statsy

sobota, 26 kwietnia 2008

Traktat ateologiczny

Wracam do Traktatu ateologicznego Michela Onfraya, o której to książce pisałem w poprzedniej notce.

Onfray ma pretensje do Kanta. O to, że Kant celował w powściągliwej śmiałości, był rewolucjonistą w granicach prawa. Onfrayowi chodzi o to, że Kant niby to dobrze kombinował w stronę racjonalizmu, że chociaż jego "Krytyka czystego rozumu" na swych sześciuset stronach zawiera dość materiału wybuchowego, aby wysadzić w powietrze zachodnią metafizykę, to filozof wzdragał się jednak przed podpaleniem lontu. A przecież należało jeszcze postawić kropkę nad "i": jeden z tych światów - rozum - winien był ogłosić supremację nad drugim - wiara. Kantowska analiza oszczędziła jednak wiarę. Rozum, uznając te dwa światy za rozdzielone, wyzbył się części swoich praw, a wiara i religia ocalały. Kant mógł więc postulować (tyle stron i tak marny rezultat: być nadal zmuszonym do postulowania jak byle suplikant!) Boga, nieśmiertelność duszy i wolną wolę - trzy filary każdej religii. (wszystkie wytłuszczenia moje).

Onfray jest o niebo radykalniejszy od Kanta: Z jakiej racji mielibyśmy się zatrzymać w pół drogi? Jeśli trzeba koniecznie coś postulować, postulujmy lepiej nieistnienie Boga, nieśmiertelnej duszy i wolnej woli!

I ostatni fragment dotyczący Kanta:

Jeszcze jeden wysiłek, aby Oświecenie zajaśniało pełnym blaskiem. Więcej Oświecenia, Oświecenia bardziej radykalnego i światłego! Bądźmy kantystami wbrew Kantowi, zdobądźmy się na odwagę, do której nas zagrzewa, choć sam pozwolił się onieśmielić: to zapewne matka Kanta, surowa pietystka, kierowała ręką syna, gdy spisywał konkluzję "Krytyki czystego rozumu", rozbrajając wybuchowy potencjał wielkiego dzieła.

Onfray ma rację i nie pisze niczego nowego (aczkolwiek dobrze napisane są te kawałki). Bocheński dawno mówił, że Kant zamiast filozofować, produkował kolejny system światopoglądowy, a Bryan Magee stwierdził: Kant stworzył jednak niewątpliwie (choć pozostało to niezauważone w stopniu, który nigdy nie przestał mnie zdumiewać) racjonalne uzasadnienie wierzeń religijnych, które otrzymał dorastając.

Podkreślam wszystkie wzmianki o wolnej woli, bo kwestia woli jest kwestią ważną, w miarę czytania książki coraz ważniejszą. Onfray uważa, że to, iż we francuskich sądach sędzia nie może wydać wyroku pod zawieszonym na ścianie krucyfiksem, wersetem Tory czy koraniczną surą oraz to, że kodeks cywilny i kodeks karny podkreślają niezależność prawa od religii i Kościoła to tylko pozory. We francuskim prawodawstwie nie znajdziemy ani jednej ustawy, zapisu czy prawa kolidującego w zasadniczy sposób z zaleceniami katolickiego, rzymskiego, apostolskiego Kościoła. Brak krzyża na sali rozpraw nie jest jeszcze dostatecznym gwarantem autonomii prawa wobec religii.

Co Onfrayowi przeszkadza w prawie zgodnym z zaleceniami katolickiego, rzymskiego, apostolskiego Kościoła? Czytamy dalej:

Fundamenty logiki prawnej wyrastają z pierwszych linijek Księgi Rodzaju. Stąd żydowska (Pentateuch) i chrześcijańska (Biblia) genealogia francuskiego kodeksu cywilnego. Aparat, technika, logika i metafizyka prawa pochodzą w prostej linii od urojonych wyobrażeń pierwotnego raju: człowiek jest wolny, czyli odpowiedzialny za swoje czyny, a więc potencjalnie winny. Jednostka, ponieważ jest obdarzona wolnością, może dokonywać świadomych wyborów. Każdy czyn stanowi przeto następstwo swobodnej decyzji wolnej, jawnej i dobrze poinformowanej woli.

I co takiego strasznego wynika z teorii o wolnej woli? Otóż przyjęcie istnienia wolnej woli legitymizuje działania represyjne.

