statsy

sobota, 6 marca 2010

Wrestling

Patrzę w telewizor, a tu wrestling. Piękna hala, pełna ludzi. Publika bardzo się emocjonuje, ludzie krzyczą, wiwatują, gwiżdżą, wymachują planszami. Tu ojciec, cały spocony, w tiszercie, a obok niego syn, gdzieś tak sześcioletni, też cały spocony, w tiszercie. Obaj wrzeszczą i wymachują rękami, ojciec grozi pięścią - nie wiem, może temu zawodnikowi, którego nie lubi, a syn też pięścią komuś grozi. Zawodnicy bardzo waleczni, silni, świetnie wyszkoleni, aczkolwiek od czasu do czasu któryś tak kopnie przeciwnika albo tak na przeciwnika skoczy, że z kilometra widać, że nie kopnął i że pół metra obok przeciwnika w ring przywalił. Komentator kapitalnie relacjonuje walkę, zna się na wszystkich technikach; zapamiętałem, że jest coś takiego jak przycisk, kiedy jeden atleta obraca się tyłem do drugiego atlety, bierze jego ręce pod swoje pachy czy jakoś tak, podskakuje wysoko i wali dupskiem o podłogę ringu, a ten drugi atleta niby że w podłogę ringu wali ryjem.

Zupełnie się na wrestlingu nie znam, ale przypuszczam, że jak ludzie idą do hali oglądać te walki, to płacą za bilety. Co do reszty, to nie mam zielonego pojęcia jak to jest. Czy ci kibice myślą, że zawodnicy walczą naprawdę, czy też cała publika wie, że to lipa? Z jednej strony trudno przypuszczać, że kibice myślą, iż atleci walczą na poważnie, ale z drugiej strony ludzie przecież płacą za bilety, a jeśli tak, to za co płacą? A może wrestling to coś takiego, w czym biorą udział sami aktorzy, łącznie z publicznością? Byłbym wdzięczny, gdyby ktoś napisał w komentarzu, jak to jest z tym wrestlingiem.

***

Tusk ogłosił, że nie będzie się ścigał o zamieszkanie w pałacu i zapowiedział, że ścigać się będzie ktoś z dwójki Komorowski - Sikorski.  Sikorski nagadał brzydko na prezydenta, Komorowski bardzo się tym zniesmaczył, Palikot poparł chyba Komorowskiego i obraził Sikorskiego, albo na odwrót, PO miało tę sprawę rozstrzygnąć, ale chyba wszystko rozeszło się po kościach, bo Palikot obiecał, że już będzie grzeczny albo coś takiego. Prawybory w PO codziennie relacjonują niezależne a nawet chyba i zależne media, najlepsi dziennikarze robią analizy, gazety piszą, telewizje pokazują, blogerzy wieszają notki, pod notkami toczą się gorące dyskusje, do wyborów coraz bliżej, właśnie PiS ma kongres, a jednak znów zaufali Kaczyńskiemu, aczkolwiek nie wszyscy, co tam PSL-em to nie wiem, i nie wiem co tam z SLD, ale pewnie nie najgorzej, w końcu dotacji nie zlikwidowano, kasa na wybory jest...

Naprawdę byłbym wdzięczny, gdyby ktoś mi napisał, jak to naprawdę jest z tym wrestlingiem. Czy ludzie wierzą w ten cyrk czy nie wierzą? Jeśli nie wierzą, to jakim cudem dają się dymać na kasę? A jeżeli wierzą, to jakim cudem wierzą? Patrzą i nie rozumieją co widzą, czy jak?

31 komentarzy:

Jajcenty pisze...

Ja myślę tak, że część amerykańskiej publiki jest tak głupia, że wierzy, że to naprawdę.
Druga część, zapewne znacznie mniejsza, przychodzi na ten wrestling, bo są znajomi, jest to ichnie słabe piwo, jest zabawa, a przede wszystkim jest zbiorowość.

U nas jest podobnie, ale różnica jest, moim zdaniem, taka że dużo większy procent gawiedzi wierzy, że to wszystko naprawdę.

Z Michalkiewicza się śmieją, jak mówi, że się nasze czołowe partie "wesoło przekomarzają"...

klopin pisze...

Wyrus, jak idziesz do teatru to też wiesz, że to nie jest na serio. Ale że w teatrze czasem ciężko wysiedzieć te 2 godziny czy nawet więcej, to idzie się na wrestling. Z miejsc w dalszych rzędach przypuszczalnie wcale nie widać, że jakiś cios trafił w powietrze, a po kilku piwach to już na pewno. Z kolei jak się siedzi w pierwszych rzędach to można rzucać popcornem, albo nagrać sobie taką walkę i potem się zobaczyć w telewizorze.

wyrus pisze...

>klopin

No co Ty gadasz?? To myślisz, że ludzie wiedzą, że politycy tak nie na serio, tylko tak jak w teatrze?

klopin pisze...

Wyrus, z polityką to nie całkiem tak jak z wrestlingiem.

Na wrestling ludzie chodzą dla przyjemności, dla zabicia czasu. Polityką (czy raczej postpolityką, bo polityką to tak naprawdę mało kto się interesuje) interesują się dlatego, że wydaje się im ona ważna, i że uważają, iż wypada się nią interesować. Komuś tam kibicują, ale na innej zasadzie niż w wrestlingu, bo ich zawodnicy walczą w słusznej sprawie: by żyło się lepiej, a nie, żeby zapewnić rozrywkę. Podkreślam - oni w to wierzą, że ci zawodnicy walczą po to, by żyło się lepiej, i wierzą, że jak wygrają, to będzie żyło się lepiej. To jest jedna grupa. Druga to ci, którzy postpolityczną scenę obserwują dla rozrywki. Nie są oni według mnie zbyt liczni, bo jest to rozrywka mocno ekstrawagancka. Oni oczywiście wiedzą, że to tak jak w teatrze, czy raczej w cyrku, podobnie jak jeszcze dwie grupy: ci, którzy interesują się normalną polityką i muszą być nieco obeznani z jej opakowaniem, i ci, którzy mają to wszystko w dupie. W wrestlingu można by wydzielić podobne grupy, z tym, że pierwsza wg mnie niemal nie istnieje. No nie wierzę, że tego rodzaju tumaństwo może być jakimś szerszym zjawiskiem, nie opierającym się na jednostkowych przypadkach ludzi wybitnych inaczej.

Timmy pisze...

wyrusie,

Analogia znakomita, wiadomo.

Kiedy byłem w Hameryce, zawsze chciałem ich o ten wrestling zapytać, ale za każdym razem nie miałem dość odwagi. A co będzie, gdy oni w to naprawdę wierzą i świat im się zawali, gdy ujawnię tę mroczną tajemnicę, że to wszystko pic na wodę?

Jedno mam tylko na obronę wrestlingu - owszem to jest stuprocentowa ustawka, ale przeciętny widz i tak nie wie, jak to jest wszystko 'ustawione', i tak nie wie, kto wygra. Można się więc szczerze emocjonować, ponieważ niewiadoma wygranej jest taka sama, jak w normalnym sporcie.

Jasne, poważny i dorosły człowiek nie emocjonuje się czymś wyreżyserowanym na 'spontan', bo to obraża jego inteligencję. No ale ilu jest tych poważnych i dorosłych? Poważny i dorosły człowiek, jeśli ma cierpliwość, spróbuje ewentualnie rozszyfrować zamiary 'starszych i mądrzejszych', spróbuje zobaczyć cały plan na podstawie dostępnych elementów scenografii i kwestii aktorów. Ale faktycznie - jarać się nie ma czym.

Wracając do Amerykańców. A wiesz że, niejako 'na przeciwległym biegunie', możesz w stanach znaleźć kibiców, którzy pryncypialnie odrzucają sport zawodowy? Chciałem kiedyś zabłysnąć i pogadać o NBA a dowiedziałem się, że jestem durniem, który ogląda jakieś gówno. Bo 'prawdziwy' kibic ogląda koszykówkę akademicką, gdyż tylko tam chłopaki grają na poważnie. Liga zawodowa to ściema, którą steruje telewizja i np. w interesie tej telewizji leży, aby serie w play-off trwały 7 meczów a nie 4.

Pozdro,

wyrus pisze...

>Timmy

"Bo 'prawdziwy' kibic ogląda koszykówkę akademicką, gdyż tylko tam chłopaki grają na poważnie. Liga zawodowa to ściema, którą steruje telewizja i np. w interesie tej telewizji leży, aby serie w play-off trwały 7 meczów a nie 4."

To jest problem. Nawet kilka problemów :-) Np. w ligach akademickich były sławne ustawki wyników - chodzi o wałki związane z obstawianiem zakładów. Co do NBA - tak właśnie jest, że wielu ludzi ma wątpliwości. Niemniej jednak, gdyby np. NBA funkcjonowała tak, jak wrestling, to nic, tylko podziwiać :-) Kiedy w jednym z meczów finałowych Bulls mieli w plecy grając przeciwko Utah i Phil Jackson wziął cza na 1,5 sekundy przed końcem żeby ustawić rzut za 3, to działo się tyle, że hej! Tony Kukoc wściekł się, kiedy Phil oznajmił, że rzuca Michael Jordan, bo Kukoc nie będzie nikomu robił zasłon, to Phil spokojnie posadził gościa na ławce i tyle. I teraz idzie mi o to, że jakkolwiek jest z tą NBA, to jednak Jordan wyszedł na plac i zajebał z 12 metrów przy potrojeniu. Nie da się ustawić tego, że gościu trafi z 12 metrów :-)) Oczywiście jest i taka możliwość, że gdyby Jordan nie trafił, to był już gotowy scenariusz na następny mecz itd.

Tak czy siak, Jordan do kosza z 12 metrów trafiał, a ci goście z wrestlingu mylą się w ciosach o pół metra, a rywal i tak pada na deski :-)) Poza tym - amerykańscy koszykarze potwierdzają swoje umiejętności, kiedy zagrają np. na igrzyskach, a atleci z wrestlingu co mogą potwierdzić, gdzie, z kim? Oczywiście zawsze można uznać i ogłosić to w telewizji, że nasz zawodnik to najlepszy minister finansów na świe... tfu - to najlepszy zawodnik wrestlingu na świecie :-))

Pozdro.

Timmy pisze...

@wyrus

Żeby była jasność - ja w ustawki w ligach zawodowych nie wierzę. Tj. w pucharowej części sezonu. Pamiętasz pierwszy finał Bulls z LA? Wyjątkowo niekomercyjne to było - wygrać 3 mecze z rzędu w Los Angeles i cieszyć się na oczach wściekłego tłumu ;-)

Zaraz wrócę do polityki, jeszcze słówko o sporcie w USA. Nie bardzo rozumiem samą strukturę rozgrywek, z monstrualnym sezonem zasadniczym ( zwłaszcza w baseballu - jakieś 150 meczyków? ) a potem play - offem, gdzie najlepsza drużyna ligi może odpaść w pierwszej rundzie. To jest w ogóle zaprzeczenie idei 'ligi', która powinna nagradzać za dobrą grę w całym sezonie.

I to skutkuje tym, że statystycznie jedno spotkanie sezonu zasadniczego jest bez znaczenia. Patrz na taki Boston - chłopaki kulają się na 3-4 miejscu, byle dociągnąć do play - offs. To jest wręcz zaproszenie do wałka ;-)

A z tym wrestlingiem, a właściwe z tą podnietą wrestlingiem, to jest niesłychana sprawa. Trochę idziesz w temacie po drodze z Nicponiem, który pisze u siebie ( nie używając tego określenia ) o symulakrycznych mediach tj. mediach, które tworzą swoje światy zamiast opisywać świat prawdziwy. I te ich światy są strasznie prościutkie, grające na bardzo płyciutkiej, bezrefleksyjnej emocjonalności.

I o to chodzi w tym wrestlingu - poemocjonować się walką dobra ze złem bez jakiegoś wgłębiania się w mechanizm tego cyrku, który jest taki, że i ci 'dobrzy' i ci 'źli' są przecież częścią tego samego scenariusza. To jest kapitalnie pokazane w "Zapaśniku" z Rourkiem, gdzie kolesie umawiają się przed walką co do szczegółów napierdalanki, na zupełnym luzie i z pełnym spokojem, by za chwilę już na ringu wybałuszyć oczy i rzucić się sobie do gardła.

Gdy się to widzi a potem ogląda się tych widzów, którzy drą japy, jakby Samo Zło walczyło z Bogiem, to można zwątpić w ludzkość.

Ale nie czepiajmy się Amerykańców. Zobacz, co się dzieje na S24, gdy Palikot coś powie. No kogo normalnego obchodzi to, co powiedział Palikot?

Eech...

wyrus pisze...

>Timmy

Te symulakryczne media to ciekawa sprawa. Kiedyś sobie trochę postudiowałem temat i dowiedziałem się kupę ciekawych rzeczy. Najfajniejsze, że gdzieś tam po drodze, zupełnie w oderwaniu od głównego wątku, łyknąłem trochę informacji na temat awangardy filmowej XX wieku i już wiem, kto to Ricciotto Canudo, kto Louis Delluc i co jest jego "fotogenia", wiem kto to Germaine Dulac i kto to Jean Epstein :-)) W życiu nie myślałem, że aż tyle i aż tak ciekawych rzeczy działo się dawno temu w kinie, a teraz trochę wiem i to jest dobre :-)

Co do idei symulakrycznych mediów i skutków, jakie te media przynoszą, to w "Fado" Stasiuk zawiera wszystko w jednym zdaniu. Pisze mianowicie o jakiejś polskiej pipidówie, o ludziach tam żyjących i wreszcie wali taki tekst, że w tej pipidówie prawie nikt nie wierzy w prawdziwość czy realność swojego życia, bo przecież nikt nie wierzy w to, że pokażą go w telewizji. Moim zdaniem nie można ując tego zwięźlej i lepiej :-))

nie-Istotna pisze...

Klopin rewelacyjnie ujął sedno zestawienia wrestlingu z konsumentam teatru politycznego - bo jak słusznie zauważył - w mediach mamy jedynie dostęp do ringu i graczy.
Tylko ktoś z bielmem na swej percepcji będzie ufał, że politykom w fundowanej nam farsie - chodzi o progres spraw krajowych.
Wystarczy uczciwy skan dorobku wszystkich ekip od ok 2 dekad.
Poliktyka to przypowieść o cudnej urodzie deklaracjach - o niczym więcej.
A jeśli tak, ci którzy emocjonują się, dostają ścisku pośladków bo ten czy tamten - analizują, tworzą całą filozofię epitetów i obelg, lub płyną w nieokiełznanym zachwycie - niczym się nie różnią od tej części widowni w USA, która wierzy w prawdziwość ciosów.
Świetnym przykładem są pełne furrii debaty telewizyjne - gdzie gdy gasną światła - adwersarze z opozycyjnych formacji idą na wspólną wódkę, klepiąc się po ramieniu jak fajnie wyszedł im cyrk batalii politycznej.
Ale ludzie w domach zostają poruszeni "mordobiciem" werbalnym. Fani tej czy innej etykiety na granicy wylewu, albo praiwe ejakulacja, bo jego gracz lepiej wypadł... Co to jest - dokładnie dymany widz wrestlingu:-)

wyrus pisze...

>nie-Istotna

"Tylko ktoś z bielmem na swej percepcji będzie ufał, że politykom w fundowanej nam farsie - chodzi o progres spraw krajowych."

"Tylko", czyli prawie wszyscy :-)))

Żeby była jasność - ja nie mam nic do polityki, ale do polityki, a nie do tego, co w telewizorze nazywają polityką i w co wierzą ciotki Matyldy ufając, że to, w co wierzą, to polityka. W książce "W obronie polityki" Bernard Crick trafia w istotę rzeczy:

Starając się zatem zrozumieć wielość form rządów, spośród których tylko jedna jest polityczną, szczególnie łatwo jest wziąć retorykę za teorię. Stwierdzenie, że sprawowanie każdej władzy wymaga działań politycznych, jest albo figurą retoryczną, albo wyrazem wyrazem zamętu w głowie. Dlaczego na przykład nazywać 'polityką' walkę o władzę, skoro jest to tylko walka o władzę?"

Arystoteles polityką (także: filozofią spraw ludzkich) w szerokim tego słowa znaczeniu nazywa naukę obejmującą ogół działań moralnych ludzi. Ta szeroko rozumiana polityka (filozofia spraw ludzkich) dzieli się na etykę i politykę w węższym znaczeniu, czyli teorię państwa.

Oczywiście wiadomo, że Arystoteles żył sobie w fajnym polis, społeczności w końcu niewielkiej, kłopotów z opłacaniem rachunków nie miał, ciepło mu było itd. więc sobie mógł piękne rzeczy wymyślać, niemniej jednak aż żal dupę ściska na myśl o tym, jak daleko jesteśmy od właściwego rozumienia, czym jest polityka.

Pozdro.

nie-Istotna pisze...

Ok, ale Twój wpis dotyczy zestawienia paszy iluzji: karykatura sportu vs widz; fasada medialna vs jej konsumenci.

A jeśli tak - różnicy nie ma.
Może tylko ta, że wrestling jest jakąś tam rozrywką, a prawda decyzji politycznych /bo nie farsy w mediach/ - już rozrywką nie jest.

Wyłuskując jednak politykę z jej fasady medialnej - ona dla mnie i tak zostaje hamakiem dla ignorantów.
W tym bliskie mi są myśli tych, którym oddam głos:

"W polityce jak w futbolu; zaczynasz jak napastnik, kończysz jako obrońca." Edward Heath

"Polityka nie jest jedynie fizyczną walką o kontrolowanie teraźniejszości i dzięki niej - przyszłości. Jest też wojną o intelektualną kontrolę nad przeszłością." Wolter Benjamin.

"Polityk to nie zawód - to hobby, do którego nie dopłaca się."
Elżbieta Grabosz

"Wielki polityk to jest człowiek bez przekonań, który ich broni z całym zapałem..." Sacha Guitry.

Czym więc jest - wracając do meritum Twej refleksji - cały "polityczny" dyskurs - w prasie, na blogach, przy wódce, jak nie - trawieniem dobrze spreparowanej gównoprawdy.
To ważki i dla mnie wątek w zakresie inwestowania emocji, czasu - a przez to i swego zdrowia - w takie czy inne nurty rozważań....
Niejednokrotnie wydaje mi się, że polityka /z całym tym swoim badziewiem/ to taka atrapa fitght club dla tych, dla których inne bodźce emocjonalne straciły na wartości i atrakcyjności:-)

wyrus pisze...

>nie-Istotna

Idzie właśnie o to, że:

"Wielki polityk to jest człowiek bez przekonań, który ich broni z całym zapałem..." Sacha Guitry."

Guitry nie pisze o polityku!

***

"cały "polityczny" dyskurs - w prasie, na blogach, przy wódce, jak nie - trawieniem dobrze spreparowanej gównoprawdy."

Właśnie - "polityczny" ma być w cudzysłowie!

***

"Niejednokrotnie wydaje mi się, że polityka /z całym tym swoim badziewiem/ to taka atrapa fight club dla tych, dla których inne bodźce emocjonalne straciły na wartości i atrakcyjności:-)"

Nie mówisz o polityce! Mówisz właśnie o atrapie fight-clubu :-))

Anonimowy pisze...

Wyrusie,

nie do końca z tym wrestlingiem i naszą polityką a la telezakupy Mango, Gdynia- dzwoniąc teraz drugiego polityka dostajesz gratis!

Chodzi mi o to, że ja tam bym sie nie chciał spotkac w ciemnym zaułku z Hulkiem Hoganem o coś na mnie wkurwionym, natomiast nasi politycy bez backupu nie nadają się nawet do kopania rowow.
Wrestling to przy naszej polityce wielce szlachetne widowisko odbywające się na dokładnie takiej samej zasadzie, na jakiej odbywają się występy roznych Copperfieldow czy innych "magikow"- każdy wie, że to tylko sprytna sztuczka i płaci za to, by się dać oczarować, tyle że zamiast krolikiem z kapelusza substytutem rozbitej mordy (Bog raczy wiedzieć kogo sobie widzowie wtedy wyobrażają).
Zainteresowanie ludu naszą polityką jest raczej czymś w rodzaju miotania się Bruce`a Lee w gabinecie luster na "Wejściu smoka". Nie wiadomo co jest prawdą i tylko czekać, kiedy ogłupiony lud zacznie tłuc lustra by wyeliminować fałszywe tropy.

wyrus pisze...

>Artur

"nasi politycy bez backupu nie nadają się nawet do kopania rowów. "

Zapewne, ale przecież nie wszyscy. Są ludzie, którzy w życiu coś osiągnęli, czegoś się dorobili, choćby fest majątku. No weź Palikota :-))

***

"Wrestling to przy naszej polityce wielce szlachetne widowisko odbywające się na dokładnie takiej samej zasadzie, na jakiej odbywają się występy roznych Copperfieldow czy innych "magikow"- każdy wie, że to tylko sprytna sztuczka i płaci za to, by się dać oczarować,"

O nie :-))) Copperfield czy ś.p. Fred Kaps nie udają, że robią iluzję, natomiast atleci udają, że robią walkę.

***

"Nie wiadomo co jest prawdą i tylko czekać, kiedy ogłupiony lud zacznie tłuc lustra by wyeliminować fałszywe tropy."

O to, to! Z tym, że jedna może być tylko przyczyna. Korwin-Mikke powiada, że w polityce wyraźna odwilż teraz. A powód? Jak zawsze - brak kasy :-) Moim zdaniem ludzie chyba powoli zaczynają kumać, że takie zabawy jak UE, jak np. solidarność z, dajmy na to, taką Grecją teraz, jak sztuczne trzymanie euro itd. to rzeczy, które kosztują realne pieniądze - pieniądze zabierane ludziom. Ale wiadomo - systemy nie upadają dlatego, że są niefajne tylko dlatego, że bankrutują. Toć już nawet Soros powiedział, że euro, jako sztucznie dymana zabawka, bez korzeni, nie utrzyma się :-)

Pozdro.

nie-Istotna pisze...

Wyrus - po 6 latach widzę, że nie wyzwoliłeś się z maniery odpowiadania bez udzielania odpowiedzi:-) A czynisz to namiętnie tylko wtedy, gdy deficyt w argumentacji.

Takie typowe odwracanie kota ogonem - atrapa dialogu - a wiesz, że pewien polityk jak chce uprawiać seks, to właśnie odwraca kota ogonem;-)))

Artur świetnie dokonał resume tego, co i ja staram się tu naszkicować.
Nie dzielę polityki na politykę i politykę.
Bo bez żadnych nośników medialnych syf polityczny i tak nim zostaje.
Intencjonalność polityka jest spójna z jego fizycznym bytem. A jaka to jest intencjonalność - nie trzeba eksplikować.

Wyrus pojadę obrazowo - nie dlatego, że nie kumasz, bo kumasz, ale uwielbiasz udwać, że nie kumasz, cfaniaku jeden!;-)

Dajmy na to, że politycy to krewni drewnianego Pinokio.
I teraz - gdybym chciała, by polityk mnie usatysfakcjonował - usiadłabym mu na pycholku i nie musiałabym mantrować - "kłam, kłam, kłam..."
Wystarczyłaby moja prośba: "Mów!".
Łapiesz Wyrus, łapiesz?:-)))

Atrapa fight club'u - nie dotyczy polityki - ale LUDZI, którzy się nią emocjonują.

Ugrzęzłeś w wartościowaniu tego, co wartością generalnie nie jest. Jest jedynie koniecznością. Dostrzeż różnicę.
Posługujesz się cyniczną argumentacją /wyszarpany majątek tych, co mieli swoje 5 minut na stołku/- a wiesz, że cynik to idealista, któremu ktoś kiedyś zdetonowal serce?

Ja rozumiem Twoje bóle fantomowe i niejako w hołdzie dla nich moje pytanie do Ciebie: jakie są trakty poznawcze do polityki, określanej przez Ciebie wielką literą?
Co stanowi jej źródło?

Anonimowy pisze...

Wyrusie,

no tak, Palikot. Czyli nadzieja umiera ostatnia ;)

***

Z tymi Copperfieldami to chyba jednak jest tak, że oni udają że czarują, tak jak wrestlerzy udają, że się biją. A jedni i drudzy robią prawdziwe szoł.

***

Nie zgadzam się z tym, że rezymy bankrutują. Tzn nie ekonomicznie. Co to dla reżymu za problem, w przypadku słabości ekonomicznej, dokręcić śrubę obywatelom? Zaden. Zwłaszcza, że wariant wielkiego głodu przetestowali już na Ukrainie i się udało.
Reżymy (gadaliśµy kiedyś o tym zresztą) upadają wtedy, gdy same stracą wolę trzymania wszystkich za pysk. Gdy rządzą nimi wnuki tych krwawych despotow, ktorzy reżymy zakładali. A poddanym żyje się na tyle znośnie, że mają co do gara włożyć i mają czxas na dywagacje nad tym, jak to jest im źle w życiu i mogłoby być lepiej. Jak się trafi taki czas, że jedno się zgrywa z drugim, to po rezymach.

No i teraz jest ciekawe, czy te podstarzałe dzieci kwiaty są zdolne do trzymania za pyski, czy robią to tylko dlatego, że mają pozwolenie? I czy ludzie już dorośli do pewnych decyzji?

wyrus pisze...

>nie-Istotna

"Nie dzielę polityki na politykę i politykę."

A ja dzielę. Z tego, że Ty nie dzielisz, a ja dzielę, biorą się wszystkie moje odpowiedzi bez odpowiedzi, cfaniakowanie, bóle fantomowe itd. Powtarzam - ja dzielę. Oczywiście można powiedzieć, że zatrzymałem się w rozwoju na etapie greckiego polis, a najwyżej na etapie feudalizmu. Można tak powiedzieć i nie będę się spierał. Ale można też zastanowić się nad tym, czy możliwe jest przeskoczenie poziomu, jaki funkcjonował w feudalizmie. A co komu szkodzi trochę pozastanawiać się, co nie? :-)))

***

"jakie są trakty poznawcze do polityki, określanej przez Ciebie wielką literą?
Co stanowi jej źródło?"

Źródłem jest to, że polityk służy innym. A żeby służył innym musi działać w ramach wspólnoty przekonań. Wszystko inne to nie jest polityka, tylko sprawowanie władzy. Podkreślam przy tym, że sprawowanie władzy nie wymaga nawet tejże władzy zalegitymizowania - społeczeństwo podporządkowane władzy wcale nie musi uważać, że ta władza jest prawomocna. Taki układ może działać i, jak widzimy, działa, natomiast to nie jest wspólnota przekonań i to nie jest polityka.

Pozdro :-))

wyrus pisze...

>Artur

"Z tymi Copperfieldami to chyba jednak jest tak, że oni udają że czarują"

Właśnie, że nie. Sztuka iluzji to nie żadne czary. Skąd wziąłeś tezę o tych czarach? :-) To Tusk udaje, że Rostowski czaruje :-)))

***

"Co to dla reżymu za problem, w przypadku słabości ekonomicznej, dokręcić śrubę obywatelom?"

No jednak to jest problem. Pamiętasz, kiedyś jak gadaliśmy to zacytowałem jakiegoś gościa, co go bodaj Ortega y Gasset zacytował. Idzie o to, że ten gościu stwierdził, iż rewolucje wybuchają wtedy, kiedy ludzie mają już dość. A Ortega na to, że najciekawszym pytaniem jest pytanie o to, dlaczego akurat w tym a nie innym momencie ludzie stwierdzają, że mają dość :-))

***

"Zwłaszcza, że wariant wielkiego głodu przetestowali już na Ukrainie i się udało. "

Pewnie, udało się, zagłodzili parę milionów ludzi, ale w końcu co się stało? Jak długo trwało to najpotężniejsze imperium w historii? Słuchaj, ja to widzę tak, że pomijając już wszystkie inne aspekty, te, że tak powiem, merytoryczne, sprawujący władzę po prostu boją się, że tę władzę mogą stracić, nawet w tych tzw. demokratycznych wyborach. Chyba się nie mylę, że w Holandii ostatnio jakaś tam prawica nakopała do dupy innym? Łapiesz - prawica w Holandii!!! Widocznie ludzie mieli już dosyć pewnych spraw. To jest to, o czym ciągle piszesz, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło i im bardziej będzie się ludziom narzucać różne zboczenia, tym prędzej ludzie się wkurwią.

***

"Reżymy (gadaliśmy kiedyś o tym zresztą) upadają wtedy, gdy same stracą wolę trzymania wszystkich za pysk. Gdy rządzą nimi wnuki tych krwawych despotów, którzy reżymy zakładali."

Teraz już nie ma wnuków zakładaczy reżimów, teraz wybiera się różne osobistości o uroku ścierki, jak ten nasz europejski prezio :-)))

nie-Istotna pisze...

Wyrus - w takim razie zapodaj kilka nazwisk, które mieszczą się w Twej definicji polityka.

wyrus pisze...

>nie-Istotna

Nie chodzi o nazwiska, bo jak napisze że Gośka Taczerowa, to mnie wyśmiejesz stwierdzając, że przecież Gośka funkcjonowała w ramach popieprzonej "demokracji". Dlatego mówię, nie chodzi o nazwiska. Ja takich ludzi znam, to są burmistrzowie, wójtowie, czasami ludzie politykujący na poziomie wyższym niż gmina czy region. Jeden z takich gości jest nawet z Korsyki :-) Ale OK - jedno nazwisko na ten przykład: Stefan Oleszczuk.

Mówiąc najogólniej - mnie idzie o politykę, a ta musi być oparta na twardych fundamentach, a nie na metafizycznych przekonaniach. Dlatego np. żaden lewak nie może być politykiem, jakkolwiek wielu lewaków wykazało się sprawnością w zdobywaniu i utrzymywaniu władzy.

Anonimowy pisze...

Wyrusie,

Copperfieldy- OK, zgoda. Choć David słowem magia wyciera sobie twarzyczkę co i rusz.

Że ludzie mają dosyć- też zgoda.

"Pewnie, udało się, zagłodzili parę milionów ludzi, ale w końcu co się stało? Jak długo trwało to najpotężniejsze imperium w historii?"

Jak na moje oko, to trwa do dziś, tylko zmienili szyld.

"Słuchaj, ja to widzę tak, że pomijając już wszystkie inne aspekty, te, że tak powiem, merytoryczne, sprawujący władzę po prostu boją się, że tę władzę mogą stracić, nawet w tych tzw. demokratycznych wyborach. Chyba się nie mylę, że w Holandii ostatnio jakaś tam prawica nakopała do dupy innym? Łapiesz - prawica w Holandii!!! Widocznie ludzie mieli już dosyć pewnych spraw. To jest to, o czym ciągle piszesz, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło i im bardziej będzie się ludziom narzucać różne zboczenia, tym prędzej ludzie się wkurwią."

Zgadza się, w tym sie min roznię od Tygrysa, ktory najwyraźniej nie wierzy w jakąś naturalną granicę, w limes, za ktorym jest już tylko NIE. Tzn. akurat ten system jest na tyle parszywy, że on ludzi rozmiękcza, niemniej jednak z trzeciej strony tak napchali ludziom głowy tą wolnością, że teraz tych ludzi brac ostro za pysk dopiero kłopot.

"Teraz już nie ma wnuków zakładaczy reżimów, teraz wybiera się różne osobistości o uroku ścierki, jak ten nasz europejski prezio :-)))"

No ale on jest wnukiem jak najbardziej. Oni się przecież rozmnażają, co zauważył już Orwell, przez kooptację a nie biologicznie i nasz koleżka o urodzie spracowanego mopa z kibla na dworcu w Kielcach jest takim własnie wnuczkiem rożnych tam Berii i Dzierżyńskich.
Pytanie, czy ludzie osiągnęli już ten poziom zbydlęcenia prawniczym pozytywizmem i legalizmem, że jako funkcjonariusze państwa, na rozkaz, będą sami wyrywać paznokcie opozycjonistom, czy nadal, jak niegdyś, szef będzie musiał dać przykład i wziąć osobisty udział w zbrodni, czy wystarczy jak wyda odpowiedni okolnik?

nie-Istotna pisze...

