statsy

czwartek, 8 maja 2008

Filozofowie i babka Bertranda Russella

Bertrand Russell tak oto mówił o Georgu Edwardzie Moore'rze:

Całe jego podejście do filozofii opierało się na niezachwianym przekonaniu, że wszystko, co mu powiedziano, zanim skończył sześć lat, musi być prawdziwe.

Z kolei Moore stwierdził, że jeśli o niego chodzi, to świat nie dostarcza mu żadnych problemów, które skłaniałyby Morre'a do filozofowania, a filozofem został dlatego, że pobudziły go nonsensy opowiadane przez filozofów.

Teraz o tym, jak Gottfried Wilhelm Leibniz w prosty sposób wytłumaczył, czy jest zwierzę i czym jest dusza:

Każda monada wespół z poszczególnym ciałem jest substancją żywą. Tak że życie jest wszędzie, nie tylko tam, gdzie są narządy lub członki, lecz i w nieskończenie zróżnicowanym stopniu nawet w samych monadach, z których jedne mniej lub bardziej panują nad drugimi; atoli gdy monada ma narządy dopasowane do niej tak, że za ich pośrednictwem we wrażeniach, które one odbierają, powstaje wyraziste odbicie, wobec czego w postrzeżeniach, które je przedstawiają (jak na przykład promienie świetlne za pośrednictwem kształtu cieczy ocznej ulegają skupieniu i oddziaływają ze wzmożoną siłą), może to dojść aż do czucia, tzn. aż do postrzeżenia połączonego z pamięcią, mianowicie takiego, po jakim długo jeszcze pozostaje pewne echo, które daje się słyszeć przy każdej sposobności; i wtedy to żyjątko zowie się zwierzęciem, a jego monada - duszą.

I na koniec powiedzonko, którym babka Russella katowała swego wnuka, kiedy ten był mały:

What's the mind?
It doesn't matter.
What's the matter?
Never mind.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Wszystkie rozważania filozoficzne muszą w końcu doprowadzić do pytania, czy świat miał początek. Od odpowiedzi na to pytanie zależy cała nasza filozofia, podobnie jak od tego faktu zależy cała rzeczywistość.
Russel np. twierdzi że świat istnieje zawsze, co wydaje mi się mocno spekulatywnym założeniem. Byłby to wyjątek od materialistycznej reguły, że wszystko ma swoją przyczynę. Można powiedzieć, że Russel wierzy w istnienie czegoś bez przyczyny, czyli wierzy w cud!
Leibniz, w przeciwieństwie do Russella nie był tego pewien i zastanawiał się dlaczego w ogóle istnieje. Dla Russella nie był to problem.
I kto tu myślał płycej?

wyrus pisze...

>kojonkoski

"Wszystkie rozważania filozoficzne muszą w końcu doprowadzić do pytania, czy świat miał początek. Od odpowiedzi na to pytanie zależy cała nasza filozofia, podobnie jak od tego faktu zależy cała rzeczywistość."

No ale patrz - niezależnie od tego, czy świat miał początek czy nie, cała rzeczywistość istnieje :-) Zapewne jakbyśmy wiedzieli, czy świat miał początek i jaki to był początek, to rzeczywistość wyglądałaby inaczej, niż wygląda, ale to zdaje się tylko w kontekście tego co ludzie myślą, jak postępują itd. A to cała rzeczywistość nie jest.

Jeżeli przekonanie o tym, że świat istnieje zawsze, "po prostu istnieje i koniec", a tak Russell twierdził (np. w tej dyskusji z Coplestonem: http://www.geocities.com/humanizm_w_polsce/debata.htm) jest założeniem spekulatywnym, to przekonanie o tym, że świat miał początek jest jakim założeniem?

Patrz, o ile ja dobrze rozumiem, to np. dla św. Tomasza z Akwinu nie było żadnym problemem to, iż świat mógł istnieć wiecznie, co nie znaczy, że świat nie miał przyczyny.

Kto myślał płycej, Russell czy Leibniz, to trudno ustalić, aczkolwiek trudno przypuszczać, że Leibniz mógł myśleć płyciej od jakiegokolwiek człowieka :-) Tatarkiewicz napisał o Leibnizu tak:

"Był umysłem jedynym w swoim rodzaju: filozofia nie zna umysłu bardziej wszechstronnego i oryginalnego."

Jest taka fajna anegdota. Jedna z włoskich bibliotek, ale nie pamiętam która (natomiast wiem, gdzie to znaleźć, w "Książce, której nikt nie przeczytał" Gingericha Owena) miała dwa egzemplarze "Philosophiae Naturalis Principia Mathematica" Newtona i jeden egzemplarz sprzedała za liche pieniądze, bo strasznie był pobazgrany. Po latach okazało się, że te bazgroły robił Leibniz :-)

Wracam do tego początku świata. Fizyka nie rozwałkuje tego problemu, zdaje się, że inna dziedzina też nie, więc nie wiem, co można zrobić w tej kwestii. Ale kombinować trzeba, to pewne.

Pozdro.

Anonimowy pisze...

> wyrus

Trochę niedokładnie się wyraziłem. Tu omawiamy rzeczy, które wymagają dokładniejszych definicji.
Mówiąc o początku miałem na myśli bardziej pierwotną przyczynę niż moment w czasie. Czas też przecież nie musi być absolutny.
Dochodzimy więc do pytania, czy rzeczywistość miała przyczynę czy też istnieje bez przyczyny?

Założenie, że rzeczywistość istnieje bez przyczyny jest dziwnym wyłomem w racjonalizmie Russella. Cały racjonalizm opiera się na założeniu absolutyzmu związku przyczyna-skutek. Racjonaliści nie wierzą, że coś pojawia się z niczego. Okazuje się, że za wyjątkiem rzeczywistości jako całości, która wg nich przyczyny nie potrzebuje. Zatem związek przyczyna-skutek nie może być absolutny. Sprzeczność z założeniem.
Związek przyczyna-skutek nie może być absolutny. Musi mieć swoje granice. Swój początek i prawdopodobnie kiedyś koniec.

Istnienie nie jest dla mnie czymś normalnym. "Normalne" jest raczej nic-próżnia-chaos. Wraz z entropią wszystko dąży do tego "chaosu". Pozostają tylko prawa natury, jako podpora istnienia. Jeśli nawet założymy, że prawa natury istnieją bez przyczyny, od zawsze, to czy związek przyczyna-skutek też należy do tych praw natury? Ale przecież on nie może istnieć od zawsze. Musimy uwierzyć chociaż w ten jeden cud: stworzenia związku przyczynowo-skutkowego.


Nie wiem jak to inaczej wytłumaczyć.
Czy to co piszę ma jakiś sens?

Pozdro

wyrus pisze...

>kojonkoski

To, że świat może istnieć bez zewnętrznej względem siebie przyczyny nie musi być wyłomem w racjonalizmie Russella czy kogokolwiek. W tej gadule z Coplestonem, do której dałem linkę, Russell powiada, że np. fizycy utrzymują, iż indywidualne kwantowe przejścia w atomach nie mają przyczyny. Na to Copleston odpowiada, że przecież to może być tylko taka hipoteza, z czym Russell się godzi. W ogóle Copleston upiera się, że czymś zasadnym jest szukanie przyczyny wszystkiego, a Russell nie chce tej przyczyny szukać. To jest starodawny spór i myślę sobie, że rzeczywiście wszystko można sprowadzić do tego, czy świat to bajka opowiadana przez idiotę czy jednak coś innego. Ja mówię, że jest to spór o to, czy świat wziął się z dupy, czy jakoś inaczej :-)

Jest jeszcze taki argument: skoro wszystko musi mieć swoją przyczynę, to co jest przyczyną pierwszej przyczyny? Mówiąc inaczej - np. teiści uważają, że pierwszą i ostateczną przyczyną wszystkiego jest Bóg. A zatem co mówią teiści? Otóż mówią dokładnie to, że może istnieć coś, co nie ma już żadnej przyczyny. Dla ateistów czymś takim może być świat.

Ja myślę, że najlepiej urządzili się panteiści, dla których Bóg i świat to jedno i to samo :-)

"Czy to co piszę ma jakiś sens?"

No pewnie, że ma, to jest normalna gaduła, a nie pitolenie o PO czy innym PiS-ie :-)

Pozdro.

Anonimowy pisze...

> wyrus

"może istnieć coś, co nie ma już żadnej przyczyny. Dla ateistów czymś takim może być świat."

Ateistów wiara w możliwość wyjaśnienia wszystkiego racjonalnie musi w tym momencie upaść. Muszą uznać cudowność chociaż jednego bytu, w tym przypadku świata. O tym pisałem.

Czy związek przyczynowo-skutkowy też jest odwieczny? Niektórzy mówią że ten związek P-K to inaczej czas. Widać, że nie może być odwieczny, bo świat istnieje bez przyczyny. Kiedyś tego związku nie było a teraz jest. Więc skąd się wziął czas? Z niczego? Cud!

Musi być obszar w którym ten związek nie obowiązuje, w którym nie ma czasu. Wszystko tam się dzieje bez przyczyny i skutków. To musi być niesamowite miejsce: świat cudów.

Znam jeszcze jedno rozwiązanie: logika nie działa od zawsze. Ale wtedy nie ma sensu dalej dyskutować.

Czytałeś gdzieś rozborowany ten temat? Ktoś o tym na pewno musiał pisać.

Pozdro

wyrus pisze...

>kojonkoski

Nie wiem, czy dobrze kumam, o co pytasz, ale książki polecam takie:

1. Kitty Ferguson. Ogień w równaniach (zobacz tu: http://tiny.pl/n1h8)

2. Czy przed wielkim wybuchem był Bóg? Red. Tobias Daniel Wabbel.

(luknij: http://tiny.pl/n1h6)

To jest dobra zbiorówka autorów reprezentujących rozmaite stanowiska. M.in. Richard Dawkins też tam jest.

3. Brian Davies. Wprowadzenie do filozofii religii.

Tu: http://www.kkkk.pl/fiszka,566.html możesz ją sobie od razu zamówić za 13,90 zł plus 6,90 za przesyłkę. Ja ją tak właśnie kupiłem. Ten Davies jest świetny.

4. Frederic Copleston. Religia i filozofia.

Dla mnie przysmak, niedawno kupiłem w antykwarni i leży na biurku czekając na czytanie. Trochę to czytanie odkładam z braku czasu a trochę dlatego, żeby jej za szybko nie połknąć :-)

Poza tym inne są książki, Swinburne'a np. ale to wszystko wyjdzie z bibliografii podanych w książkach przeze mnie poleconych.

Pozdro.