statsy

wtorek, 20 września 2011

Tunia. To Know Her Is To Love Her

Polska przegrała z kimś tam w nogę, najlepiej z jakimiś patałachami, i już gazety piszą, że to tragedia.
Ale to nie jest tragedia.
Sportowiec był bitym faworytem do zwycięstwa na igrzyskach olimpijskich, ale w eliminacjach odniósł kontuzję i nie wystąpił w finale. Już telewizory mówią, że to tragedia.
Ale to nie jest tragedia.
Dziecko zachorowało, więc jego rodzice robili wszystko, żeby dzieciaka uratować. Przy pomocy mediów zebrali kasę na leczenie, posłali swój skarb do dobrej kliniki, ale dzieciak umarł. Prawie każdy powie, że to tragedia.
Ale to nie jest tragedia.
To jest ból, być może największy ból, ale to nie jest tragedia.

Powiem Wam, co to jest tragedia.
Dostajesz cynę ze schronu, że jakiś gówniarz przyszedł, czterotygodniowy i że dobrze by było zabrać gnojka, bo w schronie epidemia. Zabierasz gnojka do siebie. Nadajesz mu imię. To bardzo piękna rzecz, nadać mu imię, ale jak nadasz mu imię to już masz przejebane.

Gnojek dobrze sobie radzi. Uczy się. Poznaje świat. Zapierdala na najwyższych obrotach do momentu, kiedy padną mu baterie, a wtedy śpi jak zabity, po czym wstaje i znowu zapierdala do momentu, kiedy  padną mu baterie. Oczka ma niebieskie, bo każdy gnojek ma oczka niebieskie, ale później mu się te oczka wybarwiają.

Patrzysz na gnojka i myślisz sobie, że to najintensywniejsze życie, jakie kiedykolwiek widziałeś.

Gnojek strąca ci wszystkie rzeczy z biurka ale nic mu nie mówisz na to. Gadasz do niego cienkim głosikiem i wypowiadasz tak debilne frazy, że w innej sytuacji zesrałbyś się ze wstydu, ale masz to w dupie, bo uwielbiasz gadać do swojego gnojka.

Gnojek zaprzyjaźnia się z którymś z domowników. Tłucze się z nim. Śpi z nim. W koszyczku, na krześle, na kanapie. Patrzysz na to i myślisz sobie, że nie widziałeś piękniejszej miłości.

Wreszcie dajesz ogłoszenie, że szukasz domku dla gnojka. Wieszasz 150 ogłoszeń w Necie. Poza tym drukujesz kilkadziesiąt zdjęć gnojka i robisz ogłoszenia papierowe. Pierwsze, z rozpędu, wieszasz u swojego weta. Nie umiesz już powiesić następnych.

Po kilku dniach odbierasz telefon. Ludzie pytają, czy ogłoszenie w sprawie gnojka jest aktualne. Powiadają, że znaleźli twoje ogłoszenie, które powiesiłeś u weta. To jedno jedyne papierowe ogłoszenie, które powiesiłeś. Nie wiesz, co powiedzieć ale w końcu mówisz, że tak, aktualne. Umawiasz się z ludźmi na jutro.

Ludzie przyjeżdżają do ciebie, przedstawiasz im gnojka, widzisz, że zakochali się w nim na zabój. Dobrzy to są ludzie. Umawiasz się, że jutro zawieziesz im gnojka, bo taki masz zwyczaj - nie oddasz żadnego dzieciaka, jeśli nie zobaczysz domku, który na zawsze ma być domkiem malucha.

Ludzie wychodzą. Po godzinie dzwonią i pytają, czy nie mógłbyś gnojka zawieźć im dzisiaj. Ty mówisz, że lepiej jutro, bo chcesz się jeszcze nagadać ze swoim szczęściem, chcesz się z nim pożegnać. Ale ci ludzie mówią, że boją się, iż się rozmyślisz. No i zgadasz się - będziesz u nich za dwie godziny.

Jedziesz. Ludzie dają ci kawę, ciastka, czy co tam chcesz dostać. Gadasz z ludźmi i w końcu musisz wyjść. Ostatni raz patrzysz na gnojka, wychodzisz, idziesz przez podwórko, wsiadasz do auta, puszczasz  radio, a tam grają To Know Her Is To Love Her. Ryczysz jak jakiś głupek.

Po drodze zajeżdżasz do Biedronki, kupujesz jaką bądź whisky, w chałupie otwierasz butelkę i na raz obalasz pierwszą, dużą szklaneczkę. Po godzinie dzwonisz do ludzi i pytasz, jak tam gnojek. Oni mówią, że cudowny jest, że świetnie sobie radzi. Cieszysz się, że znalazłeś gnojkowi dobry domek, tylko że jednocześnie jakiś jebany szpikulec, chyba zrobiony z lodu, przeszywa ci serce.

Na drugi dzień w chałupie pusto, niezależnie od tego, kto w chałupie jest. I ilu w chałupie jest.

Myślisz sobie: - A pierdolę to. Nie będę już brać gnojków ze schronu, zbyt wiele mnie to kosztuje, kiedy je oddaję.

Po jakimś czasie myślisz jednak inaczej: - OK, dużo kosztuje mnie oddawanie tych gnojków, ale jak nie będę ich brać ze schronu i oddawać dobrym ludziom, to nie pomogę kolejnym gnojkom, które potrzebują pomocy.

Później znowu myślisz, że już nie będziesz ratować gnojków, bo to za duży dla ciebie koszt.

I tak to się kręci.

I to jest właśnie tragedia.





***

Teraz zrobię tak, żeby było trochę bardziej uniwersalnie :-)) Wieki temu, za głębokiej komuny, przeszedłem Czerwone Wierchy, następnie wlazłem na Giewont, a na koniec zacumowałem w takim jednym schronisku, co to je prowadziły siostry zakonne. Wtedy taka malutka siostra tam była. Ja byłem z przyjaciółmi, siostra dała nam herbaty i chleba ze smalcem chyba. Usiadła z nami przy stole kiedy jedliśmy, gadaliśmy sobie gadaliśmy i ja siostrze takie pytanie zadałem, ot tak, z dupy: - Proszę siostry, a miłość to co to jest?

Siostra wstała od stołu, poszła do kuchni chleba jeszcze nakroić, a jak kroiła to nic nie gadała, wreszcie wróciła do nas, na stole chleb położyła i powiedziała: - Miłość to ból.

Wtedy nie rozumiałem, co mówi ta piękna i mądra siostra.
Zrozumiałem to później.
I teraz wiem.

***

Miłosz powiedział, że zmorą dzisiejszej literatury jest ekshibicjonizm autorów. Zgadzam się z Miłoszem. Kto dzisiaj umie napisać cokolwiek innego, niż swoje wspomnienia? :-)))

Czytajcie ten tekst tak, jakby jego autorem nie był wyrus, koleś dobrze Wam znany. Albo dobra - niech będzie, że wyrus ale - nie umiem tego powiedzieć lepiej, aczkolwiek to jest bardzo ogólne powiedzenie - dobrze czytajcie ten tekst.

17 komentarzy:

Bartek (BD) pisze...

Miodzio mocne.

wyrus pisze...

>Bartek (BD)

Dzięki :-)))

To jest cholernie trudny tekst. Dla mnie. Tak trudny, jak "Ziemia".

Jeszcze raz - dzięki :-)))

megakot pisze...

chuja tam ze schronu.

ja ma teraz trzy pod domem, które przyniesła kotka. idę w koszta żeby to podtrzymać przy życiu ale i boją się więc nie jest łatwo i zdaję sobie sprawę, że kręcę sobie sznur bo to się nigdy nie kończy. a sam mam w chałupie dwa i nie ma szans na podjęcie dalszych.
i co, przyjmie ktoś kota w średnim stanie?

wyrus pisze...

>megakot

"ja ma teraz trzy pod domem"

Te pod domem to osobna sprawa :-) Ja miałem takiego Krówka, który podczas cholernie zimnej zimy zachorował i aż
się mniej dumny zrobił z tego chorowania i jak do chałupy wracałem ze sklepu wieczorem, to Krówek na kontenerze do śmieci usiadł, bo tam z kotłowni wyrzucali te ciepłe rzeczy, co z pieca wybierali, no i Krówek miauczał, jak mnie zobaczył, a przecież to był dzikus, że dzikus, na co ja Krówka do weta zabrałem, tam jemu dwa zastrzyki dali, po czym kociaka zawiozłem do stadniny koni, gdzie go z miłością przyjęli i gdzie Krówek całą zimę spędził w cieple i miłości, ale jak się cieplej zrobiło, to na swoją parafię wrócił, bo on babiarz jest tęgi i potrzebował wrócić na swój teren :-)

