statsy

niedziela, 29 listopada 2009

Szachy i gadki

Władymir Kramnik (fotka stąd)

Władymir Kramnik, który po wygraniu londyńskiego meczu w 2000 roku z Kasparowem został mistrzem świata PCA, a w roku 2006 po pokonaniu Topałowa zdobył tytuł majstra świata FIDE, powiedział kiedyś w wywiadzie, że w szachach interesuje go najbardziej, i właściwie jedynie, gra na najwyższym poziomie. Kramnikowi nie idzie o to, żeby jakkolwiek zdobyć punkt, bo kiedy wygra ale po marnej, pełnej błędów grze, to jest wściekły. Bardzo mi się ta Kramnikowa postawa podoba. Szachy to twórczość, to szukanie najlepszych idei, to grzebanie tak głęboko, na ile się da. Można grzebać samemu, robiąc analizy w chałupie, ale można też grzebać z kimś, podczas partii i po partii. W książkach na temat słynnych meczów Karpow - Kasparow autorzy piszą np. tak: w kolejnej partii gracze ponownie podjęli dyskusję na temat nieprzyjętego gambitu hetmańskiego. A znowu zwyczajem jest, że po partii gracze zostają jeszcze przy stole albo idą w jakieś inne miejsce, żeby nie przeszkadzać tym, co jeszcze grają, i robią analizę przed chwilą skończonej gry.

Tak, jak Kramnik widzi szachy, ja widzę gaduły. Gaduły to narzędzie do rozwijania się, zasiew pod móżdżenie. Oczywiście nie wszystkie gaduły są takie i na to nic nie można poradzić. No bo niby co można zrobić, jak się gada z gościem i tłumaczy mu jak komu dobremu, że po 1.e4 c5 2.f4 e5 nie gra się 3.fe, bo 3...Hh4+, a jak jeszcze przed szachem zasłoni się 4.g3 to można zatrzymać zegar i iść na piwo, a gościu upiera się, że nie, że właśnie gra się 3.fe i fajnie jest zagrać 4.g3? No co można zrobić?

13 komentarzy:

Unknown pisze...

W temacie szachów - nie wiem, czy czytujesz Terry'ego Pratchetta, ale jakby co, to jest w jednej z ostatnich jego powieści taki fajny kawałek, kiedy opisuje, że niejaki komendant Vimes nie lubił szachów:

"Szachy zawsze go irytowały. To przez ten głupi upór, z jakim pionki ruszały naprzód i zabijały inne, bratnie pionki, podczas gdy królowie obijali się z tyłu i nic nie robili. Gdyby pionki się zjednoczyły, może też przekonały wieże, cała plansza mogłaby się stać republiką w dwunastu ruchach."

:)

wyrus pisze...

>Maciej

Republika w szachach to koniec szachów :-)) Szachy to królestwo. Najpiękniej piszą o tym Awerbach i Bejlin w cudnej książce "Wyprawa do krainy szachów" - to tytuł polski, bo prawdziwy tytuł jest taki: Путешествие в шахматное королевство.

Pozdro :-)))

Anonimowy pisze...

a co zrobić, jak ktoś czarnymi gra 1.f6 2.g5 i na to białe 3.Hh5?

A mnie się to kiedyś udało, choć od wielu lat pokazuję to jako śmiszną anegdotkę?
:D

pozdr.

wyrus pisze...

>Andrzej-Łódź

Np. tak: 1.e4 f6 2.d4 g5. 3.Hh5X? Wtedy można zrobić mnóstwo rzeczy: iść popatrzeć jak inni grają, iść na piwo, iść na spacer, książkę poczytać :-)))

Pozdro.

Unknown pisze...

"Wyprawa do krainy szachów"... czytałem to, jak byłem mały. Pamiętam, że bardzo fajna książka, ale mało szczegółów... Było coś takiego m.in., że omawiali tam różne końcówki, np. 'król i wieża przeciwko królowi' - i były takie fajne rysunki, jak chłopaki z tej wieży kłują tego króla jakimiś pikami...

