statsy

piątek, 21 stycznia 2011

Moje pytanie

W Liverpoolu kawał miasta kibicuje The Reds, czyli drużynie Liverpool, a drugi kawał miasta jest za The Toffees, czyli za Evertonem. W Manchesterze jedni są za City, a drudzy za United. W Birmingham są fani Villi oraz zwolennicy Birmingham City. Wszędzie tak jest, że jacyś ludzie są za jednym, a inni ludzie za czymś drugim.

U nas też tak jest. Kto lubi żeby wzrost gospodarczy przekraczał sześć procent kibicuje PiS-owi, a kto woli wzrost kręcący sie koło jednego procenta, głosuje na PO. Kto jest fanem mniejszego zadłużenia państwa gardłuje za PiS-em, a kto chce, żeby zadłużenie było większe, wybiera PO. Ci, którzy nie chcą, żeby Polacy ginęli w spadających samolotach, obstają za PiS-em, a ci, którym katastrofy lotnicze nie przeszkadzają, wrzucają kartki wyborcze za PO. Jak kto nie chce, żeby urzędnicy państwowi wykorzystywali służbowe podsłuchy do prywatnych spraw sądowych, to niesie sztandar PiS-owski, a kto uważa, że to miłe, kiedy urzędnicy w swoich prywatnych sprawach lecą do sądu ze służbowo zdobytymi podsłuchami, wywija chorągiewką z napisem PO. Zwolennicy obniżania podatków są pisowcami, a miłośnicy podwyższania podatków platformersami. Ludzie ceniący sobie wygodę podróży są za PiS-em, a fani wchodzenia do pociągów przez okna trzymają stronę PO. W kwestii dróg nie ma znaczenia, kto za jaką partią jest, bo i tak obydwa rządy dróg nie pobudowały.

Wydaje się, że zwolenników PO jest trochę więcej niż stronników PiS-u, aczkolwiek bardzo możliwe, że nie ma znaczenia, czy jest ich więcej, czy mniej. W razie czego zawsze można zrobić trochę tych nieważnych głosów. Ile ich można zrobić, to nie wiem, zobaczymy.

W tej sytuacji zastanawiam się, po co rząd PO w ogóle cokolwiek robi w jakiejkolwiek sprawie. Mam na myśli to robienie, o którym głośno w mediach, bo jest trochę takiego robienia, o którym w mediach głośno nie jest. Kiedy rząd dogadywał kontrakt na kupno gazu, to w mediach zbyt głośno nie było, a jak już ten najdroższy w Europie gaz od Ruskich kupił, to też media zbyt głośno nie brzęczą. Po co rząd robi to wszystko, o czym media gadają? Przecież widać wyraźnie, że rząd może zrobić albo nie zrobić cokolwiek chce, bo to i tak nie ma znaczenia dla wyniku wyborczego. A jednak rząd robi rozmaite rzeczy, o których media gadają. Popatrzcie, jak zaciekle rząd i rozmaite służby państwowe działają w sprawie smoleńskiej. A jak misternie działają! Naród aż się trzęsie, kiedy dowiaduje się o kolejnych posunięciach swoich przedstawicieli. Powiadają, że niegdyś przekupki na targu w Konstantynopolu kłóciły się o Filioque, a dzisiaj baby w sklepie zachodzą w głowę, czy Grzegorz Schetyna robi jakąś aferę w partii, że tak powiedział brzydko na Donalda Tuska, czy też to raczej taka strasznie sprytna gra PO.

Pewnie to gra, ale pytam - po co ta gra? Po co robić cokolwiek? Przecież zawsze, niezależnie od sytuacji w kraju, można powiedzieć, że jak coś, to przyjdzie Kaczyński i nas wszystkich zje, a na dodatek - to najnowszy wynalazek Tuska - będzie wojna z Rosją oraz taka niemiła sytuacja, w której nie będziemy mieć prawdy.

Moim zdaniem idzie tu o to, żeby robić różne rzeczy po to, aby fani PO dobrze się czuli. Dam przykład. Rząd robi pokazówkę w kwestii wyjaśnienia sprawy smoleńskiej, mnóstwo dorosłych ludzi chodzi do telewizorów i opowiada niestworzone historie o przebiegu katastrofy smoleńskiej i o tym, kto był winien, inni dorośli ludzie pracujący jako dziennikarze kiwają głowami nad tymi historiami i mówią: - No, no, a to ci dopiero! - później ważna komisja puszcza film animowany w kontrze do ruskiego filmu animowanego, po czym wybrani w demokratycznych wyborach przedstawiciele narodu, który jest suwerenem, idą do sejmu i tam krzyczą na siebie przez kilka godzin, co transmituje parę telewizji, a telewizja Ojca Inwestora nawet retransmituje, a nazajutrz bardzo uczony profesor Nałęcz zdradza tajemnicę o tym, że PiS kolaboruje z Rosją robiąc to, co Rosja chce, żeby PiS robił...

Moim zdaniem rząd robi, co robi, po to, żeby zwolennicy rządu mieli satysfakcję, żeby z radością w sercu, stając w prawdzie nawet przed samymi sobą, mogli powiedzieć: - Ale fajne rzeczy robi ten nasz rząd! No weźmy tę sprawę smoleńską - to się tylko tak wydaje, że rząd w tej sprawie daje dupy po całości, bo w rzeczywistości jest tak, że rząd prowadzi bardzo misterną grę i na końcu wykiwa PiS tak, że aż napiszą o tym gazety na Jamajce. Ho, ho, ho - ale to będzie pysznie już niedługo!

OK, będą wybory na jesieni, PO wygra i prędzej czy później już całkiem będziemy mieć tu Rosję. Moje pytanie w związku z tym jest takie: a co fajnego jest w tej Rosji, żeby się aż tak się cieszyć? Bo widzę tylko jedno tłumaczenie - oto parę milionów ciotek Matyld ma nadzieję, że dostanie posadę w radzie nadzorczej Gazpromu.

5 komentarzy:

CzarnaLimuzyna pisze...

tekst przedni :-)
polecam:
http://t-rex.salon24.pl/271150,nie-da-sie-przekonac-zaczadzonych

Jajcenty pisze...

W Rosji (a konkretnie w Moskwie) świetne były takie roladki z bardzo delikatnej słoniny, z różnymi ogórkami, cebulą, czosnkiem i czymś tam jeszcze w środku, podane w jednej knajpie jako zagrycha do wódy. Genialne po prostu.
I to właśnie było w Rosji wspaniałe.
Ale jakby co, to mogę sobie takie roladki zrobić sam, niekoniecznie mając Rosję tutaj na miejscu...

Aha, i jeszcze jedna drobna szczegóła: to była knajpa ukraińska.

marta.luter pisze...

Wyrusie,
"A co takiego fajnego jest w tej Rosji,żeby się aż tak cieszyć?"

W Rosji fajne jest....
To nie,
To też nie,
Mam! .... Jednak nie....
(Ściągnęłam z Dobrowolskiego) :)

Nie wiem :))

A może to ,że zniosą wizy do Polski - bo przecież nie w drugą stronę?
Pozdr

randal28 pisze...

Nie zeby to mialo jakis zwiazek konkretny z teksciorem ale to ciekawe, logiczne i pozwala - tak sadze - uderzys w czule punkty.

Z prof. Andrzejem Zybertowiczem, socjologiem z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, byłym doradcą prezydenta Lecha Kaczyńskiego, rozmawia Mariusz Bober

I teraz fragmencik:
Wiele wskazuje na to, że od dłuższego czasu trwa kampania mająca na celu pozbawienie Polaków zdolności do racjonalnej oceny sytuacji, w tym faktycznych interesów swojego kraju. Spójrzmy na to przez pryzmat koncepcji brytyjskiego teoretyka strategii Basila Liddella Harta, twórcy teorii działań niebezpośrednich. Rozumował on tak, że gdy atakujemy kogoś wprost, to zazwyczaj mobilizuje się on, integruje i wtedy trudniej go pokonać. Jeśli zaś zaatakujemy czyjąś psychikę, jego wolę walki – i to w taki sposób, by osoba ta nie zorientowała się, że wypowiedziano jej wojnę, to może się okazać, że przeciwnik zostanie psychicznie rozchwiany, zatem pozbawiony części zdolności bojowych, zanim jeszcze dojdzie do konfrontacji fizycznej. Gdy przeciwnikowi na wojnie zabijemy jednego żołnierza – to ma on tylko jednego żołnierza mniej. Jeśli u przeciwnika jednego żołnierza porazimy strachem, to będzie on siał defetyzm wśród swoich kolegów. Jeśli wiary w celowość oporu pozbawimy dowódcę wyższej rangi, to może zostać ograniczona sprawność wojska na szerszym odcinku frontu. A jeśli zostanie skutecznie wywarta presja psychologiczna na kierownictwo jakiegoś kraju, to może nastąpić takie rozchwianie zdolności decyzyjnych przywódców, że nie wykorzystają oni nawet tych zasobów, które kierownictwo państwa ma w swej dyspozycji. Myślę, że ta metoda była stosowana wobec Polski od dawna, ale rzecz nasiliła się po 10 kwietnia 2010 roku.

marta.luter pisze...

Wyrusie,
Coś te ruskie jednak mają.
Posłuchaj co :Chołonko Orekstr" zrobili z "Żółtym Aniołem" Wertyńskiego:)
Tylko czy nam do tego , by posłuchać muzyki potrzeba całej reszty tego towarzystwa?
http://www.youtube.com/watch?v=yvahisshmY4&feature=related
Mam nadzieję ,że się powiodło:)
Pozdr