Wziąłem kiedyś ze schroniska malutkiego, czterotygodniowego kotka. Chory był na wszystkie strony. Gdybym go nie wziął wieczorem, to nazajutrz rano dostałby szpilę i poszedł za Tęczowy Most. Pięcioro jego rodzeństwa poszło za Tęczowy Most.
Karmiłem gnojka z butelki dla lalek, bo inne butelki były za duże. Nie bardzo mu się to podobało, więc od razu odgryzł kawałek smoczka.
Karmiłem gnojka z butelki dla lalek, bo inne butelki były za duże. Nie bardzo mu się to podobało, więc od razu odgryzł kawałek smoczka.
Z miski jeść nie chciał i nie dawał karmić się łyżeczką. Wściekał się, gdy zakraplałem mu i smarowałem oczka (na ścianie powiesiłem sobie grafik, żeby wiedzieć, kiedy smarować, a kiedy zakraplać). Najgorszą rzeczą były zastrzyki - żeby nie jeździć codziennie do weta, nauczyłem się robić zastrzyki i sam kłułem kociaka, zasługując sobie u niego na miano rzeźnika.
Nikt mi tego procederu męczenia kota nie finansował. Nawet grantów z Unii Europejskiej nie dostawałem.
Podsumowując: mój kochany kociołek nie życzył sobie być męczony butelką i łyżeczką, nie chciał mieć zakrapianych i smarowanych oczek, nienawidził zastrzyków. Bardzo chciał, żeby tego wszystkiego nie było. A przy tym chciał mieć pełny brzuszek, bardzo dużo zdrówka i żebyśmy się bawili.
Wiecie jak nazwałem swojego kotka (na co dzień mówię na nią Nusia, bo to jest dziewczynka)? Jasne, że nie wiecie, no to Wam powiem. Otóż swojemu kociołkowi dałem na imię Wzorcowy Klient Państwa Opiekuńczego.
Podsumowując: mój kochany kociołek nie życzył sobie być męczony butelką i łyżeczką, nie chciał mieć zakrapianych i smarowanych oczek, nienawidził zastrzyków. Bardzo chciał, żeby tego wszystkiego nie było. A przy tym chciał mieć pełny brzuszek, bardzo dużo zdrówka i żebyśmy się bawili.
Wiecie jak nazwałem swojego kotka (na co dzień mówię na nią Nusia, bo to jest dziewczynka)? Jasne, że nie wiecie, no to Wam powiem. Otóż swojemu kociołkowi dałem na imię Wzorcowy Klient Państwa Opiekuńczego.
Nie mam najmniejszych pretensji do kota o to, że doi mnie na wszystkie sposoby, bo może nie przeczytałem wszystkich dzieł Michela Foucaulta (a nie przeczytałem), ale jestem na tyle kumaty, żeby zdawać sobie sprawę z tego, iż mój kot to zwierzę.
Nusia dzisiaj.
21 komentarzy:
Wyrusie,
Koty są niezwykle żywotne. Kota można "odchachrać" niemal z wszystkiego.
Człowiek odchachrujący kota , przywiązuje się.
Kot, na którego potem patrzy się z dumą i czułością , też patrzy na człowieka ale zawsze mam wrażenie ,że kpiąco:)
Koty chodzą z ludźmi na spacer. Same ,z własnej woli. Nie zachęcane i nie przywoływane.
Jak im się nie chce iść , to położą się i czekają. Wiedzą ,że będziesz wracał i wtedy się dołączają.
Przynoszą człowiekowi myszy w prezencie ,i układają je w równym
rządku. Zamiast je zjeść , wyrzucamy ze wstrętem.
Potem dziwimy się ,że koty patrzą na nas kpiąco:))
Pozdr
>marta.luter
Koty patrzą, pewnie, ale nie wiem, czy kpiąco.
Jeden gościu w tv powiedział, że on kota wytresował. Bo mówi do kota tak: - No idziesz, czy nie?
A kot idzie albo nie :-)))
Wyrusie,
Jakby koty nie patrzyły ,to bardzo je lubię.
Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu,że mają nas - ludzi,za świrusów:))
Gdybym była kotem ,też bym tak uważała:)
Pozdr
No właśnie, jak dajemy już robić z siebie zwierzęta, to przynajmniej sympatyczne.
A tak naprawdę to dreszcz mnie przeszedł.
pozdr.
Dwa pytania mam:
- gdzie sie trzeba wkluc przy zastrzyku, zeby kotu krzywdy nie zrobic
- czy uzywa sie normalnej igly, takiej jak dla ludzi, czy moze jakiejs o mniejszej srednicy?
Chcialem kiedys dac mojemu kotu taki zastrzyk na odrobaczenie, bo tabletek skubany jesc nie chce, dobrowalnie ni pod przymusem. Rany, nie wiedzialem, ze takie male stworzenie ma tyle sily... Zastrzyk nie doszedl do skutku, za to sobie zaapilkowalem zewnetrznie troche jodyny. Pomoglo.
Pozdro
>szmatola
Ja dawałem zastrzyki podskórne. Bierzesz fałdę skóry na plecach i walisz w nią szpilę. Wtedy nie urazisz żadnego mięśnia, nerwu czy czego tam jeszcze.
***
"nie wiedzialem, ze takie male stworzenie ma tyle sily... "
No to już wiesz :-) Nie tylko ma kupę siły, ale jeszcze robi się jak wąż i dostaje tysiąca łapek z pazurkami :-)
To już ostatnio drugi raz (pierwszy był przy miśkach), gdy Gospodarz tego bloga pokazuje niesamowicie ludzką twarz :-)))
A nie tylko : szachy, filozofia i drwiny z lewactwa.
Ja mam wielką sukę owczarka niemieckiego. Też jej robię zastrzyki sam.
Wszystkich pozdrawiam ;-))
>Jajcenty
"A nie tylko : szachy, filozofia i drwiny z lewactwa."
A te szachy, filozofia i drwiny z lewactwa to jaka twarz - nie ludzka? :-))
Poza tym - ten "Kot" to dopiero drwiny z lewactwa!
:-)))
Wyrusie,
Nie no, jasne :-))
Jak to chyba mówią filozofowie: ustanowiłem antynomię ludzkie-nieludzkie, hehe.
Użyłem tej samej techniki, której używają różne głąby gdy mówią np. że się Kościół miesza do polityki, bo jednoznacznie potępia zabijanie dzieci i starców.
Ale ale: film taki był kiedyś - "Koty to dranie". Bardzo fajny film.
pzdr.
Moje dzieciaki przywlokły kiedyś takirego kota, najpierw do domu a pózniej zabrały go na ranczo- nazywają go Rudi. Pewnie dlatego, że wygląda jak z miniaturka tygrysa z miedzi.
Rudi ma sporo ciekawych cech, przez co jest kotem ogólnie kochanym i nawet mój pan Józio, który jest kat na koty (tzn działa na nie dyscyplinująco) do Rudiego ma słabość i wybacza mu wszytko (co Rudiego rozpusciło jak dziadowski bicz).
Rudi kupuje wszystkich jedną rzeczą- Rudi ma zepsute mruczando. Chodzi mi o to mrrrr, które wydaje z siebie głaskany kot, takie na granicy infradźwięków. Rudi, jak napisałem, mruczando ma zepsute w pozycji ON. Rudi mruczy nawet gdy wali kupę na trawniku.
Non stop.
Każdy więc chce mieć Rudiego na kolanach.
A Rudi korzysta z tego bez krępacji.
>Artur
To mruczando to jest rewelacja. Cztery wielkie koty potrafią ryczeć, czego małe koty nie umieją, ale za to małe koty, w przeciwieństwie do wielkich kotów potrafią burczeć - uwaga uwaga!!! - w obie strony! Na wdechu i na wydechu. To jest rozwalające :-))
Ja tylko nie wiem, jak ten nasz Rudi łapie myszy, bo to jego mrrr słychać z kilometra. A jakoś je przynosi i w rządku układa dokładnie tak, jak to Marta napisała. I cały jest z siebie dumny.
Rudi np bardzo lubi chodzić z ludźmi na spacery. Do lasu, nad staw. I chodzi jak pies, przy nodze. No, chyba, że mu si ę nie chce iść, to wtedy Rudi robi coś takiego, czego sie nie da opoisać, że nawet ci, którzy kotów nie lubią biorą go na ręce i tiu tiu tiu, ćwierkają, na co Rudi pozwala łaskawie. Tzn taką właśnie ma minę "OK, skoro prosisz i tak sie do mnie łasisz, to możesz mnie chwilę ponieść i pogłaskać. Tylko nic sobie nie wyobrażaj!".