Dobrze pamiętam? :)

wyrus pisze...

>Maciej

"Dobrze pamiętam?"

Pewnie dobrze, aczkolwiek nie pamiętam wszystkich rysunków, a książki pod ręką nie mam. W każdym razie to najśliczniejsza na świecie książka o szachach, i to samo mówi Jarecki, a jak Jarecki i ja mówimy to samo, to chyba jest coś na rzeczy, co nie?

:-)))

Anonimowy pisze...

Pamiętasz, Wyrusie, ten stary żarcik, dlaczego to robotnicy robią rewolty a nie ęteligencja? Bo robotnicy krzyczą- chcemy chleba! A ęteligencja- poproszę pieczywko.

I tak się zastanawiam nad tymi gadułami, czy to nie jest takie właśnie "poproszę pieczywko"?
Bo coż one zasiewają, tak naprawde, czego podglebiem niby są? W sumie bicia piany.
I tak sobie myślę, że za chwilę te wszystkie gaduły będą miały jeszcze mniejsze znaczenie.
Czujesz już wiatr na świecie? Czujesz, jak powietrze zaczyna się ruszać?
Zastanawiam się, czy zanim będziemy tu mieli huragan nie powinniśmy wykorzystywać gaduł wyłacznie jako narzędzia. Nie wiem, czy stać nas jeszcze na komfort prowadzenia gaduł, które mają zasiewac i inspirować.
Mówię nie o tobie czy o mnie, ale w kontekscie znacznie ogólniejszym.
Dlatego, min. ja doceniam robotę, którą robi np. FYM. Moim zdaniem on już od dawna wie, że nie ma co pierdolić tylko trzeba zagarniać. Tyle ile zagarniesz, tyle twoich szans na przetrwanie.
Jest szansa, że jak przyjdzie co do czego, to będzie z kim cokolwiek.
Jak się człowiek popatrzy dokładnie, w jakim syfie już tkwimy i o co toczy się teraz gra (a napewno nie jest to kwestia mniejszego czy większego socjalizmu), to sierść się jeży.
To potworne, ale pomiędzy nami a Czeluścią stoi już wyłącznie prymitywny trybalizm. Tu, na marginesie, ukłon Tygrysowi, który przy morzu pieprzenia głupot akurat tutaj ma świętą rację bocząc się na maniaków wolnorynkowych.
Jesteśmy już w takj głebokim gównie, że tu już niewiele jest miejsca na finezję i eleganckie konstrukty mózgowe i albo tu sie uda zbudować ethos "Polaka Katolika", który sie nie pierdoli w tańcu i chroni swoich, albo po nas.
Nic innego praktycznie nie ma juz żadnej nośności grawitacyjnej. Masowo Polacy są sie w stanie zebrać jeszcze chyba tylko pod taką flagą.
"Polak Katolik" to spory skrót, min. dlatego w "". Jak się ze statystycznego Polaka wyciśnie cały ten syf, którym nasiąkł, tona końcu zostaje "Polak Katolik", choćby niewierzący i niepraktykujący.
;-)

Narka

wyrus pisze...

>Artur

Wszystko bardzo fajnie, ale parę spraw wymaga doprecyzowania. Otóż na świcie istnieje jeszcze coś poza robieniem polityki, wszczynaniem rewolucji i w ogóle wpływaniem na kierunek, w którym podąży konieczność dziejowa.

