Kierownicy naszego kawałka kuli ziemskiej, czyli naszego landu wchodzącego, zdaje się od dzisiaj, w skład nowego Związku Radzieckiego, zapomnieli opublikować w Dzienniku Ustaw tekst traktatu lizbońskiego. A może po prostu to olali, bo niby kto im co zrobi? Jest to charakterystyczny przypadek dla tej akurat ekipy - ludzi leniwych, niekompetentnych i aroganckich.
Dziennik Polski zebrał opinie prawników na temat tego nieopublikowania. - Umowy międzynarodowe są w istocie rzeczy ustawami - przypomina prof. Paweł Sarnecki, kierownik Katedry Prawa Konstytucyjnego w Uniwersytecie Jagiellońskim, jeden z najbardziej cenionych konstytucjonalistów. Konstytucja RP mówi natomiast wyraźnie, że "warunkiem wejścia w życie ustawy, rozporządzenia oraz aktów prawa miejscowego jest ich ogłoszenie". Chodzi o ogłoszenie albo w "Dzienniku Ustaw", albo w "Monitorze Polskim". W przypadku ustaw, w tym umów międzynarodowych, w grę wchodzi jedynie "Dziennik Ustaw" (publikacje zawarte w "Monitorze Polskim" nie są źródłem praw i obowiązków dla obywateli, a ustawy są tego rodzaju źródłami).
Sarnecki powołuje się na art. 88 punkt 3, w którym czytamy:
Umowy międzynarodowe ratyfikowane za uprzednią zgodą wyrażoną w ustawie są ogłaszane w trybie wymaganym dla ustaw. Zasady ogłaszania innych umów międzynarodowych określa ustawa.
Inny prawnik:
Prof. Piotr Winczorek, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego, podkreśla, że traktat z Lizbony musi być ogłoszony w "Dzienniku Ustaw", ale według niego wejścia w życie na terenie UE nie zablokuje brak opublikowania go w tymże organie. - Najważniejsze dla międzynarodowego porządku prawnego jest to, że Polska ratyfikowała traktat - mówi prof. Winczorek. Wyraża on nadzieję, że obecna władza zadba, by traktat został zamieszczony w "Dzienniku Ustaw" przed 1 grudnia.
No i nadzieja prof. Winczorka upadła.
Znowu Sarnecki:
Przyznaje on jednak, że praktyczne skutki ewentualnego późniejszego ogłoszenia traktatu w "Dzienniku Ustaw" (czyli po 1 grudnia 2009 r.) mogłyby być wtedy, gdyby w traktacie były przepisy zmieniające zadania i prawa obywateli Polski. - Z faktu nieprzyjęcia przez nasz kraj Karty praw podstawowych (zbioru fundamentalnych praw człowieka), można wnosić, że traktat z Lizbony nie zawiera regulacji, które zmieniałyby nasze prawa i obowiązki, ale jest to tak obszerny dokument, iż do końca nie można być tego pewnym - mówi prof. Sarnecki. Gdyby jednak przepisy traktatu miały wpływ na status obywateli RP, a on sam został opublikowany w "Dzienniku Ustaw" po 1 grudnia, wtedy można byłoby skutecznie zakwestionować jego ważność.
Jasne, ciężko było opublikować traktat jak Pan Bóg przykazał, za to teraz będzie łatwo czynić różne łamańce po to, żeby stwierdzić, iż przepisy traktatu żadnego wpływu na status obywateli RP nie mają, więc kwestionowanie ważności traktatu jest niezasadne.
Czasy mamy takie, że coraz mniej można być pewnym prawa, ludzie widzą, że z prawa robią sobie jaja nawet ci, którzy prawo stanowią i pilnują jego przestrzegania, natomiast coraz większego znaczenia nabiera to, co powiedzą panie i panowie w trybunale strasburskim albo w Trybunale Konstytucyjnym - jakby jeszcze ktoś nie kumał o co idzie i wpadł na pomysł, że w jakiejś sprawie powoła się na Konstytucję. Pojęcie Rechtsstaat zostało zupełnie zapomniane - nawet Konstytucja stwierdza, że Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej. Państwem prawnym - nie państwem prawa.
Ale co tam - i tak wiadomo, o co chodzi. Jasno to napisał w wydanej w Moskwie w latach 1925-1927 Encyklopedii państwa i prawa sędzia Stuczka, przewodniczący sowieckiego Sądu Najwyższego:
Komunizm nie oznacza zwycięstwa socjalistycznego prawa, lecz zwycięstwo socjalizmu nad wszelkim prawem, ponieważ wraz ze zniesieniem klas mających antagonistyczne interesy prawo zniknie całkowicie.
Dziennik Polski zebrał opinie prawników na temat tego nieopublikowania. - Umowy międzynarodowe są w istocie rzeczy ustawami - przypomina prof. Paweł Sarnecki, kierownik Katedry Prawa Konstytucyjnego w Uniwersytecie Jagiellońskim, jeden z najbardziej cenionych konstytucjonalistów. Konstytucja RP mówi natomiast wyraźnie, że "warunkiem wejścia w życie ustawy, rozporządzenia oraz aktów prawa miejscowego jest ich ogłoszenie". Chodzi o ogłoszenie albo w "Dzienniku Ustaw", albo w "Monitorze Polskim". W przypadku ustaw, w tym umów międzynarodowych, w grę wchodzi jedynie "Dziennik Ustaw" (publikacje zawarte w "Monitorze Polskim" nie są źródłem praw i obowiązków dla obywateli, a ustawy są tego rodzaju źródłami).
Sarnecki powołuje się na art. 88 punkt 3, w którym czytamy:
Umowy międzynarodowe ratyfikowane za uprzednią zgodą wyrażoną w ustawie są ogłaszane w trybie wymaganym dla ustaw. Zasady ogłaszania innych umów międzynarodowych określa ustawa.
Inny prawnik:
Prof. Piotr Winczorek, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego, podkreśla, że traktat z Lizbony musi być ogłoszony w "Dzienniku Ustaw", ale według niego wejścia w życie na terenie UE nie zablokuje brak opublikowania go w tymże organie. - Najważniejsze dla międzynarodowego porządku prawnego jest to, że Polska ratyfikowała traktat - mówi prof. Winczorek. Wyraża on nadzieję, że obecna władza zadba, by traktat został zamieszczony w "Dzienniku Ustaw" przed 1 grudnia.
No i nadzieja prof. Winczorka upadła.
Znowu Sarnecki:
Przyznaje on jednak, że praktyczne skutki ewentualnego późniejszego ogłoszenia traktatu w "Dzienniku Ustaw" (czyli po 1 grudnia 2009 r.) mogłyby być wtedy, gdyby w traktacie były przepisy zmieniające zadania i prawa obywateli Polski. - Z faktu nieprzyjęcia przez nasz kraj Karty praw podstawowych (zbioru fundamentalnych praw człowieka), można wnosić, że traktat z Lizbony nie zawiera regulacji, które zmieniałyby nasze prawa i obowiązki, ale jest to tak obszerny dokument, iż do końca nie można być tego pewnym - mówi prof. Sarnecki. Gdyby jednak przepisy traktatu miały wpływ na status obywateli RP, a on sam został opublikowany w "Dzienniku Ustaw" po 1 grudnia, wtedy można byłoby skutecznie zakwestionować jego ważność.
Jasne, ciężko było opublikować traktat jak Pan Bóg przykazał, za to teraz będzie łatwo czynić różne łamańce po to, żeby stwierdzić, iż przepisy traktatu żadnego wpływu na status obywateli RP nie mają, więc kwestionowanie ważności traktatu jest niezasadne.
Czasy mamy takie, że coraz mniej można być pewnym prawa, ludzie widzą, że z prawa robią sobie jaja nawet ci, którzy prawo stanowią i pilnują jego przestrzegania, natomiast coraz większego znaczenia nabiera to, co powiedzą panie i panowie w trybunale strasburskim albo w Trybunale Konstytucyjnym - jakby jeszcze ktoś nie kumał o co idzie i wpadł na pomysł, że w jakiejś sprawie powoła się na Konstytucję. Pojęcie Rechtsstaat zostało zupełnie zapomniane - nawet Konstytucja stwierdza, że Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej. Państwem prawnym - nie państwem prawa.
Ale co tam - i tak wiadomo, o co chodzi. Jasno to napisał w wydanej w Moskwie w latach 1925-1927 Encyklopedii państwa i prawa sędzia Stuczka, przewodniczący sowieckiego Sądu Najwyższego:
Komunizm nie oznacza zwycięstwa socjalistycznego prawa, lecz zwycięstwo socjalizmu nad wszelkim prawem, ponieważ wraz ze zniesieniem klas mających antagonistyczne interesy prawo zniknie całkowicie.
2 komentarze:
Dobry ten sowiecki sędzia na koniec, oj dobry.
Nadawałby się do Sztrasburga ideolo.
Wyrusie,
Po chorobę zawracać sobie głowę prawem,jak jest lewo?
Nie pamiętam już,czy to czasem nie Majakowski (nazwisko nomen omen)
napisał :"lewo,lewo,lewo":)
O,żesz...
Ps: A Nicpoń buduje dla dzieci szopkę.I to Jego budowanie jest bardzo budujące:))
Pozdr
Prześlij komentarz