OK, przechodzimy do przykładów, a Onfray nie obcyndala się i egzemplifikuje tak, że iskry lecą:

Trybunały obywają się bez symboli religijnych, ale kierują się religijną metafizyką. Gwałciciel dzieci jest wolną jednostką, może swobodnie wybierać między normalnym stosunkiem seksualnym z dorosłym partnerem, który wyraził na to zgodę, a zatrważającą przemocą niszczącą psychikę ofiary. Obdarzony sumieniem i wolną wolą, rozważywszy na zimno obie możliwości, świadomie decyduje się na przemoc i gwałt! Sąd, wysłuchawszy pobieżnie jego zeznań, wymierzy karę: pośle go do więzienia, gdzie przestępca zostanie prawdopodobnie zgwałcony na dzień dobry, gnić będzie długie lata w celi, aż w końcu odzyska wolność, nie uwolniwszy się jednak od choroby, która go trawi.

Kto przystałby na to, aby zamykać w szpitalu mężczyznę lub kobietę z rozpoznanym rakiem mózgu - przypadłością, która w równie znikomym stopniu jest następstwem świadomego wyboru co skłonności pedofilskie? Kto zgodziłby się na to, by taką osobę wsadzić do celi, wydawać na pastwę represyjnej przemocy towarzyszy niedoli utrzymywanych w etologicznej dzikości przymusowego odosobnienia? Kto zaakceptowałby pozostawienie takiego człowieka bez opieki, terapii, pomocy medycznej, i to przez dziesiątki lat, czasem aż do śmierci? Kto? Odpowiedź jest bardzo prosta: wszyscy, którzy napędzają sądowniczą maszynę, nie zastanawiając się, czym jest, w jaki sposób działa i jaką rolę spełnia to urządzenie znalezione u bram rajskiego ogrodu.

I już na koniec:

Maszyna Kafkowskiej kolonii karnej pracuje codziennie w europejskich Pałacach Sprawiedliwości i przyległych zakładach karnych. Wolną wolę i swobodny wybór Zła przed Dobrem zakłada się, aby móc się posługiwać takimi pojęciami, jak odpowiedzialność, wina czy kara. Założenie to opiera się jednak na myśleniu magicznym, głuchym na ustalenia Freudowskiej psychoanalizy i pochrześcijańskiej filozofii, niedostrzegającym potęgi uwarunkowań nieświadomych, psychologicznych kulturowych, społecznych, rodzinnych, środowiskowych...

Tyle na temat tego, że Onfray i jemu podobni zwalczają religię powodowani miłością do bliźnich, którzy dali się uwieść teistycznym bajdurzeniom i, omamieni bajkami dla dzieci, w przeciwieństwie do ludzi dorosłych zatracają się w rojeniach zamiast starać się przeżyć życie w sposób najpiękniejszy i najpełniejszy z możliwych.

Nicpoń nic a nic nie przesadza - to rzeczywiście jest wojna. Ale w imię czego?

14 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Wyrusie,

cytujesz: "Założenie to opiera się jednak na myśleniu magicznym, głuchym na ustalenia Freudowskiej psychoanalizy i pochrześcijańskiej filozofii, niedostrzegającym potęgi uwarunkowań nieświadomych, psychologicznych kulturowych, społecznych, rodzinnych, środowiskowych..."

Przed oczyma mam post sociala z S24 na temat polityki karnej. Gosc zaczal od stwierdzenia, ze od lat trzydziestych ubieglego wieku w Szwecji dominuje przekonanie, ze przestepca nie jest calkowicie odpowiedzialny za swoj czyn, ze spoleczenstwo to uwarunkowalo, ze trudne dziecinstwo, itd., itp., czym tlumaczy sie liberalne wieziennictwo.

Orientujesz sie moze, ktory filozof po raz pierwszy wpadl na ten pomysl, ze wolna wola nie istnieje, wzglednie, kto taki zdolal tenze poglad do tego stopnia rozpropagowac, ze dzis jest on ujety w prawie - mysle o ograniczeniach w prawie do obrony koniecznej, dostepie do broni i last but not least bana na kare smierci?

Pozdrawiam serdecznie

szmatola

wyrus pisze...

> szmatola

Mocnym deterministą jest Spinoza. Według niego nie tylko nie ma wolnej woli, albo jest ona jedynie tym, co istnieje z konieczności swej natury, ale nawet bóstwo nie działa mając wolną wolę. Spinoza to kawał gościa, rzetelnie zbudował cały swój system. Gdyby jednak ktoś próbował ratować gwałcicieli dzieci powołując się na Spinozę to bym tego kogoś wyśmiał. Przy okazji - patrz, co Ćwiąkalski wyprawia. To jest wojna.

Pozdro.

Anonimowy pisze...

Wyrusie,
no tak, ale to przecież Korwin-Mikke jest żyjącym złudzeniami fantastą i cała ta jego oszołomska brać. Ludzie poważni nie myślą magicznie nic a nic i tak jak ten cwaniak, którego cytowałeś, patrzą na świat bez różowych okularów, takim, jakim on jest.

Czas na działania w realu.

Anonimowy pisze...

W imię czego pytasz ? Ano w imię władzy, w imię "kierownikowania" kulą ziemską.

"Potęga uwarunkowań nieświadomych" - to jest to. To jest kult lewacko pojmowanej kompetencji. Ci, którzy rozumieją te uwarunkowania w stopniu najwyższym powinni rządzić tymi, którzy ich nie rozumieją. Czyli na pewno nie powinno się urządzać świata po "prawicowemu", bo prawica pluje na te uwarunkowania, tylko trzyma się kurczowo tak skompromitowanych pojęć jak wolna wola i odpowiedzialność.

Lewica chce zdjąć z ludzi odpowiedzialność a ceną za to jest pluszowe niewolnictwo. Taki to deal.

Pozdro,
Timmy

wyrus pisze...

> Timmy

To prawda. Ale patrz, mnożą się książki, w których autorzy napierdalają na religię, że to źródło zła, że wojny religijne, że inkwizycja, że 11 września, że nietolerancja, że krzyże w przestrzeni publicznej itd. Quasi w salonie24 wysmażył elaborat o katofundamentalizmie i zapowiada kolejny zbiór cytatów o katoagresji. Ile to kombinowania po to, żeby przemycić to, o co naprawdę chodzi. Onfray w tym swoim "Traktacie" pojechał w sposób najbardziej otwarty, a i tak np. na www.racjonalista.pl w komentarzach pod recenzją z tej książki chłopaki jarają się jedynie tym, jaka to religia chujowa i jak fajnie jest być ateistą - w ogóle nie łapią, o co idzie gra.

Pozdro.

Anonimowy pisze...

Co do Quasiego, to mam trochę inne zdanie. Ten facet wygląda naprawdę na takiego, który boi się jakiegoś fundamentalistycznego terroru. Ma jakąś ciężką schizę; to zalinkowane kartoflisko, którym nas raczy, podszyte jest straszliwym tchórzem. Ta katoagresja to jego konik - kolekcjonuje najlepsze teksty Nicka z jakąś perwersyjną pieczołowitością, on naprawdę się boi, że ktoś mu natrzaska różańcem po pysku.

Myślę, że Quasi - w odróżnieniu od takiego nameste - wcale nie marzy o jakimś "ogólnie" lepszym świecie. Marzy raczej o świecie, w którym jemu będzie dobrze; no nie wiem - świecie, w którym będzie mógł bez strachu np. jeść psie kupy, czy coś w tym rodzaju. Jest klasycznym pożytecznym idiotą; odwala kawał dobrej, gównianej roboty, której nameste by się nie podjął, bo by się po prostu wstydził. Ale kibicować, to mu na pewno kibicuje.

A w tę katoagresję, to - sądzę - nikt oprócz niego nie wierzy, nawet najcięższe pomioty. No może ew. jeszcze pandada, ale ten koleś to wiecznie najarany jest więc trudno w sumie być pewnym, kiedy mówi na poważnie.

Pozdro,
Timmy

wyrus pisze...

> Timmy

Może i tak, może Quasi rzeczywiście boi się katolskiego terroru. To by oznaczało, że jacyś bardziej kumaci goście umieli tak zrobić, żeby tacy jak Quasi bali się cholernego fundamentalizmu.

Śmieszne jest to, że taki np. Sierakowski robi jakieś deale z Kościołem, choćby w Gnieźnie, gdzie w tamtym roku wymiatał na trzydniowej imprezie pt. "Człowiek drogą Europy. Jak uczynić świat bardziej ludzkim." a później z jakimś biskupem i innym księdzem w radiu dyskutował , co słyszałem :-) Jutro zatem jeszcze rewolucja nie wybuchnie, taka, jak w Meksyku, kiedy klechów skracali o głowy. Teraz będzie inna rewolucja :-)

Wrzuciłem swoje omówienie książki Onfraya na racjonalista.pl, zobaczymy, co będzie: http://www.forum.ateista.pl/showthread.php?t=4105

Pozdro.

Anonimowy pisze...

To jest cholernie zasadnicza kwestia: co to za "kumaci goście" kręcą tym wszystkim, że takie quasiątka boją się katoagresji i jeszcze myślą, że sami na to wpadli ?

Michalkiewicz wierzy na ten przykład w jakieś kilka "ośrodków", które wypowiedziały wojnę cywilizacji i "psują" morale białego człowieka. Ziemkiewicz pisze o "roju".

