Na początek zastrzegam, że jeśli chodzi o te wszystkie nowoczesne rzeczy to ja jestem mocno do tyłu, a w przypadku rzeczy ponowoczesnych to jestem do tyłu, że do tyłu. Dlatego nie należy iść za tym, co pisze wyrus jak za wskazaniami pani matki, tylko trzeba mieć do wyrusowego pisania należyty dystans.
Dobra, najpierw idzie o to, że Gadacz chyba nie lubi Rorty'ego. To w wielu miejscach widać. Kiedy Gadacz chce pokazać, że niektóre łosie błądzą, to pisze: Przykładem owocności takiej metody jest pokazanie, że to, co odróżnia Johna Deweya od pozostałych pragmatystów, to jego antykantyzm. Natomiast nietrafna jest diagnoza Richarda Rorty'ego co do rzekomego antykantyzmu w ogóle, a szczególnie Williama Jamesa. [T. Gadacz. s. 18.].
Jeszcze wyraźniej widać to tutaj: Wśród filozofów ponowoczesności, nie wszyscy byli tak cyniczni jak Rorty, który domagał się zamknięcia pojęć "prawda" i "metafizyka" w archiwum. Żyjemy bowiem w epoce postmodernistycznej, w której filozofia przeszła w literaturę. [T. Gadacz. s. 31.].
Gadacz ma oczywiście rację w tym, że Rorty olewa wszelkie wielkie narracje i nie wierzy w żadne renomowane systemy (przy czym, zanim zaczął w te systemy nie wierzyć, przeczytał, co było do przeczytania - Rorty jest obcykany jak sam Diabeł). Nie chodzi tylko o to, że Rorty nie wierzy w platonizm, arystotelizm, tomizm, kantyzm czy heglizm (bo heideggeryzmu czy jasperyzmu chyba nie ma) - to jest oczywiste, ale Rorty nawet w Singera nie wierzy. Rorty o Singerze pisze tak: W jego ujęciu filozofowie moralni mają "dobrze ugruntowane teorie" oparte na czymś zupełnie różnym od moralnych intuicji opinii publicznej. Mają inne, lepsze źródło wiedzy moralnej, niż to, które mogą zapewnić owe intuicje. Źródło to, które filozofowie tradycyjnie nazywają rozumem, dysponuje autorytetem przewyższającym wszelkie alternatywne źródło. Zgodnie z ujęciem Singera filozofowie moralni są jakoś w bliższym kontakcie z tym źródłem. [R. Rorty. ss. 277-278.].
Rorty w Singera nie wierzy:
Uważam ideę teorii moralnej opartej na czymś gruntowniejszym niż intuicje moralne za równie wątpliwą, jak pogląd, że pojęcia moralne mają szczególną naturę rozumianą przez ekspertów lepiej niż przez przeciętnych ludzi i że argumentacja moralna zawiera pewną szczególną logikę, którą trening filozoficzny pozwala uchwycić. [R. Rorty. s. 278.].
Rorty docenia robotę, jaką zrobili Singer i jego ideologiczni kumple, ale przed nimi ostrzega: Dopiero gdy wsiądą na swoje wysokie kantowskie konie, powinniśmy spojrzeć na nich nieufnie. [R. Rorty. s. 302.].
I na koniec wypisków z Rorty'ego gwóźdź programu:
W moim rozumieniu historii filozofii Kant jest postacią przejściową, która pomogła nam uwolnić się od poglądu, że moralność jest sprawą Bożego nakazu, ale utrzymała niestety koncepcję, jakoby moralność była sprawą bezwarunkowych powinności. Zgodziłbym się z tezą Elizabeth Anscombe, że jeśli się nie wierzy w Boga, to należy wyrzucić pojęcia w rodzaju "prawo" i "powinność" ze słownika używanego podczas podejmowania decyzji o tym, jak postąpić. [R. Rorty. s. 280.].
O ile się nie mylę (a nie mylę się :-)), to Rorty mówi to samo, co mówią takie tęgie głowy jak Pascal Boyer, Bartek (BD) czy - zaryzykuję - Kai Nielsen (ja mówię podobnie, przynajmniej z wierzchu, ale w jednym istotnym punkcie - nie wiem jeszcze na ile mającym praktyczne znaczenie - różnię się od wymienionych tęgich głów, gdyż ja jestem teista).
Wyrzucić pojęcia "prawo" i "powinność". Mocne, ale prawdziwe, bo albo-albo, jak mawiał pewien szalony Duńczyk. Wiedział to Nietzsche, i to tak, jak nikt nie wie dzisiaj, a już z pewnością nie wiedzą te wszystkie ćwierćwykształcone dupki, które wywijają sztandarami ateizmu prowadząc ćwierćuczone dysputy przy piwie, a jak przyjdzie co do czego, to zapierdalają do kościoła brać ślub i chrzcić dzieci, bo teść im tak każe, i nie wiedzą tego "racjonalni" zwolennicy skrobania dzieci, którzy skrobanie jako takie uważają za zło. Jakie, kurwa, zło?! A co niby złego jest w skrobaniu dzieci???
Manfred Lütz pisze:
Nietzschego trzeba traktować poważnie, jak żadnego innego myśliciela ateistycznego przed nim. Nietzsche nie zatrzymuje się bowiem w pół drogi, nie czyni dla uspokojenia siebie żadnych wątpliwych kompromisów. Kroczy bezlitosny nawet dla samego siebie, pokonując wszystkie granice i przeszkody, do ostatniej czarnej nicości. [M. Lütz. s. 102.]
I dodaje:
[Nietzsche] nie zakłada żadnego ruchu ani żadnego stowarzyszenia. Uderzenia młota Nietzschego niszczą dewocyjny ateizm różnych stowarzyszeń, który wyobrażał sobie, że stoi na czele postępu, podczas gdy w rzeczywistości tonął w bagnie starodawnych, ciągle powtarzanych frazesów i przesądów. [M. Lütz. s. 100.]
Brawo Nietzsche! I brawo Lütz! Gdzie dzisiaj znaleźć kogoś jak Nietzsche? No gdzie?
Ja wiem, to trudne, bo z jednej strony chciałoby się wyzwolić od tej całej etyki heteronomicznej, bo to wstyd pozostawać w niewoli średniowiecznych, czyli katolskich zabobonów, a z drugiej strony najzwyczajniej w świecie sra się ze strachu. Powtarzam jednak: albo-albo; trzeba jakoś kombinować. Tkaj, tkaczu wiatrów, jak napisał był James Joyce.
Dobra, najpierw idzie o to, że Gadacz chyba nie lubi Rorty'ego. To w wielu miejscach widać. Kiedy Gadacz chce pokazać, że niektóre łosie błądzą, to pisze: Przykładem owocności takiej metody jest pokazanie, że to, co odróżnia Johna Deweya od pozostałych pragmatystów, to jego antykantyzm. Natomiast nietrafna jest diagnoza Richarda Rorty'ego co do rzekomego antykantyzmu w ogóle, a szczególnie Williama Jamesa. [T. Gadacz. s. 18.].
Jeszcze wyraźniej widać to tutaj: Wśród filozofów ponowoczesności, nie wszyscy byli tak cyniczni jak Rorty, który domagał się zamknięcia pojęć "prawda" i "metafizyka" w archiwum. Żyjemy bowiem w epoce postmodernistycznej, w której filozofia przeszła w literaturę. [T. Gadacz. s. 31.].
