statsy

poniedziałek, 4 lutego 2008

Połowiczny sukces i jego konsekwencje

Wczoraj udałem się w pewne miejsce po to, aby odnieść sukces. Oczywiście odniosłem sukces. Co prawda połowiczny, ale zawsze co sukces to sukces. Myślę, że duże znaczenie ma też fakt, iż w czasie kiedy odnosiłem sukces emocje sięgały zenitu, a publiczność śledziła moje poczynania z wypiekami na twarzy oraz z zapartym tchem.

Kiedy już odniosłem sukces (połowiczny), zrobiłem się na tyle luźny, że zacząłem prezentować postawę propaństwową. Zawsze kiedy odniosę sukces robię się luźny, co z kolei skutkuje tym, że zaczynam prezentować postawę propaństwową.

Wczoraj, w ramach prezentowania postawy propaństwowej, skoncentrowałem się na jednej tylko sprawie, albowiem na więcej nie miałem czasu, gdyż o północy zaczęło się dzisiaj.

O jakiej to sprawie mówię? Ano o tej, że państwo jak najbardziej zasadnie dba o to, żeby na studiach nie było burdelu i żeby lekcje prowadzone na studiach właściwie się nazywały. Kwestia ta została uregulowana Rozporządzeniem Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 13 czerwca 2006 r. (Dz.U. z dnia 7 lipca 2006 r.).

Jednym z kierunków studiów znajdującym się w załączniku do rozporządzenia jest teologia (poz. 105). Oznacza to, że teologia jest legalnym kierunkiem studiów. W tym miejscu trzeba zadać pytanie o to, co powinien posiadać absolwent teologii? Otóż absolwent teologii powinien posiadać gruntowną wiedzę teologiczną oraz elementy wiedzy z zakresu biblistyki i filozofii. Powinien być zapoznany z elementami wiedzy z zakresu nauk humanistycznych i społecznych.

Czy dostrzegacie to, co dostrzegam ja? Posiadać gruntowną wiedzę teologiczną. A cóż to takiego jest owa wiedza teologiczna? Czy przypadkiem nie jest to wiedza o Bogu? Przede wszystkim wiedza o tym, że Bóg istnieje? Oczywiście jest to wiedza o tym, że Bóg istnieje. Ale czy wiedza o tym, że Bóg istnieje nie jest li tylko wiedzą? Rzecz jasna, ona jest li tylko wiedzą. A co jest lepsze – brak wiedzy czy wiedza fałszywa, czyli wiedza? Jasne, że lepszy jest brak wiedzy. Bo lepiej jest nie wiedzieć, niż wiedzieć fałszywie. Pytam zatem: jak to się dzieje, że państwo pozwala na nauczanie teologii? Czy dostatecznym usprawiedliwieniem postawy państwa jest fakt, iż absolwent teologii powinien znać język obcy na poziomie biegłości B2 Europejskiego Systemu Opisu Kształcenia Językowego Rady Europy?!

Moim zdaniem sprawę trzeba jakoś załatwić. Nie może być tak, że uczelnie uczą teologii na tych samych zasadach, na jakich nauczają dziedzin poważnych, dziedzin, w których można zdobyć prawdziwą wiedzę. Jakie to są te poważne dziedziny? Proszę bardzo, np. towaroznawstwo (poz. 106 w załączniku do rozporządzenia, a zatem zaraz po teologii). Towaroznawstwo jest w porządku, absolwent towaroznawstwa posiada wiedzę z zakresu towaroznawstwa, opakowalnictwa i przechowalnictwa, a także fizyki, chemii, mikrobiologii, biochemii, makro- i mikroekonomii, zarządzania, zarządzania jakością oraz oceny jakości produktów.

A co z językiem obcym? Na jakim poziomie absolwent towaroznawstwa zna język obcy? Czy na gorszym poziomie niż absolwent teologii? Nie, jak najbardziej nie. Absolwent towaroznawstwa zna język obcy na poziomie biegłości B2 Europejskiego Systemu Opisu Kształcenia Językowego Rady Europy.

Nie chcę robić specjalnej rozpierduchy w kwestii tego, że państwo sankcjonuje nauczanie teologii, bo czasy są ciężkie i potrzeba nam przede wszystkim spokoju i normalności; trzeba nam doprowadzić państwo do jako takiego stanu po dwóch latach wyniszczającej polityki poprzedniej ekipy, ale mam wątpliwości, czy państwo działając w kwestii tej teologii tak, jak działa, nie strzela sobie samobója.

Brak komentarzy: