statsy

poniedziałek, 27 lutego 2012

Gdyby nie było państwa

Gdyby nie było państwa, to nikt nie budowałby dróg, albo by budował, ale nie umiał lub nie chciał porządnie zbudować. Gdyby nie było państwa, to właściciele dróg oddawaliby do ruchu jakieś gówniane twory drogopodobne i kazali ludziom po tym jeździć, mówiąc, że przecież te drogopodobne twory są przejezdne.

Gdyby nie było państwa, czyli instytucji, która dba o społeczeństwo, w tym o zdrowie społeczeństwa, to różne cwaniaki trułyby niczego nieświadomych ludzi, na przykład używając do produkcji żywności soli przemysłowej zamiast spożywczej.

Wiele różnych złych rzeczy działoby się, gdyby nie było państwa :-))

Wybrane zagadnienia z historii filozofii

W długiej historii filozofii wielu było oryginalnych myślicieli, a często zdarzało się tak, że jak jakiś oryginał swoje teorie upublicznił, to te teorie na tyle spodobały się innym, że ci inni za swoim mistrzem szli jak w dym i tworzyli mniej lub bardziej formalne szkoły. Dzisiaj powiem Wam o trzech takich szkołach.

1. Czynnicy.

Ojcem-założycielem tej szkoły był Antistenes z Aten, a wielkie zasługi dla rozwoju szkoły czynnickiej położył uczeń Antistenesa, Diogenes z Synopy. Czynnicy uznawali, że filozofia jest ważna w tym sensie, że nie ma opisywać rzeczywistości, tylko ją tworzyć. Wybitnym czynnikiem nowożytnym był Karol Marks, który stwierdził, że filozofia nie ma świata interpretować, tylko go zmieniać.

2. Słoicy.

Słoicy to byli najbardziej zakręceni filozofowie w dziejach ludzkości. Pierwszym przedstawicielem słoicyzmu był Zenon z Kition, a jednym z ostatnich filozof rzymski, Lucius Annaeus Seneca (Seneka). Seneka ma w swoim dorobku pisarskim fragment, który zupełnie nie przystoi słoikom; fragment, który świadczy o tym, że filozof w pewnym momencie bardzo daleko odszedł od zupełnie zakręconej myśli słoików:

O dziecinne błazeństwa! Po toż z powagą ściągamy brwi? Po toż zapuszczamy brody? Czy to jest to, czego surowi i bladzi uczymy drugich? A chcesz wiedzieć, co rodzajowi ludzkiemu obiecuje filozofia? Dobrą radę. Oto jednego wzywa już śmierć. Drugiego zadręcza nędza. Trzeciemu nie daje spokoju własne albo cudze bogactwo. Tamten boi się złego losu, ten pragnie potajemnie porzucić swą pomyślność. Z tym ludzie źle się obchodzą, z tamtym bogowie. (...) Do nieszczęśliwych ludzi cię wezwano. (...) Pospiesz z pomocą... rozrywając wszelką zaciśniętą pętlę.

(Listy moralne do Lucyliusza V,48,7-8)

Wybitnym współczesnym przedstawicielem słoików jest profesor Jan Hartman, który, wbrew wątpliwościom Seneki, nosi stosowną brodę, ściąga brwi (głównie w programach Jana Pospieszalskiego emitowanych w telewizji reżimowej) oraz - surowy i blady - uczy drugich.

3. Parytotetycy.

Parytotetycy to, mówiąc najogólniej, zwolennicy Arystotelesa. Głównym postulatem uczniów Stagiryty było wprowadzanie parytetów płciowych w każdej dziedzinie życia. Parytotetykom chodzi między innymi o to, żeby Agnieszka Radwańska za wygranie Wimbledonu zarabiała tyle samo kasy, ile za wygranie Wimbledonu zarabia Roger Federer. Parytotetycy ignorują tę okoliczność, że Federer, aby wygrać turniej wielkoszlemowy, musi w pokonanym polu zostawić Nadala, Djokovica i innych mistrzów tenisa, podczas gdy Radwańska dostałaby baty z tenisistą zajmującym w światowym rankingu pozycję numer 4.865. Wybitnymi współczesnymi przedstawicielkami parytotetyzmu są Magdalena Środa, Kazimiera Szczuka i cała ta zabawna Partia Kobiet. Niektórzy podejrzewają, że ukrytym zwolennikiem parytotetyzmu jest redaktor Jacek Żakowski.

niedziela, 26 lutego 2012

Puchar dla Poolu

Liverpool wziął Puchar Ligi po zwycięstwie w finale nad Cardiff City po karniakach. Świętujemy :-)))

sobota, 25 lutego 2012

ἀρετή

W XXV Tece PRESSJI Wojciech Czabanowski i Błażej Skrzypulec zamieścili tekst pod tytułem Polityka epistemiczna, w którym proponują odrzucenie tradycyjnych kryteriów, wedle których określamy kto jest lewak, a kto prawak; np. proponują odrzucenie mapy Nolana. Mówiąc najogólniej: Autorzy utrzymują, że tradycyjne kryteria, a zatem kryteria opisujące poglądy ludzi na rzeczywistość społeczną i polityczną są już mało przydatne. OK, ale co w zamian? Otóż Czabanowski i Skrzypulec charakteryzują sposób, w jaki ludzie poznają rzeczywistość, który to sposób istotnie wpływa na to, jak ludzie określają swoją sytuację.

Autorzy tekstu wyróżniają pięć istotnych pytań, na które odpowiedzi charakteryzują sposób poznawania rzeczywistości:

1. W jakiej formie dostarczana jest rzetelna wiedza o rzeczywistości?
2. Czy rzeczywistość da się poznawać bezpośrednio, czy też dostęp do rzeczywistości jest zapośredniczony?
3. Jaki jest właściwy sposób uzasadniania prawdziwości żywionych przekonań?
4. W jaki sposób zorganizowane są przekonania?
5. Jaki jest zakres stosowalności posiadanej wiedzy?

Na każde z tych pytań można udzielić dwóch przeciwstawnych odpowiedzi i właśnie te odpowiedzi są dla Czabanowskiego i Skrzypulca nowymi kryteriami, wedle których da się określić światopogląd poszczególnych ludzi czy środowisk. Oto, jakiego podziału dokonali Autorzy tekstu:

1. Forma informacji – tu kryterium stanowi para ilość/jakość.
2. Dostęp do rzeczywistości – kryterium jest para materializm/formalizm.
3.Uzasadnianie przekonań – w tym przypadku  kryterium stanowi para eksternalizm/internalizm.
4. Organizacja przekonań – tu mamy do czynienia z parą ideologia/sposób na życie.
5. Zakres wiedzy – tutaj mamy parę uniwersalizm/partykularyzm.

Omawiany tekst liczy sobie 10 stron w druku, więc nie dam rady zreferować go w swojej notce na tyle, żeby Czytelnik wiedział wszystko to, co Czabanowski i Skrzypulec napisali (nie ma tego tekstu na stronie pisma, więc albo trzeba PRESSJE kupić, albo do czytelni pójść, albo do mnie napisać, to... zreferuję dokładniej :-), natomiast coś tam zreferować mogę. Weźmy punkt drugi, czyli pytanie o to, czy  rzeczywistość da się poznawać bezpośrednio, czy też dostęp do rzeczywistości jest zapośredniczony. Autorzy od razu zaznaczają, że materializm kojarzą nie tyle z materią, ile z treścią i wyprowadzają taką oto tezę, że materialista jest zdania, iż w poznawaniu da się dotrzeć do jakiejś treści obiektywnej, natomiast formalista utrzymuje, że to, co człowiek poznaje, jest przede wszystkim konstrukcją będącą pochodną właściwych nam form poznawczych.  Mówiąc po ludzku: materialista powie, że, dajmy na to, sprawiedliwy ustrój to ustrój taki a taki, natomiast formalista, jak piszą Czabanowski i Skrzypulec (jak mi się nie chce referować to daję cytaty – też tak robicie?; przy okazji – jak się daje cytaty to w jakiś tam sposób daje się dowód na to, że się tekst widziało, a mam setki przykładów na to, jak to nawet wielkie  profesory, nie mówiąc o żywiołkach pomniejszego płazu, pisały bzdury na temat tekstów, których profesory i żywiołki pomniejszego płazu, nie widziały na oczy:-), będzie raczej utrzymywał, że wszystko, co możemy zrobić, to postępować wedle pewnych właściwych procedur, których przestrzeganie powinno doprowadzić do najlepszego efektu – podobnie jak uczynienie zadość formom poznawczym umysłu najpewniej zbliży nas do wiedzy – nie da się jednak z góry ustalić, jaki ten efekt będzie.

Plusem tekstu jest to, że Czabanowski i Skrzypulec nie tylko przedstawiają swoją teorię, ale trochę szarżują i stosując swoje nowe kryteria mówią, kto jest kim w naszej polityce; charakteryzują różne środowiska – PiS, PO, Wyborczą, pisma prawicowe, takie jak Arcana, Fronda czy Christianitas, a także Krytykę Polityczną, establishment liberalny itd. Według Autorów PiS to formacja materialistyczna, podobnie zresztą jak np. środowisko Krytyki Politycznej, a znowu PO to ekipa formalistów. Jakby tak, opierając się na tradycyjnych kryteriach, powiedzieć, że i PiS i Krytyka Polityczna to materialiści, to brzmiałoby to śmiesznie, ale jak się to powie opierając się na kryteriach zaproponowanych przez Autorów tekstu, to ma to sens. Z Czabanowskim i Skrzypulcem można się zgadzać albo nie, ale ćwiczenie zaproponowane przez Autorów jest ciekawe.

I teraz robię odbicie – oto JarKacz w wywiadzie dla Super Expressu powiada, że rząd Tuska daje dupy na każdym kroku i wymienia dwie główne przyczyny takiego stanu rzeczy. JarKacz mówi:

Mamy do czynienia ze spektakularnym kryzysem sposobu uprawiania polityki. Polityki, która właściwie całkowicie odrzuca jej warstwę merytoryczną, która przecież powinna być w samym centrum wszelkiego rodzaju przedsięwzięć publicznych. (…)

Po drugie, ta grupa, która jest przy władzy, nie ma kulturowego przygotowania. Żeby skutecznie sprawować władzę, trzeba być głęboko osadzonym w pewnym typie kultury. Kultury odpowiedzialności, działania dla dobra publicznego. Taka kultura sprawia, że rządzący są gotowi rezygnować ze swoich partykularnych interesów. Tylko tacy ludzie nadają się, żeby rządzić dobrze. Gołym okiem widać, że większości członków Platformy Obywatelskiej takie myślenie nie jest bliskie.

Na to Autorzy wywiadu, Grzegorz Zasępa i Sławomir Jastrzębowski:

- To do jakiej kultury należy Donald Tusk?

Na co JarKacz:

- On i jego ekipa należą do kultury cygara, dobrego wina, rozgrywek personalnych i PR-u. To z całą pewnością nie są ludzie, którzy powinni sprawować władzę. Dzisiejsza ekipa rządząca to tacy "królowie życia" na koszt podatnika. Zamknięci w rządowych przestronnych pomieszczeniach, limuzynach, odpłynęli zupełnie od problemów Polaków.

Moim zdaniem JarKacz ma rację, aczkolwiek mógł to powiedzieć precyzyjniej, bo nie ma niczego złego w tym, że ktoś należy do kultury cygara i dobrego wina, natomiast jest źle, bardzo źle, kiedy ktoś należy TYLKO do  kultury cygara i dobrego wina. W kontekście tego, o czym mówi JarKacz, najbardziej podoba mi się opis autorstwa Lecha Kaczyńskiego (Łukasz Warzecha. Lech Kaczyński. Ostatni wywiad. Prószyński i S-ka. Warszawa 2010); ś.p. prezydent mówił mianowicie o ludziach kulturowo bardzo świeżych.

Koniec referowania tego, co inni napisali lub powiedzieli. Mój wniosek jest taki, że jak nie pogonimy tych wszystkich postmodernych pajaców, jak nie wrócimy do, tak to ujmę skrótowo, kultury cnoty (gr. ἀρετή - cnota), to będziemy w coraz głębszej dupie. Wielu ludzi już tęskni do kultury cnoty, wręcz wyje za kulturą cnoty, tylko wielu z nich jeszcze o tym nie wie. Ale to już temat na osobny, duży tekst.

środa, 22 lutego 2012

Neverkusen?

W poprzedniej notce napisałem, że jak nie wyjaśnimy sprawy Smoleńska to nie pójdziemy do przodu, bo to, co się stało w Smoleńsku, z czegoś się wzięło, a to, z czego wziął się Smoleńsk, pochodzi od ludzi. Tak napisałem i trzymam się tego, co napisałem.

***

Mamy taki system, że jakby się tak ludzie uparli i poszli na wybory i wrzucili te, a nie inne kartki, to dzisiaj rządzącą ekipę cyrku w budowie wyjebaliby w kosmos. Ludzie jednak w większości wrzucili kartki takie, które dają ekipie cyrku w budowie mandat na rządzenie na kolejne lata. Jak to się dzieje? Czy ludzie chcą ekipy, która nie dba o interesy Polski, która nie umie wybudować dróg, która zadłuża obywateli na potęgę, która robi syf w każdej dziedzinie, której się tknie? Otóż nie chcą. OK, ale skoro nie chcą, to po chuj (to po chuj możecie sobie zamienić na dlaczego albo na po co) na tę ekipę głosują? Odpowiedź na to pytanie jest prosta, ale jednocześnie jest bardzo długa, więc jej teraz nie udzielę :-)

***

Bayer Leverkusen to taki piłkarski klub w Niemczech. Pod koniec dwudziestego wieku zespół dwa razy miał szansę na zdobycie pierwszego w swojej historii mistrzostwa Niemiec, ale zawsze wyprzedził ich Bayern Monachium i zawsze w ostatniej kolejce. Leverkusen przegrywali w tych ostatnich kolejkach z jakimiś łosiami, z kolei Bayern strzelał decydujące gole w czasie doliczonym, no cuda na kiju, dość, że Leverkusen mistrzostwa nie zdobyli, natomiast od tamtej pory mówi się na nich Bayer Neverkusen, że niby nigdy już tego majstra nie ustrzelą.

Po tym, jak Bayer drugi raz dał dupy w ostatniej kolejce pozwalając na zdobycie mistrzostwa Bayernowi, do telewizji zaprosili gracza monachijskiej drużyny, Stefana Effenberga. No i te redaktory gadają sobie z Effenbergiem, gadają, o tym i owym gadają i w końcu pytają, z jakiego to powodu, zdaniem Effenberga, Leverkusen nawet w tak sprzyjających okolicznościach nie potrafi ustrzelić tytułu mistrza Niemiec. Na co Effenberg udzielił odpowiedzi, którą, co oczywiste w dobie poprawności politycznej, wywołał ogólnonarodowy skandal, ale mniejsza teraz o skandal, istotne jest tylko to, co powiedział, a powiedział to: - Bo oni są za głupi.

wtorek, 21 lutego 2012

Pękło

Owszem, te wszystkie rzeczy są ważne: rozwój gospodarki, innowacyjność, nowe technologie, infrastruktura, budżet itd. Ale trzeba zrozumieć, że nie da się pójść dalej, jeżeli nie wyjaśni się jedna sprawa, mianowicie Smoleńsk. Bo Smoleńsk z czegoś się wziął, a to coś, z czego wziął się Smoleńsk, pochodzi od ludzi. W swojej książce Czerwona strona Księżyca FYM napisał tak:

Jednego pytania sobie do tej pory sobie nie zadaliśmy – nie tylko w trakcie rozważań w Czerwonej stronie Księżyca, ale w ogóle, jako Polacy. Jak to możliwe, że do tego wszystkiego doszło, tj. do największej powojennej tragedii w historii naszego kraju, a następnie do takich a nie innych jej następstw (które starałem się w poszczególnych rozdziałach zebrać w pewną całość). Odpowiedź na to pytanie nie jest skomplikowana, choć nie jest też krzepiąca: bo to taka jest współczesna Polska. Bo tacy a nie inni ludzie zasiadają w tych wszystkich instytucjach – czy to państwowych (cywilnych i wojskowych), czy to medialnych, czy to śledczych, czy to badawczych. Tak to dokładnie jest.

Rzygać mi się chce, jak słyszę mędrków, którzy mówią, że premier Tusk taki, a znowu jakiś wicepremier owaki, a prezydent jeszcze inny, że im wszystkim chodzi o to, czy o tamto, że ten ma pomysł taki, a tamten sraki, że ta ekipa coś tam myśli w sprawie emerytur, że ma jakieś pomysły na cokolwiek. Rzygać mi się chce, bo - powtarzam - nie pójdziemy do przodu, jeśli nie wyjaśnimy Smoleńska.

Wkleję teraz kawałek swojego starego tekstu, napisanego parę lat przed Smoleńskiem. Jest to taki kawałek, który idealnie pokazuje, o co mi chodzi:

Mam taką skazę, że jak wiem, że coś pękło, to nawet jak później zostało sklejone, to i tak ma to dla mnie mniejszą wartość niż przedtem, chociaż teraz są takie kleje, które powodują, że rzecz sklejona jest w miejscu sklejenia mocniejsza, niż w innych miejscach. To mnie jednak nie pociesza. Chociaż zastanawiam się nad tym, czy rzecz, która pękła i została sklejona nie jest jednak więcej warta, bo przecież ta rzecz w końcu wiele przeszła i jeżeli dalej funkcjonuje i skoro w miejscu sklejenia jest mocniejsza, niż w innych miejscach, to może jednak ta rzecz jest mocniejsza w ogóle? Może tak właśnie jest. Chociaż z drugiej strony, skoro rzecz kiedyś pękła w jednym miejscu, to nigdy nie będę miał pewności, czy nie pęknie w innym miejscu. A co z rzeczą, która nigdy nie pękła? Może nie pękła dlatego, że jest na tyle mocna, że nie pęknie nigdy, a może nie pękła tylko dlatego, że okoliczności były sprzyjające i kiedy sprawy ułożyłyby się dla rzeczy gorzej, to pękłaby?

Smoleńsk udowodnił, że coś pękło. Oczywiście pękło przed Smoleńskiem, a Smoleńsk tylko to pęknięcie pokazał. Po Smoleńsku to, co pękło, nie było i do dzisiaj nie jest naprawiane; przeciwnie - to jest psute. Moim zdaniem z tego, co pękło, nic dobrego już nie będzie. Nie może być. Po prostu - nie może być.

poniedziałek, 20 lutego 2012

Tylko to, co trzeba



W piosenkach Cohena jest to, co trzeba. Nie, że jest w nich wszystko, bo jest tylko to, co trzeba.

Niektórzy piszą takie teksty, w których jest tylko to, co trzeba. A niektórzy nie piszą takich tekstów. Weźmy Bruno Schulza. Ja jego książek czytać nie mogę. Listy mogę, ale książek nie mogę. Otwieram książkę Schulza, zaczynam czytać i płakać mi się chce z tego, jak Schulz pięknie pisze, jak nikt inny na świecie pisze. Ale dalej już czytać nie mogę; w książkach Schulza jest czegoś za dużo, może piękna za dużo...

A w piosenkach Cohena jest to, co trzeba i tylko to, co trzeba.

sobota, 18 lutego 2012

Walczaki

Prezentuję wypowiedź kolejnego jajcarza z ekipy cyrku w budowie. Oto Sławomir Nowak powiada:

Na A2 sytuacja jest trudna, ale dzień po dniu i godzina po godzinie konsekwentnie będziemy walczyli o tę przejezdność do Euro.

Ci komuniści, w tym neokomuniści, zamiast normalnie robić co trzeba, ciągle walczą. Po chuj walczyć? To nie lepiej najzwyczajniej w świecie wybudować drogę, po której mogą jeździć auta?  I jeszcze jedno pytanie: a ten Nowak w sprawie A2 to z kim będzie walczyć?

piątek, 17 lutego 2012

TACY

Posłuchajcie tego wywiadu. Nie wiem, czy to była gaduła na żywo na antenie, czy może jest to materiał z nagrania, który ktoś do Netu wrzucił. No ale to jest na stronie radia...

Posłuchaliście? OK, ale nawet nie próbujcie mówić, że to się w pale nie mieści, bo to się mieści w pale jak najbardziej. To są właśnie TACY LUDZIE. I nie zmienia tego faktu to, że poza kompletnymi idiotami w ekipie cyrku w budowie są, nieliczni, tacy goście jak Zdrojewski, którzy zawsze coś powiedzą, bo z puszczeniem taśmy ze słowotokiem znakomicie dają sobie radę. Powtarzam - ci ludzie są właśnie TACY.

czwartek, 16 lutego 2012

O wiecznym piórze

W ostatnim numerze Uważam Rze (7/2012) Igor Zalewski napisał o zegarkach i wiecznych piórach. Teza Zalewskiego jest taka, że zegarki i pióra to przedmioty zupełnie niepotrzebne, bo przecież czasomierze są w komputerach, komórkach, empetrójkach, lodówkach itd., a już pióro, to, jak mawiał Pawlak z Samych swoich, zupełny przeżytek. Ja się z Zalewskim zgadzam, no bo weźcie takie wieczne pióro: przecież do tego pióra trzeba lać atrament, a na dodatek nie da się pisać piórem na każdym papierze, bo albo ten papier jakiś taki śliski, że atrament wsiąknąć nie może, albo znowu taki bardziej toaletowy, co to jak się na nim piórem napisze, to tylko kleksy się robią.

Zalewski stwierdził, że wieczne pióra to piszące anachronizmy, ale smakowite. I znowu zgadzam się z Zalewskim – wieczne pióra są smakowite. Ja pisze piórem, bo pióro jest najlepszym narzędziem do pisania. Siedzę sobie przy stole, w chałupie czy w bibliotece, na stole leżą notatnik i książki, no i piszę piórem. Piszę prawą ręką, a ręką lewą książki przytrzymuję, z których coś tam do tekstów biorę. W kwestii książek – są takie, które dobrze się otwierają i są takie, które otwierają się źle. Niektóre książki, jak je otworzyć w obojętnie jakim miejscu, dobrze leżą na stole, a znowu inne zawsze na stole leżą źle; trzeba je rozwierać na siłę, na siłę przytrzymywać, bo jakieś takie za bardzo ściśnięte są i całego tekstu nie widać. Po co wydawać takie za bardzo ściśnięte książki, to nie wiem. Wyobraźcie sobie teraz, że potrzebujecie przy pisaniu wziąć coś z książki za bardzo ściśniętej i piszecie na kompie. Jak tu pisać na klawierce, kiedy książka za bardzo ściśnięta i brakuje Wam ręki, żeby tę książkę przytrzymać?

Ale i inne zalety ma pisanie piórem. Kiedy piszę piórem, to robi mi się taki dobry kanał: od głowy do ręki. Idzie o to, że co tam we łbie się urodzi, to prosto do ręki idzie, a z ręki do stalówki pióra; wszystko idzie w jeden punkt. A jak na klawierce piszę, to nie ma tego jednego punktu; tekst nie wiem, którędy ma iść, do lewej ręki, czy do prawej, a jak już sobie jedną z rąk wybierze, to znowu nie wie, przez który palec przeleźć, bo przecież każdy palec inne klawisze na klawierce nadusza.

Jerzy Pilch dał kiedyś do Polityki cudowny felieton, w którym mówi, że są dobre i złe narzędzia do pisania. Dobre narzędzia to wieczne pióro i komputer, a narzędzie złe to maszyna do pisania. Zgadzam się z Pilchem, przy czym twardo trzymam się tezy, że najlepszym narzędziem do pisania jest pióro.

Ten tekst, rzecz jasna, napisałem piórem. A później przepisałem. OK, zrobię teraz najbardziej osobiste wyznanie ze wszystkich, jakie zrobiłem na blogu: nienawidzę przepisywania na komputerze swoich tekstów. Oczywiście muszę je przepisywać, bo nie ma innego sposobu na to, żeby się na blogu znalazły (i wszędzie tam, gdzie się znajdują). I jeszcze jedno – mógłbym skana zrobić i ten mój manuskrypt Wam zaprezentować, ale zaraz marta.luter przyjdzie albo jeszcze ktoś i napiszą coś takiego, że z mojego charakteru pisma wnoszą, iż mam lat tyle i tyle, wykształcenie takie a takie, lubię taki i taki seks, takie i takie mam kompleksy, że w niewystarczającym stopniu cenię Monikę Olejnik, że lubię potrawy te i te, że w szachach jestem dobry taktycznie, ale mam słabą technikę itd. Właśnie tak mogłoby być. A po co mi to? :-)))

wtorek, 14 lutego 2012

Warszawa

Właśnie oglądam sobie książkę/album Warszawa. Ballada o okaleczonym mieście (Wydawnictwo  Olesiejuk). W tym albumie nie idzie o to, że biedna ta Warszawa pod rządami HGW, bo tu o inne, dawniejsze czasy chodzi. Pełno cudownych zdjęć w tym albumie. Warszawa zniszczona przez Niemców, ludzie odbudowują Warszawę, Warszawa za czasów komuny i to już do końca książki. Wszystkie zdjęcia czarno-białe.

Ja nie jestem warszawiak, Warszawy nie kocham, ale jakieś związki z Warszawą mam, związki głębsze niż np. z Tarnowem czy Lublinem. W Warszawie dużo popracowałem; w BUW-ie i na Koszykowej napisałem tyle tekstów, ile prawie nikt nie napisał w całym swoim życiu. W Warszawie często mieszkałem i nie płaciłem za to mieszkanie; jeszcze mi ludzie jeść dawali i wódkę. W Warszawie mieszka bliskie mi Dziewczynisko, prześliczne, no prześliczne, które oczy ma wielkie/cudne i jeszcze cudne ma... OK, daję sobie na wstrzymanie. Ciągle kłócę się z tym Dziewczyniskiem, na rozmaite tematy się kłócę, ale jakby co, to skoczyłbym za Dziewczyniskiem do pożaru, a to jest poważna deklaracja. I jeszcze taki Gościu w Warszawie mieszka, z którym mam najlepsze gaduły; se Żołądkową Gorzką otwieramy i gadamy. Ćwiczyliśmy różne wynalazki: łiskacze, brandy, burbony itd., ale uznaliśmy, że najlepiej nam się gada przy Żołądkowej Gorzkiej. Z tym gościem, podobnie jak z Nickiem, mam najlepsze gaduły, a to poważna deklaracja.

W tym albumie pokazują jak warszawskie ludki miasto odbudowywały. I pokazują sklepy, w których na półkach mało co jest. I ulice zalane wodą, bo powódź była. I to, jak ludzie w lecie pod mostem na Wiśle koce sobie rozłożyli, kanapki wzięli i leżą na tych kocach, w Wiśle się kąpią i w karty grają. I pokazują pracownię Gracjana Lepianki - jak się komuś jakaś waza potłukła albo cenna figurka porcelanowa, to pan Gracjan raz dwa potrafił to skleić. I knajpy pokazują w tym albumie. Klub Międzynarodowej Prasy i Książki, Hybrydy, inne lokale. Popatrzcie na tę fotkę:



Dobra, bo się rozklejam, a to nie jest dobre dla bloga :-) Na koniec tylko jedno powiem: przypatrzcie się tej fotce; to komuna była głęboka itd., a jednak ludzie normalnie se w knajpie siedzieli i szlugi jarali :-))

Power

acepl ten obrazek wynalazł. Obrazek świetny, więc go wieszam u siebie :-))

fotka stąd

poniedziałek, 13 lutego 2012

Nicek - czy jesteś?

Cytaty z Ludgwiga von Misesa są takie:

Żaden z namiętnych wywodów Marksa, Keynesa i całej gromady mniej znanych autorów nie osłabia słuszności twierdzenia, że istnieje jeden środek na stały wzrost zarobków i dobrobytu tych wszystkich, którzy chcą zarabiać, a mianowicie - przyspieszenie wzrostu kapitału w stosunku do wzrostu ludności. Jeżeli to jest "niesprawiedliwie", to wina leży w naturze rzeczy, a nie w człowieku.

                                                                                ***

Te wszystkie dyskusje - państwo powinno zrobić to czy tamto - w ostatecznym rachunku oznaczają: policja powinna zmusić konsumentów do zachowania innego niż gdyby postępowali spontanicznie. W takich propozycjach jak: podnieśmy ceny towarów rolniczych, podnieśmy stawki płac, obniżmy zyski, zmniejszmy wynagrodzenie kierownicze, słówko "my" oznacza ostatecznie zawsze policję.

                                                                                ***

Najgorszym ze złudzeń są pomysły, że "natura" nadała każdemu człowiekowi pewne prawa.

                                                                                ***

Czy przeczytawszy te teksty jesteś skłonny nie napadać już na Misesa i zadowolić się napadaniem na, jak mówił ojciec Bocheński, żywiołki pomniejszego płazu, powiedzmy - od Miltona Friedmana w dół?

:-))))))))

sobota, 11 lutego 2012

Quis custodiet ipsos custodes?

Tytuł notki jest cytatem z Satyr Decimusa Juniusa Iuvenalisa, a po naszemu to będzie tak: kto nadzorować będzie samych dozorców (kto pilnować będzie samych strażników?)? Na to pytanie jest tylko jedna dobra odpowiedź: nie da się nadzorować każdego (nie da się nadzorować wszystkich).

Ten filmik poniżej jest zapisem wystąpienia Zybertowicza w Ossolineum; świeża rzecz, bo z końca stycznia tego roku.



Od 18 minuty 15 sekundy leci ten kawałek, kiedy Zybertowicz tłumaczy, że przywódca, każdy przywódca, tyran też, straci władzę wtedy, gdy ludzie przestaną z nim współpracować. Bo owszem, przywódca może przemocą panować nad zbiorowością, ale nawet tyran nie jest w stanie panować przemocą nad swoim aparatem przemocy.

Quis custodiet ipsos custodes? Odpowiedź na to pytanie jest nadziejna. Nie ma w tej odpowiedzi żadnej gwarancji, ale nadzieja jest.

czwartek, 9 lutego 2012

Jezus pyta, ja odpowiadam

Po tym, jak ekipa cyrku w budowie zrobiła taki wynalazek, że stwierdzi, iż coś, co nie jest autostradą, zostanie uznane za autostradę, na czas Euro 2012 puści się po tym czymś samochody, a po Euro to coś zamknie się po to, by dokończyć budowę, najnowszy wynalazek polega na tym, że otwiera się stadion piłkarski, na tym stadionie robi się koncert, po czym ogłasza się, że stadion nie spełnia wymogów koniecznych do tego, żeby można było na nim grać w nogę. A ministerska od sportu w oficjalnym komunikacie stwierdza:

Stadion Narodowy na zawsze odmienił wygląd Warszawy. Jest to nowoczesny obiekt, z którego wszyscy jesteśmy dumni.

I dodaje:

Pragnę podziękować Ekstraklasie S.A. za dobrą współpracę przy organizacji meczu. Jestem przekonana, że zgromadzone doświadczenia pozwolą na lepsze przygotowanie podobnych wydarzeń w przyszłości, z korzyścią dla bezpieczeństwa kibiców.

W Łukaszowej Ewangelii Jezus powiada: - Wierny w najmniejszym jest także wierny w weielkim, a nieuczciwy w małym jest także nieuczciwy w wielkim. (16,10)

Wydaje się, że Jezus nie powiedział niczego nowego, bo przecież każdy wie, że jest tak, jak mówił Jezus. A jednak. Każda ze spraw, które przywołam, ma inną skalę, ale wszystkie można umieścić w kontekście słów Jezusa. Chyba da się uznać, że do spraw małych możemy zaliczyć te nieszczęsne stadiony, autostrady, koleje, stocznie, aferę hazardową, zamiecenie pod dywan afery hazardowej, skandal z lekami, skandal z ACTA, inwigilowanie ludzi na bezprecedensową skalę itd. Sprawy wielkie to z pewnością rekordowe zadłużenie państwa i tempo przyrostu tego zadłużenia, godzenie się na drenowanie finansowe państwa przy rozmaitych okazjach, Smoleńsk, śledztwo Smoleńskie. Dobra, Jezus zadaje takie pytanie: - Jeżeli nie byliście wierni w zarządzaniu niegodziwą mamoną, to któż wam powierzy prawdziwe dobro? (16,11)

Wydaje się, że nikt, no bo jak - nie ma ludzi aż tak głupich, żeby przez cztery i pół roku nie umieli dodać dwa do dwóch. A jednak odpowiedź nikt nie jest dobrą odpowiedzią, bo dobra odpowiedź jest taka: wyborcy.

