statsy

wtorek, 31 stycznia 2012

Skąd pomysł?

Akurat siedzę mocno w tym swoim średniowieczu no i nie bardzo jestem na bieżąco z bieżączką, ale se w Necie poczytałem, że prawdziwie mocni politycy Tuska na drzewo wysłali, co będzie skutkować tym, iż Tusk nie będzie miał nic do gadania w kwestii tego, w jaki sposób prawdziwi politycy będą Polskę kroić. Wielu ludzi wyraziło swój żal, a nawet wkurwienie, z powodu tego, że prawdziwie mocni politycy Tuska wysłali na drzewo i że Tusk nie ma w Europie nic do gadania. A ja sobie pomyślałem, że przecież nic takiego złego się nie stało. Bo skąd w ogóle pomysł, że Tusk jakoś lepiej niż prawdziwie mocni politycy umie Polskę kroić?

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Lewaki, a także prawaki

Polscy handballiści dostali w dupę od Macedonii i teraz trzeba nam kolejnego cudu, żebyśmy awansowali do półfinałów rozgrywanych w Serbii Mistrzostw Europy. W meczu z Macedonią nasi mnóstwo razy dali dupy waląc piłą w bramkarza, zamiast wrzucić tę piłę do siatki. Z drugiej strony znowu rysowali nas sędziowie. O takich meczach mnie się nie chce gadać, a gadanie, że sami sobie jesteśmy winni, bo nie wykorzystaliśmy iluś tam świetnych okazji, strasznie mnie wkurwia. Jak widzę, że nas sędziowie rysują, to stawiam tezę, że niezależnie od tego, jak te świetne okazje byśmy wykorzystywali, i tak drukarze nie pozwoliliby nam wygrać.

Bogdan Wenta, treneiro naszych handballistów, powiedział kiedyś, że jak chcemy wygrać jakąś ważną imprezę, ale wygrać, a nie wziąć srebro czy brąz, bo to akurat robimy, to se musimy tę imprezę zrobić u nas. Ciotkom Matyldom wyjaśniam, co znaczy u nas: otóż u nas oznacza w Polsce.

Lewaki z pewnością oburzą się na to, co powiedział Wenta. No bo jak to? Przecież sport to fair play, uczciwa walka, rzetelne sędziowanie itd. Co tu ma do rzeczy miejsce, w którym rozgrywane są sportowe zawody? Prawaki natomiast doskonale rozumieją, co mówi Wenta. A co Wenta mówi? Otóż Wenta mówi to, że jak chcemy coś wygrać, to musimy zagrać u siebie, bo sport sportem, zasady fair play zasadami fair play itd. ale tu nie o sport chodzi, tylko o życie.

I jeszcze jedno - moim zdaniem Wenta jest zbytnim optymistą. Dlaczego tak myślę? Ano dlatego, że jakbyśmy nawet zorganizowali jakieś mistrzostwa u siebie, to i tak nie byłby to żaden atut, bo my byśmy z tego atutu zrezygnowali w imię idei polegającej na płynięciu, jak gówno, w głównym nurcie. Co myślicie?

niedziela, 22 stycznia 2012

Do Nicka

W obydwu ostatnich Twoich tekstach (Liberalizm sralizm oraz Liberalizm sralizm 2) piszesz kupę fajnych rzeczy, ale do tego robisz parę wałków (terminem wałki określam... zbytnie ścinanie zakrętów :-) Moim zdaniem wałkiem jest wrzucanie do jednego worka np. Sadurskiego i Misesa, przy czym o ile obydwu wymienionych masz za durniów, to, o ile się nie mylę, za większych durniów od zwolenników Sadurskiego masz zwolenników Misesa, albo raczej od zwolenników liberalizmu za większych durniów masz zwolenników libertarianizmu, czy wolnościowców, bo tylko ze zwolenników libertarianizmu naśmiewasz się twierdząc, że w rzeczy, w które oni wierzą, mogą wierzyć tylko dzieciaki (Przecież każdy szewc to jest większy „liberał” od każdego z tych rozwrzeszczanych dzieciaków, które gardłują o von Hayekach - to cytat z Twojego komentarza, może niezbyt adekwatny, bo trudno akurat Hayeka nazwać libertarianinem, ale nie mam teraz czasu na szukanie Twoich komentarzy idealnie ilustrujących moją tezę). Może nie widać tego wyraźnie akurat w tych dwóch tekstach o liberalizmie sralizmie, ale widać w innych tekstach i komentarzach. A zatem łaskawszy jesteś dla durniów liberalnych, którzy od lat zamiatają chociażby Europą, niż dla durniów libertariańskich.

