statsy

wtorek, 26 czerwca 2012

W naszym kraju

W naszym kraju niektóre tresowane tygrysy istnieją, jakkolwiek nie istnieją niektóre żółte tygrysy.

Niektórzy mówią, że to dobrze, niektórzy mówią, że to źle.

Tu muszę być precyzyjny, bowiem w naszym kraju istnieją cztery klasy ludzi, którzy zajmują stanowisko zarówno w kwestii istnienia tygrysów tresowanych, jak i w kwestii istnienia żółtych tygrysów:

A. Ludzie, którzy mówią, że to dobrze, iż naszym kraju niektóre tresowane tygrysy istnieją, i że to dobrze, iż w naszym kraju nie istnieją niektóre żółte tygrysy.

B. Ludzie, którzy mówią, że to źle, iż naszym kraju niektóre tresowane tygrysy istnieją, i że to źle, iż w naszym kraju nie istnieją niektóre żółte tygrysy.

C. Ludzie, którzy mówią, że to dobrze, iż w naszym kraju niektóre tresowane tygrysy istnieją, ale źle, że w naszym kraju nie istnieją niektóre żółte tygrysy.

D. Ludzie, którzy mówią, że to źle, iż w naszym kraju niektóre tresowane tygrysy istnieją, ale dobrze, że w naszym kraju nie istnieją niektóre żółte tygrysy.

W naszym kraju przedkłada się czułe oznaki wiosny i ptaki skromnie odziane, ponad cele odległe.

Niektórzy mówią, że to dobrze, niektórzy mówią, że to źle.

Matka dziecka, która nie jest w stanie kupić dziecku leków mówi, że to źle.

Ta matka mówi, że to źle, jakkolwiek mówiąc, że to źle, kiedy czułe oznaki wiosny i ptaki skromnie odziane przedkłada się ponad cele odłegłe, wychodzi z punktu, w którym utrzymywała, że dobrze jest ponad cele odległe przedkładać czułe oznaki wiosny i ptaki skromnie odziane.

Ta matka teraz jest bardzo daleko od punktu, w którym utrzymywała, że dobrze jest ponad cele odległe przedkładać czułe oznaki wiosny i ptaki skromnie odziane. Tej matki nie interesują teraz czułe oznaki wiosny i ptaki skromnie odziane. Ona ich w ogóle nie widzi. Powiem to jeszcze raz: ona w ogóle ich nie widzi. A cele odległe widzi? Tak, widzi, i dlatego ma kłopot, bo w naszym kraju przedkłada się czułe oznaki wiosny i ptaki skromnie odziane, ponad cele odległe.

Teraz dam groźby niekaralne.

Groźba pierwsza:

Jeżeli Bartek (BD) nie pochwali mnie za ten tekst, to aż do soboty nie wyślę Mu ani jednego sms-a, nawet w darmowej taryfie.

Groźba druga:

Jeżeli za ten tekst nie pochwali mnie Coryllus, to dzisiaj, aż do północy, nie przeczytam ani jednego Jego tekstu, które wiesza u Nicka, a do tej pory czytam wszystkie i niektóre bardzo lubię.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Posypywanie truskawek

Wirtualna Polska donosi:

Po drugiej rocznicy katastrofy smoleńskiej Centrum Badania Opinii Społecznej po raz kolejny zapytał Polaków o opinie na ten temat.

Nie bardzo precyzyjny jest to tekst, bo z tekstu nie wynika, o jaki temat chodzi, ale mniejsza z tym – wiadomo, co redaktor wp.pl chciał powiedzieć. CBOS zadał ludziom takie pytanie:

Czy uważa pan(i), że prezydent Lech Kaczyński mógł ponieść śmierć w wyniku zamachu?

Ludzie różnie odpowiadali, a wyniki ankiety są takie:

zdecydowanie nie: 38%
raczej nie: 25%
raczej tak: 17%
trudno powiedzieć: 12%
zdecydowanie tak: 8%

Wygląda na to, że jedyni przytomni to ci, których jest 8% i którzy odpowiedzieli, że tak, zdecydowanie tak, Lech Kaczyński mógł zginąć w zamachu. Ci, którzy twierdzą coś innego niż to, że Lech Kaczyński zdecydowanie mógł zginąć w zamachu, muszą wybrać jedno z dwóch poniższych twierdzeń albo obydwa te twierdzenia:

- nie jest możliwe, żeby Lech Kaczyński zginął w zamachu, bo nie było możliwe przeprowadzenie zamachu na Lecha Kaczyńskiego
- nawet gdyby przeprowadzono zamach na Lecha Kaczyńskiego, to nie jest możliwe, żeby Lech Kaczyńśki w tym zamachu mógł zginąć.

Mnie się wydaje, że zarówno twierdzenie, iż nie było możliwe przeprowadzenie zamachu na Lecha Kaczyńskiego, jak i twierdzenie, wedle którego nawet gdyby zamach na Lecha Kaczyńskiego został przeprowadzony, to Lech Kaczyński nie mógł w tym zamachu zginąć, nie mają jakichkolwiek podstaw poza metafizycznym przekonaniem tych, którzy takie twierdzenia głoszą. No ale ja jestem wariat i zamiast gównem, posypuję truskawki cukrem.

sobota, 23 czerwca 2012

Nie dlatego A, że B, tylko dlatego B, że A


W salonie24 na odcinku wmawiania publiczności, że ci, którzy mają jakiekolwiek wątpliwości w kwestii śmierci generała Sławomira Petelickiego to głupki, uaktywnił się Wojciech Sadurski. Jak się Sadurski uaktywnił, to na odcinku napadania na Sadurskiego uaktywniło się wielu blogerów. Ci blogerzy na Sadurskiego się wściekają, o nim niepochlebne rzeczy piszą, a że Sadurski za bardzo z blogerami gadać nie chce (pod notką Nie wierzę w samobójstwo... są 282 komentarze, z czego jeden komentarz Sadurskiego), to blogerzy wściekają się jeszcze bardziej.

Ja uaktywniłem się na odcinku zadania pytania Sadurskiemu. Pod tekstem Nie wierzę w samobójstwo..., w którym to tekście Sadurski wyśmiewa miłośników teorii spiskowych, wedle których to teorii istnieją zjawiska takie, jak tajemnicze mordy czy zabójstwa, zadałem takie pytanie:

No dobrze, ale Pan w ogóle wierzy w to, że czasami jacyś ludzie zabijają innych ludzi, czy Pan w takie rzeczy nie wierzy?

Rzecz jasna Sadurski na moje pytanie nie odpowiedział i w ten sposób zakończyłem swoją aktywność na wspomnianym odcinku.

A znowu kokos26 zacytował fragmenty tekstów Sadurskiego napisanych z okazji śmierci Andrzeja Leppera, pierwszej rocznicy Smoleńska i wypowiedzi Kazimierza Kutza, który nawiązując do raportu Kaliszowej komisji, o JarKaczu i Ziobrze powiedział: Oni zamordowali niewinną kobietę.

kokos26 swój tekst kończy tak:

Jednym słowem dla profesora Sadurskiego są na tym świecie ohydztwa, polityczne rozbebeszanie, wyrażanie pogardy. Z drugiej zaś strony jeżeli już jest coś na rzeczy to zaledwie hiperbole, parabole i interpretacje.

Ludzie, którzy wściekają się na Sadurskiego, wściekają się, że tak powiem, na jałowym biegu. Bokser wagi ciężkiej walący w worek treningowy rzetelnie pracuje, ale bokser uderzający z całą siłą w watę cukrową pracuje na jałowym biegu - treningowa praca boksera wtedy ma sens, kiedy bokser wali albo w odpowiednio masywny worek, albo w stosownego sparingpartnera.

Wściekać się w związku z tym, że ktoś coś powiedział albo napisał, i w ogóle brać na warsztat to, co ktoś powiedział lub napisał, można na dwa sposoby - albo koncentrując się na samej wypowiedzi, albo na szerszym kontekście. Zauważcie, że nikt przytomy nie dyskutuje z takimi postaciami jak Kora, Doda, Kuba Wojewódzki czy Michał Sutowski, ten z Krytyki Politycznej. Owszem, czasami zdarza się, że warto zająć się kontekstem, określonym, istotnym kontekstem, związanym z jakąś wypowiedzią wspomnianych osób (w przypadku Sutowskiego są to głównie teksty, w przypadku Kory, Dody czy Wojewódzkiego - wypowiedzi ustne), ale Kora, Doda, Wojewódzki czy Sutowski w tym kontekście, określonym, istotnym kontekście, zajmują mało znaczącą pozycję, bo niby jakim cudem mogliby zajmować pozycję znaczącą? Czasami znowu tak jest, że na tapetę trzeba wziąć samą wypowiedź, bo jest ważna, bo ma duży ciężar gatunkowy, bo autor tej wypowiedzi jest kimś znaczącym - w określonym, istotnym kontekście. A kto, na ten przykład, jest (lub był) znaczący w kontekście, który mam na myśli? Ano ś.p. Janusz Kochanowski. I Barbara Fedyszak-Radziejowska. I Adam Michnik.

***

W książce Bogusława Wolniewicza Filozofia i wartości, jest tekst zatytułowany W sprawie kary głównej, który zaczyna się tak:

Z powodu mojej wypowiedzi o karze śmierci ("Życie", 30 stycznia 2001) nieznany mi skądinąd p. Wojciech Sadurski próbuje mnie oczernić ("Rz", 1 lutego 2001). Uraziło go moje zdanie, że przeciwnicy tej kary niszczą ludzkie poczucie sprawiedliwości i stają się przez to współwinni narastającej fali zbrodni. (...) Sadurski pyta mnie retorycznie, czy "ci, którzy się sprzeciwiają cenzurze obyczajowej czasopism, są współwinni demoralizacji nieletnich" - jakby nie rozumiał, że oczywiście są. Może naprawdę nie rozumie, mniejsza z tym.

Otóż Sadurski to nie worek treningowy, ani nie stosowny sparingpartnetr, tylko wata cukrowa, a to dlatego, że Sadurski podstawowych spraw najzwyczajniej w świecie nie rozumie. Być może napiszę dłuższy tekst o tym, kto to liberałowie, a kto to - wedle terminologii triariusa - leberałowie i czy liberał musi zostać leberałem (już trochę ten tekst Nickowi zapowiedziałem, ale nie, że całkiem zobowiązująco :-), na razie jednak zakończę notkę tą oto tezą: Sadurski nie dlatego nie rozumie najprostszych rzeczy, że jest leberałem (a jest), tylko dlatego jest leberałem, że nie rozumie najprostszych rzeczy.

środa, 20 czerwca 2012

Tragikomedia

Nawet TVN24 donosi o tym, że prokuratura zleciła CBA prowadzenie śledztwa w sprawie ewentualnych wałków przy budowie autostrady A2. W walterowni i innych reżimowych mediach muszą mieć niezłą schizę przy okazji podawania takich wiadomości. No bo z jednej strony źle, że w państwie rządzonym przez Tuska cokolwiek mogłoby być nie tak, ale z drugiej strony w państwie rządzonym przez Tuska sprawnie działają prokuratura i CBA. Taka schiza występuje za każdym razem: dobrze to, że w Tuskolandii ludzi się nie morduje, tylko sami się zabijają, czy może źle, że aż tylu ich się zabija? Czy to dobrze, że w Smoleńsku nie było zamachu, czy może źle, że Tuskolandia nie potrafiła ochronić tego samolotu nawet wtedy, kiedy na samolot nikt się nie zamachnął?

Reżimowe media od paru lat są w bardzo trudnej sytuacji, bo nie jest łatwo, zamiast rzetelnego podawania informacji,  mówić o czymś tak, żeby osiągnąć zamierzony efekt - co prawda tuskowa publiczność nie jest za bardzo wymagająca, ale ta publiczność się kruszy, jest jej coraz mniej i trzeba coraz bardziej się narobić, żeby stosowny kit skutecznie sprzedać odpowiednio dużej części ludu, który jest suwerenem. Co prawda o pewnych rzeczach można nie mówić (jak choćby o śmierci Jerzego Pronobisa, który być może popełnił samobójstwo trzy dni po tym, jak samobójstwo popełnił Sławomir Petelicki), niemniej jednak o innych mówić trzeba, bo tego, o czym reżimowe media najchętniej by nie mówiły, najzwyczajniej w świecie jest za dużo.

Żyjemy w kraju, w którym ludzie publicznie wygłaszają oświadczenia o tym, że nie zamierzają popełnić samobójstwa, a Krazue rysuje coś takiego:



Oczywiście czegoś takiego nie rysuje Mleczko.

Żyjemy w kraju, w którym celebryta powiada w telewizji rządowej, że dla niego Smoleńsk jest materiałem na tragikomedię.

Żyjemy w kraju, w którym drogi nie zostały zbudowane, a firmy zatrudnione do budowy bankrutują, bo nie dostały pieniędzy za swoją pracę. Żyjemy w kraju, w którym miliony ludzi nie rozumieją, że co prawda dróg nie pobudowano, kasy ludziom nie zapłacono, ale ta kasa gdzieś jest, bo przecież nikt nie spalił kilkuset kilogramów czy kilku ton banknotów.

W najnowszych PRESSJACH Wojciech Jakóbik omawia 29. numer Krytyki Politycznej poświęcony Chinom, no i przy okazji referowania tekstu Hui Wanga, który pisze o tym, że w Chinach doszło do opisywanej przez Carla Schmitta neutralizacji idei przez kapitał, stawia następujące pytanie: Czy pod tym względem Chiny nie są podobne do Polski? Czy i u nas nie obowiązuje umowa zakładająca, że władza będzie miała pełną swobodę działań, o ile pozwoli obywatelom na swobodne bogacenie się?

Podkreśliłem sobie to zdanie Jakóbika i opatrzyłem je śmieszkiem, o tak:

Swobodne bogacenie się - no rewelacja! Ciekawe kiedy ci wszyscy biedni ludzie, którzy nie rozumieją niczego z otaczającego ich świata, dla których Smoleńsk jest materiałem na tragikomedię, i którzy jednego tylko chcą: aby im pozwolono swobodnie się bogacić, zakumają, jak się sprawy mają naprawdę i że sami są materiałem na tragikomedię? Po tym, jak im dowalą katastralny czy wtedy też nie?

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Cud

David Hume był wielkim twardzielem, bo każdy empirysta to wielki twardziel. No i ten twardziel Hume w swoim dziele zatytułowanym Badania dotyczące rozumu ludzkiego jeden rozdział poświęcił cudom. Ho, ho, ho! - możecie sobie pomyśleć - pewnie teraz wyrus napisze, jaki to ten Hume głupi, że aż cały rozdział poświęca nieistniejącemu takiemu x, że x całym tym cudem jest.

Ja jednak tak nie napiszę, bo powtarzam - Hume był empirystą, czyli twardzielem, i co tam sobie prywatnie myślał, to myślał, ale w swoich pismach starał się być rzetelny i istnienia takiego x, że x jest cudem nie wykluczył, natomiast stwierdził, że właściwie nie idzie rozpoznać czy zaszło takie x, że x jest cudem.

Wywód Hume'a, posługując się cytatami, można streścić w taki oto sposób: cud jest zakłóceniem praw przyrody, które to prawa opierają się na niewzruszonym i niezmiennym doświadczeniu, z czego wynika, że sama natura dostarcza nam najpełniejszego z możliwych dowodu przeciwko występowaniu cudów, czyli dowodu z doświadczenia. Istota argumentacji Hume'a zawarta jest w tych twierdzeniach:
1. Musi istnieć jednostajne doświadczenie przemawiające przeciw każdemu zdarzeniu cudownemu; inaczej zdarzenie nie zasługiwałoby na tę nazwę.

Moja eksplikacja tego twierdzenia: żeby uznać za cud to, że Stefan Niesiołowski przyszedł do jakiegoś programu w telewizji i w tym programie nie nawyzywał ludzi, moglibyśmy tylko wtedy, gdybyśmy nie mieli takiego jednostajnego doświadczenia, że Stefan Niesiołowski zawsze wyzywa ludzi.
2. Ponieważ jednostajne doświadczenie ma znaczenie dowodu, przeto mamy tutaj bezpośredni i całkowity dowód wynikający z natury faktu przeciw istnieniu jakichkolwiek cudów; i tylko dowód przeciwny, wyposażony w większą siłę przekonującą, może taki dowód obalić i uczynić cud wiarygodnym.

Myślę, że tutaj moje wyjaśnienie nie jest potrzebne.
3. Wynika stąd w sposób jasny (a jest to zasada ogólna, godna naszej uwagi) że "żadne świadectwo nie wystarcza do wykazania autentyczności cudu, jeżeli nie jest ono tego rodzaju, że jego fałszywość byłaby większym cudem aniżeli fakt, który ma być na jego podstawie wykazany, a nawet w tym wypadku argumenty wzajemnie się niweczą i silniejszy daje nam pewność odpowiadającą jedynie temu stopniowi siły, który pozostaje po odjęciu siły argumentu słabszego".