A pamiętasz "różową księgę" w NCzasie, gdzie demaskowano lewacką propagandę w pozornie neutralnych przedsięwzięciach ? Ja myślę, po części odpowiadając na pytanie Nicka o prawicową aktywność w realu, że tutaj dostajemy w dupę aż się kurzy. Tego jest masa, to jest po prostu lewacka kanonada. Popatrz na takiego Szymona Majewskiego; facet jedzie bez wytchnienia, w każdym programie, w każdej jego sekundzie.

Jeśli świat dzieli się na sferę ideolo i nie-ideolo, to o ile ideolo dzielimy z lewakami mniej więcej po równo, to nie-ideolo oddaliśmy bez walki. Zobacz, co się dzieje z takim Gibsonem. Oni by go najchętniej powiesili na najbliższej latarni. A dlaczego ? Bo wlazł na ich teren, sączy prawicowe ideolo w pozornie neutralnym przekazie. Ja myślę, że to trzeba robić. Chociażby pisać o szachach ;-)

Timmy

Anonimowy pisze...

Jajeczną książkę wziąłeś sobie na warsztat. Porównywanie tego gościa do Woleńskiego czy Chwedeńczuka to czyn tak plugawy, że przy nim myk Adama i Ewy to nic nie znacząca sprzeniewierka wobec bóstwa, które stworzyło świat, w którym możliwy jest ichniejszy myk.

Pozdrawiam

wyrus pisze...

> Timmy

Pewnie, pisać trzeba. Niech każdy może jak orze (tak ma być: może jak orze) :-)

Pozdro.

wyrus pisze...

> Bartek (ex-DB)

Wziąłem na warsztat książkę, która jest świeża i dość głośna. Z jednej strony nie boję się brać na warsztat książek lepszych, ale z drugiej strony nie widzę powodu, dla którego miałbym oszczędzać taki "Traktat ateologiczny".

Co do tego porównania Onfraya do Woleńskiego i Chwedeńczuka. Napisałem, że nawet ateistyczne chłopaki na racjonalista.pl twierdzą, iż Onfray to ani Woleński ani Chwedeńczuk. A porównywać można wszystko ze wszystkim, aby przytomnie. Swinburne w książce "Czy istnieje Bóg?" (Is There a God?) pisze tak:

"Z teoriami naukowymi, bronionymi w tych książkach, dyskutuję stosunkowo niewiele i moge tylko podziwiać głębię fizykalnych intuicji Hawkinga oraz jasność wypowiedzi Dawkinsa. Książki te jednak sugerują, jakoby zawarte w nich teorie naukowe wskazywały, iż nie istnieje żaden Bóg w jakikolwiek sposób zaangażowany w podtrzymywanie świata. Autorzy ci jednak nie są zbyt dobrze zaznajomieni z dyskusjami filozoficznymi; często też brak im świadomości, w jakim zakresie ich poglądy, dotyczące Boga, narażone są na krytykę."

Swinburne jest bardzo dżentelmeński, ale trafia dobrze, bo o to właśnie chodzi - o to, kto w jakim celu co robi i jaką ma erudycję w dziedzinie. A tak naprawdę to chodzi o to, że rzecz cała preparowana jest w ten sposób, aby ludziom kompletnie się te dziedziny popierdoliły.

***

Bartek, mam prośbę. W "Granicach niewiary" Woleński pisze o dowodzie Benedieka. Chodzi o tekst "Logiczna struktura na istnienie Boga", który jest w książce "W kierunku formalizacji tomistycznej teodycei" pod redakcją Nieznańskiego. Książkę prędzej czy później zdobędę, ale może masz jakąś linkę do tego Benedieka, co?

I druga prośba (patrz, jak się rozbujałem) - w którym tomie "Historii filozofii" Coplestona jest o Rousseau?

Pozdro :-)

Anonimowy pisze...

"Bartek, mam prośbę. W "Granicach niewiary" Woleński pisze o dowodzie Benedieka. Chodzi o tekst "Logiczna struktura na istnienie Boga", który jest w książce "W kierunku formalizacji tomistycznej teodycei" pod redakcją Nieznańskiego. Książkę prędzej czy później zdobędę, ale może masz jakąś linkę do tego Benedieka, co?"

Nie, nie mam.

"I druga prośba (patrz, jak się rozbujałem) - w którym tomie "Historii filozofii" Coplestona jest o Rousseau?"

Po mojemu, to w VI - "Od Wolffa do Kanta".

Pozdrawiam

wyrus pisze...

> Bartek (bd)

OK. Dzięki i pozdro.

Anonimowy pisze...

serwus. Słyszałeś o tym odcinku "South Parku" z Dawkinsem? Podobno ubaw:-)

Andrzej-Łódź