W zeszłym roku, jesienią, poszedłem z RUdim nad staw zobaczyć jak tam karpie rosną. Wokół stawów mam takie rowy opaskowe, dzieki czemu można regulować poziom wody w stawach, bo albo się ją puszcza przez staw, albo naokoło. I tam, gdzie szliśmy ten rów był fest zarośnięty rzęsą. Wygladało to jak kożuch. Jesień wczesna, jeszcze wszystko zielone. Coś się ruszyło po drugiej stronie rowu i Rudi skoczył. Chyba wziął tę rzęsę za trawę, bo celując w to, co się rusza wyliczył sobie międzylądowanie akurat dokładnie na środku rowu.
Plusk i w tej samej chwili mokre, rude obrzydzenie wystrzeliło z wody na jakieś dwa metry i wbiło sie pazurami w drzewo po drugiej stronie rowu powyżej linii mojej głowy.
Z czego on się tak odbił w tej wodzie- nie wiem. A wystrzelił jak z procy dygocąc ze wstrętu.
Później na mnie tak patrzył, jak się z niego śmiałem, jakby miał do mnie pretensje, że go nie ostrzegłem.
:D
Brachol do mnie niedawno dzwoni, bo jakiś większy gadżet był dla Muniasa do kupienia (bo ten kot to jest tak trochę wyjatkowo wzięty, i takie tam) i pyta, czy bym się nie dołożyła.
tak tego wywodu słucham i słucham i mówię, no ale przecież on mnie nawet nie lubi!
na co mój Brachol, przecież on nikogo nie lubi!
takie koty:-)
Pozdro:-)
>Anna
No i Brachol ma rację. Pozdr5o dla Brachola i dla Muniasa :-)))
Wyrusie,
Byłam niedawno u fryzjera.Przyszła dziewczyna,zabiedzona fryzjersko.
Ciężko opadła na fotel i powiedziała błagalnie : Paweł! Zrób coś! Ja nie mogę być taką porażką.
Ja też jestem porażką:) Nawet wysłowić się nie umiem.
Opisywałam jak to koty z własnej woli chodzą z ludźmi na spacer.
I napisałam takie coś : Jak im się
nie chce iść,to położą się i czekają.
Faktycznie rewelacja:))
Miałam na myśli ,że idą spory kawałek ale jak dojdą do wniosku,że dalej im się już nie chce ,to czekają przy drodze aż będziesz wracał.
Przecież to jest bardzo fajne u kotów,to,że czekają w połowie trasy.
Porażka:))
Wyrusie,
Zrób jakieś uhmm, albo co...
Chciałabym wiedzieć,czy przeczytałeś przeczytałeś moją
"erratę"? :)
Czuję się taka przytłoczona własnym,niezamierzonym banałem.
Ps:Słyszałeś Wolniewicza w TVP info?
Pozdr
>marta.luter
uhmm...
:-))
Wolniewicza słyszałem w dzienniku, ale jak był w INFO to sobie może w nocy obejrzę.
Wyrusie,
Dzięki:)
Niebywale trafna uwagą...misie, kotki...ludzka twarz...
Wyrus, Ty wiesz, że nie ironizuję...:-)
Do wymiaru ludzkiej twarzy dodam inny jeszcze aspekt - tylko mężczyźni pewni znaku wodnego swej męskości - jak najlepiej rozumianej - lekko zapodają przypowieści o misiach, kotkach etc:-)
Monolit męskości od tego nie koroduje.
Ale to wie niewielu samców.
>nie_Istotna
"tylko mężczyźni pewni znaku wodnego swej męskości - jak najlepiej rozumianej - lekko zapodają przypowieści o misiach, kotkach etc:-)"
Może tak być. Ale może też być i tak, że lekko zapodają przypowieści o misiach, kotkach itd. również mężczyźni, którzy nie są pewni znaku wodnego swojej męskości, bo są nie jak mężczyźni, ale jak dzieci - po prostu, nie mają problemu ze znakami wodnymi męskości itd. - bo są jak dzieci.
:-)))
Taka opcja też istnieje, ale nie wtedy,gdy takie wątki szokują u pewnych mężczyzn /temat ich wpisów/:-))))))
Prześlij komentarz