statsy

środa, 5 sierpnia 2009

Czym się różnią od siebie wzajemnie ci wszyscy różniący się między sobą ludzie

Prawacki konserwatysta
Chce przymusić wszystkich, aby dawali kasę na wojsko i policję, a także na krzewienie wartości narodowych. Wojsko jest mu potrzebne do obrony przed Ruskimi, a policja do łapania bandziorów oraz do tego, żeby przymuszać wszystkich do oddawania kasy na wojsko i policję, a także na krzewienie wartości narodowych. Prawacki konserwatysta nie boi się nowych idei, owszem, niektóre z nich uważa za znakomite, aczkolwiek tylko te, które nowymi ideami były przed wiekami i przez wieki sprawdziły się znakomicie. Ma Wielki Plan, który uważa za najlepszy i chce, aby wszyscy byli przymuszeni do realizowania tego Planu.

Libertariański pojeb
Nie chce przymuszać nikogo do niczego i nie chce, aby jego ktoś przymuszał. Nie ma żadnego Wielkiego Planu. Uważa, że ludzie dopuszczają się grzechu zaniedbania rezygnując z dobrodziejstw dobrowolnej współpracy.

Ciotka Matylda, czyli demokrata, "liberał" i socjaldemokrata
Chce, aby wszyscy byli przymuszani do wszystkiego i wszyscy na wszystko oddawali kasę. Nie ma Wielkiego Planu, natomiast jak świnia grzmotu słucha kierowników kuli ziemskiej, którzy Wielki Plan mają. Wierzy we wszystko, co mu kierownicy kuli ziemskiej do wierzenia podadzą, nawet w takie rzeczy, które kierownicy kuli ziemskiej wprowadzają po to, żeby testować zachowania Ciotek Matyld, a czasami nawet porobić sobie z Ciotek Matyld jaja, jak np. przestawianie czasu co pół roku.

________________________________________________

Ten tekścik jest tylko brykiem z bryku z bryku ze skryptu i, jako taki, wymaga dalszego opracowania.

19 komentarzy:

smootnyclown pisze...

a kiedy zapodasz ten tekścik o naturze ludzkiej?:)

Anonimowy pisze...

Wyrusie,
Dmowski napisał onegdaj takie zdanko:
"Jesteśmy, jak organizm ze sparaliżowanymi ośrodkami, zdolny tylko do odruchów, do bezplanowego i bezsensownego wierzgania we wszystkie strony, który tym szamotaniem się sam jeszcze swoje siły coraz bardziej wyczerpuje".
Ono pasuje do tego, coś o liberalnych pojebach napisał.
A od "wierzgającego bezładnie organizmu ze sparaliżowanymi ośrodkami" do Ciotek Matyld jest już tylko krok.
A jak ciotki Matyldy, to i kierownicy kuli ziemskiej w tle.
To wydaje się jakoś nieuchronne- odejście od samodyscypliny i ograniczeń konserwatywnych skutkuje popadnięciem w niewolę, ograniczenia totalne i nie samodyscyplinę a wręcz pruski dryl.
Pytanie- czy konserwatysta może się (w sensie wywiedzenia źródła owego "może" a nie potencji) bronić przed liberalnymi pojebami, którzy wszak ciagną ze soba na dno wszystkich, a nie tylko siebie, jak twierdzą. Może?
Czy ja mogę chcieć ograniczenia czyjejś wolności dlatego, że realizację tej cudzej wolności widzę nie jako czyjś jednostkowy bład/złą decyzję (do której zainteresowany ma prawo i mi nic do tego), ale jako realne wciaganie w bagno wszystkich niezainteresowanych?

Lecę!

Anonimowy pisze...

Wyrusie,
coś mi przyszło do głowy podczas przygotowywania umów z dzierżawcami.
Tak sobie pomysłałem- dlaczego prawica/konserwatyzm to realna wolność a te wszystkie liberalizmy, choć obgadane w wolności na amen, to tak naprawdę zmniejszająca się z roku na rok sfera wolności?
Otóż, konserwatyzm/prawica wychodząc z założenia, że człowiek ma naturalną zdolnośc do czynienia zła, więc te jego złe instynkty należy kiełznać. Stąd prawica/konserwatyzm to *zakaz*.
Liberalizm zaś to "prawo do".
Na konserwatywne "nie kradnij" liberał ma "prawo własności" (cholernie kulawe i jak widac po bitkach internetowych do dziś nie ma konsensusu co do tego prawa własności). A "nie kradnij" jest jasne jak słońce.
I teraz- ludzie mają naturalną skłonność do tego, by zakres zakazów nie był zbyt duży. Niechętnie sobie czegoś zakazujemy.
Chętnie zaś przyznajemy sobie prawa. Prawo do życia, prawo własności (niechby i sensowne i sprawiedliwe) skutkują tym, że za chwilę ktoś sobie przyznaje prawo do życia na zasiłku, albo do bezpłatnej edukacji (he he).
Stąd społeczeństwa konserwatywne (tu przedrewolucyjne) cieszyly sie de facto znacznie większą ilościa wolności.

Pozdro

P.S. przygotowywanie umów jakoś mi się z tym zazębiło.

wyrus pisze...

> smootnyclown

Tekścik o naturze ludzkiej to nie ja zapowiedziałem, tylko Bartek (BD).

Pozdro :-)

wyrus pisze...

> AMN

W kwestii słów Dmowskiego. Oczywiście jak się postrzega społeczeństwo jako jakiś tam organizm, który może funkcjonować "prawidłowo" albo "nieprawidłowo", to się wydaje arbitralne sądy o tym, czy ten organizm bezsensownie wierzga, czy nie wierzga.

Po drugie - jeśli chodzi o pojebów, to pisałem o libertarianach, nie o liberałach. "Liberałowie" są ciotkami Matyldami.

***

"dlaczego prawica/konserwatyzm to realna wolność a te wszystkie liberalizmy, choć obgadane w wolności na amen, to tak naprawdę zmniejszająca się z roku na rok sfera wolności?"

Dlatego, że to nie są żadne liberalizmy i z tego powodu ja pisząc "liberał" biorę te słowa w cudzysłów.

***

"Na konserwatywne "nie kradnij" liberał ma "prawo własności"

Dobra, więc konserwatysta CZEGO zakazuje kraść? Mnie się wydaje, że można ukraść tylko takie coś, co jest własnością kogoś innego. Żeby ludzie wiedzieli, co to znaczy kraść, muszą rozumieć pojęcie własności. No bo jak inaczej?

***

"Chętnie zaś przyznajemy sobie prawa. Prawo do życia, prawo własności (niechby i sensowne i sprawiedliwe) skutkują tym, że za chwilę ktoś sobie przyznaje prawo do życia na zasiłku, albo do bezpłatnej edukacji (he he)."

Jak najbardziej tak właśnie jest. Natomiast libertarianom nie chodzi o semantykę, o przyznawanie sobie jakichś praw, w tym naturalnych. Zauważ jedną rzecz - jeśli ktoś wyegzekwuje swoje "prawo" do zasiłku, to znaczy, że aby sfinansować swój zasiłek musiał komuś drugiemu coś zabrać. A co mu zabrał? WŁASNOŚĆ :-)

***

"społeczeństwa konserwatywne (tu przedrewolucyjne) cieszyły się de facto znacznie większą ilością wolności. "

Z pewnością. Toż nawet Wolter, kiedy do Anglii spylił, zachwycał się tym, jak wielką wolnością cieszą się Anglicy. Co więcej - przyznał to nawet Tadeusz Żeleński Boy w swojej nocie "Od tłumacza" do "Kandyda".

Pozdro.

Anonimowy pisze...

Wyrusie,

"W kwestii słów Dmowskiego. Oczywiście jak się postrzega społeczeństwo jako jakiś tam organizm, który może funkcjonować "prawidłowo" albo "nieprawidłowo", to się wydaje arbitralne sądy o tym, czy ten organizm bezsensownie wierzga, czy nie wierzga."

To się, wbrew pozorom nie kłoci z jednostką. Natomiast organiczność społeczeństw jest faktem, to nie kwestia postrzegania ale faktów właśnie. A jeśli istnienie społeczeństwa jako organizmu (nie ważne teraz, czy ten organizm działa na zasadzie dobrowolnej, czy wszystkie składowe zostały do niego zapędzone knutem) jest faktem, to i mozna ten organizm oceniać. Czy działa dobrze (tj. w interesie swoich składowych), czy źle, czy wierzga bezładnie, czy jest ekspansywny, czy może się zwija.

"Po drugie - jeśli chodzi o pojebów, to pisałem o libertarianach, nie o liberałach. "Liberałowie" są ciotkami Matyldami."

No fakt. Ale nie jestem pewien, czy to taka wielka różnica.

"Dlatego, że to nie są żadne liberalizmy i z tego powodu ja pisząc "liberał" biorę te słowa w cudzysłów."

I tu mamy rozdźwięk, bo coraz bardziej skłaniam się ku tezie, że to są właśnie liberalizmy. Liberalizmy w praktyce. W tym sensie, że teoria jest tak nieprzystawalna do rzeczywistości, że podczas realizacji daje właśnie takie owoce, jakie nazywamy "liberalizmem" lub leberalizmem. Zauważ, że to tłumaczenie ("to żaden liberalizm") jest dokładnie takie samo, jak to co próbują nam wciskac komuchy- "Stalin to żaden komunista, to w ogóle nie jest żadna lewica- to są WYPACZENIA".
Moim zdaniem słabośc wolnościowych ideologii własnie w tym sie zasadza, że ich realnym skutkiem są wyłacznie wypaczenia, jak w komunizmie. Idea sobie, a real sobie.

"Dobra, więc konserwatysta CZEGO zakazuje kraść? Mnie się wydaje, że można ukraść tylko takie coś, co jest własnością kogoś innego. Żeby ludzie wiedzieli, co to znaczy kraść, muszą rozumieć pojęcie własności. No bo jak inaczej?"

Ano mozna. Ludzie świetnie sobie dawali rade przez tysiące lat bez sformalizowanej definicji prawa własności. I mam wrazenie, że ich własność była jakby bezpieczniejsza. Z tej prostej przyczyny, że ludzie (a i zwierzęta) dzielą rzeczy na "moje i nie moje". Kradzież jest więc wtedy, gdy ktos zabiera moje. Niezaleznie w sumie od tego, jak to *moje* zostało wywiedzione i skąd.

"Jak najbardziej tak właśnie jest. Natomiast libertarianom nie chodzi o semantykę, o przyznawanie sobie jakichś praw, w tym naturalnych."

Ależ chodzi. Jeśli za dogmat uwazają, że np. mają prawo do zycia, to z czego niby to wywodza jeśli nie z chciejstwa? OK, gdyby to było motywowane religijnie, to by miało jakiś sens, bo to zupełnie inna kategoria. Ale z natury nic takiego nie wynika. Wręcz przeciwnie wynika, że można byc zabitym w dosłownie kazdej chwili. Czy to przez dzikie zwierze, czy innego hominida.

"Zauważ jedną rzecz - jeśli ktoś wyegzekwuje swoje "prawo" do zasiłku, to znaczy, że aby sfinansować swój zasiłek musiał komuś drugiemu coś zabrać. A co mu zabrał? WŁASNOŚĆ :-)"

Niby tak. Ale nie do końca. Jeśli bowiem zdefiniujemy WŁASNOŚĆ jakoś tam, to nie ma się co dziwić, że kto inny będzie ją chciał zredefioniować tak, jak mu wygodnie. To jest rozmywanie u podstaw. *Wlasność* wymaga de facto zewnętrznego strażnika. *Moje* jest zaś to, co mam, co realnie uda mi sie posiąść i utrzymać. A to juz zupełnie inna optyka. Wbrew pozorom.