Gadacz ma oczywiście rację w tym, że Rorty olewa wszelkie wielkie narracje i nie wierzy w żadne renomowane systemy (przy czym, zanim zaczął w te systemy nie wierzyć, przeczytał, co było do przeczytania - Rorty jest obcykany jak sam Diabeł). Nie chodzi tylko o to, że Rorty nie wierzy w platonizm, arystotelizm, tomizm, kantyzm czy heglizm (bo heideggeryzmu czy jasperyzmu chyba nie ma) - to jest oczywiste, ale Rorty nawet w Singera nie wierzy. Rorty o Singerze pisze tak: W jego ujęciu filozofowie moralni mają "dobrze ugruntowane teorie" oparte na czymś zupełnie różnym od moralnych intuicji opinii publicznej. Mają inne, lepsze źródło wiedzy moralnej, niż to, które mogą zapewnić owe intuicje. Źródło to, które filozofowie tradycyjnie nazywają rozumem, dysponuje autorytetem przewyższającym wszelkie alternatywne źródło. Zgodnie z ujęciem Singera filozofowie moralni są jakoś w bliższym kontakcie z tym źródłem. [R. Rorty. ss. 277-278.].
Rorty w Singera nie wierzy:
Uważam ideę teorii moralnej opartej na czymś gruntowniejszym niż intuicje moralne za równie wątpliwą, jak pogląd, że pojęcia moralne mają szczególną naturę rozumianą przez ekspertów lepiej niż przez przeciętnych ludzi i że argumentacja moralna zawiera pewną szczególną logikę, którą trening filozoficzny pozwala uchwycić. [R. Rorty. s. 278.].
Rorty docenia robotę, jaką zrobili Singer i jego ideologiczni kumple, ale przed nimi ostrzega: Dopiero gdy wsiądą na swoje wysokie kantowskie konie, powinniśmy spojrzeć na nich nieufnie. [R. Rorty. s. 302.].
I na koniec wypisków z Rorty'ego gwóźdź programu:
W moim rozumieniu historii filozofii Kant jest postacią przejściową, która pomogła nam uwolnić się od poglądu, że moralność jest sprawą Bożego nakazu, ale utrzymała niestety koncepcję, jakoby moralność była sprawą bezwarunkowych powinności. Zgodziłbym się z tezą Elizabeth Anscombe, że jeśli się nie wierzy w Boga, to należy wyrzucić pojęcia w rodzaju "prawo" i "powinność" ze słownika używanego podczas podejmowania decyzji o tym, jak postąpić. [R. Rorty. s. 280.].
O ile się nie mylę (a nie mylę się :-)), to Rorty mówi to samo, co mówią takie tęgie głowy jak Pascal Boyer, Bartek (BD) czy - zaryzykuję - Kai Nielsen (ja mówię podobnie, przynajmniej z wierzchu, ale w jednym istotnym punkcie - nie wiem jeszcze na ile mającym praktyczne znaczenie - różnię się od wymienionych tęgich głów, gdyż ja jestem teista).
Wyrzucić pojęcia "prawo" i "powinność". Mocne, ale prawdziwe, bo albo-albo, jak mawiał pewien szalony Duńczyk. Wiedział to Nietzsche, i to tak, jak nikt nie wie dzisiaj, a już z pewnością nie wiedzą te wszystkie ćwierćwykształcone dupki, które wywijają sztandarami ateizmu prowadząc ćwierćuczone dysputy przy piwie, a jak przyjdzie co do czego, to zapierdalają do kościoła brać ślub i chrzcić dzieci, bo teść im tak każe, i nie wiedzą tego "racjonalni" zwolennicy skrobania dzieci, którzy skrobanie jako takie uważają za zło. Jakie, kurwa, zło?! A co niby złego jest w skrobaniu dzieci???
Manfred Lütz pisze:
Nietzschego trzeba traktować poważnie, jak żadnego innego myśliciela ateistycznego przed nim. Nietzsche nie zatrzymuje się bowiem w pół drogi, nie czyni dla uspokojenia siebie żadnych wątpliwych kompromisów. Kroczy bezlitosny nawet dla samego siebie, pokonując wszystkie granice i przeszkody, do ostatniej czarnej nicości. [M. Lütz. s. 102.]
