statsy

sobota, 17 marca 2012

Nauka vs religia

W 1978 roku na zjeździe Amerykańskiego Stowarzyszenia Rozwoju nauki jeden gościu z Międzynarodowego Komitetu Przeciw Rasizmowi krzyknął: - Bredzi pan, panie Wilson!, po czym wylał dzban wody na łeb Edwardowi O. Wilsonowi. Edward O. Wilson to wielki ekspert od socjobiologii, a przy tym największy na świecie spec od mrówek; bardzo dużo wie też o pozostałych zwierzętach społecznych.

Richard Dawkins najwięcej w swoim życiu kłócił się nie z Panem Bogiem, biskupami czy pozostałymi teistami, ale ze Stephenem Jay Gouldem, dopóki Gould żył rzecz jasna. I Dawkins i Gould to ikony ewolucjonizmu, ale ci dwaj mężowie byli w nieustannym sporze. Na przykład Dawkins teorie Goulda dotyczące punktualizmu nazwał niczym ważnym, li tylko interesującą zmarszczką na teorii neodarwinowskiej.

Ciągle nie wiadomo, jak to jest z ludzką świadomością. Co prawda gdzieś tak w połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku Marvin Minsky, jeden z twórców teorii sztucznej inteligencji, w rozmowie z Johnem Horganem stwierdził, że świadomość jest zagadnieniem trywialnym, które on, Minsky, dawno już rozwiązał (no przecież świadomość to nic innego niż rodzaj pamięci krótkotrwałej, taki system niskiego szczebla dla tworzenia zapisów!) i nijak nie może zrozumieć, że ludzie jego, Minsky'ego w tej sprawie nie słuchają, to jednak ciągle nie bardzo wiadomo jak z tą świadomością naprawdę jest.

Kartezjusz ustalił, że ośrodek świadomości znajduje się w szyszynce, z której po torach nerwowych rozchodzą się wszelkie siły życiowe. Dzisiaj naukowcy za bardzo Kartezjuszowi w tej kwestii nie wierzą i kombinują nowe teorie. Generalnie jest tak, że jedni preferują badawczą strategię obiektywistyczną, czyli trzecioosobową, a inni subiektywistyczną, czyli pierwszoosobową. Pośród tych pierwszych jedni szukają tzw. neuronalnych korelatów świadomości, czyli chcą ustalić, które to obszary mózgu odpowiadają za świadomość i jak ten cały neuronalny proces powstawania świadomości wygląda, a drudzy idą w kierunku tzw. obliczeniowych korelatów świadomości chcąc objaśnić świadomość za pomocą wyróżnienia określonych typów procesów obliczeniowych. Koncepcje obiektywistyczne szukające materialnego substratu świadomości są bardzo ciekawe. Oto Francis Crick i Christof Koch utrzymują, że neuronalny korelat świadomości jest w sposób istotny powiązany z oscylacjami aktywności neuronów w korze mózgowej o częstotliwości 40 Hz. Gerald Edelman celuje w pętle zwrotne w systemie wzgórzowo-korowym, Rodolfo Riascos Llinas obstaje przy rytmicznej aktywności w systemie wzgórzowo-korowym o częstotliwości 40 Hz, Rodney Michael John Cotterill przy systemie przedniej części zakrętu obręczy, a już Hans Flohr kapitalnie szarżuje forsując zespoły neuronów związanych z receptorami NMDA.

Wesoło i kolorowo jest także na polu strategii obiektywistycznej opierającej się na obliczeniowych korelatach świadomości. Tutaj mamy koncepcje, które wiążą obliczeniowy korelat świadomości z reprezentacyjną treścią zmagazynowaną w pamięci krótkotrwałej, z globalną przestrzenią roboczą, z systemem świadomościowo-przytomnościowym, z reprezentacją wyższego rzędu, czy z koneksjonistyczną teorią świadomości fenomenalnej.

Wróćmy do Minsky'ego, bo wystawcie sobie, że ten wielki uczony, Rogera Penrose'a, tego samego, który ze Stephenem Hawkingiem kłócił się o czarne dziury i nawet zakład zrobili (jak ktoś potwierdzi, że czarne dziury istnieją, to Penrose miał opłacić Hawkingowi roczną prenumeratę National Geographic, a jak się okaże, że czarnych dziur nie ma, Hawking miał opłacać Penrose'owi roczną prenumeratę Pentouse'a), w ramach dyskusji o świadomości nazwał tchórzem, który nie umie zaakceptować swojej fizyczności, a znowu hipotezę Edelmana o tych pętlach ponownego sprzężenia wyśmiał, bo ją uważa za najzwyklejszą w świecie odgrzewaną teorię sprzężenia zwrotnego.

Skoro już piszę tak drastyczny tekst, to jeszcze i to dopiszę, że niektórzy ludzie z branży podejrzewają, iż Penrose - ach, trudno w to uwierzyć! - to zwykły witalista jest, który po cichu, bo przecież nie głośno, wierzy w to, że do rozwiązania tajemnicy umysłu nie trzeba żadnego podłoża naukowego.

Dobra, teraz wyjawię, po co to wszystko napisałem. Otóż to wszystko napisałem po to, żebyście, jak już zaczniecie jakąś gadułę w Necie na popularny temat : nauka vs religia, mieli świadomość tego, że nauka jest w porządku, a religia jest do dupy, bo przecież musi być do dupy coś takiego, że jedni myślą, że Bóg jest taki, inni, że owaki, a następni, że jeszcze inny.

Rżnąłem z, czyli bibliografia:

1. Józef Bremer. Wprowadzenie do filozofii umysłu. Wydawnictwo WAM. Kraków 2010.
2. Steve Fuller. Nauka vs religia? Zysk i S-ka. Poznań 2009.
3. Wioletta Dziarnowska. Subiektywna natura świadomości. O funkcjach qualiów. w: Funkcje umysłu. Poznańskie Studia z Filozofii Humanistyki 8 (21). Red. M. Urbański, P. Przybysz. Zysk i S-ka. Poznań 2009.
4. John Horgan. Koniec nauki, czyli o ograniczeniach wiedzy u schyłku ery nowożytnej. Prószyński i S-ka. Warszawa 1999.

8 komentarzy:

smootnyclown pisze...

Przeczyta sobie "Ślepowidzenie" Wattsa:) W kwestii świadomości lektura przeprzeprzednia:)

wyrus pisze...

>smootny

Cholera, nie wie, czy przeczyta, bo to zdaje się powieść jest :-) No dobra - z0baczy :-)

Bartek (BD) pisze...

Pyszne. Są jeszcze tacy kowboje jak (mój ulubiony) Alva Noe, który napisał książkę pt. "Out of Our Heads Why You Are Not Your Brain, and Other Lessons from the Biology of Consciousness". Na pohybel poszukiwaniu neuronalnych korelatów świadomości.


"Alva Noë is one of a new breed—part philosopher, part cognitive scientist, part neuroscientist—who are radically altering the study of consciousness by asking difficult questions and pointing out obvious flaws in the current science. In Out of Our Heads, he restates and reexamines the problem of consciousness, and then proposes a startling solution: do away with the two-hundred-year-old paradigm that places consciousness within the confines of the brain.

Our culture is obsessed with the brain—how it perceives; how it remembers; how it determines our intelligence, our morality, our likes and our dislikes. It’s widely believed that consciousness itself, that Holy Grail of science and philosophy, will soon be given a neural explanation. And yet, after decades of research, only one proposition about how the brain makes us conscious—how it gives rise to sensation, feeling, and subjectivity—has emerged unchallenged: we don’t have a clue.



In this inventive work, Noë suggests that rather than being something that happens inside us, consciousness is something we do. Debunking an outmoded philosophy that holds the scientific study of consciousness captive, Out of Our Heads is a fresh attempt at understanding our minds and how we interact with the world around us".

wyrus pisze...

>Bartek (BD)

"do away with the two-hundred-year-old paradigm that places consciousness within the confines of the brain."

No to jest jazda :-)) Po mojemu to mniej więcej w tę stronę kombinuje Damasio, który chyba nie jest jednak aż tak radykalny. Damasio np. mówi, że jakby tak zrobić ten eksperyment z mózgiem w kadzi, który to mózg jest tylko sztucznie stymulowany, to taki mózg nie dałby rady wytworzyć normalnego umysłu.

wyrus pisze...

Jakby co, to na parę godzin znikam. Kto chce gadać, niech sobie gada, aczkolwiek ciągle nie mogę pojąć, że ludziom chce się na takie tematy gadać i to jeszcze w sobotę :-))

smootnyclown pisze...

Wyrusie,
mało tego, że powieść. To jest science-fiction. Ale jakie! Tyle, co z tej książki się dowiedziałem o ewolucji, biologii i świadomości, to z mało której się dowiedziałem:)

Masz cytata na zachętę:

"Ewolucja nie przewiduje. Skomplikowana maszyneria zaczyna żyć własnym życiem. Mózgi oszukują. Wykształca się pętla sprzężenia zwrotnego, stabilizująca rytm pracy serca, a potem natrafia na pokusę rytmu i muzyki. Niepokoje wywoływane przez obrazy fraktalne, czy algorytmy wykorzystywane do wyboru miejsca zamieszkania, metastatyzują się w sztukę. Podniety, na które niegdyś trzeba było zapracować, wykazując się sprawnością, teraz mogą pochodzić z bezproduktywnej introspekcji. Z biliona receptorów dopaminy nieproszona powstaje estetyka i cały system przestaje już modelować organizm. Zaczyna modelować sam proces modelowania. Pożera coraz więcej zasobów obliczeniowych, zatyka się nieskończonymi rekurencjami i nic niewnoszącymi symulacjami. Jak DNA pasożytnicze, które się odkłada w każdym naturalnym genomie, trwa, mnoży się i nie produkuje nic poza sobą. Metaprocesy rozmnażają się jak rak, potem się budzą i zaczynają mówić o sobie "ja".
***
Układ słabnie i spowalnia. Postrzeganie trwa teraz o wiele dłużej - trzeba ocenić dane wejściowe, podumać nad nimi, podjąć decyzję, jak to robią świadome istoty. Lecz kiedy widzisz nagłą falę wody, albo z trawy wyskakuje na ciebie lew, wypasiona samoświadomość to luksus, na który cię nie stać. Najlepiej sprawdza się pień mózgu. Dostrzega niebezpieczeństwo, przejmuje ciało i reaguje sto razy szybciej, niż ten stary tłuścioch w fotelu prezesa na piętrze; ale z każdym kolejnym pokoleniem coraz trudniej jest to obchodzić - tę skrzypiącą neurologiczną biurokrację.
"Ja" marnuje energię i moc przetwarzania, obsesyjnie, aż po psychozę, skupione na samym sobie. Wężydła go nie potrzebują, wężydła są oszczędniejsze. Z prostszą biochemią, z mniejszym mózgiem, pozbawione narzędzi, swego statku, nawet części własnego metabolizmu - myślą, a ty nie dorastasz im do pięt. Ukrywają swój język przed tobą, rozmawiając pod twoim nosem, nawet kiedy wiesz, co mówią. Umieją obrócić przeciwko tobie twoje własne postrzeganie. Podróżują do gwiazd. Oto, co potrafi nieobciążona samoświadomością inteligencja.
Widzicie, "ja" to nie jest mózg, który pracuje. Gdy Amanda Bates mówi "Ja nie istnieję", nie ma to sensu. Lecz kiedy to samo stwierdzają procesy pod spodem, po prostu meldują, że pasożyt zdechł. Mówią, że są wolne." [wyd. Mag, 2011, s. 339-341.]

wyrus pisze...

>smootny

"Tyle, co z tej książki się dowiedziałem o ewolucji, biologii i świadomości, to z mało której się dowiedziałem:)"

Normalna rzecz :-) No to się odwdzięczę cytatem z Chomsky'ego:

"Jest całkiem możliwe - druzgocąco prawdopodobne, jak można sądzić - że zawsze więcej będziemy się dowiadywać o ludzkim życiu i osobowości z powieści niż z psychologii naukowej."

Brawo Chomsky???

:-)))

Jacek Jarecki pisze...

Wilson to pazerny chujek, a socjobiologia to denna ( dęta) pseudonauka.

Większą od niego łajzą jest chyba tylko durnowaty Hawking, który zgadza się bez zastrzeżeń na głoszenie swych hipotez/hipoteziczek jako prawd objawionych.