Druga rzecz. Niech sobie FYM i triarius orzą na swojej niwie, jak mogą. Niech każdy robi swoje. Natomiast żeby orać i zagarniać w jakimś określonym kierunku, trzeba wiedzieć jaki kierunek się lubi :-) A skąd niby to wiedzieć? To przecież trzeba wymóżdżyć, sprecyzować, bo jakie by nie było źródło tego "wiedzenia", choćby to było nawet Boże Objawienie, to i tak człowiek nie ma innych narzędzi do ogarnięcia pewnych spraw niż rozum. To doskonale widać na przykładzie Kościoła i w ogóle religii czy wiary. Poza paroma mistykami ludzie nie mają żadnego doświadczenia z Panem Bogiem, bo gadki o jakimś dialogu prowadzonym z Bogiem to bełkot. Dlatego ludzie sobie różne rzeczy racjonalizują, swoją wiarę też - w końcu sam początek stawania się człowiekiem prawdziwie wierzącym polega na przyjęciu jakiegoś metadogmatu i wszystkiego, co z niego wynika, czyli na przyjęciu tego, co Kościół do wierzenia podaje. Później różnie to się u poszczególnych ludzi toczy, ale fundamentów ominąć nie można.

Co do reszty Twojego komentarza, to rzecz nadaje się na parę rozpraw doktorskich, albo na wiele narad w sztabie generalnym :-))) Zbudować etos Polaka-Katolika to jest OK, ale byłoby dobrze, żeby ten Polak-Katolik pewne rzeczy widział i rozumiał. Jest jak piszesz - tu nie idzie o trochę mniej lub więcej socjalizmu, tylko o rzeczy mające globalne znaczenie, z wielkimi wojnami włącznie - przecież np. USA nie poszły napierdalać Iraku w imię obrony demokracji i nie z tego powodu spoglądają na Iran :-))

Oczywiście mnóstwo można zrobić, że tak powiem, u siebie. Coś mi mignęło, że w Szwajcarii ludzie zdecydowali, że sobie nie życzą minaretów. Nie znam szczegółów, ale wygląda na to, że ludzie jakoś się skrzyknęli i ustalili, że ma być tak, jak oni chcą - niezależnie od mojej oceny tej decyzji. U nas do takiego samorządzenia się jest bardzo daleko i właśnie to trzeba poprawiać. Myślę sobie jednak, że taka pisanina w necie nie trafia przecież do wszystkich, właściwie to prawie do nikogo nie trafia :-) Trafia tylko do tych, co z netu korzystają i coś tam rozumieją. A wybacz - pisanie do kapujących ludzi o pryszczatych misesowcach jest śmieszne - kogo to ma przekonać, do czego?

Pozdro.

smootnyclown pisze...

wyrus,
Dlatego ludzie sobie różne rzeczy racjonalizują, swoją wiarę też

a dlaczego nie uwiarygadniają rozum?;>

Anonimowy pisze...

Wyrusie,

"Otóż na świcie istnieje jeszcze coś poza robieniem polityki, wszczynaniem rewolucji i w ogóle wpływaniem na kierunek, w którym podąży konieczność dziejowa."

Jasne, jest jeszcze wino, kobiety i śpiew. Wiadomo. Niemniej fajnie się pije wino, śpiewa i dupczy wtedy, gdy nie nacierają Ruscy albo inni Niemcy. ;-)

"Druga rzecz. Niech sobie FYM i triarius orzą na swojej niwie, jak mogą. Niech każdy robi swoje."

Niwa Triariusa jest mi nieznana. Tzn. nie wiem, co wynika z jego pierdolenia poza samym pierdoleniem. Fajne spostrzezenia, które wielokroć ma, to trochę za mało na niwę. Nawet Ładę Niwę ;-)

"Natomiast żeby orać i zagarniać w jakimś określonym kierunku, trzeba wiedzieć jaki kierunek się lubi :-) A skąd niby to wiedzieć? To przecież trzeba wymóżdżyć, sprecyzować, bo jakie by nie było źródło tego "wiedzenia", choćby to było nawet Boże Objawienie, to i tak człowiek nie ma innych narzędzi do ogarnięcia pewnych spraw niż rozum."

No i tu właśnie nie do końca. Tak myślę. Tzn. ja jestem zwolennikiem planów jak najprostszych, takich, w których jak najmniej rzeczy jest z góry wymóżdżonych, czy objawionych. Jak najmniej detali. Taka kompletna wizja jest po pierwsze w ogóle nieelastyczna i w gruncie rzeczy nieprzystająca do rzeczywistości. trochę tak, jak z drobiazgowym planowaniem np. rajdu offroad. Takie planowanie trasy polega głównie na tyml, że trzeba wiedzieć skąd dokąd sie chce przemieścić.Azymut. Ale nie planuje sie drobiazgowo kazdego centymetra trasy, bo tam, gdzie zaplanujemy szybką prostą może się okazać, że leży właśnie zwalone drzewo, a tam, gdzie liczymy na mostek będzie właśnie błotnista rzeczka bez suchej przeprawy.
Z drugiej strony- im bardziej coś wymóżdżone i zaplanowane, tym większa szansa, że się nie uda. Tzn. każda drobnostka, która zaplanowałeś a się nie powiedzie staje sie już porażką, bo wszak, w planie, powiązana jest z tysiącem innych drobiazgów.
Stąd ja się osobiście skłaniam ku takiemu myśleniu, żeby z grubsza wiedzieć, czego się chce, z grubsza ogarnąc, jak to zrobić, a później już tylko robić i reagowac na rozwijającą się sytuację. Surfować na takich falach, jakie płyną, a nie na takich, na ktorych się wymyśliło, że będzie się dobrze pływać.
No i tak mi się zdaje, że na tym etapie, czyli z grubsza czego chcemy, to już chyba wiemy i nie ma się specjalnie co zmagać z mózgownicą nad detalami, skoro od tego nie posuwamy się ani na krok do przodu.

"To doskonale widać na przykładzie Kościoła i w ogóle religii czy wiary. Poza paroma mistykami ludzie nie mają żadnego doświadczenia z Panem Bogiem, bo gadki o jakimś dialogu prowadzonym z Bogiem to bełkot."

Zgadza się, ale zauważ, że zanim Kościół obrósł mistykami i św. Tomaszami najpierw było co? No przecież, że nie jakieś solidne móżdżenie itp sprawy, ale konkretne działania na bazie najprostszej. Marsz na azymut.

Anonimowy pisze...

cd

"Dlatego ludzie sobie różne rzeczy racjonalizują, swoją wiarę też - w końcu sam początek stawania się człowiekiem prawdziwie wierzącym polega na przyjęciu jakiegoś metadogmatu i wszystkiego, co z niego wynika, czyli na przyjęciu tego, co Kościół do wierzenia podaje."

Zgadza się, tyle, że to chyba nie ma tak za wiele wspólnego z tą prawdziwą religijnością, bo ta raczej wyklucza przyjmowanie (chodzi mi o rozumowe) jakiegokolwiek metadogmatu. Tu akurat, doceniając Tomasza, idę za Augustynem, że to człowieka musi trafić. Jak promień w Valis, Dicka.

"Później różnie to się u poszczególnych ludzi toczy, ale fundamentów ominąć nie można."

To fakt. Fundamentów nie można omijać, tylko te fundamenty cholernie się różnią. Albo i nie, bo jednak Tomasza któregoś dnia tez musiało dopaść, móżdżąc do tego nie doszedł.

"Co do reszty Twojego komentarza, to rzecz nadaje się na parę rozpraw doktorskich, albo na wiele narad w sztabie generalnym :-)))"

I to jest pomysł. Ten szztab, nie prace doktorskie. Na cholere komu kolejne prace doktorskie? A w sztabie to można i zakląć i wypić i kucharke w dupę klepnąć. Słowem- życie!

"Zbudować etos Polaka-Katolika to jest OK, ale byłoby dobrze, żeby ten Polak-Katolik pewne rzeczy widział i rozumiał."

Wiesz, ja jednak jestem, w stosunku do naszego narodowego materiału na "Polaka Katolika" raczej optymistycznie nastawiony. To tylko kwestia narzędzi odpowiednich i pracy, na którą byc może wystarczy czasu, a może nie, tu jest zaza największa. Natomiast materiał jest pierwyj sort. A że dziś "Polak Katolik" nie wie i nie rozum8ie tego czy owego, to i nie dziwne. Ktoś mu musi powiedzieć i go nauczyć. A najlepiej uczyć na przykładach, w życiu. Nie teoretycznie.

"Jest jak piszesz - tu nie idzie o trochę mniej lub więcej socjalizmu, tylko o rzeczy mające globalne znaczenie, z wielkimi wojnami włącznie - przecież np. USA nie poszły napierdalać Iraku w imię obrony demokracji i nie z tego powodu spoglądają na Iran :-))"

No jasne. Najśmieszniejsze, że wszystko idzie w kierunku wskazywanym od lat przez oszołomów od rządu światowego i 9/11 oraz podobnych UFO. Tu się potwierdza myk z filmu Man in Black, że jeśli chcesz poczytać w prasie prawdę, to kupujesz brukowce i inne Sensacyjne Sensacje und Tajemnice. ;-)

Anonimowy pisze...

cd

"Oczywiście mnóstwo można zrobić, że tak powiem, u siebie. Coś mi mignęło, że w Szwajcarii ludzie zdecydowali, że sobie nie życzą minaretów. Nie znam szczegółów, ale wygląda na to, że ludzie jakoś się skrzyknęli i ustalili, że ma być tak, jak oni chcą - niezależnie od mojej oceny tej decyzji."

Szwajarzy są tego nauczeni jednak. Ja w sumie nie wiem, jak to traktować. Z jednej strony można powiedzieć, że za chwilę ktoś nam zrobi zazę, że trzeba kościoły likwidować i nowych nie budowac, bo jest casus Szwajcarski. Z drugiej strony- przecież ONI i tak złamią każdą dowolną zasadę, więc jakieś kurczowe trzymanie się zasad równościowych przez nas wcale nie musi być takim dobrym pomysłem. Może znacznie lepiej jest iść w stronę konsolidacji jakichś "swoich" i praw dla nich, a umniejszenia praw dla innych? To brzmi zresztą dużo rozsądniej niż równe prawa dla nas i np. komuchów.
Z innej mańki- ja mam do muzułmanów słabość. No lubię ich zwyczajnie, cholernych poganiaczy wielbładów. I bliżsi mi oni, niż ta cała demoliberalna hołota.

"U nas do takiego samorządzenia się jest bardzo daleko i właśnie to trzeba poprawiać. Myślę sobie jednak, że taka pisanina w necie nie trafia przecież do wszystkich, właściwie to prawie do nikogo nie trafia :-) Trafia tylko do tych, co z netu korzystają i coś tam rozumieją. A wybacz - pisanie do kapujących ludzi o pryszczatych misesowcach jest śmieszne - kogo to ma przekonać, do czego?"

He, he, he- jasne, to nie przekonuje nikogo do niczego. Natomiast czasami wbicie takiej szpilki pomaga, moim zdaniem. Tzn. udaje się ludzi wytracić ze schematu, który sami na siebie nałożyli. I nagle się okazuje, że oni nadal są misesowcami, nadal wszystko kapują, ale łapią jakąś dodatkową perspektywę, której nie tyle nie mieli, co o niej zapomnieli, że ja mają. I tu nie chodzi o jakieś radykalne zmiany, ale o poszerzenie pola widzenia.
To co Tygrys pisze jest t u przeciwskuteczne. Czy to co ja tez, to nie wiem. Mam nadzieję, że suma summarum tak nie jest.
No ale to wyjdzie w praniu.

Pozdrówki
idę z młodszą córką do piwnicy stajenkę budować. Tak ci powiem, że jakby nie było tych Świąt Bożego Narodzenia, to dla zdrowia psychicznego rodziny trzeba by je wymyślić.

Anonimowy pisze...

troche się zareklamuję ;-)