sobota, 4 lutego 2012

Granice

Kapitalnie się zapętliło, ekipa cyrku w budowie na samą siebie ukręciła bat. Oto Nasz Dziennik donosi, że Ruscy wzięli się za przesłuchiwanie ludzi z komisji Millera. Pułkownik Grochowski, zastępca Millera w komisji, już został przesłuchany - w charakterze świadka. Co będzie dalej, zobaczymy. Byłoby najciekawiej, gdyby Ruscy zaczęli słuchać naszych w charakterze podejrzanych, a wygląda na to, że to jest możliwe. Józef Gmera, dyrektor Departamentu Współpracy Międzynarodowej Prokuratury Generalnej, tłumaczy co prawda, że polski prokurator lub polski sąd mogą odrzucić prośbę Ruskich jeżeli wykonanie wniosku mogłoby naruszyć suwerenność, bezpieczeństwo, porządek publiczny lub inne podstawowe interesy państwa, ale na miły Bóg - gdyby Ruscy chcieli np. Grochowskiemu postawić zarzuty, a nawet skazać go i do więzienia wsadzić, to co - nie damy Grochowskiego? No chyba damy, bo przecież nie wypowiemy Ruskim wojny, nieprawdaż? A gdyby Ruscy chcieli do więzienia wsadzić Millera, to co - będziemy Millera bronić i wypowiemy Ruskim wojnę? OK, a co by było, gdyby tak Ruscy do więzienia postanowili wsadzić Tuska? Czy wtedy, w obronie Tuska, wypowiedzielibyśmy Ruskim wojnę?

Gdzie leżą granice? Różne granice, w tym zidiocenia.

piątek, 3 lutego 2012

No i co z tego, że fryzjer z Lublina?

Jeśli chodzi o sport i posłankę Muchę, to największa beka, ta, że tak powiem, beka na najogólniejszym poziomie, jest taka, że posłanka Mucha została ministerką od sportu. Druga beka, świeżutka, jest taka, że ministerka Mucha dała jakąś fest robotę w tym ministerstwie od sportu temu fryzjerowi, co do niego w Lublinie chodziła.

Wielu ludzi oburza się, że jak to tak niby może być, żeby robotę w ministerstwie od sportu dawać swojemu fryzjerowi. Wielu innych ludzi nie oburza się na to, na co oburzają się tamci ludzie. Ludzie, którzy nie oburzają się na to, że ministerka Mucha ważną robotę w ministerstwie od sportu dała fryzjerowi, do którego w Lublinie chodziła, nie oburzają się, tak to ujmę, z rozmaitych pozycji. Jedni nie oburzają się, bo dla nich najważniejsze jest, żeby nie rządził Kaczyński, a jak Kaczyński nie rządzi, to władza może sobie robić co chce. Inni się nie oburzają, bo w ogóle mają w dupie to, co wyprawia rządząca Polską menażeria. Jeszcze inni nie oburzają się, bo są zdania, że to bardzo dobrze, iż grubą rybą w ministerstwie od sportu jest fryzjer z Lublina. Są wreszcie tacy, którzy nie oburzają się, bo dobrze wiedzą, iż nie ma żadnego znaczenia, kto jest szychą w ministerstwie od sportu. Idzie o to, że cały ten system jest popierdolony do imentu, więc nie ma żadnego znaczenia to, kto i za jakie stanowisko bierze kasę.

No bo powiedzcie - a jakby tak Mucha została ministerką od kultury, zamiast Zdrojewskiego, to co by się stało? Kilar przestałby komponować? Bracia Mroczkowie zostaliby aktorami na miarę Alfredo Pacino? A jakby tak ministrem finansów został Niesiołowski, to co - mniej by Niemcy i Francja ruchały nas w dupę, czy jak? A jakby Tusk z Komorowskim pozamieniali się na fuchy, to co - nie zginęłoby 96 Polaków pod Smoleńskiem? Polska przeprowadziłaby w tej sprawie rzetelne śledztwo? Kopacz nie kłamałaby bezczelnie w wystąpieniu sejmowym? Nikt nie fałszowałby stenogramów sejmowych? Uratowano by stocznie? Zbudowano by w terminie autostrady? Oddano by gotowe stadiony? Nie zadłużono by Polski na tyle, na ile zadłużono? Nie kazano by steranym ludziom zapierdalać w robocie dwa lata dłużej? Nie dotowano by Krytyki Politycznej?

System to jedna rzecz, a ludzie, którzy są beneficjentami tego systemu, to druga rzecz. Ale ciągle powtarzam - nie jest istotne, że system taki, a nie inny, nie jest istotne, że Tusk, że Komorowski, że Mucha, że fryzjer z Lublina, że jeden Klich, że drugi Klich, że Niesiołowski, że Palikot, że Janicki, że Grodzki, który upiera się, że on jest Grodzka itd. Istotne jest tylko to, że ludzie, mając możliwości takie, jakie jeszcze ciągle mają, idą i głosują na ten kuriozalny cyrk w budowie. To jest jedyny istotny problem - ludzie.

***

Jak się zbiorę, to napiszę dość długaśny tekst na temat tego, co nas może uratować (bo jestem zdania, że musimy się ratować). Różne są zdania na temat tego, co nas może uratować - konserwatyzm, liberalizm, tradycja, ekonomia, patriotyzm itd. Powiadam - napiszę, jak się zbiorę, ale za Chiny Ludowe nie wiem, kiedy się zbiorę :-))