"Z pewnością. Toż nawet Wolter, kiedy do Anglii spylił, zachwycał się tym, jak wielką wolnością cieszą się Anglicy. Co więcej - przyznał to nawet Tadeusz Żeleński Boy w swojej nocie "Od tłumacza" do "Kandyda"."

Z Wolterem nigdy w sumie nie wiadomo, kiedy pisał na poważnie, a kiedy robił zlecenia.

Pozdro

wyrus pisze...

> AMN

Na razie, na szybko, odpiszę tylko w jednej kwestii i wrócę do czytania Twojego komentarza :-)

""Po drugie - jeśli chodzi o pojebów, to pisałem o libertarianach, nie o liberałach. "Liberałowie" są ciotkami Matyldami."

No fakt. Ale nie jestem pewien, czy to taka wielka różnica. "

Może wielka, może niewielka. W każdym razie jest to różnica między Sadurskim i galopującym majorem, a hr Ponimirskim i mną :-))

wyrus pisze...

> AMN

W drugiej kwestii. Krótko: liberał - Adam Smith, ale nie Wojciech Sadurski. Tyle.

wyrus pisze...

> AMN

"Moim zdaniem słabośc wolnościowych ideologii własnie w tym sie zasadza, że ich realnym skutkiem są wyłacznie wypaczenia"

OK, to podaj jeden przykład na to, jak wypaczyła się społeczność libertariańska :-))

wyrus pisze...

> AMN

"Ludzie świetnie sobie dawali rade przez tysiące lat bez sformalizowanej definicji prawa własności."

Być może :-) Natomiast i tak wszystko kończy się na takim czy innym prawie, bo ludzie potrzebują klarownego prawa. A żeby prawo w kwestii własności/kradzieży było klarowne, musi wiedzieć, co to jest własność.

wyrus pisze...

> AMN

W kwestii tego, jak kombinują libertarianie:

"Ależ chodzi. Jeśli za dogmat uważają, że np. mają prawo do życia, to z czego niby to wywodzą jeśli nie z chciejstwa? OK, gdyby to było motywowane religijnie, to by miało jakiś sens, bo to zupełnie inna kategoria. Ale z natury nic takiego nie wynika. Wręcz przeciwnie wynika, że można byc zabitym w dosłownie każdej chwili. Czy to przez dzikie zwierze, czy innego hominida."

Libertarianie nie uważają, że mają jakieś prawo do życia czy prawo do własności. Libertarianie specjalnie nie powołują się na prawa nadane ludziom przez Boga (gdybyś wskazał autorów powołujących się na prawa Boskie to chętnie ich poczytam). Owszem, niektórzy, jak Rothbard, powołują się na prawa naturalne, ale inni, jak Mises, odrzucają prawa naturalne. Mówiąc najogólniej, libertarianie chcą, żeby ludzie się w pewnych kwestiach dogadali, bo innej drogi nie ma. Niezależnie od tego, czy jest Bóg i Jego prawa czy nie ma, czy są prawa naturalne czy ich nie ma, to i tak ludzie muszą się w tej kwestii dogadać. Np. w kwestii tego, że karzemy za morderstwo, za kradzież i za gwałt. To świadczy o tym, że libertarianie twardo chodzą po ziemi i nie zrzucają odpowiedzialności za to, jak żyją ludzie, na kogoś innego poza ludźmi. Co nie oznacza, że libertarianie to są chuje łobate, które w Boga nie wierzą :-)

wyrus pisze...

