingi, że Kaczyński to mały Hitlerek, który dąży do faszyzmu, totalitaryzmu, montuje państwo podsłuchów, gdzie o 6 rano do niewinnych obywateli wpadają kominiarki. Po 3 latach usilnych poszukiwań zbrodni PiS, wybitna specjalistka od Bóg wie czego (ale za to za godziwą pensję), Julka „nie straszyć przestępców, żeby nie wywoływać histerii” Pitera, odnalazła dorsza z 7 zeta i bestialsko zamordowanego laptopa Ziobry.

Z moich informacji wynika, że tzw. afera dorszowa dotyczyła dorsza, który wcale nie kosztował 7 zeta, jak utrzymuje Nicek, tylko 8 zeta i 16 giera. Jeżeli moje informacje są prawdziwe, to Nicek skrzywdził Julkę „nie straszyć przestępców, żeby nie wywoływać histerii” Piterę, czym z pewnością nie przyczynił się do budowania zgody, która buduje, a to już jest, w mojej opinii, bardzo poważny zarzut, bowiem należy budować zgodę, która buduje. Przy okazji - może w końcu dowiemy się, co takiego ta zgoda buduje. A może się nie dowiemy.

Julka „nie straszyć przestępców, żeby nie wywoływać histerii” Pitera" to idealny symbol całego tego posranego lewackiego projektu, w którym żyjemy.  Nikt nie wie, za co ta baba bierze kasę, ale ona tę kasę bierze i już. Co ma nie brać kiedy może brać? Słyszałem i czytałem mnóstwo głupot wypowiadanych przez ciotki Matyldy modlące się do Tuska, ale nie słyszałem jeszcze nikogo (poza samą Piterą), kto powiedziałby w telewizji czy w radiu albo napisał w gazecie, że robota, którą wykonuje Pitera jest komukolwiek do czegokolwiek potrzebna. Być może Wy słyszeliście lub czytaliście taką wypowiedź - ja nie. Gdybyście mieli namiar na jakiś tekst gazetowy (ale gazetowy, a nie np. komentarz jakiegoś blogera albo, co gorsza, blogerki) lub wypowiedź telewizyjną lub radiową, w którym to tekście lub wypowiedzi ktoś pochwala działalność Pitery, to dajcie linkę - będę bardzo wdzięczny. Na razie trzymam się wersji, że nikt publicznie nie wziął Pitery w obronę.

Parę dni temu spotkaliśmy się w dość dużym gronie, baby tam były i chłopy, paru z nas w karty przycięło, popiliśmy nieco, ale nie tak znowu fest, no i trochę pogadaliśmy o polityce, jednak też nie za bardzo. Jeden gościu wpadł na świetny pomysł i zapytał wszystkich, co to w ogóle za robota jest, ta, co ją ma Pitera. Wszyscy powiedzieli, że Pitera jest od tego, żeby zwalczać korupcję (ja też to powiedziałem) i porechotaliśmy z afery dorszowej, bo to jedyny sukces Pitery, jaki znaliśmy. Ten gościu, co to zadał pytanie, był uparty i powiedział, że no dobra, zwalczać korupcję, ale jakie stanowisko Pitera piastuje? Nikt z nas nie wiedział i zapytaliśmy gościa, czy on wie, a on powiedział, że przecież nie wie. No to odpaliliśmy lapa i sprawdziliśmy w Wikipedii, a tam stoi, że Pitera jest sekretarzem stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz Pełnomocnikiem ds. Opracowania Programu Zapobiegania Nieprawidłowościom w Instytucjach Publicznych w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Wikipedia podaje link do strony prywatnej Julii Pitery - to jest taki adres: http://www.juliapitera.pl. Nie dopuszczając do siebie myśli o tym, że Wikipedia może kłamać, a choćby i rozmijać się z prawdą, próbowaliśmy wbić na tę stronę, ale nas nie wpuszczono - pokazał się nam taki oto obrazek (jak klikniecie, to się powiększy):




Sprawdziliśmy swoje połączenie sieciowe i ono było w porządku - otwierały się wszystkie inne strony, które załadowaliśmy, zarówno nieprzyzwoite, jak i przyzwoite, a zatem nasz Firefox był uprawniony do łączenia się z Internetem. W końcu uznaliśmy, że strona była tymczasowo niedostępna, najpewniej z powodu zbytniego obciążenia - po prostu kupa ludzi chciało wbić naraz na stronę Julii Pitery.

Dobra, to tyle mojego bałakania. Pamiętajcie o tych linkach, o które prosiłem. To bardzo ważne. Pomyślałem sobie oto, że jeśli nikt nie znajdzie jakiejkolwiek wypowiedzi popierającej istnienie urzędu piastowanego przez Piterę z Piterą piastującą ten urząd, to będzie to oznaka, że ludzie mają przynajmniej resztki rozsądku i że są takie rzeczy, które ludzie wstydzą się powiedzieć publicznie. Szukajcie zatem tych wypowiedzi, a ja proszę Boga, byście nie znaleźli, jakkolwiek słabą mam nadzieję, albowiem powiada Pismo: szukajcie, a znajdziecie (Łk 11,9).

wtorek, 14 grudnia 2010

Egalitaryzm

Kiedy byłem bardzo młody, tak młody, że jeszcze nie paliłem papierosów ani nie piłem wódki (ja prędzej zacząłem wódkę pić), to zastanawiałem się nad wieloma sprawami, nad którymi od dawna już się nie zastanawiam. Kiedy byłem bardzo młody zastanawiałem się na przykład nad tym, jak to jest, że jeden bardzo bogaty człowiek jeździ jakimś tam drogim samochodem, a drugi bardzo bogaty człowiek jeździ też drogim samochodem, ale wyraźnie tańszym od tego pierwszego samochodu.

Zastanawiałem się też nad tym, po co słuchać jakiejkolwiek innej muzyki, skoro można słuchać Mozarta. I to mnie też intrygowało, jak to się dzieje, że jeden człowiek gra zawodowo w tenisa, jeździ po całym świecie i zarabia porządne pieniądze, znowu inny zarabia wielokrotnie więcej od tamtego, ale po świecie mało jeździ, a jeszcze inny ani po świecie nie jeździ, ani żadnych pieniędzy nie zarabia, tylko nauczył się dużo o robakach, ciągle czyta o robakach i na dodatek na uniwersytecie wykłada o robakach studentom.

Są i takie sprawy, nad którymi zastanawiałem się wtedy, kiedy byłem bardzo młody i nad którymi zastanawiam się dzisiaj. Na przykład zastanawiałem się kiedyś i zastanawiam się teraz nad tym, czy to może tak jest, że do niczego nie mam dostępu, do niczego co jest, do żadnych ludzi też nie mam dostępu, że tylko jakieś obrazy mam w głowie ale przecież skąd mogę wiedzieć, jak się te obrazy mają do rzeczy, które obrazy przedstawiają. Kiedy przeczytałem u Bryana Magee, że on też, kiedy był bardzo młody, zastanawiał się nad tymi obrazami w głowie, to się ucieszyłem.

Dzisiaj myślę sobie, że wszystkie te moje zastanawiania się, i te dawniejsze i te dzisiejsze, są bardzo ciekawe i bardzo ważne, natomiast niektóre zastanawiania się nie przystojną człowiekowi dorosłemu. Dzisiaj myślę, że człowiek dorosły zdaje sobie sprawę z tego, że ludzie kierują się w życiu rozmaitymi powodami, mają różne motywacje, różne zdolności, rożne temperamenty itd.; jednym słowem człowiek dorosły rozumie, że ludzie są różni i że tak będzie zawsze.
***

Ezekiel napisał tekst, z którego ludzie przeważnie się wyśmiewają, ale przytomnie - piszą śmieszne komentarze (ostatni komentarz, który przeczytałem, to komentarz Almanzora z godz. 1.12) i w tym tekście stwierdza coś takiego:

Wydaje mi się, że istnieje napięcie między Historycznością Narodów, a powszechnym –  mam na myśli globalnym - egalitaryzmem, do którego chyba wszyscy dążymy.

Moim zdaniem nie wszyscy dążymy do egalitaryzmu. Jak myślicie? Czy Putin dąży do egalitaryzmu? Czy Kim Ir Sen dążył do egalitaryzmu? A Ben Shalom Bernanke, który zawiaduje FED-em - czy Ben Shalom Bernanke dąży do egalitaryzmu? Czy Ingvar Kamprad, ten od IKEI albo Stefan Persson, ten od H&M, dążą do egalitaryzmu (przy okazji - w pierwszej dwudziestce najbogatszych ludzi świata jest dwóch, wspomnianych tu, Szwedów - odpowiednio na pozycjach 11. i 13.; to bardzo zabawne w kontekście tego, że Szwecja, ten umiłowany przez lewaków przykład nanny state, kraj równości społecznych i innych tego typu bzdur, liczy sobie zaledwie niecałe 9,5 miliona mieszkańców)?

Moim zdaniem do egalitaryzmu dążą ci, którzy są poniżej średniej i jest to zrozumiałe. Wielu pośród dążących do egalitaryzmu to ludzie przytomni, którzy zdają sobie sprawę z tego, że ani prochu nie wymyśla, ani nie dostaną się na listę Forbesa, ani nie poprowadzą biznesu, ani nie będą cenionymi fachowcami, a skoro jest jak jest, to pewnie byłoby miło, jakby tak jakieś pojeby wprowadziły siłą egalitaryzm - w końcu kto lubi tkwić pod kreską?

Pośród dążących do egalitaryzmu są jednak i tacy, którzy w egalitaryzm wierzą, no normalnie wierzą w to, że egalitaryzm można wprowadzić i on sobie będzie z pożytkiem dla ludzkości. Oczywiście w żaden egalitaryzm nie wierzyli i nie wierzą piewcy egalitaryzmu - ani te francuskie rewolucyjne świry, ani Lenin, ani Stalin, ani Castro, ani twórcy polskiej konstytucji. Myślę, że nawet Sierakowski nie wierzy w egalitaryzm, ale Ezekiel wierzy.

Żadnego egalitaryzmu nie było, nie ma i nie będzie, ale jest tak, że tym łatwiej utrzymywać elitaryzm, im więcej Ezekieli chodzi po tym najlepszym ze światów.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Demagogiczna składanka

Czytam sobie książkę Paula Valadiera Nędza polityki i moc religii. Kiedy doczytałem do fragmentu zatytułowanego Nieufność wobec polityki, który zaczyna się tak:

Żaden czytelnik Ewangelii nie może przejść bez szczególnego zainteresowania pod tym portykiem, którym na pierwszych stronach każdego tekstu jest opis kuszenia na pustyni. (...) Postać kusiciela prezentuje wszystkie uroki świata polityki, które zostają odrzucone, a więc zaliczone do rzeczywistości szatańskiej, w każdym razie potraktowane jako niezgodne ze słowem Bożym.

to najpierw się uśmiechnąłem, a później napisałem tę oto demagogiczną składankę. Najpierw cytat z Valadiera, który tak podsumowuje postawę Jezusa wobec Diabła-kusiciela:

Wszystko streszcza się w niezgodzie na uwiedzenie tłumów.

P. Valadier. Nędza polityki i moc religii. PAX. Warszawa 2010. s. 143.

I dalej już składak:

Kusiciel powiedział do Niego:
- Jeżeli jesteś Synem Bożym, powiedz, aby te kamienie stały się chlebem.
On zaś odpowiedział:
- Napisano:
"Nie samym chlebem będzie żył człowiek,
ale każdym słowem,
które wychodzi z ust Boga".

Mt 4,3-4

Odrzucenie obietnic pomyślności ekonomicznej.
P. Valadier. s. 143.

*

I obiecał im, że uczyni ich kraj mlekiem i miodem płynący, na podobieństwo kraju na Północy, którego mieszkańcy dobrze się mieli i którym zazdrościły inne narody. A oni uwierzyli mu i zagłosowali na niego, tak, że został wybrany spośród innych. I uczynił ich kraj na podobieństwo kraju na Północy, lecz dopiero wtedy, kiedy kraj na Północy prostą droga kroczył do bankructwa.

***

Wtedy diabeł bierze Go do świętego miasta i stawia na ganku świątyni, i mówi Mu:
- Jeżeli jesteś Synem Bożym, rzuć się na dół. Napisano bowiem:
"Rozkazał aniołom swoim"
i: "Będą Cię nosili
na rękach,
abyś nie uraził swej nogi o kamień".
Rzekł mu Jezus:
- Napisano też: "Nie będziesz kusił Pana, Boga Twego"
.
Mt 4,5-7

Odmowa dokonania niezwykłych czynów.
P. Valadier. s. 143.

*

I zapewniał ich, że sprawi, iż staną się wolnymi, jak nigdy dotąd nie byli. A oni płakali ze szczęścia i śpiewali pieśni pochwalne na jego cześć, po czym zagłosowali na niego, aby został wybrany spośród innych, gdyż wolność kochali ponad życie. A on kazał służbom podsłuchiwać ich i kontrolować i w żadnym innym kraju lud nie był tak kontrolowany, jak oni.

***

Znowu bierze Go diabeł na bardzo wysoką górę i pokazuje Mu wszystkie królestwa świata z całym ich przepychem, i mówi Mu:
- To wszystko dam Tobie, jeżeli upadniesz na twarz i złożysz mi hołd.
Wtedy mówi mu Jezus:
- Idź precz szatanie, napisano bowiem:
"Panu, Bogu Twojemu, hołd składać będziesz
i tylko Jemu będziesz służył".

Mt 4,8-19

Odmowa zawładnięcia królestwami ziemi.
P. Valadier. s. 143.

*

Główną motywacją mojej aktywności publicznej była potrzeba władzy i żądza popularności. Ta druga była nawet silniejsza od pierwszej, bo chyba jestem bardziej próżny, niż spragniony władzy.

Podaję za: Rafał Kalukin. Donald Tusk: kariera brata łaty. Gazeta Wyborcza 15-16.10.2005.

czwartek, 9 grudnia 2010

Doświadczanie wyzysku ekonomicznego

W gadule pod tekstem Aleksandra Ściosa znalazłem świetną rzecz. Oto Interesariusz wypalił tak:

Problem w tym, że my chcemy zniszczyć Rosję, dzięki której dwa pokolenia Polaków wzrastały w pokoju.

Na co Ścios odpowiedział:

Nie próbuję nawet domyślać się, co też miał Pan na myśli pisząc tak horrendalną brednię: "Problem w tym, że my chcemy zniszczyć Rosję, dzięki której dwa pokolenia Polaków wzrastały w pokoju".

Po czym Interesariusz wyjaśnił:

Tym niemniej informuję Pana, że w moim przekonaniu, to są fakty:

Ja nie doświadczyłem w czasie swojego życia militarnej wojny w Polsce, a w okresie PRL wyzysku ekonomicznego.


Ubawiłem się setnie czytając, że Interesariusz nie doświadczył w PRL-u wyzysku ekonomicznego, ale zaraz pomyślałem sobie, że gościu może i w całym tym PRL-u rzeczywiście wyzysku ekonomicznego nie doświadczył. Mógł na przykład nigdy w PRL-u nie mieszkać i doświadczać wyzysku ekonomicznego poza PRL-em. Mógł też należeć do ekipy, która żyła w PRL-u i PRL-em z nadania Moskwy zawiadywała - wydaje się, że w tej sytuacji można zasadnie stwierdzić, iż ci kierownicy naszego kawałka kuli ziemskiej nie doświadczali wyzysku ekonomicznego. Wreszcie mogło i tak być, że Interesariusz żył w PRL-u, pracował w PRL-u, zarabiał w PRL-u tyle, że za pensję mógł sobie kupić, no nie wiem - trzy dolary, dziesięć dolarów, siedemnaście dolarów? Mogło tak być i przy tym Interesariusz uczciwie stwierdza, że za PRL-u nie doświadczał wyzysku ekonomicznego. Nie chodzi mi teraz o to, że Interesariusz jest zielony w kwestiach ekonomicznych i nie jest świadomy tego, jak Go w tym PRL-u wyzyskiwali ekonomicznie (aczkolwiek oczywiście Interesariusz jest zupełnie zielony, skoro napisał, co napisał - przypuszczam, jakkolwiek nie mam dowodów, że Interesariuszowi wydawało się, że ekonomicznie wyzyskiwani to byli robotnicy w USA i Wielkiej Brytanii, sprzedawczynie we Francji, tramwajarze w Hiszpanii itd.), tylko o to, że Interesariusz nie odczuwał, żeby go ktokolwiek ekonomicznie wyzyskiwał.

To jest ciekawa kwestia, bo trzeba by znaleźć odpowiedź na pytanie o to, czy jeśli Interesariuszowi podobało się pracować w PRL-u za kilka czy kilkanaście dolarów miesięcznie, podczas gdy jakiś Amerykanin, który robił w pracy to samo, co Interesariusz, dostawał miesięcznie pięćset, tysiąc lub dwa tysiące dolców, a na dodatek miał w sklepach papier toaletowy, auto zmieniał co parę lat i jakoś tam dawał radę fundować dzieciakowi niezłe studia - jeżeli zatem Interesariuszowi podobała się taka sytuacja, to czy Interesariusz był czy nie był w PRL-u wyzyskiwany ekonomicznie?

Kto, poza Interesariuszem, który z pewnością w swojej sprawie jest autorytetem epistemicznym, może zasadnie odpowiedzieć na to pytanie? I czy ktokolwiek może?

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Przemienienie życia w tekst

Breżniew przyjechał do Jaruzelskiego... wróć - Miedwiediew  przyjechał do Komorowskiego i powiedział, między innymi, że wszystkie dane z czarnych skrzynek zostały przekazane  stronie polskiej. Łapiecie? Wszystkie dane, nie czarne  skrzynki. A Seremet i Czajka podpisali jakiś kwit, wedle  którego polscy prokuratorzy będą współpracować z ruskimi  prokuratorami. Jurij Czajka to ten prokurator, który  znakomicie potrafi nie wykrywać sprawców rozmaitych zbrodni,  na przykład sprawców zabójstwa Litwinienki czy  Politkowskiej, a teraz nadzoruje śledztwo smoleńskie.

***

Robieniem świętych Kościoła Katolickiego zajmuje się  Congregatio de Causis Sanactorum (Kongregacja Spraw  Kanonizacyjnych). Przy okazji - Kenneth L. Woodward w  książce Fabryka świętych napisał, że zrobienie z kogoś  świętego to po prostu przemiana życia w tekst. Pięknie  powiedziane. I jeszcze przy okazji (a co, w końcu to mój  tekst, nikt mnie nie pogania, więc mogę sobie pisać, co chcę) - ojciec Ambroglio Eszer, dominikanin i Relator  Generalny (co to jest relator, to jeszcze napiszę)  stwierdził był tak: - Święci są dla ludzi skromnych. Nie dla  głupich, ale dla pobożnych. Aroganci odrzucają świętych, bo  musieliby przyznać, że istnieją ludzie doskonalsi niż oni  sami. Celnie powiedziane.

Wracam do Congregatio de Causis Sanctorum. Działalność tej  ekipy regulowana jest konstytucją apostolską Divinus  perfectionis Magister, którą papież Jan Paweł II wydał 25 stycznia 1983 roku. Najbardziej spektakularna zmiana w  funkcjonowaniu Kongregacji polega na tym, że po niemal  sześciu wiekach została zniesiona funkcja "adwokata diabła",  którego zadania przejął relator. Nie ma już zatem prawnej  wymiany zdań w procesie kanonizacyjnym - relator zajmuje  się wszystkim, czym wcześniej zajmowały się dwie strony tego  swego rodzaju sporu. Skutki tej zmiany są dwojakie - po  pierwsze zmienił się paradygmat, w rezultacie czego robotę stracili prawnicy, a po drugie, gorzej mają twórcy filmów  fabularnych, bo "adwokat diabła" to przecież barwna postać.

Żeby ktoś mógł zostać świętym, Kongregacja musi stwierdzić,  że za sprawą kandydata na świętego dobry Bóg dokonał cudu. Najwięcej stwierdzonych cudów to cuda medyczne; właściwie wszystkie cuda akceptowane w dzisiejszych czasach to cuda  medyczne - z cudami moralnymi jest spory kłopot.

Stwierdzeniem, czy coś jest, czy nie jest cudem medycznym,  zajmuje się Consulta Medica - zespół działający w ramach  Kongregacji. W skład Consulta Medica wchodzą medycy  wszystkich specjalności. Wszyscy oni są mężczyznami, Włochami i rzymskimi katolikami. Łapiecie? Żadnych kobiet, Szwedek i buddystek.

Dobra, tyle o ruskiej prokuraturze i Kongregacji od  świętych, w tym o zespole od cudów. Pytanie jest takie: czy  ktoś, kto wierzy ruskim prokuratorom i Anodinie, nie  ośmiesza się, kiedy kwestionuje stwierdzenia cudów przez  Consulta Medica? Drugie pytanie jest takie: czy ktoś, kto  wierzy medykom z Consulta Medica nie ośmiesza się  kwestionując ustalenia ruskich prokuratorów i Anodiny?

Zanim poszukacie odpowiedzi na te pytania, pozwólcie, że  przypomnę: zrobienie z kogoś świętego to przemienienie życia  w tekst.

sobota, 4 grudnia 2010

Skandaliczny król

Wczoraj na Poker After Dark dali ten odcinek, w którym Phill Hellmuth wyleciał ze stołu po tej oto rozgrywce z Howardem Ledererem (Lederer to ten gościu w marynarce):





Jak już Hellmuth wyleciał ze stołu, to dał zwyczajowy krótki wywiad, w którym powiedział, że ci goście (Lederer, a pewnie i inni, a najpewniej wszyscy, w tym Gus Hansen, który śmieje się tak, że aż wali ręką w stół), nie rozumieją pokera. Tak stwierdził Hellmuth. Dodał, że on sobie układa grę po swojemu, doprowadza do sytuacji, w której może grać tak, jak mu się podoba, w której jest faworytem, w której w ogóle wszystko wygląda pięknie, a tu na koniec taki Lederer dostaje króla no i Diabli biorą wspaniałe plany Hellmutha, który przecież rozumie pokera jak nikt na świecie.

Kapitalny przykład lewackiej mentalności, ta filozofia Hellmutha - no trudno znaleźć przykład lepszy :-)))

wtorek, 30 listopada 2010

Jak nazwać?



Se na zdjęciu w pokera gram - w Hold'em no limit. Profesjonalnie zasłaniam karty, żeby mi tam nikt nie luknął. Gramy przy stoliku szachowym, nie pokerowym. Wiecie - takie połączenie klimatów szachowych i pokerowych jest bardzo korzystne. W jakim sensie korzystne? A, to już jest misterium fidei :-)

A skąd ta koszula kraciasta i ten kapelusz kowbojski? Ano koszula kraciasta i kapelusz kowbojski pasują do Hold'em no limit i do serialu Justified. Ktoś może zapytać: - No i co z tego, że pasują? - Na co odpowiem: - A jajco.

I tyle. Co będę więcej gadać?

Zawinąłem do Katowic w sprawach, że tak powiem,  literackich i raz dwa wbiłem do knajpy Lorneta z Meduzą. To taki lokal przy ulicy Mariackiej, w którym można jarać szlugi. Poważnie - w dzisiejszych czasach, w czasach rządów liberałów z PO, w tej knajpie można jarać szlugi. Wszedłem sobie do tego lokalu, podpisałem taki glejt, że biorę udział w inprezie zamkniętej, na której jara się szlugi, miła pani barmanka wypisała mi legitymację Klubu Wielbicieli Tytoniu i już - brałem piwo, piłem je, paliłem papierosy... mówię Wam - zupełnie tak, jak w normalniejszych czasach, kiedy jeszcze liberałowie z PO nie poszerzyli zakresu wolności obywateli RP.

Pytanie jest takie: jakim mianem określić człowieka, który nie pali papierosów, nie lubi dymu papierosowego, który przy tym wie, że w jakiejś knajpie jara się szlugi, a mimo to lezie do tej knajpy i chce, aby rząd zakazał palenia w knajpach, bo on, człowiek, który nie lubi dymu papierosowego - nie jest na tyle kumaty, żeby nie wleźć do knajpy, w której pali się papierosy? No jakim mianem określić takiego gościa? Idiota? Kretyn? Imbecyl? Debil? Wyborca PO? Jeszcze jakoś inaczej?

Na deser fragment z filmu The Onion. Obejrzyjcie sobie cały ten film, bo jest zacny.

piątek, 26 listopada 2010

Niewiele brakuje nam do szczęścia

Bankier.pl donosi:

Euro umacnia się czwarty dzień z rzędu, po tym jak Irlandia poprosiła o wsparcie dla upadającego systemu bankowego. Przyszłość Zielonej Wyspy wydaje się bardziej stabilna, co rozładowało napiętą atmosferę na rynkach.

Świetnie, że przyszłość Zielonej Wyspy wydaje się stabilna i nie ma znaczenia to, że Zielona Wyspa z określonego powodu musiała żebrać.

Dzisiaj Bankier.pl znowu donosi:

Coraz bardziej prawdopodobne jest, że Portugalia będzie musiała skorzystać z międzynarodowej pomocy, by uniknąć całkowitej finansowej zapaści. Portugalski dziennik "i" twierdzi, że już wkrótce rząd Jose Socratesa pójdzie w ślady Grecji i Irlandii i poprosi o wsparcie.

Super! Pomożemy i Portugalii, skoro pomogliśmy Grecji oraz Irlandii. Nie pamiętam, czy pomogliśmy Węgrom, po tym, jak ich premier, w przeciwieństwie do naszego premiera przyznał przed ludźmi, że przez ileś tam lat robił naród w chuja.

Zdaje się, że następna w kolejce do poproszenia o międzynarodową pomoc jest Hiszpania, a buki przyjmują zakłady na to, czy prędzej jebnie w Italii czy w Polsce. Podobnież mamy nieco lepsze notowania.

Unia Europejska zapierdala jak Big Boy na usługach Union Pacific Railroad, więc chyba przed Bożym Narodzeniem przegonimy Stany Zjednoczone Ameryki, a do Sylwestra zajebiemy Chiny oraz Indie. Ludzie, jakie to jest szczęście, że społeczeństwo wykazało się mądrością i w referendum na temat Anschlussu do UE zagłosowało, jak zagłosowało! Teraz do szczęścia brakuje nam już tylko zlikwidowania PiS-u. No i chyba przydałoby się pobudować jeszcze parę Orlików. Bo z Rosją to już się chyba ugadamy raz na zawsze 6 grudnia.

***

marta.luter powiada, że Farage nieźle gada, no to gościa wklejam :-))


czwartek, 25 listopada 2010

A co ze zwolennikami reżimu?

O zaproszeniu Jaruzelskiego przez Komorowskiego na obrady nowej WRON-y Korwin-Mikke napisał tak:
 
Jarosław Kaczyński ma całkowitą rację: to zaproszenie JEST prowokacją polityczną. Cel tej prowokacji też jest oczywisty: za wszelką cenę odwracać uwagę „obywateli” od katastrofy ZUSu i prób odebrania pieniędzy OFE. Temu samemu celowi służą też np. rozpuszczane pogłoski o prywatyzacji lasów...

Ja się z Korwin-Mikkem zgadzam, natomiast tu pojawia się ciekawa kwestia. Otóż wiadomo, że, mówiąc najogólniej, jedne sprawy są bardzo ważne, a inne mniej - wszystko zależy od tego, dla kogo co jest ważne. Z punktu widzenia społeczeństwa jako takiego, również jedne sprawy są ważniejsze od innych. Nie ma specjalnego znaczenia to, po której stronie drogi będą jeździć samochody i jaki będzie hymn państwowy, natomiast jest istotna różnica między państwem silnym militarnie, a takim państwem, jakim dzisiaj jest Polska. Kwestie takie jak kasa z przymusowych ubezpieczeń, o której pisze Korwin-Mikke czy w ogóle finanse państwa, to kwestie najważniejsze. Ale ważne są także kwestie takie, jak symbole, miedzy innymi dlatego, że symbole są wyrazem określonej, konkretnej rzeczywistości.

Jamajka zaprosił Jaruzelskiego i to jest cyniczny gest Komorowskiego i całego jego środowiska. Ludzie ci dobrze wiedzą, że paru milionom Polaków ten gest absolutnie się nie spodobał, a niektórych z tych Polaków doprowadził do stanu wrzenia. I jasne jest, że publiczność zamiast o katastrofalnym stanie państwa (nie ma tu miejsca na roztrząsanie tego, co oznacza katastrofalny stan) będzie zajmować się zaproszeniem Jaruzelskiego przez Komorowskiego. W tym czasie nie będzie zastanawiać się na przykład nad stanem finansów państwa, więc lepiej już niech część publiczności brzęczy na Jamajkę niż miałaby móżdżyć nad tym, w jakim kierunku Tusk prowadzi Polskę (Tusk to skrót myślowy - chodzi o całą tę ekipę, która ma wpływ na to, w jakim kierunku idą sprawy).

Jest zatem parę milionów Polaków, których wkurwił gest Komorowskiego i którzy o finansach państwa specjalnie nie myślą. Rzecz jasna w dużej mierze nie myślą dlatego, że niczego w tej kwestii nie kumają. Można zatem zapytać, po jaką cholerę w takim razie robić całą tę szopkę z Jaruzelskim? Ano po to, żeby ludzie cały czas zajmowali się pierdołami, żeby odpuszczali sobie tematy takie, jak finanse państwa, nawet jeśli przeczytali tu czy tam, że z tymi finansami nie jest najlepiej. Parę milionów Polaków jest spacyfikowanych, bo zawsze podrzuci się im jakiś gorący temat - gdyby reżim nie sypał co chwila gorącymi tematami, gdyby pozwolił na to, aby w telewizji toczyła się poważna debata na istotne tematy, to nie utrzymałby się do Sylwestra.

Dobra, ale co z resztą Polaków, co ze zwolennikami reżimu - no bo chyba są jacyś zwolennicy reżimu, skoro na reżim głosują, co? Moim zdaniem są to albo zupełni idioci, albo ludzie doskonale rozumiejący o co chodzi i popierający ten stan rzeczy, który mamy. Załóżmy, że nie są to idioci - może być przecież tak, że parę milionów zwolenników reżimu jest zadowolonych z tego, że społeczeństwo jest zadłużone jak nigdy dotąd, że rozpada się system emerytalny, że zdycha "służba zdrowia", że polska armia raczej nie jest w stanie skutecznie napaść nawet na Czechy (aczkolwiek w razie czeskiego najazdu być może dzielnie broniłaby się parę dni; w końcu nasi lepiej znają teren i miejscowy język), że przedsiębiorcom coraz trudniej prowadzić interesy, że w Polsce w największym stopniu w Europie inwigiluje się społeczeństwo, że mamy standardy, zgodnie z którymi po Smoleńsku nie wyleciał z roboty ani jeden polityk czy urzędnik, że nasza prokuratura wojskowa wykonuje polecenia ruskiej prokuratury...

Paru milionom Polaków to wszystko może się podobać. Może im się podobać nawet to, że Komorowski Jaruzelskiego zaprosił, a jeśli komuś się to nie podoba, to może powiedzieć, że to nic nie znaczący gest, ot, taki gorący temat rzucony po to, żeby patriotyczne głupki miały się czym zajmować, ale w istocie chodzi tylko o to, żeby w kraju było tak, jak jest, bo tak jest dobrze. Bo dobrze jest, kiedy społeczeństwo jest zadłużone jak nigdy dotąd, kiedy rozpada się system emerytalny, kiedy zdycha "służba zdrowia", kiedy polska armia raczej nie jest w stanie skutecznie napaść nawet na Czechy (aczkolwiek w razie czeskiego najazdu być może dzielnie broniłaby się parę dni; w końcu nasi lepiej znają teren i miejscowy język), kiedy przedsiębiorcom coraz trudniej prowadzić interesy, kiedy w Polsce w największym stopniu w Europie inwigiluje się społeczeństwo, kiedy mamy standardy, zgodnie z którymi po Smoleńsku nie wyleciał z roboty ani jeden polityk czy urzędnik, kiedy nasza prokuratura wojskowa wykonuje polecenia ruskiej prokuratury...

środa, 24 listopada 2010

Dedektyw Inwektyw

Parę dni temu Nicek podrzucił mi linkę do tego oto nagrania:

Kampania PO w przedszkolach

Fajnie, że podrzucił, bo dobrze się słucha i no dowiedziałem się, że Tomasz Łysiak ciągle wymiata z tymi nagraniami. Rzecz jasna, różnie wymiata - raz lepiej, a raz gorzej, a poza tym to jest rzecz gustu. Mnie się podobają również te:
   
Lost Highway Donalda Tuska

Kluzik i Jakubiak w Związku Wypędzonych

Wszystkie nagrania na stronie Radia Wawa.

wtorek, 23 listopada 2010

Mieliśmy te swoje 21 lat

Kurwa jego mać... Przez te dwadzieścia jeden lat kotłowało się to wszystko fest. Bo Polska wreszcie wolna. Bo nie będzie już Ruskich. Bo komuna upadła. No to dawaj - będziemy się rządzić po swojemu. Solidarność. Wałęsa. Kapitalizm. Balcerowicz. Samorządność. NATO. Paraden-marsze. Parytety na listach wyborczych. A może wprowadzić euro? To się jeszcze zobaczy, ale na pewno trzeba zorganizować Euro 2012. A co z KRUS-em? A z NFZ-ami? Chyba trzeba by coś zreformować? Oj, deficyt, duży deficyt, finanse publiczne robią bokami, ale chyba jest jakiś ratunek, co - jest jakiś ratunek? Kurwa, PiS wygrał wybory. Deo gratias - PiS przegrał wybory! Jezu, ale jest zajebiście  - jesteśmy w Unii Europejskiej! Nawet małe Leninki z najnowszej lewicy utrzymują, że stara lewica była chujowa. A co z patriotyzmem? Na co komu patriotyzm? A może potrzebny, ale jakiś taki lepszy od tego starodawnego, co? No, nic, są problemy, kryzys chyba też był, aczkolwiek dopiero ostatnio o tym poinformowano. Jest jak jest, ale jesteśmy u siebie, sami się rządzimy, samorządzimy się, nie jesteśmy kondominium czy innym takim wynalazkiem...

I oto:

Na środowe posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego został zaproszony generał Wojciech Jaruzelski - dowiedziała się Informacyjna Agencja Radiowa. (...) Tematem posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego będzie zbliżająca się wizyta prezydenta Federacji Rosyjskiej oraz przyszłość stosunków na linii Warszawa - Moskwa.

Czytajcie TUTAJ.

piątek, 12 listopada 2010

Prawdziwa siła techniki się nie boi

Tego, że król jest lepszy od polityków zapierdalających na etacie państwowym  może nie rozumieć tylko ciotka Matylda. Człowiek kumaty raz dwa załapie, o co chodzi z tymi wybieralnymi w "demokratycznych" wyborach politykami, ale ciotka Matylda kumata nie jest, więc nie łapie. Możesz ciotce Matyldzie powiedzieć o Gerhardzie Schröderze, który najpierw robił jako kanclerz Niemiec, który pod koniec kadencji podpisał z Ruskimi umowę o budowie Gazociągu Północnego i który po tym, jak mu się skończyła państwowa robota dostał fuchę w radzie nadzorczej Nord Streamu, ale ciotka Matylda i tak nie skojarzy faktów i nie wyciągnie zasadnych wniosków.

Teraz postawię dość śmiałą jak na libertarianina tezę :-)) że socjalizm w wersji takiej, która wyklucza mordowanie ludzi za byle co, na przykład mordowanie opozycyjnych polityków, studenckich krzykaczy, czy upierdliwych dziennikarzy, jest lepszy od systemu, w którym władzę sprawują marionetki sterowane przez prywatny biznes, przy czym chodzi o zły prywatny biznes, bo dobry prywatny biznes nie musi robić ludzi w chuja i posługiwać się marionetkami. Zanim stwierdzicie, że wyrusa całkiem pojebało, poczytajcie dalej. O prywatyzowaniu państwa, prywatyzowaniu na zły sposób, kapitalnie mówi Naomi Klein w książce Doktryna szoku. Wiele razy pisałem o tej książce, uznając, że Klein stawia znakomite diagnozy, ale proponuje beznadziejną kurację i nie będę się powtarzał. Gdyby ktoś nie czytał dzieła Klein, a chciał na cito połapać, o czym gadam, to niech sobie zanalizuje to, co w Polsce robi PO i raz dwa będzie wiedział, o co mi idzie.

Problem z ciotkami Matyldami polega na tym, że one nie rozumieją, iż dzisiaj w wielu przypadkach nie rządzą żadne rządy. Rządy bardzo często są li tylko narzędziem w rękach poważnych graczy - już to rodzin, już to korporacji. A czasami służb, co jest najgorsze, bo służby są prymitywne, w związku z czym interesy przez nie robione też są prymitywne. Służby nigdy nie wejdą na salony, ale zdają sobie z tego sprawę - rozumieją, że aby istnieć muszą kłamać i zabijać. Służby mogą nawet czasami ubrać się we frak, ale i tak najlepiej czują się wtedy, kiedy mogą napierdolić się biełuchą zagryzaną ogórami.

Rodziny i korporacje to co innego. To jest ekstraklasa. Weźmy takich Rotszyldów. Ja poznałem tylko jednego Rotszylda, ale nie gadałem z nim o rzeczach, o których teraz piszę, tylko całymi dniami grałem z nim w szachy, piłem najlepsze alkohole i rozprawiałem o filozofii. Właśnie tak - o filozofii. Ale czytałem o Rotszyldach. Paul Johnson w książce Historia Żydów pisze tak:

Byli niezwykłą rodziną; udało im się uczynić równocześnie cztery trudne, a często sprzeczne ze sobą rzeczy: zdobyć niezmierne bogactwo szybko i uczciwie; rozlokować je szeroko, zachowując zaufanie wielu rządów; osiągać ciągle ogromne dochody i wydawać je bez wzbudzania szerokiego antagonizmu; pozostać Żydami według prawa i - po większej części - również w duchu. Nigdy Żydzi nie zarobili więcej pieniędzy, nigdy nie wydawali ich bardziej ekscentrycznie i nigdy nie pozostawali bardziej popularni.

Słuchajcie, taki Lionel Rotszyld, ojciec Nathana, gubernatora Buckinghamshire i pierwszego lorda, potrafił odmówić pożyczki ruskiemu rządowi, bo uważał go za antysemicki, rezygnując tym samym z zysku w kwocie dwóch milionów funtów, przy czym mówimy o dwóch milionach ponad sto lat temu. Fajne? Pewnie, że fajne, ale przeczytajcie ten oto cytat z Johnsona:

Rotszyldowie byli ogólnie lubiani w Anglii, nie dlatego, że posiadali zwycięską stajnię koni wyścigowych, ale dlatego, że nigdy nie powściągnęli koniom wodzy.

Czy libertarianin może znaleźć piękniejsze słowa?

Dobra, ale po co ja to wszystko piszę? Ano po to, żeby powiedzieć jedną, oczywistą rzecz, a mianowicie, że - jak powiada mój kumpel uprawiający jakiś tam sport walki - prawdziwa siła techniki się nie boi. OK, ale co z tego wynika? Otóż z tego wynika ni mniej ni więcej, tylko to, że ZAWSZE, w OSTATECZNYM ROZRACHUNKU wszystko opiera się na policji i jedyne o co chodzi w tej dyscyplinie sportu to o to, żeby policja BYŁA NASZA.

czwartek, 11 listopada 2010

Racjonalista

Racjonaliści to tacy ludzie, którzy nie dadzą się zwieść zwodzicielom takim jak ślepe przekonania, uczucia, patriotyzm, autorytet, tradycja, obwiązująca narracja, blik czy dogmaty. Wręcz przeciwnie - racjonaliści cenią rozum, metodę naukową i dedukcję. Za ojca racjonalizmu uznawany jest Kartezjusz. Ten wielki mąż uznał, że trzeba dążyć do wiedzy pewnej, choćby to miało wiązać się z zakwestionowaniem wszystkiego, co ludzkość za wiedzę uznaje. Jak już to uznał, to wymyślił, że jedyne, czego nawet wątpiący człowiek może być pewnym to to, że to on wątpi - on, ktoś, kto myśli, res cogitans, bo trzeba myśleć, żeby wątpić. Doszedłszy do tej tezy Kartezjusz zbudował na niej swój kapitalny system, a napracował się przy tym okrutnie, odkrył nawet, że miejscem, w którym ukrywa się dusza człowieka (pamiętajmy o kartezjańskim dualizmie duszy i ciała), czy może raczej umysł, jest szyszynka (glandula pinealis).

Racjonalista, wzorem Kartezjusza, dąży do osiągnięcia wiedzy pewnej - racjonalista nie zmyśla, nie nagina faktów, nie opowiada bajek, nie konfabuluje. Jak racjonalista coś mówi, to możecie na tej mowie polegać jak, nie przymierzając, na słowie Donalda Tuska czy Władimira Putina. Taki jest racjonalista.

Znalazłem na stronie wpolityce.pl zapis rozmowy, którą w radiu TOK FM przeprowadzili racjonalista oraz Cezary Gmyz. Racjonalistą jest w tym przypadku Wojciech Mazowiecki, a Cezarym Gmyzem jest Cezary Gmyz. Oto zapis ciekawego fragmentu rozmowy:

    Wojciech Mazowiecki: Ile było antysemityzmu na ambonach. W tej ostatniej kampanii prezydenckiej.
    Cezary Gmyz: Jeden przykład?
    WM: Proszę pochodzić po kościołach.
    CG: Nie, nie, ale jeden przykład, bo ja nie słyszałem o żadnych wystąpieniach antysemickich. Jeżeli są, byłyby bez wątpienia nagłaśniane w mediach, a nie były.
    WM: Oczywiście hierarchowie zachowują się już zdecydowanie mądrzej.
    CG: Jeden przykład wypowiedzi z kampanii antysemickiej chciałbym usłyszeć, z ostatniej kampanii, z ambony. Ja czytam prasę, ale nie jestem oczywiście w stanie pójść do każdego kościoła.
    WM: A ja oczywiście chodzę do kościołów. W moim kościele ksiądz proboszcz każe np. wiernym na kolanach śpiewać "Ojczyznę wolną racz nam wrócić panie".
    CG: Ale to jeszcze nie jest antysemityzm.
    WM: Teraz mówię o takim przykładzie. A co do antysemityzmu, mam wiele konkretnych przykładów. Jestem w stanie podać panu wiele przykładów, jak pan chce, niech pan sprawdzi. Mam od ludzi, którzy mi dono... zgłaszali, bo byli w kościele, słyszeli dokładnie, właśnie treści antysemickie.
    CG: To czemu w takim razie tego nie nagłaśniacie?
    WM: Pan jest ślepy!
    CG: Ale dlaczego tego nie piętnujecie?
    WM: Ja to piętnuję właśnie, a pan przeciwko temu protestuje i pan mi to utrudnia.
    CG: Nie, ja chciałbym się tylko dowiedzieć, gdzie te oburzające wypowiedzi miały miejsce, tylko tyle.
    WM: W kościołach.
    CG: Ale w jakich? Jeden przykład.
    WM: W wielu konkretnych kościołach.
    CG: Ale w jakich?
    WM: Ale czy teraz pan da mi skończyć? Czy pan teraz kwestionuje, że księża są antysemitami?
    CG: Oczywiście, że kwestionuję.
    WM: To gratuluję! Jest pan właśnie uśpiony!
    CG: Nie jestem uśpiony (śmiech).
    WM: Jest pan uśpiony na ten problem.

Rozmowy tej można wysłuchać TUTAJ.

Pomyślałem sobie, że po wysłuchaniu tej gaduły możecie powiedzieć mniej więcej tak: - wyrus, czy ciebie całkiem pojebało? Jaki z Mazowieckiego racjonalista, przecież on opowiada bajki, na obronę swojej tezy nie umie przytoczyć ANI JEDNEGO faktu!

Rzecz jasna możecie tak powiedzieć, ale gdybyście tak powiedzieli, to oznaczałoby, że nic nie kumacie z tego, czym jest racjonalizm. A czym jest? Powiem Wam, jasne, że powiem, powiem Wam o źródłach racjonalizmu. Wróćmy do ojca racjonalizmu, Kartezjusza. Napisałem już, że myśliciel ten dążył do wiedzy pewnej, że wynalazł metodyczne wątpienie i że w końcu ustalił, iż jedyne, czego człowiek może być pewnym to to, że myśli, a skoro myśli, to istnieje. Tu trzeba postawić pytanie istotne, mianowicie pytanie o to, jakie kryterium przyjął Kartezjusz dla zmierzenia tego, co jest pewne. Otóż wielki filozof stwierdził, że tym kryterium jest jasność i oczywistość twierdzenia. Twierdzenie o tym, że człowiek myśli, a zatem istnieje, jest twierdzeniem najjaśniejszym i najoczywistszym, a zatem musi być prawdziwe. Taką intuicję miał Kartezjusz i na tej intuicji zbudował wszystko, co zbudował.

Teraz już rozumiecie, dlaczego Mazowiecki, racjonalista pełną gębą, nie musiał podać Gmyzowi ani jednego przykładu na swoją tezę. Bo chyba rozumiecie, co?

środa, 10 listopada 2010

Pomódlcie



Okazuje się, że Ruscy "unieważnili" (unieważnili :-))) zeznania kontrolerów lotniska w Smoleńsku i chcą, żeby polscy prokuratorzy też te zeznania "unieważnili". Przynajmniej takie info poszło w świat. No i super. Właściwie Ruscy mogą sobie robić, co chcą, bo dlaczego nie? W końcu premier RP, Donald Tusk, obiecał, że wojny Ruskim nie wypowie.

***

Czytam sobie książkę Agent. Handlarz. Prawnik. Szpieg. [Broker, trader, lawyer, spy.] Eamona Javersa. Książka wyszła w tym roku, a już Wydawnictwo Literackie zdążyło wydać ją w Polsce - brawo!

Jevers to jest dziennikarz, który pracuje dla rożnych mediów, a teraz wydał tę książkę. Zanim Javers napisał co napisał, to spotykał się z różnymi mistrzami od szpiegowania - różnego szpiegowania, ale przede wszystkim szpiegowania przemysłowego. Te cwaniaki naopowiadały Javersowi różnych ciekawych historii, później Javers to wszystko sprawdzał i na koniec napisał ciekawą książkę. Javers wykonał kapitalną robotę. No wystawcie sobie, że 2 sierpnia 2005 roku w Almeda w stanie Kalifornia ekipa dyrektorów zasiadła przy telefonach żeby przeprowadzić gadułę z inwestorami. Przedmiotem rozmowy były wyniki drugiego kwartału, jakie osiągnęła firma UTStarcom. Podczas tej gaduły na pytania speców z banków inwestycyjnych na Wall Street odpowiadał Hong Liang Lu, prezes i dyrektor generalny UTStarcom.

Tej gaduły, siedząc sobie półtora tysiąca kilometrów dalej, słuchali twardziele z Business Intelligence Advisors (BIA) - takiej jednej firmy, która koleguje się z CIA. Ci twardziele chcieli się pokapować, czy Lu rzetelnie odpowiada na pytania, czy też nieco robi w chuja inwestorów. Po co BIA było wiedzieć, na ile Lu jest poważny, a na ile pajacuje? Ano po to, żeby swoją wiedzę sprzedać klientom. Wielu ludzi chciałoby wiedzieć, jak naprawdę przedstawia się sytuacja UTStarcom. A po co tym klientom wiedzieć takie rzeczy? A choćby po to, żeby móc z zyskiem pokombinować z akcjami na krótkiej sprzedaży (shorting). Komunikat prasowy UTStarcom z tego dnia znajdziecie TUTAJ.

Takie rzeczy wie Javers. Albo inna sprawa. Oto firma Diligence LLC przez parę miesięcy prowadziła tajną operację, której celem było przeniknięcie do centrali  KPMG. Diligence LLC pracowała na zlecenie takiej jednej firmy lobbingowej z Waszyngtonu, która to firma kierowana była przez jednego z największych ruskich oligarchów. W tej akcji goście z Diligence zostali nakryci, a Javers wie to wszystko od Nicka Daya, dyrektora generalnego Diligence LLC, który wcześniej był asem MI5.

Świetna jest ta książka Javersa. Wiecie jakie są jaja w wojnie między Nestle a Marsem? Przeczytajcie książkę, to się dowiecie :-)) A po co ja to piszę? Otóż piszę po to, żeby zasygnalizować zjawisko polegające na tym, że szpiegostwo jest rozwinięte tak, że nam, zwyczajnym ludziom w głowie się to nie mieści. I teraz, w kontekście tego co napisałem, popatrzcie jeszcze raz na śledztwo smoleńskie. Popatrzcie na to, że Ruscy "unieważniają" zeznania. Popatrzcie na to, że brakuje połowy samolotu, w tym całego kokpitu. Że do dzisiaj publiczność nie wie, o której godzinie wydarzyła się "katastrofa". Że spece w Krakowie nie mogą odsłuchać nagrań z czarnych skrzynek, bo im nagrania szumią z powodu tajemniczego ruskiego prądu. Popatrzcie na cały ten kit, który ludziom wciska Tusk ("Tusk" to skrót myślowy - stosuję go, żeby nie mnożyć wątków). I popatrzcie na to, że parę milionów ludzi idzie i wrzuca te kartki oddając głos na tuskową ekipę, a czyni to między innymi dlatego, że wierzy w wariacką załogę Tupolewa, śmiercionośną mgłę i nieszczęsną brzózkę. Popatrzcie na to wszystko i nie wiem... może pomódlcie się. Zanim weźmiecie się do poważnej roboty. Najpierw się pomódlcie, jak Jezus w Ogrójcu.

sobota, 6 listopada 2010

Coraz bardziej jest jak 25 lat temu nazad

W jakiejś telewizji, zdaje się, że w TVP KULTURA, puszczają po nocach stare dzienniki telewizyjne. Normalnie puszczają całe dzienniki telewizyjne z lat osiemdziesiątych. Oglądam je czasami - fajnie pooglądać to, co oglądałem już 25 lat temu. No i w tych dziennikach pełno jakichś informacji o rozmaitych problemach - że tego brakuje, albo tamtego, albo jeszcze czegoś innego. Dziennikarze kręcą takie materiały interwencyjne dotyczące palących problemów, ot, coś takiego, jak Olejnik nakręciła kiedyś w skupie butelek w sprawie tego, że jakoś chujowo dzieje się w dziedzinie skupu butelek.

Stare dzienniki mają swój urok, ale oto dzisiaj... Obejrzyjcie koniecznie TUTAJ. Mamy tu wszystko, co trzeba - materiał skrojony według starych, sprawdzonych wzorów; no bo jest rozmowa ze sprzedawcą, i klientem, i ekspertem, i profesorem i jakimś koordynatorem... Obejrzyjcie koniecznie :-)))

piątek, 5 listopada 2010

Dwie sprawy

Pełno jest takich ludzi, którzy powiadają, że trzeba skrobanki robić, no skrobanki trzeba robić, bo przecież cokolwiek jest skrobane, to na pewno nie jest to człowiek, więc dla wygody trzeba skrobanki robić. I pełno też takich jest ludzi, którzy gardłują za tym, żeby eutanazję zalegalizować, albowiem jakże to może być bez legalnej eutanazji - to już człowiek nie ma prawa umrzeć z pomocą drugich wtedy, kiedy chce? Wielu z tych zwolenników skrobanek i eutanazji, kiedy usłyszy, że jednym z narzędzi prowadzenia polityki przez Ruskich jest mordowanie ludzi, powiada: - Ale jakże to tak - mordowanie? A gdzie tam! Mieliby Ruscy mordować? Ludzi? No niepodobna, to w żadnym razie nie może być, nie dzisiaj, nie teraz, nie Ruscy, nie mordować, nie ludzi!

***

Czytałem kiedyś taką jedną gadułę w salonie24, w której jakiś gościu zadał szyku stwierdzeniem, że chuj tam z cudami, żadnych cudów nie ma, że to wszystko banialuki i ciemnota, bo jakkolwiek ciągle są jakieś doniesienia o tym, że ten został uzdrowiony z raka, a tamten z innej śmiertelnej choroby, to  są to doniesienia lipne, a przecież nikt nie słyszał, żeby komu w drodze cudu ręka odrosła, albo noga.

Powiem Wam, jak jest - pewnie, że nikt od dawna o takich cudach nie słyszał, żeby komu co odrosło. A wiecie dlaczego? Ano dlatego, że nikt się o odrośnięcie ręki czy nogi nie modli,  bo nikt w odrośnięcie ręki nie wierzy. Ani nogi. No to jak cuda mają się dziać - same?

czwartek, 4 listopada 2010

Do Anny

BRAWO!!!
BRAWO!!!
BRAWO!!!

No co innego mogę napisać? Przecież nic. Dlatego powtórzę:

BRAWO!!!
BRAWO!!!
BRAWO!!!

A ten Arboleda to jest złoty gościu. On normalnie gotów jest zostawić serce na boisku. Do kaduka - facet jest ikoną Lecha. Niesamowite. To jest wojownik na miarę Stefana Gerrarda i Robbiego Keane'a. Niech go Bóg błogosławi.

:-)))))
 

środa, 3 listopada 2010

Wszystko można

W kwestii "katastrofy smoleńskiej" ludzie fest się napierdalają. Nie tylko w Necie. Napierdalają się fest, ale prawie wszyscy popełniają ten sam błąd. Jedni bowiem powiadają na przykład, że ze stenogramów wynika, iż generał Błasik wlazł do kabiny i coś tam coś tam. Inni znowu, przeciwnicy tamtych, utrzymują, że ze stenogramów wynika... Kurwa, jak można nie kumać, że opieranie się na ruskich kserówkach to oznaka debilizmu???

Słuchajcie, wygląda na to, że ponad osiem milionów dorosłych Polaków wierzy w to, że nasz samolot 10 kwietnia leciał sobie leciał, a nad Smoleńskiem była mgła, ruskie sołdaty prosiły naszą załogę, aby z powodu tej mgły poleciała lądować gdzie indziej, ale nasza załoga nie posłuchała ruskich sołdatów i zaczęła lądować, a tam po drodze była ta cholerna brzózka no i wszystko skończyło się tak, że samolot się rozbił, wszyscy pasażerowie oraz załoga zginęli na miejscu, a połowa albo więcej wraku wyparowała, w tym cały kokpit. Najprawdopodobniej te ponad osiem milionów ludzi wierzy też w to, że w wersję z mgłą, durną załogą i nieszczęsną brzózką wierzą Barack Obama, Aniela Merkel, Gordon Brown, Władimir Putin, CIA, Mossad, MI6 i inne ważne szychy.

Ale patrzcie dalej na to, co dzisiaj napisali w TVN24:

Odsłuchanie nagrań z kokpitu TU 154 M 101 opóźnia się. Prokuratura ma bowiem trudności z ustaleniem jaką częstotliwość ma prąd w Moskwie. Okazuje się, że tak błahy problem jest niezwykle ważny dla śledztwa w sprawie tragedii pod Smoleńskiem.
Ani polska prokuratura, ani Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego nie mają oryginalnej taśmy z rejestratora rozmów w kabinie TU 154. Posługują się cyfrową kopią, zapisaną m.in. na płytach CD. Po katastrofie taką kopię zrobiono w Moskwie w obecności generała Krzysztofa Parulskiego, Naczelnego Prokuratora Wojskowego. Ale okazuje się, że jest to kopia niedoskonała. W trakcie jej tworzenia powstało zupełnie nowe zakłócenie – buczenie. Skąd się wzięło? Przez rosyjski prąd.


Szkoda, że ponad osiem milionów dorosłych Polaków dało sobie wmówić te wszystkie debilizmy na temat "katastrofy smoleńskiej". Wielka szkoda. A wiecie dlaczego szkoda? Ano dlatego, że - szczerze tak myślę - jeśli można sprawić, żeby ludzie uwierzyli w brzózkę na smoleńskim lotnisku i tajemniczość ruskiego prądu, to znaczy, że można sprawić, aby uwierzyli we wszystko.

--------------------------

DOPISEK

Przed chwilą w telewizji Marek Ostrowski, omawiając wyniki wyborów w USA powiedział, że Tea Party to wariaci, którzy nigdy niczego nie wygrają. I dodał, że Fox News to telewizja oszołomów i że nigdy nie było tak, żeby w USA istniała ogólnokrajowa stacja telewizyjna do tego stopnia stronnicza, jak Fox News teraz. Ostrowski swoje mądrości opowiadał w rozmowie z Justyną Pochanke na antenie TVN24 :-)))

niedziela, 24 października 2010

Szlag mnie trafia

Empik wydaje taką gazetkę, co się nazywa tom's kultury. No i w numerze 20 z października/listopada dali krótki wywiad z Jeffreyem Archerem, tym gościem co napisał m.in. hiciora pod tytułem Kain i Abel. OK, na razie zostawiamy Archera w spokoju.

Co jakiś czas ludzie rozmaici pytają mnie, co jest najważniejsze w pisaniu, na co odpowiadam, że najważniejsze w pisaniu jest to, żeby umieć opowiadać ciekawe historie.

Wracamy do Archera, który w tym wywiadzie powiedział, że można nauczyć się dobrze pisać, ale nie można nauczyć się świetnie opowiadać historii.

Mówię Wam, od paru godzin, od kiedy to przeczytałem, szlag mnie trafia, że nie ja wymyśliłem tę pierwszą część Archerowego zdania :-)))




Se kliknijcie w fotkę, to ona się powiększy, ale zdjęcie i tak marne :-)

czwartek, 21 października 2010

Co myślicie?

Każdy mógł sobie obejrzeć w Misji specjalnej, jak ruski mołodiec napierdala jakimś łomem w okno polskiego Tupolewa (dla potrzeb dyskusji zakładam, że to był polski Tupolew), a kilkanaście dni później Oleg Jermołow z MAK-u stwierdził, że nikt nie niszczył wraku samolotu. Wydaje się, że co najmniej osiem milionów Polaków wierzy w to, co mówi Jermołow.

Wygląda na to, że co najmniej osiem milionów Polaków wierzy w to, że za zamordowanie asystenta posła PiS-u i zranienie innego pracownika biura poselskiego PiS-u, które to morderstwo i próba morderstwa zostały dokonane przez gościa, który stwierdził, że nienawidzi PiS-u, że chciał zabić prezesa PiS-u i nie zabił, bo nie mógł, ale za to zabił kogoś innego z PiS-u, odpowiada prezes PiS-u.

Jest mnóstwo dziwnych rzeczy, w które wierzy te co najmniej osiem milionów Polaków, a w które nie wierzą admiratorzy SLD czy dziewczęta i chłopcy spod znaku Krytyki Politycznej, nie mówiąc już o cwaniakach z PSL-u. Niestety, te co najmniej osiem milionów ludzi to największa grupa, która może wrzucać kartki wyborcze, które to kartki są przykrywką dla niby demokracji.

Wyobraźmy sobie, że za tydzień Kaczyński ogłasza, iż rezygnuje z polityki, a dwa dni później rozwiązuje się PiS. Wyobraźmy sobie też, że pozostali "uczestnicy sceny politycznej" nie zdołali się zorganizować na tyle, żeby w telewizjach zacząć sączyć nową, obowiązującą "narrację", która  ma namotać w głowach ciotek Matyld. No co by było? Otwiera taka ciotka Matylda telewizor, a tam nie ma Kaczyńskiego, nie ma moherowych babek, nie ma starych, durnych wieśniaków wierzących w Pana Boga i w coś takiego, jak Polska. Nie ma i już. Pamiętajcie przy tym, że nie ma także nowej "narracji". Co wtedy? Czym będzie się podniecać ciotka Matylda? Myślicie, że zacznie się zastanawiać nad upadkiem przymusowego systemu ubezpieczeń? Nad ruiną finansową państwa? Nad tym, jaką naprawdę politykę zagraniczną prowadzi polski "rząd"? Jak myślicie - czy jest możliwe, żeby ciotka Matylda zaczęła zastanawiać się nad tymi kwestiami? A jeżeli tak, jeżeli uważacie, że to możliwe, to jak długo musiałoby w telewizji nie być nowej "narracji", żeby ciotka Matylda wyjrzała przez okno, wyszła na dwór i zobaczyła prawdziwy świat? A gdyby zobaczyła, to czy Waszym zdaniem, miałoby to jakieś znaczenie? Jeżeli tak, to dla kogo?

wtorek, 19 października 2010

Bankructwa i bagnety

Niedawno gadałem w Necie z jakimś gościem, który już nie tylko twierdził, że socjalizm, w którym żyjemy, jest dobry - ten gościu jasno napisał, że on się cieszy z tego, że mu urzędasy organizują życie, bo jak oni mu życie organizują, to on się czuje bezpieczny. Super. Nie mam pojęcia, czy ludzi myślących tak, jak ten gościu, jest coraz więcej, czy coraz mniej, natomiast z pewnością jest ich wielu. Pełno jest takich ciotek Matyld, które cieszą się, że lewactwo ma się dobrze i odnosi coraz to wspanialsze zwycięstwa. Te ciotki Matyldy nie rozumieją jednak, że lewactwo ma się dobrze tylko w telewizji, a już w takiej Grecji to nawet w telewizji nie ma się dobrze. O ile jeszcze w roku 2008 eksperci telewizyjni oraz znakomici blogerzy próbowali kombinować w tę stronę, że "kryzys rynków finansowych" to porażka wolnego rynku, o tyle takich jazd nie ma w kontekście Grecji, bo na takie jazdy za późno.

Nie ma znaczenia to, jak socjalizm wygląda w telewizji i nie ma znaczenia to, co myślą ciotki Matyldy. Zdaje się, że to Cyril Northcote Parkinson stwierdził, iż ustroje polityczne padają nie dlatego, że są złe, okrutne czy niesprawiedliwe, tylko dlatego, że bankrutują. I o to właśnie chodzi - system, którego ciotki Matyldy są admiratorami, upada. Ja się z Nickiem od lat kłócę o to, co będzie. Nicek upiera się, że system nie może zbankrutować, bo nie ma sytuacji, w której "demokratycznie" wybrana władza nie może wziąć ludzi za mordy jeszcze bardziej, w związku z czym cały ten syf, a nawet jeszcze większy, można podtrzymywać w nieskończoność. Ja z kolei twierdzę, że tak się nie da, bo, jak powiedział Talleyrand, bagnetami można zdobyć tron, ale na bagnetach nie można siedzieć. I tak się kłócimy z Nickiem o to, czy można siedzieć na tych bagnetach, czy nie można. Jakiś czas z pewnością można, w Sowieckim Sojuzie było można, w Północnej Korei do dzisiaj można... Ciekawa to jest kwestia.

W każdym razie "demokratycznie" wybrana władza z pewnością wolałaby nie siedzieć na bagnetach, ale żeby tego uniknąć musiałaby mieć, że tak powiem, jakieś osiągi i nie idzie mi o osiągi w postaci zadłużania ludzi na ponad sto miliardów w jeden rok. Ciotki Matyldy jeszcze się cieszą, jeszcze rozprawiają w telewizorach o homoseksualnych małżeństwach, o strasznym Kościele Katolickim, o pojednaniu z Rosją, o neutralności światopoglądowej państwa, o prawach człowieka itd. Długo to jednak nie potrwa - czy ktoś słyszał żeby ostatnio jakieś paraden marsze odbywały się w Atenach czy innych greckich miastach? Czy ciotki Matyldy nie widzą, co się dzieje? Ciotkom Matyldom zdaje się, że na te ponad 100 miliardów w tym roku to kto został zadłużony? Jedynie Kaczyński, Kurski i paru katolickich biskupów? Ciotki Matyldy co zrobią za chwilę - poproszą Chińczyków, Brazylijczyków czy Indusów, żeby ci grali fair play i spowolnili swój rozwój gospodarczy oraz powprowadzali sobie karty praw podstawowych i parytety na listach wyborczych? Do jakiego stopnia trzeba mieć poprzestawiane we łbach, żeby cieszyć się z bankructwa systemu i z tego, że niebawem "demokratycznie" wybrana władza będzie musiała usiąść na bagnetach?

czwartek, 30 września 2010

Buki i George Clooney

Jak ManU mają zagrać na Old Trafford z Wilkami albo z Młotami, to niby można iść do buków i w ciemno obstawiać jedynkę. Tylko się nie da. Bo jaką stawkę buki dadzą za zwycięstwo Mułów? 1,10? OK, niech będzie 1,12. No i co? Niby można kupić zakład za 100 tysięcy i liczyć na 12 kawałków zysku (minus podatek). Ale który buk przyjmie zakład na 100 kawałków na Muły w meczu z Wilkami albo Młotami?

Jest taki film W chmurach (Up in the Air), w którym gra George Clooney. Clooney ma taką robotę, że jak jakaś dupowata firma chce grupowo zwolnić ludzi, a nie ma na tyle jaj, żeby pogadać z ludźmi, którzy dla firmy pracowali, czasem nawet kilkadziesiąt lat, to dzwoni do tej firmy, co w niej Clooney pracuje, Clooney leci samolotem gdzie trzeba i zwalnia tych biedaków. Strasznie dużo Clooney w tym filmie lata samolotami. W pewnym momencie firma Clooneya zatrudniła taką młodą babkę, Annę Kendrick, która miała taki pomysł, że można ludzi zwalniać z roboty przez komputer, w związku z tym ci zwalniacze, tacy jak Clooney, nie musieliby tyle latać po całym kraju. Clooney trochę się wkurzył, babkę nieco przećwiczył i w końcu stanęło na tym, że Kendrick polata z Clooneyem w rożne miejsca, żeby zobaczyć o co w tej robocie chodzi.

Clooney i Kendrick są na lotnisku. Na tym lotnisku jest pełno stanowisk do odprawy, bo to jest amerykańskie lotnisko. Kendrick wybiera jakąś kolejkę, ale Clooney powiada, że nie, że to jest zła kolejka. I tłumaczy, że nie staje się w kolejce za młodym małżeństwem z niemowlakiem, bo wózek składa się 20 minut; nie staje się w kolejce za staruszkami, bo staruszkowie są powolni i mają mnóstwo metalu w ciele, natomiast, powiada Clooney, staje się w kolejce za Azjatami, bo Azjaci są dobrze zorganizowani, mają małe bagaże i noszą mokasyny. Kendrick na to, że to, co mówi Clooney, to rasizm, a Clooney odpowiada: - Nie, to stereotypy.

poniedziałek, 27 września 2010

Darwinizm wygrywa z lamarckizmem

Stephen Jay Gould to jedna z ikon ewolucjonizmu. Czytam sobie właśnie Niewczesny pogrzeb Darwina, taką zbiorówę tekstów publikowanych przez Natural History oraz Discover Magazine. W eseju Cienie Lamarcka Gould pokazuje, na czym polega różnica miedzy darwinizmem a lamarckizmem i pokazuje to klarownie - Gould pisze świetnie i daj Boże więcej propagatorów nauki piszących tak jasno jak Gould, a nie tak mętnie jak niemieccy filozofowie.

Gould utrzymuje, że teza o dziedziczeniu cech nabytych nie jest centralnym punktem lamarckizmu, wbrew temu, co o tym sądzi szeroka publiczność, o ile szeroka publiczność w ogóle ma na ten temat jakikolwiek sąd. Ważniejsze w lamarckizmie jest to, że głosi on, iż życie z form prostych wspina się po drabinie złożoności. Tymczasem, według Goulda, świat ożywiony nie musi być zorganizowany jak drabina, w tym sensie, że ewolucja nie zawsze przypomina drabinę złożoności. Mówiąc inaczej - nie zawsze tak jest, że w wyniku ewolucji sukces osiągają organizmy coraz bardziej złożone, coraz bardziej skomplikowane. W rzeczy samej idzie o to, że nie zawsze sukces, rozumiany jako sukces reprodukcyjny, odnoszą organizmy "wyższe", "lepsze", bardziej rozwinięte, bo czasami dzieje się tak, że "wygrywają" żyjątka prostsze, "prymitywniejsze" w stosunku do swoich antenatów.

Gdybym miał zrobić analogię, a zrobię, aczkolwiek zdaje sobie sprawę z tego, że robienie analogii jest bardzo niebezpieczne, to przyznałbym rację Gouldowi, czyli darwinizmowi. No bo popatrzcie na ludzi. Kiedyś ludzie byli mądrzejsi od ludzi dzisiejszych, więc w jakimś tam aspekcie byli bardziej "skomplikowani", na drabinie złożoności stali wyżej. Kiedyś ludzie wiedzieli, że muszą oddawać kasę tym, którzy mają władzę, bo ci, którzy mieli władzę, mieli siłę. Ludzie rozumieli, że prawdziwa siła techniki się nie boi, jak mawia jeden mój kumpel biegły w sportach walki, wobec czego trzeźwo patrzyli na świat. Dzisiaj ludzie zgłupieli do tego stopnia, że wierzą w takie bajki, jak choćby demokracja. Poważnie - mnóstwo ludzi wierzy w demokrację. Wielu ludzi uważa, że najlepszy system organizacji społeczeństw polega na tym, że ci, którzy nie dają sobie rady w rozmaitych dziedzinach, wybierają jakichś ludzi do rządu po to, żeby ci wybrani zabierali tym nieudacznikom pieniądze, za które zapewnią ograbionym różne atrakcje. Nie bardzo wiadomo, jakim cudem ludzie, którzy nie radzą sobie ze swoim życiem, mieliby skutecznie wybierać tych, którzy będą w stanie pomóc tym, którzy pomocy potrzebują, ale takimi duperelami nikt nie zawraca sobie głowy.

O głupocie ludzi wierzących w demokrację, w państwo opiekuńcze itd. można i trzeba napisać tony książek, aczkolwiek nie ma pewności, czy to coś pomoże. No dobra, właśnie kierownicy naszego kawałka kuli ziemskiej ustalili, że uroczystość Objawienia Pańskiego, znana przez szeroką publiczność pod nazwą Święta Trzech Króli, będzie dniem wolnym od pracy. Jedni się cieszą, inni protestują, bo zdaniem jednych dzień ten powinien być wolny, a zdaniem drugich nie powinien. Nikt natomiast nie widzi istoty sprawy, a ta polega na tym, że oto państwo zadecydowało, iż 6 stycznia Waldek, zatrudniony przez Franka, może nie przyjść do roboty, a Franek musi za ten dzień Waldkowi zapłacić.

środa, 22 września 2010

Lubię radio

Lubię radio. Lubię jechać autem i usłyszeć w radiu muzykę, którą lubię. Usłyszeć w radiu muzykę, którą się lubi, jest lepsze, niż zapuścić sobie tę samą muzykę z płyty. Podobnie jest z filmami. Mam Siedem, ale od dawna nie puszczam sobie tego filmu, czasami tylko ten kawałek, kiedy Morgan Freeman pracuje w nocy w bibliotece, a w tle leci Bach. Gdyby tak jednak dzisiaj wieczorem w telewizji puścili Siedem, to z pewnością bym obejrzał.

Najbardziej lubię, kiedy w radiu gadają. Lubię słuchowiska i teatr radiowy. Reportaże mniej. Słuchowiska najbardziej lubię wtedy, gdy jadę autem, bo mogę sobie spokojnie posłuchać, a w chałupie, to wiecie jak jest - jakiś meczyk w tv, jakaś partia szachowa do śledzenia w Necie, a to znowu kot akurat chce grać w piłeczkę, a to komunikatory w kompie brzęczą... no sami wiecie, jak jest w chałupie, trudno tak wyłączyć wszystko i wyłączyć się ze wszystkiego i posłuchać teatru radiowego. Dziwna rzecz, bo wyłączyć się, żeby czytać, to umiem, ale żeby teatru radiowego posłuchać, to już nie bardzo. Pewnie chodzi też o to, że aby porządnie wysłuchać radiowego teatru to nic innego nie można robić i nic poza radiem nie może działać, natomiast jak się czyta, to coś tam działać może, na przykład radio może, ale wtedy lepiej, żeby w radiu ładnie grali, a nie żeby gadali.

Najciekawszym radiem jest Radio Maryja. Owszem, są inne ciekawe radia. No, może poszczególne audycje. Te teatry radiowe, Sjesta Kydryńskiego, Mikrokosmos Zembrowskiego... W tych audycjach i grają i gadają. Najlepsze jest jednak radio Ojca Inwestora. Tam najwięcej gadają. Ja lubię Rozmowy niedokończone i najlepiej, kiedy jest Macierewicz, ale jak inni są to też jest fajnie. W innych radiach, jak już wpuszczają słuchaczy na antenę, to czasami jest fajnie, kiedy np. Strzyczkowski przed Bożym Narodzeniem robi tę aukcję, ale często nie jest fajnie. A w radiu Ojca Inwestora jest fajnie. Jakaś pani powie, że mąż od niej odszedł, ale ona i tak go kocha i ma nadzieję, że chłop do domu wróci, a na każdą rocznicę ślubu robi tort i razem z dziećmi świętują - męża i ojca z nimi nie ma. To znowu jakiś kierowca TIR-a zadzwoni i poopowiada, jak to jeździ po tej Europie i różne rzeczy sobie myśli. Czasami zadzwoni jakiś profesor i bardzo pięknie opowiada o różnych ciekawych rzeczach i dużo się można dowiedzieć. Mniej mnie interesuje, co ten ojciec prowadzący mówi tym ludziom, ale co ludzie mówią, to interesuje mnie bardzo.

Parę dni temu ten ojciec, co prowadził audycję, powiedział, że Radio Maryja to dobre radio, bo można się na antenie pomodlić, można dowiedzieć się o ciekawych rzeczach, można zadzwonić i powiedzieć, co tam komu na wątrobie leży, a nawet można pokrytykować rząd. Pomyślałem, że gościu robi sobie jaja, bo przecież wiadomo, że jak ktoś chce pokrytykować Tuskowy rząd, to tylko u Ojca Inwestora, więc co to za nowina. Ale zaraz załapałem, że ten ojciec powiedział bardzo ważną rzecz. Radio Maryja to jedyne radio, gdzie można sobie pokrytykować ten rząd, który teraz mamy. Wyobraźcie sobie, że od jutra wszystkie radia, te państwowe i cała komercha, udostępniają antenę słuchaczom w takim wymiarze, w jakim robi to Ojciec Inwestor. Wiecie, idzie mi o to, że nie ma już żadnych śniadań przy mikrofonie, w których biorą udział ci sami politycy, tylko jest otwarta dla słuchaczy antena. Jakby wszystkie radia zrobiły tak od jutra do, powiedzmy, najbliższego Sylwestra, to jak myślicie - co by się stało?

poniedziałek, 20 września 2010

Dawkins dziecinny

Tutaj jest nagranie przemówienia Richarda Dawkinsa, które to przemówienie Dawkins wygłosił 18 września 2010 roku. Background przemówienia Dawkinsa jest taki, że na Wielką Brytanię zajechał Benedykt XVI, więc Dawkins miał dobrą okazję, żeby trochę narobić koło dupy Kościołowi Katolickiemu.

Dawkins nie powiedział wszystkiego, co sobie wcześniej napisał, bo na demonstracji tych, którzy chcieli przyłączyć się do robienia koło dupy Kościołowi Katolickiemu, było strasznie dużo ludzi, no więc trzeba było skracać wystąpienia, żeby każdy, kto chce, mógł się wygadać. Pełen tekst przemówienia, które Dawkins sobie napisał jest tutaj, a tłumaczenie na polski tutaj i tutaj.

Dawkins napisał mnóstwo fajnych rzeczy. Gdybym miał tego Dawkinsowego tekściora rozłożyć na małe kawałki i wszystkie je skomentować, to miałbym roboty na jakieś trzy dni, jednakże w związku z tym, że nie mam czasu na takie zabawy, odniosę się tylko do dwóch czy trzech kwestii (nie mam czasu, bo gram w szachy korespondencyjnie ważną dla mnie partię z Bardzo Ważnym Szachistą - nie wysyłamy sobie kartek pocztowych, jak to było kiedyś, tylko ślemy maile; ja zobowiązałem się, że nie będę korzystać z programów szachowych i chcę Wam powiedzieć, że wcale mnie nie kusi złamanie tego zobowiązania i sięgnięcie po Rybkę czy Fritza - po prostu gram swoje. Ze dwa dni temu mignął mi fragment jakiegoś starego filmu o Alu Capone; tam jakaś babka miała jakieś futro, narzekała, że ono drogie jest, albo coś takiego, na co Capone powiedział, że chuj tam drogie - on, Al Capone, w jeden dzień na wyścigach przegrywa więcej, niż całe to jebane futro kosztuje, na co babka zapytała, dlaczego Capone nie ustawi sobie wyścigów, skoro przegrywa, na co Capone strasznie się wkurwił i powiedział, że on na wyścigi chodzi dla zabawy, więc po jaką cholerę miałby te wyścigi ustawiać, no żesz kurwa mać - jaką przyjemność miałby z ustawionych wyścigów? Łapiecie, o co idzie, bo nie jesteście ciotkami Matyldami, a jeśli czyta to jakaś ciotka Matylda i nie kuma, o co Alowi Capone szło, to trudno - na takie przypadłości nie ma rady. W tej mojej partii mam 12 godzin na posunięcie, a gdybyście pytali, jak stoję w partii, to powiem otwarcie, że coraz gorzej :-)))

Dobra, wracam do filmu. W 1 minucie i 25 sekundzie Dawkins powiada tak: - Hitler, Adolf Hitler (to coś jak: Bond, James Bond :-)) was a Roman Catholic. - Po tym stwierdzeniu ciotki Matyldy szaleją ze szczęścia, no bo wiadomo - katolik, rzymski katolik, więc nic dziwnego, że wykończył miliony ludzi - rzymscy katolicy już tak mają, że mordują mnóstwo ludzi. Z kolei w 4 minucie i 9 sekundzie filmu Dawkins mówi tak: - Even if Hitler had been an atheist – as Stalin more surely was – how dare Ratzinger suggest that atheism has any connection whatsoever with their horrific deeds? [Nawet gdyby Hitler był ateistą — tak jak z pewnością był nim Stalin — jak Ratzinger ośmiela się sugerować, że ateizm ma jakikolwiek związek z ich koszmarnymi czynami?]

Wygląda zatem na to, że jeśli Hitler był rzymskim katolikiem, to jasne jest, że konsekwencją tego jego cholernego rzymskiego katolicyzmu jest wybijanie milionów ludzi, jeżeli jednak, jakimś cudem, okazałoby się, że Hitler był ateistą, to jak Ratzinger śmie sugerować, że ateizm Hitlera przyczynił się do tego, co Hitler nawyprawiał?

Gdybyście nie rozumieli, o co chodzi, to wyjaśniam: Dawkins prezentuje nowoczesną, a może nawet i ponowoczesną metodę pozwalającą w sposób właściwy interpretować fakty.

OK, jeszcze jedno. Dawkins napisał sobie taki tekst:

Czy Joseph Ratzinger powinien był być witany z całym przepychem i ceremoniałem należnym głowie państwa? Nie. Jak pokazał Geoffrey Robertson w The Case of the Pope:

    ...pretensje Stolicy Apostolskiej do państwowości opierają się na faustowskiej transakcji, w której Mussolini przekazał Kościołowi 23 tysiące metrów kwadratowych centralnego Rzymu w zamian za poparcie swojego faszystowskiego reżimu.


Owszem, Mussolini przekazał, ale co z tego? To więcej powiem, żebyście mieli większy ubaw, o ile nie jesteście ciotkami Matyldami, a jak jesteście ciotkami Matyldami, to żebyście się wkurwili. Oto państwo Watykańskie powstało na mocy traktatów laterańskich z roku 1929. Zanim te traktaty weszły w życie, działy się rożne ciekawe kombinacje. Np. było tak, że zanim jeszcze został duce, Mussolini u katolickiego senatora, hrabiego Santucciego, mieszkającego niedaleko Piazza del Gesu, spotkał się z papieskim sekretarzem stanu, kardynałem Pietro Gasparrim. Mussolini zapewnił Gasparriego, że obstaje za tym, aby powstało państwo watykańskie, na co Gasparri powiada, że jakże to, skoro chyba nie da rady przeprowadzić czegoś takiego przez parlament. Wtedy Mussolini zapewnia, że zmieni się izbę, bo jaki to niby problem? Ale Gasparri wciąż jest sceptyczny i wskazuje na fakt, że jeżeli zmieni się izbę bez zmiany prawa wyborczego, to przecież wyborcy (Gasparri dobrze wiedział, jak funkcjonuje lud) znowu mogą wybrać tę samą izbę. A Mussolini na to: - No to zmieni się prawo wyborcze!

Fajne? :-)))