I dodaje:
[Nietzsche] nie zakłada żadnego ruchu ani żadnego stowarzyszenia. Uderzenia młota Nietzschego niszczą dewocyjny ateizm różnych stowarzyszeń, który wyobrażał sobie, że stoi na czele postępu, podczas gdy w rzeczywistości tonął w bagnie starodawnych, ciągle powtarzanych frazesów i przesądów. [M. Lütz. s. 100.]
Brawo Nietzsche! I brawo Lütz! Gdzie dzisiaj znaleźć kogoś jak Nietzsche? No gdzie?
Ja wiem, to trudne, bo z jednej strony chciałoby się wyzwolić od tej całej etyki heteronomicznej, bo to wstyd pozostawać w niewoli średniowiecznych, czyli katolskich zabobonów, a z drugiej strony najzwyczajniej w świecie sra się ze strachu. Powtarzam jednak: albo-albo; trzeba jakoś kombinować. Tkaj, tkaczu wiatrów, jak napisał był James Joyce.
--------------------------------------------
Literatura:
T. Gadacz. Historia filozofii XX wieku. T. I. Znak. Kraków 2009.
M. Lütz. Bóg. Mała historia Njwiększego. Wydawnictwo M. Kraków 2009.
R. Rorty. Filozofia jako polityka kulturalna. Czytelnik. Warszawa 2009.
16 komentarzy:
baaaardzo mniamniuśne, wyrusie, oj, bardzo!! Nie mam teraz bardzo czasu a i nie z domu piszę, ale jak już będę w domu, to Ci podeślę na maila fragment tekstu, który sobie szykuję. Myślę, że Ci się spodoba, szczególnie w konteście Rorty'ego i Nietzschego (o tym ostatnim też sobie pomału szykuję pewien tekścik, ale to kwestia dalszej przyszłości:)
Pozdro,
>smootny
Podsyłaj :-))
wysłałem.
Off topic.
Mam mały problem. Z okazji świąt wywaliło w kosmos kafeję szachy.org na której rozegrałem kilka tysięcy partii.
Wiem, że kiedyś już o tym gadaliśmy i podsyłałeś namiary - ale pojęcia nie mam kiedy to było, a jak to zwykle bywa - zapisane adresy zniknęły kiedyś przy stawianiu systemu.
Jeśli możesz to zalinkuj mi coś - najlepiej mało informatycznie skomplikowanego:)
dzięki i pozdr.
>Andrzej-Łódź
Ale co podesłać? Adresy serwerów szachowych?
No, jakieś miejsce gdzie można zagrać, tylko żeby obsługa nie była zbyt skomplikowana.
Cholera, to się nazywa serwer?:)
>Andrzej-łódź
OK, za jakieś 8 minut - zbieram adresy :-)
Super.
Zaznacz gdzie bywasz, to rozegramy coś przy okazji.
>Andrzej-Łódź
SZACHY
1. Jeden z trzech najlepszych, pod pewnymi względami najlepszy - masa turniejów, symultany z mistrzami międzynarodowymi i arcymistrzami - pierwszy tydzień free, później za kasę:
http://www.chessclub.com/
2. Moje ulubione miejsce - grasz za free jako gość zawsze, pierwszy miesiąc za darmo jak założysz konto, a później za kasę. Jak masz program szachowy Fritz to tam jest kod i to Ci pozwala grać za free na zawsze :-))
http://www.playchess.com/
3. Świetny miejsce - gra się za free, masa ludzi, dużo turniejów. Jak będziesz instalował sobie narządko do grania to nie bierz innego (tam masz do wyboru z 15 chyba) tylko Baba Chess :-)
http://www.freechess.org/
4. Dobre miejsce - gra się na stronie, bez instalowania programu, a bardzo ładny wygląd jest - gra się za free
chesscube.com
5. Kapitalne ruskie miejsce - ściągasz sobie program do grania, dużo turniejów - za darmochę
http://chessok.com/
6. Dobre miejsce - gra się albo zainstalowanym narządkiem, albo na stronie
https://www.chess.com/chesspark.html
Na razie tyle, chyba wystarczy :-) Z darmowych najlepszy jest zdecydowania http://www.freechess.org/
Ja bywam we wszystkich tych miejscach, żeby wiedzieć, co w trawie piszczy, ale najczęściej na playchess i freechess.
Pozdro :-))
Kapitalnie! O nic lepszego nie mogłem prosić:)
Przetestuję pewnie wszystkie po kolei, w każdym razie zaczynam od freechess. Jutro zdam relację, jak poszło:)
Wielkie dzięki.
pozdr.
Andrzej-łódź
Zdawaj relację i będziemy przycinać. Kiedyś weźmiemy tekst jakiejś fest partii Ananda z Kramnikiem i powiesimy tutaj jako zapis naszej partii - że niby tak wymiatamy :-)))
Przetestowane. Gra się bardzo w porządku. Oczywiście zacząłem od wtopy, ale frycowe musi być:)
Dam znać za parę dni, kiedy się tam rozeznam.
pozdr.
Wyrusie, fajny tekst.
A Witkacy, który nie lubił pragmatystów, napisał coś takiego:
"Czyż nie lepiej, zamiast stwarzać teorie niezmiernie sztuczne i zawiłe, mające nas chronić od straty czasu na metafizyczne rozmyślania, czyż nie lepiej wprost powiedzieć: stop that infernal nonsense i dać pokój wszystkiemu. To jest jedynie uczciwe postawienie kwestii u ludzi, którzy są przekonani o bezwartościowości dążeń do rozstrzygnięcia metafizycznych problemów. Czyż nie jest zbytnim poczuciem obowiązku pisanie olbrzymich tomów, będących karykaturą dyskursywnej filozofii, dla udowodnienia bezsilności takowej. Ale szerokie warstwy jeszcze niezupełnie uspokojonych na ten temat indywiduów czekają wyroku powag, czy mamy zajmować się jeszcze całą tą baliwernią, czy rzucić ją do diabła. Metafizyka skonała, ale trzeba urządzić oględziny trupa, sporządzić akt zejścia i ogłosić go tłumom według wszelkich form i ze wszystkimi szykanami, aby idealni członkowie społeczeństwa, spełniając automatyczne funkcje mające uszczęśliwić ludzkość, mogli się powołać na jakiś autorytet, gdy kto im zrobi zarzut, że za mało zagłębiają się w metafizyczną Tajemnicę Istnienia."
Wyrusie, wybacz pytanie nie na temat, ale dla mnie to interesująca kwestia: lubisz Witkacego?
>klopin
Witkacego bardzo lubię :-) Na dowód tego powtórzę anegdotę, którą niedawno już u siebie powiesiłem. Otóż niedawno przeczytałem książkę Anity i Solomona Fefermanów "Alfred Tarski. Życie i logika". Kapitalna rzecz! Wiadomo, że się Tarski kolegował z Witkacym - różne oni jaja w Zakopcu wyprawiali. No i Tarski dał Witkacemu kopię swego artykułu "Pojęcie prawdy w językach nauk dedukcyjnych", ten sławny artykuł, w którym Tarski wyłożył swoją teorię prawdy i tam jest istotne, żeby co trzeba powiedzieć, to trzeba powiedzieć w metajęzyku. A Witkacy na tej kopii napisał: "Czy przy pomocy metajęzyka można zrobić metaminetę?
Pozdro :-)
Świetne :-)))
Pozdro
Hehe... ja bym zaryzykował takie wulgarne stwierdzenie, po przeczytaniu tego tekstu, że co niektórzy libertarianie jednak wychodzą z ciemnej dupy.
Prześlij komentarz