statsy

środa, 23 września 2009

Twórczość Ewy Soleckiej

Leski zamieścił fragmenty ustnego uzasadnienia dzisiejszego wyroku w sprawie, w której Alicja Tysiąc ściga Gościa Niedzielnego. Autorką uzasadnienia jest sędzina Ewa Solecka. Oto, co Solecka powiedziała:

Nie można w kategorii prawda/fałsz oceniać wielokrotnie powtarzanego w „Gościu Niedzielnym” nazywania aborcji zabijaniem dzieci. Proszę Państwa, z reguły nie budzi wątpliwości, że przypisywanie komuś intencji pozbawienia kogoś życia, popełnienia czynu przestępczego, jakim jest zabójstwo, to postawienie konkretnego, faktycznego oskarżenia, które podlega weryfikacji – jest prawdziwe lub fałszywe. W niniejszym przypadku mamy jednak do czynienia z sytuacją, gdy słowu „zabójstwo” każda ze stron przypisuje nieco inną zawartość pojęciową, odnosi je do innej sytuacji, a sposób rozumienia tego pojęcia jest zdeterminowany przez poglądy religijne pozwanych.

Babka powiada, że postawienie oskarżenia o zabójstwo podlega weryfikacji, ale w tym przypadku każda ze stron co innego rozumie pod pojęciem "zabójstwo". OK, ale co z tego? Co z tego, że ludzie rozmaicie rozumieją termin "zabójstwo"? Sąd nie powinien bawić się w gry językowe, tylko stwierdzić, czy aborcja jest zabójstwem, czy nie jest. Czy jeśli jakiś fan River Plate zabije fana Santosu, po czym stwierdzi, że on pod termin "zabójstwo" nie podciąga pozbawienia życia fana Santosu, to Solecka kibola River Plate uniewinni? Dalej - twierdzenie, że rozumienie pojęcia "zabójstwo" jest zdeterminowane przez poglądy religijne pozwanych nie zostało udowodnione. Skąd ta babka, która dostała robotę w sądzie wie, że rozumienie pojęcia "zabójstwo" jest zdeterminowane przez poglądy religijne pozwanych? A może było tak, że wybór religii dokonany przez pozwanych był zdeterminowany ich poglądami?

Solecka dalej mówi tak:

Dla kogoś, kto nie wyznaje zasad religii katolickiej lub w tym zakresie nie zgadza się z doktryną Kościoła katolickiego, zabieg przerwania ciąży nie jest zabiciem człowieka i z tego powodu stwierdzenie, że osoba, która aborcję wykonała, dopuściła się zabójstwa, jest dla kogoś o innym niż katolicki poglądzie nie do przyjęcia, niezgodne z prawdą i obraźliwe.

No i co z tego, iż stwierdzenie, że osoba, która aborcję wykonała, dopuściła się zabójstwa, jest dla kogoś o innym niż katolicki poglądzie nie do przyjęcia, niezgodne z prawdą i obraźliwe? Jakie to ma znaczenie? Np. dla mnie stwierdzenie, że podatki nie są kradzieżą jest stwierdzeniem niezgodnym z prawdą, stwierdzeniem nie do przyjęcia i stwierdzeniem obraźliwym. I co - w związku z tym mogę nie płacić podatków?

I znowu Solecka:

Zdaniem sądu, w tym przypadku zaistniała sytuacja uniemożliwiająca zakwalifikowanie tych sformułowań do kategorii oświadczeń o faktach. Nie da się ich bowiem zweryfikować w odniesieniu do jednolitego, powszechnie uznanego i niekwestionowanego miernika prawdy lub fałszu. Podstawą takiej weryfikacji musiałoby być rozstrzygnięcie kwestii początku istnienia istoty ludzkiej, która wymyka się ocenom naukowym i wszelkim obiektywnym odniesieniom, a pozostaje w domenie wiary i przekonań.

To już są jaja do kwadratu. Oto bowiem Solecka mówi, że nie da się naukowo stwierdzić, od kiedy to istnieje istota ludzka. OK, niech Soleckiej będzie - nie da się. Ale jeżeli nie da się stwierdzić, to jakim cudem Solecka wie, że Gość Niedzielny nie ma racji, kiedy utrzymuje, że aborcja to zabójstwo? Ocenom naukowym wymyka się np. to, czy Pan Bóg stworzył świat, czy też może był Big Bang. I co - czy Solecka jest skłonna skazać kogoś, kto twierdzi, że Pan Bóg nie stworzył świata, tylko, że był Big Bang?

To jest masakra, po prostu masakra. Byłoby świetnie, gdyby sąd wyższej instancji poważnie podszedł do sprawy, ale nie wiemy, czy tak będzie. Ja mam nadzieję, że będzie. Poważnie - mam taką nadzieję. Bo co innego mi pozostaje?

------------------------------

DOPISEK

Na ten temat napisał Free Your Mind i dał w tekście kapitalne zdanie:

Skoro bowiem aborcja nie jest zabiciem dziecka, to powstaje pytanie, dlaczego po aborcji dzieci nie żyją?

21 komentarzy:

circ pisze...

Z relacji Gazety Wyborczej, potwierdzonej w innych publikatorach, wynika, że sędzia Solecka łaskawie zezwala katolikom na krytykowanie negatywnych (ich zdaniem) zjawisk społecznych, ale tylko in abstracto. Wyrażanie dezaprobaty moralnej wobec poszczególnych osób, nawet osób publicznych (taką osobą bez wątpienia jest pani Alicja Tysiąc) za czyny sprzeczne z katolickim światopoglądem już nie jest dozwolone. Sędzia Sobecka za niedozwolone środki krytyki uznaje sformułowania napastliwe, obraźliwe, a zwłaszcza szczególnie pogardliwe.

Nasuwa się porównanie do kiedyś bardzo słynnego sporu sądowego mającego miejsce w kraju cywilizowanym, zakończonego przed Sądem Najwyższym, podobnego z doktrynalnego punktu widzenia, który zakończył się całkowicie odmiennym rozstrzygnięciem: Hustler Magazine przeciwko Jerry Falwell.

Jerry Falwell był do niedawna (zmarł w 2007 roku) amerykańskim odpowiednikiem o. Tadeusza Rydzyka, swego czasu najbardziej znanym ogólnokrajowym ewangelickim kaznodzieją w USA.

Magazyn pornograficzny Hustler wydrukował parodię reklamy likieru alkoholowego, w której Jerry Falwell opowiadał o swojej inicjacji seksualnej z własną matką w sławojce. Opowieść miała rynsztokowy charakter właściwy dla publikacji Hustlera (np: mama wyglądała lepiej niż 100-dolarowe chrześcijańskie dziwki).

Oczywiście historia była całkowicie zmyślona, Hustler użył wizerunku Falwella bez jego zgody, a przedstawiona relacja, gdyby zinterpretowana była dosłownie, miała zdyskredytować Falwella.

Sąd Okręgowy Zachodniej Wirginii uznał Huslera winnym spowodowania rozstroju emocjonalnego u Falwella. Sąd drugiej instancji podtrzymał werdykt.

Hustler zaskarżył wyrok do Sądu Najwyższego. Sąd Najwyższy uznał, że skarga Hustlera jest zasadna i oddalił roszczenie Falwella. Sąd uznał, że knajackie publikacje Hustlera chronione są wolnością wypowiedzi zagwarantowaną Pierwszą Poprawką do Konstytucji USA.

Kongres nie może stanowić praw ustanawiających religię państwową albo ograniczających swobodnego wykonywania praktyk religijnych; ani praw ograniczających wolność słowa lub prasy, albo naruszających wolność pokojowych zgromadzeń i wnoszenia do rządu petycji o naprawę krzywd.


Wyrok odwoływał się do poprzednich precedensów. Sąd uznał, że o ile w krytyce osób publicznych nie używa się nieprawdy, osoby publiczne nie mogą powoływać się na wywołanie rozstroju emocjonalnego dla ograniczania swobodnej debaty publicznej (tezy sparodiowanej reklamy w niższej instancji zostały uznane za absurdalne i przez to nieprawdziwe).

Pierwsza Poprawka przewiduje taki rodzaj nieskrępowanej debaty publicznej w demokracji, która może niejednokrotnie owocować głosami krytyki osób publicznych, które są głęboko zaangażowane w rozstrzyganie istotnych spraw publicznych, lub z powodu swojej sławy współkształtują wydarzenia będące przedmiotem zainteresowania opinii publicznej.


Można jeszcze analizować nieudolne tezy sędzi Soleckiej dotyczące dozwolonej formy krytyki i przywołać orzeczenia Sądu Najwyższego, w których uznawał kontrolę formy wypowiedzi za niedozwoloną ingerencję w swobodę wypowiedzi. Ale byłoby to zadanie beznadziejne biorąc pod uwagę intelektualny poziom przedstawicieli polskiego sądownictwa.

Rozprawa przez Sądem Najwyższym jest sportretowana w filmie Miloša Formana Skandalista Larry Flynt.

z forum michalkiewicza.

http://www.forum.michalkiewicz.pl/viewtopic.php?f=4&t=14552

wyrus pisze...

>Iza

Film Formana widziałem ze trzy razy :-) No ale to się działo w USA i to dość dawno, a w Europie do więzienia idzie facet za to, co pisze w książce, skazywany jest kaznodzieja za to, co mówi na kazaniu, a teraz to. Europa jest nowocześniejsza od USA, bardziej postępowa, bardziej racjonalna :-))

Pozdro.

marta.luter pisze...

Wyrusie,
Pani sędzina zapętliła się w swojej arumentacji,co udowodniłeś:)
Oczywiste jest,że sąd ferując wyroki musi kierować się obowiązujacym prawem.
Aborcja w Polsce jest w pewnych przypadkach dozwolona i nie jest karana.
Upijanie się do nieprzytomności czy
zdrada małżeńska też nie są karane
a jednak ludzie mają prawo do oceny
moralnej takich zachowań.
Podobnie postępowanie pani Tysiąc.
Zostało ocenione przez innych.
Sąd zakazał wyrażania ocen,opinii.
I to jest poprawność polityczna do
kwadratu.
Można potępić pijaństwo ale nie pijaka,złodziejstwo ale nie złodzieja itp.
Pani sędzina,gdyby chciała być osobą rozumną,wiedziałaby,że u katolików istnieje cos takiego jak
wyznanie winy,pokuta,zdośćuczynienie i,że
nazwanie grzechu nie oznacza odrzucenia grzesznika.
Kończę,bo się zaraz zapętlę nie mniej niż ta sędzina:)

circ pisze...

patrz, jak oni po cichu podmieniają słowa biblijne.
w słowie zabójstwo, jest natychmiastowość, nieodwołalność.

Pozbawienie od zbawienia, odkupienia, wykupienia nie pasuje tu, jest jakieś handlowe w tym kontekście.

W ogóle, to głupki.

circ pisze...

wyrus
Pisałeś tu o marche.
Ja jestem marche.
Jak chcesz, możemy pogadać o wolności, bo nie chcę, byś nie pisał u Timmyego z powodu jakiejś głupoty.

Musimy doprecyzować pojęcia, bo używając pojęcia wolność mówimy o różnych sprawach z różnych poziomów.

W języku brakuje tego rozróżnienia, a może jest, ale my wyrażamy się niechlujnie.

Ja pisałam o wolności w sensie wolnej woli i tak zrozumiał to Timmy. Zwierzęta nie mają wolności, bo są zdeterminowane programem hormonalnym. My możemy panować nad tym programem dzięki osobowości wyższego rzędu, wyposażonemu w samoświadomośc, wgląd, pamięc,możliwośc szybkiego kojarzenia i zdolnośc do kontaktu z umysłem transcendentnym. Te cechy pozwalają nam być całkowicie niezależnym od zwierzęcej części naszej natury i to nazywamy wolną wolą. Nikt nam tego nie odbierze.

Ty mówisz o wolności w sensie społecznym, nie duchowym i indywidualnym. Mówisz o prawie do suwerenności w wyborze sposobu życia, czy to jednostki czy narodu. I tu masz oczywiście rację, suwerenność można nam zabrać.

Jedna i druga wolność podległa jest prawu moralnemu stojącemu wyżej i to jedyne, co ogranicza naszą wolność indywidualną i społeczną, ale ponieważ ograniczenia są naszym wyborem, nie zniewalają nas, nie uszczuplają wolności.

Anonimowy pisze...

Doskonały tekst. Podziwiam.
pozdr.

smootnyclown pisze...

> marta
Upijanie się do nieprzytomności czy
zdrada małżeńska też nie są karane
a jednak ludzie mają prawo do oceny
moralnej takich zachowań.
Podobnie postępowanie pani Tysiąc.
Zostało ocenione przez innych.
Sąd zakazał wyrażania ocen,opinii.
I to jest poprawność polityczna do
kwadratu.
Można potępić pijaństwo ale nie pijaka,złodziejstwo ale nie złodzieja itp.

rewelacja:)

wyrus pisze...

>Andrzej-Łódź

"Doskonały tekst."

Zgadzam się :-))) Ale powiedzmy sobie szczerze - jeśli gra się na poziomie, na którym gram ja, wykazanie, że uzasadnienie Soleckiej to stek bzdur, jest kwestią techniki. To jest tak, jak w szachach - jak masz na równo materiał, to na 99% jest pewne, że Anand cię rozwali. Tyle :-))

Przy okazji - zobacz Andrzeju, jak to się wszystko dziwnie przędzie - jeszcze z 15 lat temu mówiono, że Vishi jest najgenialniejszym współczesnym szachistą, ale brakuje mu techniki. A dzisiaj? Wystarczy przestudiować partie z ostatniego meczu o majstra świata, w którym Anand zdemolował Kramnika. Kurwa mać - Kramnika!!! Ale to życie jest ciekawe :-)))

Pozdro.

wyrus pisze...

>Iza

"Pisałeś tu o marche."

Gdzie??

Pozdro.

Anonimowy pisze...

No właśnie. Ale przecież technika jest potrzebna. Problem polega na tym, że 99% ludzi zatrzymuje się na percepcji ograniczonej tylko do techniki właśnie. Widać to np. po gitarzystach rockowych:-). Zgodzisz się też pewnie, ze nie ma nic bardziej żałosnego niż facet, który próbuje złamać technikę, której jeszcze nie opanował? Dotyczy to chyba każdej dziedziny.

Albo taki Chick Corea - kiedyś robiąc sobie podśmiechujki z wywiadowcy powiedział, że najczęściej ludziska pytają go o to czy jeszcze trenuje technikę.

Swego czasu jakaś wytwórnia jazzowa, zdaje się, że Concord Records, ustawiła u siebie w studio fortepian (niezły, z własną, piękną historią) i zaprosiła do nagrania po kolei ponad 30 topowych pianistów z USA. Chodziło o sprawdzenie techniki właśnie, jak dostosują się do nowego instrumentu. Po nagraniach okazało się, że technika to pies, wszyscy mieli podobną ale na taśmach było trzydzieści kilka brzmień, każdy miał swoje. Jakim cudem? Pewnie nawet oni sami nie wiedzieli, zresztą nie musieli nawet wiedzieć skoro cały jazzowy świat zbierał szczęki z podłogi do końca sezonu:-)

Tak to z techniką jest:-) Dlatego napisałem, że podziwiam.

pozdr.

circ pisze...

https://www.blogger.com/comment.g?blogID=1753518935969918074&postID=6781009741833989363

tu

wyrus pisze...

>Andrzej-Łódź

Fajna opowiastka o tej technice. Wyobrażam sobie, jak ci jazzmani szczęki z podłogi zbierali :-) Muszę jeszcze przemyśleć to zdanie:

"Zgodzisz się też pewnie, ze nie ma nic bardziej żałosnego niż facet, który próbuje złamać technikę, której jeszcze nie opanował?"

Albo od razu powiedz: co znaczy, że gościu próbuje złamać technikę?

Pozdro.

wyrus pisze...

>Iza

OK, jasne. Dobra, to jedziemy. Piszesz:

"Ja pisałam o wolności w sensie wolnej woli i tak zrozumiał to Timmy. Zwierzęta nie mają wolności, bo są zdeterminowane programem hormonalnym. My możemy panować nad tym programem dzięki osobowości wyższego rzędu, wyposażonemu w samoświadomość, wgląd, pamięć, możliwość szybkiego kojarzenia i zdolność do kontaktu z umysłem transcendentnym. Te cechy pozwalają nam być całkowicie niezależnym od zwierzęcej części naszej natury i to nazywamy wolną wolą. Nikt nam tego nie odbierze."

Mocno bym dyskutował z twierdzeniem, że te cechy pozwalają nam być całkowicie niezależnym od zwierzęcej części naszej natury. Niby jakim cudem? :-)) Po prostu nie rozumiem co masz na myśli kiedy piszesz, że człowiek może oderwać się od zwierzęcej natury.

Wracając jednak do głównego wątku - podtrzymuję to, co napisałem w tekście "Gadki o wolności". Dla mnie wolność to wolność od przemocy. To, o czym Ty piszesz, ta wolność, że tak powiem, metafizyczna, to zupełnie inna sprawa i byłoby trzeba mnóstwo gadania żeby to rozwałkować. Tyle, że to jest temat na jakieś rozmowy duchowe, rekolekcje, czy katechezy. Ja o tym nie piszę; nie piszę o formowaniu duchowości, o relacjach z Bogiem itd. Ja piszę o tej wolności, którą ludzie ograniczają innym ludziom, i którą ludzie mogą sobie wywalczyć albo nie. Tak postrzegana wolność nie jest stanem naturalnym, nie jest czymś przyrodzonym człowiekowi, to nie jest żadne prawo podstawowe, niezbywalne czy jakkolwiek je nazwiemy. A Timmy wyjeżdża z tym, że jesteśmy niewolnikami Zła. No jesteśmy, ale ja o tym nie gadam.

Teraz mam dwa wyjścia - albo w tym miejscu skończyć, ale pojechać z długaśnym elaboratem. Wybieram, z różnych powodów, zakończenie tego komentarza, co nie oznacza, że całej gaduły, jakby co :-)

Pozdro.

Anonimowy pisze...

"co znaczy, że gościu próbuje złamać technikę?"

Serwus. Dam radę dopiero wieczorem.
pozdr.

Anonimowy pisze...

"co znaczy, że gościu próbuje złamać technikę?"

Właściwie nic szczególnego. Chodzi mi o abnegację kulturową czyli odrzucenie dotychczasowego sposobu radzenia sobie z problemem (np. interpretacje Bacha) jako punktu wyjściowego, jeszcze przed gruntownym poznaniem tego sposobu.

W medycynie, tak jak w szachach, można zarzucić każdy dogmat lub standard postępowania - pod jednym warunkiem. Mianowicie trzeba znać oficjalne wytyczne i bezwzględne zalecenia, po to aby wiedzieć, że się od nich odchodzi i umieć to później uzasadnić. To jest podejście bardzo twórcze, bardzo mi takie stanowisko odpowiada. Ale musi być ta baza, pewien bagaż kulturowy czy też naukowy, który się ze sobą tacha idąc w nieznane.
Takie tam, w sumie banały:-)

Jakoś mi się to wyprowadziło od muzyki, kiedy przypomniała mi się anegdotka o tej sesji nagraniowej. Zwłaszcza dziś jest to cholernie widoczne, kiedy rozmaite bubki, jakieś Nosowskie, uznawane są za nova. Nieznajomość muzyki białego człowieka jest wręcz cool, a a przecież pokłady skomplikowania skal jakie np. serwowały kacapy z 80 lat temu kładą na łopatki to, co dziś powszechnie uchodzi za majstersztuczki. W jaki sposób nawet zainteresowani, muzykalni ludzie mają słuchać Strawińskiego, skoro muzyka nowoczesna to dla nich jakiś akademicki dyplomatołek napierdalający przed kamerami za państwowe pieniądze w jakieś stare puszki? Denerwuje mnie to więc kończę:-)

pozdr.

wyrus pisze...

>Andrzej-Łódź

A, dobra, już kumam, o co idzie :-) Parę lat temu na jakimś turnieju Judyta Polgarówna odeszła od teorii w debiucie. Nie dlatego, że olałą teorię czy że chciała być ekscentryczna - po prostu grała jakiś wariant, który rzadko stosowała i przestawiła posunięcia - jedno jedyne posunięcie przestawiła. No i ją Miki Adams (chyba to był on) zdemolował zanim przeszli do gry środkowej :-) Tak to już jest, że w szachach takie rzeczy wychodzą od razu, jeszcze przy desce. Jeśli chodzi o bawienie się żywym społeczeństwem, to niestety takie rzeczy nie wychodzą od razu i stąd mnóstwo problemów, które ludzie montują sobie sami.

Przy okazji tej naszej gadki pomyślałem sobie coś takiego: jak to jest, że całymi narodami rządzą ludki, które w szachy dostałyby w dupę od gracza trzeciej kategorii, które nie zdałyby egzaminu z logiki itd., a którym wydaje się, że mogą skutecznie planować życie milionów ludzi, nawet do tego stopnia, że obwieszczają podległemu sobie ludowi, czego to lud musi uczyć się w szkołach, jakiej mowy ludowi nie wolno używać i w jakich butach lud ma spacerować po górach. No jaja, bo jak nie jaja, skoro jaja? :-)))

Pozdro.

Anonimowy pisze...

"jak to jest, że całymi narodami rządzą ludki, które w szachy dostałyby w dupę od gracza trzeciej kategorii, które nie zdałyby egzaminu z logiki itd., a którym wydaje się, że mogą skutecznie planować życie milionów ludzi"

Nie wiem jak to jest, ale dwie rzeczy są pewne - nie wynika to z formalnego wykształcenia bądź jego braku, nie wynika również z socjalizmu. Socjalizm co najwyżej wypromował na piedestał postawy funkcjonujące już wcześniej.

Zobacz jak było w Łodzi. Najdłużej rządził u mnie niejaki Pieńkowski, facet po czterech klasach szkoły powszechnej. Tkwił na stanowisku prezydenta ponad 30 lat i w tym czasie Łodzianie osiągneli stopień pozapaństwowej samoorganizacji spotkany wcześniej chyba tylko w USA. Nie wiem jakie były jego motywacje, fakt, że nie pakował się w nic, co go przerastało - może z kompleksów, kto wie.

Za twórcę nowoczesnej Łodzi uchodzi natomiast Rembieliński. Facet najpierw ściągał tkaczy, obdarowując ich ziemią i niskimi dzierżawami. Kiedy okazało się, że do Łodzi ściągają rozmaici co sprytniejsi, nie znający się na tkactwie a zatrudniający po prostu tkaczy u siebie, Rembieliński zorganizował komisję, która publicznie (sic!) sprawdzała czy dzierżawca umie własnoręcznie tkać. No więc tkacze zjeżdżali się znów, ale nie po to by tkać, tylko po to by dostać ziemię, gdyż w tym czasie ceny gruntów w Łodzi poszły już mocno w górę. Wtedy Rembieliński zablokował tkaczom możliwość zakupu ziemi i natychmiast przestali oni przyjeżdżać. Chwilę potem wkurzyli się ci dzierżawcy, którzy mieli już obiecany wykup, bo okazało się, że nie mogą go sprzedać,a w końcu jak im Rembieliński pozwolił, to z jednoczesnym zakazem spylania ziemi pośrednikom. Mogli sprzedać działki tylko innym tkaczom, którzy nie przyjeżdżali. To wszystko było jeszcze sporo przed Marksem:-) Na koniec swojej działalności sprowadził do Łodzi Geyera obiecując mu spore ulgi w podatkach. Geyer zamontował u siebie w fabryce maszynę parową rozwalając tkaczy równo, do tego stopnia, że wybuchły zamieszki. Na to wszystko nałożyły się najpierw Powstanie Listopadowe, potem kolejne kryzysy - bawełniany i surowcowy i szlag trafił Rembielińskiego.

Jaka puenta? Nazwiskiem Rembielińskiego nazywa się dziś szkoły, ulice, place i inne rzeczy, o Pieńkowskim nie słyszał pies z kulawą nogą:-)

Ale ta historia z tkaczami brzmi bardzo znajomo, prawda?
Aha, zapomniałem dodać, że wtedy (za Rembielińskiego) w Łodzi było od cholery łapówek i afer - głównie związanych z komisją d/s sprowadzania surowców dla tkaczy.