Pomyślałem sobie, że ciekawie byłoby wiedzieć, co byś myślał na przełomie pierwszego i drugiego dziesięciolecia dwudziestego wieku, gdybyś mieszkał we Wiedniu i gdyby ci groziła prawdziwa komuna. Ciekawe jak byś oceniał to, co zrobił Ludgwig von Mises, który właściwie w pojedynkę uratował Wiedeń - nie przez publikowanie książek czy artykułów, ale przez nocne gaduły z Otto Bauerem, z którym znał się od lat, bo razem na zajęcia Böhm-Bawerka chodzili. Mises pisze:

W owym czasie udało mi się przekonać Bauerów, że upadek bolszewickiego eksperymentu w Austrii byłby nieuchronny; możliwe, że trwałby tylko parę dni. Wiedziałem, jaka była stawka. Bolszewizm w ciągu kilku dni sprowadziłby na Wiedeń głód i terror. Plądrujące hordy opanowałyby ulice, a krwawa jatka zniszczyłaby to, co zostało z wiedeńskiej kultury. Po trwających wiele wieczorów dyskusjach z Bauerami, byłem w końcu w stanie przekonać ich do mojego punktu widzenia.

Drugi wałek, który robisz w tych dwóch tekstach i nie tylko w tych dwóch, polega na tym, że twierdzisz, jak najbardziej zasadnie, iż taki np. liberalizm to jest wydumana ideologia, koncept jakiś wzięty z kosmosu, ale  nie dodajesz jednocześnie, że to, co proponujesz Ty, to również wydumana ideologia, koncept wzięty z kosmosu. No bo jest tak, że jedyny argument, po który możesz sięgnąć, jest taki: to, co ja mówię, jest prawdziwe, a to, co mówią liberałowie, a już osobliwie libertarianie, nie jest prawdziwe. Moim zdaniem nie ma sposobu na to, żeby się dowiedzieć, jak jest naprawdę; jedyne, co możemy zrobić, to czerpać z doświadczenia i tworzyć swoje koncepcje.

Dlaczego ja gadam, że Ty z kosmosu idee głosisz, podobnie jak z kosmosu idee głoszą liberałowie, a już najbardziej libertarianie? Ano dlatego, że opierasz się na tym, co o prawdzie Arystoteles powiedział – dziesiątki razy napisałeś, że prawda to zgodność umysłu i rzeczy. OK, tak Arystoteles powiedział, ale na Arystotelesie świat się nie skończył; po Arystotelesie był chociażby św. Tomasz z Akwinu, jak nic żyjący w średniowieczu i w to najbardziej zajebistym średniowiecza okresie, bo w wieku trzynastym. I ten Doktor Anielski daje nam taki tekst:

Intelekt ma w sobie podobiznę rzeczy poznanej intelektualnie dzięki temu, że uchwytuje treści tego, co niezłożone; jednak stwierdza to podobieństwo nie dzięki [temu aktowi uchwytywania tego, co niezłożone], ale w akcie łączenia i dzielenia. Jeśli bowiem intelekt uchwytuje to, czym jest śmiertelne zwierzę rozumne, [oznacza to], że posiada on w sobie podobiznę człowieka. Jednak nie z tego bierze się fakt, że poznaje on tę podobiznę, ponieważ nie stwierdza, że człowiek jest zwierzęciem rozumnym i śmiertelnym. I dlatego jedynie w owym drugim działaniu intelekt jest prawdziwy lub fałszywy, przez co posiada nie tylko podobieństwo rzeczy poznanej, lecz także dokonuje refleksji nad ową podobizną, stwierdzając ją i poznając. Wynika więc z powyższego, że prawda nie jest w rzeczach, lecz jedynie w umyśle, a także w składaniu i rozkładaniu.

Tomasz zatem mówi coś takiego, że prawda to nie tylko zgodność rzeczy z intelektem, ale sąd, który ową zgodność intelektu i rzeczy stwierdza. Mówiąc inaczej – zawsze musi być człowiek, który coś za prawdę uzna; jak sobie jest planeta Ziemia, na której są wody i lądy, a w wodach żyjątka pływają i po lądach żyjątka chodzą, ale ludzi nie ma, to jaka jest prawda na planecie Ziemia?