Moja eksplikacja: Hume twierdzi, że nawet jakby jakiś cud się wydarzył, to nie możemy uznać, że się wydarzył, bo owego uznania zabraniają nam prawa racjonalności.

Argumentacja Hume'a jest mniej więcej tyle warta, ile argumentacja Freuda, u którego nieracjonalność wierzeń religijnych jest założeniem wywodu, a nie konkluzją, co przytomnie (w kwestii Freuda) stwierdziła Linda Trinkaus Zagzebski, ale też wielu innych ludzi. Mnie bardzo ciekawi, co o cudach napisałby Hume gdyby żył dzisiaj i gdyby znał ustrojstwo takie jak monitoring. Czy stwierdziłby, że nawet gdyby monitoring nagrał jakieś wydarzenie uznawane na cud, to i tak nie moglibyśmy tego wydarzenia za cud uznać, bo przecież monitoring może się mylić, czy najzwyczajniej w świecie stwierdziłby tę oczywistą prawdę, że jednostajne doświadczenie pokazuje, iż żaden monitoring, choćby był zainstalowany w tak prestiżowych miejscach jak luksusowe apartamentowce czy wieże szympansów, nigdy i nigdzie nie nagrał żadnego cudu?

sobota, 16 czerwca 2012

Kibice i janusze


Kiedy w tamtym roku Manchester City przyjechał do Poznania po to, żeby dostać w dupę w meczyku ligi europejskiej, to kibicom Miastowych szczęki opadły po tym, jak zobaczyli co wyprawiają fani Lecha. Co wyprawiaja fani Lecha widać na filmie:


Kibice MC to skakanie (tyłem do boiska) i darcie ryja nazwali Doing The Poznan i rozpropagowali na Wyspach. Oto Doing the Poznan w wykonaniu kibiców Manchesteru City:


W meczu z Hiszpanią, który na Euro 2012m Irlandia przegrała 4:0, irlandzcy kibice przez kilka ostatnich minut śpiewali pieśń The Fields of Athenry. Śpiewali tak, że już niczego lepszego na Euro 2012 nie usłyszymy ani nie zobaczymy. No i wczoraj do programu Minęła 20, emitowanego przez reżimowy kanał TVP INFO, zaprosili Ernesta Brylla, który powiedział, że jakby tak do tekstu tej pieśni dorwali się nasi, to byłaby afera. No bo pieśń jest o tym, że 150 lat temu w Irlandii był głód wywołany przez Anglików, a głównym bohaterem jest irlandzki hero, którego Angole wywożą do Australii. Bryll stwierdził, że w Polsce raz dwa znaleźliby się tacy, którzy by powiedzieli, że to wstrętna pieśń, którą śpiewają nacjonaliści, a może nawet ci oburzeni pobiegliby przepraszać Anglików.

Oto jest tekst pieśni The Fields of Athenry:

By the lonely prison wall I heard a young girl calling,
Michael, they are taking you away,
For you stole Trevelyn's corn,
So the young might see the morn,
Now a prison ship lies waiting in the bay.
CHORUS:
Low, lie the fields of Athenry,
Where once we watched the small free birds fly
Our love was on the wing,
We had dreams and songs to sing
It's so lonely round the fields of Athenry.
By a lonely prison wall I heard a young man calling,
Nothing matters Mary when you're free,
Against the Famine and the Crown,
I rebelled they ran me down,
Now you must raise our child with
dignity.
REPEAT CHORUS
By a lonely harbour wall She watched the last star falling
And that prison ship sailed out against the sky
Sure she'll wait and hope and pray
For her love in Botany Bay,
It's so lonely round the fields of Athenry.
REPEAT CHORUS


A co mówił Bryll to posłuchajcie sobie TUTAJ, a teraz The Fields of Athenry w wykonaniu The Dubliners i publiczności:


Dobra, Irlandczycy, jak zawsze, dali kapitalny popis, a jak jest z naszymi kibicami na meczach Polski? No jest, jak jest - jedna wielka lipa. Dlaczego jest lipa, skoro nawet fani Manchesteru City zachwycają się kibicami poznańskiego Lecha, a takich opraw jak na meczach Legii, Lecha, Wisły, Śląska i jeszcze paru drużyn, na Wyspach nie uświadczysz i żeby zobaczyć coś podobnego musisz jechać na mecz Crvenej Zvezdy, Panathinaikosu czy Marsylii? Otóż lipa jest dlatego, że na meczach reprezentacji Polski podczas Euro 2102 nie ma kibiców, tylko trochę polityków, leśnych dziadków z PZPN-u i wybranych biznesmenów oraz kilkadzisiąt tysięcy januszów. To jest właśnie publiczność na meczach reprezentacji Polski - janusze.

Nie mówię teraz, że to dobrze, że reżim Tuska, mówiąc najogólniej, okazał się skuteczny w pacyfikowaniu kibiców, ani nie mówię, że to źle; mówię tylko, że na meczach reprezentacji Polski są janusze, które drą ryja śpiewając hymn z błędami (chodzi o tekst), które mają założone na łby januszowe kapelusze i inne cuda, i z których cały patriotyzm uleci w momencie, kiedy sędzia zagwiżdże koniec tego meczu, po którym Polska odpadnie z zawodów. Mecze Polski oglądają janusze, które nie mają pojęcia o kibicowaniu.

Posłuchajcie i popatrzcie, co zrobili Irlandczycy, kiedy ich zespół przegrywał 4:0:



Na koniec coś dla fanów Liverpoolu. Oto jak kibice The Reds śpiewają pieśń na melodię The Fields of Athenry - oczywiście tekst jest zmieniony w stosunku do oryginału; ta pieśń ze zmienionym tekstem to The Fields of Anfield Road :-))





środa, 13 czerwca 2012

Prorokowanie

Od paru lat jest taka moda, że zwierzęta prorokują wyniki meczów. Polega to na tym, że daje się zwierzakowi dwa albo trzy owoce czy coś tam innego do żarcia, na przykład słonicy w ZOO się daje, jak widziałem przedwczoraj w telewizorze, no i zwierzak zawsze wybierze któryś owoc czy co tam innego dostał. A przy każdym owocu jest napis, że - dajmy na to - albo wygra Polska, albo tamci, albo będzie remis. Oto jest najlepszy przykład tego, jak takie prorokowanie można ustawiać - niestety, nie umiem dać linki do tej fotki, po prostu dostałem ją w prezencie; jak się ktoś zasadnie zbulwersuje, że fotkę nielegalnie wieszam, to niech napisze, a raz dwa fotkę usunę albo podam stosowną linkę.

Dodam, że to jest wpis bardzo polityczny, czego ciotki Matyldy nie zrozumieją, ale to żaden problem.



wtorek, 12 czerwca 2012

Słowa Ewangelii i słowa cadyka

Wysłuchałem sobie tego, co w reżimowej telewizji powiedział Paweł Artymowicz. Artymowicza słuchałem w kontekście tego, co wcześniej powiedział Wiesław Binienda. No i co Artymowicz w telewizji powiedział? Wysłuchajcie sobie sami, ale Wam powiem, co moim zdaniem powiedział Artymowicz i co powiedział Binienda.

Otóż Binienda, w związku z cudem w Kanie Galilejskiej, gdzie Pan Jezus wodę w wino zamienił, powiedział coś takiego, że nie badał kwestii tego, czy Jezus jest Bogiem i czy Jezus w ogóle istniał i czy w Kanie Galilejskiej był na jakimś weselu i czy Ewangelie podają prawdę. Binienda powiada, że on tylko policzył, czy jakimkolwiek sposobem da się wodę w wino zamienić no i wyszło mu, że się nie da.

A co powiedział Artymowicz? Otóż Artymowicz powiedział, że z jego obliczeń wynika, a dane do tych obliczeń wziął z Ewangelii, że Jezus istniał, że jest Bogiem, że był na weselu w Kanie Galilejskiej i tam, na tym weselu, zamienił wodę w wino.

Artymowicz mówi nam coś takiego, że zna takiego cadyka, co to mówi, że przepłynął jezioro na chusteczce do nosa, a jak się Artymowiczowi powie, że niemożliwe, żeby cadyk na chusteczce do nosa przepłynął jezioro i że ten cadyk chyba kłamie, to Artymowicz odpowiada, że niemożliwe to jest to, aby kłamcą był taki wielki człowiek, który jezioro przepłynął na chusteczce do nosa.

niedziela, 10 czerwca 2012

Odwaga


Biedni ci ludzie, którzy budowali stadion w Warszawie i autostrady i którym za robotę nie zapłacono. Ci od stadionu mieli taki pomysł, że w czasie Euro 2012 będą protestować przed Narodowym, ale wygląda na to, że się z tego protestu wycofali. No bo im rząd obiecuje, że zapłaci, tyle, że po mistrzostwach Europy w nogę. Oczywiście po mistrzostwach Europy w nogę rząd nikomu za nic nie zapłaci i o tym wiedzą wszyscy przytomni ludzie, natomiast bardzo możliwe, że tego, iż rząd nikomu za nic nie zapłaci, nie chcą przyjąć do wiadomości ci, którzy rządowi zaufali. Trudno się dziwić tym ludziom - mogą albo zaklinać rzeczywistość i wierzyć, że im rząd zapłaci, albo mogą dymić pod tym stadionem licząc na to, że to dymienie przyniesie pozytywny efekt - no bo się rząd ugnie, nie chcąc aby ta zadyma została rozwleczona przez media po całym świecie czy coś takiego.

Jakie szanse mieliby ci biedni ludzie, gdyby jednak zadymili? Moim zdaniem nie mieliby prawie żadnych szans. A jakie mają szanse, kiedy nie będą dymić? Moim zdaniem - żadnych szans. Powtarzam jednak - perspektywa, z jakiej patrzą na problem ci, którzy wykonali robotę i nie dostali pieniędzy, jest zupełnie inna od perspektywy, z jakiej patrzę na problem ja.

Teraz mógłbym napisać ze dwie strony na temat tego, co kto mógłby zrobić w tej trudnej sytuacji; jakbym się spiął to nabredziłbym coś tam o teorii gier itd. Ale nie będę bredził; dam tylko cytat z dobrej książki, mianowicie z książki Harper Lee zatytułowanej Zabić drozda:

Chciałem, żebyś zobaczył, czym jest prawdziwa odwaga, zamiast wyobrażać sobie, że odwaga to człowiek z bronią w ręce. Naprawdę odważnym jest się tylko wtedy, gdy się wie jeszcze przed walką, że się dostanie cięgi, ale mimo to przystępuje się do tej walki tak czy inaczej i doprowadza się ją do końca bez względu na przeszkody. Zwycięża się wtedy rzadko, ale przecież czasami się zwycięża.

sobota, 9 czerwca 2012

Kultura


Wirtualna Polska donosi:

Warszawski ratusz nie ujawnia ani godziny rozpoczęcia zaplanowanego na wtorek marszu rosyjskich kibiców, ani dokładnej jego trasy. Przedstawiciele biura bezpieczeństwa urzędu miasta stołecznego Warszawy spotkali się z przedstawicielami kibiców z Rosji, by dopracować szczegóły ich prośby o pomoc w zorganizowaniu marszu. 

Agnieszka Kłąb z biura prasowego stołecznego ratusza powiedziała, że obie strony umówiły się, że nie będą ujawniać szczegółów przemarszu - konkretnych godzinach czy miejscach. Osoby obecne na spotkaniu mają informować kibiców, gdzie i o której godzinie przemarsz może się rozpocząć. 

- Kibice, którzy brali udział w spotkaniu, sami będą informować pozostałych fanów rosyjskiej drużyny o godzinie i miejscu zbiórki oraz o trasie, którą w zorganizowanej grupie przejdą na Stadion Narodowy - dodała

Jest zatem tak: HGW umówiła się z Ruskimi, ale na co się umówiła, to wiedzą tylko HGW i Ruscy. Reszta Polaków, poza HGW i tymi, których HGW słucha, nie wie.

***

Mirosław Trzeciak nieźle pogrywał sobie w nogę. Nie mówię o takim pajacowaniu, które uskutecznia Tusk, tylko o prawdziwym graniu. Od paru lat Trzeciak komentuje meczyki w telewizji i jest najlepszym polskim komentatorem - pod każdym względem najlepszym; ma erudycję w dziedzinie, elokwencję, dobrą komunikację z widzami.

Podczas ostatniego Mundialu Trzeciak powiedział, że jest czymś przedziwnym, iż nigdy mistrzem świata nie została Holandia, chociaż Holendrzy mają jedną z najwyższych kultur piłkarskich. Trzeciak powiedział to przed finałem, w którym Holendrzy, tradycyjnie, dostali w dupę - tym razem od Hiszpanii. 

***

Wczoraj Polska zremisowała z Grecją, pomimo tego, że grała u siebie i miała wsparcie ze strony sędziego; Hiszpan Carlos Velasco Carballo nie zbłaźnił się aż tak, jak zbłaźniły się te pajace, które podczas Mundialu w roku 2002 sędziowały mecze Korei Płd. przeciwko Italii oraz Hiszpanii, niemniej jednak zbłaźnił się fest.

Dlaczego pomimo wielu sprzyjających okoliczności Polska nie pokonała Grecji (pomijając to, że Smuda swoich graczy zajechał, no ale to jest Smuda i trzeba nie mieć zupełnie oleju w głowie, żeby w tym kontekście, który mamy - Euro u nas itd. - pozwolić Smudzie robić to, co Smudzie się wydaje, że trzeba robić)? Otóż Polska nie pokonała Grecji, bo ustępowała Grekom kulturą piłkarską. Bardzo ustępowała.

***

Teraz będzie maksymalny skrót, bo szkoda czasu na pierdolenie; kto kuma, to kuma, a temu, co nie kuma, nie da się pomóc. Otóż, jakkolwiek jest to przykre, Ruscy ogrywają nas do zero dlatego, że ich kultura polityczna stoi na poziomie o parę klas wyższym, niż kultura polityczna ekipy, która zawiaduje naszą piękną Polską. A kiedy mówię, że Ruscy ogrywają nas do zera, nie mam na myśli meczyku piłki nożnej.

środa, 6 czerwca 2012

Cywilizacyjny skok

Czytajcie TUTAJ.

I popatrzcie:


Jeszcze jedna fotka - stąd. Ten piękny budenek za kiblami to jest wrocławski ratusz.


wtorek, 5 czerwca 2012

Prośba o linki

W Europarlamencie trwa wysłuchanie publiczne w, mówiąc najogólniej, sprawie Telewizji Trwam. Czy TVP INFO robi z tego transmisję? No nie robi. A Polsat News? Też nie robi. A TVN24? Rzecz jasna, nie robi. Transmisję robi Telewizja Trwam, również na swojej stronie.

Dotąd wystąpili Ziobro, Zybertowicz i Wildstein. Ziobro był bardzo dobry, Zybertowicz znakomity, Wildestein świetny. Gadali co trzeba i tak, jak trzeba. Teraz gada Kruk, i to jest wystąpienie najgorsze - Kruk plecie o jakichś technicznych parametrach i takich tam. O, teraz się trochę poprawiła :-)

Zybertowicz i Wildstein wykazali, że w Polsce nie ma mowy o takich wynalazkach, jak pluralizm w mediach czy coś takiego.

Ludki w tej Brukseli siedzą sobie wygodnie, słuchają, a jak ktoś wystąpienie skończy, to klaszczą. Dobra, nasi w tej Brukseli kablują na polski rząd, nie da się temu zaprzeczyć. Czy to dobrze, że kablują? Moim zdaniem dobrze, ale moje zdanie nie jest istotne. W sprawie Telewizji Trwam ludzie złożyli ponad 2 miliony podpisów. Ponad 2 miliony! Nie jest istotne, że pozostałe 36 milionów Polaków podpisów nie złożyło, podobnie jak nie jest istotne, że w największym marszu w obronie Telewizji Trwam wzięło udział jakieś 100 tysięcy ludzi, a prawie 38 milionów ludzi udziału w marszu nie wzięło. Chodzi o to, że w obronie czy w sprawie rządzącej dzisiaj kasty, na ulice nie wyjdzie nawet 10 tysięcy ludzi; nawet 5 tysięcy, nawet 2 tysiące.

OK, ponad 2 miliony podpisów, tysiące ludzi na ulicach. I kablowanie na rząd Tuska. To dzieje się dzisiaj. Teraz mam prośbę - byłbym bardzo wdzięczny, gdyby ktoś podesłał linki do materiałów pokazujących podobną do dzisiejszej debatę, z tym, że chodzi mi o debatę zorganizowaną w czasach, kiedy w Polsce rządził PiS. Byłoby wspaniale, gdyby ktoś podesłał linki do artykułów, filmów itd. pokazujących, w jakiej to sprawie lud polski zebrał ponad dwa miliony podpisów przeciwko rządom PiS-u. No bo chyba wtedy, za rządów PiS-u, sytuacja w dziedzinie pluralizmu medialnego w Polsce, i w ogóle sytuacja w Polsce, była setki raz gorsza od tego, co dzieje się dzisiaj. Czy może nie?









Jakiś Diabeł nie chce mi pozwolić na wklejenie kolejnych filmików, więc dam linki. Oto wypowiedź Jacka Karnowskiego, a tu wystąpienie Ojca Inwestora. Jak na tubie powieszą wystąpienie pani Kochanowicz, to podlinkuję - babka fest dała do pieca.

Dobra, kolejni goście: Jan Pospieszalski i Rafał Ziemkiewicz.

Jest, wreszcie jest! :-)) Lidia Kochanowicz.

poniedziałek, 4 czerwca 2012

O zawiązywaniu pyska wołowi młócącemu

Najpierw fakty:

1. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) jest urzędem administracji rządowej.

2. GDDKiA wynajęła sobie do budowy autostrad taką firmę, która nie zapłaciła podwykonawcom. Kilkadziesiąt firm nie dostało pieniędzy za wykonaną robotę, a mimo to firmy te ścigane są z tego powodu, że nie płacą podatków. W tej sytuacji wiele firm stoi na skraju bankructwa, a tysiące ludzi, tysiące rodzin, znalazły się w dramatycznej sytuacji.

3. Narodowe Centrum Sportu  (NCS) to firma realizująca zadania na podstawie umowy zawartej między NCS i Skarbem Państwa reprezentowanym przez Ministra Sportu i Turystyki.

4. Jak donoszą portale internetowe - tu i tu - NCS nie zapłaciło podwykonawcom niemal 100 mln złotych. Stadion Narodowy może zostać zablokowany przez 6 tysięcy osób.

I dalej:

To nie jedyny problem z płatnościami za budowę obiektów na Euro. Niespłacone długi zostawił po sobie także zbudowany na euro miejski stadion we Wrocławiu.

5. Wszystko to dzieje się w państwie Tuska (termin państwo Tuska jest skrótem myślowym, którego ludziom przytomnym objaśniać nie trzeba, a ciotkom Matyldom objaśniać nie ma sensu).

6. W rozdziale 25, wersecie 4. Księgi Powtórzonego Prawa czytamy:

Nie zawiążesz pyska wołowi młócącemu zboże.

7. Św. Paweł Apostoł w rozdziale 9. wersetach 9-10 Pierwszego Listu do Koryntian pisze:

Otóż w Prawie Mojżesza jest napisane: "Nie zawiążesz pyska młócącemu wołowi". Czy Bóg, który to powiedział, troszczy się o woły? Czy też wypowiedział to ze względu na nas? Przecież nas ma na uwadze [Pismo Święte], kiedy pisze, że z nadzieją zysku ma rolnik orać, a młócący młócić.

To wszystko są fakty. A teraz bajka:


Żeby w kontekście przedstawionych faktów bronić Tuska (przypominam - termin Tusk to skrót myślowy), trzeba by stwierdzić, że owszem, dobrze jest zawiązać pysk wołowi młócącemu; owszem, dobrze jest nie płacić ludziom za pracę, którą wykonali.

Innej obrony Tuska nie ma.

sobota, 2 czerwca 2012

Kociarze, kociarki, stopy, cycki, radiowa Jedynka. Cycki znalazły się w tytule w celu przyciągnięcia czytelników.


Siedzimy sobie w takiej knajpie jednej, w ogródku, bo w środku jarać fajek nie wolno. Jest nas siedmioro, sześć bab i ja. Skąd taki skład? Ano stąd, że jest to spotkanie kociarzy, a właściwie kociarek i mnie. Żadnego parytetu płciowego przy naszym podwójnym stoliku (w knajpach jeszcze wolno przysunąć jeden stolik do drugiego, przynajmniej w niektórych) rzecz jasna nie ma, no ale jakim cudem może być parytet na spotkaniu kociarzy? Jest oczywiste, że chłopy kochają koty bardziej, a baby kochają koty mniej, ale baby w kwestii kotów są aktywniejsze i stąd wrażenie, że to baby są bardziej zakochane w kociołkach.

Dowód na tezę mówiącą o tym, że chłopy bardziej kochają kociołki jest taki, że przeprowadziłem badania na reprezentatywnej grupie dziewięciorga kociarzy, w której to grupie było czterech chłopów i pięć bab, no i wyniki badań są takie, że na pytanie o to, czy za swojego kocika oddałabyś/oddałbyś serce i duszę i czy za swoim kocikiem skakałabyś/skakałbyś do pożaru, czterech chłopów odpowiedziało, że za swojego kotka oddaliby serce i duszę i skakaliby za nim do pożaru (ja byłem w tej czwórce, bo siebie też zbadałem), natomiast tylko jedna baba zadeklarowała, że za swoim kociołkiem skakałaby do pożaru i oddałaby za niego serce i duszę (ta baba ma takie cycki, że, jak to mówią, Dżizas Krajst!), trzy baby powiedziały, że za swojego kociołka oddałyby serce i duszę, ale nie skakałyby za nim do pożaru, a jedna baba powiedziała, że za swojego kotka nie skakałaby do pożaru, natomiast oddałaby za niego serce, ale duszy już nie, bo nie wierzy w istnienie takiego x, że x jest duszą (ta baba, co nie wierzy w istnienie takiego x, że x jest duszą, też ma fest cycki, ale nie takie fest jak ta, co zadeklarowała, że za swoim kociołkiem skakałaby do pożaru i oddałaby za niego serce i duszę).