Dlaczego byłam pewna, że przyhamujesz ostro na hasło - egzemplifikacja personalna.

Dlatego też moje pytanien ie było przypadkowe.

Piszesz, że nazwiska nie mają znaczenia. Otóż mają, zwłaszcza, że operujesz w dialogu warunkami granicznymi kto jest politykiem, a kto nie.
Bez nazwisk - Twoja wersja rozumienia pojęcia polityk - byłaby jedynie metafizycznym przekonaniem - niczym więcej.
Pragmatyka, także polityczna - to fakt, to mięso czynu, sukcesów i porażek.
A pytam o to wszystko tylko dlatego, by nabrać pewności, że posługujesz się swoją AUTORSKĄ definicją polityki.
Do której jako żywo masz prawo,ale która właściwie zaczyna się i kończy na selekcji:dodaj do ulubionych":-)

Bo nazwisk Ci nie brakuje do wypełnienia Twej definicji - tylko za jaskrawo wyszedłby filar tej definicji - stąd wyhamowanie:-)

wyrus pisze...

>nie_Istotna

"Dlaczego byłam pewna, że przyhamujesz ostro na hasło - egzemplifikacja personalna."

Nie ma niczego dziwnego w tym, że byłaś pewna. Ja jednak nie mogę postępować inaczej. Zupełnie to samo mam, kiedy admiratorzy państwa, pytają mnie, zakładając, że ja admiratorem katalaksji jestem: - A kto budowałby drogi gdyby nie było rządu? A skąd ludzie mieliby prąd?

Kiedy ktoś pyta o to, kto budowałby drogi w katalaksji (anarchii, libertarianizmie itd.) to ja wiem, że gadka nam się nie będzie kleić. Podobnie, jak ktoś mnie pyta o nazwiska polityków - gadka się nie poklei. Dlaczego nie poklei? Dlatego, że takie pytania są niedobre, albo i dobre, ale... mniejsza o to :-) W każdym razie kiedy ktoś chce poznać ideę np. partii słowiańskiej, to nie musi pytać o to, kto taka obronę gra :-)) To jest już następny etap, kiedy chce się studiować konkretne partie.

wyrus pisze...

>Artur

"No ale on jest wnukiem jak najbardziej. Oni się przecież rozmnażają, co zauważył już Orwell, przez kooptację a nie biologicznie "

A, to tak, jak najbardziej :-)

nie-Istotna pisze...

Tylko, że ja Ciebie nie pytam, kto byłby politykiem.

Pytam kto nim jest. Bo wg tych kryteriów dialogujesz.
Tym bardziej, że Twoja autorska definicja polityki, polityka - bardzo odbiega od tej powszechnie stosowanej i rozumianej.
Bez konkretyzacji, nazwisk - powtorzę za Tobą - byłby to metafizyczny bełkot.
W każdej profesji są artyści, rzemieślnicy i partacze - ale partacz piekarz nadal jest piekarzem.

W Twej definicji - Ty nominujesz na polityka - a to, że został wybrany w wyborach, ma legitymację społeczną, pracuje nad kształtem ustaw, to dla Ciebie nie polityk - chyba, że pasuje z tego czy innego powodu do Twoich prywatnych kryteriów.
Dlatego dla mmnie Twoja definicja ma podtytuł - "moje ulubione pieszczochy." i już z tego względu można ją sklasyfikować jako fałszywą. Definicja fałszywa to taka, w której zawężono /także poprzez wartościowania/ pole definiowane.

Bo to trochę tak - w uproszczeniu - jakbym zapodała definicję mężczyzny - to tylko taki, który ma pod pępkiem 29 cm.
Zgodzisz się ze mną, że byłby to kretynizm.

I wróćmy do Twego wpisu - wertując Twego bloga jako żywo tkwisz w formule widza wrestlingu - tu: atrapa fight clubu.
Bo nawet trzymając się Twej definicji polityki i polityków - nie realizujesz treściowo desygnatów tak uściślonego pojęcia:-)

wyrus pisze...

>nie-Istotna

"Tylko, że ja Ciebie nie pytam, kto byłby politykiem.

Pytam kto nim jest."

Wiem, że o to pytasz. Dobra, powiem tak. Załóżmy, że dzisiaj gra się w szachy używając kompów. Był nawet taki mini meczyk ze dwa lata temu, kiedy to Anand zagrał z Kramnikiem i obydwaj mieli do dyspozycji lapa z programem, chyba to był Fritz. Anand i Kramnik popatrywali sobie na wskazania programu i albo się do nich stosowali, albo nie - robili, jak chcieli. Załóżmy zatem, że dzisiaj na turniejach już tylko tak gra się w szachy, a ja upieram się, że to nie szachy, Ty natomiast pytasz mnie, kto w takim razie uprawia prawdziwe szachy. No i jak ja mam powiedzieć kto? Oczywiście możesz zapytać o to, kto w takim razie uprawiał prawdziwe szachy w przeszłości, ale to nie o to idzie, co staram się pokazać. Jednak pójdę na skróty i powiem, kto uprawiał politykę kiedyś. Otóż amerykańscy ojcowie założyciele uprawiali politykę. W Anglii uprawiano politykę. W diecezji przemyskiej w latach 80-tych kapitalnym politykiem był biskup Tokarczuk. Natomiast Tusk to nie polityk, Sarkozy to nie polityk. Natomiast - UWAGA!!! UWAGA!!! - politykiem i to fest politykiem, jest (czy był) Michnik.

***

"Tym bardziej, że Twoja autorska definicja polityki, polityka - bardzo odbiega od tej powszechnie stosowanej i rozumianej.
Bez konkretyzacji, nazwisk - powtorzę za Tobą - byłby to metafizyczny bełkot."

Mnie w ogóle nie interesuje to, czy moja wersja jest bliska czy daleka od wersji powszechnie stosowanej. Czy ja wykładam w szkole wersje na temat polityki? Czy ja piszę podręczniki o polityce?

Jest takie słowo: "spolegliwy", wymyślone przez prof. Kotarbińskiego. Co mnie obchodzi, że może oprócz pięciu czy sześciu osób pozostali używają tego słowa w znaczeniu "uległy", skoro spolegliwy to znaczy taki, na którym można polegać? Kto mi każe trzymać się jakiejś powszechnie stosowanej i rozumianej wersji? Jakaś ANANKE mi każe? Jest wystarczająco dużo ludzi gotowych trzymać się wersji powszechnie stosowanej i rozumianej.

Dalej. Jaki metafizyczny bełkot? Powtarzam - kiedy nie mówię, kto dobrze gra obronę sycylijską czy gambit hetmański, to nie znaczy, że obrona sycylijska albo gambit hetmański to bełkot.

***

"W Twej definicji - Ty nominujesz na polityka"

Oczywiście, że ja mianuję. Tego jeszcze brakowało żeby mi ktoś inny ustalał kryteria w takich sprawach.

***

"Dlatego dla mnie Twoja definicja ma podtytuł - "moje ulubione pieszczochy." i już z tego względu można ją sklasyfikować jako fałszywą."

Fałszywą? W jakim kontekście? A jaka niby jest niefałszywa definicja? Jest jakaś niefałszywa obowiązująca definicja?

***

"Bo to trochę tak - w uproszczeniu - jakbym zapodała definicję mężczyzny - to tylko taki, który ma pod pępkiem 29 cm.
Zgodzisz się ze mną, że byłby to kretynizm."

Zgadzam się, to byłby kretynizm. Podobnie jak kretynizmem byłaby definicja mężczyzny jako osobnika w spodniach. A ja właśnie uważam, że ludzie nazywający rozgrywające się na naszych oczach procedery polityką, postępują analogicznie do tych, którzy mężczyznę definiują jako osobnika w spodniach.

***

"wertując Twego bloga jako żywo tkwisz w formule widza wrestlingu"

A kiedy nie wertuję swego bloga, to też tkwię w tej formule?

***

"Bo nawet trzymając się Twej definicji polityki i polityków - nie realizujesz treściowo desygnatów tak uściślonego pojęcia:-)"

Tego zdania nie rozumiem.

nie-Istotna pisze...

Twoja definicja jest Twoją definicją - a dlatego określamy ją jako Twoją, bo różni się od innej. Z tego też powodu w ogóle powstała.

Dajmy na to - analogicznie - ja na swoim blogu desygnuję mężczyznę poprzez próg owych 29 cm w spoczynku.
Mam takie prawo? Mam.
Ci, którzy anatomicznie nie załapali się - to wg mnie 3 płeć.
Mam prawo? Mam.
Każdy wiec dyskurs o mężczyźnie na moim blogu zaczyna się od pytania - ale ile ma?
Bo inaczej to nie będzie o mężczyźnie.
Mam prawo?
Mam.
Ale co z tego wynika?
Nic.
Definicje z syntetyku mogą mienić się brokatem zadowolenia ich autorów.
Definicje czytelne dla wszystkich i zweryfikowane w skali światowej - to elementarny warunek sensownego dialogu. Chyba, że na starcie zapodajesz czy jest dla Ciebie polityka - wtedy OK. Ale tego nie ma i nie było.
Dla mnie wartość dialogu nie polega na forsowaniu racji - kicham na racje innych i - uwaga - moje. W dialogu chcę zrozumieć drugą stronę. To jest wartość nadrzędna.
Operujemy ojczystym narzeczem - ale dialekty pojęciowe juz inne - i tu właśnie wypada dokonać roboczej eksplikacji. Ale czasem trudno - tak jak z tą kretyńską definicją faceta. Bo merytorycznie aż trzeszczy.

Twoje nawiązanie do mych słów wertowanie bloga - jego lektura - to ponowne męczenie kota - wstydź się:-) Tak kochasz kotki:-) Ale to twoja stała cecha:-)

Niedawno opublikowano ksiażkę z moimi felietonami o polityce - Piszę tam, iż nie dopracowaliśmy się rasowych polityków. Czyli zakładam, że moze być raoswy i partacz - nie detonując fundamentów pojecia czym jest polityka. Nie ma takiej potrzeby.

A propos mianowania - jeśli mianuję konkretnego mężczyznę na rasowgeo faceta - nie oznacza to tego,że zmienia się definicja mężczyzny jako takiego.
Moje wyróżnienie nie musi zmieniać definicji pojęcia mężczyzna.


Z polem semantycznym spolegliwego nigdy nie miałam problemów - ale podaję Ci łapkę, powszechne mylnie rozumie się ten termin.
I tu zauważ ciekawą sprawę - ci co mylnie stosują to słowo - tworzą do niego swoją własną prywatną definicję znaczeniową.
Na zasadzie powielania głupoty szczęśliwej, ale kaleczą wlaściwe znaczenie.
Biksup Tokarczuk nigdy nie określiłby siebie politykiem - bo wysoka sprawność działań także politycznych - nie czyni z niego polityka. I nie sadzę, by miał tu inne zdanie na ten temat.
Ale to tak na marginesie.
Cieszy mnie co innego - doszliśmy do consensusu, że każdy ma prawo tworzyć swoje autorskie definicje, także na swoich blogach.
Selekcja wg centymetrów panów - ok, bo moja. Na ile to daje szanse na sensowny dialog o panach, na zestawienie kryteriów, sytuacji - to już całkiem inna bajka:-)
Ale co może obchodzić kontekst, sens?:-)))

wyrus pisze...

>nie-Istotna

"Definicje czytelne dla wszystkich i zweryfikowane w skali światowej "

Jasne. Dlatego pytam: jaka jest czytelna dla wszystkich i zweryfikowana w skali światowej definicja polityki? Nie da się stwierdzić, że moja definicja jest do dupy, kiedy się nie pokaże, jaka definicja jest właściwa.

***

"Biskup Tokarczuk nigdy nie określiłby siebie politykiem - bo wysoka sprawność działań także politycznych - nie czyni z niego polityka."

Super. A zatem - co czyni z człowieka polityka?

***

"I nie sadzę, by miał tu inne zdanie na ten temat."

Mnie nie interesuje zdanie Tokarczuka na ten temat. Podobnie jak nie przyznaję racji św. Tomaszowi z Akwinu, który sam zapewniał, że nie jest filozofem tylko teologiem. Chyba, że wyjdziemy od tego, co stwierdził Ortega y Gasset, a mianowicie, że Arystoteles to naukowiec, nie filozof (strasznie wielki to skrót jest) - być może coś takiego dałoby się odnieść i do Tomasza, ale tego nie wiem.

nie-Istotna pisze...

Hasła encyklopedyczne całkiem dobrze się mają - w zakresie - co to jest polityka i polityk. Identyczne, niezależnie od szerokości geograficznej.

Jeśli jest rozróżnienie to ze względu na funkcję, zadania, a nie klucz akcjologiczny, którym Ty się posługujesz.