Znowu Mises:

Bez względu na konstytucje kraju, rządy zawsze muszą prowadzić politykę, która według powszechnie panującej opinii, uważana jest za właściwą i korzystną. Gdyby rządzący wystąpili przeciw dominującej opinii, wkrótce utraciliby swą pozycję na rzecz ludzi chętnych spełniać żądania przeciętnego człowieka. Dyktatorzy mogą zdobyć i utrzymać władzę wtedy, kiedy maja poparcie mas. Totalitaryzm naszych czasów jest na ogół rezultatem szerokiej akceptacji totalitarnej ideologii i może być pokonany jedynie przez inną filozofię.

Tu mamy dwie rzeczy. Po pierwsze - taki Mises, facet, który propagował rzeczy, w które  Twoim zdaniem wierzyć przystoi jedynie dzieciom, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, o czym piszesz: ktoś powie, że przecież w Malezji jest liberalizm, bo są małe podatki itp. Sorry, ale to nie jest żaden liberalizm, to są po prostu niskie podatki. Po prostu tamtejsza władza ma inny sposób na trzymanie swojego ludu za mordę i niskie podatki jej się opłacają.

Dowodem na to, że Mises to rozumiał, są te dwa jego teksty:

Te wszystkie dyskusje - państwo powinno zrobić to czy tamto - w ostatecznym rachunku oznaczają: policja powinna zmusić konsumentów do zachowania innego niż gdyby postępowali spontanicznie. W takich propozycjach jak: podnieśmy ceny towarów rolniczych, podnieśmy stawki płac, obniżmy zyski, zmniejszmy wynagrodzenie kierownicze, słówko "my" oznacza ostatecznie zawsze policję.

***

Państwo i rząd to nic innego niż społeczny aparat wymuszania i represji przy użyciu siły. Taki aparat z siłami policyjnymi jest konieczny, by nie pozwolić antyspołecznym jednostkom i grupom na destrukcję społecznej współpracy.

Ten drugi cytat obala Twoją tezę, że te wszystkie Misesy jak jacyś idioci koncentrują się jedynie na indywidualnych człowiekach i w dupie mają społeczeństwo, współpracę itd. Widzisz Nicek – nie należy wrzucać do jednego worka Sadurskich i Misesów.

Po drugie, skoro piszesz, że malezyjska władza ma swój sposób trzymania swojego ludu za mordę, to tym samym twierdzisz, że malezyjska władza w ogóle ma jakiś sposób trzymania ludzi za mordę. Jestem przekonany, że zgodzisz się z ogólnym twierdzeniem, iż każda władza ma jakiś sposób trzymania ludzi za mordę; jeśli się mylę, to sprostuj. I tylko wtedy władza może trzymać ludzi za mordę, kiedy ludzie władzy na to pozwalają. Nawet w Północnej Korei, gdyby tak z osiem milionów ludzi naraz wyszło rozerwać władzę na strzępy, to by ją rozerwało. A u nas PO może przestać rządzić tylko w dwóch przypadkach: pierwszy jest taki, że ją naprawdę ważne ludki wypierdolą w kosmos, a drugi taki, że ją w kosmos wypierdolą ludzie, obojętnie, w wyborach czy innym sposobem. Na razie jest tak, że ludzie nie chcą wypierdolić PO w kosmos i ciekawym pytaniem jest pytanie o to, dlaczego nie chcą. Mówiąc najogólniej ludzie nie chcą wypierdolić PO w kosmos dlatego, że albo nie wierzą w to, iż mogą sobie sprawić jakąś lepszą władzę, albo dlatego, że uważają, iż gra niewarta świeczki – na chuj komu angażować się w wypierdalanie w kosmos PO, kiedy ciągle jakoś idzie żyć? Tu, niejako na marginesie, chcę powiedzieć, że moim zdaniem w Necie jest nadreprezentacja tych, co to wierzą w pancerną smoleńską brzozę, rzetelne śledztwo smoleńskie, 300 miliardów zyli od Unii dla Polski, dobry stan finansów naszego państwa, dobro wynikające z kontrolowania Netu i mnóstwo innych banialuków wypluwanych przez pojebów via TV.

Na razie PO pasuje ludziom na tyle, że nie wypierdalają jej w kosmos. To jest przykre, ale tak właśnie jest. Żeby ludzie ruszyli dupy po to, by wypierdolić w kosmos PO, musieliby wiedzieć, po co to robią. Ty mówisz ludziom coś takiego: w świecie jest hierarchia, nikt wyżej chuja nie podskoczy, nie ma równości, jak się chujem urodzisz, to kanarkiem nie umrzesz, jebać ekonomię. OK. Niektóre z Twoich tez ludzie przyjmują łagodniej, ale inne im się nie podobają. Nikt normalny nie ma kłopotu z tezą, że nie istnieje coś takiego jak równość, zresztą – kto normalny chce równości? Przecież każdy chciałby zarabiać więcej niż zarabia sąsiad, być sławniejszy od innych i dmuchać kobiety piękniejsze od tych, które dmuchają drudzy. Z innymi tezami jest już nieco gorzej. Weźmy tezę o tym, że jebać ekonomię. To, że ludzie chcą mieć jak najlepsze warunki życia, że chcą się bogacić, jest czymś jak najbardziej naturalnym. Mises twierdzi tak:

Jedynym dostępnym środkiem na polepszenie materialnych warunków rodzaju ludzkiego jest przyspieszenie wzrostu stosunku gromadzonego kapitału do przyrostu ludności.

Moim zdaniem nie dasz rady obalić tego twierdzenia :-) Jest oczywiste, że ludziom zależy nie tylko na bogaceniu się, ale jest równie oczywiste, że ludziom na bogaceniu się zależy. Ludziom nie wystarczy wierzyć w Pana Boga, chcieć pójść do nieba, tworzyć wspólnotę narodową, szanować tradycję i nienawidzić komuchów; ludzie chcą się jeszcze bogacić. Czy to oznacza, że według tych von Hayeków, o których gardłują rozwrzeszczane dzieciaki (cytat z Twojego komentarza), państwo nie ma niczego do roboty? Oto tekst von Hayeka:

Wszystkie współczesne rządy otaczały ochroną ubogich, dotkniętych nieszczęściem, niepełnosprawnych, zajmowały się też problemami zdrowia i szerzenia wiedzy. Nie ma powodów, dla których zakres tej czysto usługowej działalności nie miałby powiększać się wraz z ogólnym wzrostem dobrobytu. Istnieją wspólne potrzeby, które mogą być zaspokajane tylko na drodze zbiorowego działania, a w związku z tym bez ograniczania wolności jednostki.

Dobra, zostawmy na boku aberracje takie, jak PO i jej wyborcy. Moja teza jest taka, że kiedy ludzie mają do wyboru dwie władze równie pobożne, równie patriotyczne itd. ale jedna z tych władz da ludziom zarobić bardziej, a druga mniej, to po mojemu ludziom bardziej podoba się ta władza, która da więcej zarobić, bo nie wystarczy, że stocznie będą nasze – idzie jeszcze o to, żeby te stocznie generowały jakieś bogactwo. I tu pojawiają się te von Hayeki i von Misesy, w których wierzą jedynie dzieciaki. Rzecz jasna można utrzymywać, że teorie von Hayeków i von Misesów nie mają żadnego znaczenia, ale naprawdę jest tak, że jak nie będzie von Hayeków i von Misesów, to będą Keynesy i Rostowskie. Bo zawsze ktoś musi być.

Tym stwierdzeniem kończę. Resztę, jak Bóg da, rozgadamy w komentarzach.

sobota, 21 stycznia 2012

Są większe rzeczy niż robienie cudów

Radio Wnet donosi:

To prawda! Jest sobota, 21 stycznia 2012 roku godz. 21:00. Strona sejmu (www.sejm.gov.pl) nie działa. Dlaczego? Najprawdopodobniej na skutek ataku protestujących internautów.

I dalej cytat z apelu, manifestu - jakkolwiek to nazwiemy - który jest w Necie:

W związku z planami wprowadzenia cenzury internetu (ACTA) zatrzymujemy stronę Premiera Tuska. Sejm już padł!!!
ZATRZYMAJMY sejm.gov.pl MOŻE WÓWCZAS TVN SIĘ OBUDZI!


Luknąłem do polskiej Wikipedii żeby zobaczyć, co tam piszą o ACTA, a tam piszą tak:

Anti-Counterfeiting Trade Agreement (ACTA) (pol. Umowa handlowa dotycząca zwalczania obrotu towarami podrobionymi) – projektowane międzynarodowe porozumienie dotyczące walki z naruszeniami własności intelektualnej.

A zatem nie chodzi o żadną tam cenzurę Netu, tylko o ochronę własności intelektualnej :-) Pewnie dlatego, że tu o ochronę własności intelektualnej chodzi, 18 grudnia 2011 Rada Unii Europejskiej opublikowała krótką wzmiankę o przyjęciu ACTA na stronie 43 komunikatu prasowego na temat rolnictwa i rybołówstwa - to znowu z Wikipedii.

Nie wiem, czy inny kierownik naszego kawałka kuli ziemskiej przyłączyłby się do tej ochrony własności intelektualnej, natomiast teraz rządzi Tusk i on się do owej ochrony przyłączy. Pytanie jest takie: czy znajdą się ludzie, którzy bronią stanowiska, że to bardzo dobrze, iż w Polsce własność intelektualna będzie chroniona wedle zapisów ACTA? Moim zdaniem znajdą się tacy ludzie. Skoro kupa ludzi do dzisiaj wierzy w smoleńską pancerną brzozę, to dlaczego ludzie nie mają wierzyć w inne tego typu wynalazki?

obrazek stąd


Lech Kaczyński w wywiadzie z Łukaszem Warzechą (Ł. Warzecha. Lech Kaczyński. Ostatni wywiad. Prószyński i S-ka. Warszawa 2010.) trafił w sedno kiedy mówiąc o chłopakach z WSI stwierdził: Z nimi jest jak z cadykami w Górze Kalwarii, którzy zawsze mówili, że robić cuda to wielka rzecz, ale jeszcze większa, żeby ludzie w nie uwierzyli.

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Do RagingLou

Pod tym wpisem napisałeś w komentarzu:

Czerska pluje na mohery a wyrusopodobni na lemingi. Mechanizm ten sam. Mnie się to nie podoba.

Nie podoba Ci się. OK. No to dowiedz się, na ile Tusk zadłużył Polaków. Otwórz sobie piwo i pomyśl nad tym, co Tusk zrobił ze śledztwem smoleńskim. Wysłuchaj tego nagrania:



24 maja 2006 sejm głosował ustawę o likwidacji WSI. Przeciwko rozwiązaniu WSI głosowało 45 posłów - 44 ludków z SLD i jeden gościu z PO. Wejdź tu i zobacz, który to był gościu i kim on dzisiaj jest:

http://orka.sejm.gov.pl/SQL.nsf/glosowania?OpenAgent&5&18&19

Przeczytaj książkę Cenckiewicza Długie ramię Moskwy.

I teraz tak - chuj z tymi wszystkimi palantami-politykami - oni mają swoje interesy. Ale parę milionów ludzi na tych polityków głosowało. A Tobie się nie podoba, że ja i wyrusopodobni plujemy na lemingi. Chłopie, czy Ty masz choć trochę oleju w głowie?

Czy będzie wynalazek?

Patrząc na to, jak tuskowe na każdym kroku dają dupy, zaczynam się zastanawiać, czy aby racji nie mają ci, którzy stawiają tezę taką, że tuskowe wiedząc, iż nie dociągną do kolejnych wyborów, specjalnie psują wszystko, czego się tkną, a czynią tak po to, żeby wkurwić ludzi, którzy jak już się wkurwią zbyt mocno, to zechcą jakieś zamieszki robić, a wtedy dzielna ekipa rządząca, płynąca w głównym nurcie, wprowadzi stan wojenny i w ten sposób, trzymając ludzi za pysk, zapewni sobie kolejne lata rządów. Ja nie wierzę, że taki jest zamysł tuskowych, bo przecież chyba nawet oni zdają sobie sprawę z tego, że nie byliby w stanie przeprowadzić stanu wojennego. Zaraz by Sikorski coś na twitterze napisał za szybko, Palikot dostałby jakąś cynę i wygadał się w Kropce nad i, nie mówiąc już o tym, że niechby tylko o jakichkolwiek planach wprowadzenia stanu wojennego dowiedział się Komorowski, a dowiedziałby się, to raz dwa wypaplałby wszystko na jakiejś konferencji prasowej. Tak więc zaczynam się zastanawiać nad zasadnością wspomnianej tezy, ale ciągle w nią nie wierzę.

Najnowszymi osiągnięciami tuskowych są: pomysł na to, żeby tę niby autostradę, co jej nie umieli wybudować, otworzyć przed Euro 2012, a po Euro ją zamknąć i dokończyć budowę; burdel z ustawą refundacyjną, dach nad stadionem narodowym co to nie zamyka się przy temperaturach ujemnych, a teraz to, o czym donosi Rzepa. Rzepa donosi mianowicie o tym, że wielu prawników, a za nimi dyrektorów szpitali, jest zdania, że ustawa refundacyjna nie pozwala na to, aby WOŚP przekazała szpitalom zakupione przez siebie pompy insulinowe. No napisały te tuskowe cudaki prawo, jakie napisały i teraz jest duży kłopot. Co zrobią ciotki Matyldy? Z jednej strony święta WOŚP, a z drugiej strony święty rząd Tuska. Jak ciotki Matyldy wybrną z tej sytuacji?

Rzepa pisze:

Ministerstwo Zdrowia poproszone przez „Rz" o interpretację przepisu odpowiedziało, że wszystko zależy od sytuacji i każdą oceni indywidualnie.

Super - oceni indywidualnie. Jak już ministerstwo oceni indywidualnie, to albo pozwoli Owsiakowi na przekazanie szpitalom tych pomp, albo nie pozwoli. Jeżeli nie pozwoli, to bardzo możliwe, że będzie mieć przejebane u ciotek Matyld; wszystko zależy od tego, czym poszczególne ciotki Matyldy zaczadzone są w większym stopniu: uwielbieniem dla WOŚP czy dla Tuska. Jeżeli po indywidualnym rozpatrzeniu ministerstwo pompy przekazać pozwoli, to zaczną się fest jaja, bo każdy, nawet ciotka Matylda (co akurat jest mniej ważne, bo tu chodzi o duże interesy normalnych ludzi) będzie mógł zobaczyć, że ministerstwo jednych dyskryminuje, a drugim pozwala. Jakie jest zatem najlepsze wyjście? Moim zdaniem takie, że trzeba w ustawie dopisać, że zasadniczo zabrania się przekazywania jakichkolwiek zachęt, w tym darowizn i użyczeń, które odnoszą się do leków refundowanych, ale Owsiakowi się nie zabrania. Na pierwszy rzut wydawać się może, że taki zapis byłby najnowszym wynalazkiem w historii światowego ustawodawstwa, jednak precedensy już były, a o jednym nawet pisałem. Oto August von Hayek w Konstytucji wolności stwierdza:

Trzecim wymogiem prawdziwego prawa jest równość. Zdefiniowanie jej jest równie ważne, ale znacznie trudniejsze niż pozostałych. Stwierdzenie, że każde prawo powinno na równi obowiązywać wszystkich, znaczy coś więcej niż to, że powinno być ogólne w sensie, który zdefiniowaliśmy. Prawo może być absolutnie ogólne w tym znaczeniu, że określa jedynie formalne cechy osób, których dotyczy, a jednak zawierać różne warunki dla różnych kategorii ludzi. Pewne takie klasyfikacje, nawet w grupie w pełni odpowiedzialnych obywateli, są oczywiście nieuniknione. Lecz klasyfikacja w kategoriach abstrakcyjnych zawsze może być doprowadzona do punktu, w którym wyróżniona klasa będzie składać się tylko z konkretnych znanych osób lub nawet jednej osoby.

W przypisku do tego tekstu autor podaje przykład tego, jak można obejść zasadę niedyskryminacji używając jedynie postanowień sformułowanych w kategoriach ogólnych. Otóż niemiecka taryfa celna z roku 1902 (obowiązująca jeszcze w roku 1936) przewidywała specjalne stawki celne dla brązowych i łaciatych krów hodowanych na wysokości co najmniej 300 metrów nad poziomem morza i spędzających każdego lata przynajmniej miesiąc na wysokości co najmniej 800 metrów.

Ciekawe, co tuskowe zrobią z tym pasztetem, który wysmażyli - dołączą zapis o brązowych i łaciatych krowach, czy rzeczywiście zrobią jakiś epokowy wynalazek, który na zawsze przejdzie do historii prawa?

środa, 11 stycznia 2012

Państwo i my

Coraz więcej ludzi zaczyna rozumieć, jak naprawdę wygląda państwo polskie. Większość ludzi nie wie, jak to państwo naprawdę wygląda, bo ludzie nie czytają, w związku z czym nie mają wiedzy, a jak czytają to tylko Wyborczą, co jest gorsze od nieczytania w ogóle. No i jeszcze telewizję ludzie oglądają, a to największy syf, jaki może być. Nawet jeśli ludzie mają jakąś wiedzę, obojętnie z jakiego źródła, to i tak nie bardzo umieją z tą wiedzą zrobić cokolwiek pożytecznego, bo nie kojarzą faktów, nie mają odpowiednich narzędzi itd.

