Gadaliśmy między innymi o przymusie płacenia składek zdrowotnych. Napisałem tak:
"Są dwie możliwości: albo jest możliwe to, żeby człowiek był w stanie zapracować na to, żeby zapłacić medykowi za usługę, albo to jest niemożliwe. Jeżeli jest możliwe, to po cholerę państwo ma się do tego wtrącać? Jeżeli to możliwe nie jest, to po jaki chuj robić ludziom wodę z mózgu i jeszcze do tego okładać ich obowiązkowym haraczem na to, co i tak warte funta kłaków?"
Istotnym pytaniem jest właśnie to - po co państwo wtrąca się do dziedziny, jaką są usługi medyczne? Dla jasności - nie żywię nienawiści do państwa jako takiego (aczkolwiek być może zmierzam w tym kierunku, co jednak nie wynika z jakiejś ideologii, tylko jest skutkiem tego, że widzę, jak państwo działa :-), natomiast zawsze ciekaw jestem motywacji, którymi kieruje się państwo w swojej aktywności. Ludwig von Mises pisał:
"Niemiecki socjalista, Ferdynand Lasalle, próbował ośmieszyć koncepcję rządu ograniczonego wyłącznie do tej sfery, nazywając państwo ustanowione na zasadach liberalnych 'państwem-stróżem nocnym'. Ale trudno zrozumieć, dlaczego państwo-stróż nocny miałoby być w jakiś sposób śmieszniejsze lub gorsze niż państwo, które zajmuje się przygotowaniem kiszonej kapusty, produkcją guzików do spodni lub publikacją gazet".
To jest kawałek z książki "Liberalismus", którą wydano w 1927 roku. Ciekawe, co Mises napisałby dzisiaj :-)
To mnie właśnie interesuje - dlaczego państwo za jede dziedziny się bierze, a za inne nie (być może w naiwności swojej nie kumam, że to jest tylko kwestią czasu; że to, iż państwo nie wzięlo się za jakieś dziedziny oznacza tylko tyle, że JESZCZE się nie wzięło).
Wczoraj minęła szesnasta rocznica śmierci Freddiego Mercury'ego. 23 listopada 1991 roku Mercury opublikował oświadczenie, w którym poinformował publiczność o tym, że choruje na AIDS. Dzień później zmarł.
Mercury był homoseksualistą i homo się seksualizując nabył wirusa HIV, który to wirus był przyczyną tego, że Mercury zachorował na AIDS i z powodu AIDS umarł.
Nie mam nic przeciwko wielkiemu artyście, ani przeciwko homoseksualizowaniu się, ani w ogóle przeciwko seksualizowaniu się. Natomiast zwracam uwagę na fakt, że jedynym sposobem na to, aby seksualizować się i mieć względnie dużą pewność, iż z powodu seksualizowania się nie nabędzie się wirusa HIV jest seksualizować się tylko z partnerem, który nie jest zarażony wirusem HIV, co w praktyce oznacza seksualizowanie się z jednym tylko partnerem, który z kolei seksualizuje się tylko z nami.
Dobra, zostawiam na razie dziedzinę seksualizowania się i przechodzę do obowiązkowych ubezpieczeń zdrowotnych i emerytalnych. Wydaje się, że koronnym argumentem za przymusem tychże ubezpieczeń jest argument taki:
a) jak nie będzie przymusu to niektórzy ludzie nie ubezpieczą się
b) jak niektórzy ludzie nie ubezpieczą się, to zapewne część z nich nie będzie mogła pozwolić sobie na opłacenie medyka i nie będzie miała za co żyć na stare lata
c) społeczeństwo nie może pozwolić na to, żeby ludzie umierali z powodu tego, iż nie stać ich na medyka i na zapewnienie sobie środków do życia na starość
d) w związku z tym, że społeczeństwo, powodowane wrażliwością i solidarnością ze wszystkimi naszymi siostrami i braćmi nie może pozwolić na to, aby ktokolwiek nie miał środków na medyka i w ogóle środków do życia, konieczny jest przymus ubezpieczeń
OK. Ale teraz powstaje pytanie, jakim to cudem społeczeństwo pozwala na to, aby niektórzy ludzie nabywali wirusa HIV w drodze seksualizowania się? Bo popatrzcie, jak jakiś gościu byłby nie ubezpieczony, to zawsze może próbować zarobić na opłacenie medyka i na środki do życia, może otrzymać pomoc od swoich bliskich, od sąsiadów, od parafii, może żebrać. Różne rzeczy taki gościu może. Natomiast jak się ma AIDS to co można? Mercury zapewne był poubezpieczany na wszystkie strony, i co?
Na wszelki wypadek - gdyby ktoś zamierzał mnie obsobaczyć, że, najprawdopodobniej kierując się katolskim fundamentalizmem, postuluję jakiś zamordyzm obyczajowy, to owszem, niech mnie obsobacza, tyle tylko, że ja jestem od propagowania zamordyzmu jak najdalszy, natomiast pochylam się z troską nad tymi, którzy błądzą i - na podobieństwo tych nieroztropnych naszych sióstr i braci, którzy, gdyby nie przymus, nie odprowadzaliby składek zdrowotnych i emerytalnych - źle pojmując wolność narażają się na cierpienia. I pytam: dlaczego społeczeństwo na to pozwala?
"Są dwie możliwości: albo jest możliwe to, żeby człowiek był w stanie zapracować na to, żeby zapłacić medykowi za usługę, albo to jest niemożliwe. Jeżeli jest możliwe, to po cholerę państwo ma się do tego wtrącać? Jeżeli to możliwe nie jest, to po jaki chuj robić ludziom wodę z mózgu i jeszcze do tego okładać ich obowiązkowym haraczem na to, co i tak warte funta kłaków?"
Istotnym pytaniem jest właśnie to - po co państwo wtrąca się do dziedziny, jaką są usługi medyczne? Dla jasności - nie żywię nienawiści do państwa jako takiego (aczkolwiek być może zmierzam w tym kierunku, co jednak nie wynika z jakiejś ideologii, tylko jest skutkiem tego, że widzę, jak państwo działa :-), natomiast zawsze ciekaw jestem motywacji, którymi kieruje się państwo w swojej aktywności. Ludwig von Mises pisał:
"Niemiecki socjalista, Ferdynand Lasalle, próbował ośmieszyć koncepcję rządu ograniczonego wyłącznie do tej sfery, nazywając państwo ustanowione na zasadach liberalnych 'państwem-stróżem nocnym'. Ale trudno zrozumieć, dlaczego państwo-stróż nocny miałoby być w jakiś sposób śmieszniejsze lub gorsze niż państwo, które zajmuje się przygotowaniem kiszonej kapusty, produkcją guzików do spodni lub publikacją gazet".
To jest kawałek z książki "Liberalismus", którą wydano w 1927 roku. Ciekawe, co Mises napisałby dzisiaj :-)
To mnie właśnie interesuje - dlaczego państwo za jede dziedziny się bierze, a za inne nie (być może w naiwności swojej nie kumam, że to jest tylko kwestią czasu; że to, iż państwo nie wzięlo się za jakieś dziedziny oznacza tylko tyle, że JESZCZE się nie wzięło).
Wczoraj minęła szesnasta rocznica śmierci Freddiego Mercury'ego. 23 listopada 1991 roku Mercury opublikował oświadczenie, w którym poinformował publiczność o tym, że choruje na AIDS. Dzień później zmarł.
Mercury był homoseksualistą i homo się seksualizując nabył wirusa HIV, który to wirus był przyczyną tego, że Mercury zachorował na AIDS i z powodu AIDS umarł.
Nie mam nic przeciwko wielkiemu artyście, ani przeciwko homoseksualizowaniu się, ani w ogóle przeciwko seksualizowaniu się. Natomiast zwracam uwagę na fakt, że jedynym sposobem na to, aby seksualizować się i mieć względnie dużą pewność, iż z powodu seksualizowania się nie nabędzie się wirusa HIV jest seksualizować się tylko z partnerem, który nie jest zarażony wirusem HIV, co w praktyce oznacza seksualizowanie się z jednym tylko partnerem, który z kolei seksualizuje się tylko z nami.
Dobra, zostawiam na razie dziedzinę seksualizowania się i przechodzę do obowiązkowych ubezpieczeń zdrowotnych i emerytalnych. Wydaje się, że koronnym argumentem za przymusem tychże ubezpieczeń jest argument taki:
a) jak nie będzie przymusu to niektórzy ludzie nie ubezpieczą się
b) jak niektórzy ludzie nie ubezpieczą się, to zapewne część z nich nie będzie mogła pozwolić sobie na opłacenie medyka i nie będzie miała za co żyć na stare lata
c) społeczeństwo nie może pozwolić na to, żeby ludzie umierali z powodu tego, iż nie stać ich na medyka i na zapewnienie sobie środków do życia na starość
d) w związku z tym, że społeczeństwo, powodowane wrażliwością i solidarnością ze wszystkimi naszymi siostrami i braćmi nie może pozwolić na to, aby ktokolwiek nie miał środków na medyka i w ogóle środków do życia, konieczny jest przymus ubezpieczeń
OK. Ale teraz powstaje pytanie, jakim to cudem społeczeństwo pozwala na to, aby niektórzy ludzie nabywali wirusa HIV w drodze seksualizowania się? Bo popatrzcie, jak jakiś gościu byłby nie ubezpieczony, to zawsze może próbować zarobić na opłacenie medyka i na środki do życia, może otrzymać pomoc od swoich bliskich, od sąsiadów, od parafii, może żebrać. Różne rzeczy taki gościu może. Natomiast jak się ma AIDS to co można? Mercury zapewne był poubezpieczany na wszystkie strony, i co?
Na wszelki wypadek - gdyby ktoś zamierzał mnie obsobaczyć, że, najprawdopodobniej kierując się katolskim fundamentalizmem, postuluję jakiś zamordyzm obyczajowy, to owszem, niech mnie obsobacza, tyle tylko, że ja jestem od propagowania zamordyzmu jak najdalszy, natomiast pochylam się z troską nad tymi, którzy błądzą i - na podobieństwo tych nieroztropnych naszych sióstr i braci, którzy, gdyby nie przymus, nie odprowadzaliby składek zdrowotnych i emerytalnych - źle pojmując wolność narażają się na cierpienia. I pytam: dlaczego społeczeństwo na to pozwala?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz