statsy

czwartek, 17 września 2009

Czy dzisiaj śmiejemy się z de Saint-Pierre'a?


Państwo Boże osiemnastowiecznych filozofów [The Heavenly City of the Eighteenth-Century Philosophers] zostało wydane w roku 1932. Książka została dobrze przyjęta, ale, jak pisze w Przedmowie Johnson Kent Wright, w dwudziestowiecznej interpretacji myśli osiemnastowiecznej wkrótce zapanowała przeciwstawna tendencja, za co była odpowiedzialna w wielkim stopniu inna ważna praca poświęcona oświeceniu, która ukazała się w 1932 roku, a której liberalny autor jak na ironię wychodził z zasad niezbyt odległych od Beckerowskich. Chodzi o Die Philosophie der Aufklärung Ernsta Cassirera (przy okazji - w drugim tomie Filozofii XX wieku Tadeusz Gadacz poświęca Cassirerowi obszerny tekst, na stronach 131-204). Wright pisze dalej tak: Podczas gdy Becker chciał cisnąć oświecenie na historyczny śmietnik, Cassirer, który pisał w atmosferze nadciągającej nazistowskiej burzy, wzywał do ochrony jego wartości i celów.

Carl Lotus Becker (fotka stąd)

Później książka Beckera znowu zyskała na popularności i to do tego stopnia, że ją Wydawnictwo Zysk i S-ka wydało, a smootnyclown i ja nabyliśmy ją i przeczytali :-)) (mam nadzieję, że smootny jakiś tekst w związku z książką napisze i w salonie24 powiesi, to może porządna gaduła się wywiąże).

Becker pisze o osiemnastowiecznych philosophes jako o tych, którzy byli zagorzałymi wyznawcami nowej religii, religii oświecenia. Pisze o tym, że czym były te "uniwersalne zasady", filozofowie wiedzieli, zanim jeszcze w ogóle zaczęli ich szukać, a "człowieka w ogóle" znali bardzo dobrze, ponieważ stworzyli go na własny obraz i podobieństwo. I przywołuje postać Charlesa-Irénée'a Castel de Saint-Pierre'a, człowieka, "z którego wszyscy się śmieją, a który sam jest zawsze poważny i nigdy się nie uśmiecha". Jakże pracowitym robotnikiem był ów ksiądz w świeckiej winnicy Pana! Ileż "projektów" stworzył, zwięzłych poradników naprawy rodzaju ludzkiego - "Projekt utrzymywania zimowej przejezdności dróg", "Projekt reformy żebractwa", "Projekt uczynienia z książąt i parów ludzi użytecznych dla społeczeństwa". I oto pewnego dnia, dość niespodziewanie, ksiądz de Saint-Pierre oświadczył: "Przyszedł mi do głowy projekt, który mnie samego zdumiał swoją urodą. Przez piętnaście dni nie mogłem myśleć o niczym innym." Rezultatem był - jak wiadomo "Projekt zaprowadzenia wiecznego pokoju w Europie".

Cóż, możemy dołączyć do pozostałych i śmiać się z księdza, ale czyż jego penchant do projektów nie przypomina nam Jeffersona? (...) Śmiejmy się zatem, ale musimy mieć świadomość, że śmiejąc się z księdza de Saint-Pierre'a, śmiejemy się z całego XVIII stulecia, z jego troski o dobrobyt ludzkości, z jego penchant do projektów.

I dalej:

Na czym polegało znaczenie tej epoki (tego pytania nie da się uniknąć), jeśli właśnie nie na tym, że raz powziąwszy nienaruszone postanowienie, prowadząc niekończące się debaty i uprawiając namiętną propagandę oraz uroniwszy kilka łez ze szczęścia w przewidywaniu wdzięczności przyszłych pokoleń - skierowała całą swoją energię na stworzenie najbardziej naiwnego projektu, o jakim kiedykolwiek słyszano, projektu uczynienia z książąt i parów ludzi użytecznych dla społeczeństwa, na przetarcie wszystkich możliwych ścieżek prowadzących ku szczęściu, na podzielenie się dobrodziejstwami wolności, równości i braterstwa z całą ludzkością?

Ciekawe, czy gdyby Becker żył dzisiaj, to nadal uważałby, że najbardziej naiwnym projektem w dziejach były pomysły osiemnastowiecznych philosophes. I czy my rzeczywiście śmiejemy się z de Saint-Pierre'a?

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

"I czy my rzeczywiście śmiejemy się z de Saint-Pierre'a?"

MY -to znaczy , wg. Ciebie, kto?
Perspektywa piszącego te słowa jest dla mnie niejasna. Możesz rozszerzyć?

wyrus pisze...

>pytania

"MY -to znaczy , wg. Ciebie, kto?"

My, którzy możemy się śmiać i możemy się nie śmiać.

Pozdro.

smootnyclown pisze...

:)
no może i powieszę sobie:)

Cassirera czytałem tylko "Rousseau, Kant, Goethe", całkiem fajna książeczka. Do Gadacza zajrzę, jak go będę miał. A czekając na niego, odświerzam sobie tom pierwszy. I przy Dewey'u Gadacz napisał coś takiego:

Zanegował on rozróżnienie: cele - środki. Człowiek nie ma żandego wiecznego celu, do którego powinien zmierzać. Znajduje satysfakcję w wolnej i inteligentnej aktywności, a cele osądza po skutkach, jakie one powodują (s. 337).

I ten fragment od razu przypomniał mi Nietzschego, który w "Zmierzchu bożyszcz" napisał:

Jeśli mamy d l a c z e g o? swojego życia, to godzimy się z niemal każdym j a k? - człowiek nie dąży do szczęścia [...]
(podkreślenia w oryginale].

Wydaje mi się to porządnie zbieżne i zaraz zacząłem szukać u Gadacza wzmianek o inspiracjach. Ale o dziwo, u Dewey'a, nie ma ani słowa o Nietzschem:)

wyrus pisze...

>smootnyclown

Z tymi inspiracjami to różnie jest. Czasami trudno stwierdzić, że ktoś mówiąc coś tam, jest zainspirowany kimś tam. Wiele razy wielu ludzi powiedziało właściwie to samo, chociaż ludzie ci o sobie wzajemnie w ogóle nie wiedzieli. Oczywiście Dewey Nietzschego zapewne czytał, no ale Gadacz uznał, że o inspirowaniu się Deweya Nietzschem pisać nie należy :-))

Pozdro.