> AMN

"Jeśli bowiem zdefiniujemy WŁASNOŚĆ jakoś tam, to nie ma się co dziwić, że kto inny będzie ją chciał zredefioniować tak, jak mu wygodnie. To jest rozmywanie u podstaw. *Wlasność* wymaga de facto zewnętrznego strażnika. *Moje* jest zaś to, co mam, co realnie uda mi sie posiąść i utrzymać. A to juz zupełnie inna optyka. Wbrew pozorom."

OK. Więc ponawiam swoje pytanie: Kradzieży CZEGO zakazują konserwatyści, jeśli nie idzie o własność?

Anonimowy pisze...

Wyrusie,
teraz na szybko i do fragmentu. Reszta późno w nocy albo jutro.
Tylko to:
"W każdym razie jest to różnica między Sadurskim i galopującym majorem, a hr Ponimirskim i mną :-))"

Jest ogromna róznica miedzy Hrabią i Tobą a Sadurszczakiem i Majorem. Dlatego ja was mam za dokładnie takich samych liberałów, jak z Bartka exDB poganin ;-)
W skrócie, takie z was liberały, jak z koziej dupy trąba. Normalne zdrowe na umyśle prawicowe z was chłopaki. Ot co!

Trzymaj się!

Bartek (BD) pisze...

"Tekścik o naturze ludzkiej to nie ja zapowiedziałem, tylko Bartek (BD)".

No, właśnie, ja. Tekst jest ukończony w 3/4. Zmuszam się do napisania ostatniej części. Całość chcę powiesić przed 15 sierpnia. Potem mnie nie będzie.

Pozdrawiam

wyrus pisze...

> AMN

"Z Wolterem nigdy w sumie nie wiadomo, kiedy pisał na poważnie, a kiedy robił zlecenia. "

Najmniejszego znaczenia nie ma to, czym powodowany był Wolter piszący to, co napisał. Istotne jest tylko to, że napisał, co napisał. W końcu każdy w miarę kumaty człowiek, który coś tam przeczytał, widzi różnicę między Francuzami a Anglikami. Francis Lieber w "Anglican and Gallican Liberty" (pierwodruk w gazecie z Połudnowej Karoliny z roku 1849) pisze tak:

"Wolności galijskiej poszukuje się w rządach, czyli, zgodnie z anglikańskim punktem widzenia, poszukuje się jej w złym miejscu, tam gdzie nie sposób jej znaleźć. Konieczną konsekwencją galijskiego poglądu jest to, że Francuzi dopatrują się najwyższego stopnia cywilizacji politycznej w organizacji, to znaczy w najwyższym stopniu ingerencji władzy publicznej. Kwestię, czy ingerencja będzie despotyzmem czy systemem wolności, rozstrzyga jedynie fakt, kto ingeruje, i w interesie jakiej klasy, podczas gdy w świetle poglądu anglikańskiego ta ingerencja zawsze byłaby bądź absolutyzmem, bądź ustrojem arystokratycznym, a współczesna dyktatura ouvriers jawiłaby się nam jako bezwzględna arystokracja ouvriers."

Na tym kończę odniesienia do Twojego komentarza. Smakuję takie jedno wino z Hiszpanii i lekko się spiłem :-)

smootnyclown pisze...

wyrus,
kilka drobiazgów:
- zapodaj mi link na blog Bartka w takim razie, bo chciałbym sobie i tam poczytać:)
- hrabia to nasz anarchol jest przecież:)

wyrus pisze...

>smootnyclown

1. Link do bloga Bartka:

http://heavy66metal.blogspot.com/

Poczytaj sobie Jego teksty.

2. No Hrabia to anarchol, a jak inaczej??

Pozdro.

Jacek Jarecki pisze...

W pewnym sensie jest to mój tekst o kurze :)

Unknown pisze...

Kurczę, chyba jestem libertariańskim pojebem! :)

zazajana.blogspot.com