statsy

piątek, 22 stycznia 2010

Tekścior bez konkluzji :-)))

W szachach obowiązuje zasada, że dotknięta idzie. Chodzi o to, że jak gracz dotknie swojej figury, to musi nią zagrać, a jak dotknie bierki przeciwnika, to musi ją zabić. Czasami zadarza się tak, że dotkniętą bierką nie można zagrać albo dotkniętej nie można zabić, bo nie pozwalają na to reguły gry. W takim przypadku gracz, który popełnił błąd, dostaje karę czasową, a w blitzu (krótkie partie, np. po 5 minut na łebka) błąd ten powoduje przegraną. Tu macie przykład takiej sytuacji - na blitzowych mistrzostwach świata rozgrywanych w grudniu ubiegłego roku grają Aleksandra Kosteniuk i Magnus Carlsen, numer jeden w światowym rankingu:





Czy sędzia może upilnować wszystkich graczy, tak, żeby wiedzieć, kto popełnił bląd? Pewnie, że może, kiedy sędziuje grę na jednaj desce :-) A co z turniejami? Jak sędzie może upilnować zawodników grających przy, powiedzmy, sześćdziesięciu deskach? Ano nie może :-) No więc jak to się dzieje, że w szachach nie ma afer związanych z tym, że ludzie nie stosują się do zasady dotknięta idzie?

Tu jedno zastrzeżenie. Jedna taka afera była. Otóż kiedyś Judit Polgar zareklamowała, że Gari Kasparow dotknął swojego skoczka, ale posunięcie wykonał inną bierką (gdyby ruszył koniem, obojętnie jak, to przegrałby forsownie). Sędzia podszedł, zapytał Kasparowa, czy to prawda, co mówi Judit, Kasparow zaprzeczył i tyle :-) W ten sposób uratował partię, a sędzia nie miał żadnych możliwości zweryfikowania tego, co twierdziła Judit. Mówiąc inaczej: w tej sytuacji - i tu ostrzegam ciotki Matyldy, bo za chwilę stwierdzę rzecz, która ciotki może przyprawić o zawał serca - cała rzecz opiera się na dobrowolnej umowie ludzi. Poważnie, chodzi o DOBROWOLNĄ UMOWĘ LUDZI.

***

Bryan Magge, taki jeden angolski filozof (to moja opinia, a jest to opinia oparta na rzetelnych przesłankach :-)), polityk (poseł reprezentujący Labour Party) i popularyzator filozofii (świetne programy w reżimowej BBC), który w książce Wyznania filozofa stwierdził był, że w porównaniu z jego kumplami-lewakami z Labour Party, torysi są kapitalnie przygotowani merytorycznie, co wynika między innymi z tego, iż ci prawacy nie są leniwi, napisał (w tej samej książce) coś takiego:

Jedną z rzeczy, które zrobiły na mnie największe wrażenie i odtąd oddziaływały na mnie, był sposób traktowania przez Poppera przeciwników. Zawsze kochałem dyskusje, a z upływem lat osiągnąłem znaczną biegłość w rozpoznawaniu słabych miejsc w obronie przeciwnika i koncentrowaniu na nich całego ognia. Wszyscy właściwie polemiści, nawet najbardziej znani, starali się to robić, począwszy od starożytności. Popper natomiast robił coś przeciwnego. Poszukiwał najmocniejszej strony w stanowisku przeciwnika i tę atakował. (...) Wynik, jeśli był skuteczny, był niszczący.

Łapiecie? Atakował najmocniejsze argumenty przeciwnika! Popatrzcie, to tak jak w szachach - w szachach bowiem nic nie da chowanie głowy w piasek, nic nie pomoże również demokracja, po prostu jest tak, że albo masz argumenty w dyskusji o danym wariancie, albo nie masz. Deska weryfikuje wszystko.

***

W książce W obronie polityki Bernard Crick pisze:

Starając się zatem zrozumieć wielość form rządów, spośród których tylko jedna jest polityczną, szczególnie łatwo jest wziąć retorykę za teorię. Stwierdzenie, że sprawowanie każdej władzy wymaga działań politycznych, jest albo figurą retoryczną, albo wyrazem wyrazem zamętu w głowie. Dlaczego na przykład nazywać "polityką" walkę o władzę, skoro jest to tylko walka o władzę?

***

OK, zrobiłem jakiś tam background - zdradziłem jedną z tajemnic szachistów :-), popisałem się cytatami, a teraz powinienem zastrzelić Czytelnika jakimś suspensem, jakąś cacaną konkluzją. Powinienem, ale tego nie zrobię. Pójdę za Robertem Fossierem, który w zakończeniu książki Ludzie średniowiecza stwierdził:

Akademicki zwyczaj wymaga napisania na końcu "konkluzji". Ale w gruncie rzeczy nie wiem, co "konkludować".

No, to ja też nie wiem, co konkludować :-))) Może tylko coś takiego powiem: spróbujcie w kontekście, jaki zaproponowałem, zobaczyć i ocenić to, co w komisji hazardowej wyprawia Sekuła.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Sekuła robi to, co dawno temu, we wrocławskich kuflotekach, robił Jasiu Pawieoczko (dla niezorientowanych- legendarny menel, karzeł, pokręceńiec, z brudnymi paluchami zrośniętymi ze sobą błoną na kształt błony pławnej).
Otóż Jasiu Pawieoczko podchodził do gościa pijącego spokojnie swoje piwo, wkładał mu do kufla te zrośnięte błoną palce i wygulgiwał z siebie:

"Moje, moje, moje!"

To właśnie robi Sekuła :D

Pozdrówki

P.S. miejscówka blogowa dla kilku fajnych osób jest już praktycznie skończona. W przyszłym tygodniu będzie można zwiedzać.
P.S.2. nie wiem, czy nie czas już wrócić do tematu, o którym gadalismy sobie w mailach. Jakby co- ja już zabazgrałem zeszycik róznymi mykami.

wyrus pisze...

>Artur

Jasia Pawie Oczko pamiętam przede wszystkim, jak pod arkadami na Świdnickiej zadawał szyku, ale i w barach go widywałem :-)

Tu daję linka do fotki z portretem Jasia, żeby publiczność miała jakieś pojęcie, o kim mówimy:

http://wroclaw.hydral.com.pl/foto/9/9361.jpg

***

"nie wiem, czy nie czas już wrócić do tematu, o którym gadalismy sobie w mailach. "

Może i czas :-) Dawaj cynę jakby co.

***

"To właśnie robi Sekuła"

Owszem, to właśnie robi. Może to robić, bo ma za sobą władzę. Tylko po co mówić, że chodzi o politykę, kiedy chodzi tylko o władzę :-))

Pozdro.

Anonimowy pisze...

"Owszem, to właśnie robi. Może to robić, bo ma za sobą władzę. Tylko po co mówić, że chodzi o politykę, kiedy chodzi tylko o władzę :-))"

A to nie to samo?

Zdjęcie- szał!

Ja na Jasia wpadałem najczęściej pod Kasztanami, bo tamtędy jeździliśmy z kumplami na wakacjach (w trakcie ogólniaka) do roboty na budowy, albo w Piastowskiej, na Poniatowskiego- a to z racji bliskości naszego ogólniaka ;-)

Jasiu to był egzemplarz, oj był.

Cynę odnośnie spraw dam po weekendzie.

Pozdro

wyrus pisze...

>Artur

"Zdjęcie- szał!"

To prawda. Nie znam się ja na sztuce "wizualnej" ale ta fotka jest świetna :-)

***

***"Owszem, to właśnie robi. Może to robić, bo ma za sobą władzę. Tylko po co mówić, że chodzi o politykę, kiedy chodzi tylko o władzę :-))"

A to nie to samo?***

Oczywiście, że nie to samo. Na tym polega cały problem. Sygnalizując tylko - w takiej Szwajcarii jest trochę polityki, u nas nie ma żadnej. Może gdzieniegdzie trochę tej polityki jest, lokalnie, ale generalnie jest syf. Powiadam jednak - sygnalizuję tylko moim zdaniem ciekawy temat.

Pozdro.

Anonimowy pisze...

Temat ciekawy.

Na moje to nie ma różnicy między włądzą a polityką. Kwestia tego, co się z tym robi.

Można, co oczywiste, traktować politykę po arystotelejsku, jako służacą dobru wspólnemu sztukę zarządzania państwem, ale w sumie gdzie jest napisane, że akurat tak trzeba na to patrzeć? Przecież to idealizowanie.

Ja bym tu nie czynił rozgraniczenia na politykę vs władzę, ale na politykę/władzę dobrą vs politykę/władzę złą. Tu jest, moim zdaniem, ten podział istotny i wart w ogóle zastanowienia.

BTW- przed oświeceniem i tą gigaściemą demokratyczną itp absurdami nikt by nie zrozumiał chyba o co chodzi z tym rozdzielaniem polityki i władzy. Tzn. rozumiałby ale nie tak, jak my to dziś widzimy. Bo to są pojęcia nierozerwalne. Żeby bowiem robić politykę trzeba mieć władzę, a żeby mieć władzę jakaś część realizowanej polityki (o ile nie cała!!!) idzie na to, by tej władzy nie utracić. I w sumie to ma chyba najwięcej sensu i chyba właśńie to nam się tak podoba w prawicy, że władza się ludziom nie wpieprza w życiorys, tylko się zajmuje sama sobą- takie państwo minimum ;-)

wyrus pisze...

>Artur

Temat jest arcyciekawy :-) I patrz, piszesz:

"Ja bym tu nie czynił rozgraniczenia na politykę vs władzę, ale na politykę/władzę dobrą vs politykę/władzę złą. Tu jest, moim zdaniem, ten podział istotny i wart w ogóle zastanowienia."

Moje pytanie jest takie: jeśli władza jest zła (to oczywiście skrót myślowy, ale wiadomo, o co biega), to na jaki chuj ma się przejmować polityką? Jaka jest polityka na Kubie? :-)

Ja bym nawet, w ramach ćwiczeń intelektualnych, zaryzykował tezę, że Kaczki chcą robić politykę, a Tuskowe pragną po prostu mieć władzę. No jaką politykę robi Tusk?

Pozdro.