Nawet po Smoleńsku wielu ludzi nie rozumiało, jak naprawdę wygląda państwo polskie. Teraz jednak, kiedy prokurator – żołnierz w stopniu pułkownika, strzela sobie w łeb, kiedy trzeba zapierdalać od apteki do apteki próbując kupić leki taniej, kiedy trzeba płacić wyższe rachunki, ludzie zaczynają rozumieć, jak ich państwo wygląda.

Przez parę lat boksowałem się w setkach, a może i tysiącach gaduł dotyczących państwa. Boksowałem się z kumatymi i durnymi lewakami i z kumatymi i durnymi prawakami. Durnych prawaków było znacznie mniej niż durnych lewaków, a kumatych prawaków było znacznie więcej niż kumatych lewaków, ale nie ma w tym niczego dziwnego. Wśród lewaków byli kumaci ale też i tacy, którzy nie mogli sobie wyobrazić, jakim to sposobem ludzie mieliby prąd gdyby państwa nie było. Co dzisiaj, kiedy prokurator-żołnierz strzela sobie w łeb, kiedy ruskie wyniki sekcji zwłok Zbigniewa Wassermanna w czterech procentach pokrywają się z wynikami polskimi, kiedy mamy cały ten syf z lekami, kiedy Aniela z Mikołajem ustalili, że nie będzie żadnego rozdawania kasy takiej Polsce i innym państewkom, tylko Polska i inne państewka muszą kasy dołożyć, a premier na urlopie w Dolomitach, czy gdzie tam, powiedzieliby lewacy? Obojętnie, kumaci czy durni. No co by powiedzieli? Że państwo tak ale wypaczenia nie?

Pytanie jest takie: dlaczego ci, którzy tak czy siak są niby prawdziwymi, ale ułomnymi władcami Polski (nie rozwijam teraz kwestii tego, w jakich kontekstach i na ile są rzeczywistymi władcami) nie ogłoszą się tymi władcami oficjalnie i nie wezmą Polaków za mordę, jak na władców przystało? Dlaczego przebywając w cieniu i wystawiając przed kamery pacynki, narażają się na różne niespodzianki, jaki może im przynieść „demokracja”? Moim zdaniem dlatego, że normalny człowiek woli prawie nic nie robić i absolutnie za nic nie odpowiadać, kasując przy tym, powiedzmy, 20 baniek rocznie, niż musieć zapierdalać jak wół, odpowiadać za wszystko głową, ale to dosłownie – głową i kasować za to, powiedzmy, 200 baniek rocznie. OK, a czy dzisiaj są tacy prawdziwi władcy, którzy prawdziwie trzymają ludzi za pyski, są prawdziwymi właścicielami swoich krajów, ale za wszystko odpowiadają głową? Owszem, są. Na przykład w Korei Północnej są. Być może zbytnio ryzykuję ale stawiam tezę, że nigdzie nie ma władców tak prawdziwych, jakimi są władcy Korei Północnej. Czy wyobrażacie sobie, że jakiś urząd może zabronić Tuskowi czy innemu Komorowskiemu wybudować prywatną chałupę na przykład na Powązkach? No właśnie. A wyobrażacie sobie, że jakiś urząd może zabronić wybudować chałupę gdziekolwiek północnokoreańskim władcom? No właśnie.

Na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku Chiny były biedne, że aż piszczało. Ale Mao był prawdziwym władcą. Co z tego, że w Chinach piszczała bieda? A nic z tego. Mao był prawdziwym władcą i robił, co chciał. W 1958 roku wspomógł Albanię, przekazując Hodży 50 milionów rubli. Kiedy się okazało, że Hodża rzetelnie opluwa Chruszczowa, Mao w 1961 roku przekazał Albanii 500 milionów rubli oraz 2.200.000 buszli zboża, które kupił w Kanadzie za dolary. A znowu w roku 1960 Pekin odwiedzili Castro z Che Guevarą i wyjechali z 60 milionami dolarów, ot, taki to podarunek Kubie zrobił Mao; niby miała to być pożyczka, ale Enlai Zhou, premier ChRL, od razu zapewnił Che Guevarę, że tej kasy oddawać nie trzeba.

W roku 1970 Mao, z rozmaitych powodów, na gwałt potrzebował spektakularnie zaistnieć na scenie międzynarodowej, więc wymyślił, że najlepiej będzie, kiedy zakoleguje się z USA. Ale Mao chciał to zrobić tak, żeby przygłupy, czyli światowa opinia publiczna, były przekonane, że to Nixonowi zależy na koleżankowaniu się z Mao. I wyszło tak, jak chciał Mao. Kissinger zapierdalał z Waszyngtonu do Pekinu i z powrotem jak jakiś goniec, a Nixon w końcu do Pekinu pojechał. Wiecie dlaczego Kissinger tak zapierdalał i dlaczego Nixon do Pekinu pojechał? Ano dlatego, że Mao,  w przeciwieństwie do Nixona, był prawdziwym władcą.

Mamy to nasze państwo, jakie mamy i coraz więcej ludzi widzi, jakie ono jest. I teraz tak – jest rzeczą jasną, że chociażby tacy Ruscy ciężko pracują po to, żebyśmy się sami nie rządzili. Nie tylko Ruscy. W najnowszym numerze PRESSJI (Teka XXV, 2011) jest duży wywiad z profesorem Hieronimem Kubiakiem (wywiad na 26 stron, z Kubiakiem rozmawiali Krzysztof Mazur i Paweł Rojek). W tym wywiadzie Kubiak opowiada, jak to w latach sześćdziesiątych XX wieku na studia do USA pojechał i na spotkanie z Aleksandrem Kiereńskim poszedł, jakieś pytania Kiereńskiemu zadawał, a w końcu Kiereński powiedział tak: - Panie Kubiak, proszę się nie obrażać, ale prawda jest taka: między wielką Rosją a Niemcami nie ma miejsca dla niepodległej Polski.

Przypuszczam, że Kubiak się na te słowa nie obraził, bo niby dlaczego miałby?

Jedna z tez Sławomira Cenckiewicza zawartych w książce Długie ramię Moskwy jest taka, że wojskowe służby za czasów PRL-u największe sukcesy odnosiły, że tak powiem, na arenie wewnętrznej, co oznacza, że najskuteczniej służbom wychodziło pacyfikowanie Polaków, bo już z robotą wywiadowczą czy kontrwywiadowczą było o wiele gorzej. Czy coś Wam przypomina widok znajomy ten?

Powiedzcie, bo Wy znacie mnóstwo ludzi, a ja tylko siedzę jak nie w mojej kotłowni, to w bibliotece – jak to jest z tymi, co popierają dzisiaj rządzących cudaków, choćby poprzez wrzucanie kartek wyborczych? Czy ci ludzie wierzą w całą tę demokrację, w moc kartki wyborczej itd.? Jeśli wierzą, to co – głosowali za tym, żeby w Polsce było tak, jak jest? A jeśli głosując za rządzącymi cudakami nie chcieli, żeby było tak, jak teraz jest, to jeśli zadajecie im pytanie: - Ej, co z wami jest? - co Wam odpowiadają?

------------------------

DOPISEK

W Polsat News gościem tej babki w czarnych włosach był poseł PSL-u, Jan Bury. Gadali o tym, że Rostowski każe PSL-owi zapłacić ten dług, co pawlakowe mają i to z odsetkami. No i Bury płakał w telewizorze i powiedział, że co oni mają zrobić, te pawlakowe ludki, jak niby tyle kasy spłacić, jak oni z subwencji żyją. Pomyślałem sobie, że ja pierdolę! Goście chcą państwem rządzić, zawiadywać 38 milionami ludzi, a sami z jebanych subwencji żyją! Państwo polskie w pełnej krasie.

sobota, 7 stycznia 2012

Jak chcieli?

Trwa niezły burdel z lekami, z wypisywaniem recept itd. To może być punkt wyjścia do rozmaitych gaduł, na przykład o nanny state, o PO itd. Weźmy dzisiaj tę PO. Oto kilka przykładów na to, jak spisała się rządząca od ponad czterech lat ekipa: zlikwidowali stocznie, nie wybudowali tych dróg, które zapowiadali, że zbudują, rozwalili kolej, dali się przyłapać na tzw. aferze hazardowej, zamietli aferę hazardową pd dywan, pozwolili na to, żeby 10 kwietnia w Smoleńsku rozwalił się samolot, nie przeprowadzili porządnego śledztwa w sprawie Smoleńska, zadłużyli kraj na ponad 300 miliardów zyli. No a teraz ten burdel z lekami i receptami.

Nie wypowiadam się na temat tego, czy podane przeze mnie przykłady działalności rządzącej od ponad czterech lat ekipy to są rzeczy złe, czy rzeczy dobre. Stawiam tylko proste pytanie: czy oni chcieli zrobić tak, jak zrobili, czy chcieli inaczej, tylko im się nie udało?