Dla Ciebie polityk, to jedynie ten, który wg Ciebie jest super politykiem. Gdzie warto pamiętać o częstej pułpace stronniczych wartosciowań.
Dlatego ta definicja jest podwójnie stronnicza.
Stronniczość ruguje możliwość pojawienia się takiego pojęcia jakim jest definicja.

Sam dla siebie prywatnie - możesz zalać atencją wybranych polityków, ale w dyskusji z innymi- którzy po pierwsze nie znają Twej definicji, operują definicją bez skazy stronniczości - /bo na wartościowanie jest całe pole wskazań/ - no wiec w dyskusji z innymi mamy od startu rafy - sztuczne, z gipsu, ale rafy - które uniemożliwiają zestawienie optyk. Kochajacy farsę dialogu stawiają na to.
Twoja jest do dupy, bo jest owocem stronniczości jednego nazwiska - a więc co to za definicja? Pogląd, preferencje - to nie definicja.

Kody muszą być tożsmae, poglądy nie.

Co różni kapłana od rzemieślnika księdza?

Ależ ja doskonale wiem, że nie interesuje Cię zdanie biskupa, który określiby się duchownym, kapłanem, a nie politykiem.
Idąc takim tokiem rozumowania, - w dużym uproszczeniu - rewelacyjną kochankę też podciągniesz pod definicję, Twoją definicję polityka:-)))
Duchowny, baletmistrz, generał obrony przeciwchemicznej, miss świata - to też politycy, bo obdarzasz ich atencją, bo z takich czy innych powodów pasują:-)
Ja zatrzymam się na cudnej urody definicji mężczyzny z tymi 29 cm.
Bo ten ptzykład doskonale obnaża kaleki pomysł tworzenia planktonu prywatanych definicji.
Tytanowy argument, który nie musi do Ciebie trafiać. Co nie zmienia faktu, że jest argumentem.

wyrus pisze...

>nie-Istotna

"Hasła encyklopedyczne całkiem dobrze się mają - w zakresie - co to jest polityka i polityk. Identyczne, niezależnie od szerokości geograficznej."

OK, kumam, hasła encyklopedyczne. A o jakie encyklopedie chodzi? Libertariańskie? Komunistyczne? Socjaldemokratyczne? Monarchistyczne? Minarchistyczne? Jeszcze jakieś inne?

Idzie mi o to, że o ile co do znaczenia wielu terminów ludzie się nie spierają, to z drugiej strony jest masa terminów takich, co do znaczenia których zgody nie ma. Bocheński mówi, że filozofia to jak najbardziej nauka, z tym, że on podaje kryteria, którymi trzeba posłużyć się, aby powiedzieć, co to jest filozofia. Wolniewicz znowu powiada, że filozofia to żadna tam nauka. Nie mam pojęcia zatem o jakie encyklopedie chodzi. Ktoś zatwierdza te encyklopedie, jakiś urząd, czy jak? Mają homologację? Trzeba mieć licencję na wydawanie tych encyklopedii?

***

"Dla Ciebie polityk, to jedynie ten, który wg Ciebie jest super politykiem."

Nie, w ogóle nie o to chodzi. Dla mnie polityk to ktoś, kto chce uprawiać politykę, a nie przykrawać całe społeczeństwa do swoich wizji, choćby najszlachetniejszych. Nie mam pod ręką "O duchu praw" Monteskiusza, więc oprę się na Gottfriedzie Schrammie, który w książce "Pięć rozdroży w dziejach świata" napisał, że według Monteskiusza Anglia, jako jedyne duże państwo podniosła wolność do rangi bezpośredniego celu celu swojego funkcjonowania. Anglia nie zrobiła tego dzięki jakimś zasadom (i to jest wbrew projektom oświeceniowym) tylko dzięki "owocnej równowadze pochodzącej z wzajemnej gry egoizmów różnych grup społecznych".

Jeszcze raz przywołam Bernarda Cricka. On mówi, że ustanowienie ładu politycznego nie oznacza stworzenia JAKIEGOKOLWIEK ładu i ja uważam tak samo. Gdyby było inaczej, gdyby rację miały jakieś mityczne encyklopedie, to za politykę można by uznać to, co działo się w Związku Sowieckim, to, co dzieje się na Kubie i w Korei Północnej. Uznajesz to za politykę?

Bardzo jestem z siebie zadowolony, że wymyśliłem takie prościutkie pytanie, które okazało się ciosem nokautującym :-))

***

"operują definicją bez skazy stronniczości"

Definicja bez skazy stronniczości :-))) A co to takiego? Coś zbudowanego z tej samej materii, z której zbudowane jest neutralne światopoglądowo państwo? :-))

***

"Co różni kapłana od rzemieślnika księdza?"

Pojęcia nie mam. Moim zdaniem niezbyt dużo. Może kapłan więcej gra z młodzieżą na gitarze.

nie-Istotna pisze...

Stale robisz jeden błąd. Metodologiczny.
Mylisz po prostu pojęcia.

Ład polityczny to podkategoria polityki, jako większego zbioru.
Dla Ciebie to jeden pies.
Nawet sam ład w Twym przywołaniu jest wartościowany - a polityka, jej definicja to nie jakość uprawiania polityki.
Dlatego jest rozóżnienie dobra i parszywa polityka.
U Ciebie wykastrowało znacznik ujemny.
No masz fantazję i sobie wyskatrowałeś.
W Twej jaźni możesz, ale nie zmienia to faktu, że znacznik ujemny jest. I jest wręcz stale stosowany. Ty też stosujesz - pragnę przypomnieć.

I najlepszy kąsek - dajmy na to nominujesz na polityka kretyna. Masz prawo.
Partacza od jego migdałków po jądra - ale dla Ciebie to wirtuoz- polityk.
Jak sprawdza się stabilność takiej optyki, jej wiarygodność, narzędzia weryfikujące - nawet dla Ciebie samego?
Polityka nie pojawia się i nie znika wobec miłosnych wskazań.
Polityka to powłoka skórna, a dopiero RTG narządów wskaże, czy w tej strefie polityki można mówić o sprawnym funkcjonowaniu, o rokujących nazwiskach.

Lennik stronniczości zawsze zareguje na jej hasło jak diabeł na święconą wodę. To było nawet ładne:-)
Czym rózni się kapłan od partacza księdza.
Z kapłana Bóg nigdy nie zrezygnuje.
Iluzją jest zakładać, że decydentem jest tu człowiek.
Nie w tej "profesji"
Szef też podziękował niejednokrotnie tym z gitarami.
To tak - odpowiadając z wejściem w Twoją słodką konwencję fundowania answerów:-)