No powiedz, czy to co się wyrabia dziś nie jest przede wszystkim cholernie nudne? Skoro biorę książeczkę o Łodzi z połowy XIXw. i mam chwilami wrażenie, że czytam wiadomości z wczoraj, to oznacza że socjalizm jest cholernie wtórny i nudny, nudny na zabój.

Tylko forsy żal:-D
I parudziesięciu milionów zwykłych ludzi.

pozdr.

Anonimowy pisze...

"czy to co się wyrabia dziś nie jest przede wszystkim cholernie nudne"

Autopoprawka, cholernie zabawne bywa również:

http://dwagrosze.blogspot.com/2009/09/skup-rzechow.html

pozdr.

circ pisze...

/Mocno bym dyskutował z twierdzeniem, że te cechy pozwalają nam być całkowicie niezależnym od zwierzęcej części naszej natury. Niby jakim cudem? /

Takim cudem, że zwierzęta muszą robić to co robią, a my nie. One nie myślą.
To umysł jest źródłem wolności i dzięki niemu możemy kreować rzeczywistość. Dostaliśmy wolność w pakiecie z zasadami.

/Wracając jednak do głównego wątku - podtrzymuję to, co napisałem w tekście "Gadki o wolności". Dla mnie wolność to wolność od przemocy./

Otóż z tą wolnością trzeba uważać.
Wiem, bo przerabiam to z liberałami na forum Michalkiewicza.
Oni chcą mieć wolność do wszystkiego, ich umysły nie widzą zasad, tylko wyścig szczurów. Nazywają się konserwatystami i chrześcijanami, ale są ślepi na zasady. Uznają dekalog, ale on ich nie wiąże, interpretują go jak chcą. Na pierwszym miejscy stawiają zysk, jako czynnik kształtujący rynek i rzeczywistość, przy tym powołują się własnie na metafizyczną wolność daną od Boga. Mieszają to z wolnością gospodarczą.
W wolności siedzi paradoks. Nie na darmo Rewolucja Francuska miała wolność, równość i braterstwo za hasła. Przemalowali się i zostawili tylko wolność.

Potrzebujemy etosu. Wolność od przemocy to mało, bo daje pole róznym Biedroniom.

Musi być etos, czyli cel. Nie czynienie zła, nie czyni jeszcze dobra.

pozdro.

wyrus pisze...

>Iza

"zwierzęta muszą robić to co robią, a my nie."

Moim zdaniem szarżujesz :-) Moim zdaniem człowiek musi oddychać, robić kupę, mrugać oczami żeby mu nie wyschły itd. Prawda?

***

"Oni chcą mieć wolność do wszystkiego, ich umysły nie widzą zasad, tylko wyścig szczurów."

To jest poza tematem. Nie mogę teraz dać obszerniejszej eksplikacji tego, co mam na myśli - brak czasu (po to tłumaczenie prawie nigdy nie sięgam, ale teraz muszę, bo nie mam wyjścia :-)

***

"Wolność od przemocy to mało, bo daje pole rożnym Biedroniom."

To jest tak ogólne stwierdzenie, że aż niczego nie oznacza, niczego nie opisuje :-)) Przecież ja np. nie twierdzę, że Biedronie powinny być wolne od doznawania przemocy np. wtedy, gdy popełnią jakieś przestępstwo.

Pozdro.

circ pisze...

/Moim zdaniem szarżujesz :-) Moim zdaniem człowiek musi oddychać, robić kupę, mrugać oczami żeby mu nie wyschły itd. Prawda?/

Marta Robin przez 32 lata nie jadła, nie piła i prawie nie spała.
Zywiła się komunią.
Teresa z Lisieux podobnie. Jej ciało nie zepsuło się 100 lat po smierci. Wątroba jest jak żywa.

Nawet tego więc nie musimy.
Funkcjonujemy na zwierzęcym programie, ale nawet on nas nie determinuje.

wyrus, czy ty wiesz, jaką my mamy wolność? Doskonałą.