I znowu Krówkowi wyrzucałem jedzenie przez okno, a on okazywał mi łaskę i jadł, co sprawiało, że byłem szczęśliwy :-))

Pozdro.

megakot pisze...

aczkolwiek - na prawach dodatku - jak mi się dzieciak, taki człowieczek mały roczny, uderzył w głowę o beton to prawie zwaliłem się w majty i nie spałem dwie noce.

a z kotami ciężka sprawa, zwłaszcza na wiosce - obecnie 2 ściśle domowe, bez szans na potomstwo, 3/4 bywające na obiadach (drą mordy po nocach, szczają po ogrodzie i wszystko co najlepsze od kota) + teraz ta kotka i jej trzy zakatarzone maluchy. i to się nigdy, nigdy nie skończy!

Magda pisze...

Wyrus, dziękuję za ten wpis.

Teraz mamy powypadkowego Krzysia Kosmitę w łazience i naprawdę łatwiej jakoś po tym co tutaj przeczytałam :)

wyrus pisze...

>megakot

"i to się nigdy, nigdy nie skończy!"

No nie skończy się. Permanentna tragedia :-)))

Pozdro.

wyrus pisze...

>Magda

"i naprawdę łatwiej jakoś po tym co tutaj przeczytałam :)"

Jak łatwiej, to super, ale czy rzeczywiście łatwiej? No bo na rozum wiesz wszystko, wiesz też, że i inni tak mają, jak Wy. I co to pomoże, jak będziecie Krzysia oddawać?

:-))))))))

zu pisze...

To ja dodam nasze pierwsze tymczasy,złapane w krzakach ok.15 12.2009-wyobraź sobie Andrzeja i mnie łapiącego w nocy kociaki,zupełnie dzikie i Endrju potem z nimi spał,jak wylazły z pudła...do szczęśliwej,choć łzawej ,adopcji.
http://www.youtube.com/watch?v=O_0_IW-wXAU

wyrus pisze...

>zu

"do szczęśliwej,choć łzawej, adopcji."

Skoro szczęśliwej, to super! A jeśli łzawej, to tragedia. I tak to się kręci :-))))

Pozdro :-)

zu pisze...

Kilka miesięcy potrzeba,by wypełnić dziurę w sercu i pozwolić sobie na następną...life goes on.Ale liczę na whiskey,którą wypijemy razem,może ...

marta.luter pisze...

Wyrusie,
Jak napisałeś ,że dostałeś cynk z schroniska , to wiedziałam ,że chodzi o kota:)
Rozumiem , też czasem oddawałam koty w tzw."dobre ręce".
To fakt ,że gdy kot otrzymuje imię , to ... potem jest już ciężko.
Pociesz się ,że być może kot nie nadał imienia Tobie:)
Będzie mu dobrze.
Będzie miał swój rewir i miseczkę:)
Jesteś sentymentalny w bardzo męskim stylu.
Taki co to wystrzela wrogów i nakładzie po gębie, komu trzeba
ale kury nie zarżnie:))
Pozdr

wyrus pisze...

>zu

"whiskey,którą wypijemy razem, może ..."

Yep! Albo burbona. Jim Beama robią w Kentucky, a przecież dobrze wiemy: you'll never leave Harlan alive!

:-))

wyrus pisze...

>marta.luter

"Pociesz się ,że..." itd.

Nic nie daje pocieszanie się, bo gdyby dawało, to nie byłaby to tragedia, a jest :-)))

Poza tym - napisałem bajkę, którą trzeba czytać w świetle tego, co napisałem w świetle tego, co powiedział Miłosz :-)

Pozdro :-))

Magda pisze...

"I co to pomoże, jak będziecie Krzysia oddawać?"

Umówmy się, że na to pomaga tylko gin z Biedronki ;)

wyrus pisze...

>Magda

To w Biedronce jest gin?? Tam do licha, nie wiedziałem, ale sprawdzę :-))

Pozdro.

Magda pisze...

"To w Biedronce jest gin?? "

Na pewno to on jest w mojej lodówce, ale nie da się ukryć, że trafił tam z Biedronki ;))
Również pozdrawiam.