Dobra, parytetu przy naszym podwojonym stoliku nie było, ale gadaliśmy sobie miło, a ja szlugi jarałem, co było mi miłe, aczkolwiek wolę jarać szlugi w pomieszczeniu, kiedy mogę się w dymie wędzić, niż na zwenątrz, kiedy mi dym wiatr rozwiewa, wiatr, co to dmie kędy chce albo jakoś tak.

Siedzimy sobie zatem w tej knajpie, siedzimy, gadamy najpierw o kotkach a później coraz bardziej nie o kotkach, tylko o innych tematach (zawsze tak jest na spotkaniach kociarzy, czy - mówiąc precyzyjniej - na spotkaniach kociarek i mnie, wyrusa), ja babom się przypatruję, to podziwiam co jakaś powie, ale jeszcze bardziej podziwiam jak jakaś nogę fikuśnie na drugą nogę założy, a znowu inna w sandałach jest i stopy ma takie, że nie trzeba szukać śliczniejszych (czy jak ktoś lubi stopy, to jest fetyszystą, a jak lubi cycki, to nie jest fetyszystą, czy może jest tak, że jak ktoś lubi cokolwiek to jest fetyszystą?), a jeszcze inna ma głos taki, że lepszy od głosu Anny Romantowskiej i, czemu trudno dać wiarę, wcale nie gorszy od głosu Małgorzaty Pęcińskiej. Tak czy siak mam co robić w tej knajpie, a tu na dodatek knajpa przez głośniki radiową Jedynkę puszcza; nie didżejów radiowych, nie jakieś pierdoły, tylko Jedynkę, co to jest takim programem, w którym jeszcze od czasu do czasu gadają; mądrzej lub głupiej, niemniej jednak gadają, a przecież - i to jest moja mocna teza - radio jest od tego, żeby gadać.

Gadali w tej Jedynce o tym, czy rasizm jest w Polsce i czy to dobrze, czy źle, że jak Polacy zobaczą czarnoskóre dzieci, to mówią, że te dzieci śliczne. Wydawałoby się, że to dobrze, ale przecież i takie jest podejrzenie, że Polacy kiedy mówią, że czarnoskóre dzieci są śliczne, to jednak impilicite mówią, że to dzieci czarnoskóre. My, sześć kociarek i ja, jednym uchem słuchamy sobie tej audycji, a drugim uchem słuchamy, co tam kto o kotach i nie o kotach gada, a ja oczami, które nie są zaangażowane w słuchanie programu radiowego, kociarki podziwiam, bo przecie jedna ma takie cycki, że jak to mówią, Dżizas Krajst, a znowu druga, co w sandałach przyszła, prezentuje stopy takie, że nie trzeba szukać śliczniejszych, z kolei jeszcze inna nogę na nogę w taki fikuśny sposób zakłada, że...

OK. Jest , jak jest, a tu nagle w Jedynce jakiś gościu tak gada, że "widziałam", "chciałam" itd. Zupełnie tak gada, jakby babą był, ale nie, że z głosu to wynika, tylko z tego językowego czegoś, na czym profesor Bralczyk się zna i profesor Miodek też. Jak jedna z kociarek usłyszała (ta w sandałach, z tymi stopami w sandałach - no mówię Wam: Dżizas Krajst!), że ten gościu z radia mówi, że "chciałam" i "myślałam", to powiedziała tak: - A ten facet, co? Zwariował?

Jak ta z tymi stopami, że nie trzeba szukać śliczniejszych powiedziała: - A ten facet, co? Zwariował? - to inna, co to fikuśnie nogę na nogę zakładała (a w dżinsach była, w takich wąskich i jakby gumowych, czy co), w ten sposób, że chłop to by chyba musiał wypić z osiem piw i w ogóle nie iść do toalety, żeby dać radę tak nogę na nogę założyć, powiedziała tak: - To chyba ta Grodzka jest, co nie?

Jak ta w dżinsach wąskich i jakby takich gumowych, co fikuśnie nogę na nogę zakładała, powiedziała, że to chyba ta Grodzka jest, tośmy na chwilę wszyscy umilkli i każdy zaczął kalkulować, czy to poprawnie politycznie jest powiedzieć o Grodzkiej, że to facet, nawet jeśli się nie wie, że to Grodzka w radiu przemawia.

Milczeliśmy długo. Ja milczenie przerwałem zamawiając kolejne piwo ale to było takie, że tak powiem, przerwanie milczenia na zewnątrz, bo wewnątrz, czyli przy naszym podwojonym stoliku, milczenie wciąż trwało i było coraz bardziej milczące, coraz bardziej przygniatające, coraz bardziej niezręczne.

W tej przykrej sytuacji ja, jak to ja, wyrwałem się jak Filip z konopii i powiedziałem: - To jest bardzo ciekawy problem filozoficzny, dotyczący języka, ale też...

A wtedy ta baba, co to w sandałach była i miała stopy takie, że nie nie trzeba szukać śliczniejszych, powiedziała: - wyrus, daj spokój.

Po czym ściągnęła sandały.

***
Kiedy wróciłem do chałupy, to znalazłem tę oto notkę Pelikana, i tam, w swojej notce Pelikan pisze, że rzeczywiście jednym z gości zaproszonych do audycji jest Pan Poseł Anna Grodzka.

Super, ale co ja chcę powiedzieć? Otóż nie powiem, co chcę powiedzieć, tyle tylko podpowiem, że to nie jest tekst o pośle Annie Grodzkiej.