statsy

czwartek, 4 lutego 2010

Bóg

Oglądam sobie przesłuchanie Tuska. No i Tusk powiedział coś takiego, że w pewnym momencie zaczął zdawać sobie sprawę z tego, jak coś tam działa w cały tym hazardzie. A zatem przedtem nie wiedział, jak coś tam w tym hazardzie działa. I to jest normalne, przecież nikt nie wie, jak się sprawy mają w każdej dziedzinie - ostatnim człowiekiem, który wiedział wszystko był Gottfried Wilhelm Leibniz, ale on umarł w roku 1716.

Napisałem kiedyś taki tekst, który powiesiłem w salonie24 ósmego grudnia 2008 roku. Oto ten tekst:

Tusk nieco tragiczny

Mamy kolejną modę na globalne ocieplecie, co zapewne spowodowane jest tym, że za chwilę kierownicy państw europejskich przegłosują albo nie, pakiet, który ma uratować świat przed zagładą. Ja na globalnym ociepleniu nie znam się zupełnie i pewnie nigdy już się nie poznam; trudno, postaram się jakoś żyć. Jest mnóstwo dziedzin, na temat których nie mam zielonego pojęcia. Nie wiem tego, co wiedzą Eine i Arkadiusz Jadczyk, nie wiem tego, co wie pandada i nie wiem tego, co wie Kataryna, żeby pozostać w naszym, salonowym środowisku. Coś tam za to wiem w swoich dziedzinach i tak to się wszystko kręci.

W sprawie globalnego ocieplenia najbardziej kompetentnymi są ci, którzy najlepiej znają się na kwestiach takich, jak globalne ocieplenie. Stwierdzenie to może wyglądać na idiotyzm, ale myślę, że warto stwierdzić, co stwierdziłem.

Tych, którzy najbardziej znają się na globalnym ociepleniu będę w tej notce nazywać naukowcami. Naukowcy, mówiąc z grubsza, prezentują różne stanowiska:

1. To człowiek, produkując CO2, czy co tam jeszcze, ma istotny wpływ na wzrost globalnego ocieplenia i człowiek może sprawić, żeby globalnemu ociepleniu zapobiec.
2. Człowiek przyczynia się do wzrostu globalnego ocieplenia, ale cokolwiek by zrobił - i tak nie może globalnemu ociepleniu zapobiec.
3. Działalność człowieka nie ma istotnego wpływu na wzrost globalnego ocieplenia.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jak się robi cieplej, to dobrze. Im cieplej na dworze, tym mniej trzeba grzać w chałupie i tym mniej trzeba smrodzić przy tym grzaniu; tym mniej CO2, czy czego tam jeszcze, muszą wypuszczać w powietrze ciepłownie, a zatem - im cieplej na świecie, tym mniej trzeba zanieczyszczać środowisko.

Sprawa jednak nie jest taka prosta (albowiem nic nie jest takie proste), bo nie chodzi tylko o to, że jak jest cieplej, to można mniej grzać. Chodzi też o to, że jak jest cieplej, to się lodowce rozpuszczają i wtedy jest woda zamiast lodu, a to gorzej, bo lód światło słoneczne odbija a woda nie odbija, w związku z czym różne złe rzeczy mogą się wydarzyć, takie jak zalanie niektórych miast czy całych państw. Poza tym, jak się robi cieplej, to wiatry wieją jakoś gorzej i w ogóle powstają rozmaite patologie czy anomalie pogodowe. Sprawa jest zatem skomplikowana.

Czytam, że globalne ocieplenie jest faktem potwierdzonym naukowo, gdyż łatwo teraz jest zmierzyć, że średnia temperatura podnosi się. Ta temperatura w minionych iluś tam latach podniosła się o 0,8 stopnia Celsjusza, a grozi nam to, że w ciągu przyszłych iluś tam lat podniesie się o kolejne dwa stopnie. Żeby temu podniesieniu się temperatury zapobiec, człowiek musi ograniczyć emisję gazów cieplarnianych.

Kiedy weźmiemy to wszystko pod uwagę, wychodzi nam, że zwolennicy tezy o antropogenicznym globalnym ociepleniu, stojący przy tym na stanowisku, iż człowiek globalnemu ociepleniu może zapobiec, uważają, iż człowiek jest w stanie  kontrolować temperaturę na naszej planecie i to kontrolować ją z dokładnością do np. 0,8 stopnia, albo 2 stopni, albo 1,4 stopnia.

Dobra. Jedni naukowcy mówią to, drudzy tamto, a jeszcze inni jeszcze co innego. Ale przecież to samo dzieje się w mnóstwie innych dziedzin - naukowcy spierają się, ale media o tych sporach milczą i kierownicy Europy nie zamierzają podpisywać pakietu w kwestii chociażby tego, w którą stronę ma pójść fizyka albo pedagogika (w tym przypadku wydaje się, że taki pakiet jest tylko kwestią czasu) czy jak ma się rozwijać teoria w szachach. A w kwestii globalnego ocieplenia pakiet będą podpisywać, czy raczej przyjmować  (w tv usłyszałem, że niczego podpisywać się nie będzie, natomiast będzie się głosować ale to nie ma istotnego znaczenia). Dlaczego? Wydaje się, że dlatego, iż kwestia globalnego ocieplenia, w przeciwieństwie do mnóstwa innych kwestii, jest kwestią być albo nie być całego rodzaju ludzkiego i w ogóle życia na Ziemi.

Mnie w tym wszystkim najbardziej zastanawia właśnie ten mechanizm, który działa w przypadku pakietu klimatycznego. Dlaczego interesuje mnie ten mechanizm? Ano dlatego, że przyjęcie pakietu będzie miało skutek w postaci podjęcia działań kosztujących podatników w Europie około 850 miliardów eurosów. A także będzie miało inne konsekwencje. Dla poszczególnych ludzi i dla całych gospodarek.

Mechanizm przyjmowania lub nie pakietu klimatycznego jest ciekawy. Oto bowiem decyzję o przyjęciu pakietu lub nie, podejmą politycy. Nie wiem, kto tam będzie głosował nad przyjęciem lub nie pakietu - premierzy, ministrowie czy jeszcze ktoś inny ale to nie jest ważne. Za decyzję odpowiedzialni są Tusk w Polsce, Sarkozy we Francji, Brown w Wielkiej Brytanii itd. Weźmy Tuska. Tusk o globalnym ociepleniu, o klimacie, o gazach cieplarnianych itd. nie ma zielonego pojęcia (podobnie zresztą jak o pedagogice, o ekonomii itd.). Dlatego, jak mniemam, najął różnych ekspertów i zlecił im napisanie opinii. Zapewne jedni eksperci napisali opinie takie, a drudzy owakie. Istotne jest właśnie to, że jedni napisali opinie, z których wynika jednoznacznie wniosek taki: pakiet przyjmować. Drudzy napisali opinie, których konkluzja jest taka: pakietu nie przyjmować. No i teraz Tusk musi podjąć decyzję. Musi rozważyć wszystkie argumenty, przewidzieć wszystkie konsekwencje, wziąć pod uwagę mnóstwo czynników, jednym słowem - musi wykonać niesamowitą robotę, a na koniec, jak mówiłem, musi podjąć decyzję.

Mnie intryguje takie pytanie: czym przy podejmowaniu decyzji będzie, w ostatecznym rozrachunku,  kierował się Tusk, który przecież nie jest ekspertem w, mówiąc najogólniej, dziedzinie globalnego ocieplenia i skutków, jakie może przynieść zarówno przyjęcie, jak i odrzucenie pakietu klimatycznego? Jakim cudem premier Tusk jest w stanie zasadnie uznać, że rację mają ci eksperci, a tamci nie mają lub odwrotnie?


Czy ja się czepiam Tuska? Nie, nie czepiam się Tuska - o co innego mi chodzi. Jest tak, że "rząd" nie wykombinuje sobie żadnej ustawy, jeżeli premier na tę ustawę się nie zgodzi. No tak już to działa w "demokracji" ("demokracja" piszę w cudzysłowie, bo oczywiście nie ma żadnej demokracji, zawsze jest oligarchia). Co z tego wynika? Ano to, że premier musi znać się na wszystkim. Musi wiedzieć, jak to naprawdę jest z globalnym ociepleniem, jakie stawki VAT na różne artykuły są najlepsze i jakie powinny być stawki celne, musi znać się na "edukacji" żeby zaakceptować taką a nie inną listę lektur, musi wiedzieć kto powinien, a kto nie powinien prowadzić działalność hazardową, musi mieć wiedzę na temat tego, które strony w Internecie blokować, musi kumać jaki jest najlepszy sposób na system emerytalny itd. itd. itd. Jednym słowem - premier "wie" jak organizować ludziom  życie prawie w każdej dziedzinie, a zmierzamy ku temu, że premier będzie "wiedział" jak organizować ludziom życie we wszystkich dziedzinach i to będzie Panoptikon.

A taki król, to w ogóle nie musi znać się na tym wszystkim, na czym zna się premier - król po prostu na swoich siepaczy, którzy umieją zabrać ludziom tyle kasy, żeby król był zadowolony i tyle. Ale premier nie - premier musi się na wszystkim znać.

Dawkinsony nalewają się z teistów w związku z tym, że teiści wierzą w takie x, że x jest Bogiem. Dziwnym trafem dawkinsony wierzą z kolei w demokrację i w system, w którym istnieje instytucja premiera. Moje pytanie jest takie: kto tu jest głupszy - teiści wierzący w Pana Boga, czy dawkinsony wierzące w to, że wszechwiedzącym Bogiem jest premier?

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

To pewnie kwestia pokory lub może pychy - dawkinsony są przekonane o własnym kierowaniu się rozumem.

pozdr.

Rozważałeś użycie określenia "dawkinsyny"? :)

Anonimowy pisze...

Nosze sie z zamiarem napisania cyklu krotkich notek z kategorii *racjonalizm*. Ito raczej nie bedzie nic z tego, co rozne zidiociale kołki dawkinsyńskie rozumieja pod tym okresleniem.

wyrus pisze...

>Artur

Super, ale najlepszy tytuł - "Sto zabobonów" - Bocheński już Ci zabrał :-))

Anonimowy pisze...

Ano zabrał. Skaranie boskie z tymi zachłannym klechami ;-)

Unknown pisze...

Ciekawa sprawa z takim wszechwiedzącym premierem... No przecież to nie może tak być, żeby on MUSIAŁ się znać na wszystkim, co nie? No ale jednak wynika, że musi... instyntkownie czuję, że gdzieś tu jest haczyk.

Zaraz, chyba mam!

Chyba znalazłem haczyk, a to dzięki temu, że przypomniałem sobie swój wypad na zakupy w sobotę. Bo ja w sobotę na zakupach byłem.

No i jak byłem na tych zakupach, to stanąłem przed półką z mięsem i zastanawiałem się, co bym dziś na obiad kupił. No bo tak - lubię polędwiczki wieprzowe, lubię też schab, ale w sumie to dawno wołowiny nie jadłem. No i w końcu kupiłem kark wołowy.

Dlaczego to mi pomogło znaleźć haczyk? Ano dlatego, że właśnie sobie zdałem sprawę, że premier nie wie wcale, że ja wołowinę kupiłem. Co więcej - jakbym kupił schab, to też by nie wiedział. Co jeszcze więcej - wydaje się, jakby ten fakt kupienia przeze mnie mięcha bez wiedzy premiera wcale mu nie zakłócił trudu rządzenia krajem, ani nawet specjalnie nie zachwiał tym krajem.

No i tu jest ten haczyk! Premier tak naprawdę musi się znać na ogromnej liczbie rzeczy, ale.... ale jednak nie na wszystkim! No bo nie musi się znać na tym, co ja mam jeść w sobotę na obiad. Zupełnie sobie bez tej jego wiedzy, przy zerowej pomocy z jego strony, poradziłem. Zaryzykuję nawet, ostrożnie, taką tezę, że poradziłem sobie lepiej, niż gdyby jednak on mi zadecydował, co mam za mięcho kupić.

...

Ale zaraz. Teraz tak sobie ciągnę myślowo tę rozminkę i kombinuję, czy by tu się jakoś nie dało, choćby tylko w podobnych sprawach, premiera odciążyć...

...
..
.

:)) OK, sorry, wyrus, za ten komentarz :))

wyrus pisze...

>kashmir

OK, na razie premier wie tylko to, że tego i tego dnia, o tej i tej godzinie, w tym i tym sklepie, ten i ten właściciel sprzedał Ci tyle i tyle karku wołowego. Pokazałem to w tym tekście:

http://tekstowisko.blogspot.com/2007/10/postp-albo-panoptikon.html

Ty, kashmir, pomimo tego, że poganin jesteś, módl się o to, żeby premier jak najszybciej mógł wiedzieć nie tylko to, że ten i ten gościu wtedy i wtedy sprzedał Ci kark wołowy, ale też żeby mógł wiedzieć, że to właśnie Ty ten kark wołowy kupiłeś. Wtedy, gdy premier będzie wiedział już wszystko, będziesz mieć szczęśliwe życie.

Co Ty na to?

Pozdro :-)))

Unknown pisze...

Te te te, wyrus, Ty tu na mnie swoich gadek pokrętnych nie próbuj, bo ja Cię znam i przejrzałem, ha ha ha.

Ty mnie chcesz w jakąś gadkę wkręcić, żebym się nie wykręcił. Ale ja się nie dam. Przecież to jest oczywiste, że ja będę miał szczęśliwe życie, jak premier będzie wiedział o mnie wszystko. Więcej - przecież ja nawet nie o wiedzy pisałem, ale o decydowaniu. To jest oczywiste, że im więcej premier będzie za mnie decydował, to ja będę szczęśliwszy. W końcu przecież premier i tak decyduje o tym, czym mam jeździć w kasku na nartach, w pasach autem, a kokainy nie wciągać, nie mówiąc już o milionach spraw, na które trzeba pieniądze wydawać. I to przecież oczywiste, że wszystko to po to, aby mi nieba przychylić, w końcu premier zostaje premierem w wyniku demokratycznych procedur, a więc z definicji jest aniołem-supermanem.

Ja tu nie o oczywistościach chciałem pisać, tylko o tym, jak tu by można w tym wszystkim premierowi ulżyć. To mnie zaciekawiło. No bo to jak z tym mięsem - niektóre rzeczy wychodzą mi całkiem spoko, nawet jak premier osobiście się tym nie zajmuje. No to może ja bym spróbował z jeszcze paroma sprawami?

Ja mam w ogóle taki heroiczny pomysł - mógłbym spróbować wziąć na swoje bary naprawdę mnóstwo spraw, którymi teraz premier się zajmuje. Przynajmniej tych dotyczących mnie i mojej rodziny. Na przykład mógłbym w całości zająć się edukacją swoich dzieci, opieką zdrowotną, wszystkimi tymi sprawami, co powinienem jeść, wciągać czy palić, jak unikać wypadków autem czy na nartach, jak zbudować dom, na jaki kolor pomalować mu dach, jak wykopać studnię, jak zebrać kasę na starość... No po prostu jest cale zatrzęsienie rzeczy, które mógłbym zdjąć z barków premiera i jego pomocników.

Nie uważasz, że jak wyślę gdzieś do rządu pisemna deklarację, że ja to wszystko chcę od dziś wziąć na siebie, to będą pod zajebistym wrażeniem mojej postawy?

:)))

wyrus pisze...

>kashmir

"Nie uważasz, że jak wyślę gdzieś do rządu pisemna deklarację, że ja to wszystko chcę od dziś wziąć na siebie, to będą pod zajebistym wrażeniem mojej postawy?"

Mo pewnie, że będą, ale oni Ciebie, kashmir, do psychuszki zamkną, a i dzieci Ci zabiorą, żebyś Ty im życia nie psuł.

:-))